Rozkosze uległości - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Rozkosze uległości - ebook
Julia zawsze pożądała Camerona, uwielbiała się z nim kochać i marzyła o tym, by zostać jego żoną. Ale gdy wreszcie powiedziała sakramentalne „tak”, zrozumiała, że pragnie od męża czegoś więcej niż dobrego seksu...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3032-2 |
Rozmiar pliku: | 621 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Cameron Duke miał ochotę zerwać krawat, wypić piwo i dać się przelecieć – niekoniecznie w takiej kolejności. Długo i ciężko pracował nad najnowszym projektem i miał już serdecznie dość mieszkania w hotelu.
Z drugiej strony, myślał, wsuwając kartę do czytnika, nie ma co narzekać. W końcu hotel należy do niego, a apartament właściciela w luksusowym Monarch Dunes liczy sobie prawie dwieście metrów: wygoda jak w domu, szeroki taras, wspaniały widok na ocean i obsługa pierwsza klasa. Nie, zdecydowanie nie ma co narzekać.
Wchodząc do apartamentu, obiecał sobie, że gdy w hotelu skończy się międzynarodowa konferencja dotycząca cateringu, pojedzie na ryby. Kurort miał pełne obłożenie, Cameron może więc kilka tygodni się pobyczyć. Może wynajmie barkę na jeziorze Shasta albo wybierze się na spływ tratwą po rzece King. Albo po prostu wykona parę telefonów…
Nie chciał wyjść na desperata, ale naprawdę potrzebował damskiego towarzystwa. Rozluźnił krawat, odłożył klucze na stolik, postawił teczkę na marmurowej podłodze i wszedł do rozświetlonego salonu.
– Co jest? – mruknął.
Dwa dni wcześniej, wychodząc, zgasił światła. Teraz światła były zapalone, a zasłony zaciągnięte – sprzątaczki wiedziały, że wolał niezakryte okna, by móc napawać się widokiem Pacyfiku. Pokój znajdował się na najwyższym piętrze hotelu, zaś podwójne szyby w oknach były wzmocnione i lekko przyciemnione. Zresztą i tak nikt nie dojrzałby, co się dzieje w środku.
Zsunął marynarkę z ramion. Może apartament sprzątała jakaś nowa pokojówka, która nie znała jego upodobań. Zdarza się. Ale tylko raz.
Zrobił kilka kroków i ujrzał otwartą książkę w miękkiej okładce, położoną na stoliku grzbietem do góry. Potem przesunął wzrok na kolejny obcy przedmiot, przewieszony przez oparcie kanapy. Podszedł bliżej i ostrożnie podniósł delikatny materiał. Różowy, obszyty jaśniejszą lamówką. Bielizna. Droga. Do bólu kobieca. Potarł elegancki jedwab i wciągnął aromat pomarańczy i przypraw. Hm, znajomy zapach. Raptem poczuł ucisk w lędźwiach i budzące się pożądanie.
– Co, do diabła?
Rzucił halkę na kanapę. Jasne, że lubił oglądać tego rodzaju damskie fatałaszki, ale w tej chwili bardziej go interesowało, skąd to się tutaj wzięło.
– Najpierw piwo – postanowił.
Przeciął jadalnię i wszedł do kuchni. Tam pod stołem zobaczył szpilki. Seksowne. Czerwone. Znów powtórzył w myślach: „Co, do diabła?”.
Czerwone szpilki? To chyba żart. I to w stylu jego brata, Brandona. Gdyby nie to, że widok niespodziewanych rzeczy wzbudził w nim irytację, pewnie by się roześmiał.
Ostrożnie minął barek. Po Brandonie, który w każdej chwili mógł wyskoczyć i krzyknąć: „Mamy cię!”, ani śladu. Ale to nie znaczy, że braciszka nie ma. Cameron wyjął z lodówki piwo, upił solidny łyk i wbił wzrok w rząd stojących obok zlewu pustych butelek niemowlęcych.
– Dobra, dość tego – mruknął. – Brandon? – zawołał. – Gdzie się schowałeś? – Cisza. – Wiem, że tu jesteś – mówił, przechodząc przez podwójne drzwi i idąc korytarzem do głównej sypialni. Wtedy usłyszał śpiew.
Zamarł. Kobiecy głos, trochę fałszujący, nucił jakąś starą piosenkę o piña coladzie i moknięciu na deszczu. Kobieta. Prysznic. Jego prysznic. W jego łazience. Zerknął na swoją granatową koszulkę polo, przerzuconą przez oparcie krzesła stojącego w kącie. A pod krzesłem jego buty do biegania.
Czyli zgadza się, jest u siebie. To znaczy, że kobieta pomyliła pokoje. Cameron zaklął pod nosem. To z pewnością sprawka Brandona – w jego stylu byłoby wynająć pannę w ramach „niespodzianki”. Nie ma innego wytłumaczenia, ponieważ bez zgody kogoś z rodziny żaden recepcjonista nie wpuściłby do apartamentu Camerona obcej osoby.
Zatrzymał się, wsłuchał w cichy głos i zastanowił, co począć. Powinien zachować się jak dżentelmen i zaczekać, aż nieznajoma skończy brać prysznic i ubierze się – i wtedy ją wyrzucić. Nigdy wszak nie twierdził, że jest dżentelmenem. Poza tym to nie on się włamał.
Stanął więc w drzwiach do łazienki i czekał. Szum wody ucichł, otworzyły się drzwi prysznica. Z kabiny wyłoniła się lekko opalona i odrobinę piegowata ręka i sięgnęła po ręcznik, a po niej ukazała się mokra, niebywale kształtna noga. Cameron podał nieznajomej ręcznik.
– Pani pozwoli…
Wrzasnęła tak, że ze ścian łazienki niemal odpadła farba.
– Wynocha! – krzyknęła i usiłując się zakryć, upuściła ręcznik.
– A to dobre. Właśnie miałem zamiar powiedzieć to samo – odparł Cameron.
Nie miał natury podglądacza. Powinien był od razu odsunąć się od drzwi i dać kobiecie nieco prywatności, ale nie był w stanie tego zrobić. Potrafił jedynie gapić się jak uczniak na piersi, których widok gwarantował niespokojny sen. Te jędrne kule z różowymi brodawkami idealnie pasowałyby do dłoni. I do ust. Jego wyobraźnia pracowała dalej. Zapragnął wyciągnąć rękę i dotknąć gładkiej skóry na brzuchu kobiety, a potem powędrować palcami w stronę kępki włosów w okolicy ud. Jakiś błysk zwrócił jego uwagę na pępek, w którym lśnił niewielki brylant. Kobieta ma przekłuty pępek. Uśmiechnął się nie wiadomo czemu.
– Możesz przestać się gapić i wreszcie wyjść? – syknęła, szamocząc się z ręcznikiem, by zasłonić ten swój wspaniały biust.
Koniec przedstawienia, pomyślał z żalem. Podniósł wzrok i spojrzał nieznajomej w twarz. Och. Wszędzie by rozpoznał te lśniące ciemnoniebieskie oczy. Miała je jedyna kobieta, o której Cameron nigdy nie zdołał zapomnieć.
– Cześć, Julia – powiedział.
– Skąd się tu wziąłeś?
Oparł się o futrynę.
– Wiesz, skoro tu mieszkam, to pomyślałem, że przebiorę się w coś wygodniejszego, wypiję piwko i obejrzę mecz. – Skrzyżował ręce na piersi. – Powinienem raczej spytać, skąd ty się tu wzięłaś.
Prychnęła i wyszła z kabiny, osłonięta ręcznikiem niczym zbroją.
– Powiedziano mi, że ten apartament będzie wolny przez najbliższe dwa tygodnie.
– Wątpię, żeby powiedział to ktoś z pracowników.
– Ale tak było – mruknęła i ruszyła do sypialni, tam zaś podeszła do otwartej walizki leżącej na stojaku przy oknie. Cameron popijał piwo i patrzył, jak Julia wyjmuje ciuchy.
– Kiedy się ubierzesz, porozmawiamy o przekraczaniu granic.
– Och, daruj sobie – rzuciła ze złością. Dłoń jej drżała, gdy odgarniała z czoła mokre włosy. – Co tu robisz?
– Ja? – Zapewne powinien przestać się uśmiechać, ale co zrobić: był mężczyzną, a ona piękną kobietą. – O ile wiem, to mój apartament.
– Ale nie powinno cię tu być!
– Kochanie, ja jestem właścicielem tego hotelu.
Mocno ściskając jedną ręką ręcznik, przecisnęła się obok Camerona i zniknęła w garderobie. Wyszła po niecałej minucie, ubrana w koszulkę i szorty. Cameron zaklął pod nosem. Jeśli Julia sądzi, że wkładając na siebie te szmatki sprawi, że nie będzie miał ochoty na nią patrzeć, to się myli. Krótka koszulka wydatnie eksponowała jej piersi, wzbudzając w Cameronie jeszcze większą ciekawość.
– To co, możesz mi wytłumaczyć, co tu robisz? – zapytał, zastanawiając się, dlaczego w pokoju robi się gorąco.
Przeczesała palcami włosy i odezwała się spokojnym głosem:
– Cameron, posłuchaj, Sally powiedziała, że…
– Że co? – Nerwy Camerona napięły się jak postronki. – Chwila, moment.
Imię matki Camerona, które padło z ust Julii, nie zwiastowało niczego dobrego. Sally Duke, niesamowita kobieta, która adoptowała go, gdy miał osiem lat, przypominała żywioł. Podjęła się misji znalezienia żon dla swoich trzech synów i było jasne, że nie spocznie, póki nie dopnie swego. Cholera, jeśli Sally ma coś wspólnego z wizytą Julii, to Cameron wpadł jak śliwka w kompot.
– Wyjaśnij mi, co wspólnego ma moja matka z tym, że mokra i naga paradujesz po moim apartamencie?
Obrzuciła go niepewnym wzrokiem.
– Ee, zupełnie nic. Przejęzyczyłam się.
– Przejęzyczyłaś się? – prychnął. – Żartujesz, prawda?
– Nie, nie żartuję – odparła i wyprostowała plecy. Włosy zmoczyły koszulkę tak, że skutecznie lepiła się do skóry, ale Julia jakby tego nie zauważyła. – Miało cię tu nie być. Klucz dostałam od menedżera, więc myślę, że powinieneś wyjść.
– Wykluczone. – Postąpił krok w jej stronę. – Co dokładnie powiedziała ci moja matka?
Otworzyła szerzej oczy i cofnęła się odrobinę.
– Nieważne. Albo wiesz co, to lepiej ja się spakuję i wyprowadzę.
– O, nie tak prędko. – Chwycił ją za ramię. – Chcę wiedzieć, co moja matka ma z tym wspólnego.
– Niech ci będzie – powiedziała, usiłując się uwolnić. – Sally powiedziała, że wyjeżdżasz na okres konferencji i że w tym apartamencie będzie mi wygodniej niż w zwykłym pokoju. Kazała kierownikowi dać mi klucz.
Od jej słów przeszły mu po plecach lodowate ciarki. Owszem, początkowo planował spędzić na północy dodatkowe dwa tygodnie, ale wczoraj zadzwonił do Sally i powiedział, że zmienił plany i wraca dziś po południu.
A zatem to matka wszystko ukartowała. Czyżby naprawdę sądziła, że Cameron rzuci okiem na tę kobietę, padnie na kolana i z miejsca się oświadczy? Jeśli tak, to czeka ją bolesne rozczarowanie.
Kiedy Julia wierciła się, usiłując uwolnić ramię, pewna część ciała Camerona ożyła. Czy to ważne, co sobie umyśliła matka? Nie, zastanowi się nad tym później. Teraz ma przed sobą seksowną, skąpo ubraną kobietę, którą kiedyś bardzo dobrze poznał.
Przyciągnął ją bliżej i znów poczuł intrygującą mieszankę pomarańczy i czegoś głębszego, mocno egzotycznego. Nigdy jej nie zapomniał, nie zapomniał jej zapachu, choć próbował. Pamiętał, jak spotkali się po raz pierwszy. To było prawdziwe pożądanie, od pierwszej chwili. Wszystko zaczęło się od tego, że jego matka odkryła Babeczkę, należącą do Julii piekarnię w Dunsmuir. Spróbowała jej wypieków i uparła się, by synowie też ich posmakowali. Cała czwórka zgodziła się, że Julia jest znakomita w swoim fachu i wkrótce w sieci kurortów Duke’ów pojawiły się ciasta i pieczywo z Babeczki.
Julię zaproszono na jednodniowe szkolenie dla sprzedawców odbywające się w jednym z rodzinnych hoteli na wybrzeżu. Postanowiła wówczas zostać na cały długi weekend. Właśnie wtedy Cameron zobaczył ją po raz pierwszy. Gdy szła przez lobby, zbliżył się do niej, a ona również okazała nim zainteresowanie. W efekcie spędzili cały weekend razem. I na tym koniec.
Wprawdzie nieraz wracała do niego w myślach, ale Cameron konsekwentnie unikał kontaktu. Jeśli chodzi o kobiety, miał twarde zasady. Koniec romansu zawsze był definitywny, Cameron nigdy nie oglądał się za siebie. Tak było bezpieczniej i prościej – dla obydwu stron. W przeciwnym razie kobiety niepotrzebnie trzymałyby się myśli o przyszłości związku. Nie chciał nikogo ranić, dlatego ograniczał się do przygód z kobietami, które rozumiały jego warunki.
Dostał kilka wiadomości od Julii. Prosiła o telefon. Fakt, myślał o tym, nawet chciał to zrobić, ale doświadczenie podpowiadało mu, że powrót do dawnego romansu zawsze kończy się źle. Dla swojego i jej dobra ignorował wszelkie wiadomości, aż wreszcie przestała się odzywać.
A teraz proszę, półtora roku później znajduje ją w swoim apartamencie, ubraną w seksowne szorty i cienką koszulkę. I z kolczykiem w pępku. Spojrzała na niego, a on przez chwilę miał ochotę sprawić, by te oczy znów zapłonęły pożądaniem, poczuć smak jej pełnych ust i innych części tego wspaniałego ciała. Serio chciał ją wyrzucić? Czyżby zgłupiał?
– Przepraszam – odezwał się łagodnie, głaszcząc ją po ramionach. – Widocznie zapomnieli, że dziś wracam. Późno już. Zostańmy tu razem, a rano znajdę ci jakiś pokój.
– Chyba mogłabym się przespać na kanapie…
– O tym porozmawiamy później – rzucił od niechcenia, przysuwając się do niej bliżej. – Fajnie cię znów widzieć.
– Naprawdę? – Uśmiechnęła się nieśmiało.
Musnął ustami jej włosy i poczuł świeży zapach.
– Tak.
Westchnęła i przymknęła oczy.
– A co z twoją zasadą?
– Jaką zasadą? – zapytał, nachylając się ku niej.
– Że jak koniec, to koniec – szepnęła.
– Tak powiedziałem? – Cameron zmarszczył brwi.
Skinęła głową.
– Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. Powiedziałeś, że dobrze się bawiłeś, ale że nie zadzwonisz. Żebym sobie źle nie pomyślała. – Głos jej zadrżał.
– Idiota ze mnie – uznał, kładąc dłoń na jej karku.
Uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy.
– Mówiłeś, że to żelazna zasada.
– Zasady są po to, żeby je zmieniać – mruknął i zaczął ją całować.
Jęknęła cicho, niemal rozpływając się w jego objęciach. Wsunął jej do ust język, ustąpiła bez oporu. Poczuł jej ciepło i naraz nabrał przekonania, że dopiero teraz naprawdę wrócił do domu. Problemy tego świata przestały się liczyć, była tylko ona, jej smak i pragnienie czegoś więcej. Zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się do niego. Słodka, pomyślał. Słodka, gorąca i namiętna. Brakowało mu jej. Odsunął tę myśl na bok, gdy dotknęli się językami. Gdy Julia jęknęła, on zapragnął więcej. Chciał usłyszeć, jak Julia szepcze jego imię, jak żąda, błaga płaczliwym głosem… Płaczliwym?
Cameron zamarł. Ktoś płacze, tylko gdzie? Na zewnątrz? W pokoju obok? Dziwne, bo zwykle nie docierały tu żadne dźwięki. Ściany były dźwiękoszczelne. O, znowu. To wyraźnie płacz. Odsunął się od Julii i popatrzył jej w oczy.
– Słyszałaś?
– Owszem – odparła, odepchnęła go od siebie i rozejrzała się dokoła. Z czujną miną czekała, aż płacz się powtórzy. Cisza. Po chwili Cameron znów wziął ją w ramiona.
– To pewnie gdzieś obok – szepnął i znów zabrał się do całowania jej twarzy oraz szyi. Jęknęła, gdy dłonie Camerona przesunęły się po plecach i oparły na pośladkach. Przytulił ją mocno do siebie, jednocześnie wpijając się w jej usta, i poprowadził ją w stronę łóżka.
– Och, Cameron – szepnęła.
– Tak, mała, wiem.
Przysiadł na brzegu łóżka i ustawił Julię między nogami. Chwycił ją za rąbek koszulki i zaczął ją zdejmować. W tej samej chwili apartament wypełnił żałosny płacz.
Julia jęknęła głośno, uwalniając się z objęć Camerona. Przemknęło jej przez głowę milion myśli. Przede wszystkim należy zająć się dzieckiem. Elektroniczną nianię nierozważnie zostawiła w głównej sypialni, kiedy do pokoju wtargnął Cameron, ale wiedziała, że jeśli Jake zacznie marudzić, usłyszy go doskonale z każdego pomieszczenia. Wrzasnął raz i ucichł, ale zaraz znów się odezwie.
Pozostałe myśli dotyczyły tego, że Cameron w końcu dowie się o istnieniu Jake’a. Wiedziała, że kiedyś to nastąpi, ale ponieważ dotąd nie poruszył tego tematu, była przekonana, że nie raczył przeczytać jej mejli. Miała nadzieję, że Cameron lubi niespodzianki.
Udała się korytarzem w kierunku sypialni.
– Zajmę się tym – oznajmiła.
– Czym? – Cameron ruszył za nią, przytrzymując ją za biodra.
– Tym hałasem. Płaczem.
– Tym z apartamentu obok? Już nic nie słyszę – powiedział, całując Julię w szyję i pieszcząc czuły punkt w pobliżu ucha.
Julia westchnęła. Czuła przyjemne łaskotanie wszędzie tam, gdzie usta Camerona dotknęły jej skóry. Gdy jego dłonie krążyły po jej ciele, przypomniała sobie, co właściwie ją w nim pociągało.
Tylko czemu, do diabła, zaufała pracownikom, gdy mówili, że będzie tu sama? Nawet matka Camerona upierała się, że Julia spokojnie może spędzić tu czas. Powinna była dostrzec błysk w oczach starszej pani i domyślić się, że to pułapka.
W pierwszym odruchu chciała zostawić Jake’a w domu z nianią, ale okazało się, że niania kupiła okazyjnie bilety na rejs z córką, a wielu wybierających się na konferencję znajomych Julii zamierzało zabrać z sobą rodzinę. No i wszyscy chcieli zobaczyć Jake’a. Poza tym tęskniła za synkiem, gdy nie było go w pobliżu. Ostatecznie przyjechała z nim.
Cameron pokrzyżował jej plany. To nie tak, że nie zamierzała pokazać mu dziecka, ale musiała przygotować się na to, że za chwilę sytuacja zrobi się niezręczna.
– Mmm, jak dobrze – mruknęła, obracając się w ramionach Camerona i całując go namiętnie. Nie było to trudne. Cameron był obłędnie seksowny i przystojny, sprawiał wrażenie wyższego, niż zapamiętała, i na pewno był silniejszy. I bardziej pewny siebie, o ile to możliwe. Patrzył na nią ciemnozielonymi oczami zdobywcy. Nie powinna się tym tak podniecać, ale co zrobić? Cholera, mógł się tu nie zjawiać! Znowu miała pecha.
Poznali się półtora roku wcześniej. Julia uległa jego czarowi. Przeżyli niesamowity romans trwający cztery dni. Kilka tygodni później okazało się, że jest w ciąży.
Starała się z nim skontaktować, ale Cameron nawet nie obejrzał się za siebie. Wysłała mu kilka mejli, teraz jednak było oczywiste, że nie zadał sobie trudu, by przeczytać choćby jeden. Może to i lepiej. Wziąwszy pod uwagę te jego tak zwane zasady dotyczące związków – a raczej tę jego obsesję na punkcie unikania jakiegokolwiek zaangażowania – uświadomiła sobie, że Cameron zapewne nie chciałby mieć nic wspólnego z wychowywaniem dziecka.
Mogła sobie tylko wyobrazić, co o niej pomyśli, kiedy dowie się, że sprowadziła tu… jego dziecko. Przyzwoity z niego człowiek, więc na pewno nie wyrzuci ich za drzwi, ale z pewnością oskarży ją o szantaż i na sto procent zaprzeczy, jakoby dziecko było jego.
– Och – szepnęła, gdy przytulił ją do siebie mocniej. Myśli jej się plątały, gdy zasypywał ją pocałunkami i błądził po jej ciele dłońmi. Zastanawiała się, czy uda jej się odwrócić jego uwagę na tyle, by uspokoić Jake’a. Resztą zajmie się rano. Tchórzostwo? Trudno, przeżyje.
Cokolwiek postanowi, musi to zrobić szybko, zanim maluch weźmie sprawy w swoje rączki.
– Cameron, posłuchaj – zaczęła, oddychając głęboko. – Idź, weź sobie drugie piwo, a ja tymczasem przebiorę się…
– Nie chcę piwa – powiedział Cameron, przesuwając ręką po jej udzie. – Chcę tego.
– Mmm, ja też – odparła, gładząc jego umięśnione ramiona. – Ale najpierw muszę się odświeżyć.
– Przecież dziesięć minut temu brałaś prysznic – przypomniał jej, nosem muskając jej szyję. – Jesteś świeża jak poranek.
Jęknęła i niechętnie uwolniła się z jego objęć.
– Muszę wysuszyć włosy.
– Tak? – Odgarnął kosmyki z jej czoła. – Dla mnie są w porządku.
– Dzięki, ale jednak wolałabym się nie przeziębić.
– Okej. – Spojrzał na nią z powątpiewaniem.
– To co, może jednak piwo?
– Co?
– Piwo – powtórzyła. – W kuchni. Mówiłeś też coś o meczu.
– No tak, ale…
– To leć, oglądaj. Zaraz do ciebie dołączę. – Próbowała popchnąć go w stronę salonu, ale stał jak mur.
– Julia, co tu się dzieje?
Nagle rozległ się krzyk:
– Mama! Mama!
Cameron otworzył szeroko oczy.
No to go zajęłam, pomyślała Julia.
– No dobrze, posłuchaj. Nie chciałam…
– Tym razem na pewno coś słyszałem – powiedział Cameron, ignorując jej słowa. – Chyba z drugiej sypialni.
– Nie, nie, nie. – Usiłowała go zatrzymać. – To pewnie kot. Zajmę się tym.
– Kot? – Zmarszczył czoło. – Raczej nie.
Dziecko ponownie zapłakało, a zrezygnowana Julia oparła się o ścianę.
– Aha! – Cameron ruszył do sypialni.
Julia rzuciła się przed niego i zasłoniła sobą drzwi.
– To nie twoja sprawa. Idź, obejrzyj sobie mecz.
Patrzył na nią, jakby zwariowała. Całkiem możliwe, że tak było. Przy nim zachowywała się zupełnie inaczej niż zwykle, mniej rozsądnie. To jego wina, tak.
– Odsuń się, Julio.
Wyciągnęła rękę, usiłując go powstrzymać.
– Nie ma mowy. To twój apartament, fakt, ale sam tam nie wejdziesz.
– No to otwórzże te drzwi. – Jego mina mówiła, że nie ruszy się, dopóki nie pozna źródła dźwięku.
– Dobrze. – I tak kiedyś się dowie. Teraz najważniejsze, by Cameron nie zdenerwował Jake’a. Wypuściła powietrze z płuc i powoli otworzyła drzwi.
– To nie tak, jak myślisz. To znaczy tak, ale…
– Serio? – Wszedł do środka i ujrzał łóżeczko.
Julia znalazła się w pokoju tuż za Cameronem. Jake obiema rączkami ściskał poręcz i podskakiwał. Uśmiechał się szeroko.
– Bo widzisz, ja myślę, że to jest dziecko. – Cameron odwrócił się i wbił w Julię wzrok. – A ty co o tym sądzisz?
Podeszła do łóżeczka, uśmiechnęła się i szepnęła:
– Dla mnie to też wygląda jak dziecko.
Jake z wysiłku miał czerwone policzki. Julia poczuła ukłucie w sercu. Wyciągnęła do niego ręce.
– Mama. Mama.
– Witaj, kochanie. – Podniosła synka i wzięła go na ręce, głaszcząc po pleckach. – O, już lepiej. Nie martw się, malutki, jestem tutaj. Grzeczny chłopiec.
– Co, do… – W głosie Camerona zabrzmiał groźny ton. – To twoje?
Uśmiechnęła się i pocałowała Jake’a w policzek. Poczuła jego ciepły dziecięcy zapach i odwróciła się do Camerona.
– Owszem, moje. I twoje. Poznaj Jacoba Camerona Parrisha, swojego syna.
Cameron Duke miał ochotę zerwać krawat, wypić piwo i dać się przelecieć – niekoniecznie w takiej kolejności. Długo i ciężko pracował nad najnowszym projektem i miał już serdecznie dość mieszkania w hotelu.
Z drugiej strony, myślał, wsuwając kartę do czytnika, nie ma co narzekać. W końcu hotel należy do niego, a apartament właściciela w luksusowym Monarch Dunes liczy sobie prawie dwieście metrów: wygoda jak w domu, szeroki taras, wspaniały widok na ocean i obsługa pierwsza klasa. Nie, zdecydowanie nie ma co narzekać.
Wchodząc do apartamentu, obiecał sobie, że gdy w hotelu skończy się międzynarodowa konferencja dotycząca cateringu, pojedzie na ryby. Kurort miał pełne obłożenie, Cameron może więc kilka tygodni się pobyczyć. Może wynajmie barkę na jeziorze Shasta albo wybierze się na spływ tratwą po rzece King. Albo po prostu wykona parę telefonów…
Nie chciał wyjść na desperata, ale naprawdę potrzebował damskiego towarzystwa. Rozluźnił krawat, odłożył klucze na stolik, postawił teczkę na marmurowej podłodze i wszedł do rozświetlonego salonu.
– Co jest? – mruknął.
Dwa dni wcześniej, wychodząc, zgasił światła. Teraz światła były zapalone, a zasłony zaciągnięte – sprzątaczki wiedziały, że wolał niezakryte okna, by móc napawać się widokiem Pacyfiku. Pokój znajdował się na najwyższym piętrze hotelu, zaś podwójne szyby w oknach były wzmocnione i lekko przyciemnione. Zresztą i tak nikt nie dojrzałby, co się dzieje w środku.
Zsunął marynarkę z ramion. Może apartament sprzątała jakaś nowa pokojówka, która nie znała jego upodobań. Zdarza się. Ale tylko raz.
Zrobił kilka kroków i ujrzał otwartą książkę w miękkiej okładce, położoną na stoliku grzbietem do góry. Potem przesunął wzrok na kolejny obcy przedmiot, przewieszony przez oparcie kanapy. Podszedł bliżej i ostrożnie podniósł delikatny materiał. Różowy, obszyty jaśniejszą lamówką. Bielizna. Droga. Do bólu kobieca. Potarł elegancki jedwab i wciągnął aromat pomarańczy i przypraw. Hm, znajomy zapach. Raptem poczuł ucisk w lędźwiach i budzące się pożądanie.
– Co, do diabła?
Rzucił halkę na kanapę. Jasne, że lubił oglądać tego rodzaju damskie fatałaszki, ale w tej chwili bardziej go interesowało, skąd to się tutaj wzięło.
– Najpierw piwo – postanowił.
Przeciął jadalnię i wszedł do kuchni. Tam pod stołem zobaczył szpilki. Seksowne. Czerwone. Znów powtórzył w myślach: „Co, do diabła?”.
Czerwone szpilki? To chyba żart. I to w stylu jego brata, Brandona. Gdyby nie to, że widok niespodziewanych rzeczy wzbudził w nim irytację, pewnie by się roześmiał.
Ostrożnie minął barek. Po Brandonie, który w każdej chwili mógł wyskoczyć i krzyknąć: „Mamy cię!”, ani śladu. Ale to nie znaczy, że braciszka nie ma. Cameron wyjął z lodówki piwo, upił solidny łyk i wbił wzrok w rząd stojących obok zlewu pustych butelek niemowlęcych.
– Dobra, dość tego – mruknął. – Brandon? – zawołał. – Gdzie się schowałeś? – Cisza. – Wiem, że tu jesteś – mówił, przechodząc przez podwójne drzwi i idąc korytarzem do głównej sypialni. Wtedy usłyszał śpiew.
Zamarł. Kobiecy głos, trochę fałszujący, nucił jakąś starą piosenkę o piña coladzie i moknięciu na deszczu. Kobieta. Prysznic. Jego prysznic. W jego łazience. Zerknął na swoją granatową koszulkę polo, przerzuconą przez oparcie krzesła stojącego w kącie. A pod krzesłem jego buty do biegania.
Czyli zgadza się, jest u siebie. To znaczy, że kobieta pomyliła pokoje. Cameron zaklął pod nosem. To z pewnością sprawka Brandona – w jego stylu byłoby wynająć pannę w ramach „niespodzianki”. Nie ma innego wytłumaczenia, ponieważ bez zgody kogoś z rodziny żaden recepcjonista nie wpuściłby do apartamentu Camerona obcej osoby.
Zatrzymał się, wsłuchał w cichy głos i zastanowił, co począć. Powinien zachować się jak dżentelmen i zaczekać, aż nieznajoma skończy brać prysznic i ubierze się – i wtedy ją wyrzucić. Nigdy wszak nie twierdził, że jest dżentelmenem. Poza tym to nie on się włamał.
Stanął więc w drzwiach do łazienki i czekał. Szum wody ucichł, otworzyły się drzwi prysznica. Z kabiny wyłoniła się lekko opalona i odrobinę piegowata ręka i sięgnęła po ręcznik, a po niej ukazała się mokra, niebywale kształtna noga. Cameron podał nieznajomej ręcznik.
– Pani pozwoli…
Wrzasnęła tak, że ze ścian łazienki niemal odpadła farba.
– Wynocha! – krzyknęła i usiłując się zakryć, upuściła ręcznik.
– A to dobre. Właśnie miałem zamiar powiedzieć to samo – odparł Cameron.
Nie miał natury podglądacza. Powinien był od razu odsunąć się od drzwi i dać kobiecie nieco prywatności, ale nie był w stanie tego zrobić. Potrafił jedynie gapić się jak uczniak na piersi, których widok gwarantował niespokojny sen. Te jędrne kule z różowymi brodawkami idealnie pasowałyby do dłoni. I do ust. Jego wyobraźnia pracowała dalej. Zapragnął wyciągnąć rękę i dotknąć gładkiej skóry na brzuchu kobiety, a potem powędrować palcami w stronę kępki włosów w okolicy ud. Jakiś błysk zwrócił jego uwagę na pępek, w którym lśnił niewielki brylant. Kobieta ma przekłuty pępek. Uśmiechnął się nie wiadomo czemu.
– Możesz przestać się gapić i wreszcie wyjść? – syknęła, szamocząc się z ręcznikiem, by zasłonić ten swój wspaniały biust.
Koniec przedstawienia, pomyślał z żalem. Podniósł wzrok i spojrzał nieznajomej w twarz. Och. Wszędzie by rozpoznał te lśniące ciemnoniebieskie oczy. Miała je jedyna kobieta, o której Cameron nigdy nie zdołał zapomnieć.
– Cześć, Julia – powiedział.
– Skąd się tu wziąłeś?
Oparł się o futrynę.
– Wiesz, skoro tu mieszkam, to pomyślałem, że przebiorę się w coś wygodniejszego, wypiję piwko i obejrzę mecz. – Skrzyżował ręce na piersi. – Powinienem raczej spytać, skąd ty się tu wzięłaś.
Prychnęła i wyszła z kabiny, osłonięta ręcznikiem niczym zbroją.
– Powiedziano mi, że ten apartament będzie wolny przez najbliższe dwa tygodnie.
– Wątpię, żeby powiedział to ktoś z pracowników.
– Ale tak było – mruknęła i ruszyła do sypialni, tam zaś podeszła do otwartej walizki leżącej na stojaku przy oknie. Cameron popijał piwo i patrzył, jak Julia wyjmuje ciuchy.
– Kiedy się ubierzesz, porozmawiamy o przekraczaniu granic.
– Och, daruj sobie – rzuciła ze złością. Dłoń jej drżała, gdy odgarniała z czoła mokre włosy. – Co tu robisz?
– Ja? – Zapewne powinien przestać się uśmiechać, ale co zrobić: był mężczyzną, a ona piękną kobietą. – O ile wiem, to mój apartament.
– Ale nie powinno cię tu być!
– Kochanie, ja jestem właścicielem tego hotelu.
Mocno ściskając jedną ręką ręcznik, przecisnęła się obok Camerona i zniknęła w garderobie. Wyszła po niecałej minucie, ubrana w koszulkę i szorty. Cameron zaklął pod nosem. Jeśli Julia sądzi, że wkładając na siebie te szmatki sprawi, że nie będzie miał ochoty na nią patrzeć, to się myli. Krótka koszulka wydatnie eksponowała jej piersi, wzbudzając w Cameronie jeszcze większą ciekawość.
– To co, możesz mi wytłumaczyć, co tu robisz? – zapytał, zastanawiając się, dlaczego w pokoju robi się gorąco.
Przeczesała palcami włosy i odezwała się spokojnym głosem:
– Cameron, posłuchaj, Sally powiedziała, że…
– Że co? – Nerwy Camerona napięły się jak postronki. – Chwila, moment.
Imię matki Camerona, które padło z ust Julii, nie zwiastowało niczego dobrego. Sally Duke, niesamowita kobieta, która adoptowała go, gdy miał osiem lat, przypominała żywioł. Podjęła się misji znalezienia żon dla swoich trzech synów i było jasne, że nie spocznie, póki nie dopnie swego. Cholera, jeśli Sally ma coś wspólnego z wizytą Julii, to Cameron wpadł jak śliwka w kompot.
– Wyjaśnij mi, co wspólnego ma moja matka z tym, że mokra i naga paradujesz po moim apartamencie?
Obrzuciła go niepewnym wzrokiem.
– Ee, zupełnie nic. Przejęzyczyłam się.
– Przejęzyczyłaś się? – prychnął. – Żartujesz, prawda?
– Nie, nie żartuję – odparła i wyprostowała plecy. Włosy zmoczyły koszulkę tak, że skutecznie lepiła się do skóry, ale Julia jakby tego nie zauważyła. – Miało cię tu nie być. Klucz dostałam od menedżera, więc myślę, że powinieneś wyjść.
– Wykluczone. – Postąpił krok w jej stronę. – Co dokładnie powiedziała ci moja matka?
Otworzyła szerzej oczy i cofnęła się odrobinę.
– Nieważne. Albo wiesz co, to lepiej ja się spakuję i wyprowadzę.
– O, nie tak prędko. – Chwycił ją za ramię. – Chcę wiedzieć, co moja matka ma z tym wspólnego.
– Niech ci będzie – powiedziała, usiłując się uwolnić. – Sally powiedziała, że wyjeżdżasz na okres konferencji i że w tym apartamencie będzie mi wygodniej niż w zwykłym pokoju. Kazała kierownikowi dać mi klucz.
Od jej słów przeszły mu po plecach lodowate ciarki. Owszem, początkowo planował spędzić na północy dodatkowe dwa tygodnie, ale wczoraj zadzwonił do Sally i powiedział, że zmienił plany i wraca dziś po południu.
A zatem to matka wszystko ukartowała. Czyżby naprawdę sądziła, że Cameron rzuci okiem na tę kobietę, padnie na kolana i z miejsca się oświadczy? Jeśli tak, to czeka ją bolesne rozczarowanie.
Kiedy Julia wierciła się, usiłując uwolnić ramię, pewna część ciała Camerona ożyła. Czy to ważne, co sobie umyśliła matka? Nie, zastanowi się nad tym później. Teraz ma przed sobą seksowną, skąpo ubraną kobietę, którą kiedyś bardzo dobrze poznał.
Przyciągnął ją bliżej i znów poczuł intrygującą mieszankę pomarańczy i czegoś głębszego, mocno egzotycznego. Nigdy jej nie zapomniał, nie zapomniał jej zapachu, choć próbował. Pamiętał, jak spotkali się po raz pierwszy. To było prawdziwe pożądanie, od pierwszej chwili. Wszystko zaczęło się od tego, że jego matka odkryła Babeczkę, należącą do Julii piekarnię w Dunsmuir. Spróbowała jej wypieków i uparła się, by synowie też ich posmakowali. Cała czwórka zgodziła się, że Julia jest znakomita w swoim fachu i wkrótce w sieci kurortów Duke’ów pojawiły się ciasta i pieczywo z Babeczki.
Julię zaproszono na jednodniowe szkolenie dla sprzedawców odbywające się w jednym z rodzinnych hoteli na wybrzeżu. Postanowiła wówczas zostać na cały długi weekend. Właśnie wtedy Cameron zobaczył ją po raz pierwszy. Gdy szła przez lobby, zbliżył się do niej, a ona również okazała nim zainteresowanie. W efekcie spędzili cały weekend razem. I na tym koniec.
Wprawdzie nieraz wracała do niego w myślach, ale Cameron konsekwentnie unikał kontaktu. Jeśli chodzi o kobiety, miał twarde zasady. Koniec romansu zawsze był definitywny, Cameron nigdy nie oglądał się za siebie. Tak było bezpieczniej i prościej – dla obydwu stron. W przeciwnym razie kobiety niepotrzebnie trzymałyby się myśli o przyszłości związku. Nie chciał nikogo ranić, dlatego ograniczał się do przygód z kobietami, które rozumiały jego warunki.
Dostał kilka wiadomości od Julii. Prosiła o telefon. Fakt, myślał o tym, nawet chciał to zrobić, ale doświadczenie podpowiadało mu, że powrót do dawnego romansu zawsze kończy się źle. Dla swojego i jej dobra ignorował wszelkie wiadomości, aż wreszcie przestała się odzywać.
A teraz proszę, półtora roku później znajduje ją w swoim apartamencie, ubraną w seksowne szorty i cienką koszulkę. I z kolczykiem w pępku. Spojrzała na niego, a on przez chwilę miał ochotę sprawić, by te oczy znów zapłonęły pożądaniem, poczuć smak jej pełnych ust i innych części tego wspaniałego ciała. Serio chciał ją wyrzucić? Czyżby zgłupiał?
– Przepraszam – odezwał się łagodnie, głaszcząc ją po ramionach. – Widocznie zapomnieli, że dziś wracam. Późno już. Zostańmy tu razem, a rano znajdę ci jakiś pokój.
– Chyba mogłabym się przespać na kanapie…
– O tym porozmawiamy później – rzucił od niechcenia, przysuwając się do niej bliżej. – Fajnie cię znów widzieć.
– Naprawdę? – Uśmiechnęła się nieśmiało.
Musnął ustami jej włosy i poczuł świeży zapach.
– Tak.
Westchnęła i przymknęła oczy.
– A co z twoją zasadą?
– Jaką zasadą? – zapytał, nachylając się ku niej.
– Że jak koniec, to koniec – szepnęła.
– Tak powiedziałem? – Cameron zmarszczył brwi.
Skinęła głową.
– Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. Powiedziałeś, że dobrze się bawiłeś, ale że nie zadzwonisz. Żebym sobie źle nie pomyślała. – Głos jej zadrżał.
– Idiota ze mnie – uznał, kładąc dłoń na jej karku.
Uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy.
– Mówiłeś, że to żelazna zasada.
– Zasady są po to, żeby je zmieniać – mruknął i zaczął ją całować.
Jęknęła cicho, niemal rozpływając się w jego objęciach. Wsunął jej do ust język, ustąpiła bez oporu. Poczuł jej ciepło i naraz nabrał przekonania, że dopiero teraz naprawdę wrócił do domu. Problemy tego świata przestały się liczyć, była tylko ona, jej smak i pragnienie czegoś więcej. Zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się do niego. Słodka, pomyślał. Słodka, gorąca i namiętna. Brakowało mu jej. Odsunął tę myśl na bok, gdy dotknęli się językami. Gdy Julia jęknęła, on zapragnął więcej. Chciał usłyszeć, jak Julia szepcze jego imię, jak żąda, błaga płaczliwym głosem… Płaczliwym?
Cameron zamarł. Ktoś płacze, tylko gdzie? Na zewnątrz? W pokoju obok? Dziwne, bo zwykle nie docierały tu żadne dźwięki. Ściany były dźwiękoszczelne. O, znowu. To wyraźnie płacz. Odsunął się od Julii i popatrzył jej w oczy.
– Słyszałaś?
– Owszem – odparła, odepchnęła go od siebie i rozejrzała się dokoła. Z czujną miną czekała, aż płacz się powtórzy. Cisza. Po chwili Cameron znów wziął ją w ramiona.
– To pewnie gdzieś obok – szepnął i znów zabrał się do całowania jej twarzy oraz szyi. Jęknęła, gdy dłonie Camerona przesunęły się po plecach i oparły na pośladkach. Przytulił ją mocno do siebie, jednocześnie wpijając się w jej usta, i poprowadził ją w stronę łóżka.
– Och, Cameron – szepnęła.
– Tak, mała, wiem.
Przysiadł na brzegu łóżka i ustawił Julię między nogami. Chwycił ją za rąbek koszulki i zaczął ją zdejmować. W tej samej chwili apartament wypełnił żałosny płacz.
Julia jęknęła głośno, uwalniając się z objęć Camerona. Przemknęło jej przez głowę milion myśli. Przede wszystkim należy zająć się dzieckiem. Elektroniczną nianię nierozważnie zostawiła w głównej sypialni, kiedy do pokoju wtargnął Cameron, ale wiedziała, że jeśli Jake zacznie marudzić, usłyszy go doskonale z każdego pomieszczenia. Wrzasnął raz i ucichł, ale zaraz znów się odezwie.
Pozostałe myśli dotyczyły tego, że Cameron w końcu dowie się o istnieniu Jake’a. Wiedziała, że kiedyś to nastąpi, ale ponieważ dotąd nie poruszył tego tematu, była przekonana, że nie raczył przeczytać jej mejli. Miała nadzieję, że Cameron lubi niespodzianki.
Udała się korytarzem w kierunku sypialni.
– Zajmę się tym – oznajmiła.
– Czym? – Cameron ruszył za nią, przytrzymując ją za biodra.
– Tym hałasem. Płaczem.
– Tym z apartamentu obok? Już nic nie słyszę – powiedział, całując Julię w szyję i pieszcząc czuły punkt w pobliżu ucha.
Julia westchnęła. Czuła przyjemne łaskotanie wszędzie tam, gdzie usta Camerona dotknęły jej skóry. Gdy jego dłonie krążyły po jej ciele, przypomniała sobie, co właściwie ją w nim pociągało.
Tylko czemu, do diabła, zaufała pracownikom, gdy mówili, że będzie tu sama? Nawet matka Camerona upierała się, że Julia spokojnie może spędzić tu czas. Powinna była dostrzec błysk w oczach starszej pani i domyślić się, że to pułapka.
W pierwszym odruchu chciała zostawić Jake’a w domu z nianią, ale okazało się, że niania kupiła okazyjnie bilety na rejs z córką, a wielu wybierających się na konferencję znajomych Julii zamierzało zabrać z sobą rodzinę. No i wszyscy chcieli zobaczyć Jake’a. Poza tym tęskniła za synkiem, gdy nie było go w pobliżu. Ostatecznie przyjechała z nim.
Cameron pokrzyżował jej plany. To nie tak, że nie zamierzała pokazać mu dziecka, ale musiała przygotować się na to, że za chwilę sytuacja zrobi się niezręczna.
– Mmm, jak dobrze – mruknęła, obracając się w ramionach Camerona i całując go namiętnie. Nie było to trudne. Cameron był obłędnie seksowny i przystojny, sprawiał wrażenie wyższego, niż zapamiętała, i na pewno był silniejszy. I bardziej pewny siebie, o ile to możliwe. Patrzył na nią ciemnozielonymi oczami zdobywcy. Nie powinna się tym tak podniecać, ale co zrobić? Cholera, mógł się tu nie zjawiać! Znowu miała pecha.
Poznali się półtora roku wcześniej. Julia uległa jego czarowi. Przeżyli niesamowity romans trwający cztery dni. Kilka tygodni później okazało się, że jest w ciąży.
Starała się z nim skontaktować, ale Cameron nawet nie obejrzał się za siebie. Wysłała mu kilka mejli, teraz jednak było oczywiste, że nie zadał sobie trudu, by przeczytać choćby jeden. Może to i lepiej. Wziąwszy pod uwagę te jego tak zwane zasady dotyczące związków – a raczej tę jego obsesję na punkcie unikania jakiegokolwiek zaangażowania – uświadomiła sobie, że Cameron zapewne nie chciałby mieć nic wspólnego z wychowywaniem dziecka.
Mogła sobie tylko wyobrazić, co o niej pomyśli, kiedy dowie się, że sprowadziła tu… jego dziecko. Przyzwoity z niego człowiek, więc na pewno nie wyrzuci ich za drzwi, ale z pewnością oskarży ją o szantaż i na sto procent zaprzeczy, jakoby dziecko było jego.
– Och – szepnęła, gdy przytulił ją do siebie mocniej. Myśli jej się plątały, gdy zasypywał ją pocałunkami i błądził po jej ciele dłońmi. Zastanawiała się, czy uda jej się odwrócić jego uwagę na tyle, by uspokoić Jake’a. Resztą zajmie się rano. Tchórzostwo? Trudno, przeżyje.
Cokolwiek postanowi, musi to zrobić szybko, zanim maluch weźmie sprawy w swoje rączki.
– Cameron, posłuchaj – zaczęła, oddychając głęboko. – Idź, weź sobie drugie piwo, a ja tymczasem przebiorę się…
– Nie chcę piwa – powiedział Cameron, przesuwając ręką po jej udzie. – Chcę tego.
– Mmm, ja też – odparła, gładząc jego umięśnione ramiona. – Ale najpierw muszę się odświeżyć.
– Przecież dziesięć minut temu brałaś prysznic – przypomniał jej, nosem muskając jej szyję. – Jesteś świeża jak poranek.
Jęknęła i niechętnie uwolniła się z jego objęć.
– Muszę wysuszyć włosy.
– Tak? – Odgarnął kosmyki z jej czoła. – Dla mnie są w porządku.
– Dzięki, ale jednak wolałabym się nie przeziębić.
– Okej. – Spojrzał na nią z powątpiewaniem.
– To co, może jednak piwo?
– Co?
– Piwo – powtórzyła. – W kuchni. Mówiłeś też coś o meczu.
– No tak, ale…
– To leć, oglądaj. Zaraz do ciebie dołączę. – Próbowała popchnąć go w stronę salonu, ale stał jak mur.
– Julia, co tu się dzieje?
Nagle rozległ się krzyk:
– Mama! Mama!
Cameron otworzył szeroko oczy.
No to go zajęłam, pomyślała Julia.
– No dobrze, posłuchaj. Nie chciałam…
– Tym razem na pewno coś słyszałem – powiedział Cameron, ignorując jej słowa. – Chyba z drugiej sypialni.
– Nie, nie, nie. – Usiłowała go zatrzymać. – To pewnie kot. Zajmę się tym.
– Kot? – Zmarszczył czoło. – Raczej nie.
Dziecko ponownie zapłakało, a zrezygnowana Julia oparła się o ścianę.
– Aha! – Cameron ruszył do sypialni.
Julia rzuciła się przed niego i zasłoniła sobą drzwi.
– To nie twoja sprawa. Idź, obejrzyj sobie mecz.
Patrzył na nią, jakby zwariowała. Całkiem możliwe, że tak było. Przy nim zachowywała się zupełnie inaczej niż zwykle, mniej rozsądnie. To jego wina, tak.
– Odsuń się, Julio.
Wyciągnęła rękę, usiłując go powstrzymać.
– Nie ma mowy. To twój apartament, fakt, ale sam tam nie wejdziesz.
– No to otwórzże te drzwi. – Jego mina mówiła, że nie ruszy się, dopóki nie pozna źródła dźwięku.
– Dobrze. – I tak kiedyś się dowie. Teraz najważniejsze, by Cameron nie zdenerwował Jake’a. Wypuściła powietrze z płuc i powoli otworzyła drzwi.
– To nie tak, jak myślisz. To znaczy tak, ale…
– Serio? – Wszedł do środka i ujrzał łóżeczko.
Julia znalazła się w pokoju tuż za Cameronem. Jake obiema rączkami ściskał poręcz i podskakiwał. Uśmiechał się szeroko.
– Bo widzisz, ja myślę, że to jest dziecko. – Cameron odwrócił się i wbił w Julię wzrok. – A ty co o tym sądzisz?
Podeszła do łóżeczka, uśmiechnęła się i szepnęła:
– Dla mnie to też wygląda jak dziecko.
Jake z wysiłku miał czerwone policzki. Julia poczuła ukłucie w sercu. Wyciągnęła do niego ręce.
– Mama. Mama.
– Witaj, kochanie. – Podniosła synka i wzięła go na ręce, głaszcząc po pleckach. – O, już lepiej. Nie martw się, malutki, jestem tutaj. Grzeczny chłopiec.
– Co, do… – W głosie Camerona zabrzmiał groźny ton. – To twoje?
Uśmiechnęła się i pocałowała Jake’a w policzek. Poczuła jego ciepły dziecięcy zapach i odwróciła się do Camerona.
– Owszem, moje. I twoje. Poznaj Jacoba Camerona Parrisha, swojego syna.
więcej..