- W empik go
Rozliczenia - ebook
Rozliczenia - ebook
W nocy, podczas licealnego balu, znikają trzy dziewczyny. Przydzielony do sprawy detektyw Matt Miller prosi o pomoc w śledztwie swoją dziewczynę Evę Rae Thomas, byłą profilerkę FBI. Jej głowę zaprząta jednak poszukiwanie dawno zaginionej siostry. Kiedy ktoś przykuwa łańcuchami ciało młodej dziewczyny do huśtawki na podwórku Evy, kobieta dochodzi do wniosku, że nie może już dłużej przypatrywać się tragicznym wydarzeniom z boku i musi całkowicie zaangażować się w dochodzenie. Mało tego, wkrótce uświadamia sobie, że na nią też poluje zabójca.
„Rozliczenia” to druga część serii Willow Rose, autorki ponad 80 powieści, które sprzedały się w wielu milionach egzemplarzy. Kilka z jej książek znalazło się wśród 10 największych bestsellerów Amazona w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Kanadzie. Jej książki wyróżniają się tempem, napięciem i absolutnie zaskakującymi zwrotami akcji. Dlatego wielbiciele nazwali ją Królową Krzyku.
Willow mieszka na Florydzie, w regionie Space Coast, z mężem i dwiema córkami. Kiedy nie pisze ani nie czyta, surfuje na falach Atlantyku i obserwuje delfiny.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-91-8054-169-5 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cocoa Beach, Floryda
Trudno się ucieka w stroju wieczorowym. Carina uniosła brzeg pięknej syreniej sukni w odcieniu morskiego błękitu. To tę kreację jeszcze kilka godzin temu podziwiały setki kolegów i koleżanek, kiedy wchodziła na scenę, by odebrać tytuł królowej balu maturalnego. Jeden z pięknych pantofli od Manolo Blahnika, jej pierwszych w życiu, stracił obcas w asfalcie, zanim wbiegła na pole golfowe. Pędziła po trawie, a drugi obcas zapadał się w wilgotnej, bagnistej ziemi Florydy, zerwała więc oba buty, dysząc ciężko, kiedy usłyszała w ciemnościach kroki swojego prześladowcy. Koronę straciła niedaleko wejścia do country clubu, kiedy podbiegła do budynku i zaczęła szarpać klamkę w nadziei, że ktoś będzie w środku i jej pomoże. Wszystkie drzwi były jednak zamknięte i dlatego pobiegła na pole golfowe, czując oddech pościgu na karku.
Biegała wyczynowo, więc szybko zgubiła mężczyznę. Kiedy dotarła do małego jeziorka skrywającego się wśród drzew, na chwilę zwolniła. Przystanęła i zaczęła nasłuchiwać, pomyślała, że mogłaby ukryć się w zaroślach, dopóki nie złapie tchu. Miała wrażenie, że jej płuca płoną, oddychała chrapliwie.
Głupie alergie!
Bała się, że mężczyzna usłyszy jej sapanie, w jej uszach wydawało się takie donośne. Nie widząc żadnego ruchu na otwartej przestrzeni za swoimi plecami, wzięła kilka głębokich wdechów, próbując się uspokoić. Oddychało się jej coraz łatwiej, lecz musiała walczyć z narastającą paniką. Serce obijało się o jej żebra.
A co z resztą? Gdzie się podziały?
We trzy wyszły ze szkoły, by wrócić do domu. Mieszkały niedaleko, postanowiły więc zrobić sobie pięciominutowy spacer. Przecież były w trójkę, a okolicę znały jako bardzo bezpieczną. W Cocoa Beach nigdy nie działo się nic złego. Dopóki trzymały się razem, nic im nie groziło.
Dlaczego się rozdzieliły?
Mężczyzna pojawił się nagle. Nie od razu go zauważyły. Rozmawiały o tym wieczorze. Ava i Tara mówiły Carinie, że pięknie wyglądała, kiedy wykonywała obowiązkowy wolny taniec z Kevinem, królem balu. Carina z radością słuchała ich zazdrosnych głosów, kiedy o niej rozmawiały, choć prawda była taka, że był to najbardziej niezręczny moment w całym jej siedemnastoletnim życiu. Kevin był chłopakiem jej najlepszej przyjaciółki Molly, więc przez całą piosenkę zerkała na nią, uważając, by nie pokazać po sobie, że dobrze się bawi. Molly wyszła w trakcie piosenki, Carina więcej jej nie widziała. Napisała do niej, kiedy tylko taniec się skończył, próbowała wyjaśnić, że zatańczyła z Kevinem jedynie dlatego, że musiała, że taka jest tradycja. Molly nie odpisała, a Carina martwiła się coraz bardziej, zastanawiała się, czy Molly jest na nią zła. Widziała to w jej oczach, zanim zniknęła. Gniew i urazę. Znała to spojrzenie doskonale, ponieważ przyjaźniły się od czasów przedszkola.
„Przepraszam, Molly. Nie chciałam cię zranić. Musisz mi uwierzyć, wcale się dobrze nie bawiłam”.
Dziewczyny zaczęły krzyczeć, kiedy zamaskowany mężczyzna porwał Avę i przyłożył jej nóż do gardła. Carina spanikowała. Krzyczała z Tarą, podczas gdy Ava szlochała cicho z nożem na szyi. Potem Carina go kopnęła. Nie wiedziała, skąd wzięły się w niej siła i odwaga, ale uniosła manola i wymierzyła kopniaka dokładnie tam, gdzie najbardziej boli, a mężczyzna aż zgiął się wpół.
Wtedy uciekły. Mężczyzna rzucił się na Tarę, ale udało jej się uwolnić z jego uścisku, krzyczała bezradnie. Carina zobaczyła to, zanim przyjaciółki zniknęły jej z oczu. Nie wiedziała nawet, w którym momencie się rozdzieliły. Wiedziała tylko, że trzeba uciekać, z początku myślała, że dziewczyny są tuż za nią, ale kiedy wybiegła na pole golfowe, uświadomiła sobie, że nigdzie ich nie widać ani nie słychać.
Teraz wpatrywała się w ciemność i zastanawiała, czy udało się jej uciec.
Może napastnik zrezygnował?
Pot spływał po jej plecach, włosy miała mokre. Kolana się jej trzęsły, kiedy próbowała zdecydować, co dalej. Nie mogła tu zostać. Jeśli napastnik nadal tu był, mógł ją w każdej chwili znaleźć.
Dojrzawszy ruch w zaroślach, wydała niemy okrzyk. Cień przemknął po trawie w blasku księżyca, unosił suknię tak samo jak ona wcześniej.
Tara!
Carina wynurzyła się ze swojej kryjówki, zastanawiała się, czy powinna zawołać przyjaciółkę po imieniu, ale kiedy tylko otworzyła usta, zza drzewa wyłonił się inny cień i schwytał Tarę. Podrzucił ją w powietrze, a gdy zaczęła krzyczeć, wymierzył jej cios pięścią w twarz. Carina oddychała ciężko, kiedy przyjaciółka osunęła się na ziemię, nie było już słychać jej krzyków.
Cała się trzęsła, wiedziała, że powinna uciekać. Wszystko w niej krzyczało, że musi się ruszyć, wynosić się jak najdalej stąd, ale jej nogi się nie poruszały. Jakby coś je sparaliżowało.
Czy Tara żyła?
Mężczyzna pochylił się nad nieruchomą Tarą na kilka sekund, po czym uniósł głowę, a Carina poczuła na sobie jego spojrzenie. Nie potrafiła powiedzieć, czy naprawdę ją zauważył, ale czuła, że jego zły wzrok wwierca się niczym nóż w jej skórę.
Sprawnie podniósł się z ziemi i rzucił się w jej stronę. Od razu pojęła, że nie zdoła mu uciec. Mimo to musiała spróbować. Odwróciła się i wystartowała, lecz tak jak w koszmarach miała wrażenie, że prawie się nie rusza. Czyjaś ręka chwyciła ją za kitkę i pociągnęła mocno do tyłu, prosto w objęcia napastnika. Kiedy poczuła jego dłonie na szyi i ciepły oddech na skórze, zamknęła oczy i zaczęła się modlić, żeby nie bolało.Rozdział 1
Dwa tygodnie później
– Wspaniała wiadomość. Znalazłam ją.
Moje oczy zogromniały. Wpatrywałam się w kobietę siedzącą za zagraconym biurkiem. Miała na imię Rhonda, była prywatną detektywką, którą zatrudniłam do namierzenia mojej zaginionej przed laty siostry.
Sydney została porwana z Wal-Martu, kiedy miałam zaledwie pięć lat, a ona siedem. Niedawno dowiedziałam się, że być może dalej żyje, ponieważ porwał ją nasz biologiczny ojciec i podobno wywiózł z kraju. Przez kilka tygodni zbierałam się na odwagę, by rozpocząć dochodzenie i zatrudnić kogoś. Rhonda pracowała nad tą sprawą od sześciu miesięcy, szukała zarówno mojego taty, jak i siostry. Do tej pory rzadko się odzywała, założyłam więc, że nic nie znalazła. Jej słowa i podekscytowanie w oczach spoglądających na mnie spod zmarszczonych brwi naprawdę mnie zaskoczyły.
– Serio?
Rhonda przytaknęła. Sięgnęła po teczkę leżącą na stosie i położyła ją przede mną. Przesunęła ją bliżej mnie, a ja poczułam, że wali mi serce. Nie byłam pewna, jak na to wszystko zareagować.
– Sama zobacz.
Coraz trudniej mi się oddychało. Spojrzałam na teczkę, palce mi się trzęsły. Przygryzłam wargę i podniosłam wzrok na Rhondę.
– Jesteś pewna, że to ona?
Rhonda pokiwała głową.
– Nie była to łatwa sprawa. Ale z niewielką pomocą kolegi z Europy namierzyłam twojego ojca w Londynie.
– A Sydney?
Rhonda odchrząknęła.
– Zmienił jej imię. Ona nazywała się Mallory Stevens, a on James Stevens.
– Mallory? Tak ma na imię? – Zmarszczyłam nos. Uwielbiałam imię Sydney. Wiedziałam, że niełatwo będzie się przyzwyczaić do nowego, ale z drugiej strony w tej sprawie nic nie było łatwe. I znów wszystko w moim życiu miało się zmienić.
Rhonda pokręciła głową.
– Zmieniła dane raz jeszcze… kiedy przeprowadziła się na Florydę.
Prawie się zakrztusiłam.
– Na Florydę? Chcesz powiedzieć, że… że… ona jest tutaj?!
Rhonda przytaknęła i zaczęła bawić się długopisem.
– Wszystko masz w teczce.
– Zmieniła imię… Ponownie? No to jak się teraz nazywa? – Nie byłam w stanie przyswoić tych wszystkich informacji. Moje życie stanęło na głowie, kiedy mój były i ojciec moich dzieci Chad postanowił zostawić mnie dla młodszej i bardziej blond wersji mnie o imieniu Kimmie. Po rozwodzie przeprowadziłam się z dziećmi z powrotem do rodzinnego miasta, Cocoa Beach, aby odnowić więź z rodzicami, lecz okazało się, że mężczyzna, którego uważałam za ojca, nim nie był, a mężczyzna, którego kochałam jak ojca, był brutalnym mordercą i miał na sumieniu wiele ofiar. Już nie żył, a moja mama nadal mieszkała ze mną, nie chciała wracać do domu, który z nim dzieliła. Nie dziwiło mnie to. Sama miałam ochotę spalić ten dom do gołej ziemi w nadziei, że sczezną przy tym wszystkie kłamstwa.
– No to jak się teraz nazywa? – powtórzyłam.
Rhonda pochyliła się nad biurkiem, by otworzyć leżącą przede mną teczkę. Wskazała palcem akapit na pierwszej stronie, postukała w sam środek długim fioletowym paznokciem.
Spojrzałam na nazwisko, po czym podniosłam wzrok na Rhondę, która przyglądała mi się badawczo.
Czy to był jakiś żart?
– Ale… jak… to…
Rhonda pokiwała głową.
– Wiem. Zweryfikowałam informację na różne sposoby, żeby mieć pewność. Nie ma wątpliwości. To ona. Ta kobieta jest twoją siostrą.Rozdział 2
Wcześniej
– Mów, Artie. Co mamy?
Gary Pierce podszedł do miejscowego szeryfa, który stał przy swoim samochodzie. Otaczający go zastępcy zerkali na Gary’ego nerwowo. Zatrzymali się przy drodze gruntowej prowadzącej na starą farmę w Riverdale, w stanie Maryland.
– Tony Velleda, lat czterdzieści osiem, jest przetrzymywany jako zakładnik. Porywacze wdarli się do jego domu wczoraj, kiedy przebywał w nim z ośmioletnim synem. Dzieciakowi związano ręce i nogi, po czym pozostawiono go w domu, a porywacze zabrali jego ojca. Chłopak zdołał się uwolnić i zaalarmował sąsiadów, którzy wezwali policję. Dowiedzieliśmy się, że porywacze wywieźli ojca poza granicę stanu i przetrzymują go na tej farmie. Wiemy, że w środku są czterej uzbrojeni mężczyźni i zakładnik. Wiemy, że co najmniej jeden z porywaczy ma powiązania z gangami, inny jest na zwolnieniu warunkowym, został skazany za napad z bronią. Ci kolesie nie żartują.
– My też nie.
Gary dotknął broni w kaburze i kamizelki na ciele, jak zawsze tuż przed akcją. Było to dziwactwo, zdawał sobie sprawę, ale nie potrafił się powstrzymać. Jakby musiał się upewnić, że kamizelka jest dość gruba, aby naprawdę powstrzymać wymierzoną w niego kulę… Jakby nie do końca wierzył, że to zrobi.
