- promocja
Saint - ebook
Saint - ebook
Klub i bracia to wszystko, czego chce Saint, tak mu się wydaje, dopóki nie poznał jej…
Saint dawno temu podjął decyzję, że już nigdy nie zwiąże się z nikim na stałe. Przygodny seks to wszystko, czego mu potrzeba. Tak właśnie poznaje Hazel. Jednak przybierająca na sile wojna klubów sprawia, że pewnego dnia w tragicznych okolicznościach kobieta trafia do siedziby Storm Riders MC. W obawie o życie dziewczyny, Saint postanawia objąć ją opieką.
Wbrew rozsądkowi oraz złożonym obietnicom, Saint robi wszystko, żeby Hazel z nim została. Tylko, że ona ma zupełnie inny plan na życie. Sytuacja znacznie się komplikuje, kiedy wychodzą na jaw jej powiązania z wrogim gangiem motocyklowym, który jest w stanie posunąć się do wszystkiego, żeby osiągnąć swój cel.
Jak potoczy się historia Hazel i Sainta? Czy tych dwoje dojdzie do porozumienia i da sobie drugą szansę?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-287-2770-0 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Saint pochylał się nad kobietą, która sprawiała, że jego napalony penis nie chciał innej cipki. Chciał tylko tej jedynej, przynajmniej w tym momencie. Ssał piersi dziewczyny, sprawiając, że wokół słychać było tylko jej jęki, które nakręcały go jeszcze bardziej.
– Boże, tak!
– Się robi – warknął, a po chwili jego fiut zatopił się w słodkiej szparce, którą codziennie pieprzył.
Nie był łagodny. Posuwał ją tak, jak lubił. Czasem łagodnie, ale zazwyczaj z ogniem, a ona nigdy nie protestowała. I za to ją uwielbiał. Zawsze była na niego napalona, co sprawiało, że on na nią również.
Posuwał ją mocno, wchodząc i wychodząc. Złapał jej nogę i położył sobie na ramieniu, żeby znaleźć inny kąt natarcia, a ona aż zacisnęła dłonie na pościeli.
– Kurwa – zaklął, czując, że był blisko.
– Mocniej – jęknęła.
– Och, ja pierdolę – sapnął, dokładnie wiedząc, czego ona chciała.
Już na tyle poznał ją, albo raczej jej potrzeby, że po chwili oboje byli w innej pozycji. Teraz pieprzył ją od tyłu, trzymając jedną ręką jej włosy, a drugą biodra, i obserwując wypięty tyłeczek kobiety, który też już zerżnął. Lubił z nią robić wszystko, a ona była w tym piekielnie dobra. Nawet nie chciał wiedzieć, gdzie się tego nauczyła, ale na pewno była otwarta i bezpruderyjna. Przy niej czuł się sobą. Puścił jej włosy i oburącz złapał za pośladki, kończąc w niej z przekleństwem na ustach.
– Jezu, za każdym razem jest coraz bardziej intensywnie.
– Zgadzam się – wydyszał, po czym z niej wyszedł.
Saint doprowadził się do porządku, wciągnął na siebie ubrania, po czym spojrzał na nagą kobietę, która wcale się nie przejmowała swoim negliżem. Lubił to w niej. Tę jej bezpruderyjność.
– Już idziesz?
– Muszę, ale widzimy się, mała.
– Zobaczymy.
– Jeśli coś obiecuję, słowa dotrzymuję.
– Okej… – Wstała, zgarnęła prześcieradło i okryła się nim, odprowadzając go do drzwi. Miała nadzieję, że był słowny.
– Na razie, skarbie. Do jutra. – Cmoknął ją szybko w usta i zniknął, a po chwili ciszę poranka przeciął ryk silnika.
Cicho westchnęła. On był jak narkotyk, chciało się go więcej i więcej, ale musiała pamiętać, żeby się w nim nie zakochać. Tymczasem już coś się zaczynało dziać i nie chciała na to pozwolić. Nie mogła. Miała już gówniany związek, a jej głupie serce działało wbrew rozumowi i tylko chwila dzieliła ją od tego, żeby się zakochała w facecie, z którym widywała się przez ostatnie dwa tygodnie. Wiedziała, że on nie należał do mężczyzn, którzy oddawali serce kobiecie. Co najwyżej fiuta, czas i dobre pieprzenie. Godziła się na to, bo nawet jeśli to był tylko seks, to dzięki niemu znów czuła, że żyje.
Poczłapała w stronę łóżka, zgarnęła ubrania i po szybkim prysznicu wciągnęła na siebie sukienkę, po czym wyszła. Głód pokierował ją do pobliskiego baru, w którym nieźle karmili. Zamknęła drzwi i ruszyła przed siebie, czując się bezpiecznie, mimo że samotnie. Już miała przejść na drugą stronę ulicy, kiedy usłyszała warkot motocykla. Zatrzymała się i popatrzyła na nadjeżdżające maszyny. To nie był on, a żaden z tych dwóch bikerów nawet nie spojrzał w jej kierunku. Przełknęła ciężko, pokręciła głową, po czym przecięła jezdnię i zniknęła w barze, nie mając pojęcia, że motocyklista, który ją pieprzył, stał nieopodal, bo wcale daleko nie odjechał.
Saint nie wiedział, dlaczego wciąż tkwił w tym miejscu. Powinien dawno się zmyć i pojechać do klubu. W końcu odpalił ponownie motocykl i ruszył w drogę powrotną do Jackson. Wciąż wisiała nad nimi sprawa z Rickiem, ale nie zamierzał się przejmować tym, na co nie miał wpływu. Miał natomiast wpływ na to, żeby ponownie zatopić kutasa w chętnej cipce kobiety, która zaczęła kruszyć jego mury. Powinien trzymać się od niej z daleka. Wiedział o tym, ale coś go do niej ciągnęło i za chuja nie potrafił wyjaśnić co.
Minął tablicę z nazwą miasta, dodał gazu i pognał dalej, czując powiew wiatru na twarzy. To była wolność: motocykl, on, bezkresna przestrzeń drogi. Czasem lubił jeździć bez celu. Po prostu wsiąść i ruszyć przed siebie. Tyle że nie w obecnych okolicznościach…
Klub Storm Riders dwa tygodnie później
Caroline szła za trzymającym dziewczynę Riderem, przed którym kroczył Knox i otwierał drzwi. Ona je zamykała. W końcu weszli do jakiegoś pokoju, w którym biker ułożył na łóżku brunetkę.
– Co robimy? – zapytała.
– Idę poszukać prezesa – odpowiedział Rider, zostawiając ich i wychodząc.
– Ja pierdolę, to się nigdy nie skończy – warknął Knox.
– Co masz na myśli?
– Podejrzewam, że to ma coś wspólnego z tymi draniami, z którymi zadał się mój brat.
– Och. – Tylko tyle zdołała wykrztusić, bo nie chciała rozmawiać o Ricku.
– Pójdę do chłopaków. Zostaniesz z nią, kochanie?
Caroline nie zdążyła odpowiedzieć, bo drzwi się rozwarły, a w progu stanęła Summer z butelką wody. Knox posłał jej uśmiech i wyszedł, gdy stara prezesa weszła głębiej.
– Co to za zamieszanie? – zapytała, a Lin wypuściła powietrze.
– To. – Wskazała na kobietę. – Rider znalazł ją na poboczu.
– Boże – wykrztusiła. – Sprawdźmy, co z nią. Myślę, że będzie potrzebować pomocy Vikinga.
W pokoju prócz dziewczyny były tylko Summer i Caroline. Ta pierwsza odstawiła butelkę i podeszła bliżej łóżka. Leżąca na nim kobieta miała na sobie jeansy, wysokie botki oraz zwykły biały, teraz potwornie czymś ubrudzony, podkoszulek. Skoro jednak znaleźli ją na ziemi, to by wszystko wyjaśniało.
– O Boże – wykrztusiła Caroline, która stanęła z drugiej strony.
– Co się stało? – zapytała i obeszła łóżko.
– Jej plecy – powiedziała drżącym głosem i wskazała na T-shirt przesiąknięty krwią.
– Chryste – wydusiła stara prezesa, zobaczywszy na własne oczy, o czym mówiła tamta.
Sięgnęła do zakrwawionego materiału. Ostrożnie chwyciła brzeg koszulki, ale nie udało jej się podciągnąć. Kiwnęła do starej Knoxa, żeby jej pomogła. Obie kobiety bardzo delikatnie przewróciły dziewczynę na brzuch, układając jej głowę na prawym policzku, aż długie ciemne włosy spłynęły falą poza krawędź łóżka. Dopiero teraz można było sprawdzić jej plecy.
– Może lepiej pójdę po Vikinga – zasugerowała Caro.
– Zostań, ja to zrobię. Ale jakim trzeba być chorym skurwielem, żeby zrobić coś takiego drugiej osobie?
– Nie wiem, Summer. Naprawdę nie wiem – odrzekła, choć doskonale wiedziała. Sama doświadczyła przecież czegoś jeszcze gorszego.
Tak naprawdę jedynie domyślały się, co mogło się kryć pod materiałem, i nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć, że ją skrzywdzono. Krew świadczyła o tym dobitnie. Caroline pamiętała dobrze swój przypadek, kiedy sama została pobita. To tu było jak powrót do przeszłości. Złej przeszłości, znów powiązanej z Rickiem. Miała ochotę wysłać go na księżyc z biletem w jedną stronę.
Wzięła drżący oddech, nie miała pojęcia, jak pomóc. Dziewczyna była nieprzytomna, ale w takiej sytuacji jawiło się to jak błogosławieństwo.
Drzwi skrzypnęły. Odwróciła głowę i ujrzała stojącego w progu Sainta. Zmarszczyła brwi. Miał przyjść Viking albo przynajmniej Rider, który ją znalazł.
– Ostatnie namaszczenie?
– W chuj zabawne, Knoxville, ale nie – odpowiedział, używając nazwiska jej męża.
– To co tutaj robisz? Sądziłam, że zjawi się Rider.
– Miał coś do zrobienia. – Wzruszył ramionami, a przylazł ze zwykłej ciekawości, bo już się rozniosło po klubie. – Co z dziewczyną? – Kiwnął głową.
Caroline nie zdążyła odpowiedzieć, bo biker wszedł głębiej, minął ją i stanął przy łóżku. Widziała, jak zacisnął szczęki, po czym spojrzał na nią i na leżącą na brzuchu brunetkę. Nie znała tak dobrze brata prezesa. Wydawał się w porządku, ale z tego, co zauważyła, różnił się od pozostałych. Twardy i nieustępliwy z podobnym poczuciem humoru jak reszta tej hałastry. Jednym słowem: nie pieprzył się, co się trochę gryzło z tym, że był pastorem. Chociaż nie takie cuda w życiu widziała.
– Gdzie jest, do cholery, Viking? – wycedził, patrząc na krew.
– Summer po niego poszła – poinformowała go Caro, zdziwiona jego tonem.
– Oby szybciej przywlekł tutaj swoją dupę, bo inaczej mu pomogę – odgrażał się, czując uścisk w żołądku na widok zakrwawionego podkoszulka dziewczyny.
Nic go z nią nie łączyło, ale widział różnego rodzaju gówna i za każdym razem takie coś sprawiało, że miał ochotę wytropić skurwiela i zająć się nim osobiście. Daleko mu było do świętego. Nauczono go, że kobiety trzeba szanować. A to wyglądało zupełnie odwrotnie. W sumie nie powinno go tutaj być, ale podsłuchał rozmowę Ridera z chłopakami. Wspomniał o dziewczynie, a on po prostu przyszedł sprawdzić, co było grane. Tyle że teraz, kiedy patrzył na nią, odnosił wrażenie, że było w niej coś znajomego. Nie umiał jednak połączyć kropek. Sięgnął do materiału na plecach i spojrzał na starą Knoxa.
– Nie czekamy? – zapytała.
– Dajmy Vikingowi czyste pole do popisu – odpowiedział.
Sięgnął po nóż, rozciął kawałek materiału, po czym szarpnął za niego, ale niezbyt mocno, aż ten rozjechał się na dwa poły, ukazując coś, na co Caroline aż zassała powietrze. On też widział w życiu dużo, ale to… To było skurwysyństwo w najczystszej, bestialskiej postaci.
– Ona ma to przyszyte do skóry, Saint – wyszeptała Caro, czując falę mdłości. – Przepraszam – rzuciła i pobiegła do łazienki, zostawiając bikera samego.
Saint nic nie powiedział. Rozumiał starą Knoxa. Widok nie należał do przyjemnych. Nawet on, taki twardziel, czuł, jak żołądek zaczynał podchodzić mu powoli do gardła. Może dlatego, że to była kobieta. Krucha, drobna. Kimś takim powinno się opiekować, a nie robić z niego paczkę z wiadomością. Bo był na milion procent pewien, że to był jasny przekaz dla ich klubu.
– Jestem. – Do pomieszczenia wpadł zdyszany Viking. – Co tam mamy?
– Sam zobacz i powiedz mi, kurwa, jakim trzeba być zjebanym chujem, żeby coś takiego zrobić? – Saint nie krył wzburzenia.
– Ja pierdolę – zaklął brat na widok zafoliowanej kartki przyszytej do pleców dziewczyny zszywkami. – Dobra, pomożesz mi? Musimy to usunąć.
– Wiesz, że to – wskazał na list – jest zapewne wiadomość od tych skurwieli? Jest tam nazwa naszego klubu, więc to jawne ostrzeżenie. Obstawiam, coś w rodzaju: „Nie wpierdalajcie się, a wasze kobiety będą całe”.
– Ale ona nie jest jedną z naszych kobiet – zauważył brat Ghosta.
– Racja, ale z jakiegoś powodu, którego nie znam, została przesyłką. – To było coś, czego nie rozumiał.
– Jeśli jest tak, jak sugerujesz, prezes rozpęta piekło na ziemi, jeśli jego starej coś się stanie.
– Pozostali bracia również.
– Dobra – Viking włożył rękawiczki – pomóż mi.
– Co mam robić?
– Trzymaj ją w tej pozycji. Gdyby się ruszyła, unieruchom ją.
– Nie sądzę, żeby zareagowała – powiedział kpiąco.
– Wolę, do cholery, nie ryzykować. Trzymaj i nie pierdol.
Saint miał nerwy ze stali, ale w obliczu czegoś takiego i on drgnął. Viking bardzo ostrożnie usunął zszywki, po czym przesiąkniętą krwią kartkę i folię zabezpieczającą, a pod tym kryło się coś jeszcze. Żaden z nich nie powiedział słowa na swoje znalezisko. Jedynie Saint wyciągnął telefon i zrobił zdjęcie. Nie, nie był pojebanym sukinsynem, którego jarały takie rzeczy, ale chciał mieć to jako dowód, bo brat musiał to zszyć i opatrzyć. Odsunął się, dając mu lepszy dostęp do dziewczyny. Po chwili zostawił ją w rękach ich klubowego doktorka i wyszedł. Na korytarzu natknął się na starą Knoxa.
– Wstąp do niej, jak Viking wyjdzie.
– Jasne, poczekam tutaj.
Kiwnął jej i bez tłumaczenia odszedł. Miał zamiar pogadać z resztą. To się musiało skończyć. Wings of Death musieli zniknąć. Było pewne jak cholera, że to oni za tym stali. Z nikim innym nie mieli na pieńku. Ale nie rozumiał, dlaczego wybrali przypadkową osobę. To się nie trzymało kupy. Chociaż ostatnimi czasy działy się różne dziwne rzeczy, dlatego trzeba było wszystko obgadać.
Wszedł do pomieszczenia, w który zjawił się już Storm. Nie było kobiet, więc mogli spokojnie pogadać.
– Co się tam odpierdoliło, bracie? – zapytał prezes.
– Ona jest dla nas wiadomością albo raczej – podał mu telefon – to stanowi ostrzeżenie, tylko jeszcze nie wiem przed czym.
– Ja pierdolę – zaklął Storm na widok zdjęcia. Podał urządzenie dalej, żeby wszyscy zobaczyli. – Czy ktoś wie, co to za jedna?
– Na pewno nie ja – oświadczył Rider, który jako pierwszy ją znalazł.
– Zostawię to kobietom. Dowiedzą się czegoś o niej. Nie sądzę, żeby dziewczyna była zadowolona, że któryś z nas ją przeszukuje.
– Zgadzam się – potwierdził Saint, który odwrócił się na szmer za jego plecami. – Jak ona się ma? – zapytał Vikinga, który odstawiał swoją torbę na kanapę.
– Wyliże się, ale blizny zostaną.
– Skurwiele powinni ponieść karę, a wychodzi na to, że federalni jednak ich nie dorwali – warknął Ghost. – Knox, gdzie twój zjebany braciszek?
– Lepiej, żeby mi się na oczy nie pokazywał, bo go zajebię za wszystko, do czego się przyczynił, a ma tego na sumieniu dużo. A tak to nie wiem.
– Saint, idź do niej – rozkazał mu prezes.
– A niby dlaczego ja?
– Bo już u niej byłeś? I jesteś duchownym?
– Taa, jasne – prychnął. – Tylko na jebanym papierze, stary.
Pokręcił głową, ale odwrócił się i zostawiając wszystkich, wyszedł. Ruszył korytarzem, zdając sobie dopiero sprawę, że te gnojki położyły nieznajomą w jego pokoju. Cicho otworzył drzwi, w środku zastał Caroline i Summer. Wszedł, a one rzuciły mu smutne spojrzenia. W sumie to nie wiedział, dlaczego on miał się zająć dziewczyną, ale faktycznie pewnie dlatego, że był cholernym pastorem i prócz pieprzenia klubowych króliczków nie miał nic innego do roboty.
– Jak z nią? – zapytał szeptem.
– Viking ją opatrzył i z tego, co wiem, podał jej coś przeciwbólowego. Powiedział, że niedługo powinna się obudzić – odpowiedziała stara Knoxa.
– Znalazłyście coś przy niej?
– Nie szukałyśmy. To może poczekać – zasugerowała Summer, która nie chciała ruszać dziewczyny.
– Okej. Zostanę, rozkaz prezesa, więc tak naprawdę możecie iść. – Dał im do zrozumienia, że sobie poradzi, bo przecież tak było. Nie był pizdą.
– Jesteś pewien? – zapytała jego „prawie bratowa”.
– Tak, jak coś, będę wołał.
– Okej. Jak coś, zawsze jesteśmy.
Saint stanął przodem do wyjścia i patrzył na kobiety, które po chwili zostawiły go samego. Nie do końca rozumiał, dlaczego był tutaj on zamiast Ridera, ale w sumie i tak nie miał niczego lepszego do roboty. To znaczy niby miał, ale przecież był pasterzem zbłąkanych dusz. Sprawiał, że właśnie przez niego były zbłąkane po tamtej stronie. A teraz potrzebował ciszy i chwili świętego spokoju, wiedząc, że „najlepsze” piekło było jeszcze przed klubem.
Zrzucił z siebie klubową kamizelkę, zostając w samych czarnym T-shircie. Opadł na fotel, wyciągnął nogi do przodu i oparł się wygodnie, po czym skrzyżował ramiona na klacie. Siedział i patrzył na klubowego gościa, zastanawiając się, kim jest ta dziewczyna. Wciąż leżała na brzuchu w rozerwanej przez niego koszulce. Nie dawał mu spokoju fakt, że nie wie wszystkiego, a on lubił wiedzieć. Przyszła mu do głowy absurdalna, choć nie niemożliwa, myśl. Brunetka mogła być podstawiona i ktoś może liczył, że wkradając się w ich łaski, zdobędzie jakieś informacje o Storm Riders. Nie takie rzecz widział w życiu, więc to nie wydawało się głupotą… Postanowił być ostrożny do czasu, aż nie dowie się czegoś więcej.
Nie czuł upływającego czasu, dopóki się nie zorientował, że za oknem powoli zaczęło się ściemniać. Trochę zdrętwiał od siedzenia w jednej pozycji, dlatego wstał z zamiarem rozciągnięcia zastałych mięśni. Gdy tylko się wyprostował, drzwi od jego pokoju uchyliły się i stanęła w nich pewna niechciana osoba. Saint zacisnął szczęki na jej widok. Nie było cholernej opcji, żeby ona teraz tutaj weszła, ale nim zdążył się odezwać, przekroczyła próg.
– Co ty tutaj robisz? – syknął, nie bawiąc się w subtelności, gdy się do niej zbliżał.
– Wiesz co.
– Nie mam ochoty na zabawy, Joy – uświadomił ją, kiedy stanął przed nią.
– Daj spokój. Pozwól – oblizała usta – a pomogę ci się zrelaksować. Nie dokończyliśmy przez nią. – Wskazała na ich gościa.
– Nawet nie zaczęliśmy – warknął. – Pomożesz mi się zrelaksować, kiedy stąd pójdziesz.
– Saint – wyciągnęła dłoń i przesunęła palcem po jego piersi, ale on chwycił rękę Joy, nim ta zeszłaby niżej – nie dokończyliśmy.
– I już tego nie zrobimy.
– Kolejna suka zabiera nam faceta – warknęła, posyłając wściekłe spojrzenie w kierunku łóżka, na którym leżała brunetka.
Bardzo tego nie lubił. Nie znosił wręcz, gdy te kobiety, które były zwykłymi kurwami, sądziły, że mają jakieś prawa względem nich i ich fiutów. Otóż nie miały, ale najwidoczniej tego nie pojmowały. Owszem, lubił dobry seks, ale sam sobie wybierał, z kim i gdzie. Joy nie było już w jego planie, mimo że przed dwiema godzinami była.
Złapał dziewczynę za ramię i odwrócił, po czym wyprowadził ją z pokoju. Stanęli na korytarzu, gdzie nie było nikogo, co mu w pełni odpowiadało.
– Naprawdę nie chcesz, żebym dokończyła robić ci loda? Mogę klęknąć i zająć się twoim problemem, nawet tutaj. – Uśmiechnęła się zalotnie i zjechała wzrokiem na jego krocze.
W normalnych okolicznościach zapewne by się zgodził, ale okoliczności wcale nie były normalne. I naprawdę bywały takie chwile, kiedy nie miał ochoty nawet na seks. Trochę się różnił od innych członków klubu. Nie chodził wiecznie napalony, nie był jak pies na baby. Nie stronił od tego typu rozrywki, ale też nie był pieprzoną męską kurwą, która posuwała wszystko, co było w zasięgu wzroku i miało cycki. Święty też nie był, mimo że taką miał ksywkę.
– Idź i znajdź sobie innego fiuta, którego będziesz mogła possać. Nie jestem zainteresowany twoimi ustami.
– A moją cipką? – Kobieta nie odpuszczała.
– Nie sprawiaj, żebym się zrobił niemiły, bo pójdziesz stąd z płaczem, kobieto.
– Kutas.
– Nazywano mnie już gorzej – mruknął, wypchnął ją za drzwi, po czym się za nimi schował i zamknął. Oparł dłonie o drewno. Czasem demony wracały nawet za dnia.
Westchnął, odwrócił się i zdał sobie sprawę, że leżąca na materacu kobieta-przesyłka nieznacznie się poruszyła i cicho jęknęła. Zrobił kilka kroków w kierunku łóżka, przystanął nieopodal, czekał i obserwował.
Ponowny cichy jęk przeciął ciszę, gdy brunetka się poruszyła, a jej długie ciemne włosy zafalowały pod wpływem nieznacznego podniesienia głowy. Otworzyła oczy i poczuła palący ból na plecach. Chwilę jej zajęło przypomnienie sobie, co się stało. Skrzywiła się na tę myśl, a po sekundzie stęknęła, gdy próbowała się unieść na przedramionach. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Na pościeli wyczuła zapach, męski zapach. Momentalnie zesztywniała. Przełknęła ciężko ślinę, usiłując opanować mętlik w głowie.
– Pomogę ci – usłyszała gdzieś z boku niski, lekko chrapliwy męski głos.
– Dam radę – wychrypiała. Choć ból był nie do opisania, nie chciała pomocy.
Pomoc przyszła jednak bez pytania. Męska dłoń wsunęła się pod jej ramiona, kiedy próbowała się unieść. Została delikatnie odwrócona i posadzona. Ponownie skrzywiła się z bólu. Długie włosy opadły jej na oczy, więc sięgnęła do nich lewą dłonią, a drugą trzymała się krawędzi materaca, żeby nie opaść na twarz.
Odgarnęła kosmyki i pierwsze, co zobaczyła to ciemne buty i spłowiałe niebieskie jeansy. Gdy jej wzrok podjechał wyżej, zatrzymała spojrzenie na T-shircie, by sekundę później napotkać intensywnie wpatrujące się w nią oczy, które… już widziała. Zamrugała kilka razy, żeby załapać ostrość. W tej chwili wydawało jej się to niemożliwe, ale… Wciąż tutaj był. I to był on.
– Kurwa – zaklął Saint, gdy zdał sobie sprawę, kim jest kobieta przed nim. – Jesteś szpiegiem? – wycedził.
– Co? – sapnęła, nic nie rozumiejąc.
– Słyszałaś. To wszystko – machnął na nią ręką – jakaś gra?
– Gra? – Pokręciła głową. – Jaka gra? – Skrzywiła się, podpierając się rękami o materac przy próbie wstania. – I co ty – wskazała na niego – tutaj robisz? – zapytała, nie bardzo rozumiejąc całą sytuację.
– Jestem u siebie. – Skrzyżował ramiona na szerokiej klacie.
– Posłuchaj mnie – przełknęła – nie wiem, o co chodzi. I coś ty zrobił z moimi plecami, że mnie tak cholernie bolą?
– Pamiętasz coś? – Zmienił odrobinę ton i kierunek rozmowy.
– Tylko tyle, że wychodziłam z motelu coś zjeść, a reszta to… teraz. To miejsce i ty.
– Zajebiście – syknął. – Czyli nie pamiętasz, kto ci to zrobił?
– Przecież mówię. I co znaczy „to”? Dlaczego… – Urwała, bo dopiero teraz zdała sobie sprawę, że coś było nie tak z jej koszulką, która luźno z przodu wisiała. Odwróciła głowę, próbując dojrzeć, co miała na plecach, ale nie dała rady.
– Masz opatrunek, nie szarp się, bo szwy puszczą.
– Szwy? – Zrobiła wielkie oczy.
– Rider znalazł cię na poboczu.
– Znalazł mnie? – Znowu była osłupiała. – Jaki Rider?
– Lepiej usiądź. – Złagodził głos, bo wyglądało na to, że ona naprawdę nie miała pojęcia, co się stało, albo była dobrą aktorką, ale to miał zamiar zweryfikować. – Pamiętasz motel i coś jeszcze?
– Szłam chodnikiem – opadła na łóżko – z zamiarem przejścia na drugą stronę ulicy, gdzie mieści się bar, ale w pewnym momencie został mi zarzucony na głowę materiał, a później – skrzywiła się, bo chyba coś sobie przypomniała – poczułam uderzenie. To wszystko.
– Wygląda na to, że zostałaś porwana w celu przesłania nam wiadomości.
– Wiadomości? Ja nie mam dla was żadnej wiadomości.
– Ale twoje plecy tak.
– I w sumie kim jesteście „wy”?
– Jesteś w klubowym domu należącym do Storm Riders, czyli klubu, do którego przynależę.
– Co chcesz mi przez to powiedzieć? – zapytała, ignorując jego wzmiankę o tym, gdzie była.
– Robiłaś za żywą wiadomość. Ktoś coś wyrył na twojej skórze, przyszył zszywkami papier do twoich pleców, a później wyrzucił cię na poboczu niedaleko naszego klubu.
– Boże – wykrztusiła, zdając sobie sprawę, że on mówił poważnie. Ale ona nic nie pamiętała, jednak ból na plecach świadczył o tym, że facet nie ściemnia.
– Jeśli się dowiem, że kłamiesz i współpracujesz z nimi, to pożałujesz – ostrzegł ją.
– Zwariowałeś? Nie wiem, o co ty mnie oskarżasz i na jakiej podstawie. To, że się ze sobą przespaliśmy, nie oznacza, że chciałam cię ponownie zobaczyć – skłamała. – Jesteś dupkiem, Saint.
– Dupkiem? Jakoś nie nazywałaś mnie tak, kiedy posuwałem cię nocami, a ty dochodziłaś z krzykiem, kochanie – powiedział kąśliwie.
– I właśnie teraz pokazujesz, że nim jesteś – fuknęła, po czym wstała. – Nie mam nic wspólnego z tobą – wskazała na niego – z klubem… w sumie to nawet nie wiem, gdzie jestem, więc pozwól, że wrócę do domu.
– Tamtą dziurę nazywasz domem?
– Lepsza taka dziura niż bycie bezdomną. Odpieprz się ode mnie. Nie jestem głupia. Potrafię łączyć fakty.
– Czyżby? – Zmrużył oczy.
– Wiedziałam, że należysz do MC.
– No tak, kamizelka.
– Wspominasz ciągle „my”, „nas”, powiedziałeś nazwę klubu, a ja wzięłam udział w czymś, na co się nie pisałam, tylko dlatego że się z tobą przespałam. Pominęłam coś?
– Bystra jesteś – powiedział z uznaniem.
– A sądziłeś, że tępa, bo dałam się przelecieć komuś takiemu jak ty? – prychnęła.
– Uważaj, skarbie, bo stąpasz po cienkim lodzie.
– Chyba wolę wpaść do tej lodowatej wody, niż przebywać z tobą w jednym pomieszczeniu – warknęła.
– I do tego cholernie pamiętliwa.
– Pieprz się, Saint.
– Z chęcią, ale nie jesteś w najlepszej kondycji, kochanie. – Nie mógł się powstrzymać, żeby jej nie dowalić. Owszem, wiedział, dlaczego w tej chwili była dla niego taką suką, ale uratowali ją, choć zdawało się, że wina była też jego i z powodu klubu, do którego należał.
Zapewne ich wymiana zdań ciągnęłaby się dalej, gdyby nie pukanie do drzwi, które po chwili się otworzyły i stanął w nich nie kto inny jak Storm. Prezes zmierzył stojącą naprzeciwko siebie dwójkę i wszedł do środka.
– Widzę, że nasz gość się obudził.
– I chcę już iść – powiedziała.
– O ile dowiemy się wszystkiego, łącznie z tym, kim jesteś. Wtedy ktoś cię odwiezie.
– Nie, ona zostaje tutaj – odezwał się Saint.
– Co? – zapytali jednocześnie prezes i Hazel.
– Ona zostaje – powiedział stanowczo pastor.
– A niby dlaczego? – zapytał bardzo ciekawy Storm, zlustrowawszy tę dwójkę. Wyglądali, jakby mieli się za chwilę na siebie rzucić.
– Właśnie, dlaczego? – Była bliska wybuchu.
– Bo skoro wystarczyło, że się ze sobą przespaliśmy, a oni to wykorzystali, to chuj wie, co się stanie, kiedy tam wrócisz.
– Bzykałeś ją, bracie? – zapytał Storm, bo czegoś tutaj nie rozumiał, a był bystry.
– Taa i spotkała mnie kara za grzechy.
– Ciebie spotkała kara?! – wybuchła, bo nie wierzyła własnym uszom. – Ciebie?! To ze mnie zrobiono jakiegoś kuriera. To ja mam pocięte plecy, ale to ciebie spotkała kara?! Nie wierzę. – Pokręciła głową i odwróciła się do drugiego bikera. – Nie wiem, kim jesteś, ale…
– Jestem prezesem klubu, do którego cię przywieziono, on to mój klubowy brat – uświadomił ją, z kim miała do czynienia, nie mówiąc jej do końca prawdy, że łączyły ich również więzy krwi.
– Okej. On wszystko wie, a ja chciałabym wrócić do siebie, spakować się i wyjechać, żeby tutaj nigdy nie wracać.
– Nie – warknął Saint.
– Nie masz nic do gadania – warknęła do niego. – To, że mnie pieprzyłeś, nie daje ci żadnych praw.
Saint był innego zdania, czego do końca nie rozumiał. Może to było poczucie winy? Cóż, prawda była również taka, że gdyby był normalnym facetem, zapewne nadal by się spotykali, ale wyszło, jak wyszło. Nie oznaczało to jednak, że on pozwoli jej tak po prostu odejść. Musieli wszystko wyjaśnić.
– Jednak nigdzie nie pojedziesz – syknął i zrobił krok w jej stronę.
– Kurwa – zaklął Storm, bo wiedział, co się szykowało. Znał brata, a ten, kiedy czegoś chciał, to po prostu to dostawał. A teraz wychodziło na to, że chciał brunetki z powodów, których on nie rozumiał. Bzyknięcie kogoś nie było powodem, chyba że… – Zrobił ci dzieciaka? – zapytał bez ogródek, spoglądając na brata, który stał niewzruszony.
– Komu? – zaskrzeczała.
– Tobie. – Kiwnął na nią. – Jak ty w ogóle masz na imię?
– Hazel. I nie, nie zrobił mi dziecka. Boże, jeszcze tego by brakowało. Czy ja wyglądam na kogoś, kto nie używa mózgu? A nie, jednak byłam wystarczająco głupia, bo się z nim przespałam. – Wskazała na Sainta.
– O bracie, załatw to. A kiedy skończycie, chcę z tobą, Hazel, pogadać.
– Ja z nim skończyłam, więc mogę już porozmawiać, tylko… – złapała się za podkoszulek – przydałoby mi się coś na przebranie.
– Saint, daj jej jakiś T-shirt i niech do mnie przyjdzie – rozkazał Storm i wyszedł.
Jednak Saint nie miał zamiaru ustąpić. Wiedział, dlaczego nie odpuści. Hazel była w niebezpieczeństwie, przez to, że zadała się z nim. Ktokolwiek zadawał się ze Storm Riders, był teraz na celowniku Wings of Death. To było pojebane, ale nie miał wpływu na pewne rzeczy.
– Dasz mi coś? – zapytała z niechęcią. Nie chciała mieć na sobie nic, co należało do niego, ale pragnęła również szybko opuścić to miejsce.
– Owszem, ale najpierw wyjaśnimy pewne kwestie.
– Nie zamierzam z tobą dyskutować. Zabawiłeś się, rozumiem, ale teraz nie chcę mieć ani z tobą, ani z tym twoim klubem nic wspólnego. Pogadam z tym waszym prezesem i zniknę.
Saint, sięgając po świeży T-shirt, wiedział, że to mogło przypominać walkę z wiatrakami. Ale to nie tak, że ją okłamał, po prostu niczego jej nie obiecywał, poza tym, że jeszcze się zobaczą, jednak tak się nie stało. Wydarzyła się sprawa z Rickiem i całym Wings, a on nie sądził, żeby ona chciała go widzieć na oczy po tym, jak się nie zjawił.
– Czekałaś na mnie? – zapytał, bacznie ją lustrując.
– Nie. – Uniosła głowę, patrząc mu prosto w oczy i może odrobinę kłamiąc, ale to nie miało znaczenia. Nie zjawił się, mimo obietnicy. Miała swoją dumę.
– Dużo się wydarzyło.
– Okej. – Wyciągnęła rękę, po ubranie.
– Okej? – Podał jej.
– Tak – odpowiedziała krótko.
Odwróciła się do niego plecami. Sięgnęła do swojego zniszczonego podkoszulka, ale okazało się, że będzie musiała go jednak ściągnąć przez głowę.
– Pomogę ci.
– Nie zbliżaj się do mnie – syknęła.
Szybko, mimo bólu, ściągnęła z siebie zniszczoną część garderoby, po czym wciągnęła szary T-shirt. Był na nią za duży, ale liczyło się to, że on nie widział jej pleców, mimo że tak naprawdę poznał je doskonale, kiedy pieprzył ją od tyłu. Zacisnęła szczęki, żeby nie myśleć o tym ani o nim. Powinna zapomnieć i wyjechać, ale wpierw…
– Zaprowadzisz mnie do tego waszego prezesa czy mam sama znaleźć drogę? – zapytała słodko, licząc, że ten pacan nie będzie jej niczego utrudniał.
* * *
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji