Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Rozważania o pacierzu. Antologia - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
29 października 2025
79,90
7990 pkt
punktów Virtualo

Rozważania o pacierzu. Antologia - ebook

Dlaczego się modlimy?

Jak z Bogiem rozmawiać, a nie tylko do Niego mówić?

Czy powinniśmy „wyrosnąć” z dziecięcego pacierza?

Na temat modlitwy wiele już napisano. Podzielono ją na rozmaite formy, scharakteryzowano wielorakie jej metody. A ks. Jan Twardowski znalazł swój wyjątkowy sposób mówienia o niej. Nie próbował kreować się w tej sferze na autorytet, ale szczerze pytał, szukał odpowiedzi i ubierał je w proste, a jednocześnie głębokie zdania, wobec których trudno pozostać obojętnym.

W swoich rozważaniach zanurza się nie tylko w sens modlitwy jako takiej, ale wracając do formuł na pozór dobrze znanych, niemal mechanicznie powtarzanych, odkrywa na nowo ich głębokie i przemieniające znaczenie. Z charakterystyczną dla siebie wrażliwością wydobywa ich urok i przekonuje czytelnika, by choć na chwilę spotkał się z Panem, a potem wrócił do codzienności, ale już na wszystko patrząc inaczej.

 

Modlitwa to wejście w obecność. Ona zawsze pozostaje jakiegoś rodzaju tajemnicą między Bogiem a człowiekiem, choć w niej nikt nie ma nic do ukrycia… Lektura rozważań ks. Jana Twardowskiego porusza serce i wzbudza pragnienie Boga. Nie jest to bowiem teoretyczny traktat, ale świadectwo bardzo osobistego doświadczenia otwierania się na Niego.

ze wstępu Macieja Biskupa OP

Rozważania o pacierzu. Antologia to najobszerniejszy, jak dotąd, zbiór publikowanych i niepublikowanych rozmyślań ks. Jana Twardowskiego (1915–2006) o modlitwie. Ich źródłem są materiały homiletyczne z lat 1962–2003 oraz ich dopełnienia.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-277-4810-2
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jezus jest modlitwą. On nie tyle odmawia modlitwy, co „całym sercem, całą duszą, i całą mocą” jest w Bogu. Oczywiście, jako praktykujący Żyd, został przez swoich bliskich w Nazarecie wprowadzony w bogaty świat żydowskiej modlitwy, począwszy od psalmów i tej najważniejszej dla każdego Żyda modlitwy „Sz’ma”. „Wpoisz je twoim synom” – czytamy w Księdze Powtórzonego Prawa. Możemy sobie wyobrazić Jezusa, który jako chłopczyk staje przy Świętym Józefie, swoim przybranym ziemskim ojcu, przypatruje się jego zachowaniu i śledzi charakterystyczne ruchy w trakcie modlitwy. Z czasem, a po obrzędzie Bar micwa obowiązkowo, samodzielnie siedem razy będzie powtarzał słowa Tory: „Słuchaj, Izraelu! Wiekuisty jest naszym Bogiem, Wiekuisty jest jedyny! ” (zob. Pwt 6,4–9).

W rozważaniach księdza Jana Twardowskiego o modlitwie, które właśnie trafiają do rąk czytelnika, odnajdujemy piękny komentarz do Sz’ma, w kontekście sceny z Ewangelii:

„Effatha”, to znaczy: „Otwórz się!” – powiedział Jezus do głuchoniemego (Mk 7,34). Nie powiedział: „Przemów, zacznij mówić!”, powiedział: „Niech się otworzą twoje uszy. Słuchaj!”. Najpierw ucho potem język. Biegniemy do Niego najpierw z językiem, potem z uchem. Od razu opowiadamy Mu o swoich kłopotach, nieszczęściach, braku mieszkania. Boga nie słyszymy, ale chcemy, żeby nas słyszał, i zapominamy, że zacząć trzeba od słuchania (_Effatha!_).

Warszawski ksiądz i poeta przypomina o uważności, od której zaczyna się modlitwa. Ona wyczula i otwiera nas na pierwotną tajemnicę obecności. Modlitwa Sz’ma ma prowadzić do modlitwy serca, czyli nieustannego trwania w pamięci o Bogu:

Modlitwa nie jest referatem, odczytem, deklamacją – słowa nie są tak ważne, jak poczucie łączności z Bogiem… (_Obecność_).

Często pytamy: czy modlić się długo, czy krótko? Nie jest ważny czas modlitwy. Jeżeli ktoś modli się krótko, pięć minut, ale ma świadomość, że jego modlitwa jest najważniejszą sprawą dnia, ważniejszą od chleba na śniadanie, od obiadu i kolacji, spraw zarobkowych, wszystkich sympatii, wydarzeń – to nawet ta krótka modlitwa nadaje sens całemu życiu. Trzeba tylko uchwycić moment obecności z Bogiem, nawet najkrótszy w ciągu dnia, wtedy wszystko inne nabierze blasku, światła i Bóg będzie pośród nas (_Długo czy krótko?_).

Religijny Żyd zatopiony w modlitwie Sz’ma niejako oddychał Bogiem, trwając w nieustannym tchnieniu Jego obecności. Stąd, w Jezusie, który cały był w Bogu, objawiała się ludziom ta szczególna obecność Boga – Emmanuela, Boga z nami. Syn Boży nieustannie trwa w Ojcu, o czym przypomina swoim rodzicom w Jerozolimie: „Czyż nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do Ojca” (Łk 2,49), a potem swoim uczniom w modlitwie arcykapłańskiej ukaże swoje pełne zjednoczenie: „Jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie” (J 17,21). W ostatnim zdaniu Prologu św. Jana (1,19) czytamy: „Boga nikt nigdy nie widział. Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, On uczynił Go znanym”. Jezus w każdej chwili, czy się modli, czy jest aktywny, jest otulony modlitwą – _rahamim_ Boga (to jedno z żydowskich określeń na miłosierdzie, które wywodzi się od hebrajskiego słowa _rehem_ – „matczyne łono”), miłosierną i pełną czułości obecnością. Modlitwa nie jest wpierw czynnością do wykonania, zobowiązaniem, ale bezwarunkowym przyjęciem i utuleniem przez Boga. To modlitwa bliskości Boga, która jest darmo nam dana, bez żadnej zasługi i wysiłku. I to jest chyba najważniejsza charakterystyka modlitwy, na którą zwraca uwagę ks. Jan Twardowski:

Świadomość, że jestem z Panem Bogiem, w Jego ręku i On jest pośrodku mnie. Nawet gdybym nie śpiewał i nic nie mówił, Bóg jest przy mnie. Nikt z nas nie jest bezpański (_Obecność_).

Choćby nawet wszystkie psy nas opadły, to jednak On jest z nami. To jest radość modlitwy (_Radość modlitwy_).

Ta szczególna tajemnica bezwarunkowego przyjęcia odsłania się przed nami w modlitewnej formule, która wypowiadana jest w czasie chrztu, a która pozostaje z nami na zawsze jako trwały początek wszystkiego. „W słowach «W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego» jest o Bogu wszystko” – spostrzega Twardowski. W znaku krzyża, w jego prostej formie, wyraża się najgłębsza treść wiary. To tajemnica naszej najgłębszej tożsamości i wspólnoty, w której Ojciec przyciąga i przyjmuje nas swoimi Dłońmi: Synem i Duchem Świętym, jak pisał w II wieku św. Ireneusz z Lyonu. Ksiądz Jan dopowiada:

Mówią o niej także ludzie nieuczeni, nieteologowie. Mówią prościej. Znam matkę, urzędniczkę z okienka pocztowego, która ucząc swego pięcioletniego syna znaku krzyża, ciągnie jego niesforną rękę i dotyka nią jego czoła, ramion, serca, i mówi: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. I tak nie wielki Tomasz z Akwinu, ale malec z Warszawy razem z matką przywołują Boga i Jego tajemnicę, i to jędrną, zdrową, bez komentarzy – tak, jak ją podaje Pan Bóg (_W jednym zdaniu_).

I dodaje:

Nieraz żegnamy się machinalnie, przypadkowo, niezręcznie, byle jak, a jednak ze znakiem krzyża świętego kojarzą się wielkie prawdy naszego życia (_Potęga – Prawda – Miłość_).

Gdy Jezus po swoim zmartwychwstaniu posyła uczniów, mówiąc: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (zob. Mt 28,19), to pragnie innych czynić uczniami, tzn. tymi, którzy są ukochani: „Posyła w głąb samego Boga, w Jego ojcostwo, w Jego dziedzictwo, w Ducha Świętego, który łączy, w jednoczącą miłość”, wyjaśnia Twardowski.

Modlitwa to bycie osoby przy osobie Boga. To coś więcej niż odmawianie modlitw czy rozmyślanie o Bogu i bycie skupionym na Nim myślami. To wejście w obecność. Ksiądz Jan przypomina: „Jeżeli odnawiamy w sobie kontakt z Bogiem, możemy nawet zasnąć – On modli się w nas. Jeżeli nawet będziemy po ludzku roztargnieni – On jest w nas”. W końcu Imię Boga to JESTEM, KTÓRY JESTEM. Imię, które w języku hebrajskim ma głęboko relacyjne znaczenie: JESTEM przy tobie. Samo Imię Boga jest obietnicą, stąd jedna z największym nadziei człowieka wierzącego i zanurzonego w modlitwie to ta, że nie ma ostatecznej nieobecności. Jeżeli wiara jest relacją, to w relacji nikogo się nie zostawia. Ksiądz Twardowski pyta o to, „co jest najważniejsze w modlitwie? To, co jest najważniejsze w miłości. Trzymanie się tego, kogo się kocha. W wypadku modlitwy: ­trzymanie się niewidzialnego Pana Boga”.

Święty Paweł pisał: „Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie!” (1 Tes 5,16). Ksiądz Twardowski w swoich rozważaniach o modlitwie pyta: „Czy można się modlić nieustannie? Bóg jest poza logiką. To, czego On pragnie, jest możliwe. Kiedy uświadomimy sobie, że w każdej chwili Bóg przychodzi do nas z miłością – wtedy możemy zawsze się radować. Modlić się nieustannie to trwać w miłości Boga, która „nie ustaje” (1 Kor 13,8). Twardowski przywołuje postać św. Karola de Foucauld, który „uważał, że kto się nie modli stale, ten się nie modli wcale Karol de Foucauld głosił, że ten, kto żyje w duchu wiary, nadziei i miłości, stale się modli. Człowiek, który żyje Panem Bogiem, nawet gdyby usnął, też się modli, gdyż na dnie podświadomości ma umiłowanie Boga”.

Modlitwa, o której opowiada nam Twardowski to rodzaj wzajemnego „rozbrojenia” w relacji. Rozbroić się przed Bogiem, to zaprzestać lękowego kontrolowania siebie w relacji z sobą i Bogiem, zdając się ufnie na Jego miłujące prowadzenie: „Czy mamy świadomość, że wciąż jesteśmy w niewidzialnych rękach Boga, że wszystko, co dzieje się w naszym życiu, jest pod Jego kontrolą i mocą?”. Ksiądz Jan zauważa, że „Dojrzałością modlitwy jest bezinteresowność, kiedy, nie myśląc o sobie, nie krążąc wokół samego siebie, oddajemy Bogu wszystko, dlatego że jest Bogiem” (por. teksty: _Skleroza_; _Bezinteresownie_).

Rozważa również o swoistym rozbrojeniu się Boga w tajemnicy wcielenia: „Czasem wydaje się, że Pan Bóg wcale nie jest taki wszechmogący. Mówi teologia «w pozornej słabości Boga»”. Ze strony człowieka modlitwa nie może być kartą przetargową służącą temu, by obłaskawić Boga. Bóg przecież sam w sobie jest bezgranicznie i nieustannie otwartą na człowieka łaską. Ze strony Boga, Jego odpowiedź wobec modlącego się człowieka nie ma charakteru najmniejszej presji wobec niego, że należy tak czy inaczej się modlić. Modlitwa nie ma nic wspólnego z jakąś stresującą akademią na cześć Boga, w której trzeba idealnie wypaść. Modlitwa to relacja kochających się osób, które się odsłaniają przed sobą. Modlić się – to pozwolić się po prostu Bogu kochać. Bóg w Chrystusie odsłonił się do granic, rozbroił przed człowiekiem i staje niejako w postawie żebraka: „Oto stoję u drzwi i kołaczę” (Ap 3,20). Paradoksalne jest to, że Ten, który mówi do uczniów: „Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, kto szuka, znajduje, a kto puka, temu otworzą” (Łk 11,10), sam przyjmuje taką pokorną i rozbrojoną postawę: „JA pragnę, nie tylko TY pragniesz Bóg nas pragnie – On pierwszy nas pragnie. Jest w jakimś sensie żebrakiem, bo zależy od nas – i daje po to, żebyśmy własną wolą dali Mu to, czego On pragnie. Miłości pragnie człowiek i Bóg” – kontynuuje Twardowski. Pragnienie przy pragnieniu. Wydarza się to w jakimś rozbrojeniu, jak to miało miejsce przy studni Jakuba w Sychar. Jezus spotyka się z Samarytankę i prowadzi pełen poszanowania dialog, który jest obrazem modlitwy. Jak mówił papież Leon XIV w dniu wyboru: „Pokój rozbrojony i pokój rozbrajający, pokorny i wytrwały. Pochodzi od Boga, od Boga, który kocha nas wszystkich, bezwarunkowo”. Ksiądz Jan uważa, że „nasza modlitwa jest dowodem na to, że sam Bóg nas rozbudził, porwał w tym właśnie momencie i chce coś objawić, czegoś nas nauczyć”. To znaczy, że Bóg jest spragniony, stęskniony nas. Benedykt XVI w kazaniu na uroczystość Objawienia Pańskiego w 2012 roku, nawiązując do słów św. Augustyna o niepokoju ludzkiego serca, mówił: „Ale nie tylko my, istoty ludzkie, jesteśmy niespokojni w związku z Bogiem. Serce Boga jest ni spokojne o człowieka. Bóg nas oczekuje. On nas poszukuje. Także On nie jest spokojny, dopóki nas nie znajdzie. Bóg jest niespokojny o nas i poszukuje osób, którym udzieli się Jego niepokój, Jego miłość do nas”¹.

Oczekiwanie Boga na nasze zwrócenie się w Jego stronę nie ma więc charakteru presji. I my także nie powinniśmy czynić presji wobec Boga w naszym oczekiwaniu czegoś tam. Modlitwa jest relacją wolnych i kochających się osób, które pragną wejść ze sobą w pełen szacunku dialog. „Modne słowo «dialog» – ale dialog z Bogiem. Tym, który pochyla się nad potrzebami ludzkimi i jest dotykalny, jeśli przeżywamy Go na modlitwie” – wnioskuje ks. Twardowski. Dialog ma jakieś swoje źródło w odczytywaniu LOGOSU we dwoje – diaLogos. Nie tylko my w modlitwie otwieramy się na odwieczny Logos, ale także Słowo nas czyta, z poszanowaniem naszej intymnej i niepowtarzalnej narracji oraz wolności. Modlitwa zawsze pozostaje jakiegoś rodzaju tajemnicą między Bogiem a człowiekiem, choć w niej nikt nie ma nic do ukrycia. Boga nie można zawłaszczyć i On również nie chce nas posiadać. On nas przyjmuje. Modlitwa to poznanie i przyjęcie wyłącznie w przestrzeni daru. Dar strzeże tajemnicy, ale rodzi zaufanie. Widać to w życiu Abrahama, który „żył z wiary”. Zaufał, gdy wyruszał z Ur chaldejskiego, a potem szedł z ukochanym synem Izaakiem na górę Moria. Tradycja żydowska widzi w tej historii zmaganie się Abrahama między Bogiem Żywym, który pragnie wyłącznie zaufania, a poznanymi wcześniej bogami, którzy żądają krwawym ofiar z ludzi. To obraz naszego zmagania się różnymi obrazami Boga, które nosimy w sobie, a wypływają z różnych doświadczeń i nauczania. Święty Tomasz wyróżnia trzy typy wiary: _credo Deum_, czyli wiarę w to, że Bóg po prostu jest; _credo Deo_, czyli wierzyć Bogu oraz _credo in Deum_, czego na polski nie da się nawet dokładnie przetłumaczyć, a co oznacza w treści skrycie się w Bogu, zdanie się całkowicie na Niego.

Droga Abrahama na górę Moria jest drogą oczyszczającego milczenia. Bóg długo milczy. Kardynał Ratzinger pisał we _Wprowadzeniu w chrześcijaństwo_, że „Bóg jest nie tylko Słowem, które możemy zrozumieć, które do nas przychodzi, ale jest On także tym utajonym, niedostępnym, a niezrozumiałym podłożem, które się kryje przed naszym wzrokiem. Oczywiście, istnieje w chrześcijaństwie prymat Logosu, Słowa, przed milczeniem. Bóg przemówił. Bóg jest Słowem. Ale mimo to nie należy zapominać prawdy o ciągłym ukryciu Boga. I tylko wtedy, gdy doświadczymy Jego milczenia, możemy ufać, że usłyszymy także Jego słowa, które głosi w milczeniu”². Święty Ireneusz mówi z kolei, że Słowo od Ojca wyszło w milczeniu. Wierzący Żydzi mówią, że najwięcej zostało powiedziane w Piśmie Świętym między literami. Modlitwa to proces, w którym człowiek prowadzony jest przez absolutne zaufanie do oswojenia z „milczeniem Boga”: „Bóg, który jest naprawdę z nami, jest Bogiem, który nas opuszcza. Bóg, który każe nam żyć w świecie, nie używając Go już jako hipotezy roboczej, jest Tym, przed którego obliczem stoimy zawsze. Właśnie pod wzrokiem Boga, właśnie w Nim żyjemy – żyjąc bez Niego”³ – pisał pastor i męczennik Dietrich Bonhoeffer. Ksiądz Jan Twardowski tak to ujmuje: „ci, którzy dużo się modlą, często męczą się, że się wcale nie modlą. Im bardziej chcemy się modlić, tym bardziej odczuwamy brak modlitwy jeżeli jest w nas taki ból, to chyba wtedy naprawdę się modlimy”. Modlitwa bowiem – jak przypomina ks. Jan – jest „pewnym zmaganiem, tęsknotą za tym, żeby poznać Pana Boga. Cała święta teologia jest zmaganiem, próbą wejścia w tajemnice Pana Boga” (por. _Ból modlitwy_; _Zmaganie_).

Ksiądz Twardowski był nie tylko poetą, ale przede wszystkim duszpasterzem i cenionym warszawskim kaznodzieją. Pozwolę sobie więc przywołać żydowskiego kaznodzieję z warszawskiego getta. W tragizmie tego miejsca i losu zamkniętych w nim Żydów cadyk Kelman Kalonimus Szapiro modlił się: „Zrobiłeś wszystko, bym stracił wiarę, a ja i tak nadal w Ciebie będę wierzył”. I sam innych umacniał w kazaniach: „Nawet w nieszczęściu i ciemności powinniśmy to robić służąc Bogu ze złamanym sercem i z przepełnioną smutkiem duszą” (20 stycznia 1940); Gdyby świat podzielił całe cierpienie Boga, to by nie mógł go wytrzymać. Gdyby stworzenie Boże usłyszało dźwięk Bożego płaczu, to cały świat by się rozpadł (14 lutego, 1942); „Płacz człowieka, gdy ten płacze sam, samotny, może go załamać i powalić, tak że stanie się niezdolny do czegokolwiek. Ale płacz, gdy człowiek płacze razem z Bogiem – wzmacnia go i człowiek znajduje w nim siły, aby rozważać słowa Boże, odmawiać modlitwy i wypełniać Boże przykazania” (14 marca 1942)⁴.

Modlitwa jako relacja tkana jest i tak naprawdę trzyma się wyłącznie na tej delikatnej nici, którą jest bezgraniczne zaufanie. Modlitwa, wcześniej czy później, przyjmuje postać nocy. Pod jej osłoną przychodzi się do Jezusa z wątpliwościami tak, jak Nikodem czy wręcz szuka się Boga po omacku tak, jak oblubienica oblubieńca w _Pieśni nad pieśniami_. Szukanie Boga wymaga przejścia przez noc, a nawet pozostania w niej na długo. Matka Teresa zdecydowała się na zmianę życia i wyjazd do Kalkuty z powodu wyraźnego światła. Gdy przyjęła rozpoznaną na modlitwie wolę Boga, bardzo szybko musiała wejść w ciemność i nieodczuwanie Boga. W liście do jezuity ojca Neunera, najprawdopodobniej napisanym podczas jej rekolekcji w kwietniu 1961 roku pisała: „Ciemność jest tak wielka, że rzeczywiście niczego nie widzę – ani umysłem, ani rozumem. – Miejsce Boga w mojej duszy jest puste. – Boga we mnie nie ma. – Kiedy ból wywołany tęsknotą jest tak ogromny – po prostu tęsknię i tęsknię za Bogiem – oto co wtedy czuję – On mnie nie chce – nie ma Go tam. – Bóg mnie nie chce. – Czasami – słyszę wręcz, jak moje własne serce krzyczy – «Boże mój» i nic więcej”⁵.

Bóg jest tak wielki że jest i Go nie ma
tak wszechmogący że potrafi nie być
więc nieobecność Jego też się zdarza
stąd czasem ciemno i serce się tłucze
poskomli nawet jak pies niecierpliwy

tylko milczenie trwa i gwiazdy w górze
i księżyc sprawiedliwy bo zupełnie nagi
a ważki tak znikome że już wszystko wiedzą
i liść ostatni brzęczy wprost z topoli
że Nieobecny jest
bo więcej boli

ks. Jan Twardowski, _Nieobecny jest_⁶

Zastanawiające są słowa biblijnego Hioba, który – gdy wszystko stracił – wyznał: „Dotąd moje ucho tylko słyszało o Tobie, a teraz moje oko ujrzało Ciebie” (Hi 42,5). Oczyszczenie wzmacnia dar niepodważalnego zaufania. W Starym Testamencie powodzenie było często odbierane jako znak Bożego błogosławieństwa. Hiob stał się pomostem między taką właśnie wizją drogi Izraela, a doświadczeniem, że brak i cierpienie nie są pozbawieniem błogosławieństwa. „Błogosławieństwo utrapionych” zostanie postawione w centrum nauczania Chrystusa i w Nim będzie uosobione do granic.

Można nie być przyjętym do ciepłego domu, można być prześladowanym, można być bez dachu nad głową – i nie skarżyć się ani na Heroda, ani na innych władców tego świata, a myśleć tylko o Ewangelii, o Bogu, o tym, że można Mu ofiarować swój największy skarb – dziecko i że można Jezusa odnaleźć w człowieku i innych ludziach (_Spojrzenie w górę_).

– czytamy u Twardowskiego.

To idealny komentarz do doświadczenia Matki Teresy, dla której ten namacalny Bóg nie w modlitwie był, ale na ulicach Kalkuty. Milczenie nie ma nic wspólnego z cichymi dniami, które mogą być wyrafinowaną karą w relacjach. Bóg nie karze nas przez swoje milczenie. „Modlitwa jest też takim widzeniem Boga z tyłu. Widzę, co On działa w moim życiu, co działa w życiu innych ludzi. Kiedyś dopiero zobaczę Go twarzą w twarz – dopowiada ks. Jan.

Bezgraniczne zaufanie w modlitwie wymaga nie tyle siłowego samozaparcia, ale dziecięctwa. Gdy uczniowie pytali Chrystusa o to, kto jest największy w Królestwie Niebios, On „przywołał do siebie dziecko, postawił je pośród nich i powiedział: Zapewniam was, jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebios” (zob. Mt 18,1–5). Joseph Ratzinger pisał kiedyś, że choć nazywamy Chrystusa Panem i Królem, to jednak Jego podstawową tożsamością jest bycie Synem, czyli dzieckiem. To jest przestrzeń najgłębszego spotkania z Ojcem i otwarcia się na bezwarunkową miłość. W tym kontekście dziecięcego zaufania, ciekawe są rozważania księdza Twardowskiego o jednej z pierwszych modlitw, które jest uczone dziecko, czyli _Aniele Boży, stróżu mój_: „Modlitwa do Anioła Stróża to najwcześniejsza modlitwa dziecka, które nie umie jeszcze ani _Ojcze nasz_, ani _Zdrowaś Maryjo_, ale już powtarza _Aniele Boży_. Modlitwa wyssana z piersi matki”.

Dziecko modli się „zawsze przy mnie stój!”. Znamienne jest to, że gdy szatan kusi Jezusa na pustyni, to poddaje próbie Jego dziecięctwo, szyderczo odwołując się do zaufania: „«Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, jest przecież napisane: Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień». Odrzekł mu Jezus: «Ale jest napisane także: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego»” (Mt 4,5–7). Gdy potem Jezus będzie kuszony w ogrójcu, towarzyszyć Mu będzie anioł: „Gdy przyszedł na miejsce, rzekł do nich: «Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie». A sam oddalił się od nich na odległość jakby rzutu kamieniem, upadł na kolana i modlił się tymi słowami: «Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!» Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go” (Łk 22,40–43). Najtrudniejsza próba Jego dziecięce zaufania będzie miała miejsce w trakcie ukrzyżowania: „O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eloi, Eloi, lema sabachthani», to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił” (Mk 15,34). Ksiądz Twardowski w swoich rozważaniach dzieli się z nami taką myślą:

Anioł Stróż Pana Jezusa z pustyni. Przyszedł służyć Jezusowi po Jego walce z szatanem. Nieraz walczymy z myślami, z czymś, co nas dręczy – pamiętajmy wtedy, że jest nie tylko szatan, ale i anioł, który stoi przy człowieku i potrafi pomóc w udręczeniu, umęczeniu, wycieńczeniu walką. Anioł z ogrodu Oliwnego. Zstąpił z nieba po tym, jak Jezus wyznał Ojcu: „Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”. Tak często boimy się przyjąć wolę Bożą. Ale właśnie wtedy, kiedy akceptujemy wolę Boga, a przy tym swoją słabość i niemoc, przychodzi do nas siła, która nas umacnia (_„Rano, wieczór, we dnie, w nocy”_).

W innym miejscu nadmienia:

Niedobrze, jeśli modlimy się do Anioła Stróża tylko jako dzieci, tylko wtedy, kiedy mamy niewielkie ubranka. Przeważnie z dziecięcej modlitwy wyrastamy jak z dziecięcego ubrania. A właśnie na starość, kiedy wszystko może się nam wydawać przepaścią, Anioł Stróż jest potrzebny. Kiedyś byłem przy umierającym, który prosił mnie o wspólne odmawianie prostego dziecinnego pacierza: „Aniele Boży, Stróżu mój, Ty zawsze przy mnie stój” (_Nad przepaścią_).

Nasze dzięcięctwo to może owa izdebka, o której mówi Jezus? „Ale ty, gdy się modlisz, wejdź do swojego pokoju, zamknij drzwi i módl się do swego Ojca, który jest w ukryciu, a twój Ojciec, który widzi także to, co ukryte, wynagrodzi tobie” (Mt 6,6). Wewnętrzne dziecko w nas to coś najbardziej naszego – intymnego. Tu możemy się odsłonić, bo jako dzieci Boga jesteśmy bezwarunkowo przyjęci, zauważeni, docenieni. Tu nas nikt nie ocenia, nie stwarza presji i nie zawstydza. Ksiądz Twardowski uważa, że:

Jezus mówi o modlitwie serca, modlitwie wnętrza człowieka, bo są modlitwy słów, gestów, śpiewów, czasem hałaśliwe, ale są i ciche, których żaden człowiek nie widzi i nie słyszy (_Urok modlitwy osobistej_).

A w innym miejscu dodaje z pewną dozą humoru:

Chyba najbardziej dyskretnym dniem modlitw dla Pana Boga jest poniedziałek, kiedy cichnie niedzielna trąba. Kościół jest zwykle pusty, uciszony. W poniedziałek nikt nie sprawdza, czy byliśmy w kościele, czy nie (_Nie trąb przed sobą_).

We wnętrzu naszego dziecięcego serca nie trzeba słów, wystarczy prostota, na co zwraca uwagę Chrystus: „W swoich modlitwach nie bądźcie gadatliwi jak poganie, którym wydaje się, że zostaną wysłuchani ze względu na swą wielomówność. Nie naśladujcie ich. Ojciec wasz bowiem wie, jakie macie potrzeby, jeszcze zanim Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie ” (zob. Mt 6,7–15). Miłość upraszcza relację, co ks. Jan tłumaczył następująco:

Jaka jest nasza modlitwa, ta, której nie widać na zewnątrz? Nie recytacyjna, trzepocąca jak ptak, ale własna, wewnętrzna, nieraz głucha, sam na sam? (_Sam na sam_).

Ojcze nasz – jest to najbardziej oszałamiające i radosne stwierdzenie, jakie kiedykolwiek w dziejach usłyszał człowiek. Bóg, Stwórca nieba i ziemi, jest Ojcem człowieka! Więc ziemia nie jest miejscem samotników. Uważa się, że życie każdego człowieka, i genialnego, i upośledzonego, i pięknego, i brzydkiego, i szczęśliwego, i nieszczęśliwego, jest tragedią, bo kończy się śmiercią. Jednak to stwierdzenie, że Bóg jest Ojcem wszystkich, odbiera tragizm najbardziej nieszczęśliwemu życiu ludzkiemu. Wyszliśmy od Ojca i wracamy do Ojca. Ile radości kryje się w pierwszych słowach Modlitwy Pańskiej (_Ojcze nasz_).

Modlitwa Pańska jest naturalnie wpierw po prostu relacją – domem, którego nigdy nie opuszczamy będąc „pielgrzymami z daleka od Pana”. W niej zawsze jesteśmy u siebie, przyjęci i utuleni. Chrześcijanin choć nie wie, jak przyjdzie mu w życiu iść – często doświadczając zdezorientowania, destabilizacji i duchowej zadyszki – to jednak dzięki Modlitwie Pańskiej nie traci pewności, dokąd idzie. Idziemy do domu Ojca, ale to nie jest kwestia nieokreślonej przyszłości. Dom, „Królestwo Niebios jest w was”.

Modlitwa Pańska jest równocześnie codzienną katechezą, ale i terapią samego Ducha (zob. Rz 8,26–27), w trakcie której mocą miłości Bożej jedna nas z samym sobą oraz naszymi siostrami i braćmi. Nie wołamy więc „Ojcze mój”, ale „Ojcze nasz”, otwierając się na wzajemną odpowiedzialność za siebie i cały świat. Modlitwa nie może być formą ucieczki w pobożność przed wyzwaniami życia. Bóg kocha nas, więc wierzy w nas i wyzwala w nas sprawczość uzdalniającą do odważnego wracania do życia i zmierzenia się z dramatyczną kondycją samego siebie i całego świata. Ksiądz Twardowski wskazuje na moc Modlitwy Pańskiej:

Gdybyśmy żyli tą prawdą i modlili się często: „Ojcze nasz, od którego przyszliśmy i do którego wracamy”, na pewno nie istniałyby ani państwa, ani granice, ani dyskryminacja, ani szkoły zabijania, ani ruiny (_Wrócić do Ojca_).

Modlitwa, jak już pisałem, rozbraja. Ona jest promieniowaniem dobra i przywracaniem pokoju:

Stale trwa niewidzialne promieniowanie modlitwy, która w świecie wojen, nienawiści, zazdrości odkaża powietrze, mówi o miłości, dobroci, poświęceniu. Pozornie tego nie widać, ale duchowy wysiłek człowieka nie może pozostać bez wpływu na to, co nas otacza (_Promieniowanie_)

– przypomina ksiądz Twardowski.

Lektura rozważań o modlitwie księdza Jana Twardowskiego nie pozostawi czytelnika obojętnym. Ona porusza serce i wzbudza pragnienie Boga. Nie jest to bowiem teoretyczny traktat o modlitwie, ale zapis bardzo osobistego doświadczenia otwierania się na Boga.

Maciej Biskup OPW Jej imię

Jezus, kiedy po raz pierwszy powiedział uczniom o tajemnicy Trójcy Świętej, niczego nie tłumaczył (Mt 28,16–20). Słowa o wewnętrznym życiu Boga były dla nich na pewno niezrozumiałe; mimo to poszli w świat głosić prawdę o Bogu. Objawionych słów nie zrozumieli, ale może po raz pierwszy przeżegnali się: W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Potem zaczęto badać tajemnicę Boga, tłumaczyć z hebrajskiego na grekę, z greki na łacinę, tam i z powrotem, dotykać piórkiem teologa, wpatrywać się przez szczeliny do dna. Niektórzy widzieli tylko łamigłówkę nieczytelnych słów. Tymczasem tajemnica okazała się potężnym cudem. Uczniowie, którzy nawet własnym językiem słabo się posługiwali, prostaczkowie w ówczesnym kulturalnym świecie, ochrzcili wszystkie narody. Dzisiaj i białe, i czarne, i żółte ręce żegnają się znakiem Trójcy Świętej. Po wielu wiekach i nas na chrzcie dotknięto znakiem Trójcy.

W Jej imię przebaczają nam grzechy, błogosławią miłości, żegnają na wieczność. Znak, który czyni tyle dobra w duszy.

1965

W jednym zdaniu

Tajemnicę Trójcy Przenajświętszej głoszą przede wszystkim teologowie: Święty Tomasz z Akwinu, Święty Augustyn, Święty Bonawentura, wszyscy święci i nieświęci profesorowie habilitowani z akademii teologicznych. Piszą na Jej temat wielkie prace naukowe, bo człowiek zawsze chce więcej wiedzieć, niż Pan Bóg mu objawił.

Mówią o niej także ludzie nieuczeni, nieteologowie. Mówią prościej.

Znam matkę, urzędniczkę z okienka pocztowego, która ucząc swego pięcioletniego syna znaku krzyża, ciągnie jego niesforną rękę i dotyka nią jego czoła, ramion, serca i mówi: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. I tak nie wielki Tomasz z Akwinu, ale malec z Warszawy razem z matką przywołują Boga i Jego tajemnicę, i to jędrną, zdrową, bez komentarzy – tak, jak ją podaje Pan Bóg.

Pamiętam narciarza, którego widziałem w telewizji. Przed skokiem „na złamanie karku” przeżegnał się. W grzesznej telewizji tylu milionom ludzi dał znać o Panu Bogu.

Pamiętam pannę młodą. Stała pod chórem i jak tylko ruszyła do ślubu, przerzuciła kwiaty z prawej ręki do lewej i przeżegnała się. Nie myślała o welonie, pantofelkach, tylko przypomniała sobie o Panu Bogu.

Opowiadano mi, jak do pewnego domu zaproszono wujka, kandydata do partii. Podano mu obiad, ale on nagle wstał i przeżegnał się: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”.

Mówiła mi pewna dziewczyna, że jechała pociągiem. Zanim pociąg ruszył, wszyscy się przeżegnali: i ona, i dryblas, który jechał na mecz, i pani z jamnikiem na kolanach, i mały chłopiec.

Kiedy żegnamy się znakiem krzyża – „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” – przypominamy sobie Boga w Jego tajemnicy. Słowa tak bardzo proste. Nie referaty, nie naukowe prace, ale słowa, które powiedział Jezus, kiedy uczniów posyłał w świat.

W słowach „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” jest o Bogu wszystko.

Jest Syn, który tak umiłował Ojca, że na pustyni wyciągał do Niego ręce, klękał przed Nim w ogrodzie Oliwnym, karmił się Jego wolą jak pokarmem.

Jest Ojciec, który otworzył niebo nad Jordanem i powiedział, że kocha swojego Syna.

Jest Duch Święty, który łączy kochających się, by tworzyli jedno.

Jest życie w miłości. Jest śmierć z miłości. Jest Bóg.

W jednym prostym zdaniu – bez komentarzy, bez rozpraw naukowych, bez naukowych pojęć.

1986

Potęga – Prawda – Miłość

„W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen”. Właśnie takie słowa wymawiamy, ile razy kreślimy na sobie znak krzyża świętego.

Albo inaczej: W imię Boga, który jest Potęgą, w imię Boga, który jest Prawdą, w imię Boga, który jest Miłością. Potęga. Prawda. Miłość.

Czy uświadamiamy sobie, jak w ciągu wieków rośnie potęga Pana Boga?

Kiedy świat był tylko światem, a nie wszechświatem, ziemia była podobna do talerza, nie znano planet – Bóg w pojęciach ludzkich był znacznie mniejszy.

Dzisiaj, kiedy znamy pojęcie wszechświata, choć wszechświata jeszcze nie znamy, kiedy poznajemy kosmos (a więc nieskończoność wielkich rzeczy) i mikrokosmos (a więc nieskończoność małych rzeczy) – jakże urosły wielkość i potęga Pana Boga.

Jak jest z potęgą człowieka? Nieraz mówimy, że dzisiaj człowiek jest potężny. Ale chyba teraz jest okres największej nędzy człowieka, bo człowiek stworzył wielką technikę, która go zabija. Stworzył żywioł, który może go zupełnie zniszczyć, żywioł, który nieraz oddala go od Boga i własnej duszy.

Dawniej filozofia nie mówiła o nędzy ludzkiej. Dzisiaj mówi się, że człowiek jest nieuleczalnie samotny, nieuleczalnie niekochany, nieuleczalnie bez sensu. Po doświadczeniach pieców, w których palono ludzkie ciała, wobec pomordowanych milionów ludzi – jakże dzisiaj nędzny jest człowiek. Wprawdzie w średniowieczu człowiek odziewał się we włosiennicę, był nędzny wobec Boga, ale czuł się nieśmiertelny duchem, czuł się wielkim stworzeniem Bożym, dzieckiem samego Boga. O ile dzisiaj człowiek jest
mniejszy!

Kiedy mówimy: „W imię Boga, który jest Potęgą”, czy uświadamiamy sobie, jak rośnie potęga Boga i jak maleje potęga człowieka, który stał się pyłkiem, zagubionym w wielkim kosmosie? Jak jest małym, przypadkowym tchnieniem i jakże musi oprzeć się na Bogu, by odzyskać godność i wielkość!

Bóg jest Prawdą. To znaczy: jeden tylko Bóg istnieje. Tylko On jeden jest prawdziwy tak, że tylko On jeden JEST.

My istniejemy właściwie nie naprawdę. Dzisiaj jestem, jutro mnie nie ma. Rano budzimy się i możemy śpiewać: „wielu snem śmierci upadło, / co się wczoraj spać pokładło”. Człowiek jest istnieniem przejściowym, przelotnym. Spada jak liść z drzewa. Tylko Bóg jest – to jest jedyna istniejąca rzeczywistość. Bóg jest Prawdą, więc jest Tym, który jest.

My żyjemy przeszłością albo przyszłością – On żyje ciągłą teraźniejszością: Prawdą swego istnienia. Człowiek o tyle jest prawdziwy, ile oprze się na Panu Bogu – źródle swego przelotnego istnienia.

Bóg to Miłość, która wiecznie daje. Daje nam każdą chwilę życia, każdy moment, każde uderzenie naszego serca.

Czy my dajemy? Czy nie żyjemy egoizmem? Czy nie żyjemy z zamkniętą ręką, która zgarnia dla siebie?

Kiedy znaczymy na sobie znak krzyża i mówimy: „W imię Boga Ojca – Potęgi, w imię Boga – Prawdy, w imię Boga – Miłości”, czy zdajemy sobie sprawę, jak wielkie pojęcia mogą się budzić w naszym sercu?

Nieraz żegnamy się machinalnie, przypadkowo, niezręcznie, byle jak, a jednak ze znakiem krzyża świętego kojarzą się wielkie prawdy naszego życia.

Czy opieramy się na Bogu, czy na sobie?

Czy naprawdę żyjemy Potęgą Boga, czy swoją nędzą?

Czy żyjemy Prawdą, czy swoją nieprawdą?

Czy żyjemy Miłością, czy kłamstwem?

1973

W głąb

Jezus w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego posłał w świat jedenastu. „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (por. Mt 28,19).

Czy tylko jedenastu? Czy tylko dwa tysiące lat temu? Czy tylko na jednej galilejskiej górze pod żydowskim niebem?

Wydaje się, że podczas chrztu świętego każdego z nas Jezus posyła w świat w imię Trójcy. („W imię” – to znaczy w głąb, w istotę; „imię” w tamtej kulturze oznacza istotę człowieka). Posyła w głąb samego Boga, w Jego ojcostwo, w Jego dziedzictwo, w Ducha Świętego, który łączy, w jednoczącą miłość.

Człowiek ochrzczony to człowiek obmyty i posłany przez Jezusa pomiędzy ludzi dobrych i złych, przyjemnych i grających na nerwach.

Czy uświadamiamy sobie, że być chrześcijaninem – znaczy być obmytym i posłanym do innych, być posłanym w głąb Boga, żyć z Bogiem?

1970

Czyją mocą?

Choć wypowiadamy słowa „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”, często jesteśmy przekonani, że wszystko dzieje się naszą mocą.

Jeżeli wydaje nam się, że tylko własną mocą coś czynimy, ściągamy do siebie trzech diabłów: diabła megalomanii, diabła pretensji i diabła lęku. Megalomanii, bo wydaje nam się, że uczyniliśmy coś wielkiego swoją mocą; pretensji o to, że ludzie nie są nam wdzięczni (tyle czynię dobrego, a nikt mi nie dziękuje!); lęku, co będzie na starość, gdy osłabnę i zostanę sam.

Jeżeli mam świadomość, że działam mocą Bożą, nie swoją, wtedy wszystkie diabły uciekają.

Ucieka diabeł megalomanii i przychodzi Michał Archanioł, który mówi: „Któż jest jak Bóg?”.

Przychodzi anioł pokory, który uświadamia, że moja niewdzięczność względem Boga jest większa niż niewdzięczność ludzi wobec mnie.

Przychodzi anioł mocy, który podnosi człowieka na duchu i umacnia go.

Ileż mądrości jest w lekcji religii, kiedy to matka prowadzi niezgrabną jeszcze rękę dziecka, by dotknęła czoła, serca, ramion – i mówi: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”.

Mocą Bożą ma się wszystko dziać, a nie tylko moją ludzką, słabą mocą.

1982Lekcja

Pan Jezus powiedział: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego” (J 1,51).

Świeckie pocztówki przedstawiają aniołów jako amorki ze skrzydełkami, a Jezus mówi o naszych niewidzialnych krewnych, którzy stale pogrążeni są w adoracji Boga. Pismo Święte podaje, że są oni stale wpatrzeni w oblicze Pańskie, a my najczęściej wpatrujemy się w swoje oblicza, myśląc tylko o swoich kłopotach, krzywdach, niepowodzeniach, upokorzeniach. Stale patrzymy w siebie. Dobrze jest oderwać się od siebie i pomyśleć o Bogu.

Jeśli przyjdzie zmartwienie – pomyśl o Bogu, wezwij na pomoc aniołów, wpatrujących się w Jego oblicze.

Przeżywasz poczucie krzywdy – nie myśl o sobie. Wpatruj się, jak aniołowie, w oblicze Boga.

To jest lekcja, jaką dają nam aniołowie.

Jaki to niezwykły obraz: Jezus, który stoi pod otwartym niebem, a aniołowie schodzą na Niego. Wchodzą i schodzą. To obraz Chrystusa Kapłana, który jest mostem pomiędzy niebem a ziemią.

Każdy chrześcijanin poprzez chrzest święty bierze udział w kapłaństwie Jezusa. Musi nieraz być otwartym niebem, chłonąć w siebie moce Boże i przekazywać je innym.

1983

Nad przepaścią

Bóg, stwarzając świat, nie ograniczył się tylko do tego, co możemy zobaczyć i usłyszeć. Są barwy, których nie widzimy, choć widzi je pszczoła, dźwięki, których nie słyszymy, choć słyszy je nietoperz. Wielki świat barw i dźwięków zawsze dla naszych oczu i uszu będzie niedostępny.

Wierzymy w Boga, stworzyciela świata widzialnego i niewidzialnego. Bóg – stwarzając aniołów – stworzył istoty rzeczywiste, dla nas niewidzialne.

Mam prosty, niby naiwny, obrazek Anioła Stróża, który trzyma za rękę dziecko, aby nie wpadło w przepaść. Mam też bardzo uczoną książkę o aniołach. I muszę przyznać, że wolę ten, zdawałoby się, naiwny obrazek.

Ludzie pierwotni, zdumieni tajemnicą świata, nie posługiwali się jeszcze słowami. Mieli ich za mało. Nie posługiwali się rozumowaniem, bo za mało byli oświeceni. Przemawiali więc obrazami. Czasem naiwny, wydawałoby się, obrazek ukazuje przeczuwaną instynktem prawdę, większą od naszych myśli i naszego ludzkiego rozumu.

Jak przemawia wspomniany obrazek Anioła Stróża? Jak rodzice opiekują się dzieckiem, tak i niewidzialny Bóg opiekuje się także swoim dzieckiem i posyła mu Anioła Stróża.

Niedobrze, jeśli modlimy się do Anioła Stróża tylko jako dzieci, tylko wtedy, kiedy mamy niewielkie ubranka. Przeważnie z dziecięcej modlitwy wyrastamy jak z dziecięcego ubrania. A właśnie na starość, kiedy wszystko może się nam wydawać przepaścią, Anioł Stróż jest potrzebny.

Kiedyś byłem przy umierającym, który prosił mnie o wspólne odmawianie prostego dziecinnego pacierza: „Aniele Boży, Stróżu mój, Ty zawsze przy mnie stój”.

1990

Z piersi matki

Modlitwa do Anioła Stróża to najwcześniejsza modlitwa dziecka, które nie umie jeszcze ani _Ojcze nasz_, ani _Zdrowaś Maryjo_, ale już powtarza _Aniele Boży_.

Modlitwa wyssana z piersi matki.

2003

Stróż

Wzrusza mnie Anioł Stróż nie tylko dlatego, że był na pierwszym świętym obrazku, jaki pokazała mi matka, ale dlatego, że ten najwspanialszy Boży duch uniżył się do samej ziemi, żeby służyć nawet paskudnemu człowiekowi. Służąc ludziom – służy Panu Bogu.

Po wojnie słowo „stróż” było uważane za brzydkie, uwłaczające godności ludzkiej. Mówiono: dozorca, gospodarz domu, kierownik ruchu podwó­rzowego.

Tymczasem anioł, wielki duch Boży, jest stróżem i wcale go to nie poniża. Jego wielkość polega na tym, że potrafi, służąc Bogu, służyć człowiekowi – grzesznikowi i świętemu, paskudnemu i pięknemu. Anioł nie wstydzi się być stróżem.

Jeżeli chodzi o nas, nie gniewamy się, gdy nazywają nas aniołami, ale wściekamy się, gdy ktoś nam powie, że jesteśmy stróżami.

1981

Posłani

Na czym polega piękno Anioła Stróża? Malujemy go najczęściej z pięknymi białymi skrzydłami, niebieskimi oczami i złotymi włosami, ale czy w tym leży jego urok?

Anioł, pełniąc w niebie wysoki urząd ministra samego Pana Boga, służy niższym od siebie stworzeniom i żadna korona mu z głowy nie spada.

Jeżeli chodzi o nas, wolimy raczej być aniołami niż stróżami.

Czy umiemy służyć komuś niższemu od siebie?

Czasem służymy komuś dobremu, miłemu, kochanemu, bogatemu, aby mu się przypodobać. Nieraz służymy z litości.

Czy potrafimy być chłopcami na posyłki, służącymi drugiego człowieka?

Anioł cały jest służbą i nie powie: „Panie Boże, ja tylko chcę w Ciebie patrzeć i Ciebie kontemplować. Nie mam czasu na to, aby zajmować się paskudnymi ludźmi”.

Anioł służbę ludziom łączy ze wspaniałą kontemplacyjną modlitwą. Jest przez to całkowicie i przy Bogu, i przy ludziach.

Czasem, służąc ludziom, zapominamy, że jesteśmy od Boga, i myślimy, że od samych siebie.

Anioł nie zapomina, że jest chłopcem na posyłki od Pana Boga, Jego posłańcem. A my? Czy mamy tę świadomość, że – tak jak anioł – jesteśmy posłani przez Pana Boga zawsze wtedy, kiedy zbliżamy się do człowieka? Mamy być dla każdego spotkanego człowieka posłańcami Bożymi.

Czy pamiętam o tym, że udział w życiu spotkanego człowieka biorę dlatego, że Bóg mnie do niego posłał, abym coś mu powiedział o dobroci, przezwyciężaniu własnych ambicji, o cierpieniu, które jest sprawdzianem miłości i zbliża do Pana Boga?

1971

W ruchu

Kiedy Jakub spał na murawie, z kamieniem pod głową, przyśniła mu się drabina, po której wstępowali aniołowie z ziemi do nieba i z nieba na ziemię. Ten ruch tam i z powrotem, z ziemi do nieba i z nieba na ziemię, jest chyba znakiem modlitwy. Nasza modlitwa unosi się do nieba, a potem Bóg z powrotem zsyła ludziom anioła na ziemię.

Może najpiękniejsze modlitwy są te, w których nie wyjawiamy intencji, gdy nie wiemy, za kogo ani o co się modlimy. Modlitwy wstępują jak aniołowie po stopniach do nieba, dochodzą do Boga i – zstępując na ziemię – wiedzą już, komu pomóc, kogo wzmocnić, komu wyznaczyć drogę.

Ciekawe, że w Piśmie Świętym aniołowie są zawsze w ruchu: przybiegają do Betlejem, przychodzą do Świętego Józefa. Anioł, który pojawia się Matce Bożej, zaraz znika. Archanioł Rafał towarzyszy Tobiaszowi w drodze i też znika. Stale są w drodze: z nieba na ziemię i z ziemi do nieba.

Nasz Anioł Stróż nie powinien tylko przy nas stać. Ma nas wprowadzać w tę cudowną podróż aniołów z ziemi do nieba i z nieba na ziemię, żebyśmy z naszą modlitwą umieli wspinać się do nieba, błagać o coś Boga i potem – wzmocnieni przez Niego – wracać na ziemię, by umacniać ludzi. To jest droga modlitwy, droga prawdziwych próśb.

1978

„Zawsze przy mnie stój”

Chcemy, by anioł stale stał przy nas, byśmy go widzieli, jak każdego bliskiego. Ważniejsze jest, by wiedzieć, że on nam pomaga, chociaż go nie widać. I że nie stoi. Jego skrzydła są znakiem szybkości.

Fragment Ewangelii o Zwiastowaniu kończy się słowami: „Wtedy odszedł od Niej anioł” (Łk 1,38). Co to znaczy, że anioł po Zwiastowaniu odszedł od Maryi? Najprościej można to wytłumaczyć tak: jako wysłannik Boga oznajmił Matce Bożej Jego wolę. Czy mógł jednak porzucić Maryję? Matka Boża zobaczyła Go i prawdopodobnie potem przestała Go widzieć.

Anioł prowadzi nas i czasem go widzimy, czasem nie. Jeśli nie widzimy, uważamy, że nas porzucił i zostaliśmy sami. Ale anioł nie tylko oznajmia człowiekowi wolę Boga, także poddaje człowieka próbie, by ten sam dawał sobie radę, bo anioł nie może zastąpić człowieka w drodze do Boga. To człowiek podejmuje decyzje i zostaje sam na sam z Bogiem, ze swoimi ludzkimi ułomnościami, grzechami, słabą wolą.

Matka Boża była niepokalanie poczęta i nie miała ludzkich słabości, ale będąc bardzo dobra, musiała być coraz lepsza.

Kiedy ktoś wstępuje do klasztoru, anioł wcześniej objawia mu wolę Bożą. Początkowo towarzyszy temu zapał, gorliwość, ale po jakimś czasie powołany przestaje widzieć anioła. To jednak nie znaczy, że go nie ma przy człowieku.

Podobnie w małżeństwie. Do decyzji doprowadza anioł, ale po radości wzajemnej miłości przychodzi trudna rzeczywistość. Jednak Anioł Stróż wtedy nie odchodzi.

Są trzy powołania: do klasztoru, do małżeństwa, do samotności w życiu świeckim. W żadnym z tych powołań anioł po objawieniu człowiekowi woli Bożej nie porzuca go.

1990

„Rano, wieczór, we dnie, w nocy”

Ileż mocy mogą udzielić potężne duchy, będące wysłannikami Boga, z których czasem robimy niańki przy łóżeczku dziecka!

Anioł Stróż Świętego Józefa. Pokazywał się opiekunowi Matki Bożej we śnie i przekazywał wiadomości od Boga. Jeśli kładziemy się spać z trudną sprawą do rozstrzygnięcia i pomodlimy się przed zaśnięciem do Anioła Stróża Świętego Józefa, obudzimy się z gotowym rozwiązaniem.

Anioł Stróż Pana Jezusa z pustyni. Przyszedł służyć Jezusowi po Jego walce z szatanem. Nieraz walczymy z myślami, z czymś, co nas dręczy – pamiętajmy wtedy, że jest nie tylko szatan, ale i anioł, który stoi przy człowieku i potrafi pomóc w udręczeniu, umęczeniu, wycieńczeniu walką.

Anioł z ogrodu Oliwnego. Zstąpił z nieba po tym, jak Jezus wyznał Ojcu: „Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”. Tak często boimy się przyjąć wolę Bożą. Ale właśnie wtedy, kiedy akceptujemy wolę Boga, a przy tym swoją słabość i niemoc, przychodzi do nas siła, która nas umacnia.

Nie zatrzymujmy się na dziecięcej modlitwie do Anioła Stróża, ale módl­my się do potężnego anioła, który opiekuje się i dzieckiem, i człowiekiem dorosłym, i starzejącym się.

1984

Anioł Stróż dla rodziny

„Gdy oni odjechali, oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie” (Mt 2,13). Jedno tylko zdanie, a ileż można powiedzieć.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersjiPRZYPISY

1.

1 Benedykt XVI, Homilia podczas mszy świętej w uroczystość Objawienia Pańskiego, Bazylika Watykańska, 6 stycznia 2012.

2.

2 J. Ratzinger, _Wprowadzenie w chrześcijaństwo_, tłum. Z. Włodkowa, Kraków 1996, s. 290 i n.

3.

3 Cyt. za: A. Morawska, _Dietrich Bonhoeffer. Świadek trudnej drogi._ Tekst opublikowany w setnym numerze miesięcznika „Więź” w 1966 r. pod tytułem _Dietrich Bonhoeffer_, https://wiez.pl/2025/06/11/dietrich-bonhoeffer-swiadek-trudnej-drogi/, __ dostęp 30 lipca 2025.

4.

4 _Archiwum Ringelbluma_, t. 25a: _Kazania rabina Kalonimusa Kalmana Szapiry z lat 1939-1942_, Wydawnictwo ŻIH, Warszawa 2020, http://studnia.org/piaseczno/cadyk.htm, dostęp 30 lipca 2025.

5.

5 _Pójdź, bądź moim światłem_. _Prywatne pisma „Świętej z Kalkuty”_, opracowanie i komentarz fB. Kolodiejchuk, tłum. M. Habura, Wydawnictwo Znak, Kraków 2015, s. 11–12.

6.

6 J. Twardowski, _Miłość miłości szuka_ I (1937–1984), _Miłość miłości szuka. Wiersze 1937-2000_, zebrała, opracowała, posłowie i kalendarium opatrzyła Aleksandra Iwanowska, t. 1: _1937-1984_, Księgarnia Świętego Wojciecha, Poznań 2002, s. 250.

7.

7 Nawiązanie do własnego wiersza pt. _Powrót_.

8.

8 _Katechizm_, odwołując się do myśli św. Augustyna, podaje: „Modlitwa jest spotkaniem Bożego i naszego pragnienia. Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli” (KKK 2560) – _przyp. red._
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij