Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Rzeźbiarz śmierci - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 lipca 2025
3599 pkt
punktów Virtualo

Rzeźbiarz śmierci - ebook

Zapierająca dech w piersiach kontynuacja Rzeźbiarki krwi. Soczysty spektakl, od którego nie można się oderwać.
Kochin jest uśmierzającym – ma rzadką umiejętność leczenia ran. Nie może jednak nic zrobić w przypadku śmierci. Chcąc przywrócić Nhikę do życia, chłopak trzyma jej ciało w specjalnej trumnie i nie ustaje w poszukiwaniach rozwiązania. Pogrążony w żalu – i coraz bardziej także w szaleństwie – Kochin zdaje sobie sprawę, że odpowiedź na jego pytania może znajdować się tylko w jednym miejscu: w ojczyźnie Nhiki, na wyspie Jarong, okupowanej przez wrogie wojska. Kiedy Kochin odkryje mroczny sekret wskrzeszania człowieka z grobu, będzie musiał zdecydować, ile jest w stanie poświęcić, aby ponownie połączyć się z dziewczyną, którą kocha...
Moralność i miłość zostaną wystawione na próbę, a los Nhiki i Kochina rozstrzygnie się raz na zawsze.

VanessaLe - Amerykanka wietnamskiego pochodzenia. Wychowywała się – podobnie jak bohaterka jej książek – w oderwaniu od rodzimej społeczności i kulturowych korzeni. Osadzona w fantastycznych realiach nawiązujących do Wietnamu Rzeźbiarka krwi to jej debiut, którego kontynuacją jest Rzeźbiarz śmierci. W kreowaniu magicznego świata autorce pomogło wykształcenie – ukończyła kierunek medyczny na Uniwersytecie Browna.

Kochin podszedł ciężkim krokiem do trumny, odblokował wieko i otworzył je. Leżała w środku na satynowych poduszkach, wyglądając tak, jakby po prostu spała, z tubą inhalacyjną w ustach i przewodami wpiętymi w ręce. Już dawno zaleczył rany jej ciała, zasklepił otwór w barku i zamknął rozcięcie na brzuchu. Dzięki częstemu uśmierzaniu proces rozkładu nie postępował, ale to nie wystarczało. […]
Zacisnął szczęki, kiedy kurczak poruszył mu się pod pachą. Wsunął jedną dłoń pod pierś zwierzęcia, drugą położył na splecionych palcach Nhiki i rozpoczął transfer. Fala energii
wdarła się do jego wnętrza, rozlewając gorącem po piersi, a potem Kochin odetchnął jej zapachem, poczuł mrowienie pomiędzy zagryzionymi zębami. Ujrzał przed sobą obnażone organy Nhiki, jej skóra stała się szklista, odsłoniła tkwiący pod spodem organizm. Wszystko zalały kolory, nie barwy tkanek, lecz połączonych ze sobą układów, a Kochin poczuł mdłości, które przypomniały mu, że uśmierza właśnie zwłoki.
[fragment]

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8425-132-4
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Z początku nie było nic oprócz pulsującej, bolesnej ciemności. Wsączała się w każde doznanie – dusząca i oślepiająca – nie brakiem światła, lecz jego zupełną nieznajomością.

Następnie pojawił się blask, punkcik jasności przebił się przez ciemne płótno, najpierw nikły, by później stać się olśniewający. Przygnał kipiel kolorów: złoto, które pęczniało niczym płuca wchłaniające nowy dech; czerwień wsączającą się w pustkę jak krew wypływająca na skórę; niebieski i srebrny wirujące z ospałością znużonego wydechu. Pod tym wszystkim samotny bęben przynosił dźwięki muzyki:

łub-dub, łub-dub, łub-dub.

Orkiestra na całego podjęła melodię. Szarpnięcia strun erhu stawały się coraz gwałtowniejsze, w miarę jak włókna mięśniowe napinały się, a eteryczne odgłosy bambusowego fletu wciągały i uwalniały oddech. Jako następne weszło ciepło malujące sugestię ciała – początkowo jego rdzeń, gdzie tkwił mięsień wielkości pięści pulsujący nowym życiem. Gorąco rozlało się dalej, sunąc wzdłuż kończyn, omywając nową skórę, uciekając ziejącymi otworami. Ciągnęło za sobą unerwienie, jakby było ono słonecznym blaskiem, najpierw jako drobne ukłucia bólu, a później mrowiący spokój ciepła. Ostatnia ruszyła elektryczność, która na nowo z trzaskiem pomknęła starymi przewodami, podążając za znajomym wzorem wydeptanych ścieżek.

Ciało konstruowało się fragmentami, a następnie stało się całością.

Mięśnie zacisnęły się na kościach, skóra zarumieniła się życiem, a organy szarpnęły z odzyskaną autonomią.

Barwy zlały się w symfonię, elektryczność zagnieździła się w ciele i Suonyasan Nhika zaczerpnęła swój pierwszy oddech.ROZDZIAŁ PIERWSZY

Teraz

Nhika obudziła się, raptownie chwytając powietrze. Przełknęła zbolały szloch podchodzący jej do gardła, a zaraz potem w ciele rozbrzmiały dzwonki alarmowe. Jeden w żołądku, wzdłuż linii, którą ciął ją skalpel. Drugi w barku, w otworze po kuli. Skóra była jak pożyczona, głowa stała w ogniu, paznokcie pragnęły wbić się w pierś i wyrwać serce.

Tak – właśnie tam ból wydawał się najsilniejszy. W sercu, które cierpiało, ściskało się i rozrywało na dwoje. Przycisnęła dłoń ponad nim i na mostku wyczuła niepokojący brak. Potrzebowała chwili, by uświadomić sobie, że zniknęła kościana obrączka, którą zawsze nosiła na sznurku na szyi.

Nhika zamknęła oczy. W jej umyśle ukazała się twarz. Ciemnobrązowe oczy zdawały się udręczone, a wargi drżały od płaczu. Wargi zamrowiły ją imieniem mężczyzny, któremu przekazała swoją obrączkę, swoje uśmierzanie, swoje… życie? A jednak istniała tutaj.

Znieruchomiała. Gdzie konkretnie się znajdowała? Dopiero zaczynała rozpoznawać otoczenie. Po kiepskim samopoczuciu i tym, jak obce wydawało się łóżko, mogłaby zakładać, że trafiła do szpitala, ale przesadne wyposażenie pokoju sugerowało coś innego. Łóżko z kolumienkami, czerwonymi zasłonami zapewniającymi prywatność i ramą pokrytą lakierowanymi płaskorzeźbami stało pod jedną ze ścian, a resztę przestronnego pomieszczenia wypełniały równie ozdobne meble: biurko, ława, szafa na ubrania, których nie miała. Uchylone drzwi łazienki odsłaniały szczelinę, przez którą Nhika dostrzegła krawędź ceramicznej wanny. W rogu tkwiło nawet pełnowymiarowe lustro i ujrzała w nim swój mrugający wizerunek: złotobrązowa skóra pozbawiona krwi, ciemne worki pod oczyma, splątane włosy.

Wspomnienia domu napływały do niej fragmentami: dobrze umeblowane, eleganckie, niekończące się korytarze z niekończącymi się pokojami, wiecznie pełny stół w sali jadalnej. Rezydencja. Tyle że tamte pomieszczenia zeksplorowała dokładnie, tego zaś nie rozpoznawała. Za oknem nie dostrzegała ani ogrodów, ani podjazdu, ani zapamiętanych połaci terenu. Zamiast tego widziała jedynie las.

Wszystko wydawało się obce: ten krajobraz, brak świateł miasta, sypialnia skąpana w księżycowym blasku i pachnąca jaśminem, jej ciało o czystej skórze, pełnym żołądku i zbolałym sercu. Towarzyszył temu dysonans komfortu i lęku.

Ze zdrowymi zmysłami wiązała ją uspokajająca rzeczywistość: ma na imię Nhika i jest uśmierzającą. Mogła zająć się wszystkimi dolegliwościami, które ją trapiły.

Sztuka wróciła do niej z oporem, zupełnie jakby Nhika próbowała pisać niedominującą dłonią. Wpływ zdawał się niepewny, roztrzęsiony, wymykała się jej koncentracja. Nhika odetchnęła powoli, zakorzeniając się na nowo. Serce biło miarowo w piersi. Do rąk powracało krążenie. Znowu zaczynała się czuć jak we własnej skórze. Kiedy przywróciła już kontrolę nad swoim ciałem, stłumiła niewielkie pożary, ukłucia bólu w palcach, zaciśnięte gardło i wywracający się żołądek. Nie potrafiła jednak nic zrobić z bólem w sercu, nieważne jak bardzo starała się go wyciszyć i wygładzić. Czuła uścisk czegoś obcego na brzuchu, a gdy uniosła koszulę, odkryła linię tkanki bliznowatej w miejscu, gdzie powinno widnieć rozcięcie. Kolejne wrażenie rozdźwięku dobiegło z jej piersi. Gdy odsunęła kołnierzyk, natknęła się na gwiaździsty obszar wypukłej skóry.

Wraz ze wspomnieniem pojawił się ból. Kula roztrzaskująca jej bark, skalpel sunący po brzuchu, szpital przemieniony w cmentarzysko. I… sala operacyjna, chłopiec przywiązany do stołu, Nhika pochylona nad…

Drzwi się otworzyły.

Pchnęła je biodrem dziewczyna trzymająca tacę z miską i małymi ręcznikami. Nhika ją pamiętała – ale nie taką. Nie w luźnych spodniach, z czarnymi włosami splecionymi w warkocze i zwiniętymi byle jak w ślimaki. Powinna mieć suknię, upięte włosy, makijaż. Pamiętała te oczy muśnięte różem, spoglądające na nią znad wachlarza, przez łzy, ze złością. Ale nie z czułością.

Na widok Nhiki dziewczyna znieruchomiała, unosząc brwi i rozchylając wargi. Zaraz potem taca przechyliła się, woda wylała, a te oczy otworzyły się szeroko w niedowierzaniu.

– Mimi – powiedziała Nhika, imię samo uformowało się w jej ustach. Sekundę później dogonił je umysł. Tak, wszędzie poznałaby to spojrzenie. Miała przed sobą Congmi Mai Minlan, a to miejsce musiało być rezydencją Congmi, ale Nhika nie czuła się sobą. – Co się dzieje?

Mimi nie odpowiedziała. Podeszła jedynie bliżej o krok, potem drugi, zupełnie jakby jej nogi poruszały się na zębatkach. Resztę dystansu pokonała niczym automaton ulegający właśnie awarii, padła na kolana przy łóżku Nhiki i przywarła do jej dłoni, jakby pogrążyła się w modlitwie.

Zaraz potem Mimi zawyła. Był to pierwotny skowyt wyrażający smutek i ból. Nhika dobrze znała jego melodię, zaznajomiła się z nią trzykrotnie w związku z członkami swojej rodziny. Nigdy jednak nie spotkała się z tym, aby ktoś tak płakał z jej powodu, czuła się zatem zbyt oszołomiona, by zrobić cokolwiek poza wgapianiem się w dziewczynę zawodzącą przy jej nogach.

– Przepraszam – rzekła Mimi, choć Nhika nie była pewna za co. – Przepraszam, przepraszam, tak bardzo przepraszam.

Wciąż to powtarzała, zupełnie jakby szukała rozgrzeszenia, a Nhika była boginią władną go udzielić. W końcu stupor ustąpił i Nhika położyła Mimi dłoń na głowie, żeby ją uspokoić.

Mimi podniosła wzrok. Policzki miała mokre od łez. Nhika rozpoznawała ten wyraz twarzy. Ostatnie, co pamiętała, to że wykrwawia się z brzucha, a Mimi błaga ją, żeby się uleczyła. Ale Nhika tego nie zrobiła, bo na końcu tamtego ciemnego szpitalnego korytarza było… był ktoś…

Ścisnęła sobie nasadę nosa i wspomnienie się rozmyło.

– Trochę was nastraszyłam, co? – spytała.

– Nastraszyłaś? Ty… – urwała Mimi, zdusiła następne słowa i pokręciła głową.

O co chodziło? Pamiętała, że… umierała. No właśnie, umierała za coś, w co wierzyła. Za kogoś, w kogo wierzyła. Wróciło do Nhiki teraz jego imię smakujące na jej wargach krwią, najpierw słodkie, a zaraz potem gorzkie.

– Kochin.

– Czyli pamiętasz? – zapytała Mimi.

– On… mnie uleczył?

Tylko w ten sposób mogłaby się obudzić. Nhika nie wiedziała, jak mogło do tego dojść, skoro oboje tam się wykrwawiali, pozbawieni energii, ale on musiał coś odkryć.

Mimi uśmiechnęła się ściągniętymi wargami.

– Zgadza się.

– Gdzie on teraz jest?

Po tych słowach w oczach Mimi przemknął cień.

– Powinnaś chyba chwilę odpocząć, Nhiko – powiedziała, niezgrabnie zmieniając temat. – To dla ciebie zbyt wiele emocji. Później ci wszystko wyjaśnię, dobrze?

Nhika wpatrywała się w przyjaciółkę, czując, jak groza ściska jej gardło.

– Czy coś się stało?

Mimi wytrzymała jej spojrzenie o chwilę za długo.

– Nie. Wszystko jest w porządku. – Wstała nagle, wytarła łzy i podniosła upuszczoną tacę. – Przyniosę ci coś do zjedzenia i poinformuję pozostałych, że się obudziłaś. Czuj się jak w domu.

Nhika niemal wybaczyła Mimi wykręty, słysząc o perspektywie posiłku, nie pozbyła się jednak podejrzliwości, gdy dziewczyna opuściła pokój i zamknęła za sobą drzwi. Nie miała pojęcia, gdzie jest i jak się tu znalazła, skoro ostatnią rzeczą, którą pamiętała, była sala operacyjna, ale pozbierała to, co rzeczywiście wiedziała.

Miała na imię Nhika.

Była uśmierzającą.

I musiała znaleźć Kochina.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij