- W empik go
Roszada - ebook
Roszada - ebook
Happy end to mrzonka; najlepiej wie o tym Nina Konstantinowa. Ranna eks zabójczyni musi uciekać z Nowosybirska, wspierana przez dwójkę niespodziewanych sojuszników. Ale czy naprawdę są oni po jej stronie? Dokąd się udać, gdy cały kraj uważa cię za terrorystkę, a twój narzeczony najpewniej pragnie twojej śmierci? Ta partia szachów pociągnie za sobą ofiary. Pytanie tylko, czy ponowne wejście do gry nie jest równoznaczne z brakiem możliwości powrotu… I czy na końcu w ogóle będzie do czego wracać.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8189-292-6 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
♪ One Night Only — Say You Don’t Want It
Nowosybirsk, Rosja
Samochód zatrzymał się na poboczu drogi, tuż obok kremowego fiata. Po chwili wysiadł z niego młody mężczyzna, ciasno owijając się płaszczem i krzywiąc się, podczas gdy wściekle lodowate podmuchy omiatały mu twarz.
Ukryty wśród ośnieżonych drzew strzelec doskonale go rozumiał. On również nie cierpiał zimy. Większą nienawiścią darzył tylko zimowe zlecenia plenerowe i choć do niedawna myślał, że nic nie będzie w stanie wzbudzić u niego bardziej zaawansowanej niechęci, teraz wiedział, że był w błędzie. Aktualnie na szczycie jego czarnej listy znajdowały się zimowe zlecenia plenerowe na Syberii.
Mężczyzna w płaszczu podszedł do stojącej przy drodze kobiety, milcząco spoglądającej na śnieżno-lodowy krajobraz. Jakby było co podziwiać, burknął w myślach zabójca, naciągając na głowę biały jak reszta jego stroju maskującego kaptur i obserwując, jak znajomi nawiązują rozmowę. Poprawił pozycję, przeklinając pod nosem śnieg, na którym zmuszony był leżeć, szczypiący w twarz mróz i mocne smagnięcia wiatru, od którego oczy zachodziły mu łzami. W końcu zastygł w całkowitym bezruchu i położył palec na spuście.
Czekał.
Był profesjonalistą. Do obiektu wielkości człowieka, przy sprzyjających warunkach, trafiał bez problemu z odległości blisko trzech kilometrów. Nic nie mogło przeszkodzić mu w wykonaniu tego zadania, nawet pogoda z piekła rodem; tym bardziej, że cel miał niemal idealnie przed sobą, a dystans nie należał do największych. Był jednak zarazem na tyle duży, by umożliwić mu swobodną ucieczkę.
Technicznie rzecz biorąc, kobieta była już martwa.
Strzelec wstrzymał oddech i nacisnął spust.Rozdział 2 Fianchetto
♪ Twenty One Pilots — Chlorine
Przez resztę podróży Sebastian nie drążył tematu Jakucka, choć widziałam, że korci go by spytać, co takiego spowodowało, że na zawsze skreśliłam to miasto z listy potencjalnych destynacji wycieczkowych. Nasza syberyjska przygoda okazała się dość monotonna i szybko zaczęła doskwierać nam nuda. Na szczęście mój brat był zdolnym uczniem i w trakcie ostatniego etapu wojażu potrafiliśmy już nawiązać krótką, improwizowaną rozmowę po rosyjsku. Najwięcej problemów przysporzył mu alfabet, którego mimo wysiłków nie mógł poprawnie zapamiętać, ciągle myląc litery i oraz n, a także znaki sz i szcz. Niemniej jednak musiałam przyznać, że świetnie wychodziło mu naśladowanie mojego akcentu, z czego był wyraźnie dumny.
Wyprawa przebiegała bez żadnych przeszkód, więc zgodnie z moimi wcześniejszymi przewidywaniami szesnastego stycznia szliśmy ulicami Tommotu w kierunku wypożyczalni. Sebastian trząsł się z zimna, ja zaś ograniczyłam się tylko do szczelniejszego zawiązania szalika. Pociągi, którymi przyszło nam podróżować, były tak przepełnione, że ani razu nie zaszła potrzeba wyskakiwania z nich przed stacjami — w tłumach łatwo było się ukryć. Cieszyłam się z tego, ponieważ moja rana wciąż dawała o sobie znać, a dodatkowy wysiłek zapewne znacznie pogorszyłby sprawę.
Dźwięk dzwonka obwieszczającego przybycie klientów sprawił, że pracownik wypożyczalni uniósł głowę znad gazety i zmierzył nas oceniającym wzrokiem.
— Dzień dobry — rzuciłam w ramach powitania, starając się o przyjazny wyraz twarzy — Chcielibyśmy wynająć jedno z waszych aut.
— Oczywiście. Aktualnie dysponujemy dziesięcioma samochodami osobowymi i trzema dostawczymi, ceny za dobę wynoszą…
— Proszę zadzwonić do szefa i przekazać mu, że Maria Gorgonowa pilnie potrzebuje środka transportu — przerwałam mu bezceremonialnie.
— Ale…
— Jestem znajomą pana pracodawcy, niech się pan nie martwi. Myślę, że chciałby wiedzieć, że wpadłam w odwiedziny.
Mężczyzna wzruszył ramionami i sięgnął po telefon, by po chwili powtórzyć swojemu rozmówcy wiadomość. Z uwagą wysłuchał odpowiedzi, co jakiś czas gorliwie potakując i rzucając mi ukradkowe spojrzenia, aż w końcu się rozłączył.
— Pan Wiesnin kazał przekazać, żeby wybrała pani auto według swojego uznania — oznajmił rzeczowo — Opłatę uiści pani przy zwrocie samochodu, w dowolnej filii naszej firmy.
— Dziękuję — uśmiechnęłam się nieco wymuszenie — Jakie modele oferujecie?
Kwadrans później siedziałam za kierownicą nowej hondy, wjeżdżając na drogę prowadzącą do Jakucka.
— Maria Gorgonowa? — uniósł pytająco brwi Sebastian.
— To taki żart z młodości — odparłam z rozbawieniem — Zawsze lubiłam mity greckie, miałam słabość do Gorgon. Zwłaszcza do jednej z nich.
— Meduzy? — teraz i on się uśmiechnął.
— Dokładnie. Ponadto, nazwisko Gorgonowa nosiła kobieta podejrzana w latach trzydziestych o zabójstwo dziewczyny pod Lwowem. Miała na imię Margarita, które wybiórczo skróciłam do Marii, tworząc tę przykrywkę. Mój kuzyn, Jurij Wiesnin, w okresie dojrzewania bzikował na punkcie znanych detektywów i sam chciał zostać jednym z nich.
— Chyba mu nie wyszło.
— Najwyraźniej — zgodziłam się — Ale marzenia z dzieciństwa mają to do siebie, że rzadko się spełniają. Jurij z zapałem śledził znane mniej lub bardziej historie zabójstw i snuł własne hipotezy na temat przebiegu zdarzeń; w tym sprawę Rity Gorgonowej. Nikt nie chciał słuchać wyników jego ustaleń, poza mną. Przedstawiłam się tak a nie inaczej, by wiedział o moim przyjeździe i zarazem by nie zostawiać za sobą niepotrzebnych śladów.
Kolejne parę godzin upłynęło w ciszy przerywanej jedynie pomrukami Sebastiana, usiłującego zapamiętać alfabet. Wyglądał na sfrustrowanego, więc mu nie przeszkadzałam, zatapiając się we własnych myślach. W połowie drogi do Jakucka odłożył notatki, które zrobiłam dla niego w pociągu i przeciągnął się.
— Daleko jeszcze? Trochę zgłodniałem.
— Nauka pobudza apetyt. Jeszcze jakieś trzy godziny jazdy — rzekłam z westchnieniem. Powoli ogarniało mnie znużenie, lecz jako kierowca musiałam zachować przytomność umysłu.
— Cholera. Mogłem zostawić na później te kanapki, które kupiliśmy przy dworcu — przyjrzał mi się uważnie — Mogę o coś zapytać?
— Jasne.
— W miarę, jak zbliżamy się do Jakucka robisz się coraz bardziej zasępiona — zawahał się — Coś się tam wydarzyło? Masz jakieś złe wspomnienia?
— Można tak powiedzieć — skinęłam głową — Choć niekoniecznie złe, po prostu bolesne. Sądziłam, że zostawiłam to miasto i wszystko co go dotyczy za sobą, ale wygląda na to, że się myliłam.
Sebastian wpatrywał się w drogę w zamyśleniu, a gdy nie doczekał się kontynuacji moich słów, poruszył następną kwestię.
— To do kogo właściwie jedziemy? Do twojego kuzyna od aut?
— Niezupełnie, chociaż założę się, że to on nas powita — zrobiłam krótką pauzę, wyprzedzając jeden z wlokących się samochodów — Jest synem pierwszej żony mojego dziadka. To ją odwiedzimy — szybko omiotłam wzrokiem jego twarz — Coś taki zaskoczony? Podobno robiłeś research na mój temat. Zakładałam, że od razu połączysz kropkę „Jakuck” z Wiesninami.
— Ograniczyłem się tylko do osób blisko z tobą spokrewnionych. Nie wnikałem w takie szczegóły jak pierwsze małżeństwo twojego dziadka; o ile dobrze pamiętam, bardzo krótkie. A w czym niby może nam pomóc jego była żona? — prychnął sceptycznie.
— Po pierwsze, „krótkie” nie jest synonimem „bez znaczenia”. Taka uwaga na przyszłość. Po drugie, mimo jej wieku, nigdy nie lekceważ układów Soni Wiesniny — ostrzegłam go z lekkim uśmiechem — Wcale nie jest miłą siedemdziesięcioletnią babuleńką. Gdybyśmy były spokrewnione powiedziałabym, że się w nią wrodziłam. Może to przez jej charakter związek z dziadkiem rozpadł się po kilku miesiącach? Nie wiem. W każdym razie, dwa lata po rozwodzie Siergiej Konstantinow ożenił się ponownie, tym razem z lepszym skutkiem, bo wkrótce potem na świat przyszedł mój ojciec. Dziadek nie zerwał jednak kompletnie kontaktów z Sonią, co ponoć doprowadzało do szewskiej pasji moją babkę. Sonia też znalazła sobie nowego małżonka, bardziej pasującego do jej sposobu bycia. Ma z nim dwójkę dzieci, Jurija od aut i Darię; starszych ode mnie o około dwanaście i jedenaście lat. Daria jest już po ślubie i nie mieszka z matką; słyszałam, że przeniosła się do domu teściów, Jefimowów. Jej ojciec nie żyje, więc obecnie to babuszka rządzi całym imperium. Z tego co mi wiadomo, jeszcze lepiej niż mąż.
— Imperium?
— Tak, ich rodzinka dosłownie śpi na kasie. Jak pewnie się domyślasz, nie jest to czysta forsa. Dimka Wiesnin był królem złodziei, elitą wśród elit. Kradł co wybitniejsze dzieła sztuki z całego świata i sprawnie je spieniężał. Właśnie przez tę reputację ojciec surowo zabraniał mi bliższych kontaktów z Sonią i jej krewnymi, mimo że kilka razy pozwolił mi pojechać do nich na wakacje, głównie dzięki namowom naszej matki. Tata twierdził, że nasiąknę złymi wzorcami, a ona przekonywała, że podróż dobrze mi zrobi. Teraz już wiem, że chciała po prostu zyskać parę tygodni spokoju od mojej obecności.
— Kiedy ostatni raz się widziałyście?
Zagryzłam usta, zastanawiając się czy nie skłamać.
— Prawie dziewięć lat temu — wyznałam szczerze.
— Czy ona wie, czym się zajmowałaś?
— Sądzę że tak, choć nigdy nie rozmawiałyśmy o tym otwarcie. Można by powiedzieć, że nie mieszałyśmy się do cudzych interesów, ale kilka razy w ciągu mojej kariery współpracowałyśmy. Jednak gdybym kiedykolwiek chciała komuś opowiedzieć dokładniej o swojej pracy, Sonia zajmowałaby pierwsze miejsce na liście.
— Nawet przed Igorem?
— Nawet. Igor, mimo swoich komputerowych występków, był dobrym facetem. O pewnych sprawach można otwarcie porozmawiać tylko z kimś równie zepsutym jak ty sam. Sonia i ja jesteśmy bardzo do siebie podobne, zrozumiałaby mnie i to, co robię. Uważam ją za swoją babkę w większym stopniu niż matkę mojego ojca, której nigdy nie poznałam.
— Nie zrozum mnie źle, ale w takim razie chyba nie powinnaś się przejmować powrotem tutaj — stwierdził Sebastian — Nie widzę powodu, skoro Sonia jest twoją pokrewną duszą.
— To nie takie proste. Chciałabym żeby było, lecz nie jest — mruknęłam, po czym z oporem dodałam — Od blisko dziewięciu lat nie mam z jej rodziną zbyt dobrych stosunków. W pewnym sensie jestem w Jakucku osobą niepożądaną.
— Ukradłaś im coś? — wypalił prosto z mostu — Złodzieje nie lubią, gdy ktoś zaufany ich zawodzi.
— Nikt tego nie lubi, a za sam ten pomysł powinnam cię wyrzucić z samochodu — warknęłam, mierząc go spode łba — Jestem i byłam morderczynią, nie złodziejką, więc mnie nie obrażaj, braciszku. Przypominam, że na zewnątrz jest minus czterdzieści pięć.
Sebastian uniósł ręce w geście kapitulacji i posłusznie zamilkł.
— Gwoli ścisłości, nie okradłam jej ani nie skrzywdziłam nikogo z jej rodziny — dodałam po dłuższym momencie.
— Co więc zrobiłaś? — spojrzał na mnie ostrożnie.
— Metaforycznie można ująć to tak: coś u niej zostawiłam.
— Co to było?
Jednak na to pytanie nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Nie ufałam mu na tyle i nie sądziłam, bym kiedykolwiek zaufała. Milczenie było więcej niż wymowne, ale nie naciskał. Wiedział, kiedy nie należało przekraczać pewnej granicy i byłam mu za to wdzięczna. Najwyraźniej posiadał zdrowy rozsądek.
— Nie masz nic przeciwko temu, żebym się nieco przespał? — zapytał.
— Nie, zdrzemnij się. Obudzę cię, gdy dotrzemy do Leny, czyli za jakieś dwie i pół godziny. Myślę, że przeprawa może być dla ciebie ciekawym doświadczeniem.
*
— Za parę minut będziemy na miejscu — poinformowałam Sebastiana, z rozbawieniem obserwując jego pobielałą twarz. Mimo że przejazd przez zamarzniętą rzekę mieliśmy już dawno za sobą, wciąż mocno zaciskał szczękę — I wyluzuj trochę, na litość boską. Wyglądasz, jakbyś miał chroniczne zaparcie.
Prychnął ze złością, rzucając mi iście mordercze spojrzenie.
— Przepraszam, ale gdy wspominałaś o przeprawie, sądziłem że masz na myśli most, a nie przejazd grożący śmiercią w lodowatej wodzie — burknął.
— Na Lenie nie ma żadnego mostu. Podziwiam twój instynkt samozachowawczy, lecz nie było się czym martwić. Jest środek zimy, wszyscy mieszkańcy pokonują rzekę w ten sposób. Od lat. A skoro jesteśmy już na bezpiecznym, stabilnym lądzie, byłabym wdzięczna gdybyś przestał histeryzować. Przed nami coś znacznie gorszego niż przejazd przez kilka kilometrów lodu i wolałabym, żebyś był w optymalnej formie.
Skręcając w znajomą ulicę, poczułam jak mój żołądek boleśnie się zaciska. W końcu zaparkowałam przed bramą domu jednorodzinnego przy Łarionowa. Od razu zauważyłam, że budynek musiał zostać odnowiony; przybyło mu także nowe skrzydło. Najwidoczniej interes Soni miał się lepiej niż kiedykolwiek.
— Nie mam pojęcia, na ile orientują się w sytuacji, jednak na wszelki wypadek udawaj, że nie wiesz nic na temat ich biznesu — poinstruowałam brata, odpinając pas i opuściłam auto, stając na twardo ubitym śniegu — Jeżeli załapiesz coś z rozmów po rosyjsku, nie reaguj. Niech mają cię za typowego amerykańskiego językowego ignoranta. Nie rozglądaj się też za bardzo, bo są przewrażliwieni na punkcie potencjalnych rabusiów.
— Brzmi świetnie — zaśmiał się Sebastian, wyciągając z bagażnika nasze podróżne torby — Czuję, że jeśli będę postępował według twoich instrukcji, to poznam tu wielu przyjaciół.
— Nie przyjechaliśmy tu w celu rozbudowywania sieci towarzyskich! — złajałam go surowo i wówczas dotarło do mnie, że swoją ironiczną uwagą chciał tylko rozluźnić atmosferę. Dodałam więc nieco cieplejszym tonem — Przepraszam. To miejsce ma na mnie zły wpływ.
— Może więc udamy się gdzie indziej? — zasugerował spokojnie — Poszukajmy sprzymierzeńców gdzieś, gdzie będziemy milej widziani.
Westchnęłam ciężko, zamykając oczy i pokręciłam głową.
— Problem w tym, że to jedyna sensowna opcja. Muszę się doleczyć i wznowić treningi, na wypadek przyszłej konfrontacji z Patrickiem. Co najważniejsze, trzeba się dowiedzieć, o co właściwie mu chodzi. To potrwa, Sebastian. Sonia jest jedyną osobą w tym kraju, która może nas skutecznie ukryć na czas mojej rekonwalescencji. Nie mamy wyjścia — posłałam mu ponure spojrzenie i skierowałam się do bramy, niezwłocznie wciskając guzik domofonu. Po chwili usłyszeliśmy dźwięk otwierania furtki, co potwierdziło moje przypuszczenia że od momentu pojawienia się przed domem byliśmy obserwowani.
Z każdym krokiem przybliżającym nas do frontowych drzwi czułam się coraz gorzej. Zupełnie jakby mój organizm wyczuwał, że zmierza prosto do piekła. Piekła, które poniekąd sama sobie zgotowałam. Teraz należało zacisnąć zęby i przeć do przodu, bez względu na wszystko. Cel uświęcał środki, prawda?
— Nina — powitał mnie Jurij, stając w wejściu zanim zdążyłam złapać za kołatkę — Dobrze cię widzieć — uśmiechnął się lekko i przeniósł wzrok na Sebastiana.
— Ciebie również — odparłam, siląc się na uprzejmy grymas i wskazałam na swojego towarzysza — To mój brat, Sebastian. Niestety, nie mówi po rosyjsku.
— Miło cię poznać — Jurij skinął Sebastianowi głową, bez mrugnięcia okiem przechodząc na angielski — Dużo o tobie słyszeliśmy. Wejdźcie, Sonia już na was czeka.
— To dobrze — mruknęłam, przekraczając próg domu — Im szybciej będziemy mieli za sobą formalności, tym lepiej.
Zostawiliśmy płaszcze i bagaże w holu, a Jurij wskazał nam drogę do salonu.
— Chcecie herbaty? Właśnie zagotowałem wodę — zaproponował uczynnie.
Sebastian, wyraźnie zadowolony z tego, że nie musi już dłużej znosić mrozu, przyjął tę ofertę z entuzjazmem, podczas gdy ja odmówiłam. Nie dlatego, że nie chciało mi się pić czy ze względu na strach przed otruciem, bo wiedziałam, że nikt z Wiesninów nie upadłby na tyle nisko, żeby spróbować takiej brudnej zagrywki. Po prostu bałam się, że mój znerwicowany żołądek nie zareaguje najlepiej na nawet małą porcję napoju.
Przeszliśmy do salonu, którego wystrój nie robił na mnie większego wrażenia. Dawno przywykłam już do gustów swoich pseudokrewniaków. Sebastian z kolei, zapomniawszy o moich instrukcjach, dokładnie przyglądał się obrazom, zabytkowym meblom i fantazyjnemu kominkowi; przynajmniej do momentu, gdy surowo zgromiłam go wzrokiem.
— Nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze zobaczę cię w tym domu — odezwała się Sonia, podnosząc się z fotela stojącego najbliżej rozjarzonego paleniska. Z jej kolan zeskoczył na podłogę rudy syberyjski kocur.
— Nie jesteś sama — wyprostowałam się, starając się o neutralny wyraz twarzy — Ja też nigdy bym nie przypuszczała, że tu wrócę.
— Ale tu jesteś. O ile dobrze pamiętam, gdy się ostatnio widziałyśmy stwierdziłaś, że twoja noga postanie tu ponownie jedynie po twoim trupie — na ustach mojej rozmówczyni zaigrał drwiący, niebezpieczny uśmieszek.
— W pewnym sensie istotnie tak jest — czujnie zmrużyłam oczy — Lecz zakładam, że już o tym wiesz.
