Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rzeźnicy i lekarze - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 września 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,99

Rzeźnicy i lekarze - ebook

Wizyta w szpitalu była kiedyś najprostszym sposobem, by skończyć w grobie. XIX-wieczni chirurdzy, często niewykształceni, nawet niepiśmienni, kroili swoich pacjentów, nie myśląc o odkażaniu narzędzi. Amputacja była ich ulubioną metodą kuracji, a gangrena nie była niczym niepokojącym. Pacjentów często trzeba było gonić po sali i wiązać, by poddali się „leczeniu”.

Chirurg James Y. Simpson jeszcze w 1869 roku uważał, że „żołnierz na polu bitwy pod Waterloo ma większe szanse na przeżycie niż człowiek, który idzie do szpitala”.

Dopiero Joseph Lister odkrył, że infekcje powodują zarazki, które można pokonać środkami antyseptycznymi. Był za swoje teorie wyśmiewany, ale ostatecznie to jemu nauka przyznała rację. Poznajcie niewiarygodne realia, w jakich leczeni byli pacjenci, i dramatyczną walkę Listera o to, by zmienić rzeźników w lekarzy.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-5602-6
Rozmiar pliku: 907 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Wiek męczarni

Gdy wybitny, lecz podstarzały uczony twierdzi, że coś jest możliwe, prawie na pewno ma rację. Gdy twierdzi, że coś jest niemożliwe, prawie na pewno się myli.

Arthur C. Clarke

Po południu 21 grudnia 1846 roku setki mężczyzn tłoczyły się w amfiteatralnej sali operacyjnej szpitala należącego do University College w Londynie, gdzie najsławniejszy w mieście chirurg szykował się, żeby olśnić publiczność amputowaniem nogi w połowie uda. Zgromadzeni tam ludzie zupełnie nie zdawali sobie sprawy, że niebawem będą świadkami jednego z najważniejszych wydarzeń w historii medycyny.

Sala operacyjna była wypełniona po brzegi studentami medycyny oraz ciekawskimi, a wielu z nich przywlokło ze sobą brud, nieodłącznie związany z życiem codziennym w wiktoriańskim Londynie. Chirurg John Flint South zauważył kiedyś, że przepychanki i pośpiech towarzyszące zdobywaniu miejsc w sali operacyjnej przypominają poruszenie podczas zajmowania foteli na parterze czy na galerii w teatrze. Ludzie tłoczyli się jak śledzie w beczce, a ci z tylnych rzędów nieustannie się przepychali, żeby mieć lepszy widok, i wykrzykiwali: „Głowa, głowa!”, ilekroć ktoś im zasłaniał. Niekiedy sala była tak zatłoczona, że chirurg nie mógł przystąpić do operacji, zanim z pomieszczenia nie usunięto przynajmniej części widzów. Mimo że działo się to w grudniu, w środku panowała duchota niemal nie do zniesienia. Ścisk sprawiał, że zrobiło się dokuczliwie gorąco.

Publiczność składała się z niejednorodnej grupy mężczyzn, niektórzy z nich nie należeli do personelu medycznego ani nie studiowali medycyny. Pierwsze dwa rzędy w sali operacyjnej były na ogół zajęte przez „dresserów szpitalnych”. Tak nazywano ludzi towarzyszących chirurgom podczas obchodów i noszących pudełka z materiałami potrzebnymi do bandażowania ran. Dalej stali studenci, którzy nerwowo popychali jeden drugiego i szeptali do siebie w tylnych rzędach, oraz goście honorowi i reszta publiczności.

Medyczny wojeryzm nie był niczym nowym. Zrodził się w okresie renesansu w słabo oświetlonych amfiteatrach anatomicznych, gdzie na oczach zastygłych w bezruchu widzów przeprowadzano sekcje zwłok straconych przestępców, co stanowiło dodatkową karę za ich zbrodnie. Publiczność, która musiała zapłacić za wstęp, patrzyła, jak anatomowie rozcinają rozdęte brzuchy rozkładających się trupów i jak tryska z nich nie tylko krew, lecz także cuchnąca ropa. Czasami owym makabrycznym pokazom towarzyszyły rytmiczne, niepasujące do tego miejsca dźwięki fletu. Publiczne sekcje były przedstawieniami teatralnymi, formą rozrywki równie popularną jak walki kogutów czy szczucie psami niedźwiedzia. Nie każdy jednak potrafił je znieść. Francuski filozof Jean-Jacques Rousseau tak napisał o tych praktykach: „Jakże okropny jest widok anatomicznego amfiteatru: cuchnące trupy, oślizgłe, sine ciała, krew, wstrętne wnętrzności, okropne szkielety, trujące opary! Nie, tam, słowo daję, Jan Jakub nie będzie szukać rozrywek”.

Sala operacyjna w University College Hospital wyglądała mniej więcej tak samo jak inne tego rodzaju obiekty w stolicy. Składała się ze sceny częściowo otoczonej półkolistymi trybunami wznoszącymi się coraz wyżej w kierunku dużego świetlika zapewniającego światło pomieszczeniu poniżej. W te dni, kiedy warstwa chmur przesłaniała słońce, scenę oświetlały grube świece. Na jej środku stał drewniany stół poznaczony śladami wcześniejszych jatek. Podłoga pod nim była zasłana trocinami, by wchłaniały krew, która miała niebawem popłynąć z odciętej kończyny. Wrzaski operowanych nieszczęśników najczęściej mieszały się dysharmonijnie z codziennymi odgłosami dochodzącymi z przebiegającej poniżej ulicy: śmiechem dzieci, rozmowami przechodniów, łoskotem przejeżdżających powozów.

W latach czterdziestych XIX wieku operacja chirurgiczna była obrzydliwym przedsięwzięciem najeżonym ukrytymi niebezpieczeństwami. Należało jej unikać za wszelką cenę. Ze względu na związane z nią ryzyko wielu chirurgów w ogóle nie chciało operować, wolało się ograniczyć do leczenia dolegliwości zewnętrznych, takich jak choroby skóry i powierzchowne rany. Inwazyjnych zabiegów podejmowano się rzadko i między innymi dlatego tak wielu widzów przybywało do amfiteatru w dniu operacji. Na przykład w Glasgow Royal Infirmary w 1840 roku przeprowadzono ich tylko sto dwadzieścia. Do operacji chirurgicznej zawsze uciekano się w ostateczności i jedynie wówczas, gdy było to sprawą życia lub śmierci.