– Wchodzimy. – Pokiwał głową na szeryfa. – Niech twoi ludzie będą gotowi.
Kilka minut później kroczyli po drodze, Gary szedł na czele. Przed sobą trzymał karabinek automatyczny M4, przygotowując się na to, co czekało w tym małym domku, a jednocześnie myślał o swojej żonie Iris i nowo narodzonym synu Oliverze. Dzieciak miał nie więcej niż trzy tygodnie, Gary nigdy jeszcze nie widział nic słodszego. Tego ranka, zanim wyszedł do pracy, mały uśmiechnął się po raz pierwszy, a Gary aż zaklął na myśl, że musi iść do pracy w tak ważny dzień.
– Proszę, niech nie będzie problemów – modlił się pod nosem. – Proszę, pozwól, bym znów zobaczył ten uśmiech.
Zakradł się za dom, znalazł nieoświetlone okno i wybił szybę karabinkiem. Usunął szkło i wszedł do środka, mierząc w ciemność. Agentka Wilson, jego partnerka, weszła zaraz za nim. Znaleźli drzwi, spod których sączyło się światło, podeszli bliżej i zajrzeli do środka przez szparę.
Gary zauważył trzech mężczyzn, uzbrojonych po zęby. Czwarty siedział na środku pokoju z przepaską na oczach, przywiązany do krzesła.
Gary dał sygnał Wilson, pchnął drzwi i oboje wpadli do środka, krzycząc:
– FBI! Na ziemię!
Trzej mężczyźni odrzucili broń, położyli się na podłodze i unieśli ręce.
Gary odwrócił się, by poszukać ostatniego porywacza, który nagle pojawił się w drzwiach prowadzących do sypialni, a w rękach trzymał karabin.
– Rzućcie broń. Natychmiast.
Gary przełknął ślinę, czując przypływ paniki, i zrobił, co mu kazano. Wilson poszła w jego ślady, ale kiedy broń wylądowała na podłodze, sięgnęła po pistolet, wycelowała w porywacza i strzeliła. Jeden czysty strzał, kula przeszyła czaszkę. Bandyta osunął się na podłogę niczym szmaciana lalka.Rozdział 3
– Właśnie tak, Greg. Jest to wielka zagadka dla mieszkańców Cocoa Beach. Co spotkało królową balu Carinę Martin i jej dwie przyjaciółki, Tarę Owens i Avę Morales w noc balu, kiedy opuściły budynek liceum? Może odkryte dzisiaj nowe dowody pomogą detektywom znaleźć rozwiązanie.
Wyłączyłam telewizor i rzuciłam pilota na kanapę. Telewizor był włączony, kiedy wróciłam do domu z teczką pod pachą po wizycie u Rhondy, ale nikt go nie oglądał. Zanim go wyłączyłam, przez chwilę słuchałam, czy są jakieś postępy w sprawie trzech nastolatek, które zaginęły po balu maturalnym dwa tygodnie temu. Ostatnio tylko o tym rozmawiało się w okolicy, a reporter News13 miał rację: była to dziwna zagadka. Dziewczyny przepadły bez śladu. Rozważano wersję z porwaniem, jak i zaplanowaną ucieczką przed presją ostatniego roku nauki i egzaminów. Ta druga opcja była zbyt wydumana jak na mój gust, więc pozostawała pierwsza, tyle że ona również mi się nie podobała. Sprawę przydzielono Mattowi już tej pierwszej nocy, a rodzice nastolatek nerwowo wydzwaniali na posterunek, domagając się szeroko zakrojonych poszukiwań.
Umawialiśmy się z Mattem już od ponad sześciu miesięcy i naprawdę nieźle nam się układało. Lubiliśmy spędzać razem czas, nie znosiliśmy się rozstawać – było to dla mnie coś nowego, nie miałam takich doświadczeń z Chadem. Z Mattem łączyła mnie więź o wiele głębsza, co wydawało się naturalne, biorąc pod uwagę, że znaliśmy się od przedszkola i że do jego domu uciekałam jako nastolatka, kiedy u mnie robiło się trudno. Od tamtej pory się przyjaźniliśmy, aż w końcu postanowiliśmy spróbować czegoś więcej. Najwyraźniej potrzebowaliśmy dwudziestoletniej rozłąki, aby poukładało się nam w głowach.
Pisanie również szło całkiem nieźle. Chociaż musiałam się rozpakować i urządzić, niemal udało mi się skończyć książkę, nie mogłam się już doczekać końca. Pisałam o moim – przybranym – ojcu, seryjnym zabójcy, któremu udawało się zwodzić ukochane osoby, a wszystkie potworności popełniał tuż pod nosem mojej matki. W opisanie tej historii zaangażowałyśmy się obie, ponieważ często wypytywałam ją o jego dzieciństwo i ich wspólne życie. Dla mamy rozmowa o nim i o tym, co się wydarzyło, była formą terapii, ale czułam też, że wyczerpuje ją to emocjonalnie.
Najpierw miałam pisać o najgorszych seryjnych zabójcach w kraju z perspektywy profilerki FBI, ale kiedy wydawca poznał mój nowy pomysł napisania opartej na faktach historii opowiedzianej z punktu widzenia osoby zamieszanej w sprawę, wyrzucił umowę na pierwszą książkę i zaraz podpisał nową. Dostałam też ogromną zaliczkę oprócz tego, co już mi zapłacono. Tak go zachwycił ten pomysł. Podobno ta wersja była bardziej komercyjna i miała bestsellerowy potencjał. Nie miałam nic przeciwko stworzeniu bestsellera. Zamierzałam za te pieniądze utrzymywać siebie i dzieci. Chad w zasadzie przepadł, o alimentach przypominał sobie od czasu do czasu, a wystarczały one na ledwie połowę czynszu za dom. Życie samotnej matki z trójką dzieci nie było tanie.
– Puk, puk.
W drzwiach pojawił się Matt z butelką wina. Uśmiechnęłam się na jego widok. Słyszałam kroki dzieci na piętrze, Alex krzyknął coś do jednej z sióstr. Olivia mu odkrzyknęła, po czym trzasnęła drzwiami. Miała już piętnaście lat i brakowało jej cierpliwości do sześcioletniego brata i dwunastoletniej siostry Christine. W sumie do mnie również.
Matt aż podskoczył, kiedy rozległo się trzaśnięcie drzwiami. Ja byłam już do tego tak przyzwyczajona, że nic nie zauważyłam. Uśmiechnęłam się do niego i przejęłam wino.
– Co to za okazja?
Wzruszył ramionami, pochylił się i mnie pocałował.
– Piątek, a ja mam wolny weekend.
Spojrzałam na niego znacząco. Wiedziałam, że wino jest dla mnie, nie dla niego.
– Zamawiam pizzę. W lodówce jest piwo – mruknęłam.
Rozpromienił się.
– Miałem nadzieję, że to powiesz.Rozdział 4
– Klops, pychota!
Kiedy weszliśmy do kuchni, wzrok Matta padł na danie pozostawione na blacie.
– Uwielbiam klops – zadeklarował. – Ty go zrobiłaś?
Postawiłam butelkę na blacie i pokręciłam głową z cierpkim uśmiechem.
– Ja i gotowanie? Jeśli dlatego się ze mną umawiasz, to od razu się przyznam. Niestety nie gotuję. Myślałam, że to już wiesz.
– Wygląda smacznie. Dlaczego nie zjemy klopsa zamiast pizzy?
Znalazłam korkociąg i otworzyłam wino. Nalałam sobie kieliszek, spojrzałam na Matta znacząco, a on pokiwał głową.
– Ach, rozumiem. To dzieło twojej mamy, tak?
– Tak.
– I nie ma w nim ani grama mięsa?
– Ani odrobiny. Żadnego mięsa, nabiału, glutenu. Tylko składniki pochodzenia roślinnego. Upiekła go dla nas wcześniej, bo umówiła się w Winter Garden na karty z przyjaciółkami.
Matt westchnął z rozczarowaniem.
– A tak ładnie wygląda.
– Częstuj się – zachęciłam go. – Ale powiem ci, że jem to wegańskie żarcie od tygodnia, mam w sobie już tyle dań opartych o składniki pochodzenia roślinnego, że lada chwila palmy wyrosną mi z uszu. Dlatego też zamawiam pizzę z toną mięsa i zamierzam cieszyć się, że nie będzie przy tym mojej mamy, więc nie będzie wyrażać dezaprobaty ani cierpieć z powodu tego, że nie znoszę jej kuchni.
Matt wzruszył ramionami i sięgnął po talerz.
– A ja spróbuję. To zdrowe.
Popijałam wino i obserwowałam go, kiedy nakładał sobie porcję, po czym znalazłam telefon i zamówiłam wielką pizzę, by na pewno wystarczyło dla dzieci i dla Matta, gdyby zmienił zdanie. Kiedy już skończyłam, odłożyłam telefon i spojrzałam na mojego faceta, któremu wegański klops chyba smakował.
– Niezłe – oświadczył. – Nie wiem, dlaczego narzekasz na gotowanie swojej mamy. Moim zdaniem to naprawdę smaczne.
Usiadłam na krześle. Matt nałożył sobie jeszcze jedną porcję i dojadł ją, kiedy popijałam wino.
– A gdzie Elijah? – zapytałam.
Matt też usiadł. Przestał jeść, na jego twarzy odmalowało się zmęczenie. Był samotnym ojcem, odkąd matka jego dziecka została jesienią zamordowana. Nie nawiązał bliskiej relacji z synem, dowiedział się o jego istnieniu, kiedy chłopiec miał trzy lata, a jego matka w końcu zdecydowała się wyznać prawdę. Przespała się z Mattem dziewięć lat temu, Matt był przekonany, że nigdy więcej się nie zobaczą. A tymczasem musiał zająć się swoim ośmioletnim synem, co całkowicie zmieniło jego życie.
– Z moją mamą – odparł. – Zabrała go do kina, żebym miał wolny wieczór.
Pochyliłam się nad blatem i sięgnęłam po widelec, żeby spróbować wegańskiego klopsa. Kilka razy poruszyłam szczęką, po czym się skrzywiłam. Nie. Okropne jak cała jej kuchnia. Upiłam łyk wina, aby pozbyć się tego smaku. Bardzo chciałam, żeby gotowanie mamy mi posmakowało, naprawdę. Na takim żarciu dałoby się też zapewne zrzucić parę kilo, ale po prostu nie mogłam tego przełknąć. A do tego wszystkie te zdrowe potrawy sprawiały, że podjadałam między posiłkami, więc zaczęłam tyć, odkąd mama się wprowadziła, zamiast zrzucić wagę.
– A jak się między wami układa? – zapytałam. – Lepiej?
Matt wbił wzrok w swój talerz i pokręcił głową.
– Nienawidzi mnie.
– Nie mów tak. Jesteś jego tatą.
– Poważnie, nienawidzi mnie. Nie pozwala sobie w niczym pomóc, nie chce ze mną rozmawiać. Nie pozwala nawet, żebym go położył wieczorem do łóżka. Po szkole idzie do mojej mamy, bo ja pracuję, codziennie. kiedy wracam do domu, mam nadzieję, że będzie lepiej, że nabierze do mnie cieplejszych uczuć, ale nic takiego na razie nie nastąpiło. Chyba wini mnie za śmierć Lisy.
Położyłam dłoń na jego dłoni.
– Stracił matkę, jedynego rodzica, jakiego tak naprawdę znał, bo rzadko się spotykaliście.
– A czyja to była wina? Na pewno nie moja. Błagałem ją, żeby pozwoliła mi częściej go zabierać, ale zawsze wyskoczyła z jakąś głupią wymówką. Jakby rozkoszowała się tym, że może sprawić mi zawód… Jakby powiedziała mi o nim tylko bo to, by mnie ranić.
– Ale ci powiedziała, co oznacza, że musiała chcieć, byś się zaangażował – odparłam. – Może było jej trudno.
Matt zjadł jeszcze kilka kęsów i pokręcił głową.
– Cóż…
– Nie poddawaj się. Jesteś wszystkim, co on ma. Daj mu czas. Jego życie bardzo się zmieniło przez ostatnie pół roku, nie wie, na czym stoi. Pewnie potwornie tęskni za mamą i tylko na tobie może się wyładować. Trochę cierpliwości. Jestem pewna, że wszystko się ułoży.
– No wiem, tylko… Nie tak to miało wyglądać, prawda? To rodzicielstwo na pełny etat jest naprawdę… trudne.
– Witaj w klubie.
Roześmiałam się lekko i upiłam łyk wina, po czym uniosłam pełen miłości wzrok do sufitu. Moje dzieci radziły sobie całkiem nieźle. Alex odnalazł się w nowym otoczeniu. W ramach programu dla uczniów wybitnie uzdolnionych otrzymywał w szkole trudniejsze zadania, co znacznie go uspokoiło. Nadal często krzyczał, kiedy się wypowiadał, nadal trudno było mu usiedzieć w miejscu dłużej niż kilka minut, ale wydawał się szczęśliwszy. Dziewczynki też radziły sobie lepiej niż zaraz po przeprowadzce. Przestały tyle mówić o ojcu, a ja nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle. Na początku jeździły do Waszyngtonu z odwiedzinami przynajmniej raz w miesiącu, ale przez ostatnie dwa miesiące nie było żadnych wizyt. Zwłaszcza najstarsza, Olivia, sprawiała wrażenie, jakby coraz mniej zależało jej na ojcu, co nie leżało w jej charakterze. Zastanawiałam się, czy coś się stało podczas ich ostatniej wizyty u Chada i Kimmie. Przykro mi było z powodu Alexa, który tęsknił za ojcem, ale nie mogłam wysłać go tam samego samolotem. Może inne sześciolatki były na tyle samodzielne, ale nie mój Alex. Nie skończyłoby się to dobrze dla współpasażerów.
– Widziałam w wiadomościach, że znaleźli drugi but, który mógł należeć do Cariny Martin? – powiedziałam, pragnąć zmienić temat. – Tym razem aż na wschodnim krańcu pola golfowego w krzakach?
Matt podszedł do lodówki, żeby wziąć sobie piwo.
– Tak, to był drugi but. Obcas i resztki pierwszego buta znaleźliśmy tej nocy, kiedy zniknęła.
– Czyli weszła na pole golfowe znacznie dalej, niż zakładaliście?
Przytaknął, otworzył piwo i usiadł.
– Tak. Znaleziono go niedaleko zarośli, w których gracze często tracą piłki. To taki mały lasek, niemal nieprzebyty. Myślałem, że wszystko przeczesaliśmy, ale teren jest taki… duży.
Pokiwałam głową.
– Myślisz, że się tam ukrywała?
– Nie wiem. Mogła też pójść tam z jakimś chłopakiem. To bal maturalny, przecież wiesz. Ludzie w taką noc robią różne głupie rzeczy.
– Ale koronę znaleźliście przy wejściu do country clubu? – dopytywałam.
Potwierdził i upił łyk piwa.
– Poniszczone buty znaleźliśmy w wielu różnych miejscach rozrzuconych po całym polu golfowym. Znaleźliśmy też torebkę Tary Owens z telefonem w środku, a fragment sukni Avy Morales pływał sobie w jednym z jeziorek.
– Jak ślad z okruchów u Jasia i Małgosi – wymamrotałam.
Podniósł wzrok.
– Co mówiłaś?
Pokręciłam głową.
– Nic. A pozostałe telefony? Udało wam się je namierzyć?
Matt zaprzeczył.
– Konta w mediach społecznościowych? Coś, co mogłoby podsunąć jakiś ślad? Korespondowały z kimś?
– Nadal nad tym pracujemy. Technicy się tym zajmują. Analizują zawartość komputerów i historię połączeń. Młodzi ludzie mają dzisiaj tyle kont w mediach społecznościowych, że trwa to całą wieczność, ale na razie nie znaleźli nic przydatnego.
– Czy zaginione były w konflikcie z innymi osobami w szkole? Otrzymywały groźby? Miały kłopoty w domu z rodzicami lub krewnymi? Jakaś historia chorób psychicznych?
– Nie, nie i nie. Wszystkie trzy miały wzorową obecność, zbierały same piątki i szóstki. Były lubiane i popularne, zwłaszcza Carina Martin.
– Miały chłopaków? – zapytałam, podnosząc kieliszek do ust.
– Ava Morales umawiała się z kolegą ze szkoły, nie było go na balu, musiał jechać do Orlando, zmarła mu babcia. Pozostałe nie miały chłopaków. Chodzą słuchy, że Carina była tamtego wieczoru z Kevinem Bassem i że ukradła go najlepszej przyjaciółce.
– A ten Kevin Bass, rozmawiałeś z nim?
– Rozmawialiśmy już chyba ze wszystkimi, którzy byli na balu. Kevin został oddelegowany do sprzątania i wyszedł o wiele później niż zaginione. Sprzątał z grupą nauczycieli jeszcze godzinę po zakończeniu imprezy.
– Wygląda na to, że uciekały – rozmyślałam na głos. – Buty były rozrzucone po całej okolicy. Niełatwo biega się po polu golfowym w szpilkach, więc nic dziwnego, że je zdjęły, by biec szybciej.
Matt przełknął ślinę. Wyraz jego oczu zdradzał, że jego zdaniem mam rację, ale wolał o tym nie myśleć.
– A jeśli uciekały, to dokąd? – zastanawiałam się dalej. – Tam nie ma dokąd uciec. Pole golfowe jest otoczone wodą.
– Płetwonurkowie przeszukują rzekę od wielu dni, przeszukują też kanały prowadzące do terenów mieszkalnych, przecież wiesz o tym, Evo Rae. Nic nie znaleźli.
– Wiem, wiem. Zastanawiam się po prostu, po co biegać po polu golfowym w środku nocy w bardzo drogich butach i sukienkach, jeśli się przed kimś nie ucieka.
– Mogły być pijane. Albo naćpane i się wygłupiały. Według znajomych wszystkie trzy piły przed balem. Carina Martin paliła marihuanę ze swoją przyjaciółką Molly Carson przed budynkiem tuż przed swoją koronacją na królową balu.
– Typowe rozrywki w taki wieczór. Pokłóciły się, prawda? – zapytałam. – Carina i Molly? O Kevina? Pamiętam, że mi mówiłeś… czy może gdzieś o tym czytałam? A może Melissa mi mówiła. Molly jest jej córką, jak wiesz.
– Tak. To prawda. Pokłóciły się. Przyglądamy się jej.
– Molly? – zdumiałam się. – Córce Melissy? Dlaczego?
– Z powodu tej kłótni. Może był ciąg dalszy. Może to Molly goniła Carinę, może Carina przewróciła się, zrobiła sobie krzywdę, a Molly ukryła ciało? Ojciec Molly ma pozwolenie na broń. Mogła wziąć jego broń i z niej strzelić, może zdarzył się wypadek.
Pokręciłam głową.
– Chyba żartujesz? Nie Molly. Nie córka Melissy.
Matt wziął głęboki oddech, przeczesał dłonią gęste brązowe włosy. Rzadko ostatnio surfował, miał za dużo pracy, więc kosmyki ściemniały.
– Miała alibi? – zapytałam.
– Tak, ale niestety dość słabe. Poszła do domu, kiedy królowa balu jeszcze tańczyła z królem. Wiele osób widziało, jak wychodziła. Zadzwoniła po matkę, która po nią przyjechała i odwiozła ją do domu, a ona od razu się położyła. Melissa to potwierdza. Po rozmowach z jej znajomymi i nauczycielami muszę przyznać, że zrobienie komuś krzywdy nie leży w jej charakterze. Wszyscy opisują ją jako osobę, która troszczy się o innych, wspiera ich. Kiedy ją przesłuchiwałem, odniosłem wrażenie, że nie skrzywdziłaby nawet muchy.
Upiłam łyk wina.
– Ale to żadne alibi. Przecież mogła wyjść przez okno.
Matt spojrzał na mnie znacząco.
– Wiem. I to mnie martwi. Oczywiście nie tylko to jest dziwne w tej sprawie. Bardzo chciałbym wykluczyć Molly z grona podejrzanych, ale to niemożliwe.
– Chyba nie myślisz, że siedemnastolatka zamordowała trzy przyjaciółki z powodu jakiegoś chłopaka?
Matt upił piwa i wzruszył ramionami.
– Widziałem dziwniejsze rzeczy, ale oczywiście nie myślę tak. Dopóki nie ma ciał, jest nadzieja. Z drugiej strony mamy do czynienia z potencjalnym porwaniem. A co to oznacza? Nie rozumiem tylko, dlaczego nikt jeszcze nie upomniał się o okup.
– Chyba że to przestępstwo na tle seksualnym – podsunęłam. – Sprawdziłeś rejestr przestępców seksualnych pod kątem tego, kto mieszka w okolicy?
Matt kiwnął głową, dopijając piwo. Odstawił pustą butelkę.
– Tak. Poza tym wielokrotnie rozmawialiśmy z rodzicami. Żadnych konfliktów, żadnego powodu, by wszystkie trzy chciały uciec.
Westchnęłam. Była to prawdziwa zagadka z takich, które intrygują, lecz zarazem przerażają. Sama miałam dwie córki. Bardzo chciałam się dowiedzieć, co spotkało te trzy dziewczyny, nawet jeśli Matt nie lubił rozmawiać o pracy po służbie.
Spojrzał na teczkę, która leżała na blacie obok mnie.
– Jak się udało twoje spotkanie z Rhondą?
Przełknęłam ślinę i odwróciłam wzrok.
– O nie. Coś znalazła? To dlatego masz tę teczkę?
Wzruszyłam ramionami.
– Może.
– Znalazła Sydney?
Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Przytaknęłam.
– Serio? To wspaniale, prawda? Prawda, Evo Rae? No to skąd ta mina?
– Jaka mina?
– Wyglądasz na zdenerwowaną i niezadowoloną. Przez całe życie chciałaś odnaleźć siostrę, a teraz w końcu to możliwe. Dlaczego nie jesteś zachwycona?
Zerknęłam na leżącą na blacie teczkę. Zastanawiałam się, co mu powiedzieć… Czy mogę powiedzieć mu prawdę. Najpierw musiałam sama się z tym oswoić.
– Bez powodu – odparłam. – Chyba jestem po prostu zmęczona.
– Ta, jasne. Myślisz, że mnie oszukasz? Faceta, który zna cię, odkąd miałaś trzy lata? Coś się stało. Wyrzuć to z siebie, Evo Rae.
Westchnęłam, sięgnęłam po teczkę i wzięłam ją w obie dłonie. Wpatrywałam się w nią przez kilka sekund, po czym ją otworzyłam i pokazałam mu pierwszą stronę i nazwisko na środku. Spojrzał na nie, a potem na mnie, jego oczy zogromniały.
– Jaja sobie robisz?
Pokręciłam głową.
– Nie. Tak się teraz nazywa. I podobno mieszka tutaj, na Florydzie.Rozdział 5
Pomieszczenie, w którym je przetrzymywano, było ciasne i duszne. Powietrze wydawało się wilgotne i ciężkie. Carina oddychała z trudem, próbując zwalczyć przypływ paniki. Ava i Tara jeszcze spały na materacach na podłodze. Carina czuła zawroty głowy za każdym razem, kiedy budziła się w tej celi o grubych betonowych ścianach.
Straciła poczucie czasu, ponieważ nie było tu okien. Pamiętała jednak chwilę, kiedy obudziła się po balu, a wspomnienie to nadal budziło w niej panikę. Leżała na wykładzinie, beżowej wykładzinie. Pękała jej głowa, czuła się zdezorientowana. Zawołała matkę, a po chwili zauważyła Avę, która również się obudziła, leżała obok niej. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że ma coś na szyi, łańcuch. Przez chwilę próbowała go zerwać, a potem zaczęła krzyczeć.
Podeszła do niej zamaskowana osoba i uderzyła ją pięścią w twarz, by ją uciszyć. Poskutkowało. Upadła na plecy, a wzroku nie odzyskała nawet, kiedy poczuła szarpanie łańcucha tak mocne, że musiała pójść za nim na czworakach. Był tam jakiś korytarz, i co jeszcze? A tak, półka z książkami. Półka, którą mężczyzna odkręcił i przesunął. Potem zwinął dywan, pod którym skrywała się betonowa płyta, czymś obramowana. Mężczyzna zamocował do płyty pręt z hakiem i zaczął ją podnosić. Carina widziała przez łzy, że w podłodze pojawiła się dziura, a zamaskowana postać przemówiła:
– Do środka.
Carina próbowała skupić się na dziurze i nie panikować, ale było to coraz trudniejsze. Znów krzyknęła i znów otrzymała cios, potem jeszcze kopniaka w brzuch.
– DO ŚRODKA!
Zawodząc cicho, weszła do dziury, a mężczyzna podążył za nią w mrok. Szli wąskim tunelem prowadzącym do małych drzwi od pokoju wielkości szafy z trzema materacami na podłodze.
Mężczyzna szarpnął za łańcuch, który przymocował do metalowego pręta. Carina nie zdołałaby dosięgnąć drzwi, nawet gdyby próbowała. Mogła wstać i podejść do kąta, gdzie stało wiadro na mocz. Naprzeciwko był też kubeł z pożywieniem i miska na wodę jak dla zwierząt. Przez pierwsze dni Carina nie jadła i nie piła, ale szybko zrozumiała, że jeśli chce przeżyć, musi to robić. Musi się stać zwierzęciem, za które uważał ją porywacz. Nadal miała na sobie porwaną suknię w odcieniu morskiego błękitu, kiedy podczołgała się na czworakach do miski z wodą i zaczęła pić łapczywie, zanim obudzą się przyjaciółki. Kiedy się poruszała, łańcuch uderzał w metalowy pręt. Wodę zmieniano im raz dziennie, więc tylko pierwsza osoba mogła ją pić czystą i chłodną. Avie raz pomyliły się wiadra i nasikała do jedzenia. Została za to pobita przez zamaskowanego mężczyznę tak, że na dwie godziny straciła przytomność.
Carina obserwowała śpiące przyjaciółki, próbując zjeść, ile tylko zdoła, zanim się obudzą, i zastanawiając się, od jak dawna tu przebywają. Paznokcie miała coraz dłuższe, a zęby tak oklejone osadem, że mogła w nich rzeźbić wzory. Próbowała ignorować też odór bijący z niemytych ciał. O ile jednak chciała wiedzieć, jak długo są już uwięzione, nasuwało się inne pytanie, nawet ważniejsze niż pierwsze.
Jak długo mężczyzna zamierza je tu trzymać i co zrobi, kiedy się już nimi znudzi?Rozdział 6
Przyjechała pizza. Odebrałam ją, po czym krzyknęłam na dzieci, żeby zeszły na dół zjeść. Kiedy wróciłam do kuchni, okazało się, że Matt nie zamierza zmieniać tematu.
– To niesamowite, Evo Rae. Naprawdę wielkie odkrycie, nie uważasz?
– Nie wiem – odparłam wymijająco, kładąc pizzę na blacie. Pachniała bosko, od razu wzięłam kawałek. Matt zajrzał do teczki, pokręcił głową i wskazał palcem zdjęcie mojej siostry.
– Niewiarygodne. Kelly Stone to twoja siostra? Kelly Stone, ta aktorka? Jest sławna, naprawdę sławna, to hollywoodzka gwiazda.
– Chyba zawsze wydawała mi się trochę znajoma – przyznałam. – Widziałam ją w Autostradzie i w tym filmie o podróżniku w czasie.
Matt podniósł na mnie wzrok.
– No to o co chodzi? Dlaczego się nie cieszysz?
– Bo… – Odłożyłam pizzę. – Po pierwsze, jeszcze to do mnie wszystko nie dotarło. A po drugie, jestem rozczarowana, i tyle. Bo nigdy jej nie poznam.
– Dlaczego?
– Nie można tak po prostu podejść do znanej hollywoodzkiej aktorki i powiedzieć: cześć, wiesz, że jesteśmy siostrami? Pamiętasz, że kiedyś porwano cię z Wal-Marta?
– Jasne, że można. To byłby szok dla każdego, dlaczego to ma być trudniejsze tylko dlatego, że kobieta jest sławna?
Wzruszyłam ramionami, a kiedy usłyszałam kroki dzieci na schodach, dałam Mattowi sygnał, że to koniec rozmowy.
– PIZZA! – zawołał głośno Alex.
– Z toną mięsa. – Uśmiechnęłam się i podałam mu kawałek.
Jego oczy rozbłysły, kiedy na mnie spojrzał.
– Nie powiem babci, nie martw się – zadeklarował, po czym popędził do stołu i usiadł na krześle.
– Serio, mamo? Teraz uczysz go kłamać? – zapytała Christine, kiedy podałam jej kawałek.
Uśmiechnęłam się do niej cierpko.
– Smacznego.
– Mięso, mamo? – zapytała Olivia ze słuchawkami w uszach. Buchnęła muzyka, kiedy jedną z nich wyjęła. – Serio? Już się oswajałam z byciem weganką.
Wbiłam w nią wzrok.
– Żartujesz chyba? Przecież nie znosisz gotowania babci.
– Kto nie znosi gotowania babci? – rozległ się głos od progu. Odwróciłam się i zobaczyłam w drzwiach matkę z kluczykami w dłoni i torebką na ramieniu.
Kurde!
Jej twarz stężała, kiedy jej wzrok padł na pizzę, a potem na umorusaną buzię Alexa, któremu z podbródka zwisały nitki sera.
– Hm… Widzę, że urządziłaś imprezę? Przykro mi, że moje gotowanie jest tak straszne, że aż czujesz potrzebę, by świętować, kiedy wyjdę z domu.
Miałam ochotę schować się w mysiej dziurze. Zraniłam ją.
– Mamo, to…
– Daruj sobie, Evo Rae. Miałam długi dzień. Idę spać.
Odwróciła się i już miała wyjść, kiedy Matt zawołał przez kuchnię:
– Próbowałem tego wegańskiego klopsa, pani Thomas, był naprawdę smaczny.
Zerknęłam na niego z ukosa. Podlizywał się mojej matce?
Wzruszył ramionami.
– No co? To prawda.
Mama objęła nas zmęczonym wzrokiem.
– To wspaniale, Matt. Idę się położyć.
– Mamo…
Za późno. Wyszła. Czułam się okropnie. To było bardzo miłe, że gotowała dla nas codziennie i cóż, część była zjadliwa, część wręcz smaczna. Chyba nie okazałam jej dość wdzięczności. Naprawdę cieszyłam się, że z nami mieszka, przynajmniej kiedy mnie nie krytykowała. Było to też dobre dla dzieci. My dwie w końcu mogłyśmy się znów zbliżyć i nadrobić wszystkie stracone lata. Nie chciałam jej zrobić przykrości. Tak wiele już przeszła. Jak my wszyscy. A ja miałam wrażenie, że bezustannie ranię jej uczucia.
Czyżbym robiła to celowo? Karałam ją za to, że ignorowała mnie przez całe dzieciństwo? Ponieważ wciąż było pomiędzy nami tak wiele niewypowiedzianych słów?
Ta refleksja mnie zawstydziła.
Kiedy dopiłam wino, podszedł do mnie Matt z żółtą teczką od Rhondy w dłoni.
– Może to poprawiłoby jej humor? Projekt w sam raz dla matki i córki.
Spojrzałam mu w oczy, po czym go pocałowałam.
– Żartujesz, prawda?
– Nie. Moim zdaniem to by wam dobrze zrobiło.
– Ale… Nie wydaje mi się, żeby to była właściwa chwila. Nie wiem, czy jestem gotowa.
– Na coś takiego nigdy nie będziesz gotowa. Przemyśl to. – Też mnie pocałował, a dzieciaki za naszymi plecami zaczęły wydawać dźwięki wyrażające skrajne obrzydzenie.
– Nie przy ludziach! – Olivia udała, że ma torsje.
– I nie przy dzieciach! – dodał Alex, też symulując torsje.
Wybuchnęłam śmiechem. Chwilę to trwało, zanim pogodzili się z myślą, że mama się z kimś spotyka, ale powitali Matta z otwartymi ramionami. Wiedziałam, że go lubią, zwłaszcza Alex, który zawsze prosił, by Matt pobawił się z nim wozami strażackimi. Alex uwielbiał wszystko, co było wyposażone w syreny i mrugające światła. Zaczęło się to w dniu, kiedy Matt zabrał go na przejażdżkę radiowozem. To przypieczętowało męski pakt. Czasami odnosiłam wrażenie, że Matt wolałby, by jego syn Elijah był bardziej jak Alex, który uwielbiał spędzać z nim czas. To było niewiarygodnie smutne. Chciałam, by Matt nawiązał z synem taki kontakt, jaki miałam ja ze swoimi dziećmi, choć bardzo często nie było mnie w domu, kiedy były małe. Ich zaufanie do mnie powoli się odradzało, a żałowałam jedynie tego, ile czasu z nimi straciłam. Miałam jednak nadzieję, że połączą nas nowe wspomnienia, które będziemy pielęgnować już do końca życia.
Zerknęłam na teczkę i uświadomiłam sobie, że moje priorytety radykalnie się zmieniły. Teraz najważniejsza była rodzina, a moja siostra do niej należała, czy była sławna, czy nie.Rozdział 7
– Dokąd jedziemy, Evo Rae? Nie możesz mi po prostu powiedzieć?
Zerknęłam na mamę i pokręciłam głową. Siedziałyśmy w moim minivanie, słońce paliło szyby, klimatyzacja była podkręcona na maksa, w radiu leciał Bruno Mars. Był cudowny dzień, typowy dla Florydy, surferzy przechodzili przez ulicę i jechali na deskorolkach z deskami do surfingu pod pachą. Plażowicze i turyści objuczeni sprzętem promienieli na myśl o spędzeniu całego dnia na białym piasku.
– Nie powiem ci – odparłam. – To ma być niespodzianka. – Głos mi nieco drżał ze zniecierpliwienia i zdenerwowania, ale miałam nadzieję, że tego nie słychać.
Parsknęła drwiąco i poprawiła spódnicę.
– Wiesz, że nie lubię niespodzianek, Evo Rae.
Nie spałam przez całą noc, myślałam, a kiedy słońce wzeszło nad domem sąsiada po drugiej stronie kanału, podjęłam decyzję. Była sobota, więc miałam na to cały dzień. Matt miał rację, właściwa pora nigdy nie nadejdzie, jeśli będę o tym tyle myśleć. Zawsze znajdę wymówkę, aby to odsunąć w czasie, i nigdy się nie dowiem. Jeśli chciałam spojrzeć w twarz kobiecie, która podobno była moją siostrą, musiałam to zrobić. Musiałam skoczyć na główkę bez asekuracji.
– Dlaczego nie powiesz mi, dokąd jedziemy? – zapytała mama po chwili milczenia z głębokim westchnieniu poirytowania. Wyjechałyśmy z Cocoa Beach i minęłyśmy bazę Patrick w drodze do Melbourne Beach, gdzie mieszkała Kelly Stone. Matt powiedział, że wszystkie gazety opisywały kupno przez nią tego domu dwa lata temu, dom był bowiem położony niedaleko miejsca, które wcześniej kupił raper Vanilla Ice, a następnie wyremontował je w swoim programie telewizyjnym, The Vanilla Ice Project.
– Bo nie chcę popsuć niespodzianki – odparłam. – A poza tym gdybym ci powiedziała, nie zgodziłabyś ze mną pojechać.
Mama znów parsknęła.
– To mnie nie uspokoiło, Evo Rae. Chyba wcale nie chcesz mnie przekonać.
Odetchnęłam, próbując wyciszyć znerwicowany żołądek. Bałam się, że robię błąd, przez chwilę rozważałam nawet, czy nie zawrócić. To mogło się skończyć katastrofalnie, jasne, ale niekoniecznie. Mogło też skończyć się dobrze.
Zerknęłam nerwowo na matkę i poczułam, że tracę determinację. Przez moją głowę przemknął cały tabun myśli. Minęło trzydzieści sześć lat. Czy ją rozpoznamy? Czy ona rozpozna nas? Jaka się okaże?
Mama spojrzała na zegarek.
– Daleko jeszcze? Pamiętałaś o wodzie? Jest gorąco. Nie chcę się odwodnić. O kremie z filtrem? I spreju na owady, wzięłaś sprej? Jeśli mamy gdzieś chodzić, będzie mi potrzebny. Wiesz, jak szybko puchnę.
– Nic z tych rzeczy nie będzie ci potrzebne, mamo. Tak, mam w torebce dwie butelki wody. Nie odwodnisz się. Już prawie jesteśmy na miejscu.
– Gdzie? Przecież tu nic nie ma.
GPS powiedział mi, że jesteśmy u celu. Podjechałam do bramy.
– Co to za miejsce, Evo Rae? Co my tu robimy? Co zaplanowałaś? Mam przeczucie, że mi się to nie spodoba.
Westchnęłam i spojrzałam na nią, po czym wzięłam ją za rękę. Wykrzywiła twarz w nerwowym grymasie.
– O co chodzi, Evo Rae? Przerażasz mnie.
– Mamo. Kochana, najmilsza mamo. Zapytałaś, jaki mam plan. Szczerze mówiąc, żadnego. Chyba tego nie przemyślałam.
Pokręciła głową, przyglądała mi się badawczo.
– O czym ty mówisz? Dlaczego się tak zachowujesz? Co my tu robimy, Evo Rae? Co się dzieje? Dlaczego… na litość boską… po prostu mi nie powiesz?
Przełknęłam ślinę. Nie zdecydowałam, kiedy jej powiem, uznałam, że zdam się na los, ale teraz, przed domem gwiazdy, tuż przed naciśnięciem domofonu, straciłam pewność, czy to dobry pomysł. Jak zareaguje?
– Mamo, to…
– Co to za miejsce? – zapytała, wyglądając przez szybę. Za murem, koronami drzew i kamiennymi lwami leżała posiadłość. – Czyj to dom?
– Należy do Kelly Stone, wiesz, tej aktorki...
– Wiem, kim jest Kelly Stone. Ale co my tu robimy?
– Cóż, chodzi o to… Dzwoniłam dziś rano do jej asystentki, powiedziałam, że szukamy sponsorów skłonnych do współpracy przy organizacji wydarzenia na rzecz sierot i że wszystkie zgromadzone środki zostaną przekazane na walkę z handlem dziećmi. Zgodziła się z nami spotkać i o tym porozmawiać.
Mama posłała mi zagubione spojrzenie.
– Dlaczego? Dlaczego zrobiłaś coś takiego? Nic z tego nie rozumiem. Czyś ty całkiem postradała rozum, Evo Rae Thomas?
Wzruszyłam ramionami.
– Być może, ale nie wymyśliłam nic lepszego, by ją nakłonić do spotkania z nami. Nie lubi dziennikarzy, od lat nie udzieliła żadnego wywiadu. Jest osobą skrytą i niełatwo się z nią umówić.
– Ale dlaczego? Po co w ogóle chciałaś się z nią spotkać?
Sięgnęłam po teczkę, która leżała na tylnym siedzeniu. Przez kilka minut trzymałam ją w dłoniach. Co by się stało, gdybym powiedziała matce prawdę?
– Dobro porwanych dzieci leży jej na sercu – odparłam. – Przekazała miliony dolarów na walkę z handlem ludźmi, pomaga budować schroniska dla bezdomnych dzieci, żeby nie sypiały na ulicach, skąd łatwiej je porwać.
– Ofiary porwań, ale… co… dlaczego, dlaczego tak… kłamiesz?
Znów wzięłam głęboki oddech i postanowiłam zdać się na kolejne kłamstwo.
– Bo naprawdę myślę o organizacji takiego wydarzenia i pomyślałam, że chciałabyś mi pomóc. Chciałabyś?
Przełknęłam ślinę i spojrzałam na mamę, przygryzając wargę. Uwierzyła?
– Hm… No cóż… Dlaczego po prostu nie zapytałaś? Wiesz, że uwielbiam organizować takie rzeczy. Dlaczego musiałaś mnie porwać i trzymać wszystko w tajemnicy?
Uśmiechnęłam się i odłożyłam teczkę na tylne siedzenie.
– Chyba bałam się, że odmówisz.
– Dlaczego miałabym odmówić pomocy dzieciom? Przecież i tak nie mam nic lepszego do roboty. Taki projekt mógłby się okazać zbawienny dla mnie i dla nas. I dla dzieci, oczywiście.
– Czyli się zgadzasz? – Opuściłam szybę, by nacisnąć guzik domofonu.
Mama pokiwała głową.
– Tak, zgadzam się. O ile obiecasz, że więcej mnie już tak nie podpuścisz.
Zmusiłam się do uśmiechu, po czym odwróciłam głowę i wcisnęłam guzik, podczas gdy coś krzyczało we mnie na cały głos: „Co ty wyprawiasz, kobieto?”.