— Jak cały kraj. Jesteś sławna, Nina — prychnęła pogardliwie — Nie ma dnia, żeby w dzienniku nie poruszyli tematu twojego zaginięcia — zrobiła wymowną pauzę, po czym utkwiła wzrok w stojącym obok mnie bracie — A to zapewne równie słynny pan Braswell, mam rację? Znam waszą historię, więc muszę przyznać, że pańska obecność tutaj jest dla mnie dość sporym zaskoczeniem.
Szybko przetłumaczyłam słowa Soni, a Sebastian nie zdołał powstrzymać się od grymasu.
— W takim razie jest nas dwoje — rzekł spokojnie — Nigdy nie planowałem zwiedzać Jakucka zimą, proszę mi wierzyć.
Zachichotała pod nosem, nim zdążyłam przełożyć jego wypowiedź.
— Miło z twojej strony, kochana, ale znam angielski. Ostatnimi laty z nudów uczęszczałam na kurs — powiedziała, niedbałym gestem dłoni pokazując nam fotele i ponownie zajęła swoje miejsce. Kot jakby na to czekał, bo gdy tylko usiadła na powrót ulokował się na jej kolanach i zamruczał głośno z wyraźnym zadowoleniem.
— To Maurycy? — zapytałam, wskazując zwierzaka ruchem głowy.
— Tak. Od twojej poprzedniej wizyty trochę urósł, prawda? Zresztą, nie on jeden.
Resztki dobrego humoru wyparowały ze mnie w milisekundę. Zanim jednak przyszło mi do głowy zrealizować którąś z morderczych wizji jakie mnie nawiedziły, do salonu wkroczył Jurij z dzbankiem gorącej herbaty. Musiał wyczuć jak gęsta była atmosfera, bo zdecydował się do nas przysiąść, żeby móc zapobiec wiszącej w powietrzu awanturze.
— Dobrze, mów więc co was tu sprowadza — westchnęła Sonia — Najlepiej zacznij od początku, chciałabym usłyszeć tę historię z pierwszej ręki. Media potrafią wszystko wypaczyć, podobnie jak informatorzy.
Mimo że dłonie drżały mi z wściekłości, zdołałam zapanować nad głosem i przez kolejne pół godziny ze szczegółami opowiadałam jej, co naprawdę wydarzyło się w ciągu ostatniego roku. Nie wahała się dopytywać o drobnostki, także te dotyczące dalszej przeszłości, na przykład szkolenia jakie przeszłam pod okiem Octopusa. Mając świadomość że jest moją jedyną szansą ratunku mówiłam szczerze, lecz pomijałam nieistotne dla sprawy informacje, o których babuszka nie musiała wiedzieć. Gdy skończyłam monologować, wbrew sobie sięgnęłam po dzbanek i nalałam pełną filiżankę letniej już herbaty. Sonia milczała w zamyśleniu, a ja czekałam na werdykt.
— Żeby mieć całkowitą jasność: o co dokładnie mnie prosisz, Nina? — spytała wreszcie, wwiercając się we mnie wzrokiem.
— O coś w rodzaju azylu na najbliższe tygodnie — odparłam bez wahania — Dla mnie i Sebastiana. Muszę się zregenerować i przemyśleć, co dalej. Nie mogę tego robić włócząc się po Rosji, bo prędzej czy później ktoś może nas namierzyć. Nie mam pojęcia jak daleko sięgają kontakty Patricka, ale policja… Sama wiesz. Gdybym miała inne wyjście…
— …nigdy byś tu nie przyszła — przerwała mi, a ja niemal mogłam dostrzec jak w jej głowie obracają się zębate kółeczka — Lecz jesteś osaczona. Twoje zdjęcie przekazano do rejestru osób zaginionych, więc jedynym wyjściem jakie masz jest zapadnięcie się pod ziemię, przynajmniej do momentu, gdy przestaną trąbić o tobie media. Przykro mi, moja droga, ale muszę stwierdzić, że sama to na siebie ściągnęłaś.
— Tak. Jestem tego świadoma — zacisnęłam kurczowo pięści — Popełniłam kilka błędów, ale ich limit się wyczerpał. Teraz muszę uporać się z tym problemem, najlepiej raz na zawsze. Nie potrzebuję jednak do tego twojej psychoanalizy. Zrozumiem, jeśli nie zechcesz nam pomóc i w takim wypadku wyjedziemy jeszcze dziś.
Sonia głęboko się nad czymś zastanawiała.
— Jurij, oprowadź Sebastiana po domu. Widziałam, że spodobał mu się nasz wystrój wnętrz — oznajmiła w końcu — Chciałabym porozmawiać z Niną na osobności. Chyba nie masz nic przeciwko, mój drogi? — zwróciła się do mojego towarzysza, który zerknął na mnie pytająco. Skinęłam krótko głową, rzucając mu słaby uśmiech i po chwili zostałam z seniorką rodu sam na sam.
— Co za lojalność — zaśmiała się cicho — Godna podziwu gdyby nie to, że pochodzi ze strony człowieka, który chciał twojej śmierci. Ufasz mu?
Z mojego gardła wyrwał się gorzki chichot.
— Nie ufam nikomu poza sobą — wycedziłam.
— Więc dlaczego jesteście tutaj razem? Założyłaś, że wersja jego i tamtej dziewczyny jest prawdziwa, a co jeśli Patrick w rzeczywistości wcale cię nie zdradził? Nie masz pojęcia, co wydarzyło się tamtego dnia, a przyjechałaś do mnie z osobą, którą moim zdaniem jako pierwszą powinnaś podejrzewać o próbę zniszczenia ci życia. Kolejną.
— Zdecydowałam się na to ze względów praktycznych — wstałam i niespiesznie podeszłam do okna, by oprzeć się plecami o parapet — Są dwie opcje: Sebastian albo kłamie, albo mówi prawdę. Jeśli jest tak, jak twierdzi, będzie cennym sprzymierzeńcem. Jeżeli znowu mnie oszukuje, chcę mieć na niego oko. Jawnych wrogów należy kontrolować, trzymając ich na dystans. Ukrytych najlepiej mieć pod ręką i dawać im złudne poczucie, że są potrzebni. Wolę, żeby Sebastian był ze mną tutaj, gdzie mogę go obserwować, niż by znajdował się poza moim zasięgiem i planował bóg wie co.
— Pochwalam twój tok rozumowania, jednak zapominasz chyba o tym, co najistotniejsze. Przywożąc go tu, naraziłaś moją rodzinę — Sonia założyła ręce, jednocześnie ściągając usta w wąską kreskę. Była wyraźnie niezadowolona — Jeśli zwróci się przeciw tobie, wszyscy będziemy zagrożeni. A gdy któremuś z moich krewnych stanie się krzywda… Wtedy poniesiesz konsekwencje. Nie muszę ci chyba tłumaczyć, jakie.
Przez chwilę mierzyłyśmy się lodowatymi spojrzeniami, lecz żadna z nas nie mrugnęła.
— Prowadzisz niebezpieczną grę, kochana. Co, jeśli stracisz resztki kontroli nad sytuacją? Co zrobisz, kiedy wrogowie przewidzą twój plan i zjawią się tutaj? Jestem przekonana, że kimkolwiek jest osoba która tym razem chce twojej śmierci, nie cofnie się przed niczym by osiągnąć cel. Masz w sobie tyle odwagi by patrzeć jak zabija mnie, Jurija, Darię, jej dzieci? Każdego, kto stanie jej na drodze?
— To się nie zdarzy — odparłam ze stoickim spokojem, uśmiechając się i postępując parę kroków w jej stronę — Nikt się tu nie zjawi. Jeśli nawet, to nie zdąży kiwnąć palcem, żeby was skrzywdzić. Jednak przy dobrym układzie zakończę sprawę szybciej, niż ktokolwiek domyśli się, gdzie mnie szukać.
— Jesteś bardzo pewna siebie — skrzywiła się Sonia — Mogłabym powiedzieć, że nic się nie zmieniłaś, ale bym skłamała. Jesteś jeszcze gorsza niż dziewięć lat temu. Mogę zapytać, skąd bierze się to absolutne przekonanie co do powodzenia twoich planów?
Rozluźniłam się lekko. Nareszcie czułam, że rozmowa zaczyna przybierać pozytywny dla mnie obrót.
— Oczywiście. Widzisz… Masz rację jeżeli chodzi o to, że prowadzę niebezpieczną grę, lecz niepotrzebnie martwisz się, że ktoś przejrzy moje zamiary — zrobiłam krótką, aczkolwiek znaczącą pauzę — To gra, w której nie ma zasad, schematów, utartych szablonów czekających na wypełnienie. Moim wrogom może się tak wydawać; mogą grać według reguł, które sobie wymyślili. Mnie to nie dotyczy. Już nigdy nie będę czyjąś marionetką. Nigdy nie będę robić tego, czego się po mnie spodziewają. To partia szachów, Sonia. Rozgrywka, w której oni próbują mnie zamatować, a ja wywracam szachownicę i ich figury lądują na podłodze. W kawałkach.
Przyszywana babka przyglądała mi się długo, w bliżej nieokreślony sposób. W końcu jednak uśmiechnęła się, co o dziwo wyglądało całkiem szczerze.
— Możecie zostać, jak długo chcecie. Zajmijcie północne skrzydło; rzadko z niego korzystamy, więc nikt nie będzie wam tam przeszkadzał. Gdybyście czegoś potrzebowali, dajcie znać. Ale jeśli wydarzy się coś, co będzie zagrażało moim bliskim, chcę o tym wiedzieć natychmiast — zastrzegła — Chodź, pokażę ci pokoje. Na pewno jesteście zmęczeni po podróży.
Opuściłyśmy salon, w holu natykając się na Sebastiana i Jurija, pochłoniętych rozmową. Już zbierałam się do przekazania bratu pomyślnych dla nas wieści, gdy moją uwagę zwróciły krzyki dobiegające z piętra. Wszyscy jak na komendę unieśliśmy głowy, a po chwili na schodach rozległ się tupot stóp. Na nasz widok trójka dzieci zatrzymała się jak wryta. Wyglądały na nieco speszone.
— Alina, Denis! Co wy wyprawiacie? — zza balustrady na górze wychyliła się znajoma mi twarz Darii — Katia, miałaś pilnować, żeby nie biegali po schodach!
Starsza z dziewczynek wywróciła oczami, uprzednio obróciwszy się tak, żeby moja kuzynka nie mogła tego dostrzec. Niemal się uśmiechnęłam. Niemal. W tym momencie wzrok Darii spoczął na mnie, a ona sama zastygła w bezruchu. Nie wiedziałam czy z powodu szoku, czy raczej oburzenia faktem, że mnie widzi. Wymieniłyśmy zimne spojrzenia, nie zwracając uwagi na pozostałych, obserwujących z zaciekawieniem naszą interakcję.
— Nie sądziłam, że odważysz się tu wrócić — rzuciła na powitanie tonem jeszcze chłodniejszym niż to, co wyrażały jej oczy — Z wiekiem robisz się coraz bezczelniejsza.
— A ty nadal masz kij w tyłku — odparowałam z drwiną — Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają, prawda?
Zanim zdążyła odbić piłeczkę, odezwała się Sonia.
— Moje panie, nie przy dzieciach — popatrzyła na nas z naganą, po czym przeniosła uwagę na skonsternowaną gromadkę — Alina, Denis, Katia, przez kilka tygodni będziemy mieli gości. Zamieszkają w skrzydle północnym i pod żadnym pozorem nie wolno wam im przeszkadzać, rozumiemy się? Mają do wykonania bardzo ważną pracę i potrzebny im spokój.
Dzieciaki posłusznie pokiwały głowami, przyglądając się mnie i Sebastianowi z nieskrywanym zainteresowaniem. Daria starała się stłumić wściekłe prychnięcie, lecz skutek był odwrotny do zamierzonego.
— Chyba nie pozwoliłaś im zostać?! — wycedziła, wpatrując się natarczywie w matkę. Sonia pozostała jednak niewzruszona. Widząc że nic nie wskóra, moja wspaniała kuzynka postanowiła wyładować się na swoich pociechach — A wy do łóżek, raz, dwa!
— Muszę odrobić lekcje — zaprotestowała starsza z dziewczynek o imieniu Katia — Wujek Jurij miał mi pomóc w wypracowaniu.
— Świetnie, wobec tego lepiej się za to zabierz — burknęła Daria, machając ręką z rezygnacją — Alina, Denis, słyszeliście co powiedziałam?
Dzieci, z dużą dozą prawdopodobieństwa bliźniaki, z niechęcią powlokły się na górę i wkrótce zniknęły z naszego pola widzenia, podobnie jak ich matka.
— Mieszka teraz z wami? — uniosłam pytająco brwi — Od kiedy?
— Jakieś dwa lata — wyjaśnił Jurij taksując mnie wnikliwie, zupełnie jakby na coś czekał. Cóż, nie doczeka się, mruknęłam w myślach, zachowując kamienną twarz — Jej mąż musiał sprzedać dom, żeby mieć kasę na operację ojca.
— Ach, tak — potarłam skroń, która zaczęła boleśnie pulsować — Rozumiem.
Zerknęłam na Sebastiana, by dać mu do zrozumienia, że moje negocjacje z Sonią przebiegły pomyślnie, o ile sam jeszcze tego nie wywnioskował. Od razu się rozluźnił, a ja pochwyciłam wzrok Katii, która od dłuższej chwili zdawała się śledzić każdy mój ruch. Próbowałam to ignorować, aż do teraz. Niechętnie odwzajemniłam jej spojrzenie.
— Mam coś na twarzy? — zapytałam dziewczynkę nieco ostrzej niż zamierzałam.
Mój ton zaskoczył wszystkich, włączając mnie samą i zrobiło mi się trochę głupio. Nie przepadałam za dziećmi, ale niechętnie musiałam przyznać, że Katia wyglądała całkiem sympatycznie. Blond włosy związała w wysoki kucyk, a jej oczy miały czysty, lazurowy kolor. Ponieważ szczegół ten od razu przypomniał mi o Secie, zacisnęłam pięści, starając się opanować wpełzający na twarz grymas. Nie muszę chyba dodawać, że nie była to przyjemna retrospekcja. Katia tymczasem oblała się rumieńcem i spuściła oczy.
— Nie, ja… Przepraszam… Widziałam panią w telewizji i… — zaczęła się jąkać, uparcie spoglądając na dywan przed sobą.
— W porządku — wysiliłam się na najbardziej uprzejmy uśmiech, na jaki było mnie w tym momencie stać — To ja przepraszam. Mamy za sobą długą drogę i jesteśmy strasznie zmęczeni, stąd moje rozdrażnienie. Nie musisz mnie też tytułować; po prostu mów do mnie po imieniu.
Dziewczynka skinęła głową i chwilę później Jurij przeszedł z nią do salonu, by zająć się jej pracą domową. Sonia zaś poprowadziła nas do wspomnianego wcześniej skrzydła północnego i pokazała, gdzie znajdują się nasze sypialnie.
— Wiem że już późno, ale czy znalazłaby się dla mnie jakaś kanapka? — spytał Sebastian, gdy zbierała się do odejścia — Po drodze prawie się nie zatrzymywaliśmy i…
— Oczywiście — roześmiała się — Wiecie gdzie jest kuchnia, częstujcie się czym chcecie.
— Idziesz? — brat zmarszczył czoło z wyraźną konsternacją, dostrzegłszy że nie ruszyłam się z miejsca i ciągle stoję przy drzwiach pokoju.
Pokręciłam głową.
— Nie, nie jestem głodna. Wezmę prysznic i idę spać, ledwo żyję.
— Mogę ci coś przynieść — zaoferował wspaniałomyślnie.
— Nie trzeba, ale dzięki. Tylko się nie obżeraj, bo przytyjesz i zrobisz się bezużyteczny — mrugnęłam do niego kpiąco. Prychnął, wymownie spoglądając w sufit.
— W takim razie dobranoc — pomachawszy mi raźno, oddalił się korytarzem w celu spustoszenia lodówki Wiesninów.
Kiedy zostałam sama, pozwoliłam fałszywemu uśmiechowi zniknąć z mojej twarzy. Minęło raptem parę godzin od momentu gdy przekroczyłam próg tego domu, a już dopadło mnie uczucie mentalnego wycieńczenia. Na szczęście nigdy nie miałam tutaj problemów z zasypianiem. Zamykając oczy uświadomiłam sobie, że pobyt w Jakucku zapowiadał się na o wiele większe wyzwanie niż zakładałam, głównie ze względu na obecność Darii i jej rodziny. Jednak mimo wszystko nie było to coś, z czym nie dałabym sobie rady. Parafrazując słowa popularnego powiedzenia: kiedy życie rzuca ci kłody pod nogi, zrób z nich tratwę. Wiedziałam, że tych kłód pojawi się jeszcze więcej i sprawa Darii to jedynie mizerny początek, lecz uśmiechnęłam się do siebie wierząc, że w razie potrzeby — jeśli tylko będzie mogło mi to w jakiś sposób pomóc — zamiast tratwy zbuduję z nich nawet cholernego Titanica.
Z tą niewielką różnicą, że mój faktycznie będzie niezatapialny.Rozdział 4 Linia przemiany
♪ The Verve — Bitter Sweet Symphony
— Dziękuję, że dzwonisz — rzekłam bez zbędnych wstępów, odebrawszy połączenie. Uruchomiłam przy tym tryb głośnomówiący, żeby ułatwić bratu śledzenie rozmowy na bieżąco.
— W czym mogę ci pomóc, Meduzo? Przypuszczam że sprawa jest ważna, skoro zdecydowałaś się nawiązać ze mną kontakt.
— Potrzebuję informacji na temat Setha. Konkretnie, jego nowego pseudonimu oraz pełnej listy wykonanych przez niego zleceń.
Nastąpiła długa pauza, podczas której wymieniłam z Sebastianem pełne napięcia spojrzenie.
— Zobaczę, co da się zrobić — stwierdził wreszcie Rottur — Jeśli wszystko pójdzie sprawnie, prześlę ci dane najdalej za dwie godziny.
— Nie ma pośpiechu. Wobec tego czekam na wiadomość — zakończyłam wymianę zdań i opadłam na fotel, ściskając w dłoni komórkę.
Parędziesiąt minut później do biblioteki wpadła Katia, sadowiąc się w kącie z podręcznikami i resztą szkolnych akcesoriów. W ciszy zabrała się do odrabiania zadań domowych, choć i tak czułam, że próbuje nas dyskretnie obserwować. Gdy telefon zawibrował, prawie podskoczyłam.
Informacja zwrotna od Rottura składała się z jednego słowa i kilku załączników zawierających zrzuty ekranu nowego profilu Setha. Znanego obecnie jako Necrosyrtes.
— Znowu jakieś nawiązanie do mitologii? — Sebastian był wyraźnie zaskoczony.
— Nie — pokręciłam głową — To łacińska nazwa jednego z gatunków sępa.
— Adekwatnie do osobowości — zaśmiał się cicho.
— Nie da się ukryć — mruknęłam pod nosem i skopiowałam otrzymane obrazy na komputer, jednocześnie wysyłając Rotturowi wiadomość z podziękowaniem za pomoc. Po krótkiej refleksji uprzejmie zapytałam również o jego córkę. Odpowiednio opracowawszy zdjęcia, co sprowadzało się głównie do ich przycięcia, wydrukowałam je i rozłożyłam na uprzątniętej nieco wcześniej ławie.
— W przybliżeniu osiem lat zabijania — odnotował mój wspólnik — Dziewięćset dwadzieścia sześć ofiar. Wow — zerknął na mnie z zainteresowaniem — Czy mogę spytać…?
— Nie, nie możesz — ucięłam kategorycznie — Zresztą chyba widziałeś już mój licznik.
— Szczerze mówiąc, nigdy nie zwróciłem na niego większej uwagi.
— Twoja strata — wzruszyłam ramionami — Ale przypominam, że to nie moje statystyki mamy analizować, braciszku. Skup się na tym, co leży na blacie. Meduza już nie istnieje, za to Seth owszem. A ja nie mam zamiaru stać się jego padliną.
Dzwonek obwieścił nadejście nowej wiadomości, więc przeniosłam oczy na wyświetlacz telefonu.
Dzięki tobie spędziłem z Hrafną jej ostatni tydzień. Nie musisz być mi za nic wdzięczna, w końcu to ja mam wobec ciebie dług.
Bez wahania wystukałam treść odpowiedzi.
Właśnie go spłaciłeś. I przykro mi z powodu Hrafny.
— Co się dzieje? — Sebastian przyglądał mi się czujnie.
— Nic takiego. Zapytałam o jego córkę i okazało się, że nie przeżyła.
— Smutne. Cholerny rak — westchnął ciężko — Powinien zajmować honorowe miejsce na waszym portalu, bo przewyższa was skutecznością o głowę.
— Coś w tym jest — ponownie pochyliłam się nad zdjęciami — Musimy się z tym dokładnie zapoznać. Być może znajdziemy coś, co przyda się nam w przyszłości.
— A czego konkretnie szukamy?
— Ogólnie ujmując, wszelkich nieprawidłowości. Czegoś dziwnego, niepasującego do schematu. Zwłaszcza, jeśli chodzi o zlecenia z ostatniego roku, ostatnich miesięcy. Może miejsca, które odwiedzał, mają większe znaczenie niż jedynie to związane ze wskazaniem lokalizacji ofiary? Patrick wspominał kiedyś, że stara się wybierać takie zadania, które pasują do harmonogramu jego pracy naukowej; dzięki temu zwykle ma dobre przykrywki i to bez heroicznego wysiłku.
— Naprawdę sądzisz, że znajdziemy tu coś przydatnego? — mój brat nie wyglądał na przekonanego — Wydaje mi się, że gdyby były tu jakieś, jak to nazwałaś, nieprawidłowości… Zadbałby o to, żeby na bieżąco je usuwać lub korygować. W końcu jest perfekcjonistą.
— Nawet perfekcjoniści robią błędy — odparłam z lekkim uśmiechem — Powiedziałabym wręcz, że ich pomyłki są o wiele poważniejsze w skutkach niż te popełniane przez resztę ludzi. Zbyt duża pewność siebie prowadzi często do ignorancji, a stąd już tylko krok do katastrofy. Patrick jest właśnie takim perfekcjonistą. Gdyby nie jego zadufanie, mógłby być najlepszym z najlepszych i to już wkrótce. Jeśli jednak ma czekać go zagłada, to głównie dlatego, że sam ją na siebie ściągnie. A ja mam cholerną nadzieję, że się do niej przyczynię.
*
Kolejne dwie doby nie przyniosły nam odpowiedzi na żadne z pytań, które umieściliśmy na korkowych tablicach. Również wykaz ofiar Setha okazał się rozczarowująco nieprzydatny. Z uporem maniaczki próbowałam znaleźć jakikolwiek haczyk, lecz najwyraźniej lista nie skrywała większych tajemnic. W duchu powoli zaczynałam przyznawać rację Sebastianowi co do tego, że nie natrafimy tam na żadne poszlaki. Widocznie Patrick naprawdę zadbał o każdy szczegół i jedynym co nam pozostawało, było wymyślenie innego sposobu na poznanie jego poczynań z ostatnich miesięcy oraz motywacji za nimi stojących. Odtworzenie ich było absolutnie konieczne, w tym ja i Sebastian całkowicie się zgadzaliśmy. Problem polegał na tym, że mieliśmy niewiele punktów zaczepienia, które mogłyby pomóc nam w osiągnięciu celu.
Po niezwykle intensywnych, wielogodzinnych debatach przyszedł moment, w którym oboje znaleźliśmy się na granicy wytrzymałości. Mojemu bratu nie pomagał fakt, że w dzienniku krajowym regularnie przedstawiany był jako porywacz; ja natomiast musiałam znosić obecność Darii, co nie poprawiało mi nastroju. Nasze spięcie przeszło bez większego echa, choć oczywiste było, że Jurij i Sonia o nim wiedzą. Żadne z nich nie uznało jednak za potrzebne by wtrącać się w sprawę i byłam im za to wdzięczna. Mimo wszystko starałam się spędzać w pobliżu przyszywanej kuzynki jak najmniej czasu i wyglądało na to, że ona postawiła na podobną taktykę. Widocznie zachowała jeszcze jakieś resztki rozsądku lub, co bardziej prawdopodobne, skutecznie przeraziła ją moja groźba.
Wspólnie z Sebastianem zdecydowaliśmy się więc zrobić sobie trochę wolnego — niewiele, bo miało ono obejmować raptem sobotni wieczór i niedzielę, ale wystarczająco, żeby nasze umysły nabrały nieco świeżości. Istniała nikła szansa, że po odpoczynku dostrzeżemy coś, co do tej pory nam umykało. Wolny czas okazał się jednak trudny do zagospodarowania. Ponieważ ani ja, ani mój brat nie mogliśmy wybrać się na wycieczkę kulturalną po Jakucku z obawy przed rozpoznaniem, a wybitnie niskie temperatury panujące na zewnątrz uniemożliwiały pójście nawet na krótki spacer, byliśmy poniekąd uwięzieni w dworze Soni. Tutaj z kolei do roboty mieliśmy jeszcze mniej. Sebastian unikał telewizji jak ognia, ja zaś równie usilnie omijałam łóżko pomimo doskwierającego zmęczenia — gdy tylko zamykałam oczy nawiedzały mnie koszmary, więc sen ograniczyłam do niezbędnego minimum. Skończyło się na tym, że on oglądał na laptopie seriale fantastyczne, od czasu do czasu sięgając po jakąś książkę z biblioteki i usiłując zrozumieć tekst, a ja go w tym wspierałam w przerwach między ćwiczeniami, za które powoli się zabrałam. Kiedyś musiała nadejść chwila wznowienia mojej aktywności fizycznej i uznałam, że z powodzeniem mogło to nastąpić już teraz. Poza tym wysiłek skutecznie odwracał moją uwagę od problemów, co można było interpretować jako pewną wersję odpoczynku.
W niedzielne południe wkroczyłam do biblioteki, dysząc ciężko po pierwszej dawce treningu. Julia miała rację: zanim wrócę do poprzedniej sprawności musiało minąć trochę czasu. Przez brak ruchu w ostatnich tygodniach moje ciało było tak sprężyste jak beton, a ręka w okolicach której mnie postrzelono dawała o sobie znać rwącym bólem. Lecz nie zamierzałam się poddawać, o nie. Wiedziałam, że wystarczy odpowiednia determinacja i regularność, żeby krok po kroku odzyskać formę. Zastanawiałam się tylko, czy wyrobię się z tym pod względem czasowym.
Ku swojemu zdziwieniu zobaczyłam Sebastiana i Katię, siedzących naprzeciw siebie przy ławie. Rozmawiali łamaną angielszczyzną, przy czym dziewczynka często zaglądała do słownika internetowego w poszukiwaniu brakujących jej słów. Uniosłam brwi, spoglądając na nich pytająco i klapnęłam na wolny fotel.
— Robię za native speakera — wyjaśnił mi brat z uśmiechem — Pomyślałem, że ja i mała możemy sobie nawzajem pomóc. Już wytłumaczyła mi kilka rosyjskojęzycznych zagadnień, a minęła dopiero godzina naszej lekcji!
— Podoba mi się twój entuzjazm — parsknęłam, biorąc łyk wody — Nie sądziłam, że traktujesz tę naukę tak poważnie.
— Zawsze fajnie spróbować czegoś nowego. Prawda, Katia?
— Jasne — przytaknęła ochoczo — Ja chcę jak najlepiej mówić po angielsku i w ogóle nauczyć się dużo innych języków. Moja mama musi znać ich sporo, jeśli ciągle podróżuje. Super by było do niej napisać po chińsku.
— Pewnie byłaby pod wrażeniem — zgodził się Sebastian, zupełnie nie zaskoczony stwierdzeniem Katii. Skrzywiłam się. Czyżby jemu też powiedziała, że nie jest prawdziwą córką Darii? — Może warto by to zrobić. Założę się, że ciotka Nina chętnie ci pomoże, podobno jest poliglotką. Zgadza się, siostro?
Skinęłam głową, siląc się na obojętność. Oczy Katii lekko się rozszerzyły. Świetnie, jakby wystarczająco mnie nie prześladowała, teraz będzie za mną biegać jak za żywym translatorem Google. Takim made in Russia. Zakodowałam sobie w pamięci, by przy najbliższej okazji zasadzić Sebastianowi solidnego kopa.
— Naprawdę? A jakie znasz języki, ciociu? — zapytała z ekscytacją.
— Poza angielskim, biegle francuski, niemiecki i włoski — odparłam nonszalancko — Do tego całkiem dobrze norweski oraz hiszpański.
— Ale super! — dziewczynka podskoczyła radośnie, lecz nagle spochmurniała — Szkoda że nie wiem, jak się skontaktować z mamą. Padłaby, gdybym wysłała jej list po norwesku!
— Może spytaj Darię o jej adres? — podsunął Sebastian, drapiąc się w zamyśleniu po brodzie.
— Już kiedyś próbowałam. Zawsze się wścieka i wygania mnie z pokoju. To bez sensu. Poza tym nie mam pojęcia, jak mama ma na imię.
Przyjrzał się jej ze współczuciem. Nie komentowałam tej wymiany zdań, ograniczając się do nieznacznego zaciśnięcia ust.
— Wiesz, ja też miałem podobną sytuację — powiedział w końcu — Po urodzeniu trafiłem do domu dziecka i było mi strasznie ciężko, dopóki nie adoptowali mnie moi przybrani rodzice. Biologicznych szukałem bardzo długo, a gdy wreszcie ich znalazłem… Okropnie się rozczarowałem. Ale mimo to myślę, że jeśli naprawdę chcesz poznać mamę, ciotka Daria nie powinna ci tego utrudniać. Mam świadomość jak się czujesz, dlatego postaram się ci pomóc, lecz to musi być nasz sekret, dobrze?
— Sebastian… — od razu dotarło do mnie, co zamierzał i wbiłam w niego wzrok przepełniony naganą, czując jak mój żołądek się skręca. On jednak mnie zignorował, podczas gdy Katia ochoczo przystała na jego propozycję. Nadzieja w jej oczach spowodowała, że wypita woda podeszła mi do gardła — Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
Oboje spojrzeli na mnie z wyraźnym zaskoczeniem.
— Niby czemu? — brat wyglądał na zbitego z tropu — Powinna mieć chociaż jedną szansę by porozmawiać z matką, nie uważasz? Dostać jakieś wyjaśnienie tej sytuacji? Tobie to pomogło, mimo okoliczności.
— Może i tak, ale co jeżeli Katia jest za młoda, żeby usłyszeć prawdę? Musi być jakiś powód tego, że Daria nie chce z nią na ten temat dyskutować.
— Zazdrość? Prywatne urazy? Nina, ta dziewczynka nie zna nawet imienia własnej matki! Nieistotne co wpłynęło na to, że ją porzucono; skoro Katia wie już, że została adoptowana, coś takiego jak imię tej osoby nie powinno być tabu! Nie widzisz, że to porąbane?
— Może ta kobieta nie chciała, żeby w przyszłości nawiązywać z nią kontakt, a Daria wyłącznie szanuje jej prośbę? — zasugerowałam.
— Nawet jeśli tak jest, samo podanie imienia nie spowodowałoby apokalipsy, na litość boską. Zapewne noszących je obywatelek Rosji jest kilkadziesiąt tysięcy — zmarszczył brwi — Dlaczego właściwie bronisz Darii? Myślałem, że się nie lubicie.
— Moja sympatia, a raczej antypatia, nie ma tu nic do rzeczy. Po prostu ją znam. Jeśli się przy czymś tak bardzo upiera, to musi chodzić o coś więcej niż się z pozoru wydaje.
— Nieważne — Sebastian wyprostował się z determinacją i uśmiechnął się do Katii — Powody, uzasadnione czy nie, postaram się znaleźć jakieś informacje o twojej mamie.
Katia zerwała się na równe nogi i podbiegła do niego, by rzucić mu się na szyję. Ponad jej ramieniem dostrzegłam zwycięski grymas jaki mi posłał, lecz odpowiedziałam mu jedynie morderczym wzrokiem.
*
Resztę dnia spędziłam w swoim pokoju, z przerwą na następny krótki trening połączony z gimnastyką. Biorąc przykład z brata, próbowałam czytać książkę i oglądać film, ale nie byłam w stanie skupić na nich swojej uwagi. W końcu, nie wiem w którym momencie, zasnęłam. Oczywiście tylko po to, żeby obudzić się z niemym krzykiem na ustach o wpół do pierwszej w nocy.
Moje serce waliło jak młot pneumatyczny, gdy usiadłam gwałtownie na łóżku. Rozpoznawszy gdzie jestem, z wolna zaczęłam się uspokajać. Ponownie opadłam na poduszki, odgarniając na bok włosy, które zasłaniały mi twarz i wpatrzyłam się w sufit. Znużenie napływało falami, lecz tym razem nie pozwoliłam się im pochłonąć; zamiast tego wstałam i uporządkowałam łóżko, po czym tradycyjnie przeszłam do biblioteki — jedynego pomieszczenia w tym upiornym miejscu, gdzie czułam się jak człowiek. W dzbanku znajdowało się jeszcze sporo wody, więc chciwie wypiłam całość, nie dbając o poszukiwanie czegoś tak prozaicznego jak szklanka czy kubek. Podeszłam do ławy i otaksowałam wzrokiem listę ofiar Patricka, potem zaś przeniosłam spojrzenie na tablice zapełnione karteczkami. Ogarnęła mnie ślepa furia.
To wszystko przez niego. Gdyby nie on, nie byłoby mnie tutaj, w domu przypominającym mi o najgorszych chwilach mojego życia. Gdyby nie on, nie byłabym obecnie w takim stanie. Nie musiałabym się ukrywać, martwić się o ojca i Tatianę. A on z kolei nie pojawiłby się w moim życiu, gdyby nie moja matka oraz Sebastian. No i Igor, który wyskoczył z pomysłem proszenia go o pomoc… A w ogóle najlepiej byłoby, gdyby Aleksandr okazał się mądrzejszy i nie wpuścił Jennifer do swojego życia; wtedy prawdopodobnie wcale bym się nie urodziła, a świat byłby nieco mniej toksyczny.
Gorące łzy wypełniły mi oczy. Bo chociaż mogłam krzyczeć i obwiniać w myślach każde z nich o to, że w którejś chwili zrobili coś, co tak czy inaczej wpłynęło na moje życie, to w głębi duszy doskonale wiedziałam, że główną przyczyną swoich nieszczęść jestem wyłącznie ja sama.