Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd - ebook
Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd - ebook
Zebrał, opracował i wstępem opatrzył Łukasz Wierzbicki, “odkrywca” postaci Kazimierza Nowaka.
Książka zawiera zbiór reportaży z rowerowej podróży przez Afrykę, jaką autor odbył w latach 1931-1936. Samotnie, bez pieniędzy, ale za to z niezłomnym charakterem i wielką determinacją, dzięki którym udaje mu się przebyć trasę wzdłuż całej Afryki z północy na południe, a następnie inną drogą – z południa na północ.
Wszystkie informacje dotyczące książki jak i autora Kazimierza Nowaka znajdują się na portalu kazimierznowak.pl
To zupełnie niezwykła książka ze względu na treść i osobę autora…; oby zajęła ona stale miejsce na listach klasyki polskiego reportażu napisał Ryszard Kapuściński w maju 2005 r. w liście do Wydawnictwa Sorus po przeczytaniu pierwszego (liczącego 152 strony) wydania „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd”, które ukazało się w 2000 r. Zachęceni tą opinią wznowiliśmy książkę w 2006 r. w postaci drugiego wydania w miękkiej oprawie.
Udział Kapuścińskiego w odsłonięciu w Poznaniu w dniu 25 listopada 2006 r. ufundowanej przez podróżnika Macieja Pastwę tablicy poświęconej Autorowi książki – Kazimierzowi Nowakowi i zainteresowanie mediów pozwoliły dotrzeć do rodziny Nowaka i nieznanych wcześniej redaktorowi książki reportaży, publikowanych w polskiej prasie w latach 1931-1937, jak również do materiałów niepublikowanych – tekstów i fotografii z podróży, przechowanych przez rodzinę. Zdołano również uściślić wiele dat i faktów.
Tak powstało trzecie, rozszerzone (liczące 392 strony) wydanie. Zawiera ono pełną, napisaną pięknym, barwnym językiem, opowieść o pionierskiej, pięcioletniej afrykańskiej wędrówce Kazimierza Nowaka, przez ponad 60 lat zupełnie zapomnianego polskiego przedwojennego podróżnika, który głównie rowerem i pieszo oraz na wielbłądzie, konno i czółnem dwukrotnie pokonał samotnie kontynent afrykański (od Trypolisu po Kapsztad i z powrotem – do Algieru)!
Książkę czyta się jednym tchem. Oprócz opisów niezwykłych przygód globtrotera i cudów afrykańskiej przyrody znajdzie w niej Czytelnik bogaty opis życia mieszkańców Czarnego Lądu, wnikliwą krytykę polityki kolonialnej oraz spostrzeżenia, które wydają się niezwykle aktualne również w odniesieniu do Afryki współczesnej.
Zwiększenie, w stosunku do pierwszego wydania, liczby oryginalnych, wykonanych przez podróżnika fotografii (156, w tym wiele wcześniej niepublikowanych) oraz dodanie, oprócz mapy Afryki z trasą całej podróży, 11 mapek ilustrujących kolejne etapy wyprawy z zaznaczoną marszrutą i odwiedzanymi miejscowościami sprawiają, że Czytelnik może się poczuć jak towarzysz podróży Kazimierza Nowaka – przez Afrykę, nie tę na pokaz, przy szlakach turystycznych,będących pewnego rodzaju wystawą, lecz przez tę, jak pisze Autor w Prologu: niedostępną dla ogółu, o której żaden podróżnik nie pisze, choćby ze względu na to, że aby ją poznać, trzeba się wypocić, zaznać głodu i pragnienia, ryzykować zdrowie i życie.
Spis treści
NOTA OD WYDAWCY
WPROWADZENIE DO WYDANIA SIÓDMEGO
PROLOG
CZĘŚĆ PIERWSZA
LIBIA
1. Trypolis, początek afrykańskiej przygody
2. Modlitwa pustyni
3. Pierwszy rower u bram Sahary
4. Miesiąc pustynnej włóczęgi
5. Wesele arabskie
6. Przez ogarnięte wojną pustkowia
7. Wezwanie do komendy strefy
8. Wybrzeżem Cyrenajki
EGIPT
9. Życie Egiptu
10. Gdzie płynie bogactwo trzech światów
11. List znad Nilu
12. Królewska uczta
SUDAN
13. Dwie stolice Sudanu
14. Ku misjom nad Białym i Błękitnym Nilem
15. Legenda
16. Łowy w Sudanie
KONGO BELGIJSKIE, RUANDA-URUNDI
17. Nad złotodajnymi rzekami Konga Belgijskiego
18. Przez ziemie ludożerców
19. Wśród Pigmejów
20. Wspinaczka ku szczytom Ruwenzori
21. U stóp Gór Księżycowych
22. Równik wita włóczęgę
23. Nad jeziorem Kivu
24. Na dworze króla Ruandy
25. Na bawełnianym szlaku
26. Pośród największych miast świata
27. Wielki kryzys w Katandze
28. Krzyż przeciw bagnetom
29. W obliczu błotnej śmierci
30. Obłąkaniec złota
31. Królestwo pustkowia
RODEZJA
32. W tubylczej wiosce w Rodezji
33. W raju czarnego świata
34. Święta Bożego Narodzenia A.D. 1933
35. W złotym mieście bankrutów
ZWIĄZEK POŁUDNIOWEJ AFRYKI
36. W białej Afryce
37. Wśród Burów z Transwalu, weteranów wojny z 1902 roku
38. Noc na Przylądku Igielnym
CZĘŚĆ DRUGA
1. Zima w Kapsztadzie
2. W krainie przez Boga zapomnianej
AFRYKA POŁUDNIOWO-ZACHODNIA
3. Psie powstanie
4. Wyspa polska
5. Nad tajemniczym jeziorem Otjikoto
ANGOLA
6. Pora deszczów w kraju Owambo
7. W okrutnym pierwotnym raju
8. Święta wśród Polonii w Angoli
9. List z dżungli Moxico
10. Nad brzegiem Kassai, u progu nowej przygody
11. Rozbitek Czarnego Lądu
12. Pieszo przez Angolę ku równikowi
KONGO BELGIJSKIE
13. List znad rzeki Kassai
14. Nareszcie prawdziwy król
15. Jeśli pójdę na mięso do kotła...
16. Pustelnica z Krakowa
17. Biały kapitan Czarnego Lądu
18. Łodzią na ślub Kassai z Kongiem
FRANCUSKA AFRYKA RÓWNIKOWA
19. W najczarniejszej Afryce
20. Zero stopni szerokości geograficznej
21. List z puszczy podrównikowej
22. Poczta pod równikiem
23. W czarnym Paryżu
24. W rajskiej krainie garnków
25. Ueli, nowy przyjaciel
26. Karawana
FRANCUSKA AFRYKA ZACHODNIA I ALGIERIA
27. Wyścig ze śmiercią
28. Tylko trupy tu koczują, tylko sępy tu żerują
29. Oaza
30. Pożegnanie
WSPOMNIENIE
INDEKS NAZW GEOGRAFICZNYCH
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65419-37-8 |
Rozmiar pliku: | 26 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W związku z dużą popularnością książki _Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd_ Wydawnictwo Sorus przygotowało jej kolejne wydania – szóste (2011) oraz siódme (2013).
Dzięki uprzejmości rodziny Kazimierza Nowaka uzyskaliśmy dodatkowe materiały archiwalne, których analiza pozwoliła wnieść do wydania VI i zachować w wydaniu VII wiele poprawek i uzupełnień. Ponadto zmodyfikowano dobór materiału zdjęciowego, a także na nowo opracowano graficznie mapy z korektą trasy podróżnika. Dużym ułatwieniem w lekturze książki może być sporządzony indeks nazw geograficznych.
Szczególną wdzięczność winni jesteśmy uważnym Czytelnikom za nadesłane uwagi o dostrzeżonych błędach i nieścisłościach we wcześniejszych wydaniach.
Przy redagowaniu tekstu niniejszej książki redaktorowi Łukaszowi Wierzbickiemu oraz Wydawnictwu przyświecał cel, by tworzone z fragmentów archiwalnych artykułów dzieło było książką Kazimierza Nowaka, stanowiło spójną całość, z zachowanym klimatem retro i rytmem opowieści podróżnika, oddającym wiernie ducha tamtej podróży. Z tego powodu podpisy pod zdjęciami ograniczono do cytowania tekstu samego Nowaka, a także zrezygnowano z przypisów i objaśnień.
Materiał etnograficzny, przyrodniczy, historyczny i geograficzny zawarty w reportażach Kazimierza Nowaka jest niezmiernie bogaty. Wierzymy, że doczekamy się osobnych pozycji naukowych poświęconych jego wyprawie.
Niniejszemu wydaniu _Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd_ patronuje Fundacja im. Kazimierza Nowaka, która została zarejestrowana w listopadzie 2010 r. Intencją Fundatorów było powołanie instytucji mającej na celu pielęgnowanie pamięci o Kazimierzu Nowaku oraz skuteczną popularyzację dorobku, dokonań oraz systemu wartości tego niezwykłego, a przez kilkadziesiąt lat zapomnianego podróżnika.
_Dominik Szmajda_WPROWADZENIE
DO WYDANIA SIÓDMEGO
Szlakiem wiodącym pośród fantastycznych krajobrazów, malowniczych wodospadów, dymiących wulkanów, nieprzeliczonych stad dzikich zwierząt królujących na bezkresnych przestrzeniach, poprzez piaski pustyń, bezdroża sawann i zarośnięte ścieżyny lasu równikowego podąża niestrudzenie samotny podróżnik. Gdzieniegdzie przystaje, ustawia aparat i robi zdjęcie, zapisuje coś w notatniku, po czym rusza dalej, pchając przed sobą objuczony skromnym dobytkiem, rozklekotany rower. To Kazimierz Nowak, autor niniejszej opowieści, która niczym bajka odsłania przed nami cudowną krainę odległą tak w przestrzeni, jak i czasie – Afrykę lat trzydziestych XX wieku.
Odkąd sięgam pamięcią, mój Dziadek, Józef Wiśniewski, dzielił się ze mną mnóstwem fascynujących historii. Wśród nich ważne miejsce zajmowały zawsze opowieści o Kazimierzu Nowaku, poznańskim podróżniku, który w latach 1931–1936 odbył nadzwyczajną podróż do Afryki, a którego losy Dziadek mój jako chłopak śledził na bieżąco w prasie i czasopismach. Również od Dziadka dowiedziałem się, że jedynym powojennym wydawnictwem poświęconym Nowakowi był przygotowany przez córkę podróżnika, Elżbietę Nowak-Gliszewską, album _Przez Czarny Ląd,_ zawierający ponad trzysta wykonanych przez niego fotografii.
Zainspirowany tymi opowieściami udałem się wiosną 1998 roku do biblioteki z zamiarem odszukania reportaży podpisanych nazwiskiem Kazimierza Nowaka.
– Tak, to właśnie o tej podróży ci opowiadałem – ucieszył się Dziadek, gdy przyniosłem mu pierwsze kserokopie archiwalnych artykułów. Podekscytowany naprowadzał mnie na kolejne relacje, przywoływał w pamięci nazwy czasopism, w których się ukazywały. W poszukiwaniu reportaży Kazimierza Nowaka przejrzałem wówczas kilkaset woluminów i rolek mikrofilmów z numerami „Kuriera Poznańskiego”, „Światowida”, „Na Szerokim Świecie”, „Naokoło Świata”, „Ilustracji Polskiej” oraz „Przewodnika Katolickiego” z lat 1931–1937. Praca trwała kilka miesięcy. Odnajdując w bibliotekach kolejne korespondencje z Afryki, ze zdumieniem i podziwem poznawałem niezwykłe przygody poznańskiego podróżnika.
*
Kazimierz Nowak urodził się 11 stycznia 1897 roku w miejscowości Stryj na Podkarpaciu. W wieku 15 lat udaje się do Watykanu – odbywa pierwszą samodzielną wyprawę za granicę.
Po pierwszej wojnie światowej zamieszkuje w Poznaniu. Podejmuje pracę urzędnika biurowego, jednocześnie w trakcie rowerowych wycieczek po kraju realizuje swe pasje podróżnika i fotografa. 19 marca 1922 roku żeni się z Marią Gorcik, tego samego roku rodzi się córka Elżbieta, w styczniu 1925 roku na świat przychodzi syn Romuald. W okresie kryzysu traci posadę i przez wiele miesięcy bezskutecznie szuka pracy. W marcu 1925 roku Nowak decyduje się wyjechać z kraju, by jako korespondent prasowy i fotograf zarabiać na utrzymanie rodziny. Odbywa dwie podróże po Europie, przemierza rowerem Węgry, Austrię, Włochy, Belgię, Holandię, Rumunię, Grecję, Turcję. W roku 1927 dociera do ogarniętej wojną Trypolitanii w Afryce Północnej. Kłopoty zdrowotne i brak funduszy zmuszają Nowaka do powrotu do Polski, postanawia jednak przemierzyć w przyszłości cały ląd afrykański z północy na południe. Podróżuje po Polsce, udaje się do Francji, jednocześnie czyni przygotowania do wyprawy. Mało kto wie wówczas o jego zamyśle, z tych zaś, którzy wiedzą, niewielu wierzy w możliwość spełnienia tych marzeń.
Kazimierz Nowak przed budynkiem Teatru Wielkiego w Poznaniu
Wyrusza 4 listopada 1931 roku wpierw z Boruszyna do Poznania, następnie pociągiem do Rzymu, stamtąd rowerem do Neapolu, skąd przeprawia się statkiem przez Morze Śródziemne. 26 listopada zjawia się ponownie na Czarnym Lądzie. Swym siedmioletnim wysłużonym rowerem udaje się z Trypolisu wprost na południe ku odległemu o kilkanaście tysięcy kilometrów Przylądkowi Igielnemu. Gdy w Wielką Sobotę 1932 roku dociera do oazy Maradah, wzbudza popłoch wśród służb Komendy Strefy. Nikt nie potrafi zrozumieć, skąd pośród szczerej pustyni znalazł się samotny cyklista z Polski. Władze włoskie z uwagi na niespokojną sytuację w Cyrenajce nakazują Nowakowi zmienić marszrutę i udać się przez Benghasi do Aleksandrii w Egipcie. Tam podróżnik znów obiera kierunek południowy. Wzdłuż Nilu, szlakiem Wielkich Jezior Afrykańskich posuwa się coraz dalej w głąb kontynentu tętniącego własnym, niezbadanym życiem. Jedynie z oddali docierają tu echa światowych wydarzeń – Wielkiego Kryzysu, polityki faszystów w Europie – tak nierealne wobec szalejących na kontynencie epidemii czy przesuwających się po niebie złowrogich chmur szarańczy.
Podróżujący w pojedynkę Nowak zachodzi czasem do tubylczej wioski, by utargować trochę żywności, wysłuchać murzyńskiej legendy. Poznaje Tuaregów, egipskich fellachów, żyjących pośród bagien Szilluków, dumny lud Watussi, Pigmejów, Burów z Transwalu, Hotentotów, Buszmenów, karłów Babinga, dzikich Abasalampasu, Murzynów Haussa oraz wielu innych egzotycznych mieszkańców kontynentu, połączonych wspólnym losem walki o przetrwanie w zdominowanym przez przyrodę świecie. Gdy rusza w dalszą drogę, rytm tam-tamów niesie innym osadom niebywałą wieść o samotnym białym na dziwacznym wehikule.
W samotności, przy dźwięku szeleszczącego płótna namiotu spisuje swe wrażenia i obserwacje. Do gazet pisze o pięknie kontynentu, ale i grozie afrykańskiej dziczy, o kolonializmie i globalizacji. Do ukochanej żony i dzieci o tym, jak bardzo tęskni i jak wielką ma nadzieję, że jego trud przyniesie rodzinie upragniony dochód.
Życzliwość, z jaką traktują go misjonarze, dodaje Nowakowi otuchy. Gdy zaś podróżnik dociera do osiedli białych eksploratorów Afryki, poczucie osamotnienia wydaje się w nim narastać, spostrzega bowiem, jak wiele odróżnia go od urzędników, wojskowych, poszukiwaczy bogactw naturalnych i myśliwych przybyłych tu dla zysku, kariery, trofeów lub rozpusty. Wrażliwy na ludzką krzywdę i pełen szacunku dla dziewiczej przyrody, w niesłychanie, jak na owe czasy, krytyczny, odważny, niezależny sposób ocenia imperialne zwyczaje Europejczyków w Afryce. Nie spieszy się, gdy widzi na horyzoncie światła kolejnego miasta na swym szlaku, rozbija wtedy obóz i spędza jeszcze jedną noc z dala od osiedla ludzi, wśród ukochanej, nieskażonej cywilizacją afrykańskiej przyrody. Wbrew nadziejom przedstawicieli Ligi Morskiej i Kolonialnej, nie podziela kolonialnych ambicji państwa polskiego. Być może z tego powodu nie udzielono Nowakowi odpowiedniej pomocy materialnej, otrzymuje jedynie opony rowerowe posyłane przez firmę Stomil.
Maria Nowakowa tymczasem jest pośredniczką pomiędzy mężem a redakcjami drukującymi jego relacje. Dzięki honorariom za reportaże i zdjęcia z Czarnego Lądu utrzymuje rodzinę w Poznaniu. Regularnie szykuje paczki z materiałami fotograficznymi, nadaje je do Afryki zgodnie z precyzyjnymi wskazówkami małżonka. Czasem udaje jej się posłać Nowakowi skromne środki finansowe, które ratują go od skrajnej nędzy. Śle mu także zakupiony w pracowni fotograficznej Kazimierza Gregera małoobrazkowy aparat Contax, dzięki któremu reporter mógł wykonać podczas całej podróży ponad 10 000 fotografii.
Ostatniego dnia kwietnia 1934 roku Kazimierz Nowak osiąga południowy kraniec Afryki – Przylądek Igielny. Przebywając w Kapsztadzie, decyduje się powrócić do domu inną drogą – znów samotnie przez cały kontynent. Wyrusza niezwłocznie mimo gnębiących go ataków malarii i wiecznej pustki w kieszeni. W wywiadzie dla „Dziennika Poznańskiego” przyzna się później, że pełni podziwu dla jego wyczynu Brytyjczycy oferowali mu darmowy transport pierwszą klasą do Europy, on jednak odmówił.
– Ogarnął mnie lęk… – wspominał. – Kiedy pomyślałem, że mogę znaleźć się w czterech wypolerowanych ścianach kajuty, począłem sobie przypominać tony restauracyjnego jazzbandu, zamajaczyły mi przed oczyma sylwetki eleganckich panów i pań, wsiadłem na rower i uciekłem.
Pośród pustkowi Afryki Południowo-Zachodniej rower rozlatuje się na części. Niespodziewana pomoc przychodzi wtedy ze strony mieszkającego w Gumuchab Polaka, Mieczysława Wiśniewskiego. Kazimierz Nowak otrzymuje od niego konia o imieniu Ryś i kupuje drugiego o imieniu Żbik. Ryś zostaje jego koniem wierzchowym, Żbika wymienia po paru dniach na Cowboya, którego czyni swym koniem bagażowym. Kolejnych 3000 kilometrów przemierza w siodle. Goszcząc na fazendzie hrabiego Zamoyskiego w Angoli, rozstaje się ze swymi czworonożnymi kompanami.
Pożyczonym od Zamoyskich rowerem osiąga rzekę Kassai. Tam postanawia z cyklisty i jeźdźca przeistoczyć się w żeglarza. Wykonanym na zamówienie czółnem tubylczym, ochrzczonym „Poznań I”, spławia się w dół niespokojnej, kapryśnej rzeki. W katastrofie na katarakcie Kaueue traci swój nowy środek transportu. Zmuszony pieszo przebyć setki kilometrów, dociera do Lulua, gdzie nabywa nową łódź, dostosowuje ją do swoich potrzeb i nazywa na cześć małżonki „Maryś”. We wrześniu 1935 roku w Leopoldville (obecnie Kinszasa w Demokratycznej Republice Konga) kończy dwumiesięczny okres samotnej żeglugi rzekami Lulua, Kassai i Kongo. Następny etap do jeziora Czad pokonuje znów rowerem. Władze Afryki Ekwatorialnej Francuskiej nie chcą zezwolić mu na samotną przeprawę przez Saharę, zalecając kontynuowanie podróży w towarzystwie karawany, z którą można zabrać odpowiedni zapas wody. Nowak nabywa wtedy dromadera, najmuje poganiacza i formuje własną karawanę. Kolejnych pięć miesięcy spędza na rozkołysanym grzbiecie dromadera Ueli, docierając w ten sposób do Uargla. Ostatnie 1000 kilometrów z Uargla do Algieru nad Morzem Śródziemnym przemierza rowerem. W listopadzie 1936 roku kończy liczącą przeszło czterdzieści tysięcy kilometrów podróż. Za ostatnie pieniądze kupuje ciepłe ubranie oraz bilet na prom do Marsylii. Stamtąd udaje się do Beaulieu koło St. Etienne, gdzie spędza dwa tygodnie w polskiej kolonii górniczej (którą odwiedzał już podczas wcześniejszej podróży po Europie). Bezskutecznie usiłuje pozyskać pieniądze na bilet kolejowy i transport roweru do Polski sprzedażą zdjęć z Afryki oraz wykonywaniem fotografii górnikom. Udaje się do Paryża, gdzie załatwia formalności wizowe na przejazd przez Belgię i Niemcy. Dzięki pomocy żony i za poręczeniem fabryki opon Stomil otrzymuje od polskiego konsula pożyczkę w wysokości 750 franków.
Pogrzeb Kazimierza Nowaka w Poznaniu w październiku 1937 roku
W nocy z 22 na 23 grudnia 1936 roku w Zbąszyniu przekracza granicę niemiecko-polską. W Poznaniu pośród oczekujących oraz wysiadających z pociągu osób, w półmroku nieoświetlonego peronu rozpoznaje wyczekującą go gromadkę najbliższych.
Po powrocie do Poznania Kazimierz Nowak wygłasza w kinie Apollo odczyty poświęcone etnografii lądu afrykańskiego, wzbogacane pokazami fotografii. Z odczytami gości także w innych miastach, prezentuje relację ze swej podróży między innymi na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie oraz w Wyższej Szkole Handlowej w Warszawie. Planuje wydanie zebranych przez siebie materiałów w postaci książki i zamierza przedsięwziąć kolejną wyprawę, tym razem do Indii i Azji Południowo-Wschodniej. Niestety, tych pragnień już nie udaje mu się zrealizować. Jest wycieńczony częstymi nawrotami malarii, na domiar złego dostaje zapalenia okostnej lewej nogi. Przechodzi operację. Podczas pobytu w szpitalu nabawia się zapalenia płuc. W niespełna rok po powrocie do kraju, 13 października 1937 roku umiera.
Zostaje pochowany na cmentarzu Matki Boskiej Bolesnej na poznańskim Górczynie, w swym stroju podróżnym, z kaskiem kolonialnym złożonym na piersi. Pośród bicia dzwonów kościoła przy ulicy Głogowskiej na czele orszaku pogrzebowego delegacja harcerska niesie sztandar Ligi Morskiej i Kolonialnej. Mój Dziadek wspominał, że zwolnił się tego dnia z pracy, by móc uczestniczyć w pożegnaniu wielkiego podróżnika.
Podróżnik w towarzystwie swych afrykańskich przyjaciół
Dnia 30 kwietnia 1939 roku w Publicznej Szkole Powszechnej nr 6 przy ul. Św. Marcin 35 (obecnie nr 65) otwarto wystawę zatytułowaną _Afryka mówi,_ prezentującą pamiątki po Kazimierzu Nowaku. Dochód przeznaczono na wspomożenie wdowy po zmarłym podróżniku oraz na Fundusz Obrony Narodowej. Pozyskaniu pomocy materialnej dla Marii Nowak służyła również impreza kolarska dla uczczenia zasług Kazimierza Nowaka zorganizowana 19 lipca 1939 roku przez Klub Sportowy Stomil.
*
Można spytać, jaki pożytek dała Kazimierzowi Nowakowi jego szaleńcza podróż. Każdy dzień niósł nowe niebezpieczeństwa, udrękę głodu i pragnienia, bezlitosny skwar tropikalnego słońca, to znów ponure ulewy pory deszczowej. Można widzieć w nim dziwaka, który za pięć lat samotnej tułaczki zapłacił wysoką cenę rozłąki z rodziną, który powrócił do domu tak samo ubogi, jak wyruszył, a nękany chorobami postradał zdrowie i ostatecznie – w wieku lat czterdziestu – życie.
Można także, przyglądając się postaci na fotografii, ujrzeć człowieka, który pod afrykańskim niebem odnalazł ścieżkę własnego przeznaczenia. Jest szczęśliwy, gdyż dochował wierności swym marzeniom, zrodzonym – wspomina o tym w swych listach – w dzieciństwie podczas oglądania obrazków z egzotycznych krajów. Wie, że wykorzystał każdy swój oddech, każde uderzenie serca, by je ziścić.
Nie wszystkie z naszych marzeń wiążą się z miejscami tak odległymi jak Afryka. Czasem jednak najzwyczajniejsze z pragnień równie trudno jest zrealizować, jak te najbardziej zuchwałe. Zdany na siebie Kazimierz Nowak dopiął celu, pamiętał, że aby szczęśliwie powrócić do domu, nie może zmarnować żadnego dnia na lęk, gniew lub żal. I nie zmarnował. Im więcej trudności piętrzyło się na jego drodze, tym więcej znajdował w sobie odwagi i siły woli.
*
W wyniku prowadzonych przez kilka miesięcy poszukiwań dotarłem do ponad stu prasowych relacji, pochodzących z różnych etapów wędrówki Nowaka. Niestety, mimo podjętych starań, przed ukazaniem się pierwszego wydania książki nie udało mi się odnaleźć rodziny podróżnika i dotrzeć do materiałów źródłowych. Kolejnym etapem pracy było przepisanie listów, ułożenie ich w chronologicznym porządku oraz zredagowanie w taki sposób, by stanowiły jednolitą opowieść. Zadanie nie było łatwe. Na niektóre z rozdziałów niniejszej książki składają się fragmenty zaczerpnięte z kilku różnych reportaży Nowaka.
Wiedząc, iż odtworzona relacja zawiera luki, miałem zarazem świadomość, że oto mam przed sobą nie tylko fascynującą, spisaną pięknym literacko językiem historię, ale także unikatowy dokument szczegółowo opisujący Afrykę lat trzydziestych XX wieku, świadectwo nadludzkiego wyczynu oraz relację z jednej z najniezwyklejszych wypraw w historii eksploracji Czarnego Lądu.
W roku 2000 książka zatytułowana _Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd,_ wydana przez Wydawnictwo Sorus, trafiła do księgarń. Liczyła wówczas 150 stron. Na jej zakończenie zdecydowałem się dołączyć ujmujące wspomnienie autorstwa Tadeusza Perkitnego, poznańskiego obieżyświata, które ukazało się w prasie tuż po śmierci Kazimierza Nowaka. Wydawało mi się wówczas, że zadanie, do realizacji którego natchnęły mnie opowieści Dziadka, zostało wykonane. Myliłem się. Musiało po prostu minąć kolejnych sześć lat, by dwa egzemplarze książki trafiły w ręce osób, które pomogły historii potoczyć się dalej…
Na początku 2006 roku _Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd_ wziął do ręki Maciej Pastwa, podróżnik z Poznania. Maciej, poruszony lekturą, postanowił ufundować tablicę pamiątkową poświęconą Kazimierzowi Nowakowi.
Los zrządził, że w tym samym czasie do Wydawnictwa Sorus nadszedł serdeczny list podpisany przez Ryszarda Kapuścińskiego, zainspirowany lekturą reportaży Kazimierza Nowaka. Autor _Cesarza_ wyraził w nim gorące życzenie, by książka _Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd_ „zajęła stałe miejsce na listach klasyki polskiego reportażu”.
Maciej Pastwa oniemiał na widok listu sławnego pisarza. Jego marzeniem było przecież, aby właśnie Ryszard Kapuściński odsłonił tablicę pamiątkową poświęconą Kazimierzowi Nowakowi. Wycięty w metalu kontur Afryki z naniesionym szlakiem podróży oraz tablicę z notką biograficzną w sześciu językach umieściliśmy w holu dworca Poznań Główny, czyli w miejscu, w którym Kazimierz Nowak rozpoczął i zakończył swą wyprawę. Ryszard Kapuściński przyjął nasze zaproszenie, przybył do Poznania i 25 listopada 2006 roku odsłonił tablicę. Wypowiedział wówczas słowa, które na zawsze zapisały się w mej pamięci:
„Wyczyn Kazimierza Nowaka zasługuje na to, by jego nazwisko znalazło się w słownikach i encyklopediach, by było wymieniane obok takich nazwisk, jak Stanley i Livingstone. Kazimierz Nowak był człowiekiem o ogromnej wyobraźni i ogromnej odwadze, człowiekiem nieustraszonym. Pokazał, że jeden biały człowiek, nieposiadający żadnego uzbrojenia, a jedynie wiarę w drugiego człowieka, może przebyć samotnie wielki kontynent, i to w czasach, gdy Europa zaczynała dopiero odkrywać Trzeci Świat. On uczył nas wtedy, w latach trzydziestych XX wieku, jak należy traktować Trzeci Świat i jego mieszkańców.
Tylko ktoś, kto zna te rejony, gdzie podróżował Kazimierz Nowak, i sposób, w jaki to zrobił, może docenić to bohaterstwo połączone z niezwykłą skromnością. On się nie chwalił, on po prostu opisywał, co widział”.
Tamtego dnia ku postaci Kazimierza Nowaka zwróciły się oczy wielu osób. Zrodził się pomysł, by jego imieniem nazwać skwer na poznańskim Łazarzu. Nieopodal, przy ulicy Lodowej 32/8 podróżnik mieszkał wraz z rodziną. Kolejna tablica pamiątkowa w kształcie Afryki poświęcona Nowakowi stanęła wkrótce w Ogrodzie Tolerancji przy Muzeum – Pracowni Literackiej Arkadego Fiedlera w Puszczykowie.
Odsłonięcie tablicy pamiątkowej w listopadzie 2006 roku.
Od lewej: Ryszard Kapuściński, Łukasz Wierzbicki, Maciej Pastwa. Fot. D. Szmajda
Po obejrzeniu telewizyjnej relacji z uroczystości na poznańskim dworcu odezwała się rodzina wielkiego podróżnika. Irena Gołębiowska (bliska krewna Marii Nowakowej, żony Kazimierza) zaprosiła nas do Sułowa Wielkiego, gdzie pośród rodzinnych pamiątek przechowuje kilkadziesiąt niepublikowanych wcześniej fotografii wykonanych przez „wuja Kazia” w Afryce, opatrzonych własnoręcznym komentarzem autora. Od pani Ireny otrzymaliśmy kontakt do kolejnych członków rodziny Kazimierza Nowaka. Okazało się, że żona Nowaka Maria oraz córka Elżbieta, mimo wojennej zawieruchy i przeprowadzki w latach powojennych do Trójmiasta, przechowały wielką ilość pamiątek po podróżniku. Po śmierci Elżbiety materiałami tymi zaopiekował się jej mąż – Marian Gliszewski. Goszcząc w grudniu 2006 roku w jego domu, zapoznałem się ze zbiorem unikatowych zdjęć, wycinków z prasy afrykańskiej, listów do rodziny, a także kilkuset przedwojennych czasopism i gazet z tymi wszystkimi korespondencjami z Afryki, do których nie dotarłem podczas poszukiwań prowadzonych w bibliotekach. Dowiedziałem się ponadto, że Elżbieta Gliszewska, wspierana przez swego męża, pracowała w latach pięćdziesiątych nad wyborem reportaży ojca i wydaniem liczącej ponad 800 stron maszynopisu książki _Na przełaj przez Afrykę._ Niestety, książki tej nie udało się wówczas opublikować.
Raz jeszcze przystąpiłem do pracy nad redakcją książki _Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd._ Tym razem dysponowałem kompletnym materiałem źródłowym. Równocześnie rozpocząłem pracę nad bogato ilustrowaną książką zatytułowaną _Afryka Kazika,_ w której zawarłem czterdzieści inspirowanych przygodami Kazimierza Nowaka opowiadań przeznaczonych dla najmłodszych czytelników. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa BIS w lutym 2008 roku. Wspólnie z Wydawnictwem Sorus planujemy dalsze publikacje z archiwum poznańskiego podróżnika, w tym zbiory listów Nowaka do żony i syna.
Szczególne podziękowania za inspirację i pomoc w zebraniu materiałów źródłowych należą się mojemu zmarłemu w roku 2002 Dziadkowi, Józefowi Wiśniewskiemu. Za udostępnienie archiwów wdzięczny jestem Marianowi Gliszewskiemu, Irenie Gołębiowskiej oraz Janinie Kielar, której dziadek był wujem Kazimierza Nowaka, i Beacie Nowak, której mąż był wnukiem podróżnika. Za serdeczność i pomoc w przygotowaniu wszystkich siedmiu wydań książki dziękuję Wydawnictwu Sorus. Gorące podziękowania składam wszystkim osobom, które zaangażowały się w popularyzację historii Kazimierza Nowaka, w tym nade wszystko Maciejowi Pastwie oraz Ryszardowi Kapuścińskiemu, którego udział w odsłonięciu tablicy poświęconej Kazimierzowi Nowakowi stanowi dla mnie bezcenne i niezapomniane wspomnienie. Pracę włożoną w zrealizowanie książki dedykuję żonie Klaudii.
*
Fakt, że 70 lat po śmierci autora udało się spełnić jego własne marzenie i że do rąk Czytelników trafiła kompletna, wzbogacona o nigdy wcześniej niepublikowane zdjęcia książka _Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd,_ stanowi dla mnie źródło olbrzymiej radości.
Kazimierz Nowak w ostatnich latach zagościł w niezliczonych reportażach prasowych, radiowych i telewizyjnych, został bohaterem komiksu oraz postacią utrwalaną na koszulkach. Organizowane są wystawy jego fotografii. Dzieci z zapałem i fantazją wykonują prace plastyczne ilustrujące jego przygody, odgrywają scenki, w których polski cyklista przeżywa raz jeszcze swe afrykańskie perypetie. 15 maja 2009 roku Gimnazjum nr 5 – Gimnazjum Mistrzostwa Sportowego w Poznaniu, jako pierwsza szkoła w Polsce, otrzymało imię Kazimierza Nowaka.
W latach 2009–2012 odbyła się wyprawa przez Czarny Kontynent śladami Kazimierza Nowaka. Inicjatywa ochrzczona _Afryka Nowaka_ przybrała formę sztafety, która wystartowała 4 listopada 2009 roku z Boruszyna, sprzed domu, w którym w 1931 roku mieszkali Nowakowie. Wzięło w niej udział ponad sto pięćdziesiąt osób z Polski, a także innych krajów. Sam odbyłem jeden z etapów – konny prezez Namibię.
Historia samotnika przemierzającego Czarny Ląd pobudza wyobraźnię, jej ciąg dalszy dopisują kolejni Czytelnicy niniejszej książki oraz mali Czytelnicy _Afryki Kazika._ Dzieło Kazimierza Nowaka stanowi lekcję postrzegania świata z szacunkiem, życzliwością i zainteresowaniem, staje się inspiracją do planowania własnych wypraw, startem po przygodę dla kolejnych ciekawych świata podróżników.
Obowiązkowa godzina snu w szkole misyjnej w Elisabethville
Tak było w moim przypadku. Zainspirowana dziadkowymi opowieściami wycieczka do biblioteki okazała się początkiem jednej z największych przygód mego życia oraz natchnieniem do odbycia kilku podróży do Afryki. Każda z nich stanowiła próbę znalezienia odpowiedzi na pytania, do zadania których skłania lektura listów Kazimierza Nowaka.
Od czasu odbytej przez Nowaka podróży bardzo wiele zmieniło się na Czarnym Lądzie. Zgodnie z przewidywaniami polskiego podróżnika, a wbrew interesom mocarstw kolonialnych, narody Afryki upomniały się o niepodległość.
Los chciał, że w dążeniu do wolności dopomogła Afryce druga wojna światowa. Oto z jej frontów wracają do domu wcieleni do armii brytyjskiej i francuskiej czarnoskórzy żołnierze. Przynoszą z rozdartej i wyniszczonej Europy niesłychane wieści, a nade wszystko świadomość narodową, poczucie możności decydowania o własnym losie oraz chęć wyzwolenia się spod władzy białych. Nieśmiałe początkowo iskierki buntu wzniecają pożogę na całym kontynencie. Za przykładem Ghany i Gwinei w samym tylko 1960 roku aż siedemnaście państw zyskuje niepodległość. Biegu historii nic już nie powstrzyma.
Niestety, krwawo nieraz okupiona niezależność nie przynosi krajom afrykańskim spokoju ani dobrobytu, rodzi natomiast nowe problemy. Granice państw – niejednokrotnie sztucznie nałożone na mozaikę plemion – stają się przyczyną wciąż nie zaleczonych konfliktów. Podatne na korupcję rządy elit oraz reżimy wojskowych nie potrafią zaradzić powszechnemu ubóstwu.
Biali formalnie przestają panować na kontynencie, ale kolonializm przybiera nowe, ekonomiczne wcielenie. Z dala od zatłoczonych ubogich ulic, za wysokimi żywopłotami znajdują się wciąż wytworne wille z podświetlanymi nocą basenami i restauracje, w których czarnoskórych kelnerów obowiązuje iście kolonialna etykieta.
Zapomnienie utrwalonych w poprzedniej epoce uprzedzeń przychodzi powoli. Mijają pokolenia. Synowie walczących w wojnach niepodległościowych mężczyzn sami zostają ojcami. Afryka budzi się, zaczyna dostrzegać swą szansę, magnetyzm niezniszczonej przez cywilizację natury staje się jej wielkim atutem. Monumentalna afrykańska przyroda, choć przetrzebiona i zapędzona strzelbami myśliwych do ciasnych parków narodowych, wciąż potrafi bardziej niż gdziekolwiek indziej na świecie urzec nieskrępowaniem i wolnością. Kuszeni filmami przyrodniczymi mieszkańcy bogatej Europy i Ameryki przybywają, by pośród wiatronogich antylop i kosmatych lwów, nim dumni powrócą do domowego zacisza, choć przez ulotną chwilę poczuć się cząstką odwiecznych kręgów natury. Są mile widziani. Taksówki odbierają turystów z lotniska i rozwożą do luksusowych hoteli, gdzie oczekują przedstawiciele biur organizujących safari do parków narodowych. Można fotografować, a za odpowiednią opłatą strzelać. Wszędzie przyjmuje się karty kredytowe.
Afryka rozwija się. To cieszy, a jednocześnie budzi sentyment i każe się śpieszyć. Kazimierz Nowak przebył rowerem trasę na przełaj przez Afrykę jako pierwszy na świecie i zarazem jako ostatni. Afryka Kazimierza Nowaka, jej przyroda, ludzie i zwyczaje przeminęły, odeszły w przeszłość. Z roku na rok odchodzi również ta obecna. Pośród gatunków zagrożonych wymarciem zapisujemy dzikiego ducha Czarnego Lądu.
Nie wszystko jednak stracone. Wystarczy zboczyć nieco z turystycznych szlaków i uważniej przyjrzeć się codziennemu życiu kontynentu, by odkryć, że wiele pozostało niezmienionym. Nocami tajemne duchy przodków wsłuchują się w niespokojne sny Afrykanów. Dni płyną tym samym leniwym tempem co przed dziesiątkami, setkami lat…
Rybacy wracają w swych czółnach z porannego połowu, wioząc rybę lub dwie, jeśli dzień był udany. Bose kobiety z przymocowanymi do pleców niemowlętami niosą na głowach naczynia z wodą i chrust, niezbędne do przyrządzenia posiłku. Wokół baobabu biega gromada radosnych dzieci, z których każde posiada jedynie majtki, koszulkę i własny kącik do spania w skleconej z chrustu chacie. Mężczyźni w upalne dni chronią się w cieniu akacji, wieczorem zaś spotykają przy piwie i rozprawiają z zaaferowaniem o sprawach, o których nazajutrz nie będą już pamiętać, a Polska jest dla nich daleko bardziej odległa i egzotyczna niż dla Polaków Afryka.
Gdy wspominam spontaniczną serdeczność murzyńskich kobiet i mężczyzn, obsypane kwiatami jacarandy, karmienie dzikich orłów rybami rzucanymi na zielonobłękitną powierzchnię jeziora, gdy przywołuję w pamięci szczekanie hien zwołujących się na łów w środku nocy, szum wieczornego wiatru pośród smoczych sylwetek skał, pokrzykiwania pawianów w pachnących ziołami bezludnych górach, wydaje mi się, że aby zrozumieć magię tamtych stron, trzeba samemu doświadczyć tego czarodziejskiego „afrykańskiego wirusa”, którego ofiarą padł przed osiemdziesięciu laty Kazimierz Nowak, a który sprawia, iż opuszczając Afrykę, trzeba sobie obiecać, że się powróci, gdyż w przeciwnym razie zbyt ciężko byłoby się z nią rozstawać.
_Łukasz Wierzbicki_
Borówiec, w maju 1999, wrześniu 2007, czerwcu 2009, lutym 2011 i lutym 2013 rokuPROLOG
Powróciłem z Afryki po pięciu latach i dokładnie czterech tygodniach pobytu na tym kontynencie. Skończyła się moja afrykańska podróż, ale nie skończyła się dla mnie Afryka. Fizycznie jestem poza nią, lecz żyje ona wciąż jeszcze we mnie i zapewne żyć będzie długo. Nie zatarło się żadne ze wspomnień – wystarczy sięgnąć do małego notesu podróżnego, w którym opisywałem dzień za dniem, notowałem zdarzenie za zdarzeniem, aby wszystkie obrazy ożyły na nowo.
Przed pierwszym lądowaniem na ziemi afrykańskiej w 1927 roku poznałem całą masę dzieł traktujących o koloniach, wydanych w językach mocarnych narodów, których dumą były te odległe zamorskie kraje z trzepoczącymi ponad nimi różnobarwnymi chorągwiami.
Pierwsza podróż przez północną Afrykę otwarła przede mną nowe horyzonty, rozbudziła nowe pragnienia i przyznam się szczerze, zazdrościłem wówczas Francuzom oraz innym narodom ich zamorskich posiadłości.
Ze względów finansowych musiałem opuścić wtedy Afrykę, wyjeżdżałem jednak z silnym postanowieniem, że wrócę i że poznam nie tylko obszar nad Morzem Śródziemnym, ale całą jej tajemną głębię.
Czytałem znowu. Geografia, ludoznawstwo, książki pisane przez byłych żołnierzy, myśliwych, urzędników, statystyki rojące się od druzgocących dowodów liczbowych na to, że kolonie to cenne diamenty w koronach europejskich władców. Były piękne, grube, pełne ciekawych obrazków.
Przeczytałem wszystko, co tylko było mi dostępne, po czym w roku 1931 powróciłem na Czarny Ląd i ruszyłem w jego głąb swym własnym szlakiem. Oto jednak, w miarę zagłębiania się w kontynent, odkrywałem co dzień inną Afrykę – biedną i chorą, szarą, czarną, brudną bez granic.
Odkrywałem smętną prawdę, a wyraz, który budził we mnie kiedyś zazdrość, wywołujący uczucie dumy u narodów europejskich, zrodził w mojej duszy, uzasadniony zupełnie, wstręt do treści zawartej w słowie „kolonia”.
Na ogół są dwie Afryki: jedna na pokaz, druga zaś niedostępna dla ogółu, o której żaden podróżnik nie pisze, choćby ze względu na to, że aby ją poznać, trzeba się wypocić, zaznać głodu i pragnienia, ryzykować zdrowie i życie.
Poruszanie się pieszo, na rowerze, konno, łodzią i wielbłądami dało mi możność omijania dróg turystycznych, będących pewnego rodzaju wystawą, na której znajdzie się tylko to, czym wystawca pragnie przybysza oczarować.
Znam Algier, Tunis, Kair, Johannesburg, Kapsztad, Brazzaville… trudno wręcz wyliczyć te wysepki cywilizacji rzucone na oceany puszcz i pustyń Afryki. Mimo że zahaczałem o nie w swej wędrówce, nie były one celem mej podróży. Obierałem przeważnie szlaki najmniej uczęszczane i najdziksze. Trasa moja biegła przez kraje zupełnie bezdrożne, poprzez pustki i bezludzia. Widziałem Afrykę, która, mimo wielu dzieł napisanych o niej, jest lądem prawie zupełnie nieznanym jeszcze, niczym tajemniczy Sfinks. Postanowiłem zajrzeć za spowijającą twarz tego czarnego Sfinksa zasłonę i mam wrażenie, że mi się to po części udało, a com odsłonił z tajemniczego oblicza, Czytelnikom ukazuję.