- W empik go
Rozstanie - ebook
Rozstanie - ebook
Wszystko zdaje się być grą, dopóki komuś nie dzieje się krzywda, a to, co Jameson Kane zrobił Tatum O’Shea przekracza granice tego, co wybaczalne. Tate pragnie, żeby zniknął na zawsze z jej życia, a on szybko uczy się, że stare powiedzenie: „Nie doceniasz tego, co masz, dopóki tego nie stracisz” jednak ma sens.
Jameson nigdy nie był dobry w przestrzeganiu zasad, a gdy postanawia walczyć o odkupienie, zrobi wszystko, by dopiąć swego. Proponuje ostatnią grę, która – jeśli Tate się na nią zgodzi – zakończy wszystkie inne. Nie wątpi w swoją wygraną, ale Tate ostrzega go, że nie ma szans; tym razem nie przegra. Nie wie jednak, że Jameson gotów jest na wszystko. Jeśli będzie trzeba, złoży u jej stóp cały świat. A nawet odsłoni swoją duszę.
Nie wziął jednak pod uwagę, że to wszystko się skończy.
Teraz Jameson może jedynie modlić się, by wyrządzone przez niego zło nie odcisnęło na Tate swojego piętna. Czasami trudno powiedzieć, kto tak naprawdę jest złem wcielonym…
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-064-3 |
Rozmiar pliku: | 853 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dla blogerów piszących o książkach
Chcę również zadedykować tę książkę wszystkim WSPANIAŁYM osobom, które dane mi było poznać. Kiedy rozesłałam pierwszą wersję powieści, miałam może jednego czy dwóch fanów, kilka znajomości tu i ówdzie – nigdy jednak nie sądziłam, że na mojej drodze stanie grono ludzi, których będę mogła nazwać w przyszłości przyjaciółmi. I choć pisząc Poniżenie nie miałam pojęcia o Waszym istnieniu, pragnę zadedykować tę książkę zarówno Wam, jak i osobom, które pomogły mi w promocji:
Rebece – która trzymała mnie w ryzach; bez Ciebie byłabym zgubiona,
Jolene – mojej przybranej siostrze,
Ange, Beatriz, Betsy, Letty – WSZYSTKIM dziewczynom z „Cover To Cover” – dawno się tyle nie śmiałam. Jesteście niesamowite, to szczęście Was znać.
Caryn – rozpoczynającej karierę autorce i blogerce; sądzę, że tworzymy zgrany zespół,
Shannon – dziękuję za wspólną, szaloną jazdę!
***
Lecz przede wszystkim pragnę zadedykować tę książkę najbliższej przyjaciółce – Sue M. Zauważyłaś najdrobniejsze szczegóły, które uciekły mojej uwadze, a znacznie wpływały na odbiór powieści. Bez Ciebie Poniżenie nie byłoby tą samą książką.
Cząstka Jamesona Kane’a będzie już zawsze należeć do Ciebie.
Dziękuję, bez Ciebie nie dałabym rady.~Sanders~
Ludzie często myśleli, że „Sanders” to jego nazwisko. Było jednak inaczej. Na nazwisko miał Dashkevich, a nieco egzotycznie brzmiące imię Sanders przyjął po jakimś dawno zapomnianym krewnym. Nigdy nie wyprowadził nikogo z błędu – pozwalał wszystkim myśleć to, co chcieli. Zawsze wychodziło mu to na dobre.
Gdy jako trzynastolatek umierał z głodu, wałęsając się po ulicach Londynu, znalazł go pan Jameson. Sanders próbował go okraść, lecz był beznadziejnym kieszonkowcem. Mężczyzna chwycił chłopaka za kołnierz, a następnie przyparł do ściany, dziwnie na niego patrząc. Zamiast się wściec, zaproponował, iż kupi mu obiad.
Po posiłku Jameson poinformował Sandersa, że jeśli codziennie o ustalonej porze będzie czekał w tym samym miejscu, to dostanie jedzenie. Chłopak nie spóźnił się ani razu. Po dwóch tygodniach zaczęli rozmawiać. Jameson zapytał go, dlaczego żyje na ulicy.
– Uciekłem z domu – tylko tyle mu powiedział.
Mężczyzna pokiwał głową.
– Wiem, jak się czujesz.
– Ty też uciekłeś?
– W pewnym sensie. W domu zrobiłem komuś coś bardzo złego.
– I poczułeś się przez to źle? – dopytywał. – Dlatego uciekłeś?
– Nie. Nie czułem się z tym źle. Dlatego uciekłem.
Nadal spotykali się w porze obiadowej. Jameson zlecił mu załatwienie pewnej dziwnej sprawy, a potem mu za to zapłacił. Śmiał się i mówił: „Teraz jesteś moim asystentem, więc musimy ustalić wysokość twojej pensji”. Opłacił Sandersowi pokój w hotelu, a także kupił nowe ubrania.
Chłopak nie potrafił go rozgryźć. Kim był ten facet? Czego chciał? Przez jakiś czas uważał, że chodzi o seks. Czekał na dźwięk otwierających się drzwi do sypialni, w których pojawi się cień. W jego starym domu właśnie tak to wyglądało. Ale nie z tym człowiekiem. Szybko zrozumiał, że tu w ogóle nie chodzi o seks. Owszem, Jameson był bardzo rozrywkowy i wychodził z założenia, iż wszystko jest dla ludzi, lecz nie był gejem. Uwielbiał kobiety.
– Idealna kobieta, Sanders. Tego mi w życiu potrzeba – idealnej kobiety. Nie wiem, czy uda mi się taką znaleźć – wybełkotał pewnej nocy, kompletnie pijany.
– Nigdy pan takiej nie spotkał?
Jameson długo oraz intensywnie zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Możliwe, że spotkałem. Wtedy jednak o tym nie wiedziałem. I nie była do końca idealna.
– Jak dawno pan ją poznał?
– Nie tak dawno.
Sanders również nie był gejem, ale nie interesował go seks. Nigdy tego nie robił. A przynajmniej nie z własnej woli. I nie z dziewczyną. Zawsze był zbyt zajęty ochroną swojej tajemnicy. A gdy pojawił się Jameson, Sandersa pochłonął zachwyt i szok wywołany nowym życiem. Uganianie się za dziewczynami nie znajdowało się zatem w kręgu jego zainteresowań.
Opowiedział Jamesonowi o rodzinie ciotki, mieszkającej w południowej części Londynu – rodzinie, w której się wychowywał. Sanders pochodził z Białorusi, ale kiedy miał pięć lat, rodzice przeprowadzili się do Anglii. Jakiś czas później ich deportowano, natomiast jego udało się zostawić w domu siostry ze strony matki. Od tamtego czasu nie miał kontaktu z rodzicami. Mąż ciotki był Anglikiem i nie należał do sympatycznych osób. Sanders nie chciał mówić Jamesonowi o wszystkich aspektach swojego dotychczasowego życia.
Więc skąd Jameson miał wiedzieć?
Chciał zrobić dla Sandersa coś miłego. Chciał, żeby jego rodzina zobaczyła, jak dobrze radzi sobie ich siostrzeniec. Chciał, żeby chłopak mógł się trochę popisać. Jego rodzina zarządzała niewielkim zajazdem, a Jameson zaskoczył go, wynajmując w nim dwa pokoje.
Wtedy w Sandersie coś pękło. Kiedy w pokoju zjawił się wujek, próbując go poniżyć i powiedzieć mu, że nigdy nie stanie się kimś ważnym, Sandersowi puściły nerwy – po raz pierwszy w życiu. Był o wiele mniejszy od wujka, ale kontrolę nad nim przejął gniew. Nie zdawał sobie sprawy z tego, co zrobił, dopóki nie zatrzymał go Jameson. Wtedy dotarło do niego, że przez cały czas uderzał głową mężczyzny o kaloryfer.
W tym momencie jego życie by się skończyło. Deportowaliby go na Białoruś, a w najgorszym wypadku resztę życia spędziłby w więzieniu. Siedział, cały we krwi, i płakał. Jameson uklęknął obok, po czym mocno go przytulił. Powiedział, że wszystko będzie dobrze, że wszystkim się zajmie. Chłopak się uspokoił, a mężczyzna dotrzymał słowa. Sprawił, że ciało w magiczny sposób zniknęło, natomiast pokój został doprowadzony do porządku. Przekupił ciotkę Sandersa, która w ogóle nie przejęła się tym, iż nigdy więcej nie zobaczy męża. Widocznie dla nikogo nie był dobrym człowiekiem.
Ani razu nie wrócili do tego, co zaszło tamtej nocy. Jameson nie zadawał żadnych pytań, tylko zabrał Sandersa z powrotem do Ameryki, gdzie opłacił najlepsze prywatne szkoły. Okazało się, że chłopak jest bardzo zdolny. Mówił płynnie po angielsku, rosyjsku, białorusku, polsku oraz niemiecku. Problemu nie sprawiały mu też francuski i hiszpański. Nauczył się grać na pianinie, a także został mistrzem gry w szachy, dlatego ostatecznie zaprzestał treningów. Był świetnym strzelcem. Nauczył się również, jak przebudowywać silniki.
Podczas edukacji dowiedzieli się, że choruje na łagodną odmianę zespołu Aspergera. To wyjaśniało jego stany zawieszenia, niechęć do rozmów czy nieznaczną nerwicę natręctw.
Jameson jednak nigdy nie kwestionował jego wyborów, dzięki czemu Sanders mógł robić, co tylko zechce. Gdy skończył osiemnaście lat, opiekun zaproponował, że opłaci mu college, ale chłopak odmówił. Chciał zostać z Jamesonem. Chciał zacząć pracować. Chciał trwać przy Jamesonie i stać się jego prawdziwym asystentem.
Ich relacja nigdy nie była do końca normalna. Jameson czuł się lepiej, jeśli mógł traktować ludzi tak, jakby dla niego pracowali. A Sandersowi to odpowiadało. W ich przypadku taki układ się sprawdzał. Nie rozmawiali zbyt często, a kiedy już to robili, nie wdawali się w długie konwersacje. Mimo to łączyła ich więź, której nikt nie rozumiał. Sanders kochał Jamesona. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że można kochać kogoś tak, jak on kochał Jamesona Kane’a.
Dlatego nie potrafił znieść nieszczęścia Jamesona. Mężczyzna nie był tego świadom, ale Sanders to widział. Wszystkie te kobiety, rozpusta, jednonocne przygody… Miał pewność, że Jamesonowi czegoś w życiu brakowało.
Dziewczyny pojawiały się i znikały. Jedne zostawały dłużej, inne krócej. Większość z nich ignorowała Sandersa. On z kolei ignorował je wszystkie, chociaż jedną z nich, śpiewaczkę operową z Rio, prawie polubił. Zanim jednak mu się to udało, odeszła. I tak nie nadążała za Jamesonem. Tak naprawdę żadna nie była dla niego odpowiednia.
Wtedy pojawiła się Petrushka Ivanovic. Jakże Sanders jej nienawidził! Nikt inny nie zalazł mu do tego stopnia za skórę. Często kłócili się po rosyjsku – żeby Jameson nie rozumiał. Nazywała Sandersa bezużytecznym, brudnym imigrantem, żerującym na Jamesonie. On natomiast określał ją mianem nijakiej, fałszywej suki, która jest po prostu kolejną laską do zaliczenia. Minęło dużo czasu, zanim zniknęła, ale gdy ten dzień wreszcie nadszedł, Sanders był wręcz zachwycony.
Niedługo po tym poznał Tatum O’Shea. Jameson wspomniał o niej parę razy, najczęściej po wielu drinkach. Stało się dla niego oczywiste, że to ona była powodem, dla którego Jameson wiele lat temu uciekł, i tą „nie do końca idealną” kobietą. Nie mogli znać się dobrze – w końcu po raz ostatni mieli ze sobą styczność siedem lat temu. Trochę czasu upłynęło, nim Jameson o wszystkim opowiedział.
Sanders nie do końca wiedział, co sądzić o Tatum. Spodziewał się następnej słodkiej idiotki. Kolejnej kobiety, która będzie myślała, że usidli Jamesona, lecz ostatecznie jej się to nie uda. Albo że okaże się jedną z tych, które pragną Jamesona ze względu na jego status i pieniądze.
Ale Tatum taka nie była. Brała wszystko, co Jameson jej dawał, oraz żywiła się tym. Prosiła o to. Chciała coraz więcej. Wydawała się nieświadoma tego, iż Jameson ma więcej pieniędzy niż sam Bóg. Przez jakiś czas ich relacja opierała się na samej fizyczności, a jej to odpowiadało.
Niezwykła dziewczyna.
Totalnie ignorowała dziwne, niezręczne wręcz zachowania Sandersa. Nie lubił rozmawiać, natomiast ona uwielbiała, więc po prostu do niego mówiła. Zwracała na niego uwagę, zagadywała, pytała o jego samopoczucie, życie. Czasami naprawdę potrafiła do niego dotrzeć.
Dotykała go – nikt wcześniej tego nie robił. Sanders nienawidził cudzego dotyku i na początku bardzo mu to przeszkadzało. Ale Tatum nie odpuszczała. Trzymała go za rękę, przytulała, a nawet próbowała łaskotać. Miał wrażenie, iż robi to właśnie dlatego, że on nie lubi dotyku. Zachowywała się tak naturalnie. Tak samo jak Jameson. Aż pewnego dnia pocałowała go. Nie traktowała tego poważnie, ten incydent stanowił dla niej żart, ale w nim coś pękło. Sanders miał dwadzieścia lat, a nigdy się nie całował. Nastąpiło to dopiero teraz – kiedy pojawiła się osoba, która wyszła z inicjatywą. Wykorzystał okazję i odwzajemnił pieszczotę.
Tatum nie interesowała Sandersa, nie w ten sposób. Miał świadomość, że jest bardzo, bardzo seksowną kobietą. Nie wstydziła się własnego ciała czy swojej seksualności. Bezwstydnie flirtowała ze wszystkim, co się ruszało. Nie potrafił w pełni oprzeć się jej urokowi, wszak był heteroseksualny. Mimo to nie patrzył na nią w ten sposób. Była dla niego kimś innym. Kimś wyjątkowym.
Już podczas pierwszego spotkania wiedział, że dla Jamesona też jest kimś szczególnym. Kimś równie wyjątkowym. Inni tego nie widzieli, ale Sanders bez problemu dostrzegał. Sprawiała, że Jameson był szczęśliwy. Sprawiała, że Sanders był szczęśliwy. Bardzo się do niej przywiązał.
Gdy relacje między Tatum a Jamesonem stały się bardziej napięte, zbliżyła się do Sandersa. To wzmocniło ich więź. Przychodziła do niego późno w nocy, grała z nim w szachy, rozmawiała. Nie naciskała na odpowiedzi. Cierpliwie czekała, aż słowa same przyjdą. I tak się stało. Nie zadawała pytań, nie oceniała tego, co mówił. Czuł, że trochę ją kocha. Nie miało to nic wspólnego z romantyzmem czy pociągiem seksualnym. Nie wiedział, jak to wyjaśnić. Po prostu ją kochał.
Za Jamesona Kane’a gotów był zabić.
Za Tatum O’Shea oddałby życie.
Kiedy związek Jamesona z Tatum się zakończył – a zakończył się bardzo źle – Sanders był załamany. Jameson nie miał racji. Po raz pierwszy poprosił Sandersa o zrobienie czegoś, co uważał za niewłaściwe. Wręcz obrzydliwe. Nienawidził kłamać.
Wszystko poszło w cholerę. Myślał, że Jameson przyzna się do błędu, że zrozumie, iż nie miał racji, a potem przeprosi. Ale nie zrobił tego. Sanders był w szoku. Naprawdę szanował Jamesona. Poczuł się tak, jakby to jego ojciec zaprzedał duszę diabłu.
Sanders musiał go uratować.
Czasami odnosił wrażenie, że sam musiał wszystko naprawiać.~Ciąg dalszy~
Głośny łomot wyrwał go z otumanienia. W pomieszczeniu panowała ciemność. Zmrużył oczy i wbił wzrok w sufit. Co to za miejsce, do chuja? Chwilę zajęło mu zorientowanie się, że jest w bibliotece. Zaczął sobie co nieco przypominać. Odpłynął na skórzanej sofie stojącej pod ścianą. Nie pamiętał, kiedy ostatnio z niej korzystał, a tym bardziej na niej spał. Wtedy w jego głowie pojawiła się myśl, że trochę ponad miesiąc temu znalazł dla niej świetne zastosowanie.
Tatum.
Jęknął, po czym usiadł. Łomot nie ustawał, przez co musiał złapać się za głowę. Nie potrafił określić, ile wypił, ale na pewno dużo. Spojrzał na barek, który okazał się szeroko otwarty oraz kompletnie pusty.
Jeszcze więcej łomotania.
– Sanders! – ryknął Jameson, pocierając twarz. Nie usłyszawszy odpowiedzi, wlepił wzrok w sufit. – Sanders! Otwórz te cholerne drzwi!
Nadal cisza, regularnie przerywana głośnym pukaniem.
Warknął i wstał, kierując kroki w stronę drzwi. Usłyszał dziwne trzeszczenie. Zanim zdał sobie sprawę, co się dzieje, coś wbiło mu się w piętę. Syknął, a następnie podniósł nogę. W jego skórze utkwił kawałek szkła. Wyrwał go i przyjrzał mu się uważnie. Gdy po chwili skierował wzrok na podłogę, totalnie zgłupiał.
Szkło leżało wszędzie. Nie, nie szkło. Kryształ. Potłuczony kryształ ścielący posadzkę, a dokładnie większą jej część, od barku po ścianę na drugim końcu pomieszczenia. Widział fragmenty potłuczonych kieliszków, szklanek oraz karafek. Do Jamesona powoli powracały wydarzenia minionej nocy. Zaczął tłuc wszystko, co szklane, po tym, jak Sanders odszedł.
Po tym, jak ona odeszła.
Ktoś nie przestawał dobijać się do drzwi, ale było już przynajmniej wiadomo, dlaczego Sanders ich nie otwierał – bo go tu nie było. Jameson chwycił więc za klamkę, szarpiąc za nią gwałtownie.
– Czego? – burknął.
Naprzeciwko niego stał policjant, co zaskoczyło Jamesona. Nie pokazał tego jednak po sobie. Nie spuścił wzroku. Policjant był młody i wysoki. Wyższy od Jamesona. Tyczkowaty oraz zdenerwowany, jakby to był jego pierwszy dzień na obozie sportowym. Jameson uniósł brwi, przenosząc wzrok z funkcjonariusza na radiowóz i z powrotem.
– Eee… czy to rezydencja pana… – policjant zajrzał do notesu – …Jamesona Kane’a? Albo Sandersa Dash… Dashke…
– Tak – przerwał mu Jameson.
– A pan to…
– Jameson. To mój dom. Czego pan chce? – zapytał oschle.
Policjant przełknął nerwowo ślinę.
– Ech, chciałem pana poinformować, że odnaleźliśmy pański samochód – odpowiedział.
Brwi Jamesona wystrzeliły w górę.
– Mój samochód? – Nie miał pojęcia, o co chodzi.
Funkcjonariusz znowu spojrzał na notes, który trzymał w ręce.
– Eee, bentley zarejestrowany na pana Jamesona Kane’a oraz Sandersa Dashke… uch, właśnie tak. Numery rejestracyjne WX… C1… – zaczął się zacinać.
Jameson uniósł rękę.
– Dobra, znam numer rejestracyjny własnego samochodu. Co z nim? – dopytywał.
Teraz to policjant wyglądał na zaskoczonego.
– Hmm, dostaliśmy zawiadomienie o kradzieży – wyjaśnił.
– Kradzieży?
– Tak. Pan… pan Sanders zgłosił wczoraj kradzież auta. W tej chwili jest tu holowane. A ja chciałem po prostu zadać kilka pytań – powiedział policjant.
– Sanders zgłosił kradzież naszego samochodu? – upewnił się Jameson.
Ktoś ukradł bentleya? Nie miał pojęcia o jego zniknięciu, a nawet gdyby o tym wiedział, uznałby, że wziął go Sanders. Głównie on nim jeździł; należał bardziej do niego niż Jamesona.
Kto chciałby ukraść bentleya? Po tym, jak Sanders złożył „wypowiedzenie”, Jameson wyprosił wszystkich z domu. Wszedł do salonu i zaczął wrzeszczeć, żeby się wynosili. Petrushka Ivanovic, jego była, nalegała, by pozwolił jej zostać, ale on niemal dosłownie wyrzucił ją na dwór, po czym zatrzasnął drzwi.
Zamknął się w bibliotece, gdzie zaczął pić, przeklinając Tate oraz Sandersa. Później potłukł kryształowe naczynia. Czy to możliwe, że jeden z jego niezadowolonych gości ukradł samochód? Większość z nich posiadała własne fortuny, więc z pewnością stać ich było na bentleya.
– Tak, wczoraj wieczorem – kontynuował policjant. – Znaleźliśmy go niedługo po zgłoszeniu, nieznacznie uszkodzonego. Zrobiliśmy zdjęcia, ale zapewne będzie pan chciał zgłosić to ubezpieczycielowi.
Nagle na teren posesji wjechała ciężarówka. Jameson patrzył, zszokowany, jak pod werandę zostaje podprowadzony jego samochód. Drzwi od strony pasażera były porysowane, jakby kierowca o coś zahaczył. Brakowało też prawego lusterka.
– Co się stało, do cholery? Czy znaleźliście osobę, która go ukradła? – zapytał ostro Jameson, wychodząc na werandę. Policjant przekartkował notes.
– Tak. Właściwie dzięki temu znaleźliśmy samochód. Funkcjonariusz przyjmujący zgłoszenie zauważył go na poboczu. Wtedy wezwał posiłki – mężczyzna odczytał sporządzone notatki.
– Aresztowaliście złodzieja?
– Jeszcze nie. Z tego, co zrozumiałem, to była kobieta. Znaleziono ją nieprzytomną na basenie w klubie sportowym Beacon Hill.
Tatum.
– Nieprzytomną? – powtórzył cicho Jameson.
Policjant znowu przewertował notes.
– Eee, w tym stanie została odnaleziona, a przynajmniej tak wynika ze słów funkcjonariusza, który był na miejscu. Sprawdźmy… okej. Z raportu wynika, że w chwili przybycia na miejsce karetki pogotowia, miała silne drgawki. Obecny tam mężczyzna powiedział, że wcześniej wymiotowała…
Jameson przestał słuchać. Odwrócił się, po czym bez słowa wszedł do domu. Poszedł prosto do kuchni, otworzył szafkę obok lodówki i wyciągnął z niej butelkę Jacka Danielsa. Pił, dopóki nie musiał zaczerpnąć powietrza. Wiedział, że policjant podążył za nim, bo słyszał za sobą kroki. Pociągnął jeszcze łyk trunku, a potem oparł się o blat.
– Czy wszystko z nią w porządku?
– Zna pan…
– Czy nic jej nie jest?
– Hmm… – Funkcjonariusz chrząknął, a Jameson usłyszał szelest kartek. – Nie… nie wiem. Z ostatniej otrzymanej przeze mnie informacji wynika, że kiedy została zabrana do szpitala, wciąż miała drgawki, a do tego nieregularny, bardzo słaby oddech oraz ledwo wyczuwalny puls. Nic więcej nie wiem, panie Kane.
Pan Kane. Ktoś powinien uzmysłowić mu, że tak naprawdę nazywam się Demon.
– Wyjdź – wyszeptał Jameson, wpatrując się w granitowy blat.
– Słucham?
– Powiedziałem: wyjdź. Wynoś się z mojego domu – warknął, odwracając się.
– Muszę wypełnić niezbędne dokumenty, a pan… – Policjant wyglądał na zszokowanego. Głos mu się załamał.
Jameson ruszył przed siebie, mijając stojącego w przejściu funkcjonariusza.
– Samochód należy do Sandersa, więc z nim się kontaktujcie – burknął.
– Ale pan… proszę pana! Zdaje pan sobie sprawę, że jest ranny? – krzyknął, pędząc za Jamesonem i wskazując na krwawe ślady, jakie za sobą zostawiał.
– Tak – warknął.
W otwartych drzwiach stał potężny mężczyzna w kombinezonie. W ręku trzymał kartkę.
– Hej! Kto zapłaci za robotę? Muszę się z tego rozliczyć – mówił z twardym bostońskim akcentem. Jameson warknął raz jeszcze, a następnie podszedł do stolika naprzeciwko drzwi. Gwałtownie otworzył szufladę i wyciągnął z niej plik banknotów. Obaj, policjant oraz kierowca ciężarówki, patrzyli na niego, oniemiali.
– To dla pana, tylko proszę zniknąć z mojej posesji w ciągu pięciu minut – powiedział Jameson i wyprowadził ich na werandę, rzucając na podłogę studolarowe banknoty.
– Oj, to żaden problem, koleś – powiedział kierowca ciężarówki, pochylając się, żeby zebrać pieniądze. Musiało tam być z osiemset dolarów. Może był wielki, ale bardzo sprawnie odstawił bentleya, a chwilę później odjechał swoją ciężarówką. Zajęło mu to mniej niż wyznaczone pięć minut.
– Mimo wszystko musimy… – zaczął policjant. Jameson zmroził go spojrzeniem i zawrócił w stronę drzwi.
– Dzwońcie do Sandersa. On zgłosił kradzież, nie ja. Niech on ogarnie ten bajzel – warknął, zatrzaskując drzwi.
Policjant jeszcze przez jakiś czas się dobijał, ale Jameson był mistrzem w ignorowaniu różnych rzeczy. Wbiegł na górę, pokonując po dwa schody na raz, a serce łomotało mu w piersi. Odnosił wrażenie, że zaraz wybuchnie. Zupełnie, jakby serce próbowało wyrwać się z jego ciała. A raczej ten organ, który zajmował miejsce serca.
Tatum.
Nie miał pojęcia, dlaczego uważał, że to właśnie tam znajdzie odpowiedzi, ale skierował się prosto do pokoju Sandersa. Z wielkiej, teraz otwartej, szafy zniknęły wszystkie ubrania. Chłopak nie narobił bałaganu, jednak coś zostawił. Jameson westchnął i podszedł do łóżka. Na środku leżały równo ułożone pieniądze. Trzydzieści dwa tysiące dolarów. Wiedział dokładnie ile, bo zeszłej nocy osobiście wyjął je z sejfu i przyniósł do pokoju Sandersa. Przyniósł jej.
Na pieniądzach leżała karteczka, na której Sanders napisał jedno słowo:
Demon.
Chociaż on jeden wie, jak naprawdę się nazywam.
W łazience było włączone światło, więc Jameson tam poszedł. Niewiele rzeczy wyprowadzało go z równowagi, lecz to, co tam zastał, sprawiło, że poczuł mdłości. Nie dlatego, że było to coś obrzydliwego. Widok po prostu uzmysłowił mu, jakim potwornym jest człowiekiem. Potwornym aż do głębi.
Czasami o tym zapominał.
Wszystkie szuflady powysuwano, natomiast ich zawartość wyrzucono na podłogę. Prawą część lustra pokrywała sieć pęknięć. Jedno z nich ciągnęło się aż do umywalki, a na jego środku zauważył krew oraz kilka włosów. Długich, czarnych włosów. Smugi krwi ciągnęły się po blacie szafki, co wyglądało tak, jakby ktoś rozsmarował je rękami. Jameson zamknął oczy. Wziął głęboki oddech, a następnie cofnął się w czasie.
Petrushka dorwała go w kuchni. Mówiła okropne rzeczy na temat Tate, na którą Jameson był wściekły już od dwóch tygodni. Jednak po konfrontacji, jak zobaczył jej reakcję, złość zaczęła mijać. Zmieniać w coś innego. Coś nieznanego. Coś, czego nie czuł od bardzo dawna.
Poczucie winy.
Pet była straszną suką, która nawet nie znała Tate. Przyszła do Jamesona wyłącznie po to, by zobaczyć wielki finał. Była jeszcze gorszym socjopatą od niego. Tate na to nie zasługiwała. Nie ze strony Pet. Już sam Jameson traktował ją wystarczająco źle.
Była taka smutna. Może niewłaściwie ją ocenił? Istniało prawdopodobieństwo, że pomylił się co do jej relacji z baseballistą. Małe, ale jednak. To się czasami zdarzało. Nawet Jameson Kane mógł niekiedy popełnić błąd. Nie chciał czekać do końca wieczora, aby się dowiedzieć. Zaczął szukać Tate, gdy tylko spławił Pet.
Jameson nie zauważył, jak to się zaczęło, widział jedynie sam koniec. Kiedy wszedł do pokoju Sandersa, zobaczył pochylonego nad Tate mężczyznę w garniturze. W pierwszej chwili pomyślał, że to Sanders. Skoro mowa o smutnych rzeczach, chłopak był dla niego niczym syn, zatem nie chciał go zabijać ani być do tego zmuszonym.
Ale to nie był Sanders, lecz Wenseworth Dunn, partner biznesowy Jamesona. Mężczyzna, z którym chodził do szkoły, którego znał od dawna. Dunn wiedział, że Tate jest nieosiągalna, z kolei Tate wiedziała, że Jameson nie chce, żeby sypiała z jego znajomymi czy współpracownikami. Łamanie zasad stanowiło widocznie temat przewodni tego wieczoru. Jameson chciał zamordować ich oboje, ale zdołał zaspokoić się skopaniem Dunna oraz wyrzuceniem Tatum z domu. Nie zaprzątał sobie głowy wchodzeniem do łazienki. Zawsze, ale to zawsze patrzył tylko przed siebie. Nie musiał się niczego doszukiwać… nie obchodziło go to. Prawda? Prawda?
Krwawiła. Jakim cudem nie zauważyłem, że krwawi? Nawet ja nigdy nie sprawiłem, że krwawiła.
Jameson oparł się o drzwi i osunął na podłogę. Ukrył twarz w dłoniach. Ukończył Yale. Zarządzał wieloma interesami, w wielu krajach. Na giełdzie grał tak, jakby sam ją wymyślił. Jego majątek był wielki do tego stopnia, że interesował się nim sam Donald Trump. Wiele osób uważało go za bardzo inteligentnego, rozsądnego człowieka.
Ale nagle poczuł się bardzo głupi. Przez kobietę o czarnych włosach oraz ciemnych oczach. Seksowną mądralę z jeszcze seksowniejszym ciałem. Barmankę, zbieraczkę kuponów, pracownicę na zastępstwo. Kujonkę, która rzuciła college i zaczęła imprezować. Bezwstydnicę, która prawie nie składała nóg.
Lecz mimo wszystko lepszą od niego pod każdym możliwym względem.
Miała wyłącznie jedną słabość – myślała, że może wykorzystywać seks jako broń. Zawsze była zbyt naiwna, by zrozumieć, że czasami wystrzelony pocisk odbija się rykoszetem.
W tym przypadku trafił w niego.
***
Znalezienie jej zajęło mu więcej czasu, niż przypuszczał. Sanders nie odbierał telefonów, co było zaskakujące, mimo wszystkich tych wydarzeń. Jameson nagrał na poczcie głosowej kilka przepełnionych złością wiadomości. Pomijając kwestie „służbowe”, chłopak pozostawał jego rodziną, a sytuacja stała się naprawdę kryzysowa.
Angier Hollingsworth, najlepszy przyjaciel Tatum, również ignorował połączenia od niego, ale to akurat nie było zaskakujące, gdyż Ang nigdy go nie lubił. Jameson musiał jednak spróbować nawiązać z nim kontakt, bo gościu na pewno wiedział, co się stało. Pewnie był już w drodze, by pomścić Tate. Albo siedział przy niej.
Ostatecznie Jameson wybrał numer Tate, lecz zamiast sygnału, usłyszał nagranie na poczcie głosowej. Trochę go to przeraziło.
W szpitalach bardzo pilnowano informacji o pacjentach. Zanim ją znalazł, nastał wieczór, a i tak miał szczęście – szpital, w którym przebywała, należał bowiem do tych wspieranych przez Jamesona finansowo; jedno ze skrzydeł zostało nazwane jego imieniem. Dopiero, gdy o tym przypomniał, pielęgniarka powiedziała mu to, co chciał wiedzieć.
Jeszcze trudniejsze okazało się uzyskanie pozwolenia na wejście do sali dziewczyny, ponieważ nie był mężem ani krewnym. Technicznie rzecz biorąc, był dla Tate nikim. Nie chcieli powiedzieć, w której sali leży. Gdyby posiadał taką informację, i tak musiałby czekać na godziny odwiedzin, a nawet wtedy wszedłby tylko za zgodą pacjenta. Nie sądził, by to miało nastąpić.
W pewnej chwili zobaczył Anga. Trzymał się jednak z daleka, bo wiedział, że ich spotkanie źle by się skończyło. Poza tym obaj mieli większe zmartwienia niż stawanie w obronie jej honoru. Mężczyzna wyglądał na wykończonego. Miał na sobie pogniecione, brudne ubrania. Policjant wspomniał, że na miejscu zastali jakiegoś faceta, który znalazł ją, zanim dostała drgawek. Jameson myślał, że chodziło o Sandersa. Teraz zrozumiał, że to musiał być Ang.
Jak inaczej dowiedziałby się, że Tate przebywa w szpitalu?
Minęły wieki, zanim Jameson znalazł pielęgniarkę. Kobieta za odpowiednią opłatą zdradziła mu numer sali. Nigdzie nie widział Anga, ale było już grubo po godzinach odwiedzin, więc Jameson poprosił, żeby go tam zaprowadziła. Przez całą drogę paplała jak najęta, widocznie zachwycona jego osobą. Ignorował ją, skupiony wyłącznie na jednym.
Tatum.
– Czy nadal jest nieprzytomna? – zapytał, kiedy stanęli przed drzwiami.
– Och, nie. Rano odzyskała świadomość. Zasnęła po lekach przeciwbólowych. Czy chce pan, bym ją obudziła? – zapytała, po czym weszła do pomieszczenia.
– Nie, to nie będzie konieczne.
Jameson stanął w progu, podczas gdy pielęgniarka kręciła się koło łóżka. W środku było włączone jedynie małe światełko, zatem nie widział nic poza łóżkiem. Zauważył, że Tate od drugiego pacjenta dzieli tylko cienka zasłonka.
Zmarszczył brwi. Nie może tak być. Musi dostać prywatną salę.
– Nie miałam okazji rozmawiać z nią osobiście i nie powinnam tego mówić, ale lekarz powiedział, że dojdzie do siebie – zapewniła go pielęgniarka, sprawdzając aparaturę.
Jameson odchrząknął, ale wciąż nie wszedł do środka. Chodziło o te drzwi. Czuł się tak, jakby stał u wrót piekieł.
Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją¹.
– Myślałem, że znalazła się tu, ponieważ… przesadziła z xanaxem. Po co te leki przeciwbólowe? – zapytał, błądząc wzrokiem po okolicach nóg łóżka. Cały czas nie potrafił spojrzeć bezpośrednio na nią.
Na litość boską, bądź mężczyzną. Kiedy czegokolwiek się bałeś? Właź do środka.
– Musieli płukać jej żołądek. Zdarza się, że zabieg bywa bolesny, a z tego, co zrozumiałam, lekarze mieli problem z umieszczeniem rurki w gardle. Wszystko wróci do normy – głos pielęgniarki był pocieszający i uspokajający.
W tym momencie Jamesona olśniło.
Myśli, że jestem zatroskanym chłopakiem. Jak słodko.
– Więc nie obudzi się, gdy obok niej usiądę albo jej dotknę? – zapytał Jameson.
Pielęgniarka w końcu na niego spojrzała, widocznie zaskoczona, że nadal nie wszedł do pomieszczenia.
– Nie sądzę. Jeśli nie chce jej pan przeszkadzać, odradzam krzyki, ale siedzenie przy niej i trzymanie za rękę nie zaszkodzi – powiedziała.
Pokiwał głową.
– Dziękuję. Może pani wyjść.
– Czy chciałby pan, żebym przyniosła…
– Nie. Proszę po prostu wyjść.
Nie wszedł dalej, dopóki pielęgniarka nie opuściła sali. Bardzo powoli zbliżał się do łóżka, krocząc prawie bezszelestnie. Zatrzymał się, patrząc na jej stopy. Powoli przesunął wzrok wzdłuż jej ciała. Pod kołdrą widział dobrze mu znaną sylwetkę. Ciało, które do niego należało. Ciało istoty, którą sam stworzył.
Tatum.
Była chorobliwie blada. Jameson nie przyjrzał jej się wczoraj dokładnie, a poza tym nie widzieli się przez miesiąc, więc bardzo możliwe, że wraz z nadejściem jesieni opalenizna Tate zniknęła.
To niestety nie zmieniało faktu, że była prawie szara. Zaciskane mocno usta straciły soczystą barwę, zlewając się z resztą twarzy, a gałki pod powiekami drgały nerwowo. Zastanawiał się, o czym śniła. Czy był to stworzony przez niego koszmar? W obu rękach miała wenflony. Widział też, że założono jej szpitalną koszulę.
Wyglądała na taką malutką. Kruchą. Uszkodzoną. Usiłował sobie przypomnieć, jaki był na nią wściekły, zobaczywszy zdjęcia z tym baseballistą. Ale nie potrafił przywołać tego uczucia; wszystko zniknęło. Cała ta zazdrość, złośliwość. Tatum bywała głupia, temu nie dało się zaprzeczyć, ale Jameson był cholernym złem wcielonym.
Co czyniło go o wiele, wiele gorszym człowiekiem.
Przysunął sobie krzesło i usiadł na nim, przyglądając się twarzy dziewczyny. Nie lubił jej o tym mówić, bo nie należał do tego typu ludzi, ale Tate była naprawdę piękna. Nawet bez makijażu olśniewała swoją urodą. Siedem lat temu przywłaszczyła sobie jego fantazje. Teraz, po tylu latach, zajęła jego umysł.
Jego serce.
Nie chciałem polubić tej kobiety.
Chwycił ją delikatnie ze rękę, przyciągając do siebie. Poruszyła się nieznacznie, a on znieruchomiał. Kiedy miał pewność, że się nie obudzi, przysunął jej dłoń jeszcze bliżej. Musnął opuszkami palców grzbiet. Miała długie, delikatne palce. Pełne wdzięku.
Na tę myśl prawie się zaśmiał – normalnie nie użyłby tego określenia, żeby opisać Tate.
– Tak bardzo cię przepraszam, dziecinko – wyszeptał, całując jej dłoń.
– Nigdy nie sądziłem, że usłyszę, jak wypowiada pan te słowa.
Jameson zaśmiał się cicho i podniósł wzrok. Oczywiście, w drzwiach stał Sanders. Włosy miał nienagannie ułożone, jego garnitur zaś wyglądał jak świeżo wyprasowany. Jameson obstawiałby jednak, że chłopak od wczoraj się nie przebrał.
– Od jak dawna wiesz, że tu jest? – zapytał cicho Jameson. Splótł palce z palcami Tate, opierając ich dłonie o materac.
– Odkąd ją znaleźli. Usłyszałem przez radio o bentleyu oraz basenie. Wtedy zadzwoniłem do pana Hollingswortha – wyjaśnił, wchodząc do środka.
– Doprawdy?
– Tak. Na początku nie był zbyt miły. Powiedział, bym panu przekazał, że ma pan zgnić w piekle. Dopiero gdy poinformowałem go, że już dla pana nie pracuję, udzielił mi informacji, gdzie ją zawieźli. Od tamtego czasu tu jestem – odpowiedział Sanders.
Jameson pokiwał głową.
– Opowiesz mi, co się stało?
– A czy naprawdę mnie pan wysłucha?
– Ten jeden raz myślę, że tak.
***
Jameson żył dalej, jakby nie wydarzyło się nic złego. Najzwyczajniej w świecie wrócił do pracy – nikt nawet nie zapytał, dlaczego nazwisko Dunna zostaje zdjęte ze ściany budynku, a Jameson milczał na temat Tatum oraz Sandersa. Szedł do pracy na ósmą, a wychodził równo o osiemnastej, codziennie. Bardzo tego pilnował.
Noce należały do niej. Tate została na obserwacji w szpitalu. Około północy zjawiał się tam i spotykał w kawiarni z Sandersem, żeby napić się kawy i porozmawiać o jej stanie. Następnie obaj szli do sali, gdzie siedzieli w ciszy. Sanders czytał książki, natomiast Jameson trochę pracował. Bardzo dużo na nią patrzył. Nieustannie o niej myślał. Myślał o tym, co on tam robił, co to wszystko znaczyło.
To nie gra. Ona znaczy o wiele więcej. Może zawsze tak było…
Gdy przeniesiono ją do skrzydła psychiatrycznego, musiał zapłacić o wiele więcej, aby móc się do niej dostać, a potem drugie tyle, by dowiedzieć się, dlaczego ją przeniesiono.
Uważali, że próbowała popełnić samobójstwo, więc muszą wydać opinię o jej stanie psychicznym.
Przynajmniej leży w prywatnej sali.
Jameson nie miał pewności, kto był bardziej zdołowany, Sanders, czy on. Ale nie siedział u niej w ciągu dnia, kiedy dookoła kręcili się lekarze. Sanders musiał być wściekły, a Jameson źle znosił złość. Gdyby tam był, nie pozwoliłby na jej przeniesienie. Nie miał żalu do Sandersa – chłopak zadręczał się jej stanem, martwił o nią. W tej sytuacji nie potrzebował pretensji ani żali.
Te wszystkie noce oraz popołudnia, które Sanders z nią spędził… Jameson zawsze sądził, że Tate po prostu gadała wtedy o wszystkim, co jej przyszło do głowy. Była bardzo inteligentna i potrafiła znaleźć wiele tematów do rozmów, a Sanders robił za słuchacza. Jameson nic na ten temat nie wiedział. Wtedy go to nie interesowało.
Okazało się jednak, że się sobie zwierzali. Sanders znał wszystkie brudne sekrety Tate, każdą jej podłą opinię o sobie, a nawet innych. Znał każdy najmniejszy szczegół wszystkich chwil, które dzieliła z Jamesonem. Sanders, będąc bardzo uczciwym człowiekiem, przyznał, że opowiedział Tate o wszystkim – o tym, jak się poznali, a także o jego życiu w Anglii oraz na Białorusi.
Jameson nie wiedział, co o tym sądzić. Dziewczyna nie otwierała się przed nim do tego stopnia, a w przeszłość Sandersa nie chciał wnikać. Stanowili dwie najbliższe mu osoby, ale nagle z bólem zdał sobie sprawę, że tak naprawdę w ogóle ich nie znał. Wcześniej się tym nie przejmował. A przynajmniej tak sobie wmawiał.
Teraz bardzo go to obchodziło.
Biorąc pod uwagę ich zażyłość, Sanders o wszystkim wiedział. Tate mu opowiedziała. O tym, że ona i Nick naprawdę są tylko przyjaciółmi, a jedyne, co zrobiła, to się z nim całowała. O tym, jak bardzo wyczekiwała powrotu Jamesona. Jak bardzo poczuła się zdradzona przez Sandersa, gdy ten powiedział jej, że Jameson przywiózł swoją byłą. Jak bardzo ją tym zranił. Dla niej to już nie była gra. Jej naprawdę na nim zależało. Była bliska tego, by się w nim zakochać.
Cóż, nie wątpię, że rozwiązałem ten mały problem.
Upiła się, żeby przetrwać przyjęcie. Wzięła xanax, żeby nie czuć bólu. Kiedy Dunn zaproponował jej seks, nie kontaktowała. Przyznała, że się zgodziła, ale on pchnął ją na ścianę i przytrzymał. Pożałowała tego, zanim cokolwiek się zaczęło. Ze wszystkich rzeczy, jakie się tamtej nocy wydarzyły, najbardziej chciałaby, żeby nie doszło właśnie do tego.
Potem Jameson zapłacił jej i wyrzucił ją z domu; przejechała po pijaku około trzydziestu kilometrów, a na koniec pływała w basenie, naćpana xanaxem. Istna wisienka na torcie.
Powinienem był go zabić. Zabić, wyrzucić wszystkich z domu, a później wziąć ją do łóżka.
Sanders zgłosił kradzież w nadziei, że to pomoże w odnalezieniu jej, może nawet powstrzymaniu, zanim dojdzie do jakiegoś nieszczęścia. Miał w pokoju stację radiową nastawioną na policyjną częstotliwość, więc nie musiał długo czekać na zgłoszenie dotyczące porzuconego bentleya. Ponadto w rozmowie przewinęło się nazwisko Anga. Bingo.
Tate nie była w stanie powiedzieć, dlaczego weszła do basenu. Nie pamiętała prawie niczego od chwili, gdy wsiadła za kierownicę. Kiedy Ang ją znalazł, dryfowała na wodzie z butelką jacka danielsa w dłoni i przestawała kontaktować. Ale zaznaczyła, że nie planowała popełnić samobójstwa. Nigdy nie wspomniała o tym, że chciałaby umrzeć. Nikomu. Przysięgała na wszystkie świętości, iż nie próbowała się zabić.
Jamesona nie musiała przekonywać. Tatum O’Shea, kobieta, którą znał, nigdy by się tak łatwo nie poddała. Stanowiłoby to największe oszustwo z możliwych, a ona zawsze grała uczciwie. Ich gra jeszcze się nie skończyła – w jego ręce pozostało wiele kart. Nie wymigałaby się w ten sposób. Była za silna. Poza tym nie mogłaby zostawić go na tym świecie samego.
A przynajmniej do momentu, w którym by jej na to pozwolił.
***
– Kiedy wracasz do domu? – zapytał Jameson, idąc szpitalnym korytarzem prawie tydzień później.
– Nie będę już dla pana pracować – odpowiedział Sanders, dorównując mu kroku.
Jameson prychnął.
– Nie pytam, czy wrócisz do pracy. Pytam, kiedy wrócisz do domu – powiedział z naciskiem, gdy weszli do windy.
Sanders wyglądał, jakby czuł się niezręcznie.
– Nie mam w planach powrotu – odpowiedział.
– Zamierzasz do końca życia mieszkać w hotelu? – zapytał Jameson. Chłopak spojrzał na niego kątem oka. – Och, tak. Znam każdy ruch, jaki wykonałeś, odkąd odszedłeś. Myślisz, że kto spłaca debet na karcie, hmm?
– Poszukam nowej pracy po…
– Weź się nie wygłupiaj. Zostaniesz w hotelu, czy wrócisz do domu – obojętne mi to. Po prostu muszę wiedzieć jedno – zaczął, kiedy winda zatrzymała się na interesującym ich piętrze.
– Co takiego, proszę pana?
Jameson wyszedł z windy i odwrócił się, aby popatrzeć na swojego towarzysza. To było takie dziwne, przez tak długi czas być częścią czyjegoś życia, a jednak nie znać go nawet w połowie tak dobrze jak ktoś, kto pojawił się w życiu tej osoby zaledwie parę miesięcy temu. Jamesonowi nie podobało się uczucie towarzyszące tym myślom.
– Między nami wszystko okej? – zapytał dziwnie oficjalnym tonem.
Sanders zamrugał kilka razy. Było widać, że pytanie wprawiło go w jeszcze większe zakłopotanie.
– Nie jestem pewien. Pan… pan mnie zawiódł – odpowiedział.
Jameson pokiwał głową.
– Wiem. Powinienem był cię posłuchać.
– Ale pan tego nie zrobił. Ja tylko chciałem, żeby postąpił pan właściwie.
– Wiem. I naprawdę bardzo cię za to przepraszam.
Sanders wyglądał na kompletnie zszokowanego, a Jameson uznał, że najlepiej będzie wziąć go z zaskoczenia, póki ma na to szansę. Chwycił chłopaka za ramię, przyciągnął do siebie i przytulił. Przez chwilę było niezręcznie, ale Sanders w końcu się zrelaksował. Odwzajemnił uścisk. Zanim pojawiła się Tatum, Jameson był jedyną osobą, która przytulała Sandersa. Jak na dwóch oschłych mężczyzn, dobrze im to wychodziło. Jameson był przecież dla chłopaka kimś na wzór ojca.
Czasami o tym zapominał.
– Doceniam to, proszę pana – wymamrotał Sanders.
Jameson się zaśmiał.
– No dobra. A teraz pytanie: Myślisz, że ona przyjmie moje przeprosiny?
Odsunąwszy się, Sanders ostentacyjnie poprawił garnitur.
– Szczerze? Nie. Ona nie chce mieć z panem nic wspólnego – odpowiedział.
– To się jeszcze okaże. Nie ma za wiele możliwości, przebywając w murach szpitala. – Zaśmiał się.
Sanders pokręcił głową.
– Jutro ją wypisują.
– Co?
– Uznali, że jest stabilna psychicznie oraz nie ma już problemów z przełykiem. Nie mają powodu, by ją tu dalej trzymać, a ona chce wracać do domu – wyjaśnił Sanders.
Do domu? Ale nie posprzątałem jeszcze biblioteki.
– Myślałem, że…
– Jeśli zamierza ją pan przeprosić, sugeruję zrobić to dzisiaj – przerwał mu Sanders, po czym nacisnął guzik i drzwi windy się zamknęły.
Jameson stał na środku korytarza, oniemiały. Wiedział oczywiście, że ten dzień nadejdzie, ale myślał, że ma jeszcze trochę czasu.
Jameson Kane zawsze miał więcej czasu.
Idąc do jej sali, oswoił się z myślą, że ona zapewne wie o jego nadchodzącej wizycie. Może nawet na niego czeka. Sanders nie zaatakował Jamesona, lecz nie wątpił, że Tatum jest do tego zdolna. Wcześniej myślał, że jego nocne wizyty pozostały tajemnicą. Teraz nie miał pewności. Pewnie wiedziała o tym od samego początku.
– Mogę wejść? – zapytał, podchodząc do drzwi.
Leżała na łóżku na wznak, ale widział, że nie śpi. Wzięła głęboki oddech i głośno westchnęła. Stał nieruchomo, czekając na odpowiedź. Wydawało mu się, że nie słyszał głosu Tate o wiele dłużej niż przez tydzień.
Pewnie dlatego, że nigdy jej tak naprawdę nie słuchałem.
– Nigdy nie prosiłeś o pozwolenie, więc co cię teraz powstrzymuje?
Jameson wparował do pokoju i przysunął sobie krzesło. Zdjął marynarkę, przerzucił ją przez oparcie, a następnie usiadł. Dziewczyna wciąż nie odwróciła się w jego stronę.
Odchrząknął.
– Chcesz to zrobić teraz? – zapytał.
Pokiwała głową.
– Po prostu powiedz, co chcesz powiedzieć, i miejmy to z głowy – odpowiedziała.
– Przepraszam.
Wyglądała na zaskoczoną. Spojrzała na niego, a potem zaczęła szukać ręką pilota do łóżka. Gdy go znalazła, nacisnęła guzik, który podnosił zagłówek. Przyciskała, dopóki nie siedziała prosto. Na jej twarz wróciło trochę koloru, choć i tak była bledsza niż miesiąc temu. To uwydatniało ciemny kolor jej oczu oraz włosów.
Nie mógł przestać na nią patrzeć.
Czy ja kiedykolwiek tak naprawdę na nią patrzyłem?
– Za co? – zapytała. Nie był pewien, jak odpowiedzieć. Nie wiedział nawet, czy istnieją odpowiednie słowa ani czy ma wystarczająco miejsca, czasu oraz powietrza, żeby wyrazić, jak bardzo jest mu przykro.
– Za… wszystko – wydusił w końcu.
Zaśmiała się.
– Brzmisz, jakbyś chciał się wymigać od odpowiedzi. Nie musisz przepraszać tylko po to, bym poczuła się lepiej. Nic mi nie jest, nie… – zaczęła, ale zagotowało się w nim do tego stopnia, że wyładował to na niej.
– Przepraszam, że cię skrzywdziłem – warknął. – Przepraszam, że do ciebie nie zadzwoniłem. Byłem zbyt głupi i uparty. Przepraszam, że cię nie zatrzymałem. Naprawdę przepraszam, że chciałem dać ci te pieniądze. Naprawdę przepraszam, że za tobą nie wybiegłem. Ale przede wszystkim przepraszam za to, że nie zabiłem Dunna.
– Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy – powiedziała beznamiętnie.
Zmrużył oczy.
– Ty mi nie wierzysz.
Tate wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Staram się o tym nie myśleć.
– A ja nie mogę przestać myśleć. Myśleć, że może…
– Dlaczego tu jesteś, Jameson? Wyrzuciłeś mnie. Przywiozłeś ją, żeby mnie ośmieszyć… gratuluję, misja zakończona sukcesem. Mówiąc dosłownie, prawie umarłam ze wstydu – parsknęła.
Serce zaczęło bić mu szybciej.
Martwa? Nigdy. Nie możesz mnie zostawić.
– Nieśmieszne – burknął. – Byłem na ciebie wściekły. Myślałem, że wróciłaś do swojego świata. Zobaczyłem zdjęcia, na których byłaś z tym kolesiem, i po prostu się wściekłem. Byłem taki głupi. Jezu, najbardziej posrana noc mojego życia. Zszokowało mnie, jak strasznym bydlakiem byłem.
Jęknął, po czym ukrył twarz w dłoniach. Nie należał do typu ludzi, których dało się onieśmielić, ale nagle nie potrafił spojrzeć jej w oczy. Było mu niedobrze. Było mu wstyd.
Bo nie jestem jej godzien.
– Czy to jakaś gra? – wyszeptała Tate.
Jameson pokręcił głową.
– Nie, dziecinko. Żadnych gierek – powiedział równie cicho.
– Czym jesteśmy, nie pogrywając ze sobą?