Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Rozkoszna gra - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 września 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rozkoszna gra - ebook

W tej rozgrywce może być tylko dwoje zwycięzców

Bella nigdy nie znała swojego ojca. Po tragicznej śmierci matki była przerzucana między kolejnymi członkami dalszej rodziny, aby ostatecznie wylądować w przytułku. Tylko dzięki zamiłowaniu do nauki, a szczególnie matematyki, udało jej się wyjść na prostą. I właśnie kiedy wszystko w końcu układało się jak należy, otrzymała szokującą wiadomość – jej ojciec zmarł i pozostawił jej coś w spadku. Tak właśnie Bella stała się właścicielką znanej drużyny futbolowej.

Zanim się zorientowała, uczyła się o sporcie, o którym nie miała dotąd pojęcia, a jej największym sprzymierzeńcem we wrogo nastawionym środowisku okazał się główny rozgrywający drużyny: Christian Knox – mężczyzna zbyt przystojny i zbyt pewny siebie, żeby mogło mu to wyjść na dobre. Christian nie ukrywa, że jego zainteresowanie nową szefową wykracza daleko poza ramy zawodowe, ale Bella nie może sobie pozwolić na żadne skandale. Poza tym nie ma szans, aby poukładana matematyczka i nieokiełznany sportowiec mogli do siebie pasować… Prawda?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8321-720-8
Rozmiar pliku: 4,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

– Nadal nie mogę uwierzyć, że to wszystko jest twoje… – Miller wyciągnął szyję, by z miejsca kierowcy wyjrzeć przez okno pasażera.

– Nie wszystko. Dwadzieścia pięć procent należy do grupy inwestycyjnej.

– Nieważne. I tak jesteś królową tego zamku. Na pewno nie chcesz, żebym wszedł z tobą?

Zerknęłam na imponujący budynek.

– Kocham cię za tę propozycję, ale myślę, że akurat to powinnam zrobić sama.

– Dobrze. W biurze muszę być dopiero po południu, więc jeśli zmienisz zdanie, zadzwoń. – Puścił do mnie oko. – Może ci się przydać asystent, żeby wszedł przed tobą do szatni i upewnił się, że wszyscy ci spoceni futboliści prezentują się przyzwoicie.

Z chichotem przysunęłam się do Millera i cmoknęłam go w policzek.

– Jesteś taki uczynny. Jeszcze raz dziękuję, że mnie tu przywiozłeś.

Otworzyłam drzwi samochodu i się zawahałam. Zrobiłam głęboki wdech, patrząc na ogromną arenę. Zobaczyłam w oddali faceta w bluzie z kapturem, który niósł chyba z tuzin pudełek z pizzą. Miller wskazał na niego.

– Nie powinnaś skorzystać z innego wejścia niż dostawcy?

– Nie mam bladego pojęcia. Ale jeśli moje kochane rodzeństwo ma z tym coś wspólnego, wejście na pewno prowadzi prosto do lochu.

– Nie pozwól, żeby te rozwydrzone bogate dupki cię zastraszały. I popraw te cholerne okulary. Znowu się przekrzywiły.

Z westchnieniem podsunęłam oprawki na nosie.

– Dam z siebie wszystko.

Przejście z parkingu do wejścia na stadion Bruins kojarzyło mi się z kroczeniem po trapie – wiedziałam, że w środku czekają na mnie rekiny. Gdy zbliżyłam się do drzwi, dostrzegłam kilka osób z aparatami fotograficznymi. Nie byłam pewna, czy czekają na mnie, bo wcześniej spotkałam podobną grupę przed moim mieszkaniem. Może to dlatego, że zawodnicy tu dzisiaj trenują. Niemniej opuściłam głowę, by uniknąć kontaktu wzrokowego, i szłam dalej, aż dotarłam bezpiecznie do środka. Dwa kroki za progiem zatrzymał mnie ochroniarz.

– Mogę w czymś pomóc?

– Hmm, tak. Pracuję tu.

– Nigdy wcześniej pani nie widziałem. Jest pani nowa?

Kiwnęłam potakująco głową.

– To mój pierwszy dzień.

Sięgnął po podkładkę z klipsem.

– Nazwisko?

– Bella Keating.

Przejrzał listę i wskazał rentgen do prześwietlania bagażu.

– Jak na lotnisku. Komórki, laptopy i inne urządzenia elektroniczne należy wyjąć z torebki i przepuścić przez urządzenie. Gdy pani skończy, proszę czekać przy żółtej linii, aż poproszę, by przeszła pani przez bramkę z wykrywaczem metalu.

Zgodnie z poleceniem położyłam komórkę na małej okrągłej tacce, a laptop na większej, szarej. Po drugiej stronie bramki stało dwóch ochroniarzy, którzy ze sobą rozmawiali. Człowiek z pizzą, ten w kapturze, zatrzymał się, by porozmawiać z jakąś kobietą. Zawijała sobie włosy na palec, a potem zachichotała, słysząc coś, co powiedział, zanim wsiadł do windy i zniknął. Kilka sekund później otworzyły się drzwi drugiej windy i wyszedł z niej młody mężczyzna w garniturze. Z nosem w komórce zbliżał się do ochrony. Kiedy wreszcie podniósł wzrok, zrobił wielkie oczy i jego swobodny krok przeszedł w sprint. Obejrzałam się za siebie, zastanawiając się, do kogo tak pędzi.

– Pani Keating! Przepraszam za spóźnienie. – Ze ściągniętymi brwiami popatrzył na dwóch ochroniarzy, którzy mnie dotychczas ignorowali i przywoływali statystyki z meczu rozegranego w ostatni weekend, każąc mi czekać przed żółtą linią. – Przepraszam. Czy wiecie, kto musi tu czekać?

Ochroniarz, który oglądał mój dowód, wzruszył ramionami.

– Nazwisko Keating, tak? Jest tu nowa.

Zagarniturzony oparł dłonie na biodrach i pokręcił głową.

– A jak brzmi nazwisko nowej właścicielki drużyny? Nazwisko, które będzie widniało na twoim kolejnym czeku z pensją?

Ochroniarz wybałuszył oczy.

– Jasny gwint. Pani Keating?

Po chwili wahania pokiwałam potakująco głową.

– Tak. Bella Keating.

– Bardzo przepraszam. – Mężczyzna wziął mnie pod łokieć i przeprowadził przez wykrywacz metalu. Zabuczało, gdy przechodziłam, więc się zatrzymałam, ale on tylko machnął ręką. – Nic nie szkodzi. Nie musi pani przechodzić kontroli.

Młody mężczyzna w garniturze pokręcił głową.

– Bardzo przepraszam, pani Keating. Spodziewałem się pani później. Właśnie przyszedłem poinformować ochronę, że pani dzisiaj przyjedzie. Chciałem prosić, żeby dali mi znać, gdy się pani pojawi. – Podał mi rękę. – Josh Sullivan, pani asystent. To znaczy byłem asystentem pana Barretta. Rozmawialiśmy kilka razy przez telefon.

– Jasne… Josh. – Uśmiechnęłam się. – Miło mi cię w końcu poznać.

– Oprowadzić panią po stadionie czy woli pani udać się prosto do biura?

Zważywszy na to, że nie byłam pewna, czy w ogóle mam biuro, uznałam, że dobrze będzie zacząć od tego.

– Chodźmy do biura.

Josh ruchem ręki pokazał, żebym szła pierwsza. Po kilku krokach przypomniałam sobie o rzeczach leżących na taśmie, których nie zabrałam.

– Prawie zapomniałam o swojej elektronice.

W windzie Josh wsunął kartę do czytnika przy panelu z przyciskami.

– Do części dla szefostwa nie można się dostać bez karty. W biurze czeka już na panią plik kart i pęk kluczy, które będą pani potrzebne.

– Dziękuję.

Biura szefostwa na ostatnim piętrze ani trochę nie przypominały mojego starego brudnego biura. Jasne korytarze zdobiły oprawione w ramy fotografie z akcji futbolistów oraz szereg nagród i wyróżnień. Gdy dotarliśmy do końca korytarza, Josh wyjął klucze z kieszeni i otworzył zamek.

– Pani biuro. – Pchnął drzwi i się odsunął, żebym mogła wejść.

– To jest biuro?

Zachichotał.

– Owszem. Do tego należy do pani.

Podeszłam do szerokiej przeszklonej ściany z widokiem na stadion. Kilku sportowców rozciągało się na boisku.

– Wiesz, że poprosiłam Toma Laurena, żeby pozostał na stanowisku pełniącego obowiązki prezesa klubu, które objął w chwili śmieci Johna Barretta, prawda? Jestem współprezeską, ale tylko z nazwy. Wiele się muszę nauczyć. Więc może to Tom powinien zająć to biuro.

Josh się uśmiechnął.

– Jego też nie jest złe. Znajduje się na tym samym piętrze. Umówiłem panią na spotkanie z nim o jedenastej, a o dwunastej trzydzieści odbędzie się lunch z personelem. Potem o szesnastej ma pani krótkie powitalne spotkanie z drużyną, gdy skończy się trening. Poza tym nie ma pani zaplanowane nic więcej, żeby mogła się pani tu urządzić.

– Świetnie.

– Tak na marginesie, woli pani kalendarz elektroniczny, papierowy czy jeden i drugi?

– Wolałabym papierowy, jeśli to nie problem.

Znowu się uśmiechnął.

– Tak jak pani ojciec. Czasami stara szkoła lepiej się sprawdza.

Potaknęłam. Posiadanie papierowego kalendarza nie było niczym wyjątkowym, ale trzymałam się kurczowo tej szczątkowej informacji o Johnie Barretcie. Tak mało o nim wiedziałam, miałam jednak wrażenie, że to się szybko zmieni.

Josh wskazał ręką w stronę okna.

– Trening zacznie się o dziesiątej, więc boisko się niebawem zapełni. – Wskazał na największe biurko, jakie w życiu widziałam. – Zamówiłem dla pani nowy laptop i założyłem konto na portalu dla kierownictwa. Ma tam pani dostęp do wszystkich informacji na temat drużyny i konkretnych sportowców, statystyk, informacji o urazach, historii medycznych, informacji o pensji, uwagach dyscyplinarnych… Jest tam każdy raport, którego można sobie zażyczyć. – Wyciągnął rękę w stronę drzwi za biurkiem. – Tam się znajduje prywatna łazienka. Z prysznicem i gabinetem masażu.

– Gabinetem masażu?

– Pan Barrett często korzystał z usług masażysty drużyny. Mogę panią umówić, na kiedy pani chce. – Podszedł do sięgającego sufitu regału. – Opisy taktyk są wydrukowane i przechowywane tutaj, podobnie jak życiorysy wszystkich członków drużyny. Stoją tu też segregatory potencjalnych przyszłych zawodników, których nasi ludzie obserwują, a także papiery tych z ligi, których kontrakty kończą się w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy. Tymi drzwiami… – Josh nagle zamilkł.

Nie odrywałam wzroku od tuzinów grubych ksiąg na licznych półkach. Gdy spojrzałam znowu na niego, uśmiechnął się.

– Przepraszam. Ma pani sporo do przyswojenia, a ja gadam jak najęty, prawda?

– Nie szkodzi.

– Może pójdę po kawę i dam pani kilka minut spokoju?

Westchnęłam głośno.

– Doskonały pomysł. Dziękuję, Josh.

Zamknął za sobą drzwi, ja zaś stałam na środku gigantycznego pomieszczenia. Nie mieściło mi się w głowie, że tu się znalazłam, nie wspominając o tym, że to było moje biuro. Ledwie zdołałam się rozejrzeć, drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka wtargnęła moja koszmarna przyrodnia siostra.

– Jesteś już gotowa się poddać? – spytała zgryźliwie Gryzelda.

Oczywiście tak naprawdę nie miała na imię Gryzelda, ale razem z Millerem nazywaliśmy moje siostry przyrodnie Gryzeldą i Anastazją, bo były jak złe siostry z _Kopciuszka_.

Przywołałam na twarz fałszywy uśmiech.

– Dzień dobry, Tiffany.

Prychnęła.

– To jakiś żart. Nie mogę uwierzyć, że będziesz próbowała kierować drużyną. Czy ty w ogóle obejrzałaś w życiu choć jeden mecz?

Zignorowałam ją.

– Cieszę się, że zgodziłaś się zostać. Twoje doświadczenie jest nieocenione.

– To oczywiste. Bo ja się znam na futbolu. W przeciwieństwie do ciebie.

– Mam nadzieję dużo się od ciebie nauczyć. – Uśmiechnęłam się słodko.

Na przestrzeni dwóch lat, odkąd moje życie stanęło na głowie, odkryłam, że najlepszą bronią na zło Tiffany jest zasypywać ją życzliwością i komplementami. Potrafiła tylko ze mną walczyć, więc po jakimś czasie, jeśli nie połykałam przynęty, traciła wiatr w żaglach i odpływała. Tak też się stało i teraz. Odwróciła się na pięcie i ruszyła swój za chudy tyłek w stronę drzwi. W tym momencie mignął za nimi dostawca pizzy. Widziałam go dziś już po raz trzeci i dotarło do mnie, że to dość dziwne.

– Kto zamawia pizzę przed ósmą rano? Jaki lokal działa o tej porze?

Tiffany popatrzyła za facetem i odwróciła się do mnie z wrednym uśmieszkiem.

– Chcesz się na coś przydać?

Uznałam, że to pytanie retoryczne, ale czekałam na odpowiedź.

– Oczywiście, Tiffany – odparłam z westchnieniem.

Wskazała na korytarz.

– Ten dostawca nagabuje kobiety. W ubiegłym tygodniu skomentował mój tyłek. Może jako nowa szefowa tej organizacji mogłabyś dać mu do zrozumienia, że takie zachowanie nie będzie tolerowane.

Zamrugałam oczami.

– Ojej. To okropne.

– Dlatego sugeruję, żebyś coś z tym zrobiła. Chyba że jesteś zbyt zajęta albo… nie obchodzi cię, jak się tu traktuje kobiety.

– Jasne, że mnie to obchodzi.

– To jestem ciekawa, jak będzie wyglądała wasza rozmowa. Do zobaczenia na lunchu. – Tiffany prychnęła i wyszła.

Pomyślałam, że porozmawiam o dostawcy z Joshem, gdy wróci, ale chwilę później gość w kapturze minął ponownie moje drzwi. Tym razem bez pudeł. Zazwyczaj unikam konfrontacji jak ognia, ale musiałam się do nich przyzwyczaić, jeśli zamierzałam wykonywać tę pracę. Wyszłam na korytarz.

– Przepraszam…

Facet się odwrócił.

Cholera. Z bliska się okazało, że był naprawdę przystojny.

Wskazał na siebie.

– Do mnie pani mówi?

– Tak. Moglibyśmy zamienić słowo?

Posłał mi megawatowy uśmiech, wręcz oślepiający. Jego zęby naprawdę zdawały się świecić. Nic dziwnego, że uznał, że może mówić i robić, co zechce. Chociaż atrakcyjny wygląd nie dawał mu prawa do nękania kobiet.

Zakapturzony szedł za mną. Weszłam do biura i zaprosiłam go ruchem ręki.

– Proszę wejść. – Zamknęłam za sobą drzwi, po czym podałam mu rękę. – Bella Keating.

– Wiem, kim pani jest. Widziałem pani zdjęcie w gazecie. – Uścisnął moją dłoń. – Christian. Miło mi poznać.

– Nie jest to idealny temat do rozmowy przy pierwszym spotkaniu, ale obawiam się, że musimy omówić skargę na pana, jaka do mnie wpłynęła.

Christian zmarszczył czoło.

– Skargę? Jaką skargę?

– Jedna z pracownic poinformowała mnie, że molestuje pan kobiety w Bruins. Wspominała o sytuacji, w której skomentował pan jej tylną część ciała.

Brwi Christiana gwałtownie podskoczyły.

– Molestuję? Nie sądzę. Niektóre kobiety lubią flirtować, ale to tylko wygłupy.

– To jest właśnie powszechny problem. Jednej osobie się wydaje, że flirtuje, podczas gdy druga czuje się molestowana. Granica pomiędzy tymi zjawiskami bywa często dość niewyraźna. Tutaj w Bruins nie tolerujemy molestowania, dlatego obawiam się, że będę musiała prosić, aby przestał pan dostarczać do nas towar. W której pizzerii pan pracuje?

– Pizzerii?

– Tak. Chciałabym wiedzieć, kto jest pańskim pracodawcą.

Pełne usta faceta ułożyły się w uśmiechu, on zaś oparł dłonie na biodrach.

– Nie wie pani, kto jest moim pracodawcą?

– Gdybym wiedziała, nie pytałabym.

Z chichotem ruszył w stronę drzwi.

– Muszę już iść. Ale fajnie było cię poznać, Bella.

Nie mogłam uwierzyć w bezczelność tego gościa. On się śmiał?

– Molestowanie seksualne nie jest według mnie zabawne. I nikt nie powinien traktować tak lekko rozmowy o skardze na niego złożonej. Nie zamierzałam dzwonić do pańskiego szefa, ale chyba powinnam, zważywszy na pańską nonszalancję.

– Ależ proszę dzwonić. To będzie interesująca rozmowa. – Otworzył drzwi i zerknął na mnie przez ramię. – A skoro już molestuję ludzi, to mogę ci powiedzieć, że wyglądasz o wiele ładniej niż na zdjęciach w gazecie. Wybierzemy się kiedyś na kolację?

Oniemiałam. Zanim doszłam do siebie, wrócił Josh. Zadarł brodę w stronę dostawcy.

– Co tam, Christian? Poznałeś szefową?

– Tak. Bella chce wiedzieć, w której pizzerii pracuję. Może jej to powiesz? I chce znać numer mojego szefa. Muszę lecieć. – Posłał mi całuska. – Na razie, piękna. Tak na marginesie, przekrzywiły ci się okulary.

Josh podał mi kawę, kręcąc głową.

– To było dziwne.

– Co ty powiesz? – Poprawiłam okulary na nosie. – Mam nadzieję, że wiesz, dla kogo pracuje.

Josh wskazał kciukiem w stronę drzwi.

– Christian?

– Tak.

– Skoro klub jest twój, to chyba dla ciebie.

Zmarszczyłam nos.

– Dostawca pizzy pracuje dla klubu?

Josh przyjrzał się mojej twarzy.

– O cholera. Nie masz pojęcia, kto to był?

– Eeee… Dostawca pizzy?

– To Christian Knox. Rozgrywający Bruins i kapitan drużyny.

Zamknęłam oczy. Zabiję Gryzeldę.

– Jak ci minął pierwszy dzień?

Oparłam głowę o zagłówek, kiedy tylko zamknęłam drzwi samochodu Millera.

– Pamiętasz, co się stało pierwszego dnia, gdy pracowaliśmy razem na studiach?

– Chodzi ci o pana Wielkie Jaja?

– Nie inaczej.

– Dlaczego go wspominasz?

– Moja wpadka wtedy była o wiele mniej żenująca od dzisiejszej.

Na drugim roku Miller załatwił mi pracę tam, gdzie sam pracował: wspierał technicznie firmę opracowującą programy do obsługiwania płac. Powinnam była wiedzieć, że to zły pomysł. Klienci dzwonili, gdy mieli problem, i dzieliliśmy z nimi ekrany, żeby pokazać im krok po kroku, jak problem rozwiązać. Na dole ekranu znajdowało się okienko czatu, na którym było widać zdjęcia profilowe klienta i konsultanta. Zdjęcie mojego trzeciego klienta tego dnia ukazywało go stojącego. Widziałam go do połowy ud. I przysięgam, że po dziś dzień nie mam pojęcia, jak to było w ogóle możliwe, ale widziałam tylko jego gigantyczne jaja. I nie chodziło o wyraźne wybrzuszenie, ale o dwie okrągłe piłki do softballa, które próbowały uciec mu z gaci. Udało mi się przetrwać czat z nim, ale zanim się rozłączyłam, strzeliłam telefonem fotkę zdjęcia profilowego, żeby móc je pokazać Millerowi. Wydawało mi się, że już się rozłączyłam z gościem. Chyba wiadomo, do czego zmierzam…

Żeby nie przedłużać, przesłałam zdjęcie Millerowi przez czat dla pracowników i przeprowadziliśmy dość długą rozmowę na temat tego, czy jądra mogą urosnąć do takich rozmiarów. Wygooglowałam nawet, co może doprowadzić do nabrzmienia jąder, i wyszukałam faceta w mediach społecznościowych, żeby sprawdzić, czy jego zdjęcie profilowe uległo jakiemuś zniekształceniu, czy też naprawdę tak wygląda. Nie muszę chyba dodawać, że ciągle się nie rozłączyłam i pan Wielkie Jaja oglądał na ekranie moje wyczyny, po czym zadzwonił do szefa. Oboje zostaliśmy zwolnieni. Mój pierwszy dzień tam był też ostatnim.

– Co gorszego mogłaś zrobić?

– No nie wiem. Może wziąć najlepszego rozgrywającego ligi za dostawcę pizzy i uraczyć go wykładem na temat molestowania seksualnego w miejscu pracy?

Miller strzelił oczami w moją stronę, odrywając je na chwilę od drogi.

– Co się stało?

– Gryzelda się stała.

– Jak mogłaś go nie rozpoznać? Przecież wykułaś na blachę statystyki wszystkich zawodników.

– Przecież wiesz, że nie mam pamięci do twarzy. Zapamiętałam liczby, nie wygląd, swoją drogą, zapierający dech w piersiach. Na widok linii jego szczęki każdy rzeźbiarz by szlochał.

Miller pokręcił głową.

– Przykro mi to mówić, ale nie tworzysz już algorytmów. Będziesz musiała zacząć zwracać uwagę na ludzi. Wykorzystuj znane ci sztuczki do kojarzenia twarzy z nazwiskami.

Naburmuszyłam się.

– Nie przepadam za ludźmi. Jestem matematyczką.

– Już nie, księżniczko. Jesteś miliarderką i właścicielką drużyny NFL.

– Chcę wracać do swojej starej pracy. Mam dość tego ludziowania.

Miller zachichotał.

– Wyrobisz się w tym. Daję słowo.ROZDZIAŁ 2

– No, no, no. Patrzcie, co przywlókł kot. Dużo czasu ci to zajęło.

Podszedłem do trenera i odruchowo wyciągnąłem do niego prawą rękę, ale zorientowałem się w ostatniej chwili, co robię, i podałem mu lewą. Trener miał niewładną prawą stronę wskutek udaru sprzed kilku lat. Z tego samego powodu poruszał się na wózku inwalidzkim.

Uścisnęliśmy sobie dłonie.

– Jak ci służy grzanie ławki? – spytał.

Poklepałem go wolną ręką po ramieniu.

– Lubię to prawie tak bardzo, jak ty lubisz jeździć na tym wózku, stary.

Trener zachichotał.

Trener Marvin Barrett i ja dogryzaliśmy sobie od moich pierwszych dni w futbolu. Był moim pierwszym trenerem, ale też ojcem Johna Barretta, jednego z najlepszych zawodników wszech czasów i właściciela New York Bruins. To znaczy John był właścicielem do czasu, gdy dwa lata temu zmarł na raka trzustki. I wyglądało na to, że teraz klubem zawiaduje kobieta, która wzięła mnie za dostawcę pizzy i uraczyła kazaniem na temat molestowania seksualnego.

– Więc co słychać? Jak tam rekonwalescencja? – dociekał trener.

Miesiąc temu przeszedłem operację rekonstrukcji więzadła stawu kolanowego naderwanego podczas meczu.

– Dobrze się czuję. Wymiatam na fizjoterapii, a kolano tak sprawne miałem ostatnio w czasach studiów. Ale doktorek nie pozwoli mi wrócić jeszcze przez co najmniej trzy tygodnie.

– Wiesz, co jest najlepsze? Pamiętasz, jak wybiłeś sobie dwa zęby w trzeciej kwarcie meczu w liceum? Powiedziałeś o tym dopiero na koniec, bo bałeś się, że każą ci przesiedzieć na ławce ostatnie osiem minut. I o ile pamiętam, twoja drużyna zdobyła jeszcze ponad dwadzieścia punktów. A tobie trzeba było założyć dziewięć szwów wewnątrz ust. Wyglądałeś, jakbyś zjadł żyletkę. Doktor ma rację, że ci nie ufa.

Zbyłem go machnięciem ręki.

– Chcesz wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza?

– Czemu nie? Spacerowanie z tobą jest fajniejsze od spaceru ze szczeniakiem. Wszystkie laski się zatrzymują i gaworzą, a ja ze swojej pozycji mam świetny widok, no wiesz, na klatki piersiowe.

Zachichotałem.

– Wiecznie sprośny staruszek z ciebie.

Wyszliśmy na spacer po niewielkim osiedlu trenera. Po udarze przeprowadził się do ośrodka stałej opieki zdrowotnej. Miał tu własny dom i żył dość niezależnie, ale pracownicy opieki zdrowotnej i inni wspierali go od czasu do czasu. Obeszliśmy jezioro i weszliśmy do parku, gdzie często grywaliśmy w szachy.

– Mam ci znowu skopać tyłek? – zapytał, rechocząc.

– Ostatnio ci się poszczęściło. Byłem na prochach przeciwbólowych, więc nie wyobrażaj sobie za dużo. Poza tym nawet ślepej kurze od czasu do czasu trafia się ziarno.

Trener wybuchł śmiechem.

– Widzę, że nadal nie umiesz przegrywać.

– Masz ochotę się założyć?

– Okej, ale nie potrzebuję twojej kasy. Jeśli wygram, przywieziesz mi kanapkę z żytniego pieczywa z pastrami z delikatesów Katz’s.

– Dobra. – Drapiąc się po brodzie, obmyślałem swoją stawkę. – Jeśli wygram, włożysz na siebie koszulkę ze zdjęciem mojej twarzy i podczas najbliższego meczu na naszym stadionie usiądziesz w niej na trybunie dla gości.

– Okrutne. – Uśmiechnął się szeroko. – Ale mi się podoba.

Posadziłem trenera przy betonowym stoliku i rozstawiłem pionki.

– Wiek przed urodą. Zaczynaj.

Trener przesunął czarny pionek do przodu.

– Poznałeś już moją wnuczkę? Miała objąć ster w tym tygodniu.

– Poznałem. Wczoraj. Jest… interesująca.

– Jest niezła. Bystra i śliczna. Ukończyła Yale jako najlepsza na roku. Szkoda, że nie mogłem być z niej wtedy dumny, bo nawet nie wiedziałem o jej istnieniu.

Podczas wizyt u trenera rozmawialiśmy głównie o grze, a nie życiu osobistym. Dlatego wiedziałem o nim tyle, co większość ludzi czytających gazety: że jego syn John Barrett przekazał klub córce, o której nie wspominał za życia, a nie tym dwóm, które pracowały już dla organizacji. Prasa śledziła tę historię od ponad dwóch lat: rodzina podważyła testament, a werdykt sądu po ostatniej apelacji ogłoszono przed zaledwie kilkoma tygodniami. Bella Keating zdecydowanie budziła moją ciekawość.

– Poznałeś ją? – spytałem.

Trener potaknął.

– Odwiedza mnie w prawie każdą sobotę rano. Po raz pierwszy pojawiła się kilka tygodni po odczytaniu testamentu. Szukała odpowiedzi, których nie byłem w stanie jej udzielić. Na przykład dlaczego mój durny syn nie uznawał jej istnienia za życia.

Nie miałem o tym pojęcia.

– Jak myślisz? Jak sobie poradzi z prowadzeniem klubu?

– Według mnie Bella wszystkich zaskoczy. – Pokiwał krzywym palcem. – Wiesz, tworzyła algorytmy pozwalające określić wzorce zachowań konsumenckich milionów ludzi. Nie będzie miała problemu z rozgryzieniem sportu, w którym wymiatają takie dwa tępaki jak my. Musi tylko się przełączyć z wykorzystywania głowy na pracę opartą na kompetencjach społecznych.

Na początek mogłaby spróbować rozpoznawać członków drużyny. Zachowałem tę myśl dla siebie. Nic dobrego nie wynika z krytykowania czyjejś rodziny, nawet jeśli dana osoba jest nowym nabytkiem.

Trener przesunął pionek.

– Nie jest podobna do swoich sióstr, prawda?

Zdecydowanie nie. Tiffany i Rebecca były wysokie i chude jak tyczki, miały też oliwkową cerę oraz ciemne włosy i oczy po ojcu. Były atrakcyjne, ale miały w sobie coś szorstkiego – może to przez te kanciaste szczęki albo oczy, nie byłem pewien. Bella zaś miała porcelanową cerę, jasnozielone oczy i kasztanowe włosy. Pośrodku górnej wargi pełnych ust widniało słodkie niewielkie wcięcie w kształcie litery V. Miała niecałe sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i krągłości we wszystkich właściwych rejonach. Uśmiechnąłem się na myśl o okularach w grubych oprawkach siedzących krzywo na jej nosie.

– Nie dostrzegłem najmniejszego podobieństwa – powiedziałem. – Dlaczego John zostawił klub jej, a nie Tiffany i Rebecce, jeśli mogę spytać?

Trener wzruszył ramionami.

– Pewny jestem tylko tego, co napisał w liście dołączonym do testamentu: że te dwie są wystarczająco zepsute. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Przepraszał w nim też Bellę, że musiała sobie radzić sama po śmierci matki. A była nią Rose, urocza kobieta. Pracowała na stadionie Bruins jako kierowniczka obsługi loży dla VIP-ów. Wymyślny tytuł dla kogoś, kto musi znosić kaprysy bogaczy i podawać drinki i co tam jeszcze gościom, którzy pewnie nawet nie mówią „dziękuję”. Widywałem Rose wiele razy, ale nie miałem pojęcia, że mój syn z nią kręcił. Podejrzewam, że przekazał klub Belli, bo w ostatnich miesiącach życia ciążyło mu poczucie winy, którego chciał się pozbyć. Rose i Bella nie miały łatwego życia, a Bella została sierotą jako nastolatka. Ale nie martw się, w przeciwieństwie do mojego syna Bella jest superuczciwa. Czy wiesz, że zaproponowała, że przepisze klub na mnie? Musiałem też przekonać ją, żeby nie przekazała go swoim rozwydrzonym siostruniom. Uważała, że nie zrobiła nic, żeby na niego zasłużyć. – Pokręcił głową. – Wyobrażasz sobie, żeby tamte dwie pomyślały o tym, że muszą na coś zasłużyć? Kocham je, ale te dwie moje wnuczki uważają, że mają prawo do całej Ziemi.

Nie znałem dobrze Rebekki, ale Tiffany była jak najbardziej roszczeniowa. Kilka miesięcy wcześniej uznała, że ma prawo do mojego kutasa, i wezwała mnie do swojego gabinetu, żeby go sobie wziąć. Zaczęła się rozbierać, jakby tylko ona miała coś do powiedzenia w kwestii tego, czy będziemy się pieprzyć. Nie zamierzałem się w to pakować. Owszem, była atrakcyjna i nie cierpiałbym, dając jej to, czego chciała, ale tego typu kobiecie pieprzonko nie wystarczy. Wymaga o wiele, wiele więcej pracy, niż chciałbym w to włożyć.

W ciągu godziny ograłem trenera w szachy trzykrotnie. W rezultacie musiał włożyć na siebie koszulkę ze zdjęciem mojej twarzy, trzymać wielki piankowy paluch z moim numerem i zawiesić moją koszulkę na kiju przymocowanym do jego wózka, żeby powiewała jak flaga. I tak przywiozę mu tę cholerną kanapkę z delikatesów Katz’s, gdy zajrzę do niego następnym razem, bo gość był dla mnie ojcem bardziej niż mój własny.

Na koniec wizyty zadbałem o to, żeby rozparł się wygodnie na swoim fotelu masującym w salonie.

– Potrzebujesz czegoś, zanim wyjdę?

Pokręcił głową.

– Mam wszystko. Ale czy możesz wyświadczyć mi przysługę?

– Jasne.

– Zaglądaj od czasu do czasu do Belli. Nie podejrzewam, żeby wielu ludzi w tej wieży z kości słoniowej cieszyło się z tego, że ona siedzi za sterem. Przyda się jej przyjaciel.

Poklepałem go po ramieniu.

– Jasne. Dowiem się, czy lubi pizzę, i jej jakąś podrzucę…

Dwa dni później byłem na górze na spotkaniu z Carlem Robbinsem, wiceprezesem do spraw stosunków ze społecznością lokalną. Następnego dnia miałem rzucać piłką z dzieciakami z ligi młodzieżowej sponsorowanej przez klub, ale trener tak bardzo się stosował do zaleceń mojego fizjoterapeuty, że zabronił mi nawet tego. Miałem tylko wygłosić mowę o tym, jak ciężko trzeba pracować, żeby się dostać do NFL. Carl wypisał najważniejsze punkty, jakbym nie potrafił wymyślić, co powiedzieć dzieciakom, mimo że sam przebyłem tę drogę. Nieważne. Wiem, że chciał dobrze, a niektórzy z drużyny kazaliby mu napisać każde słowo, gdyby musieli z czymś wystąpić.

Carl lubił mówić i nadal nawijał, odprowadzając mnie do drzwi gabinetu na koniec spotkania. Wyszedłem na korytarz i próbowałem mu jakoś grzecznie przerwać, ale moją uwagę przykuła zielonooka piękność idąca wprost na mnie. Bella zwolniła kroku, dzięki czemu Carl mógł zagadnąć kolejną osobę.

– Bella! – ryknął. – Miałaś już okazję poznać Christiana Knoxa?

Łypnęła na mnie, potem na Carla. Domyśliłem się, że się zastanawia, co powiedzieć, więc postanowiłem się trochę zabawić i odezwać pierwszy.

– Poznaliśmy się już. – Uśmiechnąłem się szeroko. – Bella prosiła, żebym jej polecił, gdzie w okolicy mogłaby zamówić lunch. Zasugerowałem Three Brothers Pizza, ale z odbiorem osobistym, bo ich dostawca ma ostatnio jakieś problemy.

Usta jej drgnęły.

– Cześć, Christianie. Miło cię znowu widzieć.

– Christian wygłosi mowę dla ligi młodzieżowej, którą sponsorujemy – poinformował Carl. – Nadal tworzę listę akcji charytatywnych, w których mogłabyś wziąć udział, jak prosiłaś, ale ta impreza mogłaby ci się spodobać. To dziewczęca drużyna futbolowa. Do tego bardzo dobra.

– Naprawdę? Dziewczyny? Fajnie to brzmi. – Ruchem głowy wskazała swój gabinet. – Mam spotkanie za kilka minut, ale może mógłbyś mi coś o tym opowiedzieć, Christianie.

– Oczywiście. – Uścisnąłem dłoń Carlowi i umówiłem się z nim na kolejne popołudnie.

Poszedłem korytarzem za Bellą. Nie mogłem nie zauważyć jej świetnego tyłka, ale zmusiłem oczy do patrzenia wyżej, bo nie miałem ochoty na kolejny wykład o molestowaniu.

Gdy weszliśmy do biura, zamknęła za nami drzwi.

– Może nie powinnaś. – Splotłem ręce na piersi. – Nie chciałbym, żebyś pomyślała, że chciałem znaleźć się z tobą sam na sam, żeby cię molestować.

Bella westchnęła.

– Zasłużyłam sobie. I zdaje się, że już wiesz, że wzięłam cię za kogoś innego.

– Napastującego kobiety dostawcę pizzy…

– Jestem ci winna przeprosiny. Wygląda na to, że przyrodnia siostra postanowiła się zabawić moim kosztem. Biorę jednak odpowiedzialność za swoją pomyłkę. Powinnam była cię rozpoznać.

Nie byłem zły. Gdy się zorientowałem, że nie będzie mnie oskarżała o żadne napastowanie, nawet lekko mnie to rozbawiło. Dlatego wzruszyłem ramionami.

– Przeprosiny przyjęte.

– Naprawdę?

– A poczułabyś się lepiej, gdybyś musiała się przede mną płaszczyć?

Znowu westchnęła.

– Chyba tak. Kiedy ktoś jest tu dla mnie miły, robię się podejrzliwa.

– Nie spotkałaś się z przyjaznym przyjęciem?

– Siostry mnie nienawidzą, a mężczyźni zwracają się do mnie protekcjonalnym tonem.

– Chcesz wiedzieć, jak bym ich potraktował?

– Jak?

– Pieprzyć ich. Ignoruj ich i rób swoje. – Postukałem się dwoma palcami w skroń. – Nie pozwól im sobie mieszać w głowie.

– Dzięki. Doceniam to. – Uśmiechnęła się. – A tak w ogóle dlaczego niosłeś te pudełka z pizzą o ósmej rano?

– Taka tradycja. Gdy zwyciężamy u siebie, każdy je następnego ranka pizzę na śniadanie. Na koszt Three Brothers Pizza. Właściciel jest naszym wielkim fanem i robi to dłużej, niż ja tu gram. A pizzę przynosi ten, który akurat jest na zwolnieniu lekarskim.

– A co, jeśli przegracie?

Ściągnąłem brwi.

– Nie ma pizzy.

Bella się zaśmiała.

– Możemy zostawić incydent z dostawą pizzy za nami i zacząć od nowa? Możemy udawać, że się właśnie poznaliśmy?

– Wydawało mi się, że już się znamy, ale okej. – Wyciągnąłem do niej rękę. – Christian Knox. Miło mi cię poznać.

Podała mi rękę.

– Bella Keating. Cieszę się, że mogę cię poznać, Christianie. Jestem twoją fanką.

Uniosłem brew.

– To chyba lekka przesada, skoro nawet nie wiedziałaś, jak wyglądam.

– Zwykle nie mówię tego ludziom, ale to, że nie rozpoznaję twarzy, nie wynika z braku zainteresowania. Cierpię na prozopagnozję.

– Prozopa-co?

– Prozopagnozję. To nieumiejętność rozpoznawania ludzkich twarzy.

– Coś takiego istnieje?

Uśmiechnęła się.

– Tak. To zaburzenie kognitywne będące często skutkiem urazu głowy, chociaż może być też wrodzone. Gdy miałam pięć lat, spadłam z drabinki na placu zabaw, co miało wpływ na zakręt wrzecionowaty, część mózgu kontrolującą rozpoznawanie twarzy.

– Bez kitu.

– Brad Pitt też to ma. Ale u niego to jest chyba wrodzone. – Bella się roześmiała. – Nie wiem, dlaczego ci to powiedziałam. Wiedzą o tym tylko trzy osoby. Udaje mi się to dość dobrze ukrywać, bo zapamiętuję inne, niezwiązane z twarzą cechy indywidualne, takie jak sposób chodzenia, głos lub styl ubierania się. Nawet łańcuszek może mi pomóc zidentyfikować osobę lepiej niż jej twarz.

– Powiedziałaś mi to, bo nie chciałaś, żeby moje ego ucierpiało.

– Nie chciałam, żebyś myślał, że nie jestem twoją fanką. Bo jestem. Przyjrzałam się twojej karierze.

Potarłem kciukiem usta.

– Przyglądałaś mi się?

Wyprostowała się.

– Wskaźnik skuteczności podań w ubiegłym roku sześćdziesiąt siedem przecinek cztery. Pięć tysięcy dwieście siedemdziesiąt cztery jardy podaniowe. Czterdzieści cztery podania na przyłożenie, osiem przechwytów. Sezon wcześniej: wskaźnik skuteczności sześćdziesiąt jeden przecinek osiem, cztery tysiące sześćset jedenaście jardów, czterdzieści podań na przyłożenie i dwanaście przechwytów. Jeszcze rok wcześniej skuteczność sześćdziesiąt cztery przecinek dwa, cztery tysiące dziewięćset sześć jardów podaniowych, czterdzieści trzy podania na przyłożenie i dwanaście przechwytów. Studiowałeś w Notre Dame, gdzie dwukrotnie poprowadziłeś Fighting Irish do mistrzostwa ligowego. Masz brata bliźniaka, monozygotycznego, który również jest rozgrywającym. Podobnie jak ty był w tym tygodniu na zwolnieniu wskutek kontuzji, ale ma wrócić w niedzielę, a ciebie prawdopodobnie czeka jeszcze kilka tygodni rehabilitacji. Masz też drugiego brata, który grał dla Michigan State, ale nie dostał się do NFL. Zdaje się, że ten brat jest gliniarzem w New Jersey.

– Kto był trenerem mojego pierwszego zespołu?

Posmutniała.

– Nie wiem. Ale mam nadzieję, że mimo to udało mi się wykazać, że wiem, kim jesteś jako zawodnik, nawet jeśli nie rozpoznałam twojej twarzy.

Pogroziłem jej palcem wskazującym.

– Nie byłbym tego taki pewien. Nie da się sprowadzić wszystkiego do faktów i liczb. Już nie tworzysz algorytmów.

Przechyliła głowę na bok.

– Wygląda na to, że i ty odrobiłeś pracę domową. Wiesz, jak zarabiałam wcześniej na życie…

Odezwał się alarm w moim telefonie. Wyjąłem komórkę z kieszeni i ją wyłączyłem.

– Muszę biec. Trening zaczyna się za dziesięć minut. Kontuzjowany nie mam wstępu na boisko, ale mogę z ławki rezerwowych pouczać gościa zajmującego moje miejsce. Może pogadamy o drużynie dziewczyn innym razem?

Bella się uśmiechnęła.

– Jasne. I dziękuję raz jeszcze za wyrozumiałość co do tamtego dnia.

Skinąłem potakująco głową i ruszyłem w stronę drzwi.

– Tak na marginesie, dla jasności, czy mamy do czynienia z molestowaniem seksualnym, gdy dwoje ludzi ze sobą pracuje i jedno z nich zaprasza drugie na wyjście?

– Myślę, że jeśli robi to w taki sposób, że druga strona czuje, że może odmówić, jeśli nie jest zainteresowana, nie można tego uznać za molestowanie.

Omiotłem Bellę szybkim spojrzeniem. Przyglądała mi się.

– Dobrze wiedzieć. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy, Bello.O AUTORCE

VI KEELAND jest autorką bestsellerów „New York Timesa” (pierwsze miejsce na liście), „Wall Street Journal” (również pierwsze miejsce) i „USA Today”. Sprzedała miliony książek, a jej powieści są tłumaczone na dwadzieścia siedem języków i trafiają na listy bestsellerów w Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Brazylii, Bułgarii, Izraelu i na Węgrzech. Na podstawie trzech jej krótkich powieści Passionflix nakręcił filmy, kolejne dwie są w trakcie adaptacji filmowej. Vi mieszka w Nowym Jorku i wiedzie tam szczęśliwe życie z mężem, którego poznała w wieku sześciu lat, i trojgiem dzieci.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: