Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Saga Wojny Mroku. Tom 1. Lot Nocnych Jastrzębi - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
13 maja 2024
Ebook
29,99 zł
Audiobook
49,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Saga Wojny Mroku. Tom 1. Lot Nocnych Jastrzębi - ebook

Epic fantasy w pełnej krasie od amerykańskiego mistrza gatunku.

To nie była dobra noc dla maga, który stoi na czele Konklawe Cieni. Sen zwiastujący zagładę całego magicznego świata jest tak sugestywny, że bohater budzi się zlany potem. Pug zdaje sobie sprawę, że to nie tylko nocne widziadło, ale zapowiedź realnego zagrożenia. Zwłaszcza że w Midkemii zaczyna ginąć szlachta czystej krwi. Kto stoi za spiskiem? Czyżby dawni wrogowie znowu podnieśli łby?

Fantastyczne wydarzenia pierwszej części trylogii pochłoną fanów powieści Davida Eddingsa.

Saga Wojny Mroku

Trylogia epic fantasy o świecie Midkemii i staraniach bohaterów, by odeprzeć zastępy wrogich najeźdźców.

Raymond E. Feist (ur. 1945) - jeden z najsłynniejszych współczesnych twórców fantastyki. Do jego najważniejszych utworów należą "Książę Krwi" i "Królewski Bukanier". Na kanwie jego powieści stworzono gry komputerowe "Betrayal at Krondor" oraz "Return to Krondor".

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-271-5467-1
Rozmiar pliku: 560 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PODZIĘKOWANIA

Robiłem to w przeszłości i nie zamierzam przestać do czasu, aż po Midkemii nie zostanie ślad. Nieustające podziękowania kieruję do matek i ojców tej planety za to, że dali mi tak cudowne miejsce do zabawy. Od trzydziestu lat, od czwartkowego do piątkowego wieczoru, dźwięczą mi w uszach wasze zachęty, gdy zasiadam do spisania kolejnej historii z tego świata.

Jak zawsze dziękuję Jonathanowi Matsonowi za to, że jest moim przyjacielem i zawsze służy mi radą.

Wydawcom za to, że robią, co mogą, zwłaszcza gdy wszystko staje na głowie.

Mamie za nieustającą inspirację, ogromną cierpliwość i niedającą się opisać miłość.

Dzieciom za to, że dały mi lepszy cel w życiu niż tylko zaspokajanie własnych potrzeb.

Paniom, z którymi jadam, dziękuję za chwile radości, uczuć, dramatyzmu i przelotne ukazanie świata, którego zupełnie nie pojmuję.

Dziękuję także nowym przyjaciołom i firmom, które czynią ten świat ciekawszym.

Oraz czytelnikom, którzy sprawiają, że mam chęć do dalszej pracy.

Bez wyżej wymienionych osób i paru innych, o których tutaj nie wspomniałem, życie nie byłoby warte tej męki.

Raymond E. Feist,
San Diego, Kalifornia,
lipiec 2005 r.PROLOG

Zapowiedź

Burza już się kończyła.

Pug balansował, skacząc po kamieniach. Z trudem znajdował oparcie na ich ostrych krawędziach, gdy przemykał nad utworzonymi przez przybój kałużami. Strzelał przy tym oczami w kierunku każdego wypełnionego wodą zagłębienia przy ścianie klifu, poszukując kolczastych stworzeń zagnanych na płycizny przez niedawny sztorm.

Chłopięce mięśnie napięły się pod cienką koszulką, kiedy przekładał worek pełen piaskopełzaczy, skałoszczypiec i krabów wyłowionych z tego morskiego ogrodu. Popołudniowe słońce rozświetlało unoszącą się wokół niego wodną mgiełkę, a zachodni wiatr rozwiewał mu kasztanowe włosy. Pug położył worek na kamieniach, sprawdził, czy rzemień jest dobrze zawiązany, a potem przysiadł na piaszczystej łasze. Nie zdążył zapełnić worka, ale miał jeszcze godzinę, jeśli nie więcej, na dalsze poszukiwania, mógł więc sobie pozwolić na odrobinę odpoczynku. Kucharz imieniem Megar nie marudził o spóźnienia, pod warunkiem że dostawał tyle zdobyczy, ile potrzebował. Dlatego Pug ze spokojem oparł się plecami o spory głaz i przymknął powieki.

Nagle otworzył szeroko oczy.

Wiedział, że zasnął. To znaczy pamiętał, że zrobił to w tym miejscu poprzednim razem... Natychmiast się podniósł.

Owionęła go zimna, wodna zawiesina. Od momentu gdy zamknął oczy, minęło sporo czasu. Poczuł narastający w piersi lęk i zrozumiał, że siedzi tu zbyt długo. Na zachodzie, daleko nad morzem i widocznymi na horyzoncie skałami Sześciu Sióstr, wisiała gruba zasłona ołowianych chmur. Skłębione obłoki mknęły po niebie, zostawiając za sobą welon ciemnych strug deszczu, zwiastujących nadejście następnego, tak charakterystycznego dla tych okolic, letniego sztormu. Wichura gnała nawałnicę z zadziwiającą prędkością, każdy kolejny odgłos gromu był o wiele głośniejszy od poprzedniego.

Pug odwrócił się i rozejrzał we wszystkie strony. Coś tu było nie tak, i to bardzo. Pamiętał, że odwiedzał te skały już wiele razy, ale... Był tutaj, bez dwóch zdań. Nie tylko w tym miejscu, ale w tym samym momencie!

Nieco na południe wysoko w niebo pięły się pionowe urwiska Zgryzoty Żeglarza. Spienione fale rozbijały się raz po raz o podstawę tej skalnej iglicy. Na ich szczytach, daleko przed linią przyboju, widać było kołnierze białej piany, widomy znak zbliżającego się szybko sztormu. Pug wiedział, że grozi mu wielkie niebezpieczeństwo. Letni, nagły sztorm mógł bez trudu utopić kogoś, kto nie zdołał w porę uciec z plaży. A gdyby żywioł nabrał wystarczającej mocy, zdołałby zabrać nawet ludzi znajdujących się na skraju wydm. Chłopak chwycił worek i ruszył na północ, w kierunku zamku. Omijając wielkie kałuże, czuł, że wiatr z każdym podmuchem staje się zimniejszy. Gdy pierwsze chmury zaczęły się przesuwać przed tarczą słońca, na ziemi wokół niego zatańczyły bezkształtne cienie. Otaczające go przed chwilą barwy błyskawicznie wyblakły, przechodząc w różne stopnie szarości. Za jego plecami, nad morzem, błyskawica rozjaśniła na moment ołowianą pokrywę chmur. Chwilę później ryk fal rozbijających się o skały utonął w narastającym pomruku gromu. Pug przyspieszył kroku, gdy dotarł do pierwszego skrawka piaszczystej plaży.

Sztorm nadchodził szybciej, niż wydawało się to możliwe, pchając przed sobą wyjątkowo wysoką falę przypływu. Zanim chłopak zdołał dobiec do następnego ciągu basenów wielkich kałuż, pomiędzy linią przyboju a ścianą klifu pozostało nie więcej niż dziesięć stóp wolnej przestrzeni. Pug gnał po kamieniach tak szybko, jak mógł, nie narażając się przy tym na upadek, lecz gdy zeskakiwał z ostatniego na piasek, noga omsknęła mu się i stracił równowagę. Padając, skręcił sobie kostkę.

To nie zdarzyło się po raz pierwszy. Pamiętał ten skok, upadek, skręcenie kostki oraz uczucie paniki, gdy moment później zalała go zimna woda.

Rzucił spojrzenie w stronę morza, lecz zamiast fali, która miała przetoczyć się po jego ciele, zauważył cofającą się linię przyboju! Jakby morze zbierało się w sobie, ściągało wszystkie wody w jedno miejsce, aby wypiętrzyć je w niebo: połyskująca ściana sięgała już chmur. Gdy rozległ się ogłuszający ryk gromu, Pug przypadł do ziemi, pragnąc uniknąć zagrożenia z góry. Zaryzykował jednak uniesienie głowy, nie mogąc uwierzyć, jakim cudem chmury zdołały zebrać się w tak krótkim czasie. I gdzie podziało się słońce?

Tymczasem fala przyboju wciąż rosła i wznosiła się coraz wyżej. Zmartwiały z przerażenia Pug, obserwując ją, dostrzegł tuż pod powierzchnią poruszające się, niewyraźne kształty. Woda utworzyła coś na kształt pulsującej, zielonkawej tafli szkła. Nierównej, zmąconej tu i ówdzie wirującymi bąblami powietrza i piaskowymi skazami, ale na tyle przejrzystej, by mógł widzieć, że coś się za nią przesuwa.

Uzbrojone postacie stały w równych szeregach, gotowe w każdej chwili uderzyć na Crydee. Jedno słowo pojawiło się w umyśle Puga: Dasati.

Odwrócił się, zostawiając na piasku worek, i wyciągnął rękę, aby sięgnąć położonego wyżej stałego gruntu. Musiał ostrzec lorda Borrica! On będzie wiedział, co trzeba uczynić! Ale jak to zrobić, skoro książę nie żyje już od ponad stulecia?

Spanikowany dzieciak gramolił się na niewysokie zbocze, ale jego dłonie nie natrafiały na nic, czego mógłby się chwycić, a jedyna zdrowa stopa nie dawała odpowiedniego podparcia. Poczuł pod powiekami łzy bezsilności i raz jeszcze obejrzał się przez ramię.

Zamazane sylwetki wciąż majaczyły w ścianie wody. Im bliżej były powierzchni, tym wyżej sięgała fala, ciemniejsza teraz nawet od burzowych chmur. Zza niej wychynęła istota utkana z wielkiego gniewu – mroczny, bezkształtny, ale mimo wszystko zwarty twór. Czymkolwiek była, wiedziała, co robi i dokąd zmierza. Emanowało od niej czyste zło. Miazmat wrogości tak ogromnej, że sama świadomość jej obecności powaliła Puga na piach. Usiadł i czekał na jej nadejście.

Widział armię Dasatich maszerującą prosto na niego. Szeregi żołnierzy wynurzały się z fal kipiących czernią nienawiści istoty wiszącej wysoko na niebie. Pug wstał powoli, zaciskając pięści. Uniósł dumnie czoło, chociaż zdawał sobie sprawę z własnej bezsilności. Powinien coś zrobić, ale był tylko chłopcem, niespełna czternastoletnim, nieznającym żadnego fachu kuchcikiem. Nie miał rodziny ani nazwiska.

Gdy najbliższy z żołnierzy uniósł miecz, rozbrzmiał ryk potępieńczego tryumfu. Pug padł na kolana, słysząc głośniejszy od bicia dzwonu ton. Spodziewając się w każdej chwili ciosu, spojrzał w górę na wrogiego wojownika i dostrzegł jego wahanie. Fala za plecami Dasatich – teraz sięgająca o wiele wyżej niż najpotężniejsze wieże Crydee – wyglądała, jakby zastygła na moment, a później zaczęła się rozpadać i w końcu runęła, grzebiąc pod sobą wszystkich żołnierzy, zanim dosięgnęła i jego.

– Ach! – wrzasnął oblany potem Pug, siadając na łożu.

– Co się stało? – zapytała leżąca obok kobieta.

Spojrzał na żonę, raczej wyczuwając jej obecność, niż widząc ją pośród ciemności panujących w sypialnej izbie. Zaczerpnął tchu i odparł szybko:

– Nic takiego, to tylko sen.

Miranda podniosła się i położyła mu dłoń na ramieniu. Jednym ruchem palca zapaliła wszystkie świece znajdujące się wokół łoża. W ich migotliwym blasku ujrzała refleksy błądzące po jego mokrej skórze.

– Musiał być bardzo realistyczny – mruknęła. – Ociekasz potem.

Pug odwrócił się, by spojrzeć na nią w ciepłym blasku płomyków. Spędził z Mirandą u boku niemal połowę życia, a mimo to wciąż wydawała mu się zagadkowa, a czasem nawet prowokująca. W takich momentach jak ten był jednak wdzięczny za to, że ma ją pod ręką.

Dziwny związek ich łączył. Byli parą najbardziej obiecujących magów na Midkemii, co samo w sobie wyróżniało ich spośród mieszkańców tego świata. Ich losy skrzyżowały się, zanim doszło do pierwszego spotkania. Ojciec Mirandy, Macros Czarny, zmanipulował życie Puga do tego stopnia, że nawet dzisiaj, po latach małżeństwa, zastanawiali się nieraz, czy ich związek nie jest częścią jego sprytnego planu. Tak czy inaczej znaleźli w sobie nawzajem wsparcie, ale też spore wyzwanie.

Wstał z łoża. Gdy podszedł do misy z wodą i zanurzył w niej szmatkę, poprosiła:

– Opowiedz mi o tym śnie, Pug.

– Znów byłem dzieckiem – zaczął mówić, obmywając jednocześnie ciało. – Opowiadałem ci o tej przygodzie, kiedy nieomal utonąłem na plaży, tego samego dnia, gdy człowiek Kulgana imieniem Meecham uratował mnie przed dzikiem. Tym razem nie zdołałem uciec na wydmy, a z burzy wyłoniła się armia Dasatich.

Miranda podciągnęła się i oparła ramieniem o rzeźbione wezgłowie, to samo, które Pug podarował jej przed wielu laty.

– Nie dziwi mnie to – stwierdziła. – Czujesz się przytłoczony ostatnią porażką.

Skinął głową, a ona przez mgnienie oka dostrzegła w migotliwym blasku świec chłopca, jakim kiedyś był. Takie momenty należały do rzadkości. Miranda była znacznie starsza od swojego męża – dzieliło ich ponad pięćdziesiąt lat – ale Pug wydawał się najbardziej odpowiedzialnym członkiem Konklawe Cieni. Choć rzadko o tym mówił, wiedziała, że przed laty, podczas wojny ze Szmaragdową Królową, przydarzyło mu się coś straszliwego. W czasie gdy tkwił pomiędzy życiem i śmiercią, jego ciało bardzo ucierpiało od ognia potężnych demonów. Od tamtej pory był inny, delikatniejszy i mniej pewny siebie. Tylko najbliżsi zauważali tę przemianę, i to niezmiernie rzadko, ale fakt pozostawał faktem.

– To prawda, jestem przytłoczony – przyznał Pug. – Zakres moich obowiązków sprawia... że czuję się czasem taki... nieważny.

Uśmiechnęła się, wstała z łoża i stanęła za plecami męża. Mimo ponad stu lat Pug wyglądał wciąż na czterdziestolatka – sylwetkę miał szczupłą i muskularną, aczkolwiek w jego włosach pojawiły się ślady siwizny. Przeżył już prawie dwa ludzkie życia i chociaż Miranda była od niego starsza, doświadczył o wiele więcej niż ona. Przez cztery lata był niewolnikiem w Tsuranuanni, aby później zostać członkiem Bractwa Magów i jednym z najpotężniejszych ludzi w imperium – zwanym przez jednych Wielkim, a przez pozostałych Czarną Szatą.

Jego pierwsza żona, Katala, opuściła go, by wrócić do domu i umrzeć pośród swoich. Dopadła ją zaraza, której nie potrafili uleczyć ani magowie, ani medycy. Potem Pug stracił dzieci, a takiej potworności nie powinien doświadczyć żaden rodzic. Z jego dawnych przyjaciół pozostał już tylko Tomas, reszta odeszła zgodnie z panującym tu cyklem życia. Niektórych Miranda poznała osobiście, ale większość znała tylko ze słyszenia. Na przykład księcia Aruthę, którego jej mąż podziwiał nawet po tylu latach; ojca księcia, lorda Borrica, który nadał Pugowi nazwisko rodowe; księżniczkę Carlinę, obiekt jego młodzieńczych uczuć; Kulgana, pierwszego nauczyciela, i towarzyszącego mu zawsze Meechama.

Lista imion była długa, ale noszący je ludzie już nie żyli. Laurie, kompan z czasów niewolniczej pracy na bagnach Kelewanu, giermek Roland, wielu innych uczniów, którzy przewinęli się przez te wszystkie lata, Katala... jego dzieci: William i Gamina, ich dzieci. Przez moment rozmyślał o pozostałej dwójce synów, którzy ocaleli.

– Boję się o Magnusa i Caleba – powiedział, zniżając głos. Ton, jakim wypowiedział te słowa, zdradzał zatroskanie na równi z ich treścią.

Miranda przytuliła się do jego pleców. Miał chłodną i lepką skórę.

– Magnus ciężko pracuje z magami na Kelewanie, a Caleb powinien dotrzeć do Stardock najdalej jutro. Wracaj do łoża, pozwól mi ukoić twoje nerwy.

– Ty zawsze jesteś moim ukojeniem – wyszeptał. Odwrócił się ostrożnie w jej ramionach. Patrząc w twarz żony, znów podziwiał jej przymioty. Była piękna, ale i silna. Owal jej twarzy łagodziło wysokie czoło i delikatny zarys brody. Oczy miała ciemne i przenikliwe. – Czasami wydaje mi się, że ledwie cię znam, kochanie. Chyba z powodu twego zamiłowania do tajemnic. Ale są też takie chwile, gdy wydaje mi się, że znam cię lepiej niż kogokolwiek, nawet siebie. Jestem też pewien, że nikt inny nie rozumie mnie tak jak ty. – Przytulił ją mocniej, a potem zapytał: – Co teraz zrobimy?

– To, co musimy zrobić, kochanie – wyszeptała mu do ucha. – Wracaj do łoża. Do świtu zostało jeszcze wiele godzin.

Miranda zgasiła świece machnięciem dłoni i komnata znów pogrążyła się w kompletnych ciemnościach. Pug podążył za nią w stronę posłania, usiedli na nim jednocześnie, szukając zapomnienia w swoich ramionach.

Zmagał się jeszcze przez chwilę z obrazami widzianymi we śnie, ale w końcu zdołał je odgonić. Wiedział, co go niepokoi. Po raz kolejny los zmuszał go do działania wbrew prawdopodobieństwu. Znów będzie stawiał czoło echom wydarzeń, które miały miejsce na długo przed jego urodzeniem.

Dlaczego spędzam życie, piorąc brudy innych ludzi? – pomyślał. Znał odpowiedź na to pytanie. Pogodził się ze swym darem wiele lat temu, a wraz z nim musiał przyjąć ogromną odpowiedzialność. Ale to był najmniejszy problem ze wszystkich, albowiem tę akurat cechę miał we krwi.

A jednak, dodał w myślach, fajnie byłoby wrócić chociaż na dzień do czasów, gdy ja i Tomas byliśmy dziećmi, młodzikami przepojonymi ambicjami i nadziejami, a świat wydawał się przyjaźniejszym miejscem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: