Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Run on Red - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
4 kwietnia 2025
1600 pkt
punktów Virtualo

Run on Red - ebook

Wiejska droga.

Brak zasięgu.

Przerażająca gra w kotka i myszkę.

Zanim Laura i Olivia zauważyły reflektory śledzącego je pojazdu, było już za późno. To, co na początku wydawało się niegroźnym spotkaniem na drodze, szybko przerodziło się w przyprawiający o dreszcze pościg i walkę o życie.

Kim są mężczyźni w pick-upie? Czego chcą?

Gdy samochód Laury i Olivii zostaje zepchnięty z drogi, dziewczyny nie mają wyboru – muszą uciekać pieszo przez dzikie wzgórza. Nie mają zasięgu ani nadziei na pomoc, ścigają je nieznani prześladowcy. Z czasem Olivia i Laura zdają sobie sprawę, że ich koszmar dopiero się zaczął.

Jeżeli chcą wrócić do domu żywe, będą musiały walczyć.

 

Noelle mieszka w Idaho z mężem, dwoma synami i dwoma kotami. Jest bestsellerową autorką pięciu powieści. Kiedy nie wymyśla fabuły kolejnego thrillera, ze strachem ogląda seriale true crime lub jeździ po bezdrożach (nie ruszając się z domu bez gazu pieprzowego).


Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-547-6
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

– To ten sam samochód – mruknęłam z niedowierzaniem.

– Co? Skąd wiesz? – spytała nieprzytomnie Laura, omijając kolejny wybój.

Obejrzałam się i mrużąc oczy, spojrzałam na oślepiające nas światła.

– Ma te same tablice rejestracyjne: 2C GR275. Wcześniej wysłałam je Tish.

Laura rzuciła mi spojrzenie.

– Liv, wszystko jest w porządku. Nawet jeśli to ten sam samochód, to nic. Skoro tam zjechali, to znaczy, że też jadą na ognisko. Może to jakaś parka, która zatrzymała się na szybki numerek. – Uśmiechnęła się, po czym opuściła szybę po swojej stronie i dała znać kierowcy pick-upa, żeby nas wyprzedził.

Patrzyłam zdumiona, jak ze spokojem macha przez okno.

Kiedy odbite w lusterku wstecznym reflektory nie zniknęły, Laura zwolniła i jeszcze gwałtowniej machnęła ręką. Jej blada skóra zdawała się lśnić w snopie światła.

– No już, kretynie, wyprzedzaj – rzuciła śpiewnym głosem.

W milczeniu otworzyłam saszetkę i drżącymi dłońmi wyjęłam telefon. Brak zasięgu – dokładnie tak, jak się tego spodziewałam. Do tego miałam tylko pięć procent baterii. Wyrzucając sobie w duchu, że wcześniej nie wyłączyłam roamingu, pospiesznie weszłam w ustawienia i chwilę później zamknęłam klapkę telefonu.

– Kutas – mruknęła Laura i się skrzywiła. W ciemnościach jej purpurowa szminka zdawała się czarna. – Czemu przynajmniej nie wyłączy długich? Oślepiają mnie. Będę musiała gdzieś zjechać. Tutaj jest za wąsko.

Wcisnęła pedał gazu i volvo powoli zaczęło nabierać prędkości.

Pick-up za nami również przyspieszył.

– Mógłby tak nie podjeżdżać – warknęła Laura i przygarbiła się, żeby odbite od lusterka światła reflektorów nie świeciły jej prosto w oczy. – Dobra wiadomość jest taka, że jak walnie nam w tyłek, samochód Tish nie pójdzie do naprawy. Już od dawna nadaje się do kasacji.

Jadący za nami pick-up zaczął gwałtownie mrugać światłami, jakby nadawał wiadomość alfabetem Morse’a.

– Wyluzuj, gościu! – krzyknęła Laura i wdepnęła hamulec przed kolejnym zakrętem, za którym czekał nas prosty odcinek stromej drogi. Volvo szybko wytraciło prędkość i z mozołem zaczęło piąć się pod górę.

