- W empik go
Roziskrzone noce - ebook
Roziskrzone noce - ebook
Matka Phili wychodzi za mąż za hrabiego Frederika, bogatego i wpływowego właściciela wspaniałego pałacu w Danii, nad samym brzegiem morza. Dziewczyna początkowo zachwyca się wspaniałymi strojami i olśniewającą biżuterią, która każdego dnia i nocy dodaje jej blasku. Po pewnym jednak czasie okazuje się, że to cudowne miejsce kryje wśród niezliczonych sal balowych i wypełnionych starymi portretami komnat mroczne tajemnice. Odbijające się w lustrach świece przywodzą na myśl dawne czasy, działają na wyobraźnię.
Podczas balu Phila poznaje przystojnego Nielsa, syna hrabiego Fredericka. Wirują w tańcu, czując z minuty na minutę coraz silniejszy magnetyzm.
Czy młodzieńcze uczucie będzie w stanie pokonać mroczne tajemnice z przeszłości?
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7686-746-5 |
Rozmiar pliku: | 888 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przytuleni do siebie jechali konno brzegiem morza, jego ręce otaczały jej talię, a dłonie spoczywały nieruchomo na jej dłoniach, które ostatkiem sił przytrzymywały cugle. Czuła jego oddech na swojej obolałej szyi, słyszała jego nieustanne – w tej chwili akurat upiorne – szepty, czuła na plecach, jak unosi się i opada jego klatka piersiowa, podczas gdy dusza błądzi w nieosiągalnych rejonach.
I miała już tylko kilka godzin, żeby go odzyskać.
Musiała po prostu szybciej jechać!
Przezornie upewniła się, czy on pewnie siedzi na koniu. Później mocniej ściągnęła cugle, uderzyła zwierzę piętami i puściła się galopem.
– Yggdrasil… Madita… światło… – szeptał raz za razem, a później zaczął wypowiadać słowa, których nie rozumiała. Tak bardzo chciała go uspokoić, ale musiała się z tym wstrzymać do czasu, aż będą bezpieczni. Skierowała konia na mokrą plażę, która właśnie ukazała się im po odpływie. Miała nadzieję, że twardsze podłoże będzie działało na ich korzyść i zyska na tyle dużo czasu, że uda jej się ponownie przemienić go w człowieka, który wywrócił jej życie do góry nogami i szturmem zdobył jej serce.
Raz za razem spoglądała na czarne jak smoła niebo, na którym migotały pojedyncze gwiazdy. Na horyzoncie stawało się już powoli flamingoworóżowe. Zdecydowanie było zbyt jasne, żeby zapewnić im niezbędną osłonę. Z łatwością mógł wykryć ich helikopter lub radiowóz przemieszczający się po szerokiej piaszczystej plaży dużo szybciej od galopującego konia.
Gdyby tylko wiedziała, gdzie dokładnie znajduje się jego kryjówka – tylko tam będą chwilowo bezpieczni. Nie – właściwie bezpieczni będą dopiero wtedy, jeśli uda jej się ponownie przywołać jego duszę.
Mimo dzikiego galopu delikatnie oparła się o jego pierś, chciała – nie, musiała – wyczuć bicie jego serca, żeby pozbyć się wątpliwości, które przeszywały jej serce niczym zimne jak lód igły. Wątpliwości, czy rzeczywiście będzie w stanie mu pomóc.
– Nie bój się – wyszeptała i w tym samym momencie zdała sobie sprawę, że tylko ona się tu boi, a on w ogóle nie wie, czym jest strach.ROZDZIAŁ 1 Trzynaście dni wcześniej…
Wszystkiemu winna była miłość. Jak zawsze, gdy w jej życiu coś szło nie tak. Phila spoglądała przez okno długiej białej limuzyny na opustoszały krajobraz i nie dowierzała, że naprawdę siedzi wygodnie oparta w tym luksusowym samochodzie i pędzi ku końcowi swojego dotychczasowego życia.
Czasem miłość bywa gorsza niż śmierć. Śmierć przynajmniej niczego nie udaje. A miłość przekształcała zupełnie normalnych ludzi najpierw w nieznośne jednostki, na których twarzy maluje się błogi uśmiech szczęścia, a później w beksy, rozpamiętujące niepowodzenie i szukające w zwątpieniu ściśle tajnego kodu, magicznego słowa, które przemieniłoby ich miłość w to jedyne wieczne uczucie.
Ona również sięgnęłaby chętnie po takie czarodziejskie słówko, żeby wszystko zatrzymać, ale nie znała go i dlatego teraz, o zmroku, który zabarwił niebo na miedziany kolor, jechała coraz szybciej na skraj świata, do miejsca, w którym wcale nie chciała być.
Prędkość jazdy w tym niewłaściwym kierunku wzrosła dwukrotnie, nie, ona zwiększyła się wręcz czterokrotnie, odkąd mama zaskoczyła ją nowiną o weselu. I teraz Phila siedziała w nowoczesnej luksusowej karocy, dosłownie in the middle of nowhere, bo już pojutrze miało się odbyć tłuczenie szkła przed domem panny młodej.
– Chyba nie mówisz poważnie! – kilka tygodni wcześniej wykrzyknęła zrozpaczona Phila do mamy.
Ta jednak tylko pokiwała głową i posłała jej to niebezpieczne spojrzenie, mówiące: „miłość może wszystko”. Dotychczas Phila widziała je wyłącznie w wykonaniu swoich przyjaciółek, które zakochiwały się tak często, jak ona łapała przeziębienie. Stan ten najczęściej równie szybko przechodził, choć naturalnie towarzyszyło mu poczucie złamanego serca i masa wylanych łez. Najwyraźniej dużo gorzej sprawy miały się w sytuacji, gdy zainfekowany został ktoś starszy. W przypadku mamy nie skończyło się to tylko na miłosnym katarze, wręcz przeciwnie, ten szczególny uśmiech żarzył się odtąd bez przerwy na jej twarzy, a jej oczy błyszczały, jakby dobre wróżki wymachiwały za nimi zimnymi ogniami. Spojrzenie osoby wtajemniczonej. Kochającej. Która nosi różowe okulary dumnie niczym order.
– Ale… do Danii? Serio? Do jakiejś ruiny na drugim końcu świata?
Na te słowa na usta mamy wkradł się delikatny uśmiech, jakby Phila była źrebakiem, który dopiero co przyszedł na świat i potrzebuje serdecznego kuksańca, żeby wstać i nauczyć się chodzić.
– Skarbie, przesadzasz, nie chodzi tu o żadne ruiny, a o pałac – mama łagodnie poprawiła córkę. – I byłoby dobrze, gdybyś z nieco większą otwartością przyjmowała zmiany. Weź choćby przykład z Matteo. Jest taki podekscytowany z powodu przeprowadzki i cieszy się z nowej rodziny!
No jasne, jej brat miał pięć lat i cieszył się też na myśl o parówkach w cieście francuskim, konikach polnych i pierdzących poduszkach.
– Jestem zdecydowanie zbyt dorosła na to, żeby skakać z radości z powodu ojczyma, który pochodzi z jakiejś dziury zabitej dechami na mroźnym krańcu świata.
Jej słowa, jak z bicza strzelił, wymazały to osobliwe spojrzenie „zimne ognie–klacz–świat jest pełen miłości” z oblicza mamy, nie pozostawiły jednak Phili z poczuciem triumfu, a raczej pustki. Trzeba przyznać, że nie było to zbyt miłe. Czasem słowa po prostu wylatywały z jej ust.
– Nikt nie oczekuje, że zaakceptujesz Frederika jako swojego ojca, ale uważam, że byłoby na miejscu, gdybyś okazywała mu choć odrobinę szacunku. Nie zamieszkamy w dziurze, tylko w Ravensholm, cudownie odrestaurowanym pałacu z wszelkimi możliwymi luksusami.
– Jakby ten cały pałac miał być czymś najwspanialszym na świecie!
Mama pokręciła głową.
– Philo, skarbie, to dla nas wszystkich ogromna szansa! Większość ludzi marzy o tym, żeby żyć bez żadnych trosk. A do tego w tak magicznym miejscu, gdzie Bałtyk łączy się z Morzem Północnym.
Phila westchnęła. Jednym magicznym miejscem był dla niej Berlin.
– Mogę obejrzeć jeszcze jedną bajkę? – Matteo wyrwał ją z zamyślenia.
Ściągnął z uszu słuchawki z Myszką Miki, w których oglądał na dużym monitorze Królową Śniegu. Popatrzył na nią przeszklonymi oczami z wypiekami na twarzy i sięgnął po piątego batonika, których sterta razem z chipsami, żelkami i orzeszkami leżała w koszu na małej lodówce. Nawet na niej widniał herb rodu von Rabenów, tak samo jak na szklankach, serwetkach i białych aksamitnych poduszkach, leżących obok na siedzeniu obitym białą skórą: kruk z rozpostartymi skrzydłami stał na rycerskim hełmie, który był przymocowany cierniami do tarczy, ozdobionej po prawej i lewej stronie dwoma srebrnymi liśćmi dębu. Otaczały one znajdującą się pośrodku literę F, której obwisłe poziome kreski wyglądały, jakby były zmęczone. Nie ulegało wątpliwości, że hrabia Frederik jest bardzo dumny ze swojego pochodzenia. Phila dostrzegała w tym wszystkim tylko jedną zaletę – to, że on i jego rodzina należeli do niemieckiej mniejszości narodowej w Danii, więc nie musiała się przynajmniej uczyć duńskiego.
Matteo rozpakował batonika i pochłonął go, jakby umierał z głodu.
– Skoro będziemy mieszkali w pałacu, czy będę księciem? – zapytał z pełnymi ustami.
Wbrew sobie Phila musiała się uśmiechnąć. Jej brat miał w sobie niewiele z księcia, dużo bardziej przypominał umorusanego obdartusa.
– Może jeśli umyjesz sobie buzię! – powiedziała i podała mu ozdobioną herbem serwetkę.
– Serio? – Matteo sprawiał wrażenie bardzo rozczarowanego. – Myślisz, że książę musi się codziennie myć?
Sięgnął po paczkę chipsów i otworzył ją, głośno przy tym szeleszcząc.
– No jasne, wszyscy to przecież wiedzą. Książęta zawsze muszą wyglądać perfekcyjnie, nosić piękne ubrania i chodzić wypucowani. Trzeba codziennie brać prysznic i myć włosy! – Phila starała się zachować powagę, zastanawiając się przy tym, czy powinna coś zrobić z okruszkami, które Matteo rozrzucał po tapicerce, ale zdecydowała się dać sobie spokój.
– Do bani to wszystko – zawyrokował ponuro braciszek, ale później jego twarz znów się rozpromieniła. – Myślisz, że jak będę mył się co dwa dni, to będę choćby w połowie księciem?
– Jasne. – Phila nie miała serca gasić jego entuzjazmu. – Będziesz półksięciem, Matteo!
– Philuś… – Tak ją nazywał, odkąd zaczął mówić. Było to jego drugie słowo, zaraz po „mama”. – Czy powinniśmy zwracać się do nowego męża mamy „wielmożny hrabio Frederiku”? Czy mamy mówić mu „tato”?
Phila kilkakrotnie przełknęła ślinę. Do nikogo nie będzie mówiła „tato”. Wprawdzie jej ojciec nie żył od pięciu lat, ale ona wciąż tęskniła za nim każdego dnia.
– Wydaje mi się, że będę mówił mu „Freddy”. – Matteo kiwnął głową i zgniótł pustą torebkę po chipsach.
Phila ledwie mogła powstrzymać się od śmiechu, żeby nie urazić brata. Myśl, że ktoś będzie zwracał się do tego wysoko urodzonego arystokraty „Freddy”, wydawała się jej komiczna. Nieprzystępny hrabia Frederik von Raben był nie tylko postawny i jasnowłosy, lecz jej zdaniem sprawiał też odrażające wrażenie, jak główny bohater, w którego wcielił się w Hannibalu Mads Mikkelsen. Była za to nawet wdzięczna hrabiemu, bo z takim wyglądem ani trochę nie przypominał jej ojca.
– „Freddy” brzmi nieźle.
– Philuś, niedobrze mi. – Matteo rzeczywiście nieco pobladł na twarzy, a Phili przemknęło przez myśl, że jej brat nie przetrwał ani jednej dłuższej podróży samochodem, nie wymiotując po drodze. Shit, nie powinna była mu pozwolić na pochłonięcie tych wszystkich przekąsek.
Poszukała przycisku przy oknie, opuściła szyby w limuzynie i wpuściła świeże powietrze.
– Lepiej? – zapytała Matteo.
Nic nie mówiąc, pokiwał głową. Potem oboje wyjrzeli na zewnątrz. Bez kitu, cóż za magiczne miejsce! Płaski teren z bezkresnym niebiesko-czerwonawym niebem, na tle którego ścigały się olbrzymie, ciemnoszare formacje chmur.
– Myślisz – zaczął jej brat i zabrzmiał przy tym na dużo bardziej osłabionego niż chwilę wcześniej – że naprawdę istnieją takie okruchy diabelskiego lustra, jak w Królowej Śniegu? I kiedy wpadną komuś w oko, ten ktoś widzi wszystko na odwrót i dostrzega tylko to, co złe?
Phila poczuła się przyłapana na gorącym uczynku. Może powinna dać szansę temu ślubowi i Danii, przestać się dąsać w głębi duszy, i dostrzegać dookoła jedynie same nieprzyjemności.
– To kompletny nonsens – powiedziała z całym przekonaniem. – Przecież to tylko baśń.
Ścisnęła jego rękę, a Matteo westchnął z ulgą.
Phila nie była z nim jednak całkiem szczera. Wprawdzie nie wierzyła w diabelskie lustro, jednak plany zamążpójścia mamy wydawały się jej czasem diabelską sztuczką i w tajemnicy zgłębiała wszelkie informacje, jakie tylko udało jej się znaleźć o rodzinie von Rabenów.
Wydawało jej się to po prostu dziwne, że mama tak nagle, w ciągu tylko jednej nocy, zakochała się do tego stopnia, że postanowiła ponownie wyjść za mąż. To dlatego Phila pomyślała najpierw, że być może hrabia jest kłamcą i oszustem matrymonialnym. Wyprowadzono ją jednak z błędu. Istniał naprawdę i można było znaleźć pod dostatkiem zdjęć z jego pierwszego ślubu, baśniowego wesela z córką argentyńskiego miliardera, Eleną Ruiz Jiménez, która do tego wyglądała jak fotomodelka. Widząc te zdjęcia, Phila zastanawiała się, co urzekło hrabiego w jej mamie, która była wprawdzie ładna, lecz trudno było uznać ją za piękność zapierającą dech w piersiach, a rodzina Phili z pewnością nie była też bogata. Wręcz przeciwnie – od śmierci taty naprawdę z trudem wiązali koniec z końcem. I właśnie kiedy zaczęła nienawidzić samej siebie za te pytania, natknęła się na artykuł o tragicznym wypadku Eleny. Pierwsza żona hrabiego zginęła wraz z córką Maditą w wypadku prywatnego samolotu, który rozbił się u wybrzeży Islandii. Phili mimowolnie stanęły łzy w oczach. Tak dobrze pamiętała szok wywołany u nich śmiercią taty. Może właśnie to połączyło hrabiego z mamą: nagła śmierć ukochanej osoby.
Wypadek Eleny tak głęboko poruszył Philę, że dopiero dużo później zdała sobie sprawę z tego, że nie znalazła żadnego artykułu – nawet w gazetach ekonomicznych – o hrabim ani statkach z jego przedsiębiorstwa żeglugowego, który zostałby opublikowany po śmierci jego żony.
– Chyba robi mi się naprawdę niedobrze! – zajęczał Matteo, zagulgotał i pociągnął za pas. Mama zmusiła ich, żeby je zapięli, chociaż w tak luksusowych samochodach nie było to konieczne.
– Bzdura, zjadłeś po prostu za dużo czekolady. Jako przyszły książę powinieneś wykazywać odrobinę więcej wstrzemięźliwości.
– Spróbuję – wymamrotał, a później dodał głośniej: – Opowiedz mi coś, Philusiu. Proszę.
– No dobrze, pomówmy o pałacu Ravensholm.
– O tak! – Rozemocjonowany Matteo klasnął w ręce. – I o duchach!
– Nie wydaje mi się, żeby straszyły tam duchy. Wprawdzie pałac zbudowano w siedemnastym wieku, ale później spalił się aż do fundamentów. Nie jest więc znowu aż tak stary.
– Dlaczego się spalił? – spytał Matteo.
Phila wzruszyła ramionami.
– Nie mam pojęcia, w każdym razie Rabenowie odbudowali go dopiero dwieście lat temu i szybko stał się sławny. W internecie napisano nawet, że stanowił kulturowe i naukowe centrum Danii.
– Ale dlaczego? – Matteo zawsze lubił denerwować ją, pytając w kółko: dlaczego, dlaczego, dlaczego.
– Któż może wiedzieć? Może przodkowie hrabiego zbierali jakieś potworne okropności wszelkiego rodzaju?
Oczy Matteo stały się duże.
– Naprawdę?
– Wszystko jest możliwe. – Wyszczerzała się i wyobraziła sobie głupkowatego, niemrawego starca zbierającego poza przekłutymi igłą motylami słoiczki pełne obrzydliwych cieczy, w których pływają pomarszczone embriony i rzadkie zwierzęta. Żonaty był z uroczą, dużo młodszą Lady von Raben, która w słomkowym kapeluszu z szerokim rondem i w białych rękawiczkach zajmowała się życiem miłosnym północnojutlandzkich mrówek. Ale to Phila wolała zachować dla siebie, jej brat nie umiał kłamać i od razu powiedziałby o tym Freddy’emu.
– Później w pałacu Ravensholm zaczęły się pojawiać międzynarodowe sławy, wśród nich gwiazda filmu niemego Asta Nielsen i hipnotyzer Carl Hansen, a podczas drugiej wojny światowej spotykali się tam bojownicy z antyhitlerowskiego ruchu oporu.
– Prawdziwi wojownicy? – spytał Matteo i wydał z siebie bardzo alarmujący odgłos, który Phila znała aż za dobrze z długich podróży samochodem.
Gorączkowo zastukała w szybę dzielącą ich od Billa, szofera, po czym ta bezdźwięcznie się opuściła. Przechrzcili kierowcę na „Kill Billa”, bo ten blondwłosy wiking z długimi, przetłuszczonymi włosami w jakiś sposób ich niepokoił, podobnie jak Bill Numer Dwa. Mads, jego brat bliźniak o tak krótko przystrzyżonych włosach, że przypominały włosie wycieraczki, wiózł mamę i Frederika limuzyną jadącą przed nimi.
– Musimy się natychmiast zatrzymać, mojemu bratu jest niedobrze!
Bill przekazał wiadomość przez radiostację, potem łagodnie zahamował na skraju drogi, a Phila odpięła pas Matteo i w samą porę wyciągnęła go z samochodu.
Od razu zwymiotował i kiedy limuzyna mamy i hrabiego Frederika również się zatrzymała, było już po wszystkim.
Mimo to Matteo zaczął rozpaczliwe zawodzić, a mama popatrzyła na Philę i z dezaprobatą pokiwała głową.
– Nic nie mogłam na to poradzić! – broniła się Phila, ale jej słowa ginęły wśród jęków Matteo.
– Maaamooo – biadolił jej brat – czy mogę dalej jechać z tobą? Proszę!
Mama i hrabia wymienili spojrzenia, biedny hrabia musiał robić dobrą minę do złej gry, więc tylko skinął głową na swojego szofera i Kill Bill zaniósł jej brata do czarnej limuzyny. Ruszyli dalej, a mama nawet nie zapytała, czy ona również chciałaby z nimi pojechać.
Mniejsza o to! Phila wystawiła głowę przez okno, zaciągnęła się głęboko powietrzem przesyconym solą i zapachem alg. Całe swoje dotychczasowe życie spędziła w Berlinie. Tamtejsze powietrze było po prostu jej powietrzem. Przyzwyczaiła się do wdychania kurzu i spalin samochodowych, do zapachu kwitnących lip, psich kup, przydeptanych niedopałków papierosów, wilgotnych gazet i tanich dezodorantów w spreju. Tutejsze powietrze wydawało jej się wręcz nie do zniesienia czyste, coś takiego nie mogło być przecież zdrowe. Tlen w czystej postaci jest w końcu trujący! Duńczycy uchodzili rzekomo za najszczęśliwszy naród świata, ale w gruncie rzeczy byli zapewne naćpani tym nieprzyzwoicie czystym powietrzem. Phili nie tylko brakowało zapachów Berlina, brakowało jej też Leonie, Fatimy, a przede wszystkim jej najlepszej przyjaciółki Alany. Brakowało jej budek z kebabem przy stacji metra, małego sklepiku z różnościami, gdzie wynajdywała swoje największe skarby, i znajomych ze wspinaczki, którzy być może w tym roku zdobędą puchar w speed boulderingu. W tej płaskiej okolicy z pewnością nie będzie miała gdzie się wspinać.
Phila schowała z powrotem głowę, ale zostawiła rękę na wietrze. Ni z tego, ni z owego przeszły ją ciarki. Był początek lipca, ale wydawało się, że jest tutaj zimniej niż ostatniej zimy w Berlinie. Tej zimy, kiedy Lukas zerwał z nią po sześciu miesiącach, bo podczas jazdy na łyżwach zakochał się w Katince, delikatnej blondynce i niesamowicie ambitnej lodowej księżniczce. Phila już wcześniej nie należała do miłośniczek zimy, a teraz jeszcze przeprowadzała się do miejsca, gdzie w ogóle nie ma porządnego lata, jedynie trochę odpuszcza wieczna zmarzlina.
Ze względu na zapięty pas Phila pochyliła się dość wolno, otworzyła minilodówkę i wyjęła colę. Poniekąd spodobało jej się to, że miała do wyboru szampana i wódkę. Najwyraźniej hrabia Frederik wierzył w jej rozsądek – a może po prostu nie poświęcił nawet sekundy, żeby się nad tym zastanowić. Oczywiście w lodówce znajdowały się też inne – zdrowe – rzeczy, jak soki czy świeże pokrojone owoce. Ale dotąd jedynie przekąski z koszyka zostały pożarte przez Matteo.
Rzecz jasna zmieściliby się wszyscy razem do jednej limuzyny, ale hrabia chciał zrobić na nich wrażenie i przyjechał po nich na lotnisko do Aalborga czarnym i białym wozem. Że też w mieście o tak dziwacznej nazwie w ogóle było lotnisko. Aalborg!
– Jeden samochód dla dorosłych, jeden dla dzieci – wyjaśnił im hrabia Frederik, tak jakby w jednej z limuzyn kryło się coś w rodzaju Disneylandu z happy mealami i niespodziankami dla dzieci. Matteo oczywiście nie mógł się doczekać, żeby wsiąść i ruszyć.
Phila wykrzywiła usta w uśmiechu: teraz mieli za swoje. Odrobina radości z czyjegoś nieszczęścia jest chyba dozwolona. Odkąd mama zaczęła się spotykać z hrabią, bardzo się zmieniła. Stała się bardziej surowa, zaczęła inaczej się ubierać i oczekiwać, że Phila będzie się zachowywać jak dama. Było to niepodobne do tej mamy, z którą wprawdzie często się kłóciły, ale później zawsze się godziły i z którą dobrze się rozumiały. Teraz mama stała się wielką niewiadomą.
Kiedy w podróży służbowej do Chin poznała hrabiego, przestała uważać, że leżenie w dresie na sofie w niedziele i oglądanie godzinami ulubionych seriali jest okej. Nagle doszła do wniosku, że Berlin jest zbyt niebezpieczny i zanieczyszczony i zaczęła sobie wmawiać, że jej dzieci zasługują na coś lepszego.
Coś lepszego… Czy tym czymś miało być takie zachowanie, jak Kirsten, jej nowej przybranej siostry? Phila upiła łyk coli i wyobraziła sobie powitanie w pałacu.
Czy wszyscy pracownicy staną rzędem przed wejściem, jak w jednym z odcinków Downton Abbey, i dygną, kiedy nowa pani na Ravensholm wysiądzie z limuzyny?
Muszę koniecznie zrobić zdjęcie dla Alany, postanowiła i znów poczuła, że brakuje jej przyjaciółki.
Nagle jej pas raptownie się napiął, a cola wylała z butelki, rozbryzgując się na białych skórzanych siedzeniach. Cholera, co jest? Serce podskoczyło jej do gardła. Kiedy samochód ślizgał się w lewo i w prawo, ogarnął ją paraliżujący niepokój o rodzinę i ścisnęło ją w gardle. Kiedy auto zatrzymało się w końcu na środku jezdni, ledwie mogła złapać oddech.
Co to było, do diabła?
Zanim zdążyła opuścić szybę, drzwi do samochodu się otworzyły. Bill przyglądał jej się zatroskany.
– Wszystko w porządku, panienko Philo?
– Tak, tak, ale muszę wiedzieć co z innymi. – Serce Phili wciąż waliło jak oszalałe. Cały czas jechali za mamą i Matteo, dlaczego więc, do diabła, zahamowali tak znienacka? Czy jej bratu znów zrobiło się niedobrze?
– Co się stało? – Odpięła pas i chciała wysiąść, ale Bill jej w tym przeszkodził, blokując wyjście.
– To tylko mały wypadek.
– Wypadek? Proszę mnie wypuścić, chcę iść do rodziny!
Bill pokręcił głową.
– Nie, to zbyt niebezpieczne, hrabia by mi nigdy tego nie wybaczył. Nie może panienka ot tak wysiąść na trasie szybkiego ruchu, proszę zostać w środku!
Phila szturchnęła Billa w bok, ale ten stał nieporuszony, jak blok granitu.
– Nic się nie stało rodzinie panienki, Mads to dobry kierowca. Omijaliśmy jedynie sarnę.
Sarnę? Jasne, wpadła tu tylko pozwiedzać, zachęcona urokiem tego miejsca! Phila nie wierzyła w ani jedno jego słowo i cieszyła się, że wpadła na pomysł, jak ma stąd czmychnąć. W mgnieniu oka rzuciła się na drugą stronę wozu, co niestety zajęło jej więcej czasu, niż się spodziewała. Mimo wszystko wyskoczyła na zewnątrz, zanim zasapany Bill obiegł tył samochodu.
Druga limuzyna zatrzymała się w poprzek drogi. Wszystkie drzwi miała szeroko otwarte. Mama, Matteo i hrabia stali pośrodku szosy i przerażeni spoglądali na ziemię. Phila podbiegła do nich.
– Co się stało?! – krzyknęła z daleka.
– No zróbże coś – mówiła właśnie mama do hrabiego. Matteo, szlochając, przytulał się do jej nóg.
– Biedny Bambi! – zawył. – Mamo, proszę, pomóż mu. Naklej mu plaster!
Hrabia wydał z siebie niechętny odgłos i ruszył z powrotem do limuzyny. Kiedy Phila go mijała, zauważyła, że jego czoło pokryło wiele małych kropelek potu.
– Nie podchodź – zakomenderował. – Po co jeszcze ty masz zrobić sobie krzywdę. – Potem nieco łagodniej dodał: – Wystarczy już, że jedno z was będzie miało koszmary.
Na te słowa Phila zaczęła biec jeszcze szybciej.
Na drodze leżała mała jasnobrązowa sarna, właściwie sarnię, z bladymi białymi cętkami na szczycie pleców. Zwierzę patrzyło na nią dużymi brązowymi oczami, jakby chciało powiedzieć jej coś ważnego. Z rany na brzuchu kapała ciemna krew, a jej dwie nogi drżały. Czuć było mokrą sierść, metal i śmierć.
Phila ukucnęła koło sarenki, przyłożyła rękę do jej szyi i wymamrotała „ciii!”, chcąc ją uspokoić. Ktoś pochylił się obok niej i zapach sarny został wyparty przez woń potu, bagnistej wody po goleniu i czegoś bliżej nieokreślonego, metalicznego.
– Odsuń się! – powiedział hrabia. – Nie możemy już pomóc temu zwierzęciu. Ma połamane nogi i obrażenia organów wewnętrznych. Popatrz tylko w jej świece, ona cierpi.
– W świece? – spytała Phila osłupiała.
– Tak się mówi na oczy sarny w żargonie myśliwskim. – Hrabia pogłaskał sarenkę po boku. Phila obserwowała jego ruchy, a potem dostrzegła, że drugą ręką wycelował broń w zwierzę.
– Nie! – zaprotestowała.
– Ciii, uwierz mi, że tak będzie najlepiej. – Oderwał rękę od boku sarny i położył ją na ramieniu Phili. Potem lewą ręką strzelił zwierzęciu między oczy.
Ogłuszona strzałem Phila czuła, jak życie ulatuje z ciała zwierzęcia.
Świece zgasły. Sarna nie żyła.
Matteo głośno szlochał. Phila zazdrościła mu, bo sama też chętnie by się rozpłakała, ale nie chciała się obnażyć przed Frederikiem. Szybko otarła sobie oczy, podniosła się i spróbowała nie patrzeć na hrabiego, omijała go wzrokiem.
Za nim coś błysnęło, na ułamek sekundy oślepiło ją jak słońce odbite od szkła. Zmrużyła oczy, skoncentrowała się i w pewnym oddaleniu dostrzegła to, co tak błyskało. Ktoś obserwował ich przez lornetkę. Ten ktoś był jednak zbyt daleko, żeby mogła rozpoznać, czy to mężczyzna, czy kobieta. Nie cierpiała takich typów – widzą wypadek, ale nie pomogą.
Zawodzenie Matteo znów zwróciło jej uwagę na martwą sarnę. Mads i Bill chwycili za dwie nogi każdy i odciągnęli zwierzę na bok drogi.
– Musimy ją pochować! – płakał Matteo.
– Tak też zrobimy, mój mały. – Hrabia Frederik wsadził sobie broń za pasek spodni i pogłaskał Matteo. Później złapał rękę mamy i skinął do niej głową. – Mads i Bill tu wrócą i zabiorą sarnę, żeby ją pochować na cmentarzu dla zwierząt niedaleko Aalborga. Naprawdę mi przykro, że musieliście na to patrzeć. Sarna pochodzi z mojego przypałacowego lasu, wszystkie są znakowane, bo co i raz któraś z nich pada łupem złodziei. Zupełnie nie wiem, co ona tu robiła. Ale jedźmy już, robię się głodny.
Głodny? Phila z niedowierzaniem potrząsnęła głową. Strzelanie w głowę sarnom dodawało hrabiemu apetytu?
Starała się wymienić spojrzenia z mamą, nie mieściło jej się w głowie, że ta aprobuje takie postępowanie. Ale w jej oczach wyczytała jedynie podziw dla hrabiego, który z takim opanowaniem wybrnął z trudnej sytuacji.
Mama zdawała się kompletnie zaślepiona, zupełnie nie była sobą! Czy nie powinna się raczej zastanawiać, skąd Frederik tak szybko wytrzasnął broń? Przeważnie zawzięcie walczyła przeciw posiadaniu wszelkiego rodzaju broni. A przede wszystkim przeciw trzymaniu jej przy dzieciach. Gdzie się podziała mama, którą znała? Czy hrabia aż do tego stopnia zawrócił jej w głowie?
Ze zwieszoną głową Phila wróciła do samochodu i kiedy opadła na siedzenie, znów zobaczyła przed sobą brązowe oczy sarenki. Teraz wydawało jej się, że zwierzę naprawdę do niej szepcze:
– Miej się na baczności, Philo. Jeśli nie chcesz skończyć jak ja, musisz naprawdę uważać, na siebie, swoje serce i rodzinę.