Lekarz Thomas Percival radził chirurgom, żeby między zabiegami zmieniali fartuchy i czyścili stół oraz narzędzia, nie ze względów higienicznych, lecz po to, żeby unikać „wszystkiego, co może wywoływać przerażenie”. Niewielu stosowało się do jego zaleceń. Chirurg, odziany w fartuch pokryty warstwą zakrzepłej krwi, rzadko mył ręce czy narzędzia, a do sali operacyjnej przynosił ze sobą niedwuznaczną woń gnijącego ciała, którą ludzie związani z tym zawodem nazywali żartobliwie „poczciwym szpitalnym smrodem”.

W czasach gdy chirurdzy uważali ropę za naturalny element procesu gojenia, a nie za złowieszczy objaw posocznicy, większość zgonów była spowodowana infekcjami pooperacyjnymi. Sale operacyjne stanowiły prostą drogę na tamten świat. Bezpieczniej było poddać się operacji w domu, a nie w szpitalu, gdzie odnotowywano od trzech do pięciu razy wyższe współczynniki umieralności niż w warunkach domowych. Jeszcze w 1863 roku Florence Nightingale oświadczyła, że „rzeczywista umieralność w szpitalach, zwłaszcza w dużych, zatłoczonych miastach, jest znacznie wyższa, niż skłonni bylibyśmy sądzić na podstawie wszelkich wyliczeń dotyczących umieralności w wyniku tego samego rodzaju chorób wśród pacjentów leczonych poza szpitalem”. Leczenie w domu wiązało się jednak z dużymi kosztami.

Problemy nie ograniczały się do infekcji i brudu. Zabiegi chirurgiczne były bolesne. Przez wieki ludzie poszukiwali sposobów, by choć trochę to zmienić. Odkąd chemik Joseph Priestley otrzymał po raz pierwszy w 1772 roku podtlenek azotu, uznawano go za środek przeciwbólowy, jednak w chirurgii nie stosowano powszechnie tego „gazu rozweselającego”, ponieważ jego działanie okazało się zawodne. Również mesmeryzm – nazwany tak od nazwiska niemieckiego lekarza Franza Antona Mesmera, który wynalazł tę technikę hipnotyczną w latach siedemdziesiątych XVIII wieku – nie został zaakceptowany przez główny nurt medycyny w tamtych czasach. Mesmer i jego zwolennicy uważali, że poruszając rękami nad pacjentem, wywierają na niego swego rodzaju wpływ fizyczny. Ów wpływ powodował rzekomo pozytywne zmiany fizjologiczne, które miały pomóc pacjentom w powrocie do zdrowia, i mógł także obdarzyć daną osobę mocami parapsychologicznymi. Większość lekarzy nie dała się jednak do tego przekonać.

W Wielkiej Brytanii mesmeryzm przeżył krótkie odrodzenie w latach trzydziestych XIX wieku, gdy lekarz John Elliotson zaczął przeprowadzać w University College Hospital publiczne pokazy, podczas których dwie z jego pacjentek, Elizabeth i Jane O’Key, potrafiły przepowiedzieć los innych pacjentów szpitala. Gdy znajdowały się pod hipnotycznym wpływem Elliotsona, utrzymywały, że widzą „Wielkiego Jacky’ego” (czyli śmierć) unoszącego się nad łóżkami tych, którzy później zmarli. Poważne zainteresowanie metodami Elliotsona nie trwało jednak długo. W 1838 roku redaktor „The Lancet”, jednego z najważniejszych na świecie czasopism medycznych, podstępem skłonił siostry O’Key do przyznania się do oszustwa i w ten sposób zdemaskował Elliotsona jako szarlatana.

Widzowie zgromadzeni w University College Hospital po południu 21 grudnia mieli jeszcze świeżo w pamięci tamten skandal, gdy sławny chirurg Robert Liston oznajmił, że przetestuje na swoim pacjencie skuteczność eteru.

„Wypróbujmy dzisiaj, panowie, jankeską sztuczkę znieczulania ludzi!”, zapowiedział, kierując się na środek sceny.

Gdy zaczął mówić, w amfiteatrze zapadła cisza. Stosowanie eteru, tak jak mesmeryzm, uważano za podejrzaną cudzoziemską metodę wprowadzania ludzi w stan przytłumionej świadomości. Nazywano to jankeską sztuczką, ponieważ eter został po raz pierwszy użyty do znieczulenia ogólnego w Ameryce. Odkryto go w 1275 roku, lecz jego działanie otępiające nie było znane do 1540 roku, kiedy to niemiecki botanik i chemik Valerius Cordus opracował rewolucyjną recepturę, która zakładała dodanie kwasu siarkowego do alkoholu etylowego. Współczesny mu Paracelsus eksperymentował z eterem na kurach i odnotował, że gdy ptaki wypiły ów płyn, zapadały w długotrwały sen, z którego budziły się całe i zdrowe. Doszedł zatem do wniosku, że substancja ta „łagodzi wszelkie cierpienia, nie wyrządzając żadnej szkody, uśmierza każdy ból, tłumi każdą gorączkę i zapobiega komplikacjom we wszelkich chorobach”. Musiało jednak upłynąć kilkaset lat, zanim została przetestowana na ludziach.

Ta chwila nadeszła w 1842 roku, gdy lekarz Crawford Williamson Long użył eteru do znieczulenia ogólnego podczas operacji usunięcia guza z karku pacjenta w Jefferson w stanie Georgia. Z tego, co wiadomo, Long zrobił to jako pierwszy, lecz niestety wyniki swoich eksperymentów opublikował dopiero w 1848 roku. Wcześniej, bo we wrześniu 1846 roku, bostoński dentysta William T. Morton zdobył sławę, stosując eter przy wyrywaniu zęba. Relacja z tego udanego i bezbolesnego zabiegu ukazała się w jednej z gazet, co skłoniło pewnego znanego chirurga, żeby zwrócić się do Mortona o pomoc podczas operacji usunięcia dużego guza z dolnej szczęki pacjenta w Massachusetts General Hospital.

18 listopada 1846 roku doktor Henry Jacob Bigelow tak napisał w „The Boston Medical and Surgical Journal” o tej przełomowej chwili: „Od dawna poważny problem w medycynie stanowiło opracowanie jakiejś metody uśmierzania bólu podczas operacji chirurgicznych. Wreszcie odkryto skuteczny środek służący temu celowi”. Następnie Bigelow opisał, jak przed rozpoczęciem operacji Morton podał pacjentowi gaz nazwany przez siebie letonem, od mitologicznej rzeki Lete, której woda sprawiała, że dusze umarłych zapominały o swojej ziemskiej egzystencji. Morton opatentował skład gazu wkrótce po operacji, lecz utrzymywał go częściowo w tajemnicy, nawet przed chirurgami. Bigelow ujawnił jednak, że był w stanie wyczuć w nim mdłą, słodką woń eteru. Wieść o cudownej substancji, która może pozbawić ludzi przytomności podczas operacji, szybko rozeszła się po świecie, ponieważ chirurdzy czym prędzej przystąpili do testowania skutków działania eteru na swoich pacjentach.

Tymczasem w Londynie amerykański lekarz Francis Boott otrzymał od Bigelowa list z pełną relacją z owych doniosłych wydarzeń w Bostonie. Zaintrygowany Boott przekonał stomatologa Jamesa Robinsona, żeby podał pacjentowi eter podczas jednego z wielu przeprowadzanych przez siebie zabiegów usuwania zęba. Eksperyment okazał się tak wielkim sukcesem, że Boott jeszcze tego samego dnia udał się pośpiesznie do University College Hospital, żeby porozmawiać z Robertem Listonem.

Liston był sceptyczny, choć nie na tyle, żeby przepuścić okazję wypróbowania czegoś nowego w sali operacyjnej. Wiedział, że sprzyjałoby to dobremu widowisku, a z tego właśnie słynął w całym kraju. Zgodził się zastosować eter podczas następnej operacji, która miała się odbyć dwa dni później.

Liston pojawił się na londyńskiej scenie w czasach, gdy „szlachetnie urodzeni lekarze” mieli znaczną władzę i wpływy w środowisku medycznym. Zaliczali się do elity rządzącej, tworzyli wierzchołek medycznej piramidy i w związku z tym stali na straży swojej profesji, przyjmując do niej jedynie tych, których uważali za ludzi dobrze wychowanych i spełniających wysokie standardy moralne. Oni sami byli oderwani od rzeczywistości i mieli bardzo niewielkie doświadczenie praktyczne, a pacjentów leczyli, posługując się w większym stopniu głową niż rękami. Ich wykształcenie opierało się głównie na klasykach. W tamtym okresie nie należało do rzadkości, że lekarze przepisywali kurację bez uprzedniego zbadania chorego. Co więcej, niektórzy udzielali porad medycznych tylko listownie, w ogóle nie widząc pacjentów.

Chirurdzy natomiast byli spadkobiercami długiej tradycji kształcenia poprzez terminowanie, którego wartość zależała w znacznej mierze od zdolności ich mistrza. Wykonywali zatem zawód oparty na praktyce, nauczany za pomocą nakazów i przykładów. W pierwszych dekadach XIX wieku niewielu chirurgów kształciło się na uniwersytecie, a niektórzy byli nawet niepiśmienni. Bezpośrednio pod nimi w hierarchii zawodowej znajdowała się klasa aptekarzy, którzy zajmowali się przygotowywaniem i wydawaniem leków. Teoretycznie istniało wyraźne rozróżnienie między chirurgiem a aptekarzem, ale w praktyce człowiek mający za sobą naukę zawodu chirurga mógł pracować także jako aptekarz i na odwrót. Doprowadziło to do powstania czwartej, nieoficjalnej kategorii „chirurga-aptekarza” przypominającego współczesnego lekarza ogólnego. Chirurg-aptekarz był doktorem, do którego zwracali się przede wszystkim biedacy, zwłaszcza poza Londynem.

Począwszy od 1815 roku, w środowisku medycznym zaczęła się wyłaniać pewna forma systematycznego kształcenia, co wynikało po części z ogólnej potrzeby ujednolicenia w całym kraju rozproszonego systemu nauczania. Dla londyńskich studentów chirurgii ta reforma wiązała się z wymogiem uczęszczania na wykłady i odbycia co najmniej sześciomiesięcznej praktyki na oddziałach szpitalnych. Dopiero wówczas mogli uzyskać licencję od gremium zarządzającego tą profesją – Królewskiego Kolegium Chirurgów. W stolicy zaczęły powstawać szpitale kliniczne, pierwszy w Charing Cross w 1821 roku, a następnie University College Hospital oraz King’s College Hospital, odpowiednio w 1834 i 1839 roku. Jeśli ktoś chciał pójść krok dalej i zostać członkiem Królewskiego Kolegium Chirurgów, musiał odbyć co najmniej sześcioletnie studia zawodowe obejmujące trzy lata praktyki w szpitalu, przedłożyć pisemne sprawozdania z co najmniej sześciu przypadków klinicznych i przystąpić do wyczerpującego dwudniowego egzaminu, na którym niekiedy wymagano od kandydata przeprowadzenia sekcji i operacji na zwłokach.

W ten sposób w pierwszych dekadach XIX wieku rozpoczęła się ewolucja zawodu chirurga od słabo wykwalifikowanego technika do współczesnego specjalisty w dziedzinie chirurgii. Jako nauczyciel w jednym z nowo wybudowanych szpitali klinicznych w Londynie Robert Liston niewątpliwie brał udział w trwającej wówczas transformacji.

Mierzący sto osiemdziesiąt osiem centymetrów wzrostu Liston był o dwadzieścia centymetrów wyższy od przeciętnego Brytyjczyka. Zyskał renomę dzięki brutalnej sile i szybkości, a mowa o czasach, gdy jedno i drugie miało zasadnicze znaczenie dla szans przeżycia pacjenta. Widzowie, którzy przyszli, żeby być świadkami operacji, mogli ją przeoczyć, jeśli choć na chwilę spojrzeli w inną stronę. Koledzy mówili o Listonie, że kiedy amputował, „odgłos piłowania dawał się słyszeć natychmiast po błysku jego noża, do tego stopnia, że te dwie czynności wydawały się niemal jednoczesne”. Miał podobno tak silną lewą rękę, że mógł jej użyć w charakterze opaski uciskowej, podczas gdy w prawej dzierżył nóż. Taki wyczyn wymagał zarówno siły, jak i zręczności, zważywszy, że podczas interwencji chirurga pacjent często szamotał się ze strachu i z bólu. Liston potrafił amputować nogę w trzydzieści sekund, a żeby mieć obie ręce wolne, często ściskał zakrwawiony nóż w zębach, nie przerywając pracy.

Szybkość Listona była zarazem darem i przekleństwem. Kiedyś wraz z amputowaną nogą przez przypadek odciął pacjentowi jądro. Najsłynniejsza (i przypuszczalnie apokryficzna) wpadka zdarzyła mu się w trakcie operacji, podczas której pracował tak szybko, że pozbawił swojego asystenta trzech palców, a zmieniając ostrza, rozciął płaszcz jednemu z widzów. Zarówno asystent, jak i pacjent zmarli potem w wyniku gangreny, a nieszczęsny obserwator z przerażenia wyzionął ducha na miejscu. Jest to jedyna w historii operacja, o której mówi się, że współczynnik umieralności wyniósł trzysta procent.

Ryzyko szoku i bólu stanowiło ograniczenie dla leczenia chirurgicznego przed pojawieniem się środków znieczulających. W pewnym osiemnastowiecznym tekście dotyczącym chirurgii napisano: „Bolesne metody są zawsze ostatnim remedium w rękach człowieka, który wykazuje prawdziwą biegłość w swej profesji; są też pierwszym, a raczej jedynym remedium dla tego, którego wiedza ogranicza się do sztuki operowania”. Ci, którzy byli na tyle zdesperowani, żeby pójść pod nóż, cierpieli niewyobrażalne katusze.

Trauma wywołana przeżyciami z sali operacyjnej mogła dotknąć także znajdujących się na widowni studentów. Szkocki położnik James Y. Simpson uciekł z pokazu amputacji piersi, gdy studiował na Uniwersytecie Edynburskim. Widok tkanek miękkich, unoszonych narzędziem w kształcie haka, i chirurga przygotowującego się do wykonania dwóch radykalnych cięć wokół piersi okazał się dla Simpsona nie do zniesienia. Przecisnął się przez tłum, opuścił salę, wypadł przez bramę szpitala i skierował się na Parliament Square, gdzie oznajmił jednym tchem, że teraz chce studiować prawo. Na szczęście dla potomności, Simpsona – który wynalazł później chloroform – odwiedziono od zmiany kierunku studiów.

Chociaż Liston doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co czeka jego pacjentów na stole operacyjnym, często bagatelizował te okropności, żeby chronić ich nerwy. Zaledwie kilka miesięcy przed eksperymentem z eterem amputował nogę dwunastolatkowi, który nazywał się Henry Pace i cierpiał z powodu opuchlizny prawego kolana wywołanej gruźlicą. Chłopiec zapytał chirurga, czy operacja będzie bolesna, na co Liston odparł: „Nie bardziej niż wyrwanie zęba”. Gdy nadszedł czas, żeby amputować nogę, Henry’ego przyprowadzono do sali operacyjnej z zawiązanymi oczami, a asystenci Listona przygnietli go do stołu. Chłopiec doliczył się sześciu pociągnięć piły, zanim postradał kończynę. Sześćdziesiąt lat później opowiedział tę historię studentom medycyny w londyńskim University College i niewątpliwie miał świeżo w pamięci tamto przerażające przeżycie, jako że siedział w tym samym szpitalu, w którym stracił nogę.

Podobnie jak wielu chirurgów operujących przed wynalezieniem środków znieczulających Liston potrafił się uodpornić na krzyki i protesty osób przypiętych pasami do poplamionego krwią stołu operacyjnego. Pewnego razu jego pacjent, który miał mieć usunięty kamień z pęcherza, uciekł z przerażeniem z sali i zamknął się w toalecie, zanim zabieg się rozpoczął. Liston, depcząc mu po piętach, wyważył drzwi i zaciągnął wrzeszczącego mężczyznę z powrotem do sali operacyjnej. Tam solidnie go związał i wprowadził mu zagiętą metalową rurkę przez penis do pęcherza. Następnie wsunął palec w odbytnicę pacjenta, starając się namacać kamień. Gdy tylko go zlokalizował, jego asystent wyjął metalową rurkę i zastąpił ją drewnianym prętem, który służył za wskaźnik, żeby chirurg pechowo nie rozerwał odbytnicy lub jelit pacjenta, kiedy zacznie głęboko nacinać pęcherz. Gdy pręt znalazł się na swoim miejscu, Liston ukośnie przeciął włóknisty mięsień moszny, aż dosięgnął drewnianego pręta. Potem użył sondy, żeby rozszerzyć otwór, rozdzierając przy tym prostatę. Wyjął wówczas drewniany pręt i za pomocą szczypiec wydobył kamień z pęcherza.

Liston – który ponoć posługiwał się nożem najszybciej na całym West Endzie – zdołał to wszystko przeprowadzić zaledwie w niecałe sześćdziesiąt sekund.

*

Teraz, na kilka dni przed Bożym Narodzeniem, stojąc przed widzami zgromadzonymi w nowej sali operacyjnej należącej do University College London, ten doświadczony chirurg trzymał w dłoniach słój z przejrzystym płynnym eterem, który mógł wyeliminować potrzebę pośpiechu w chirurgii. Gdyby eter okazał się tak skuteczny, jak twierdzili Amerykanie, charakter zabiegów operacyjnych na zawsze by się zmienił. A jednak Liston nie mógł się nie zastanawiać, czy nie jest on tylko jeszcze jednym wytworem szarlatanerii, o niewielkiej albo żadnej użyteczności w chirurgii.

Atmosfera była napięta. Zaledwie piętnaście minut przed przybyciem Listona do amfiteatru jego kolega William Squire zwrócił się do zwartego tłumu gapiów, prosząc o ochotnika, na którym można by przeprowadzić eksperyment. Salę wypełnił nerwowy szmer. Squire trzymał w ręku przyrząd przypominający arabską fajkę wodną, wykonany ze szkła, z gumową rurką i maską w kształcie dzwonu. Urządzenie zostało zaprojektowane przez wuja Squire’a, londyńskiego farmaceutę, i zaledwie dwa dni wcześniej wykorzystane przez stomatologa Jamesa Robinsona podczas usunięcia zęba. Dla osób na widowni wyglądało obco. Nikt nie ośmielił się wyrazić zgody, żeby wypróbowano je na nim.

Doprowadzony do rozpaczy Squire kazał poddać się próbie Shelldrake’owi, dozorcy amfiteatru. Wybór okazał się nietrafiony, ponieważ mężczyzna był „gruby, rumiany i niewątpliwie miał wątrobę bardzo nawykłą do mocnych trunków”. Squire ostrożnie umieścił maskę na jego nalanej twarzy. Po kilku głębokich wdechach eteru dozorca podobno zerwał się ze stołu i wybiegł z sali, przeklinając na całe gardło chirurga i publiczność.

Zrezygnowano z dalszych testów. Nadeszła nieunikniona chwila.

O 14.25 wniesiono na noszach Fredericka Churchilla, trzydziestosześcioletniego kamerdynera z Harley Street. Ten młody człowiek cierpiał na chroniczne zapalenie szpiku kostnego golenia, bakteryjną infekcję kości, w wyniku której jego prawe kolano spuchło i było mocno zgięte. Pierwszą operację przeszedł trzy lata wcześniej. Otworzono wtedy obszar objęty stanem zapalnym i usunięto „kilka ciał o nieregularnym kształcie i warstwowej budowie”, których wielkość wahała się od rozmiarów ziarnka grochu do dużej fasoli. Churchill ponownie trafił do szpitala 23 listopada 1846 roku. Kilka dni później Liston wykonał nacięcie i wsunął sondę w jego kolano. Nieumytymi rękami namacał kość, chcąc się upewnić, czy nie jest luźna. Potem kazał przemyć ranę ciepłą wodą i zabandażować, a pacjentowi pozwolić odpocząć. Jednak w ciągu następnych kilku dni stan Churchilla się pogorszył. Wkrótce pacjent zaczął odczuwać ostry ból, który promieniował od biodra do palców stóp. Powtórzyło się to trzy tygodnie później i wówczas Liston zdecydował, że noga musi zostać amputowana.

Churchilla przyniesiono na noszach do sali operacyjnej i ułożono na drewnianym stole. Dwóch asystentów stało w pobliżu, na wypadek gdyby eter nie poskutkował i byliby zmuszeni przytrzymać przerażonego pacjenta, kiedy Liston będzie mu amputował nogę. Na znak Listona Squire podszedł do stołu i przyłożył maskę do ust Churchilla. Po kilku minutach pacjent stracił przytomność. Wtedy Squire umieścił na jego twarzy nasączoną eterem chusteczkę do nosa, by mieć pewność, że mężczyzna nie obudzi się w trakcie operacji. Skinął głową w stronę Listona i powiedział: „Myślę, że to mu wystarczy, sir”.

Liston otworzył długi futerał i wyjął prosty nóż amputacyjny własnego pomysłu. Jeden z obserwatorów, który znalazł się tamtego popołudnia na widowni, zauważył, że musiało to być jego ulubione narzędzie, ponieważ na rękojeści widniały niewielkie nacięcia wskazujące, ile razy chirurg wcześniej go użył. Liston musnął klingę paznokciem kciuka, sprawdzając, czy jest wystarczająco ostra. Przekonawszy się, że spełni swoją funkcję, polecił asystentowi Williamowi Cadge’owi, żeby „zajął się tętnicą”, a następnie zwrócił się do publiczności.

„A teraz, panowie, zmierzcie mi czas!”, wykrzyknął. Rozległ się szum, gdy z kamizelek wyciągano zegarki kieszonkowe i otwierano wieczka.

Liston odwrócił się do pacjenta i zacisnął lewą dłoń na jego udzie. Jednym szybkim ruchem wykonał nacięcie nad prawym kolanem. Któryś z jego asystentów natychmiast zacisnął wokół nogi krępulec, żeby zatamować krwotok, podczas gdy Liston włożył palce pod płat skóry, by odciągnąć ją do tyłu. Wykonał nożem serię kolejnych szybkich manewrów, odsłaniając kość udową, a potem przerwał.

Wielu chirurgów odczuwało obawy przed przystąpieniem do przepiłowania odsłoniętej kości. We wcześniejszych latach XIX wieku Charles Bell uczulał studentów, żeby piłowali powoli i z rozwagą. Nawet ci, którzy mieli wprawę w wykonywaniu nacięć, mogli stracić zimną krew, gdy przychodziło do odcięcia kończyny. W 1823 roku Thomas Alcock oznajmił, że „ludzkość wzdryga się na myśl, iż ludzie niemający wprawy w posługiwaniu się innymi narzędziami poza codziennym używaniem noża i widelca ośmielają się bezbożnymi rękoma operować swych cierpiących bliźnich”. Przywołał mrożącą krew w żyłach historię chirurga, którego piła tak mocno zaklinowała się w kości, że nie dało się jej ruszyć. Żyjący w tym samym czasie William Gibson radził nowicjuszom ćwiczyć na kawałkach drewna, żeby uniknąć tak koszmarnych przygód.

Liston wręczył nóż jednemu z dresserów, który podał mu w zamian piłę. Ten sam asystent podciągnął do góry mięśnie, które później miały zostać wykorzystane do uformowania pacjentowi odpowiedniego kikuta po amputacji. Słynny chirurg wykonał sześć ruchów, zanim kończyna odpadła i trafiła do rąk drugiego asystenta, który tylko na to czekał i niezwłocznie wrzucił ją do stojącej tuż obok stołu operacyjnego skrzyni wypełnionej trocinami.

Tymczasem pierwszy asystent na moment rozluźnił krępulec, żeby odsłonić odcięte tętnice i żyły wymagające związania. Podczas amputacji w połowie uda w ten sposób na ogół należy zabezpieczyć jedenaście naczyń krwionośnych. Liston zawiązał główną tętnicę na węzeł płaski, a następnie zajął się mniejszymi naczyniami, podciągając je do góry jedno po drugim za pomocą ostrego narzędzia zwanego haczykiem chirurgicznym. Asystent ponownie poluzował krępulec, gdy Liston zszywał pozostałe tkanki.

Odcięcie Churchillowi prawej nogi zajęło Listonowi dwadzieścia osiem sekund. W tym czasie pacjent ani się nie wiercił, ani nie krzyczał. Gdy młody człowiek zbudził się kilka minut później, zapytał podobno, kiedy zacznie się operacja. W odpowiedzi pokazano mu podniesioną z podłogi odciętą nogę, ku rozbawieniu widzów, którzy siedzieli zdumieni tym, czego właśnie byli świadkami. Liston, z twarzą pojaśniałą od ekscytacji tą chwilą, oznajmił zebranym: „Ta jankeska sztuczka, panowie, bije mesmeryzm na głowę!”.

Wiek męczarni zbliżał się do końca.

*

Dwa dni później chirurg James Miller przeczytał napisany w pośpiechu list Roberta Listona do jego studentów w Edynburgu, „obwieszczający w entuzjastycznych słowach, że nad chirurgią rozbłysło nowe światło”. W ciągu kilku pierwszych miesięcy 1847 roku zarówno chirurdzy, jak i zaciekawione znane osobistości odwiedzali sale operacyjne, żeby być świadkami cudownego działania eteru. Wszyscy, od sir Charlesa Napiera, kolonialnego gubernatora jednej z dzisiejszych prowincji Pakistanu, po księcia Jérôme’a Bonapartego, najmłodszego brata Napoleona I, przychodzili, by zobaczyć na własne oczy rezultaty jego stosowania.

Ukuto termin „eteryzacja”, a jej stosowanie w chirurgii było opiewane w gazetach w całym kraju. Szerzyły się wieści o ogromnej skuteczności tej metody. „Historia medycyny nie zna odpowiednika olbrzymiego sukcesu, który towarzyszy użyciu eteru”, napisano w „Exeter Flying Post”. Również londyński „People’s Journal” wychwalał triumf Listona: „Ach, cóż to za rozkosz dla każdego współczującego serca ogłoszenie tego imponującego odkrycia, jakim jest moc kojenia uczucia bólu, zasłaniania przed oczyma i pamięcią wszystkich okropności operacji. ZWYCIĘŻYLIŚMY BÓL!”.

Równie doniosła, jak sukces Listona z eterem, okazała się obecność w sali operacyjnej pewnego młodego człowieka, Josepha Listera, który tamtego dnia siedział spokojnie w tylnej części amfiteatru. Gdy ów początkujący student medycyny wyszedł na Gower Street, oszołomiony i oczarowany dramatycznym pokazem, uświadomił sobie, że charakter jego przyszłego zawodu zmieni się na zawsze. On i jego koledzy ze studiów już nie będą musieli oglądać „tak strasznej i przygnębiającej sceny” jak ta, którą obserwował William Wilde, student chirurgii będący niechętnym świadkiem usunięcia pacjentowi gałki ocznej bez znieczulenia. Nie będą również czuli potrzeby, aby uciec, jak to robił John Flint South, ilekroć krzyki masakrowanych przez chirurga ludzi stawały się nie do zniesienia.

Mimo to gdy Lister przeciskał się przez tłumy mężczyzn podających sobie ręce i gratulujących sobie wyboru zawodu, dumnych z tego wspaniałego sukcesu, dobrze wiedział, że ból jest tylko jedną z przeszkód na drodze do udanej operacji.

Wiedział, że od tysięcy lat wszechobecne ryzyko infekcji znacznie ogranicza możliwości chirurga. Na przykład otworzenie brzucha niemal zawsze okazywało się śmiertelne z tego właśnie powodu. Również klatka piersiowa była niedostępna. Przeważnie, podczas gdy lekarze leczyli choroby wewnętrzne – stąd używany do dziś termin „medycyna wewnętrzna” – chirurdzy zajmowali się schorzeniami drugorzędnymi: zranieniami, złamaniami, wrzodami na skórze, oparzeniami. Nóż chirurga wnikał głęboko w ciało jedynie w wypadku amputacji. Przeżycie operacji to jedno. Inną kwestią był pełny powrót do zdrowia.

Jak się okazało, w ciągu dwóch dekad, które nastąpiły bezpośrednio po spopularyzowaniu anestezji, wyniki operacji się pogorszyły. Dzięki nowo odkrytej pewności siebie biorącej się z operowania bez zadawania bólu chirurdzy coraz chętniej chwytali za nóż, powodując wzrost liczby infekcji i przypadków szoku pooperacyjnego. W salach operacyjnych zapanował brud większy niż kiedykolwiek, ponieważ przeprowadzano więcej zabiegów. Chirurdzy, którzy nadal nie rozumieli przyczyn infekcji, operowali wielu pacjentów jednego po drugim, używając za każdym razem tych samych nieumytych narzędzi. Im większy tłok panował w salach operacyjnych, tym mniejsze było prawdopodobieństwo, że przedsięwzięto choćby najbardziej elementarne środki ostrożności w zakresie higieny. Z tych, którzy trafiali pod nóż chirurga, wielu albo umierało, albo nigdy nie wracało w pełni do zdrowia, pozostając do końca życia inwalidami. Był to powszechny problem. Na całym świecie pacjenci coraz bardziej bali się słowa „szpital”, a najzdolniejsi chirurdzy tracili wiarę we własne umiejętności.

Przy okazji triumfu Roberta Listona w związku z użyciem eteru Lister był świadkiem wyeliminowania pierwszej z dwóch głównych przeszkód uniemożliwiających udaną operację – teraz mogły być przeprowadzane bez zadawania bólu. Joseph Lister, będący człowiekiem niezwykle spostrzegawczym, zainspirowany tym, co zobaczył po południu 21 grudnia, miał już wkrótce przystąpić do wyjaśniania przyczyn i natury infekcji pooperacyjnych, próbując znaleźć rozwiązanie tego problemu. Poświęcił na to resztę życia. W cieniu jednego z ostatnich w tym zawodzie wielkich rzeźników miała się niebawem rozpocząć kolejna rewolucja chirurgiczna.

A. C. Clarke, _Profiles of the Future_, London 1962, s. 25.

J. F. South, _Memorials of John Flint South. Twice President of the Royal College of Surgeons, and Surgeon to St. Thomas’s Hospital_, London 1884, s. 27.

Tamże, s. 127, 128, 160.

Tamże, s. 127.

Paolo Mascagni, _Anatomia universa XLIV_, Pisa 1823; cyt. za: A. Cunningham, _The Anatomist Anatomis’d. An Experimental Discipline in Enlightenment Europe_, Farnham 2010, s. 25.

J. J. Rousseau, _Przechadzki samotnego marzyciela. Przechadzka siódma_, tłum. M. Gniewiewska, Warszawa 1967, s. 125.

J. J. Rivlin, _Getting a Medical Qualification in England in the Nineteenth Century_, http://www.evolve360.co.uk/data/10/docs/09/09rivlin.pdf , na podstawie referatu wygłoszonego na wspólnym zebraniu Liverpoolskiego Towarzystwa Historii Medycyny i Liverpoolskiego Towarzystwa Historii Nauki i Techniki, 12 października 1996.

T. Percival, _Medical Jurisprudence; or a Code of Ethics and Institutes, Adapted to the Professions of Physic and Surgery_, Manchester 1794, s. 16.

F. Nightingale, _Notes on Hospitals_, London 1863, s. iii.

Cyt. za: P. Vinten-Johansen i in., _Cholera, Chloroform, and the Science of Medicine. A Life of John Snow_, Oxford 2003, s. 111. Zob. też: R. Hollingham, _Blood and Guts. A History of Surgery_, London 2008; V. Robinson, _Victory over Pain. A History of Anesthesia_, London 1947, s. 141–150; A. Winter, _Mesmerized. Powers of the Mind in Victorian Britain_, Chicago 1998, s. 180.

Cyt. za: S. Parker, _Kill or Cure. An Illustrated History of Medicine_, London 2013, s. 174.

H. J. Bigelow, _Insensibility During Surgical Operations Produced by Inhalation_, „The Boston Medical and Surgical Journal”, 18 listopada 1846, s. 309.

T. J. Hatton, _How Have Europeans Grown So Tall?_, „Oxford Economic Papers”, 1 września 2013.

D’A. Power, _Liston, Robert (1794–1847)_, w: J. Loudon (rev.), _Oxford Dictionary of National Biography_, Oxford 2004, www.oxforddnb.com.

J. Pearson, _Principles of Surgery_, Boston 1832, s. vii.

M. Simpson, _Simpson the Obstetrician_, London 1972, s. 41; za: A. J. Youngson, _The Scientific Revolution in Victorian Medicine_, London 1979, s. 28.

F. W. Cock, _Anecdota Listoniensa_, „University College Hospital Magazine” 1911, s. 55; cyt. za: P. Stanley, _For Fear of Pain. British Surgery, 1790–1850_, New York 2002, s. 313.

Pace został również wymieniony przez Listona w jego opisach przypadku. Zob.: Liston casebook, grudzień 1845–luty 1847, UCH/MR/1/61, University College London.

Cyt. za: H. Ellis, _A History of Surgery_, London 2001, s. 85.

Cyt. za: R. Hollingham, _Blood and Guts_, dz. cyt., s. 59–64.

F. W. Cock, _The First Operation Under Ether in Europe. The Story of Three Days_, „University College Hospital Magazine”, 1 (1911), s. 127–144.

Ch. Bell, _Illustrations of the Great Operations of Surgery_, London 1821, s. 62; cyt. za: P. Stanley, _For Fear of Pain_, dz. cyt., s. 83.

T. Alcock, _An Essay on the Education and Duties of the General Practitioner in Medicine and Surgery w Transactions of the Associated Apothecaries and Surgeon Apothecaries of England and Wales_, London 1823, s. 53; cyt. za: P. Stanley, _For Fear of Pain_, dz. cyt., s. 83.

W. Gibson, _Institutes and Practice of Surgery_, Philadelphia 1841, s. 504; cyt. za: P. Stanley, _For Fear of Pain_, dz. cyt., s. 83.

J. Miller, _Surgical Experience of Chloroform_, Edinburgh 1848, s. 7; cyt. za: P. Stanley, _For Fear of Pain_, dz. cyt., s. 295.

_Etherization in Surgery_, „Exeter Flying Post”, 24 czerwca 1847, s. 4.

_The Good News from America_, w: J. Saunders (ed.), „People’s Journal”, London 1846–, 9 stycznia 1847, s. 25.

T. G. Wilson, _Victorian Doctor, Being the Life of Sir William Wilde_, London 1942, s. 90; cyt. za: P. Stanley, _For Fear of Pain_, dz. cyt., s. 174.

J. F. South, _Memorials of John Flint South_, dz. cyt., s. 36.

J. L. Gaw, _„Time to Heal”. The Diffusion of Listerism in Victorian Britain_, Philadelphia 1999, s. 8.1

Przez soczewkę

Nie przeoczmy kolejnego doniosłego faktu, że nauka nie tylko leży u podstaw rzeźby, malarstwa, muzyki, poezji, lecz że sama w sobie jest poetycka. Ci, którzy stale zajmują się badaniami naukowymi, pokazują nam, że uprawiają z nie mniejszym, a wręcz z większym zaangażowaniem niż inni, poezję swych dyscyplin.

Herbert Spencer

Mały Joseph Lister, wspiąwszy się na palce, przyłożył oko do okularu najnowszego profesjonalnego mikroskopu swojego ojca. W porównaniu ze składanymi modelami, które turyści wciskali w kieszenie i zabierali ze sobą na wycieczki nad morze, stojący przed nim przyrząd był znacznie okazalszy. Lśniący, piękny, potężny, stanowił symbol postępu naukowego.

Gdy Lister po raz pierwszy w życiu popatrzył przez obiektyw mikroskopu, zachwycił się bogactwem świata, który wcześniej skrywał się przed jego wzrokiem. Niezmiernie go cieszyła pozornie nieograniczona mnogość obiektów, które mógł obserwować przez soczewkę powiększającą. Pewnego razu wyłowił z morza krewetkę i patrzył z podziwem, jak „serce bije bardzo szybko”, a „aorta pulsuje”. Gdy żyjątko wiło się pod jego spojrzeniem, zauważył, że krew krąży powoli pod powierzchnią odnóży i w tylnej części serca.

Lister przyszedł na świat 5 kwietnia 1827 roku, bez fanfar. Sześć miesięcy później jego matka napisała jednak z zachwytem w liście do męża: „Dzidziuś jest dziś wyjątkowo rozkoszny”. Był czwartym dzieckiem i drugim synem tej pary, jednym z siedmiorga, które urodziły się Josephowi Jacksonowi Listerowi i jego żonie Isabelli, małżeństwu pobożnych kwakrów.

Dorastając, Lister miał mnóstwo okazji do eksplorowania miniaturowych światów pod mikroskopem. Styl życia kwakrów cechowała prostota. Josephowi nie wolno było polować, uprawiać sportu ani chodzić do teatru. Życie stanowiło dar, z którego należało korzystać, wielbiąc Boga i pomagając sąsiadom, a nie trwoniąc czas na głupstwa. Z tego względu wielu kwakrów oddawało się działalności naukowej, jednej z nielicznych rozrywek, na które zezwalała ich religia. Nawet wśród osób dysponujących skromnymi środkami nierzadko można było spotkać intelektualistę o znacznych osiągnięciach naukowych.

Przykładem był ojciec Listera. W wieku czternastu lat porzucił szkołę i został terminatorem u swojego ojca, kupca winnego. Chociaż w epoce wiktoriańskiej wielu kwakrów powstrzymywało się od spożywania alkoholu, ich religia nie zakazywała tego wprost. Rodzinny interes Listerów miał kilkusetletnią tradycję i zaczął działać w czasach, gdy wśród kwakrów nie rozpowszechniła się jeszcze abstynencja. Joseph Jackson został wspólnikiem w winiarskiej firmie ojca, ale to odkrycia z dziedziny optyki zapewniły mu światową sławę w latach dzieciństwa Listera. Po raz pierwszy zainteresował się tą dyscypliną jako młody chłopak, gdy odkrył, że pęcherzyk powietrza uwięziony w szybie w gabinecie ojca działa jak prosta lupa.

Na początku XIX wieku większość mikroskopów sprzedawano jako zabawki dla dżentelmenów. Były przechowywane w kosztownych kasetach wyłożonych aksamitem, a niektóre montowano na kwadratowych drewnianych podstawach, w których mieściły się szufladki na akcesoria, gdzie trzymano zapasowe soczewki, narzędzia laboratoryjne i dodatkowe wyposażenie, najczęściej w ogóle nieużywane. Producenci zazwyczaj zaopatrywali swoich klientów w zestaw szkiełek z gotowymi preparatami w postaci fragmentów kości zwierzęcych, rybich łusek i delikatnych kwiatów. Bardzo niewiele osób kupujących w tamtych czasach mikroskopy robiło to w poważnych celach naukowych.

Joseph Jackson Lister stanowił wyjątek. Został wielkim entuzjastą tego przyrządu i w latach 1824–1843 udało mu się skorygować wiele jego usterek. Większość soczewek powodowała deformację obrazu, ponieważ światło o różnej długości fal, przechodząc przez szkło, załamywało się pod różnym kątem. Dlatego wokół obserwowanego przedmiotu powstawała fioletowa obwódka i ze względu na to zjawisko wiele osób traciło zaufanie do odkryć dokonywanych za pomocą mikroskopu. Joseph Jackson trudził się, żeby usunąć tę wadę, i w 1830 roku zaprezentował soczewkę achromatyczną własnego pomysłu, która eliminowała ową irytującą obwódkę. Chociaż był zajęty prowadzeniem firmy, znajdował czas na samodzielne szlifowanie soczewek i dostarczanie wyliczeń matematycznych niezbędnych do ich wytwarzania kilku czołowym producentom mikroskopów w Londynie. W 1832 roku dzięki swoim osiągnięciom został członkiem Towarzystwa Królewskiego.

Na pierwszym piętrze domu, w którym mały Lister spędził dzieciństwo, znajdowało się „muzeum”, pokój wypełniony setkami skamienielin i innych okazów, gromadzonych latami przez różnych członków rodziny. Jego ojciec nalegał, żeby każde z dzieci czytało mu codziennie rano, gdy się ubierał. Ich biblioteka obejmowała zbiór dzieł religijnych i naukowych. Jednym z pierwszych prezentów, jaki Joseph Jackson dał swojemu synowi, była czterotomowa książka zatytułowana _Evenings at Home; or, The Juvenile Budget Opened_ , zawierająca baśnie i opowieści o tematyce przyrodniczej.

W młodości Lister uniknął wielu niebezpiecznych kuracji, jakich doświadczyli niektórzy z jego rówieśników, ponieważ jego ojciec wierzył w _vis medicatrix naturae_, czyli „lecznicze działanie natury”. Jak wielu kwakrów Joseph Jackson był terapeutycznym nihilistą, to znaczy wyznawał pogląd, że w procesie leczenia najważniejszą rolę odgrywa opatrzność. Uważał, że wprowadzanie do organizmu obcych substancji jest niepotrzebne, a niekiedy wręcz zagraża życiu. W czasach gdy większość mikstur leczniczych zawierała wysoce toksyczne narkotyki, takie jak heroina, kokaina i opium, przekonania Josepha Jacksona być może nie były całkiem bezpodstawne.

Ze względu na zasady, których ściśle przestrzegali domownicy, wszystkich w rodzinie bardzo zaskoczyło, gdy młody Lister oznajmił, że chce zostać chirurgiem, był to bowiem zawód zakładający fizyczne interweniowanie w Boże dzieło. Wśród jego krewnych, z wyjątkiem jakiegoś dalekiego kuzyna, nie było lekarzy. Tymczasem zwłaszcza chirurgia wiązała się z pewnego rodzaju społecznym napiętnowaniem, i to nie tylko w środowisku kwakrów. Chirurg był w dużej mierze postrzegany jako pracownik fizyczny, który posługuje się rękami, żeby zarobić na życie, bardzo podobnie jak dzisiaj ślusarz czy hydraulik. Nic lepiej nie dowodziło podrzędnej pozycji chirurgów niż ich względne ubóstwo. Przed 1848 rokiem żaden ważniejszy szpital nie zatrudniał na stałe chirurga, a większość przedstawicieli tego zawodu (z kilkoma godnymi uwagi wyjątkami) bardzo niewiele zarabiała na prowadzeniu prywatnej praktyki.

W młodości Lister zupełnie się jednak nie zastanawiał nad tym, jaki wpływ może mieć kariera medyczna na jego społeczną i finansową pozycję w późniejszym życiu. Latem 1841 roku, kiedy miał czternaście lat, napisał w liście do ojca, który wyjechał w interesach związanych z prowadzeniem rodzinnej firmy winiarskiej: „Gdy Mama wyszła, zostałem sam i nie miałem nic do roboty, więc rysowałem szkielety”. Poprosił też o pędzel z włosia sobola, żeby mógł „pocieniować innego człowieka i pokazać resztę mięśni”. Narysował i podpisał wszystkie kości czaszki, a także kości rąk widziane z przodu i z tyłu. Podobnie jak ojciec, młody Lister był biegłym rysownikiem – ta umiejętność miała mu później pomóc w zdumiewająco szczegółowym dokumentowaniu własnych obserwacji w trakcie kariery medycznej.

Tamtego lata, w 1841 roku, Lister był także zaabsorbowany preparowaniem głowy owcy i w tym samym liście oznajmił: „Usunąłem prawie całe mięso; i myślę, że cały mózg, umieściłem ją w kadzi do macerowania”. Zrobił to, żeby zmiękczyć pozostałe na czaszce tkanki. Później udało mu się złożyć szkielet żaby. Przeprowadził jej sekcję, a wcześniej ukradł z komody swojej siostry deseczkę, na której przymocował stworzenie. Radośnie podekscytowany napisał do ojca: „Wygląda, jakby miała zaraz skoczyć”, i dodał konspiracyjnie: „Nie mów Mary o deseczce”.

Niezależnie od zastrzeżeń, jakie miał do profesji medycznej Joseph Jackson Lister, było jasne, że jego syn wkrótce dołączy do szeregu jej przedstawicieli.

*

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_

H. Spencer, _Education. Intellectual, Moral, and Physical_, New York 1861, s. 81–82.

Cyt. za: R. J. Godlee, _Lord Lister_, London 1918, s. 28.

Isabella Lister do Josepha Jacksona Listera, 21 października 1827, MS 6963/6, Wellcome Library.

R. B. Fisher, _Joseph Lister, 1827–1912_, London 1977, s. 23.

Tamże, s. 35.

Joseph Lister do Isabelli Lister, 21 lutego 1841, MS 6967/17, Wellcome Library.

Cyt. za: R. J. Godlee, _Lord Lister_, dz. cyt., s. 14.

Tamże.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: