- W empik go
Saint - ebook
Saint - ebook
„Grzech za grzech”.
Tenly „Scarlett” Albright ma misję. Udaje, że jest dziewczyną do towarzystwa, po czym upokarza klientów, szantażuje ich i wymierza sprawiedliwość. Uważa, że zasługują na karę.
Kiedy kobieta poznaje Sainta, on akurat przerywa jej zabawę. Porywa ją, używając do tego broni. Ich spotkanie zdecydowanie nie należy do romantycznych.
Jednak w tym momencie Rory „Saint” Brodrick, irlandzki mafioso, zdaje sobie sprawę, że właśnie trafił na kobietę swojego życia. Absolutnie szurniętą, ale też najseksowniejszą, jaką kiedykolwiek widział.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-737-6 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Scarlett
Cały świat to scena, a ja jestem tylko jedną z aktorek, skarbie. Zupełnie jak ten kretyn, który obserwuje, jak jem hot doga. O co chodzi z przedmiotami o fallicznym kształcie i facetami? Nie mogę nawet wybrać ogórka na targu, bo wszyscy się na mnie gapią. Wyobrażają sobie sprośne rzeczy, a w tym czasie ich żony zaganiają gromadkę dzieci, by pokazać, jaki potrafią zachować porządek. Jednocześnie myślą już o wódce, która chłodzi się dla nich w domu. Wrócą do domu i nadal będą myśleć o tym ogórku, usiądą na kanapie, zwalą sobie konia, będą oglądać jakiś bezsensowny program sportowy i burczeć coś pod nosem, kiedy żony do nich zagadają albo o coś poproszą.
Ech, amerykański sen… To ten legendarny hot dog, który oczywiście ma dodatkową porcję musztardy i przyprawy, bo, cóż, na bogato albo wcale. Zjem calutkiego hot doga i nie poczuję się ani odrobinę źle z tego powodu. Na szczęście nie ma zbyt wielu rzeczy, które mogą sprawić, że poczuję się źle. W życiu trzeba potrafić cieszyć się z małych rzeczy, zupełnie jak pracownik budowy, który potyka się o dziurę i prawie skręca sobie kark, ale nawet na chwilę nie przestaje pieprzyć mnie wzrokiem.
Uśmiecham się do niego i opieram o zimną, ceglaną ścianę za sobą. Zważywszy na szpilki i sukienkę, którą mam na sobie, nie było mowy, żeby mógł mnie przeoczyć. Lubię, kiedy na mnie patrzą, bo wiem, co nastąpi potem. Jego kolega gwiżdże na mnie i pyta, ile biorę.
– Pięć tysięcy – odkrzykuję, nadal mając w ustach hot doga. – Wtedy zgodzę się popatrzeć, jak obciągacie sobie kutasy.
Wymieniają otępiałe spojrzenia i rzucają w moją stronę wiązankę obelg. Pokazuję im środkowy palec, a potem zlizuję z niego resztki sosu.
Chłopcy tym właśnie są – głupiutkimi zabaweczkami.
Na mojej scenie i w moim przedstawieniu jedyni dopuszczeni gracze mają błękitną krew. Zupełnie jak obecna kukiełka, która czeka w hotelu tuż za mną. Minęło dwadzieścia minut, odkąd go tu zwabiłam, a zważywszy na to, że moje okienka czasowe nie są jakąś konkretną kwestią, muszę przestać się obijać. Wciskam mentalny przycisk stop, by zatrzymać rzekę chaosu, która przepływa przez moją głowę, i biorę głęboki wdech.
Nie ma dobrych albo złych rzeczy. Tylko myślenie może je takimi uczynić.
Wracam do pokoju i wpatruję się w ten leżący na poplamionym dywanie worek zaszczytów i wstrętu. Ma zamknięte oczy, usta rozchylone, a głowa opada mu na ramię.
Nigdy się tego nie spodziewają. Ten palant też niczego nie podejrzewał. Kolejny dzień i kolejny nieprzytomny kretyn na hotelowej podłodze, ale ten akurat może mieć cel, tak sądzę. Wygląda dokładnie tak, jak jeden z matołów, który na swoje nieszczęście mógłby należeć do bandy Alexandra.
Szturcham go stopą, upewniając się, że benzodiazepiny, których dodałam mu do drinka, skutecznie rozprzestrzeniły się w jego układzie krwionośnym. Trzeba pamiętać o tym, że każdy klient jest inny, a ten jest wielki jak koń. Niektórzy potrzebują więcej, inni mniej, ale ostatecznie wszyscy w końcu odpadają. Im potężniejszy facet, tym większe ego… a może im pokaźniejsze konto w banku, tym większe ego? Tak czy inaczej, z doświadczenia wiem, że im bardziej wymuskany ubiór, tym mniejszy kutas. Zawsze muszą sobie coś rekompensować i dobrze wiem, że kiedy zdejmę z niego ubrania, to nie będzie niespodzianek. Ten wygląda tak, jakby katalog Ralpha Laurena wyrzygał na niego rzeczy z najnowszej kolekcji.
Z tylnej kieszeni jego spodni khaki wyjmuję portfel Burberry i wysypuję zawartość na łózko. Jakaś część mnie ma nadzieję na coś szokującego i niespodziewanego, ale, niestety, zawsze jest tak samo. Nawet w przypadku Teddy’ego III. Wysypały się: karty członkostwa badziewnych klubów, karty kredytowe z obłędnymi limitami, breloczek do kluczy z logo Porsche, bo najwidoczniej sam samochód to za mało dla takiego dupka, i prezerwatywa, żeby pieprzyć dziwki. Niezła, kurwa, impreza. Oni nigdy nie są oryginalni. Mogłabym przysiąc, że większość z nich jest produkowanych masowo w jakiejś fabryce, zupełnie jak ciasta wycinane z formy. Ci faceci przypominają lalki Kena, wszystkie stworzone na jedną modłę. Pozerskie stroje, tajne stowarzyszenia, edukacja na jednym z najbardziej prestiżowych uniwersytetów i skromność sprzedawana kawałek po kawałku. Żeglują, chodzą na wystawne bankiety i imprezy charytatywne, jednocześnie upychając w szafie jednego trupa za drugim. Nigdy nie brakuje im arogancji, za to pyskowanie, pretensje i roszczenia to ich chleb powszedni. Chyba po prostu uważają, że świat ma wobec nich dług. Biorą wszystko, co chcą, i mają wszystko w dupie. W wyższych sferach to już praktycznie epidemia i jest na nią tylko jedno antidotum – mały potwór, którego sami stworzyli.
C’est moi¹. Debiutantka, która zmieniła się w dewiantkę.
Ten szmaciarz tutaj zapłacił mi za niezapomniany czas i zamierzam porządnie wstrząsnąć jego pieprzonym światem. Po pierwsze, zabieram mu wszystkie wartościowe przedmioty – zegarki, pierścionki, spinki do mankietów – i wkładam je do torebki. Zawsze mają tego w nadmiarze. Mnie nie chodzi o pieniądze, bo upokorzenie wynikające z oskubania przez dziewczynę na telefon to tylko wisienka na torcie. Samo sedno mojego planu zakłada, że chcę od niego tylko jednej rzeczy. Jeśli mi ją da, cóż, tylko połechta moje małe, mroczne serduszko. Jeśli nie, to jego strata. Tak czy inaczej, jest skreślony, niezależnie od tego, czy to zrobi, czy nie.
Kiedy już pozbawiam go wszelkich kosztowności, wyjmuję torbę z wyposażeniem, które zawsze umieszczam w wynajmowanym pokoju przed spotkaniem z klientem. Dobrze jest być przygotowaną, a ja jestem najlepszą harcerką, jakiej nie chcieliby spotkać.
Nadgarstki i kostki już ma związane. W następnej kolejności pora na ubrania. Nożyczki krawieckie radzą sobie z tym w mgnieniu oka, jednocześnie ratując mnie przed koniecznością tępienia sobie ulubionego noża. Zamożny Teddy, odarty z ubrań, w dodatku przerzucony przez ramę łóżka ze sflaczałym fiutkiem wciśniętym między uda wygląda niedorzecznie. Kiedy wkładam mu szpilki i rzucam sieć rybacką, by udekorować moją uległą laleczkę, robi się jeszcze dziwaczniej. Gdybym zaczęła się nad tym zastanawiać, mogłabym nabrać wątpliwości. Dlatego nie zastanawiam się ani chwili, bo zabawa zacznie się dopiero teraz. To jest śmiesznie łatwe.
Z torebki wyjmuję duże, niebieskie dildo i wciskam do jego rozchylonych ust. Następne są klipsy na sutki. Biorę aparat i bawię się trochę ustawieniami, wczuwając się w rolę fotografa. Teraz, kiedy wiem, gdzie Teddy lubi się zabawiać, jego podobizny pojawią się we wszystkich poniedziałkowych wydaniach.
Tak jest, kury domowe. Pilnujcie swoich dzieci i zamykajcie drzwi, wiedząc, że pewien świr czai się tuż obok. Tylko że tym świrem najczęściej jest ich druga połówka. Gdyby tylko wiedziały, co knują ich mężowie, kiedy one chodzą w czwartki do klubu książki, albo co robią ich synowie tym ślicznym cheerleaderkom w szkolnych łazienkach. Nie wiedzą, bo nie chcą wiedzieć. Trzymają się swoich złudzeń, dopóki nie rzucę im nimi prosto w twarz.
Kiedy robię zdjęcia, Teddy lekko zaczyna się wiercić.
– Uśmiech do obiektywu – rzucam słodko. – Masz wrodzony talent, Tedster.
Mamrocze coś, co bardzo przypomina słowo „zdzira”, dlatego dostaje w twarz, a potem odsuwam się, żeby podziwiać swoje dzieło. Nie czerpię przyjemności z samego aktu, bo tu chodzi o jego następstwa, o wiedzę, że kiedy się obudzi, poczuje się tak samo zbezczeszczony i upokorzony jak dziwki, którym płaci. Chwilowa utrata władzy może zmienić ludzkie życie, ale cała noc wstydu? To wypala się w umyśle i prześladuje w najważniejszych chwilach życia. Teddy wkrótce to zrozumie, wszyscy zrozumieją. Jest tylko jeden sposób, żeby wymazać wszystkie jego winy – grzech za grzech.
Przysuwam krzesło bliżej, żeby miał dobry widok na przedstawienie, które zaraz ma się zacząć. Wykupił sobie bilet w chwili, w której wszedł do tego baru, i od razu dostał miejsce VIP. Kiedy się rusza, jestem tak uprzejma, żeby dać mu kilka chwil na odzyskanie klarowności umysłu, a następnie rzucam się na niego.
– Czemu to robisz? – bełkocze.
Przekrzywiam głowę na bok i posyłam mu znudzone spojrzenie. Zawsze to samo pytanie. Mogliby zaskoczyć mnie przynajmniej raz, ale cóż począć, mężczyźni to mężczyźni, rzadko to robią. Szukam notatnika i otwieram go na jednej z wysłużonych stron, podsuwając mu ją pod twarz. Na pierwszych dwóch stronach znajduje się pięć fotografii, a pod każdą zapisano wzrost, wagę i cechy wyglądu, ale żadnych nazwisk. One są przeznaczone tylko dla moich ust, i może Teddy’ego, jeśli postanowi być uczciwy.
– Dobrze się zastanów, zanim odpowiesz – oznajmiam. – Jeśli dobrze to rozegrasz, to ani ty, ani twoja rodzina i przyjaciele nie będą musieli oglądać tych zdjęć.
Rzucam na jego kolana fotografie z Polaroidu, które dziś zrobiłam, a on pobieżnie rzuca na nie okiem. Teraz dostrzegam rumieniec wypływający na jego szyję i sztywność szczęki, których wcześniej nie było. Chciałby zrobić mi krzywdę, i to bardzo.
– No popatrz, popatrz – mówię. – Ten mały korniszonek nie wygląda na zbyt świeżego, prawda? – Burczy coś i próbuje zacisnąć uda. – Bądź grzecznym chłopcem – ostrzegam. – Wiem, że nie chciałbyś, żeby mamusia odcięła cię od kasy. Wiesz, jak to ludzie mówią, dziedzice starych fortun mają większy szacunek niż nowobogaccy.
– Pierdol się, zdziro – wyrzuca z siebie, a więzy wżynają mu się w nadgarstki, kiedy próbuje się uwolnić.
Nie ma sensu, powinien to doskonale wiedzieć.
– Nie jesteś im nic winien – zapewniam go. – Wiem, jak lubicie się bawić z chłopakami, więc powiedz mi, co ukrywają w tej przysłowiowej szafie. Co to jest? Czego nie chcą ujawnić światu?
Jego oczy zamykają się i znowu prawie traci świadomość, więc wymierzam mu siarczysty cios w policzek, żeby go obudzić.
– Pożałujesz tego – burczy.
– Wszyscy tak mówią – odpowiadam – a potem i tak nie żałuję. Czas ucieka, przyjacielu, a ja daję ci tylko jedno ostrzeżenie, bo raczej kiepsko u mnie z cierpliwością.
Teddy milczy, ale trybiki, które przesuwają się w tym jego móżdżku wielkości groszku, słyszę aż stąd. Próbuje wymyślić jakieś kłamstwo, co przedstawia kolejny przykład schematycznej reakcji na sytuację.
Wzdycham, opieram się na krześle i krzyżuję nogi. Patrzy na nie i wcale tego nie ukrywa. Zastanawia się, jak by to było przydusić mnie, a potem zerżnąć, pokazać, kto jest szefem. Nawet gdyby nie powiedziały mi tego jego oczy, to kutas sygnalizuje wszystko aż za dobrze. Postanawiam wstać.
– W porządku, będziemy działać powoli. Właśnie to mówisz dziewczynom, zanim je zwiążesz i wykorzystasz, prawda? Założę się, że mamusi ten szczegół również nie przypadłby do gustu.
– Kim ty, do chuja, jesteś? – warczy.
– Jedyne, czym powinieneś się teraz przejmować, to twoi starzy kumple z Yale i ich brudy. Masz dokładnie pięć minut, żeby powiedzieć mi to, co chcę wiedzieć, a potem możesz spokojnie wrócić do swojego życia ze zdjęciami w dłoni.
To kłamstwo, rzecz jasna. Gdzie byłaby w tym zabawa dla mnie?
– Jakby się nad tym zastanowić… – zaczyna mówić, a moje serce bije nieco szybciej. Pragnę tego tak bardzo, że aż czuję smak wygranej, ale potrafię świetnie zachowywać zimną krew, lecz Teddy jeszcze o tym nie wie. – Kilku rzeczywiście wygląda znajomo – stwierdza ta kupa gówna. Zaciskam zęby i przełykam gorzkie rozczarowanie.
– Nic dziwnego, przypominają mi paskudny przypadek syfilisu, który rozlazł się po wszystkich twoich kontach w mediach społecznościowych.
Jego policzki nieco się rumienią, kiedy zdaje sobie sprawę, że sam się wkopał. O panie, cóż za głupcy z tych śmiertelników.
– Nazwiska, jeśli łaska.
Mój głos to sama słodycz i prawdę mówiąc, nawet mnie samą przeraża, jak dobra stałam się w tej grze. Sensei Scarlett da lekcję temu młokosowi, jeśli szybko nie załapie, o co chodzi.
– Nie wiem. – Kretyn ciągnie swoje gierki. Jego umiejętności aktorskie pozostawiają bardzo wiele do życzenia. – Poznaliśmy się na imprezie w college’u, byłem pijany. Ale jestem prawie pewien, że jeden z nich pracuje w The Hancock.
– Chodzi ci o Clarendona? – dopytuję.
– Tak, dokładnie.
Kiedy to mówi, jest zupełnie opanowany, ale widzę, że ręce go świerzbią, żeby zmasakrować mi twarz. Zrobiłby to, gdyby tylko mógł się uwolnić.
– Kurczę, ale jesteś pomocny – mówię z całą dozą ekscytacji, jaką jestem w stanie z siebie wydusić. – W tym budynku jest tylko jakiś pierdylion pięter, prawda?
Jego uprzejmość wpełzła z powrotem do dziury i zaczyna się rzucać:
– Słuchaj, suko, nie wiem, czego ty, kurwa, ode mnie chcesz. Nie znam ich.
Wydobywam z siebie zrezygnowane westchnienie, ukrywam twarz w dłoniach i płaczę krokodylimi łzami.
– Masz rację – lamentuję. – Po prostu tak mi źle z tym, że i tak będę musiała cię wyruchać.
– Co? – warczy.
Odsuwam dłonie od twarzy i znowu się uśmiecham.
– Nie martw się. – Wrzucam zdjęcia z powrotem do torby i wyjmuję z niej komplet kastetów. – Już się nimi nie zajmujemy. Już dawno po wszystkim.
– Więc co jeszcze, do chuja, robisz? – pyta, przyglądając się metalowym opaskom na moich dłoniach.
– Mam dla ciebie inne imię – oznajmiam. – Takie, które bez wątpienia powinieneś pamiętać. Spróbujmy Coco.
Mruga i próbuje zachować zimną twarz, ale jego kutas podryguje i wydłuża się na samo wspomnienie. Pieprzony, chory gnój.
– Nic ci się nie kojarzy? – Marszczę brwi.
– Nie, sorry – odpowiada. – Nie znam żadnej pieprzonej Coco.
– Ach, cóż! Pozwól, że odświeżę ci pamięć. W zeszłym tygodniu wyszedłeś z nią z baru. Drobna, czarne włosy, duże cycki. Była piękna, zanim złamałeś jej nos.
Otwiera usta, żeby zaprotestować, ale przykładam palec do warg i kiwam głową.
– Lubisz na ostro. – Wzruszam ramionami. – Podnieca cię to. Czasami po prostu sprawy wymykają się spod kontroli. Uwierz mi, rozumiem. Nie możesz się powstrzymać.
Jego czarne oczy wbijają się we mnie.
– Złą wiadomością dla ciebie jest to – mówię w końcu – że ja też nie.
Bogaty gówniarz Teddy właśnie odpowie za wszystkie swoje nikczemne uczynki. Dzikie łomotanie serca to moja własna pieśń wojenna, melodia współgrająca z dzikością. W rytm tego gniewu obijam mu twarz i wylewam całą swoją nienawiść. Nie potrzebuję do tego słów, bo w takich sytuacjach najlepszą komunikacją jest ta najbardziej prymitywna.
– Przestań – błaga. – Przestań, to ci, kurwa, powiem.
Miałam nadzieję, że złamie się nieco później, ale odpuszczam i biorę głęboki oddech.
– Zaczynaj – oznajmiam spokojnie.
Słowa wypływają z jego ust jak chmura dymu. Rozwiązałam mu język i teraz nie ma odwrotu.
– Duke ma kochankę w mieszkaniu obok, o czym nie ma bladego pojęcia jego żona. Z kolei Quinn ma problemy z hazardem i siedzi po uszy w długach, a jego klienci nie wiedzą, że ich pieniądze wyparowały. Spotykają się raz w miesiącu i urządzają ostrą balangę. Pieprzą tyle prostytutek, ile zdołają, i pakują w siebie tony prochów i alkoholu.
To dla mnie żadna nowość, można to było przewidzieć.
– Co jeszcze? – żądam.
Teddy milczy, dopóki nie robię kolejnego kroku w jego stronę.
– Ethan – mamrocze przez zakrwawione wargi. – Jednej nocy przeholował z koką i zaczął gadać o jakiejś zaginionej dziewczynie.
W pokoju robi się cicho, Teddy wreszcie dokądś zmierza. Teraz przyciągnął moją uwagę.
– Co z nią?
– Ciągle powtarzał, że ona nie żyje. – Teddy potrząsa głową, jakby w to nie wierzył. Prawie mi go żal, że urodził się takim ignorantem. – Mówił coś o lesie i o tym, jak Alexander ją wyruchał.
Bingo!
Teddy nie widzi mojego uśmiechu na wspomnienie Alexandra, z czego niezmiernie się cieszę.
– Powtórz mi wszystko, co powiedział – nalegam.
Zrobi to, widzę po jego oczach. Otwiera usta, by słowa mogły z nich popłynąć, jednak w tym momencie drzwi otwierają się z impetem, a moja ciężka praca obraca się w perzynę.
– Co do kurwy nędzy? – Słowa wypowiedziane są z wyraźnym akcentem – bezsprzecznie Irlandczyk. Jeszcze zanim odwrócę wzrok, żeby spojrzeć na gnojka w drzwiach, już wiem, kto się zjawił – irlandzka mafia.
Miałam na jakiś czas wyjechać z miasta, a przynajmniej tak powiedziałam Mack. Ciągnie swój do swego i moja jedyna przyjaciółka nie jest pod tym względem wyjątkiem. Jest tak samo porąbana jak ja, a odkąd zaczęła węszyć przy interesach mafii, wpakowała nas w niezły kanał. Chociaż to nic, z czym nie dałybyśmy sobie rady. Naprawdę miałam jak najlepsze intencje, by dotrzymać danego jej słowa, ale zaraz po tym, jak zajmę się tą sprawą.
Ależ oczywiście musieli mi przerwać. Nigdy wcześniej nie spotkałam tego dupka, który teraz przygląda mi się, jakby widział jakąś pieprzoną wariatkę. Zważywszy na kastety i sukienkę pochlapaną krwią, to nic dziwnego, że ma takie wrażenie. Dlatego mam nadzieję, że zastanowi się dwa razy, zanim się do mnie zbliży, bo nie poddam się bez walki, a mam ochotę urwać mu te jego pieprzone jaja za to, że przerwał wyznania Teddy’ego.
– Co ty, do jasnej cholery, robisz temu biedakowi? – pyta.
– Nic ponad to, na co zasłużył – odpowiadam.
Facet mruga i posyła mi prawie współczujące spojrzenie, czym wkurza mnie jeszcze bardziej.
– Nie poznaliśmy się jeszcze – oznajmia. – Jestem Rory.
– No i?
Wydaje mi się, że z jakiegoś powodu moje zachowanie go bawi, bo wargi mu drżą.
– I miło ci mnie poznać, tak? Tak zazwyczaj odpowiadają damy. A teraz, skarbie, chcę, żebyś poszła ze mną. Tylko na chwileczkę.
A ja chcę, żebyś się odpierdolił. Tylko na chwileczkę.
– Chodzi o Mack, zgadza się?
W jego spojrzeniu pojawia się podejrzliwość, kiedy niewinnie zbliżam się do niego.
– Myślisz, że skoro jestem dziwką, to robię wszystko, co mężczyźni każą?
Zanim odpowiada, rzuca okiem na pojękującego za mną mężczyznę.
– Przypuszczam, że raczej nie.
Jego oczy nadal się śmieją, ale nie ma w tym ani odrobiny humoru. Nie lubię, kiedy ktoś zapędza mnie pod ścianę, i żadna ilość uprzejmości nie skłoni mnie do opuszczenia z nim tego pokoju.
Zdejmuję kastety z dłoni i waham się przez chwilę, zanim mu je oddaję. Zmartwienie wypełnia moje oczy i głos, ale to wszystko jest grą. Dalej jesteśmy na scenie.
– Z Mack wszystko w porządku?
Przytakuje, bo myśli, że mnie rozumie. Sądzi, że teraz zrobię wszystko, co powie, żeby chronić Mack. Ale sprawa wygląda tak, że Mack dba sama o siebie, ja również.
Kiedy Rory chowa do kieszeni kastety, ja wyjmuję z pochwy na udzie nóż. Mam po swojej stronie element zaskoczenia, więc nie spodziewam się po nim zbyt wiele, ale jednak zaskakuje mnie. Jest szybki, szybszy niż większość. Kiedy rzucam się na niego, przechodzi do obrony, podnosi ręce i właśnie tam trafia mój nóż – zatapia się w jego bicepsie.
– Jezu Chryste, kobieto!
Kiedy próbuję przepchnąć się obok niego, łapie mnie za włosy, przyciska przodem do ściany i więzi swoim ciałem. Moje płuca walczą o powietrze, a puls czuję aż w uszach. Odtwarzanie w mojej głowie działa bez zarzutów, bo już widziałam ten film. Walczę z nim, wykorzystuję całą swoją siłę, wbijam mu szpilkę w stopę i odrzucam głowę w tył, żeby trafić go w nos, ale jest wielki, a ja mała, więc trafiam tylko w jego pierś. Wykorzystuje całą swoją masę, żeby przygnieść mnie do ściany, aż nie mogę się ruszyć i nadchodzi nieuniknione. Moja studnia adrenaliny wyschła. Nic nie da się zrobić, ale jeszcze tego nie zaakceptowałam.
– Ćśś, skarbie. – Odsuwa mi włosy, żeby móc szeptać do ucha, a jego głos jest delikatny, kojący i… zwodniczy. – Nie zrobię ci krzywdy – mówi. – Ale musisz się uspokoić i oddychać.
Moje ciało wiotczeje przy ścianie i pozostają mi tylko słowa.
– Potrzebuję tylko pięciu minut z tym gościem, potem zrobię, co zechcesz.
– Nie wierz jej – wrzeszczy Teddy. – Ta suka jest popierdolona. Musisz mnie wypuścić, stary.
Rory ignoruje go, a jego wzrok przesuwa się po mojej twarzy. Obserwuje, próbuje coś ze mnie wyczytać. Nie byłam tak blisko z mężczyzną odkąd… nie pamiętam. Wszystko jest dziwne i napięte, przez co chcę stąd wyjść. Jest zbyt wysoki i silny. W jego twarzy nie widać groźby, co kontrastuje z jego sylwetką – on cały jest groźny, poważny i zbyt schludnie ostrzyżony, z tymi popielatymi blond włosami i gładką szczęką.
– Idziesz ze mną – mówi ponownie.
– To chyba nazywa się porwanie – odpowiadam.
Wzrusza ramionami.
– Po co bawić się w etykietki?
Zbliża się do mnie na wypadek gdybym zamierzała znowu uciec albo go dźgnąć, bo chociaż mój nóż zniknął, to przecież nie ma pewności, czy nie mam drugiego. Czuję tylko jego ciało pokrywające moje. Osacza mnie, przez co nie mogę oddychać.
– Nie ma złych i dobrych rzeczy – szepczę do siebie. – Tylko myślami możemy je takimi uczynić.
Powtarzam te słowa raz za razem po dziesięciokroć.
Rory odsuwa się i powoli mnie odwraca. Daje mi przestrzeń, ale nadal trzyma w klatce swoich ramion. I mimo że z jednego z nich wystaje nóż, nie jest na mnie zły.
Ma zwodniczo łagodne zielone oczy, zupełnie jak jego głos, kiedy znowu się odzywa:
– Scarlett, masz moje słowo, że nie stanie ci się żadna krzywda, kiedy będziesz ze mną.
– Rory?
– Tak?
– Twoje słowa są gówno warte.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rory
Ktoś szturcha mnie butem już trzeci raz. Słyszę jęk. Zakładam, że mógł wydobyć się z moich ust, ale wszystko jest możliwe.
– Odpieprz się.
– Chciałeś, żebym cię obudził.
Głos Conora jest dla moich uszu jak wór wrzeszczących kotów.
– Nic takiego nie mówiłem, a teraz odpieprz się i daj mi spać.
Słyszę westchnienie i oddalające się kroki. Przez chwilę wydaje mi się, że naprawdę mnie posłuchał, aż tu nagle dostaję w twarz kubłem lodowatej wody i podrywam się na równe nogi.
Nie udaje mi się go uderzyć, bo stanął za kanapą, na której leży kobieta przyprowadzona przeze mnie wczoraj do domu.
– Prawdziwy z ciebie dżentelmen – mówię mu. – Chowasz się za damą.
Kiedy wędruje wzrokiem w kierunku rozwalonej na kanapie blondynki z oczami jak szop i z szeroko rozwartymi ustami, robi kwaśną minę. Do tego to chrapanie… Ma na imię Ivy, a przynajmniej tak się przedstawiła.
– Tak, prawdziwa dama – drwi Conor twardym i zgorzkniałym głosem. Ten facet nigdy nie jest ani twardy, ani zgorzkniały, a w zasadzie to przez większość czasu tylko się wygłupia. Właśnie stąd wiem, że moje podejrzenia względem tej dziewczyny na pewno były właściwe.
– Przyprowadziłem ją tu dla ciebie, ty pieprzony pajacu – oznajmiam. – Widziałem, jak gapiłeś się na nią przez całą noc, ale potem zniknąłeś i nie wróciłeś, żeby się nią zająć.
Odwraca wzrok i najzwyczajniej w świecie wraca do swojej normalnej postawy dziwnego, nierozgarniętego kolesia, którego poznałem, kiedy postanowił zaszaleć z Lenox Hill Crew. Myślałem, że poległ na polu chwały, ale ostatecznie zaczął dla nas pracować. Już od tej pory powinien znać mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie biorę się za takie panny.
– Daj jej jakieś śniadanie i odwieź do domu – wołam, wychodząc na korytarz.
– Musisz być w kościele za czterdzieści minut – przypomina. – Nie spóźnij się, bo Crow nam obu urwie jaja.
W tej chwili go nienawidzę, ale ma rację.
* * *
Taką liczbę mężczyzn mafii można spotkać w kościele tylko wtedy, kiedy dzieje się coś doniosłego albo złego: śluby, pogrzeby, chrzty. Dzisiaj zebraliśmy się tutaj na chrzcie Keevy, córeczki Crowa, która właśnie rozpoczęła życie osoby chronionej lepiej niż sam prezydent. Jest słodką dziewczynką, bardzo przypominającą swoją matkę, Mack.
Właśnie dlatego wszyscy jesteśmy tutaj w niedzielę, zamiast leczyć kaca po imprezie w Slainte, jak to mamy w zwyczaju. Jednak ze względu na to, że Crow jest teraz szefem naszego syndykatu, to są tu dzisiaj wszyscy nasi ludzie. Przyszliśmy, by okazać szacunek i wsparcie, bo rodzina jest bardzo ważna. Dla nas jest praktycznie wszystkim. Poza moją mamusią ci ludzie są jedyną rodziną, jaką mam, to moi bracia. Nie ma rzeczy, której bym dla nich nie zrobił. To kodeks, według którego żyjemy. Jesteśmy w tym razem aż do końca i nic nie może tego zmienić, jednak w głowie siedzi mi myśl, że pewnego dnia chciałbym mieć własną rodzinę. Ta myśl nawiedza mnie, kiedy widzę razem Crowa i Mack, czy Ronana i Saszę. Chłopaki osiągnęli taki wiek, w którym ustatkowali się i zmienili sposób życia, a przynajmniej tę jego część, która nie dotyczy syndykatu.
Mam dobre życie i mogę robić to, w czym jestem najlepszy: pieprzyć i walczyć. Całe dnie spędzam z chłopakami, załatwiamy interesy, a potem umawiam się z gorącą sztuką, która akurat przyciągnie moją uwagę.
Ale teraz, siedząc w kościelnej ławce głodny i na kacu, mam chwilę olśnienia. Ten głód we mnie, ta pustka, to pragnienie czegoś więcej. Widzę siebie w sytuacji, w której pewnego dnia tak samo jak Crow będę trzymał w ramionach swoją córkę. Kiedy myślę o przyszłej żonie, przed oczyma widzę tylko jedną twarz. To mogłaby być tylko ona, kobieta, która namieszała mi w głowie. Nie widziałem jej od miesięcy. Pamiętam, że ma tak twardą zbroję, że musiałem wytoczyć cały swój arsenał umiejętności, żeby móc porozmawiać z nią chociaż przez chwilę. Crow lubi się ze mnie nabijać, wspominając o tym wydarzeniu. Mówi, że chcę tylko tego, czego nie mogę mieć, ale nie o to tu chodzi.
Kiedy poznałem Scarlett, porwałem ją i trzymałem na muszce… tylko przez chwilę. Przynajmniej dopóki nie ustabilizowała się sytuacja z Mack. Nie miałem wobec niej złych zamiarów, ale wiedziałem, że to nie ma znaczenia. To nie było moje pierwsze rodeo. Większość kobiet w takiej sytuacji po prostu skuliłaby się w sobie, załamała i wpadła w histerię, ale nie ona. Nie tylko dźgnęła mnie nożem, po czym została mi blizna bitewna, którą wciąż noszę na ramieniu, ale nawet nie uroniła jednej łezki. Była zimna jak głaz i cholernie twarda i właśnie wtedy zrozumiałem, że to dziewczyna warta wszystkiego, jak Letty dla Doma².
Potraktowałem ją ostro, a ona nie stchórzyła w mojej obecności, mało tego, okazała się jeszcze ostrzejsza. Właśnie w tamtej chwili postanowiłem, że to jest kobieta, którą chcę mieć u swego boku, jednak problem polega na tym, że Scarlett nie ma podobnego zdania. Jest samodzielną aktorką i nie zamierza robić miejsca dla kogoś jeszcze na swojej scenie życia. Dobrze o tym wiem, ale kiedy wychwytuję za sobą delikatny stukot szpilek, jestem świadomy wszystkiego, co się wokół mnie dzieje, do tego stopnia, że czuję na ławce obok czyjąś obecność i tę delikatną mgiełkę miodu, karmelu i arszeniku. Energia jest surowa i mroczna. To siła, z którą trzeba się liczyć. Nie mam żadnych wątpliwości, że na ziemię świętą wkroczył właśnie szatan. W skroniach czuję puls, a palce zaciskają się na drewnianym siedzeniu. Chcę patrzeć, ale wiem, że jest Meduzą i jeśli spojrzę w jej piwne oczy, to znowu będę zgubiony. Ona jest wręcz toksyczna. Nigdy nie pragnąłem zakosztować własnej śmierci tak bardzo, jak pragnę Scarlett. Jest gwiazdą moich najmroczniejszych fantazji niczym rozkładówka na każdej stronie mojej ulubionej książki. Nawet teraz, kiedy siedzę tu w kościele, myślę tylko o tym, żeby rzucić ją na podłogę i pożreć, oprzeć o ławkę i wypieprzyć to szaleństwo z mojej głowy raz na zawsze. Mam przeczucie, że Scarlett podobałaby się deprawacja, która się z tym wiąże, bo jest kurewsko szalona, ale też kurewsko gorąca. Muszę odwrócić wzrok, bo nie będę w stanie powstrzymać się przed gapieniem, a to ostatnie, czego ona ode mnie potrzebuje i jednocześnie dokładnie to, czego chce.
Podoba jej się ta gra i przez jakiś czas było to nawet zabawne, dopóki nie wpadła w ręce rzeźnika. To powiązania z nami wpakowały ją w te kłopoty. Znowu została ranna, dotknął jej, pociął jej pierś jak dynię. Nie potrafię pozbyć się z głowy tego pieprzonego obrazu. Jednak jednocześnie myślę o pieprzeniu jej i zamordowaniu każdego typa, który kiedykolwiek jej dotknął.
Obwiniam się za to, co się stało, mimo że zachowuje się tak, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Z łatwością zapomniała o tym, korzystając ze zdolności aktorskich godnych Oscara.
Ta kobieta wydobywa ze mnie najgorsze cechy, ale mam wrażenie, że działa tak na wielu mężczyzn. Mój wzrok przesuwa się najpierw na buty: czerwone szpilki z grubą podeszwą i cienkimi paseczkami oplatającymi delikatną kostkę. Nie mam bladego pojęcia, jak ona w tym chodzi, ale dobrze wie, że kręcą mnie te jej szpilki. Jeśli kiedykolwiek pozwolę sobie ją pieprzyć, to na pewno nie pozwolę jej ich zdjąć.
Tak dyskretnie, jak tylko jestem w stanie, zważywszy na falę krwi, która spływa teraz w dół mojego ciała, przesuwam wzrok w górę po jej opalonych nogach aż do rąbka sukienki. Kiedy zakłada nogę na nogę, sukienka podsuwa się w górę uda, ukazując maleńki fragment koronki pończoch. Ona jest dla mnie pieprzoną torturą. Jestem prawie pewny, że rzeczywiście jest wcieleniem Szatana. Wiem, że nie tylko ja z przyjemnością poszedłbym do piekła, gdyby u jego bram to ona powitała mnie na kolanach.
Przechylam lekko głowę i już wiem, że odgadła moje myśli, bo patrzy wprost na mnie. Jej uroda jest subtelna jak granat. Scarlett ma szlachetne, delikatne rysy, twarz w kształcie serca, piegi wokół nosa i ponętne usta, które zawsze maluje na czerwono. Oczy odzwierciedlają jej różnoraką osobowość, bo jest jak kameleon, ciągle się zmienia. Czasami są jak u kota, ciepłe niczym brandy, ale gdy kolor znika w czarnej głębi, potrafią stać się wyjątkowo mroczne, zwłaszcza gdy szykuje się do zemsty. Czyli bardzo często. Mógłbym przysiąc, że dzisiaj mają delikatną, bursztynową barwę. Podkreśliła je czarną kreską, żeby pasowały do sukienki. Ciemnoczekoladowe włosy związała w elegancki kok, ukrywając złociste tony, które tak uwielbiam. Nie pasuje jej to, a jednak całość idealnie się komponuje.
Scarlett ma w sobie naturalną grację i nie może tego ukryć, niezależnie od tego, jak długo przebywała na ulicy, co sprawia, że zaczynam kwestionować jej pochodzenie. Chcę wiedzieć, co motywuje tę przebiegłą, małą lisicę i jakie wydarzenia sprawiły, że odizolowała się od społeczeństwa. Muszę poznać powód, dla którego udaje głupią, chociaż wiem, że zawsze jest najmądrzejszą kobietą w pomieszczeniu. Jednak wyciągnięcie z niej tych odpowiedzi jest niemożliwe, a ja nie zamierzam znowu popełnić tego błędu. Już próbowałem do niej dotrzeć, pomóc, powstrzymać przed lekkomyślnością. Poświęciłem jej więcej czasu i energii niż jakiejkolwiek innej kobiecie, a jedyne, co od niej otrzymałem, to odmowa. Rzuciła mi tym w twarz i nie zamierzam o tym zapomnieć, nawet kiedy siedzi tuż obok mnie i niebiańsko pachnie. Ma tak delikatną, czystą, porcelanową skórę. W każdym jej ruchu można dostrzec zmysłowość, chociażby teraz w tym prostym geście, kiedy jej noga ociera się o moją i sprawia, że mój kutas napiera na materiał dżinsów, desperacko pragnąc uwolnić się i zatopić w Scarlett.
Jest kobieca, kusząca i bez wątpienia śmiertelnie niebezpieczna, ponieważ nic nie czuje, nie okazuje żadnych emocji. Jest zimniejsza niż pieprzona bryła lodu, chociaż w ogóle tego po niej nie widać. Muszę o tym pamiętać nawet wtedy, gdy patrzy na mnie w taki sposób jak teraz, jakby za mną tęskniła.
Jezu Chryste…
Kiedy wszyscy zebrani wstają i następuje poruszenie, orientuję się, że właśnie przegapiłem połowę ceremonii. Scarlett również wstaje, ale jej oczy sięgają tylko do mojej piersi, nawet w szpilkach. Jest drobna i zaokrąglona, a każda cząstka mnie pragnie wyciągnąć ją z kościoła, zawlec do mojej nory i pieprzyć do utraty tchu. Zamiast tego przechyla się, dotyka mojej twarzy i mówi:
– Cześć, staruszku – udaje onieśmielenie. – Tęskniłeś?
Nie zamierzam znowu dać się w to wciągnąć.
– Jak tam bitwa? – Zmieniam temat.
– A może odpuścimy sobie uprzejmości. – Uśmiecha się. – Widziałam po drodze schowek na płaszcze.
A jednak daję się wciągnąć w tę grę, chociaż wkurza mnie to jak cholera.
– W kościele, Scarlett? – pytam. – Naprawdę jesteś wcieleniem diabła.
– Nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej. – Wspina się na palce, żeby szepnąć mi do ucha, a dłoń przesuwa po moim ramieniu i głaszcze palcami. – Może chcę, żebyś zrobił ze mną bardzo grzeszne rzeczy.
– Nie powiem, że ta propozycja nie jest kusząca – szepczę w jej włosy, zaciągając się przy tym jej zapachem. – Ale nie dzisiaj.
Milknie, jak zwykle, a ja wiem, że nie powinienem kontynuować, ale znowu daję się w to wciągnąć.
– Idź ze mną na randkę.
– Pieprz mnie – odpowiada.
Dzieli nas zaledwie kilka centymetrów, ale mam wrażenie, że to jak całe kilometry. Mam kaca, jestem wykończony i mam już serdecznie dość tych gierek.
– Nie pozwolę, żebyś mnie znienawidziła – mówię w końcu.
Mruga zaskoczona moją obserwacją. Do tej pory to wszystko było tylko zabawą. Większość ludzi uważa, że nie mam za dużo rozumu, skoro bez przerwy dostaję po łbie. Zawsze rzucam dowcipami, jestem chętny do zabawy, ciągle się śmieję, ale nie dzisiaj, nie teraz i nie z nią.
– Tego właśnie chcesz, prawda? Żebym cię przeleciał, a ty wrzucisz mnie do worka z wszystkimi innymi i będziesz mogła powiedzieć, że jestem taki, jak pozostali.
Staje prosto i przesuwa na moją twarz wzrok, który jest już ostry i przenikliwy, ale nie tak ostry, jak jej słowa:
– Och, Rory. – Przesuwa zimnymi palcami po moim policzku. – Jeszcze się nie domyśliłeś? Ja już cię nienawidzę.
Biorę głęboki oddech i powstrzymuję chęć rzucenia się na nią i powiedzenia czegoś równie zjadliwego, bo zapewne właśnie tego oczekuje.
– Nie bierz tego do siebie. – Wraca na swoje miejsce, a moje płuca znowu podejmują regularną pracę. – Ja nienawidzę wszystkich.
– Już się wycofujesz? – pytam, a ona odsuwa się jeszcze bardziej.
– Wiesz, że nie bawię się w te rodzinne bzdury. Przyszłam tu tylko na ceremonię.
Wyciąga rękę i chwytam jej dłoń, żeby ją zatrzymać, ale nie znajduję do tego odpowiednich słów. Zawsze jakaś część mnie chce powiedzieć, żeby nigdy więcej nie wracała, ale inna część martwi się o nią. Myślę, że Scarlett wyczuwa tę walkę między nienawiścią a pragnieniem. Nigdy nie wiem, która część wygra, dopóki słowa nie opuszczą moich ust.
– Chodź ze mną na lunch. Nie na randkę, tylko na jedzenie. Przecież każdy musi jeść.
Obdarza mnie delikatnym, śmiercionośnym uśmiechem, po czym przez jej twarz przebiega cień smutku, który maskuje urokiem osobistym. Wspina się na place i całuje mnie w policzek.
– Nie mogę być twoją Daisy, więc nie proś mnie o to.
– Skończ z tymi bzdurami – odpowiadam.
Scarlett zawsze mówi zagadkowo. Jest zbyt mądra dla mnie, jak prawdopodobnie dla wszystkich w tym pomieszczeniu, ale nie często ujawnia tę część siebie. Robi to tylko w tak spokojnych chwilach, jak ta.
Czuję się jak uczeń, który z niecierpliwością czeka na wyjaśnienie, jak działa jej umysł. Gdybym w szkole miał szczęście uczyć się u takiej nauczycielki, jaką jest Scarlett, to może nawet zacząłbym uważać.
– Wielki Gatsby – rzuca. – Jest taka książka, ale film stał się dużo bardziej popularny. Oglądałeś?
– Nie – odpowiadam.
– Ona była jego zgubą… Gatsby’ego. – wyjaśnia. – Pozbawiona wszelkiej moralności, pusta skorupa, napędzana materializmem i statusem społecznym.
– Scarlett.
Czasami jej zagadki są urocze, ale w chwilach takich jak ta doprowadzają mnie do szału.
– Naprawdę powinieneś przeczytać tę książkę. – Odsuwa się, lecz nie robi tego dla siebie, tylko dla mnie. Ta kobieta myśli, że jest zepsuta do szpiku kości, ale zanim zdołam jej wyjaśnić, że tak nie uważam, znika. Za każdym razem znika…