Rudowłosa kusicielka - ebook
Rudowłosa kusicielka - ebook
Dante Cabrera jest bardzo ciekawy narzeczonej brata, który nigdy dotąd nie miał nawet dziewczyny. Dziwi go, że spóźnia się ona na swoje przyjęcie zaręczynowe, na którym zebrała się już cała hiszpańska śmietanka towarzyska. Gdy Dante dostrzega ognistorudą kobietę, ukradkiem wchodzącą do domu tylnymi drzwiami, domyśla się, że to jest Caitlin Walsh, jego przyszła bratowa. Zaczyna ją obserwować i coś mu tu nie pasuje: Caitlin nie wygląda na zakochaną, a brat, zamiast się nią zająć, sięga po kolejny kieliszek alkoholu. Podejrzliwy Dante postanawia sprawdzić, czy Caitlin nie skusiły jedynie pieniądze i arystokratyczne pochodzenie Carbery. Nie spodziewa się, jakie tajemnice odkryje…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7925-3 |
Rozmiar pliku: | 609 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Coś tu nie gra, pomyślał Dante, ściskając szklaneczkę z whisky i spoglądając na hojnie oświetlone, idealnie zadbane trawniki swojej hiszpańskiej posiadłości. Zza jego pleców dochodziły stłumione dźwięki rozmów i śmiechu gości. Wszyscy, od dygnitarzy po przyjaciół rodziny, zebrali się, by powitać starszego o cztery lata brata Dantego, Alejandra, i jego narzeczoną. Mimo że przyjęcie zorganizowano w ostatniej chwili, nie zabrakło na nim gwiazd i celebrytów. Nikt nie odrzucał zaproszenia od Cabrerów, zwłaszcza jeśli przyjęcie odbywało się w imponującej posiadłości Dantego.
Kelnerzy uwijali się z tacami pełnymi kieliszków z szampanem, krążąc pomiędzy domem, tarasem a ogrodem, w którym oświetlony basen i ogromna lodowa rzeźba zakochanej pary stanowiły specjalną atrakcję, zdaniem matki Dantego nieodzowną na tego typu wydarzeniu. Nie próbował nawet się z nią spierać co do potrzeby zatrudnienia wyjątkowo kosztownego tria skrzypków, którzy grali dyskretnie i taktownie, by nie przeszkadzać w rozmowie paniom ubranym w suknie od najlepszych projektantów i panom w szytych na miarę smokingach.
Rodzice Dantego nie mogli się doczekać spotkania z kobietą, której wyglądali od co najmniej pięciu lat. Alejandro jakiś czas temu skończył trzydzieści lat i, zgodnie z tradycją, jako najstarszy syn powinien ożenić się jako pierwszy i zapewnić rodowi przynajmniej jednego spadkobiercę. Ogromna fortuna rodziny musiała pozostać w rękach Cabrerów, a Roberto i Isabella Cabrerowie już od jakiegoś czasu przebąkiwali o wnukach. Jeśli obaj synowie upierali się, by wieść beztroskie kawalerskie życie zamiast się ustatkować, przyszłość rodziny stała pod znakiem zapytania. Na to rodzice nie mogli się zgodzić.
Dantemu zależało równie mocno, jak rodzicom, by Alejandro ożenił się i postarał się o dzieci, bo jeśli starszy brat zawiedzie, obowiązek spadnie na niego, a na to nie był gotowy. Dlatego, gdy trzy tygodnie temu Alejandro zadzwonił, by podzielić się szczęśliwą wiadomością o swoich zaręczynach, rodzina otworzyła szampana i zabrała się ochoczo do organizowania wystawnego przyjęcia.
Wszystko szło świetnie – brakowało tylko jednego niewielkiego szczegółu – narzeczonej. Gdzie ona się podziewała? Czy zakochana para nie powinna przyjechać razem, trzymając się za ręce i spoglądając sobie czule w oczy? Narzeczona Alejandra pojawiła się jak królik wyciągnięty z kapelusza magika, czyli – delikatnie mówiąc – niespodziewanie.
Dante zerknął na zegarek i dopił jednym haustem resztę whisky. Do obiadu i wygłoszenia przemów pozostały zaledwie dwie godziny. Zaczął się poważnie zastanawiać, czy tajemnicza narzeczona w ogóle zaszczyci ich swoją obecnością. Starszy z braci nie wydawał się specjalnie przejęty skandalicznym spóźnieniem swej wybranki. Może zawsze kazała na siebie czekać, by jej pojawienie się, wyczekiwane z utęsknieniem, robiło na zebranych odpowiednie wrażenie? Dante miał okazję osobiście poznać niejedną taką gwiazdę… Już miał wrócić do salonu, gdzie kłębili się goście, gdy coś zwróciło jego uwagę.
W mroku, w prywatnej, wysadzanej drzewami alejce prowadzącej na podwórze przed domem dostrzegł ruch. Zamarł i zmrużył oczy – nie mylił się. Odstawił pośpiesznie kieliszek na murek i ruszył kamiennymi schodami w kierunku podjazdu pod domem.
Caitlin ledwie cokolwiek widziała. W oddali, na tyłach domu rozpościerał się ogromny trawnik zastawiony stołami i oświetlony ekstrawagancko, tak że prawdopodobnie widać go było nawet z kosmosu. Jednak aleja prowadząca do drzwi frontowych zatopiona była w mroku. Za chwilę ta koszmarna podróż zakończy się adekwatnie jakimś spektakularnym upadkiem i złamaną nogą, pomyślała.
Nic nie układało się tak, jak powinno, poczynając od szlochającej w słuchawkę telefonu matkę, która zadzwoniła, gdy Caitlyn miała wyruszyć na lotnisko, a skończywszy na przebitej oponie w taksówce wiozącej ją na przyjęcie. Postanowiła przejść resztę drogi na piechotę, zakraść się do domu i przebrać się po kryjomu, zamiast robić zamieszanie.
Może nie wszyscy jeszcze zauważyli, że narzeczona spóźniła się trzy godziny na swe własne zaręczyny? Zadrżała na samą myśl, że goście mogliby zobaczyć ją w tym stanie. Alejandro ostrzegł ją mimochodem, w swoim stylu, że przyjęcie będzie „niezłą fetą”, co oznaczało zapewne tysiące gości wystrojonych jak na bal. Oczywiście nie odbierał telefonu, co komplikowało i tak nieznośną sytuację. Jak miała dostać się do domu niepostrzeżenie, jeśli nie wiedziała, którędy ma iść i dokąd. Mieli się zachowywać jak zakochani! W normalnych okolicznościach powinien spoglądać co pięć minut na telefon i zamartwiać się o swą ukochaną!
Mimo woli Caitlin uśmiechnęła się do siebie. Cały Alejandro, zapewne rzucił gdzieś telefon i ruszył w wir zabawy, zapominając zupełnie o narzeczonej. Nie pierwszy raz poczuła ukłucie wyrzutów sumienia na myśl o historii, którą wymyślili. Uknuty w Londynie plan wydawał się idealny, rozwiązywał za jednym zamachem tyle problemów, ale teraz Caitlin dopadły wątpliwości.
Zatrzymała się, by złapać oddech. Spojrzała na wielką, rzęsiście oświetloną posiadłość górującą nad okolicą. Podjazd i podwórko wielkości boiska zastawione były luksusowymi limuzynami, których doglądali dwaj parkingowi w liberii. Do Caitlin dotarło, że nadszedł czas próby. Nie siedzieli już w Londynie, użalając się nad sobą przy butelce wina. Czy naprawdę zdoła się wcielić w rolę narzeczonej Alejandra? Jeszcze kilka dni temu, w teorii, nie wydawało jej się to trudne… Jednak teraz…
Odwróciła się, jakby mogła jeszcze uciec… Już miała ponownie wybrać numer Alejandra, gdy z cienia wyszedł mężczyzna, tuż przed nią. Zareagowała automatycznie, tak jak kazali jej rodzice, gdy wyjeżdżała z Irlandii do pełnego zepsucia, niebezpiecznego Londynu. Lekcje samoobrony nie poszły na marne – Caitlin wydała z siebie mrożący krew w żyłach okrzyk i zamachnęła się z całej siły torbą, trafiając mężczyznę w ramię. Celowała w głowę, ale intruz okazał się za wysoki. Ona, niestety, nie należała do zbyt rosłych, w dodatku brakowało jej siły, miała raczej kobiecą sylwetkę, więc jej ciosy na zbudowanym niczym dąb napastniku nie mogły zrobić żadnego wrażenia.
Pozostawało jej jedno – uciekać. Nie zrobiła nawet kilku kroków. Silne dłonie chwyciły ją niczym imadło. Zdesperowana, odwróciła się i zaczęła kopać i wymachiwać pięściami.
– Co, do diabła…?! – Dante trzymał ją na odległość wyciągniętych ramion.
– Zostaw mnie!
– Przestań mnie kopać!
– To mnie nie atakuj! Nie masz pojęcia, z kim zadzierasz. Jestem mistrzynią… sztuk walki!
Dante wypuścił ją z rąk, chwilowo oniemiały ze zdumienia. W ciemności nie widział dokładnie, ale jeśli ta niewielka, ziejąca ogniem istota była mistrzynią sztuk walki, on był solistą baletu narodowego.
– Nie wiem, kim jesteś – warknęła Caitlin, na wszelki wypadek odsuwając się – ale jeśli mnie nie zostawisz, wezwę policję, jak tylko dotrę do… – wskazała ruchem głowy dom, który w tej chwili wydawał się wyjątkowo daleko – do tego domu – dodała, by uniknąć nieporozumień.
– Idziesz tam? Dlaczego?
– Nie twoja sprawa. – Odwróciła się na pięcie i zaczęła maszerować w kierunku domu.
Jeśli mężczyzna kryjący się w krzakach chciał ją okraść, na pewno już zorientował się, że źle wybrał ofiarę. Wystarczyło jedno spojrzenie na jej długą kwiecistą spódnicę, praktyczne buty, koszulę i kardigan, by się przekonać, że nie miała na sobie żadnych diamentów. Gdy się zorientowała, że napastnik podąża krok w krok za nią, ścisnęła mocniej torbę i przyśpieszyła. Nie oglądała się, tylko pruła naprzód, a on bez wysiłku dotrzymywał jej kroku.
– Może i moja – zauważył lakonicznie.
Tak jak się spodziewał, uciekinierka zatrzymała się.
– Słucham?
– Zaręczyny, Alejandro, coś ci to mówi? – Skrzyżował ramiona na piersi i czekał spokojnie na reakcję.
Caitlin odwróciła się w jego stronę i podniosła głowę. Wyszli już z cienia, więc postanowiła przyjrzeć się napastnikowi. Kiedy jej mózg w końcu zarejestrował szczegóły, zamarła. Czarne spodnie, biała koszula, zdecydowanie zbyt eleganckie jak na złodzieja. Gdy zauważyła, jak materiał opina się na idealnie wyrzeźbionej, rosłej sylwetce, zaschło jej w ustach. Sama się zdziwiła kierunkiem, w jakim podążyły jej myśli… A jego twarz?! Mrocznie piękna, idealna! Ten facet ocieka seksapilem, przemknęło jej przez myśl. Wyglądał znajomo, ale przecież zapamiętałaby go, gdyby spotkali się wcześniej. Takiego mężczyzny się nie zapominało.
– Też jesteś tutaj na przyjęciu zaręczynowym – stwierdziła, gdy tylko odzyskała głos. Zirytowana swoim zachowaniem dorzuciła ze złością: – Dlaczego w takim razie czaisz się w mroku i napadasz na nieznajome kobiety?
Nie czekając na odpowiedź, ruszyła ponownie w stronę domu. Nie mogła sobie pozwolić na zmarnowanie choćby minuty cennego czasu na pogawędki, nawet jeśli rozmówca przyprawiał ją o dreszcze…
Nieznajomy ponownie ruszył za nią, a ona czuła na sobie jego spojrzenie, ciepło jego ciała, słyszała każdy jego oddech. Kiedy w końcu dotarli przed dom, wybrała po raz setny numer telefonu Alejandra. Zaczynała panikować. Wiedziała, że Alejandro pochodzi z bogatej rodziny, ale gdy nagle znalazła się w jego świecie, straciła grunt pod nogami. Dom wyglądał jak zamek, zaparkowane wokół niego samochody błyszczały jak wysadzane diamentami karoce. Caitlin zrobiło się niedobrze ze zdenerwowania. Oczywiście Alejandro nie odebrał.
– Jakiś problem?
– Dlaczego jeszcze tu jesteś? – zapytała, nie kryjąc zdenerwowania.
– Pomyślałem, że osobiście odprowadzę cię do domu.
– Podejrzewasz, że próbuję wejść na przyjęcie bez zaproszenia?
Dante leniwie, ale dokładnie zmierzył ją wzrokiem od stóp, przez całe ciało, aż do zarumienionej twarzy. Cały czas nastawiona była na atak, w dodatku ubrała się jak na wycieczkę, a nie wystawny bal.
– Nie wyglądasz, jakbyś się wybierała na przyjęcie – zauważył.
Caitlin poczerwieniała jeszcze bardziej. Rodzice zawsze zapewniali ją, że była piękna, ciałem i duchem, ale ona nigdy im nie uwierzyła. Prawie udało jej się pożegnać z marzeniem, że kiedyś jeszcze stanie się wysoką, smukłą brunetką, bez krągłości, piegów i nieujarzmionych, rudych włosów. Prawie… Stał jednak przed nią niemożliwie przystojny mężczyzna i przyglądał jej się z lekceważącym uśmieszkiem, więc jej z trudem wypracowana samoakceptacja zaczęła chwiać się w posadach.
– Mam w torbie ubranie na zmianę – oświadczyła lodowatym tonem. – I mam prawo wejść na to przyjęcie, bo jestem… narzeczoną Alejandra. – Jej głos zadrżał. Kłamstwa nigdy nie przychodziły jej łatwo.
Dante milczał. Oniemiał ze zdumienia.
– Spóźniłam się trochę, więc…
– Narzeczona Alejandra? – Dante odzyskał głos. Rzadko coś go zaskakiwało, ale tym razem był w szoku.
– Nie rozumiem, dlaczego tak się dziwisz – oznajmiła, urażona, choć doskonale rozumiała wątpliwości przystojniaka.
Wyglądała jak przybysz z innego świata i faktycznie nim była. Nie mogli z Alejandrem bardziej się różnić. On pochodził z arystokratycznej hiszpańskiej rodziny, przez co nie potrafił się przejąć tak przyziemnymi sprawami, jak na przykład pieniądze. Na szczęście jego pogoda ducha, troskliwość i dobroć sprawiały, że łatwo było zapomnieć o jego majątku i pochodzeniu. W przeciwieństwie do innych bogaczy, nigdy się nie wywyższał. Między innymi dlatego tak łatwo było go lubić. Różnili się nawet fizycznie – on śniady, czarnooki, ona o bladej cerze pokrytej piegami i zielonych oczach. Łączył ich jedynie niski wzrost i korpulentna budowa ciała, dzięki czemu Caitlin zawsze czuła się swobodnie w jego towarzystwie.
– Miss Walsh?
– Caitlin. Słuchaj, nie mogę teraz uciąć sobie pogawędki, muszę… – Zerknęła na onieśmielającą fasadę domu, próbując dostrzec jakieś dyskretne boczne wejście.
Czy uda jej się znaleźć toaletę i przebrać, zanim ktoś ją zatrzyma i wezwie policję, by rozprawiła się z intruzem w kardiganie? Dopiero teraz dotarło do niej w pełni, jak nieprzemyślany i niedopracowany był ich plan. Nie mogła się już doczekać powrotu do Londynu, dokąd mieli się udać z Alejandrem zaraz po przyjęciu.
– Tak? Musisz… – Dante spojrzał na nią pytająco.
Spojrzała na niego i zadrżała. Dziwne, że tak na nią działał, nie przepadała za samcami alfa, odrobiła już tę lekcję dawno temu. A przystojniacy zazwyczaj byli zakochani głównie w sobie. Zresztą, była zaręczona, przypomniała sobie w końcu. Albo przynajmniej tak powinna się zachowywać.
– Jak raczyłeś zauważyć, nie wyglądam, jakbym wybierała się na przyjęcie, w dodatku nie mogę się dodzwonić do Alejandra. Zawsze gdzieś zapodziewa swój telefon.
– Dziwne, że nie przeszukuje każdego zakamarka ziemi w poszukiwaniu zaginionej narzeczonej – mruknął pod nosem Dante.
– O co ci chodzi?
– A nie powinien cię szukać? Skąd wie, że nie przytrafiło ci się coś złego?
– Rozumiem chyba, o czym mówisz – zaczęła się jąkać. – Cóż, nie siedzimy sobie nawzajem na głowie, dajemy sobie sporo przestrzeni.
– Nowoczesne podejście do poważnego związku.
– Muszę się przebrać za księżniczkę – mruknęła zniecierpliwiona. Jednak coś w tonie jego głosu zastanowiło ją.
– Nie przedstawiłeś się – zauważyła z przyganą. Nie miała jednak czasu na zawieranie teraz znajomości, nawet tak… stymulujących.
– Znasz rozkład domu? – zapytał, zmieniając szybko temat.
Spojrzała mu badawczo w oczy i na moment Dante zapomniał o całym świecie. Utonął w zieleni jej oczu i musiał bardzo się postarać, by uruchomić swój mózg i przejść do działania.
Przeprowadził narzeczoną brata przez parking bez zwrócenia uwagi parkingowych. Nie wierzył, że jego brat ze wszystkich kobiet na świecie wybrał właśnie tę. Z drugiej strony, nie znał gustu brata. Alejandro nigdy nie przedstawił mu żadnej dziewczyny. Mieszkali w dwóch różnych krajach, mieli napięte grafiki, spotykali się przelotnie i rzadko. Dante zawsze zakładał, że jego bratu podobają się takie same kobiety, jak jemu – wyrafinowane, obracające się w ich kręgach, piękne i ambitne. Może czasami nudne, ale przynajmniej na tyle majętne, by nie interesować się wyłącznie jego pieniędzmi. Najgorsze bowiem były kobiety polujące na bogatego męża.
Kiedyś Dante stracił głowę, i serce, jeszcze jako niedoświadczony dziewiętnastolatek, dla kobiety starszej o dziesięć lat, która tak go omotała, że oddałby jej wszystko. Dał się nabrać na historię o agresywnym byłym mężu i samotnym macierzyństwie. Opierała się, gdy zaproponował jej pomoc w rozpoczęciu nowego życia, co oczywiście sprawiło, że chciał jej ofiarować jeszcze więcej. W dodatku jej oszałamiająca uroda odebrała mu zupełnie zdolność trzeźwego myślenia.
Gdy myślał o tym, co by się stało, gdyby nie przyłapał jej w łóżku z ojcem jej dziecka, rzeczonym agresorem, ogarniał go potworny wstyd. Jak mógł być tak głupi? Ze swego błędu wyciągnął lekcję i nigdy już nie próbował wdawać się w romanse z kobietami, o których nie wiedział wszystkiego – od pochodzenia i koneksji rodzinnych, po stan konta. Tylko kobiety z jego kręgów społecznych gwarantowały względne bezpieczeństwo, nawet jeśli w zamian musiał czasami znosić ich… nieskomplikowane osobowości.
Caitlin Walsh na pewno nie należała do tej grupy. Czy jego brat potrafił ustrzec się niebezpieczeństw związanych z wychyleniem się poza znane mu dobrze kręgi? Złamane serce to jeszcze nie problem. Sprawiało, że mężczyzna stawał się mądrzejszy. Ale jego brat miał się zaręczyć, więc w razie problemów na szali znajdowało się więcej niż tylko jego serce. Dante czuł się w obowiązku chronić rodzinną fortunę. Dlatego, skoro już jego brat zakochał się w tej Walsh, należało ją dyskretnie prześwietlić, by się upewnić, że Alejandro nie popełnia ogromnego błędu. Czyż nie na tym polegała miłość braterska?
– Nigdy wcześniej tu nie byłam – odpowiedziała z irytacją. – Miałam nadzieję, że Alejandro…
– To jego zaręczyny, zapewne zabawia gości. Masz jednak szczęście. Tak się składa, że znam ten dom dość dobrze, właściwie, można by powiedzieć, że jak własną kieszeń.
Caitlin spojrzała na niego z nieskrywaną ulgą.
– Byłbyś tak uprzejmy…? Muszę się przebrać, wolałabym nie… – Machnęła ręką, wskazując na swoje ubranie. – Miałam przyjechać wcześniej, ale wszystko się posypało. Jeśli znasz dom, byłabym wdzięczna, gdybyś mógł…
– Pomóc ci wejść niepostrzeżenie, byś mogła się przeobrazić w księżniczkę? – Dante spojrzał na nią ze swojej wysokości metra dziewięćdziesięciu centymetrów. Torba, którą ściskała w dłoni, wydawała się nieco za mała, by pomieścić suknię i dodatki. – Dlaczego miałbym to zrobić, skoro oskarżyłaś mnie o napaść?
– Zaskoczyłeś mnie. Zareagowałam tak, jak powinnam – odparła z godnością.
– Mogłaś mnie uszkodzić – wtrącił się gładko Dante. – Zwłaszcza, że jesteś mistrzynią sztuk walki.
Na jego przytyk odpowiedziała milczeniem. Widział wyraźnie, że miała ochotę się odgryźć, ale opanowała się. Nagle nudne przyjęcie wydało się Dantemu o wiele ciekawsze. Odmiana, dla kogoś znudzonego przewidywalnymi pochlebcami, stanowiła wyczekiwaną rozrywkę.
– Na szczęście – dodał wspaniałomyślnie – nie chowam urazy i z przyjemnością przemycę cię do domu i znajdę dla ciebie kryjówkę, byś mogła się odświeżyć.
– Nie wiem, jak ci dziękować. – Ton jej głosu nie wskazywał na bezgraniczną wdzięczność.
Dante nie odpowiedział, ale przeszył go niespodziewany, dziwny prąd, elektryzujący lędźwie i podgrzewający krew w żyłach. Odwrócił się pośpiesznie i ruszył w stronę bocznych drzwi.
– Musisz się pośpieszyć. – Zwolnił, by mogła go dogonić. – Przyjęcie już się rozkręciło. Im później się pojawisz, tym większe wywołasz poruszenie. – Spojrzał na jej rozczochrane, ogniste włosy wymykające się z gumki, krągłe piersi unoszące się przy każdym krótkim oddechu… Rozzłościł się na siebie – dlaczego nie potrafił się kontrolować?! Powinien mieć się na baczności. Jeśli miała niecne zamiary, on na pewno się o tym dowie, zanim dojdzie do strat finansowych. Nie mógł sobie pozwolić na zakazane myśli na jej temat. Jeśli chodziło jej o pieniądze, już wkrótce zniknie z życia obu braci, na zawsze. Zaprowadził ją do jednego z pokoi gościnnych.
– Rozgość się – mruknął. – Poczekam na zewnątrz. Zaprowadzę cię potem do centrum wydarzeń, żebyś się nie zgubiła.
Oszołomiona wystrojem pokoju, Caitlin dopiero po chwili zdołała zebrać myśli.
– Na pewno sobie poradzę. – Zerknęła niepewnie na swoją torbę.
– Poczekam.
– Dlaczego?
Dante poczuł ukłucie poczucia winy. Musiał się szybko zorientować, czy jego podejrzenia były uzasadnione. Chyba się domyśliła, że jego intencje dalekie były od szlachetnych. Wyglądała na zagubioną, nawet wystraszoną.
– Powiedzmy, że tego wymagają dobre maniery.
– W porządku. – Zawahała się, a potem uśmiechnęła się niepewnie. – Przyda mi się odrobina wsparcia. Nie przywykłam do tego typu… wydarzeń. Kiedy Alejandro i ja… – Zaczerwieniła się.
– Tak?
– Nie miałam pojęcia, że przyjęcie zaręczynowe będzie zorganizowane z takim rozmachem.
– Alejandro pochodzi ze szlacheckiej rodziny – mruknął Dante, przyglądając jej się bacznie. – Gdyby nie pośpiech, rozmach byłby jeszcze większy. Ale w obecnej sytuacji dwustu gości musi wystarczyć.
– Chyba wzięłam nieodpowiednie ubranie. – Caitlin westchnęła ciężko.
Dante pomyślał o kobietach zaproszonych na przyjęcie, wystrojonych po zęby, obwieszonych diamentami, popijających szampana. Nie powinien się dać nabrać na wystraszoną minkę panny Walsh. Wyrachowane manipulantki przeważnie świetnie udawały. Wiedział o tym lepiej niż ktokolwiek inny.
– Na pewno nie będzie tak źle – pocieszył ją niezdarnie.
– Nie widziałeś, co przywiozłam. – Caitlin wzniosła oczy do nieba. – Gdy zobaczysz, na pewno zmienisz zdanie. Nie spodziewałam się…
– Czego?
– Takiego przepychu – wyznała szczerze.
– Nie wiedziałaś, że twój narzeczony pochodzi z majętnego rodu?
– Oczywiście, że wiedziałam, ale… Nieważne, nic już na to nie poradzę. Jeśli nie da się czegoś zmienić, trzeba to zaakceptować. Najwyższy czas się przebrać, czy mógłbyś…? Pośpieszę się.
Dante nastawił się na co najmniej czterdzieści minut czekania. Nie znał nikogo podobnego do ognistej Caitlin, więc nie potrafił sobie nawet wyobrazić, jak będzie wyglądała po przemianie. Z irytacją zauważył, że jego wyobraźnia wymyka się spod kontroli. Oparł się o ścianę, wyjął telefon i próbował skupić się na przeglądaniu mejli. Szykował się na dłuższy postój, gdy drzwi otworzyły się niespodziewanie i wybiegła z nich zaaferowana Caitlin.
– Szybko to załatwiłaś – przyznał cierpko, starając się ukryć… zdumienie.
Wyglądała zachwycająco. W opływającej miękko jej krągłe ciało szmaragdowej sukni przypominała… boginię. Była oszałamiająco kobieca. Na jej widok ciało Dantego zareagowało skrajnie nieodpowiedzialnym i prawie bolesnym podnieceniem.
– Zapomniałam o diamentach – zażartowała nerwowo, bawiąc się złotym łańcuszkiem podarowanym jej przez rodziców na szesnaste urodziny.
– Nie sądzę, by ktokolwiek zauważył ich brak – mruknął.
Cieniutki złoty łańcuszek, którym się bawiła, przyciągał wzrok do jej kuszącego dekoltu. Dante zacisnął mocno zęby i szybko odwrócił wzrok.
– Miły jesteś. – Szła obok niego, starając się nie przewrócić na idiotycznie wysokich obcasach.
– Miły? Nie sądzę. Jak poznałaś Alejandra? – Dante zdał sobie sprawę, że nie zadał nieznajomej podstawowych pytań.
Caitlin nie odpowiedziała od razu, zajęta była podziwianiem marmurowych korytarzy i zdobiących je dzieł sztuki wielkimi z zachwytu oczyma.
– Znamy się od dawna – odpowiedziała w końcu wymijająco.
– Nigdy nie wspomniał, że ma dziewczynę
– Bo byliśmy… przyjaciółmi. – Szmaragdowe oczy napotkały przenikliwe, mroczne spojrzenie. – Nadal się nie przestawiłeś. Zakładam, że dobrze znasz Alejandra i jego brata, skoro tak świetnie orientujesz się w topografii domu. Niesamowite miejsce, prawda?
– Przyznaję, że w ogóle niewiele mówił o swoich znajomych z Londynu. – Dante zignorował jej pytanie.
Dźwięki muzyki i rozmów gości stawały się coraz donośniejsze. Gdy weszli do ogromnego holu strzeżonego przed dwóch ochroniarzy, Caitlin zaniemówiła. Obrazy zdobiące ściany w tej części domu były bardziej tradycyjne niż abstrakcje i dzieła impresjonistów zdobiące korytarz. Caitlin zatrzymała się przy jednym z obrazów i na moment zapomniała o całym świecie. Po doborze subtelnych, wyrafinowanych kolorów rozpoznała niezbyt słynnego, ale szalenie cenionego przez koneserów artystę.
– Piękny obraz – westchnęła z podziwem.
– Znasz się na sztuce? – zdziwił się Dante.
– Dlaczego miałabym się nie znać? – Caitlin uniosła dumnie głowę. – Jestem fotografem, ale studiowałam na Akademii Sztuk Pięknych. Prawdopodobnie wiem o sztuce więcej niż brat Alejandra, choć to on jest właścicielem tych wszystkich obrazów. Założę się, że o tym artyście nie ma bladego pojęcia.
– Dlaczego tak uważasz? – zapytał, nie okazując cienia emocji.
– Jest biznesmenem – odpowiedziała, wzruszając ramionami. – Zakładam, że najbardziej zależy mu na zarabianiu pieniędzy. Pewnie zatrudnił kogoś, żeby zakupił dla niego hurtem za zawrotną sumę dzieła sztuki jako inwestycję.
– Wydajesz się pewna swej oceny. Czyżby Alejandro tak opisał swojego brata? – zainteresował się Dante.
– Oczywiście, że nie! – Caitlin poczuła się nieswojo. – Nigdy nikogo nie ocenia i nie krytykuje. Ja zresztą też nie. Mówię tylko, jakie odniosłam wrażenie…
– Zakochana w Alejandrze bez pamięci, zapewne nie jesteś zbyt obiektywna…
– Nie, to znaczy tak, oczywiście, że jestem zakochana, ale nie bezkrytyczna. Nieważne, nie wiem nawet, dlaczego ci się tłumaczę. Nadal się nie przedstawiłeś!
– Nie? – Skłonił się z przesadną galanterią, a potem przyszpilił ją swymi niesamowitymi oczyma. – Cóż za niedopatrzenie. Jestem Dante, brat Alejandra.