– Gdzieś tu powinien być… – zaczęłam, lecz w tej samej chwili pick-up lekko odbił w lewo, przyspieszył i zrównał się z nami na wąskiej drodze. Był tak blisko, że gdyby Laura wystawiła rękę, mogłaby dotknąć bocznego lusterka od strony pasażera.

– Kto to? – spytała, nie odrywając wzroku od drogi i kolejnego zakrętu. – Będzie kiepsko, jeśli pozostaną na tym pasie, a ktoś wyjedzie zza zakrętu – dodała beztrosko, jakby tego właśnie chciała.

Nie odpowiedziałam od razu, bo próbowałam wypatrzyć coś w ciemności za opuszczoną szybą od strony kierowcy. W głębi duszy miałam nadzieję, że zobaczę czyjąś znajomą twarz. Albo przynajmniej białe zęby stłoczonych w środku kolesi z bractwa, zaśmiewających się do rozpuku. Ale przez krótką chwilę, gdy oba samochody jechały obok siebie, dostrzegłam jedynie sylwetki dwóch mężczyzn uparcie patrzących przed siebie. Obaj mieli na sobie ciemne bluzy z kapturami naciągniętymi na głowy, tak że widziałam tylko fragment profilu. Żaden nie odwrócił się, żeby na nas spojrzeć.

Poczułam się, jak gdyby zanurzono mnie w lodowatej wodzie, chociaż telefon, który ściskałam w dłoniach, był mokry od potu. Jest źle, podpowiadało mi przeczucie. Serio? – droczył się z nim mózg.

– Kto to? – powtórzyła Laura, podczas gdy oba pojazdy jechały w żółwim tempie obok siebie. Strużka adrenaliny rozpuściła lód w moich żyłach. – Znamy ich albo coś? Może rozpoznali volvo? Trudno nie zwrócić na nie uwagi.

– Nie znamy – wyszeptałam i zacisnęłam palce na pasie bezpieczeństwa. Obaj mężczyźni nadal patrzyli przed siebie. Żaden z nich nawet nie zerknął w naszą stronę. – Mam… zadzwonić na policję? – spytałam drżącym głosem z nadzieją, że Laura odpowie, że nie i że musi być jakiś nieszkodliwy powód, dlaczego ci dwaj bawią się z nami. Ja tymczasem przypominałam sobie slogany, które wyczytałam na swoich ulubionych blogach: „Bądź czujna, pozostań przy życiu”, „Walić uprzejmość”, „Uważaj na siebie, miej oczy i uszy otwarte”. W głębi duszy wiedziałam, że zadzwonię na 911, tylko jeśli będą mnie mordować.

Mój palec zawisł nad przyciskiem numeru alarmowego, oczy zaś zerkały to na ekran, to na reflektory. Nadal nie miałam zasięgu.

– Ja… nie wiem. Jak oni wyglądają? – dopytywała Laura. W jej głosie pierwszy raz pojawiła się nuta paniki.

Pick-up jeszcze przez chwilę jechał równo z nami. W końcu przyspieszył gwałtownie, wyprzedził nas, zjechał na nasz pas i zniknął za zakrętem. Powietrze wypełnił ryk silnika, chmura pyłu i woń palonej gumy.

Pokręciłam głową, próbując pojąć, co właściwie widziałam.

– Ja… niewiele mogłam zobaczyć, ale myślę, że powinnyśmy zawrócić. W środku było dwóch gości. Żaden z nich na mnie nie patrzył i obaj mieli bluzy z kapturami naciągniętymi na…

Laura gwałtownie zaczerpnęła powietrza, gdy wyjechałyśmy z zakrętu.

Kilka metrów dalej w ciemności płonęły czerwone światła stopu.Laura krzyknęła i nacisnęła hamulec. Kątem oka widziałam, jak jej długie jasne włosy poleciały do przodu jakby szarpnięte czyjąś niewidzialną ręką, sama zaś zacisnęłam powieki, szykując się na uderzenie.

Gdy zatrzymałyśmy się, jeszcze przez chwilę nie otwierałam oczu, skupiona na dudnieniu krwi w uszach i płytkim, szybkim oddechu siedzącej obok Laury. Nie słyszałam trzasku tłuczonego szkła ani zgrzytania giętego metalu.

Zdążyłyśmy się zatrzymać.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że przedni zderzak volvo znajduje się tak blisko tylnego zderzaka pick-upa, że nie przecisnęłabym się między nimi. Poświata jego tylnych lamp zmieszana z poświatą naszych reflektorów otaczała przód volvo upiorną aureolą.

W skąpym świetle dostrzegłam, że Laura nadal kurczowo zaciska palce na kierownicy.

– Skurwiele – wycedziła przez zaciśnięte zęby, lecz głos jej drżał.

Kiedy sięgnęła do klamki, chwyciłam ją za rękaw.

– Nie, nie wysiadaj. Nie wiem, czego oni chcą, ale mam złe przeczucie. Naprawdę złe. Zostań w samochodzie.

Przez moment wyglądała, jakby zamierzała się ze mną wykłócać. Otworzyła usta i zaraz je zamknęła.

Pick-up ani drgnął. Zupełnie jakby jego pasażerowie czekali, co zrobimy.

– Po prostu zawróćmy i wracajmy do domu, dobrze? – prosiłam. – Pieprzyć ognisko. Boję się.

– Oddychaj, Liv – szepnęła ze wzrokiem utkwionym w światłach hamowania. – Jesteśmy prawie na miejscu.

Miała rację. Dom był niemal godzinę drogi stąd, w przeciwnym kierunku. Czy nie byłoby jednak bezpieczniej próbować dotrzeć na ognisko? Lodowata pięść ścisnęła mnie za żołądek, sprawiając, że moje ciało stało się ciężkie i powolne, choć od adrenaliny krążącej w żyłach nogi rwały się do biegu.

– Proszę, Laur – wykrztusiłam, mimo iż sama nie bardzo wiedziałam, o co właściwie ją proszę. Mój głos rozbrzmiał zbyt szybko, zbyt głośno i wydawał się dziwnie obnażony. Wstrzymałam oddech i zaczęłam nasłuchiwać, czy gdzieś za nami nie słychać jakiegoś, jakiegokolwiek dźwięku.

Nic.

– Może… – Laura urwała i po chwili podjęła na nowo. – Może… – spróbowała, lecz tym razem również nie dokończyła.

W milczeniu patrzyłyśmy na siedzące w samochodzie przed nami dwie zwaliste ciemne sylwetki.

– Walić to – zaklęła pod nosem. – Po prostu zawróćmy.

Ulga, którą poczułam, uleciała na myśl o masywnej bryle volvo. Droga była tak wąska, że musiałybyśmy zawracać co najmniej na trzy, żeby nie ześlizgnąć się z pobocza.

– Dobra, wycofaj najdalej, jak się da, i powoli podjedź do przodu – szepnęłam drżącym głosem, wyobrażając sobie stromiznę po drugiej stronie drogi. W takiej głuszy nie było barierek. – Zjeżdżając ze wzgórza, będziemy mogły przyspieszyć, ale…

Urwałam, gdy światła stopu zamrugały i zgasły. Pick-up powoli ruszył, dziwnie przechylony, dopóki nie wyjechał na przeciwległy pas. Laura zerknęła na mnie, lecz ja nie odrywałam wzroku od kierowcy, który nadal był niczym więcej jak tylko czarną sylwetką w świetle naszych reflektorów.

Wynoś się stąd! – krzyczał głos w mojej głowie. Ja jednak patrzyłam jak skamieniała. Pick-up blokował oba pasy ruchu.

– Czy oni próbują zawrócić? – spytała zdumiona Laura.

Nie. To my nie mogłyśmy ich wyminąć – ani dotrzeć na ognisko – nawet gdybyśmy chciały.

– Myślisz, że oni tak na serio? – Głos Laury był dziwnie piskliwy i pełen niedowierzania, kiedy szarpnęła drążek zmiany biegów, żeby wrzucić wsteczny. – Nadal masz swój telefon?

– My… my nie mamy zasięgu – wyjąkałam.

– Może da się dodzwonić na numer alarmowy – powiedziała powoli.

Poczułam kolejny zastrzyk adrenaliny, od którego moje serce zabiło jeszcze mocniej. Laura też się bała, skoro uważała, że powinnyśmy zadzwonić na 911. Nie wiedzieć czemu przeraziło mnie to bardziej niż mężczyźni w pick-upie.

Otworzyłam klapkę telefonu i poirytowana pokręciłam głową.

– Mam tylko pięć procent baterii. Telefon zaraz mi padnie. Daj mi swój – syknęłam i schowałam komórkę z powrotem do nerki. Samochód przed nami się nie poruszył.

Laura zdjęła jedną rękę z kierownicy, nawet na chwilę nie odrywając wzroku od pick-upa, i cofając powoli, wskazała ręką tylne siedzenie.

– Moja torebka z paskiem na nadgarstek leży za tobą. Szybko, weź moją komórkę.

Odwróciłam się i przejechałam ręką po walających się na tylnym siedzeniu rzeczach – papierku po burgerze, parze butów i dużych spodenkach sportowych, które należały pewnie do Tony’ego. W końcu znalazłam skórzaną torebkę Laury. Zacisnęłam palce na zimnym prostokącie telefonu z klapką. Gdy się odwracałam, kątem oka wychwyciłam jakiś ruch.

W stojącym przed nami samochodzie drzwi od strony kierowcy się otworzyły.

– Pospiesz się! Pospiesz! – ponagliłam Laurę, sama zaś otworzyłam klapkę telefonu. Wybrałam trzy cyfry, starając się, by moje drżące palce naciskały właściwe klawisze.

Laura wcisnęła gaz w podłogę. Volvo gwałtownie wyrwało do przodu i zatrzymało się niebezpiecznie blisko krawędzi. Ścisnęłam mocno telefon, mój palec zamarł nad zieloną słuchawką.

Z pick-upa wysiadał mężczyzna. W jego twarzy było coś dziwnego. Jak gdyby nie została uformowana jak należy.

Nagle opuszczona szyba od strony pasażera przestała być niedogodnością i zmieniła się w wyrwę w metalowej zbroi volvo.

– Jedź, Laura! – wrzasnęłam, czując panikę, która niczym żółć podeszła mi do gardła. Oderwałam wzrok od mglistej czerwieni tylnych świateł. I od zbliżającej się ciemnej postaci.

Całą uwagę skupiłam na telefonie, który ściskałam kurczowo w dłoni. Wybierz dziewiątkę, a po niej dwie jedynki.

Część mojego mózgu krzyczała, że teraz właśnie umrzemy, podczas gdy druga część upierała się, że to jakieś nieporozumienie albo kiepski żart, z którego będziemy się później śmiać.

– Wszystko będzie dobrze – syknęła Laura, wrzucając wsteczny.

Wcisnęłam zieloną słuchawkę, podniosłam telefon do ucha i zaczęłam nasłuchiwać sygnału oczekiwania.

Usłyszałam ciche piknięcie i spojrzałam na ekran.

Brak zasięgu.

A więc pomoc nie nadjedzie, bez względu na to, czy jej potrzebowałyśmy, czy nie.

Volvo szarpnęło do tyłu i znieruchomiało.

– Zgasł… ja… – jęknęła Laura z niedowierzaniem. Przekręciła kluczyk i jeszcze raz wdusiła sprzęgło. Nigdy nie prowadziłam samochodu z manualną skrzynią biegów, więc nie wiedziałam, po co to wszystko. Słyszałam tylko, że silnik przestał pracować, a zamiast jego gardłowego warkotu rozlegały się zmierzające ku nam kroki.

Podniosłam głowę. Kierowca pick-upa pokonał już połowę dzielącej nas odległości. Drzwi od strony pasażera również się otworzyły i teraz obaj mężczyźni szli w stronę volvo. Na widok ich przygarbionych sylwetek i tego, jak poruszali ramionami, poczułam, że krew ścina mi się w żyłach. Ci dwaj nie szli, żeby się z nami przywitać. Szli po nas.

Kiedy weszli w snop światła naszych reflektorów, w końcu zobaczyłam ich twarze. Przez chwilę zastanawiałam się, czy to wzrok płata mi figle, czy może adrenalina sprawia, że mam przywidzenia? Bo to, co widziałam, nie wyglądało jak twarze. Raczej jak zniekształcone maski z czarnymi jak sińce kołami wokół oczu. Twarz po lewej była chorobliwie biała, a ta po prawej miała ciemny czerwonawobrązowy kolor. Mięsiste usta wykrzywiały groteskowe uśmiechy.

Potrzebowałam kilku sekund, żeby dotarło do mnie, że to, na co patrzę, to nie ludzka skóra, lecz lateksowe maski. Jednak odkrycie to wcale mnie nie uspokoiło.

– Laura – szepnęłam. Głos miałam schrypnięty, przed oczami pływały mi małe czarne punkciki. Bałam się, że zemdleję. Pomyślałam o każdym odcinku _Dateline_*, który obejrzałam, o każdym blogu kryminalnym, który przeczytałam. Tak wiele z nich zaczynało się właśnie w ten sposób. A wszystkie kończyły się tak, jak można to było przewidzieć.

Poświęcony nam odcinek zacząłby się od tego, że dwie studentki w niepraktycznych strojach – jedna w wiązanej na szyi cekinowej bluzce, a druga w bluzce bez rękawów z lejącego się materiału – jadą na odludzie, żeby upić się i zabawić. Grające nas aktorki kina klasy B zapewne rozmawiałyby o chłopakach i kursach letnich. Gdyby producenci zadbali o szczegóły, może w volvo znalazłoby się nawet miejsce dla starego boomboxa.

Nie wiedzieliby o mężczyznach w maskach. Nikt by nie wiedział, jak bardzo tuż przed śmiercią przeraziły nas te lateksowe twarze.

Bez względu na to, co pokazaliby, a czego nie pokazaliby w telewizji, odcinek zakończyłby się naszą krwią przelaną na poboczu wąskiej drogi. Odtwarzałam ten scenariusz w głowie niczym film, z zadziwiającą wyrazistością przewidując kolejne sceny.

Nie mogłam się ruszyć. Wszystko to działo się naprawdę.

Jakie miałyśmy szanse, gdybyśmy postanowiły uciec pieszo? Czy mogłyśmy ich wyprzedzić? Zgubić?

Nie. Moje błyszczące buty z pasków były równie niepraktyczne jak cekinowy top.

Za kilka sekund Czerwona Maska dotrze do mojego otwartego okna.

– Nie, nie – łkała Laura, raz za razem przekręcając kluczyk. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w mężczyz­nę w białej masce znajdującego się kilka metrów od jej okna. W przeciwieństwie do swojego towarzysza stał bez ruchu i patrzył na nas.

Kroki Czerwonej Maski zachrzęściły głośno na drodze. Widziałam światła reflektorów odbite w jego oczach, głęboko osadzonych w ohydnej masce.

– Ruszże się, do cholery! – wrzasnęła Laura, kolejny raz przekręcając kluczyk i puszczając sprzęgło.

Tym razem volvo posłuchało.

* Program stacji NBC zajmujący się sprawami prawdziwych zbrodni.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij