- W empik go
Ryzyko - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 kwietnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Ryzyko - ebook
„Ryzyko” jest połączeniem powieści kryminalnej z rozbudowanymi wątkami miłosnymi oraz szczyptą humoru. Powieść zmusza do refleksji na temat złożoności relacji damsko-męskich, w tym przyjaźni, miłości i więzi rodzinnych.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65543-61-5 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
,,Prawdziwa przyjaźń to jak światło w ciemnościach… zrozumie ten kto przyjacielem się poczuwa”.
Janusz Niedzielin
Książkę dedykuję swoim największym miłościom Edycie i córce Mai jak i Natalii
Zdawało mi się, że to będzie zwykły jesienny dzień. Dopiero później okazało się, jak bardzo się myliłem. Miałem własny dom w niewielkim nadmorskim mieście. Nie byłem facetem z okładki playboya, ale kobiety nigdy nie mijały mnie obojętnie.
Widziały we mnie to „coś”.
Tego dnia siedziałem wygodnie w fotelu rozmyślając, gdy nagle odezwał się telefon. Spokojnym ruchem ręki podniosłem słuchawkę.
— Słucham — powiedziałem lekko ochrypłym głosem.
— Możemy spotkać się jutro w Grocie u Franka? — usłyszałem w słuchawce — Jest temat. Podaj tylko czas. Ja się dostosuję.
Zastanowiłem się przez moment. Nikt oprócz Franka nie znał tego numeru telefonu. To pewne, że nieznajomy złapał kontakt właśnie przez niego.
— Jutro nie dam rady. Grafik. Rozumiesz? — odpowiedziałem spokojnie — Najwcześniej w środę. Niech będzie 22:00, stolik numer trzy.
— W środę? — czułem w głosie rozmówcy zdenerwowanie.
— Spotkajmy się szybciej.
Nietrudno było się zorientować, że dla niego ta sprawa jest do załatwienia na wczoraj.
— Środa — powtórzyłem obojętnie i odłożyłem słuchawkę.
Miałem czas by dowiedzieć się, z kim rozmawiałem. Natychmiast wykonałem telefon do Franka. Franek to prawdziwy przyjaciel, na którego zawsze mogłem liczyć.
Poprosiłem go, aby powiedział mi, co nieco o nieznajomym. Tak to już jest w tym fachu — trzeba być bardzo ostrożnym, inaczej stajesz się ofiarą.
Nie minął dzień, gdy Franek zadzwonił do mnie, żeby zdać relację o moim rozmówcy.
Wysłuchałem go uważnie.
Wciąż miałem zasady, których przestrzegałem.
Już rok temu chciałem wycofać się z branży, jednak powód był zawsze ten sam — kasa, zarobić na emeryturę i ulotnić się gdzieś. Może rodzina? Dzieci? Normalne życie — pomyślałem — Ostatnie zlecenie. Naprawdę ostatnie. Pod Grotę podjechałem od zaplecza na wyłączonych światłach. Już mam taki nawyk. Było dziesięć minut po ustalonym czasie. Wszedłem do środka i podszedłem do baru.
Kątem oka spojrzałem na umówiony stolik. Siedział tam facet spoglądający na zegarek.
Wyglądał na około czterdzieści lat, ubrany był cały na czarno. Krótko przystrzyżone włosy i kilkudniowy zarost dodawały mu powagi.
— Jest czysto? — dyskretnie spytałem Franka. Skinął głową.
Zamówiłem drinka i podszedłem do stolika.
Nie przedstawiłem się, nie miało to znaczenia — on wiedział, kim jestem.
— Może udasz się do toalety — zaproponowałem. Spojrzał na mnie lekko zdziwiony, ale zastosował się do mojej sugestii.
Po chwili podążyłem za nim. Stał przy lufciku i nerwowo zaciągał się dymem z papierosa. Grzecznie poprosiłem, aby zrobił sobie tak zwanego rentgena.
Zrobił to bez zastanowienia, rozumiejąc mnie w zupełności.
— Ostrożności nigdy za wiele — dorzucił, po czym wróciliśmy do stolika.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Prawie nic na temat. Wspominał między wierszami coś o swojej żonie.
W czasie rozmowy szybko i zdecydowanie wsunął mi kartkę do bocznej kieszeni marynarki.
Niemal w tym samym czasie do stolika podeszły mewki, proponując swoje usługi.
Odmówiłem. Nie nalegały, przeprosiły i oddaliły się.
— Zadzwoń do mnie jutro — powiedziałem szeptem — przez noc strawię temat i dam Ci odpowiedź.
Tak naprawdę mogłem odpowiedzieć na miejscu.
Suma za wyczyn była pokaźna. Trzymałem się jednak zasad.
Nigdy wcześniej ich nie złamałem. To był taki prywatny Kodeks Honorowy.
Robota okazała się zleceniem na kobietę, a ściślej mówiąc na żonę klienta. Przez moment, niczym grom, przeszedł natłok myśli.
Już nieraz zdarzały mi się zlecenia podobnego typu, ale zawsze odpowiedź była na nie.
Kobiety i dzieci nie wchodzą w rachubę.
Wiedziałem już, że chodzi o kobietę, a jednak nie odmówiłem. Sam nie wiem dlaczego. Czas mijał szybko. Biłem się z myślami, jak nigdy.
W końcu podjąłem decyzję. Chciałem bliżej przyjrzeć się sprawie. Franek bardzo szybko dotarł do rdzenia informacji o nieznajomym.
Franek to taki agent od „ucha”, jeśli trzeba dowiedzieć się czegoś o kimś, to mój przyjaciel nie ma sobie równych. Sam nie wiem, dlaczego zacząłem drążyć temat, przecież nigdy mnie nie obchodziło kto i dlaczego.
W tym fachu nie ma to zbytniego znaczenia. Liczy się kasa, a nie sentymenty. To zasada numer jeden.
Dzień minął szybko, a noc dłużyła mi się w nieskończoność. Nad ranem opadły mi powieki obolałe od niewyspania. Nieznajomy chyba też nie spał, gdyż nad wyraz wcześnie zatelefonował do mnie.
Tyle było mego snu.
Szybka kawa, coś na ząb, parę pompek i ulubiony drążek, który miałem zamontowany w futrynie, postawiły mnie na nogi. Udałem się na umówione spotkanie. Trasę pokonałem szybko. On już tam był.
Miał przy sobie kopertę i ten niespokojny wzrok wbijający się w moją twarz.
Koperta była dość gruba, a w niej zaliczka, namiary i fotografia jego „ukochanej”. Nie chciałem przedłużać nerwowych chwil, dlatego zgodziłem się dodając od siebie:
— Trzy tygodnie i będzie po zabiegu.
— Ok. Reszta kasy po — odparł. I tyle go widziałem.
Wsiadłem do mojego samochodu i odjechałem z miejsca spotkania. Jadąc, myślałem „Moje zasady…, może są po to żeby je łamać”?
Zgodziłem się bo to mój ostatni kontrakt i jest mi obojętne kto będzie ofiarą. Nie, to było coś więcej, to jakby przeczucie, głos z nieba „Zgódź się.” Zjechałem na pobocze i raz jeszcze zajrzałem do koperty, wyciągnąłem fotografię swojej przyszłej ofiary. Jak na ironię losu do zdjęcia przykleił się stu dolarowy banknot. Odklejałem go bardzo delikatnie, tak, aby nie uszkodzić zdjęcia.
Milimetr po milimetrze odsłaniała się twarz, aż w końcu studolarówka i fotografia rozdzieliły się na dobre.
Zobaczyłem ją. Była piękna. Czarne włosy, niewinny uśmiech i oczy pełne blasku, płonące życiem. Życiem, które już wkrótce ma zgasnąć.
Tego samego wieczoru spotkałem się z Frankiem. Uzupełnił mi wiadomości o nieznajomym.
— Biznesmen, cicha woda, gość poukładany, znajomości na szczeblach i kasy jak diabeł gwoździ — skwitował na koniec.
Moje nawyki z policji zostały. Może i dobrze. Pies to pies, czasem musi coś niuchnąć. Zresztą przeszłość nie ma znaczenia. Zanim przeszedłem na czarną stronę, dużo rozmyślałem nad swoim losem.
Darmowy fragment
Janusz Niedzielin
Książkę dedykuję swoim największym miłościom Edycie i córce Mai jak i Natalii
Zdawało mi się, że to będzie zwykły jesienny dzień. Dopiero później okazało się, jak bardzo się myliłem. Miałem własny dom w niewielkim nadmorskim mieście. Nie byłem facetem z okładki playboya, ale kobiety nigdy nie mijały mnie obojętnie.
Widziały we mnie to „coś”.
Tego dnia siedziałem wygodnie w fotelu rozmyślając, gdy nagle odezwał się telefon. Spokojnym ruchem ręki podniosłem słuchawkę.
— Słucham — powiedziałem lekko ochrypłym głosem.
— Możemy spotkać się jutro w Grocie u Franka? — usłyszałem w słuchawce — Jest temat. Podaj tylko czas. Ja się dostosuję.
Zastanowiłem się przez moment. Nikt oprócz Franka nie znał tego numeru telefonu. To pewne, że nieznajomy złapał kontakt właśnie przez niego.
— Jutro nie dam rady. Grafik. Rozumiesz? — odpowiedziałem spokojnie — Najwcześniej w środę. Niech będzie 22:00, stolik numer trzy.
— W środę? — czułem w głosie rozmówcy zdenerwowanie.
— Spotkajmy się szybciej.
Nietrudno było się zorientować, że dla niego ta sprawa jest do załatwienia na wczoraj.
— Środa — powtórzyłem obojętnie i odłożyłem słuchawkę.
Miałem czas by dowiedzieć się, z kim rozmawiałem. Natychmiast wykonałem telefon do Franka. Franek to prawdziwy przyjaciel, na którego zawsze mogłem liczyć.
Poprosiłem go, aby powiedział mi, co nieco o nieznajomym. Tak to już jest w tym fachu — trzeba być bardzo ostrożnym, inaczej stajesz się ofiarą.
Nie minął dzień, gdy Franek zadzwonił do mnie, żeby zdać relację o moim rozmówcy.
Wysłuchałem go uważnie.
Wciąż miałem zasady, których przestrzegałem.
Już rok temu chciałem wycofać się z branży, jednak powód był zawsze ten sam — kasa, zarobić na emeryturę i ulotnić się gdzieś. Może rodzina? Dzieci? Normalne życie — pomyślałem — Ostatnie zlecenie. Naprawdę ostatnie. Pod Grotę podjechałem od zaplecza na wyłączonych światłach. Już mam taki nawyk. Było dziesięć minut po ustalonym czasie. Wszedłem do środka i podszedłem do baru.
Kątem oka spojrzałem na umówiony stolik. Siedział tam facet spoglądający na zegarek.
Wyglądał na około czterdzieści lat, ubrany był cały na czarno. Krótko przystrzyżone włosy i kilkudniowy zarost dodawały mu powagi.
— Jest czysto? — dyskretnie spytałem Franka. Skinął głową.
Zamówiłem drinka i podszedłem do stolika.
Nie przedstawiłem się, nie miało to znaczenia — on wiedział, kim jestem.
— Może udasz się do toalety — zaproponowałem. Spojrzał na mnie lekko zdziwiony, ale zastosował się do mojej sugestii.
Po chwili podążyłem za nim. Stał przy lufciku i nerwowo zaciągał się dymem z papierosa. Grzecznie poprosiłem, aby zrobił sobie tak zwanego rentgena.
Zrobił to bez zastanowienia, rozumiejąc mnie w zupełności.
— Ostrożności nigdy za wiele — dorzucił, po czym wróciliśmy do stolika.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Prawie nic na temat. Wspominał między wierszami coś o swojej żonie.
W czasie rozmowy szybko i zdecydowanie wsunął mi kartkę do bocznej kieszeni marynarki.
Niemal w tym samym czasie do stolika podeszły mewki, proponując swoje usługi.
Odmówiłem. Nie nalegały, przeprosiły i oddaliły się.
— Zadzwoń do mnie jutro — powiedziałem szeptem — przez noc strawię temat i dam Ci odpowiedź.
Tak naprawdę mogłem odpowiedzieć na miejscu.
Suma za wyczyn była pokaźna. Trzymałem się jednak zasad.
Nigdy wcześniej ich nie złamałem. To był taki prywatny Kodeks Honorowy.
Robota okazała się zleceniem na kobietę, a ściślej mówiąc na żonę klienta. Przez moment, niczym grom, przeszedł natłok myśli.
Już nieraz zdarzały mi się zlecenia podobnego typu, ale zawsze odpowiedź była na nie.
Kobiety i dzieci nie wchodzą w rachubę.
Wiedziałem już, że chodzi o kobietę, a jednak nie odmówiłem. Sam nie wiem dlaczego. Czas mijał szybko. Biłem się z myślami, jak nigdy.
W końcu podjąłem decyzję. Chciałem bliżej przyjrzeć się sprawie. Franek bardzo szybko dotarł do rdzenia informacji o nieznajomym.
Franek to taki agent od „ucha”, jeśli trzeba dowiedzieć się czegoś o kimś, to mój przyjaciel nie ma sobie równych. Sam nie wiem, dlaczego zacząłem drążyć temat, przecież nigdy mnie nie obchodziło kto i dlaczego.
W tym fachu nie ma to zbytniego znaczenia. Liczy się kasa, a nie sentymenty. To zasada numer jeden.
Dzień minął szybko, a noc dłużyła mi się w nieskończoność. Nad ranem opadły mi powieki obolałe od niewyspania. Nieznajomy chyba też nie spał, gdyż nad wyraz wcześnie zatelefonował do mnie.
Tyle było mego snu.
Szybka kawa, coś na ząb, parę pompek i ulubiony drążek, który miałem zamontowany w futrynie, postawiły mnie na nogi. Udałem się na umówione spotkanie. Trasę pokonałem szybko. On już tam był.
Miał przy sobie kopertę i ten niespokojny wzrok wbijający się w moją twarz.
Koperta była dość gruba, a w niej zaliczka, namiary i fotografia jego „ukochanej”. Nie chciałem przedłużać nerwowych chwil, dlatego zgodziłem się dodając od siebie:
— Trzy tygodnie i będzie po zabiegu.
— Ok. Reszta kasy po — odparł. I tyle go widziałem.
Wsiadłem do mojego samochodu i odjechałem z miejsca spotkania. Jadąc, myślałem „Moje zasady…, może są po to żeby je łamać”?
Zgodziłem się bo to mój ostatni kontrakt i jest mi obojętne kto będzie ofiarą. Nie, to było coś więcej, to jakby przeczucie, głos z nieba „Zgódź się.” Zjechałem na pobocze i raz jeszcze zajrzałem do koperty, wyciągnąłem fotografię swojej przyszłej ofiary. Jak na ironię losu do zdjęcia przykleił się stu dolarowy banknot. Odklejałem go bardzo delikatnie, tak, aby nie uszkodzić zdjęcia.
Milimetr po milimetrze odsłaniała się twarz, aż w końcu studolarówka i fotografia rozdzieliły się na dobre.
Zobaczyłem ją. Była piękna. Czarne włosy, niewinny uśmiech i oczy pełne blasku, płonące życiem. Życiem, które już wkrótce ma zgasnąć.
Tego samego wieczoru spotkałem się z Frankiem. Uzupełnił mi wiadomości o nieznajomym.
— Biznesmen, cicha woda, gość poukładany, znajomości na szczeblach i kasy jak diabeł gwoździ — skwitował na koniec.
Moje nawyki z policji zostały. Może i dobrze. Pies to pies, czasem musi coś niuchnąć. Zresztą przeszłość nie ma znaczenia. Zanim przeszedłem na czarną stronę, dużo rozmyślałem nad swoim losem.
Darmowy fragment
więcej..