Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Sałatka przyprawiona miłością - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sałatka przyprawiona miłością - ebook

Sałatka przyprawiona namiętnością to nie powieść, a zbiór opowiadań o bohaterach z powieści „Eliksir miłości”. Co nowego w życiu Luizy i Michała? Jak potoczyły się losy braci Wenarskich?

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8384-944-7
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rok, jak jeden dzień

Minął rok od dnia naszego ślubu, który był najwspanialszym wydarzeniem w moim życiu. Minął rok, a my nadal gruchaliśmy jak dwa gołąbeczki.

— Możesz mi powiedzieć, dlaczego moja koszula nie jest uprana? — zapytał Michał, wpadając do sypialni wczesnym rankiem.

— Co? — wysapałam, wybudzona z głębokiego snu.

— Koszula? Gdzie jest?

— W koszu na pranie.

— To wiem. Gdzie jest czysta? — Uchyliłam powieki. Rozumiałam znaczenie jego słów, ale jedyne co w tej chwili mogłam zrobić, to wzruszyć ramionami.

— Cholera! — ryknął i trzasnął drzwiami.

— Też cię kocham! — odkrzyknęłam. Wiedziałam, że nie jestem idealną panią domu.

No dobra, może trochę się pomyliłam z tym gruchaniem jak gołąbeczki. Kłóciliśmy się jak każda para, ale przede wszystkim bardzo się kochaliśmy. Mieliśmy lepsze i gorsze momenty, ale zawsze byliśmy razem i stawialiśmy czoła różnym wyzwaniom.

Ten rok przyniósł wiele zmian. Ślub był tylko początkiem. Kilka tygodni po naszym weselu Michał otrzymał propozycję pracy w Sandomierzu i teraz dojeżdża tam codziennie. Uważam, że była to dobra decyzja, a Michał świetnie odnalazł się w wydziale zabójstw. Dzisiaj była sobota, ja odpoczywałam, a mój mąż biegał jak ze sraczką i szukał czystych koszul. Normalnie dramat.

Nie byłabym sobą, gdybym nie wstała i nie pomogła mu poszukać tej zasranej koszuli, choć bardzo, ale to bardzo mi się nie chciało.

— Patrzyłeś w misce na pranie? — spytałam, gdy do niego podeszłam.

— Jakiej misce? — zapytał, a ja tylko przewróciłam oczami i weszłam do pokoju, który pełnił funkcję gospodarczą. To tutaj prasowałam, zimą suszyłam pranie i takie tam (albo robił to Michał, bo jak wspomniałam, nie byłam idealną panią domu).

Wygrzebałam jego koszulę, a potem podłączyłam żelazko do prądu. Pospiesznie ją wyprasowałam i po chwili zbiegałam po schodach, by zastać Michała w służbowych spodniach, bez koszulki, pijącego kawę.

— Mam — oznajmiłam i przyjrzałam mu się uważnie.

Czy zmieniliśmy się przez ten rok? Ja bynajmniej, wciąż miałam ten sam jasny kolor włosów, szczupłą talię i niski wzrost, ale Michał stał się bardziej nerwowy. A im bardziej się denerwował, tym częściej przebywał w siłowni. Teraz jego mięśnie były znacznie obszerniejsze. Koszulki, które nosił rok temu, opinały się na jego bicepsach tak mocno, że mocniejszy nacisk mógłby rozerwać materiał. Zapuścił włosy. Lubiłam jego czekoladowe loczki i żałowałam, że sama nie mam takich. Musiałam przyznać, że uwielbiałam go w każdej wersji. Nawet w tej, kiedy robił marsową minę.

— Dzięki, jesteś najlepsza — odparł, złapał koszulę, pospiesznie ją narzucił, złapał plecak i wybiegł jak huragan.

Stanęłam w przedpokoju. Już po chwili drzwi ponownie się otworzyły i nim się obejrzałam, zostałam przyciągnięta do jego gorącego ciała. Pocałował mnie namiętnie, zapowiadając tym samym całkiem miły wieczór.

— Będę późno, ale możesz poczekać — szepnął i szeroko się do mnie uśmiechnął.

— Zaczekam — odparłam.

Gdy zostałam sama, poczułam się samotna. Cisza panująca w domu trochę mnie przytłaczała. Czasem brakowało mi kogoś, z kim mogłabym porozmawiać.

Zrobiłam sobie śniadanie, a potem wypiłam mocną kawę, a jeszcze później nadrabiałam domowe obowiązki, które nagromadziły się przez cały tydzień.

Czasem wolałabym iść do pracy, niż sprzątać, prać, prasować, szorować i tak dalej.

Przygotowałam kolację: kurczaka z suszonymi pomidorami i sałatkę z mozzarellą. Czekałam na Michała, wypatrywałam go w oknie, ale… nigdzie go nie było. Zaczęłam się martwić o niego. Zwykle był na czas w domu, chyba że coś go zatrzymało, ale wtedy wysyłał do mnie wiadomość, uprzedzając o spóźnieniu.

Zadzwoniłam do niego, ale nie odebrał. Chodziłam od okno do okna i obserwowałam podjazd. Zerkałam na zegarek, a moje serce coraz mocniej dudniło.

Chrzęst klucza w drzwiach zwiastował jego powrót. Byłam potwornie wściekła. Chciałam mu wykrzyczeć swoje obawy i opieprzyć go za to, że nie dawał znaku życia, ale przystanęłam w salonie, widząc mojego męża stojącego z wielkim bukietem kwiatów i pękiem balonów.

Zmarszczyłam brwi i niepewnie do niego podeszłam.

Zapomniałam o czymś?

— Michał, co to?

— Wiem, że nasza rocznica ślubu wypada prawie za dwa tygodnie, ale postanowiłem wręczyć ci prezent wcześniej — powiedział, a potem podał mi kwiaty i zaczął mnie namiętnie całować.

Nawet nie wiedziałam, w której chwili podniósł mnie i niósł do sypialni.

— Zrobiłam kurczaka… — wysapałam, gdy rzucił mnie na łóżko.

— Kurczak poczeka, a ja już dość długo czekałem na ciebie — dodał i zrzucić z siebie koszulę.

Jego mięśnie apetycznie prężyły się do mnie. Oblizałam wulgarnie usta, a Michał groźnie się do mnie uśmiechnął. Uniósł moją letnią sukienkę, a potem zsunął majtki i zajął się mną jak specjalista.

Uwielbiałam seks z moim mężem. Był dziki, ostry, a czasem delikatny i namiętny. Ale Michał zawsze sprawiał, że moje serce tańczyło Makarenę przy każdym naszym zbliżeniu. Był moim mężem, przyjacielem, kochankiem i wielkim romantykiem. Uwielbiałam w nim wszystko.

— Kocham cię — powiedział, gdy leżeliśmy w łóżku, nasyceni sobą.

— Też cię kocham — odparłam. — Podgrzeję kolację i…

— Nie, ja to zrobię, ty odpocznij. — Przystałam na jego propozycję, bo była bardzo kusząca.

Na nagie ciało narzuciłam cienki szlafrok, a potem zeszłam na dół. Michał zdążył umieścić kwiaty w wazonie, a balony fruwały po całym pokoju, przylepione do sufitu.

Po chwili poczułam ciepłe ręce Michała, którymi obejmował mnie od tyłu. Pocałował mnie w szyję, a ja od razu się uśmiechnęłam.

— Nie musiałaś schodzić, zaniósłbym jedzenie do łóżka.

— Wiesz, że nie lubię kruszonek w łóżku — odparłam, a potem zajęłam miejsce przy stole w salonie. Michał przyniósł posiłek i wspólnie jedliśmy.

— Dziękuję ci za kwiaty i balony, są piękne. Ty swój prezent już znasz. Nie mogę się doczekać wyjazdu do Gdańska.

Gdy wspomniałam o Gdańsku, Michał zmarkotniał i spuścił wzrok. Coś było nie tak.

— Michał? Co się dzieje? — spytałam łagodnie, ale on nie raczył na mnie spojrzeć. — Michał! — powiedziałam ostrzej.

— Chodzi o to, że w tym czasie, gdy mieliśmy przebywać w SPA w Gdańsku, muszę być na szkoleniu i…

— Że jak? Chcesz mi powiedzieć, że moje kilkumiesięczne plany właśnie wyparowały w kosmos?

— No nie do końca. Oczywiście, ty możesz skorzystać z pełnej oferty, ale ja nie mogę tam być z tobą i…

— I myślałeś, że kwiatami, seksem i balonikami mnie udobruchasz?! — krzyknęłam. — Wiedziałeś o Gdańsku od kilku miesięcy. Jaka była szansa, że jakieś tam szkolenie wypadnie w tym samym czasie? Minimalna!

— No tak, ale…

— Nie możesz zrezygnować?! Ja już wszystko opłaciłam. No i tak się cieszyłam. — Byłam cholernie wkurzona. Tak bardzo cieszyłam się na ten wyjazd. Specjalnie na tę okazję kupiłam nowy strój kąpielowy.

— Kochanie, wiem, że czujesz się zawiedziona, ale nie mogę tego przełożyć. To szkolenie jest bardzo, bardzo ważne, muszę je odbyć.

— No super! Ile czasu cię nie będzie? — Teraz to już chciałam poznać wszystkie szczegóły.

— Tydzień.

— Super. Po prostu rewelacja! — krzyczałam, dłubiąc w kurczaku. Kompletnie straciłam apetyt, choć chwilę temu burczało mi w brzuchu. — Dziękuję, że zepsułeś naszą pierwszą rocznicę ślubu. Mogę ci obiecać, że nie zapomnę ci tego do końca życia — dodałam, a potem z impetem odeszłam od stołu, czując jak pierwsze łzy próbują skapnąć mi na policzek.

Byłam na niego wściekła.

Wszystkim się pochwaliłam, że wyjeżdżam z mężem na kilka dni do Gdańska, do SPA. Urlop specjalnie wzięłam. Mieliśmy spędzić cztery, piękne, cudowne i rozkoszne dni nad morzem, a teraz cały plan jasny szlag trafił.

Siedziałam w naszej sypialni na łóżku i rozmyślałam, jak mogę wybrnąć z tej sytuacji. Jego szkolenia nie mogłam przełożyć, ale być może Gdańsk już tak. Nie było mi to na rękę, ale musiałam spróbować.

Weszłam na stronę hotelu, wybrałam ofertę, którą wcześniej wykupiłam, przeszłam do kalendarza i… Jak pech to pech. Najbliższy wolny termin mogłam zarezerwować na listopad.

— Cudownie — powiedziałam do siebie.

Michał wszedł do środka i spojrzał na mnie potulnie. Wiedziałam, że jest mu głupio i przykro, ale ja byłam zawiedziona. Chciałam spędzić pierwszą rocznicę ślubu jakoś… wyjątkowo.

— Kochanie, przepraszam, że tak wyszło. Ja również jestem niezadowolony. Przecież to oczywiste, że wolałbym z tobą odpoczywać nad morzem, a nie siedzieć tydzień w Radomiu na szkoleniu. To żadna frajda.

— Może uda mi się przełożyć ten wyjazd, ale wolne terminy mają dopiero na listopad — odparłam, patrząc w komórkę. Byłam zbyt rozżalona, by rozmawiać z Michałem.

— To może z Darią pojedziesz? Zrobicie sobie babski wyjazd.

— Mam zamienić nasz rocznicowy wyjazd na babskie pitu-pitu z Darią? — spytałam, wściekła jak osa.

— No, jeśli nie uda ci się przesunąć tego terminu, to chociaż ty skorzystaj.

— Jeśli nie uda mi się przesunąć tego terminu, to pojadę sama i z przyjemnością oddam się wszystkim zabiegom relaksującym! Wszystkim! Zrozumiałeś? — wysyczałam, a potem wyszłam z sypialni i zrelaksowałam się pod ciepłym prysznicem. Musiałam ochłonąć.

_Dwa dni później_

Nasza sytuacja sama się rozwiązała. Otrzymałam telefon z hotelu w Gdańsku, że mają nieoczekiwany remont. Pękła im jakaś rura, zalało im piętro i przez co najmniej miesiąc będą niedostępni. Mogłam przełożyć wizytę na inny termin albo przyjąć zwrot pieniędzy. Wybrałam drugą opcję. Nie chciałam jechać nam morze zimą i to bez okazji.

Po tym telefonie byłam rozstrojona. Z jednej strony cieszyła mnie wieść, że sprawa została załatwiona, z drugiej żałowałam, że do tego wyjazdu nie doszło. Utarłabym nosa Michałowi, wysyłając mu pikantne zdjęcia, relaksując się na masażu. Znając go, któregoś dnia przyjechałby do mnie, zrywając się z tego głupiego szkolenia.

— Udało ci się przełożyć wyjazd do Gdańska? — dopytywała Daria. Siedziałyśmy na jej tarasie i zajadałyśmy się sernikiem, który upiekła. Opowiedziałam jej o wszystkim dzień po tym, jak Michał uraczył mnie swoimi rewelacjami.

— Nie, zalało im piętro i sami mi odwołali wyjazd.

— Łe… To niefajnie. Liczyłam, że pojadę z tobą. — Zaśmiała się, a ja przewróciłam oczami.

Kochałam ją jak siostrę, ale nie zamierzałam spędzać z nią mojej rocznicy ślubu.

— No to się przeliczyłaś — odparłam zgryźliwie. — Zresztą ty i Martin świętujecie już w ten weekend, więc w czym problem?

— Robimy tylko obiad dla rodziny i przyjaciół.

— A ja wiem, że będę musiała wziąć tabletki na uspokojenie, by przetrwać to sobotnie popołudnie.

— Wiem, o kim mówisz, ale nie mogłam jej nie zaprosić.

Monika Wenarska, nasza wspólna teściowa była okropną, zaborczą kobietą i nienawidziła żadnej ze swoich synowych. Przebywanie z nią w jednym pomieszczeniu, to jak jedzenie posiłku z wrogiem.

— No tak, w końcu matki się nie wybiera.

— Z tego wychodzi, że teściowej też nie — zaśmiałyśmy się obie, a potem dokończyłyśmy porcję sernika, który był wyborny.Walentynkowa niespodzianka z adrenaliną

Siedzieliśmy przy stole i jedliśmy obiad. Przygotowałam rybę w chrupiącej panierce i sałatkę z pomidorkami koktajlowymi. Jedliśmy w ciszy, zmęczeni kończącym się dniem.

Każdy z nas miał swoją pracę, którą lubił i szanował, ale przez to mieliśmy mniej czasu dla siebie. Krótko po ślubie Michał dostał propozycję przeniesienia się do Sandomierza i skorzystał z niej. Myśleliśmy nawet o przeprowadzce, ale ostatecznie zostaliśmy w Koprzywnicy, bo Michał pracował kilka razy w tygodniu, za to po dwanaście, czasem nawet po dwadzieścia cztery godziny na dobę. Dzielnie to znosiłam, choć czasem miałam ochotę mu wygarnąć. Jednak wiedziałam, ile znaczy dla niego praca. Mnie również z trudem byłoby rozstać się z _Karmelówkami._ Zadomowiłam się w firmie, zaprzyjaźniłam z kilkoma dziewczynami, a od niedawna dzieliłam swoje obowiązki z Dagmarą. Ta dziewczyna jest tak szalona, jak jej kolor włosów. Zawsze są ostro różowe. Nosi długie paznokcie, które zawsze maluje jaskrawym kolorem. I zawsze ubiera się stylowo, swobodnie, a zarazem elegancko. Bo, kiedy ja pomyślę, że krótkie, sportowe spodenki nie będą pasowały z butami na koturnie i z marynarką, to Dagmara udowadnia mi, że takie połączenia idealnie do siebie pasują.

— Masz jakiś pomysł na walentynki? — spytałam Michała po chwili. Nie mogłam znieść tej panującej wokół nas ciszy.

— Pójdziemy na kolację — odparł mój mąż, a ja nie wytrzymałam i z nerwów rzuciłam widelec na stół, czym przykułam jego uwagę.

— Na kolację? Nie mogłeś wymyślić czegoś innego? W tym roku walentynki przypadają w piątek, moglibyśmy gdzieś wyjechać, ale nie… Pójdziemy grzecznie na kolację i grzecznie wrócimy do domu.

— Jeśli chciałaś gdzieś wyjechać, to mogłaś powiedzieć.

— Aha, czyli to teraz moja wina.

— Luiza! — Michał podniósł na mnie głos i wstał z krzesła. — Co się z tobą ostatnio dzieje? Nie poznaję cię. Jesteś wiecznie obrażona. Coś dzieje się w pracy?

— Nie… — Pospiesznie zaprzeczyłam.

— To co się dzieje, kochanie? — spytał, patrząc na mnie tymi swoimi ciemnymi jak mleczna czekolada oczami. Oczami, w których się zakochałam i w których zawsze ginęłam.

— Nic! O to chodzi, że nic się nie dzieje, a mnie brakuje spontaniczności w naszym związku. Minęła nasza pierwsza rocznica ślubu, a my weszliśmy w taką rutynę, że czasem nie chce mi się zaczynać kolejnego dnia, bo wiem, jak się skończy.

Michał wzdychał przez chwilę, a potem podszedł do mnie i ukucnął przy mnie.

— Postaram się coś zaplanować. Coś spontanicznego i zrobię ci niespodziankę. Bądź gotowa na nieznane.

— Wiesz, teraz zaczęłam się bać.

— Może powinnaś… — Zaśmiał się, pocałował mnie w usta i wrócił na swoje miejsce.

Po obiedzie wybraliśmy się na wspólne bieganie, a potem… Potem była długa, wspólna kąpiel i przytulanie w sypialnianym łóżku.

***

— Jakie masz plany walentynkowe? — spytała mnie Dagmara, gdy tylko usiadłam przy swoim biurku. Siedziałyśmy obok siebie, więc mogłyśmy plotkować przez cały dzień, ale wiedziałyśmy, że praca sama się nie wykona.

— Idziemy na kolację.

— Tylko ubierz się seksownie. Jak mniemam, Michał nie skończy tylko na kolacji. — Sugestywnie uniosła brwi, więc wiedziałam co miała na myśli.

Zapewne Michał miał taki plan. Najpierw kolacja, a potem oszałamiający seks, ale ja chciałam czegoś więcej. Tylko, że nie znałam definicji tego WIĘCEJ. Już mnie ominął rocznicowy wyjazd, więc nie zamierzałam tym razem dać za wygraną.

— Pewnie tak.

— Ej, a co ty masz taką minę? Każda, na twoim miejscu, cieszyłaby się na taki obrót spraw. Twój facet to chodzący seks.

No tak, Dagmara poznała Michała i od razu podzieliła się swoją opinią na jego temat. Wiedziałam, jak wygląda mój mąż. Był niezaprzeczalnie przystojny. Ale jak to mówią, apetyt rośnie w miarę jedzenia.

— No masz rację. To chyba ja mam jakiś kryzys. Kocham Michała, ale mam wrażenie, że wpadliśmy w rutynę związku i każdy dzień przynosi te same wydarzenia. Zmieniają się tylko dania podawane do obiadu.

— Trochę ze sobą jesteście, więc rutyna mogła wam się przydarzyć. To chyba naturalne.

— Ale czasem chciałabym spontaniczności. Pamiętam, jak śpiewał pod moim oknem, gdy się pokłóciliśmy. Często wyjeżdżaliśmy na weekend, tylko po to, by całować się przy zachodzie słońca. Brakuje mi tej spontaniczności. Teraz wszystko planujemy z wyprzedzeniem. Dopiero mamy walentynki, a za chwilę będę planowała Wielkanoc.

— No cóż, to nie wiem, co mogę ci doradzić. Ja takich problemu nie mam. Jestem szczęśliwą singielką i dzisiejszego wieczora wybieram się z psiapsiami na striptiz. Będę piszczała i wkładała kasę za majtki opalonych, umięśnionych przystojniaków.

— Szczęściara! — odparłam, śmiejąc się. Dagmara zawsze potrafiła rozładować atmosferę. Chociaż wątpiłam, że ja dobrze bawiłabym się na takiej imprezie. Zapewne zasłaniałabym oczy, a Daria piszczałaby jak szalona.

— No cóż, nie każda ma swojego przystojniaka w domu.

— O mnie mówisz?

— A widzisz tutaj kogoś innego?

Miała rację. Miałam kochającego, przystojnego męża w domu i trochę przesadzałam. Albo brakowało mi urlopu.

— A wiesz co, masz rację. Mam super faceta, a ostatnio przechodzę jakiś trudniejszy czas. Mam dopasowaną, czerwoną sukienkę i koronkową bieliznę, więc ubiorę się seksownie i będę rozkoszować się kolacją z mężem.

— Tak trzymaj, dziewczyno.

Reszta dnia upłynęła mi znacznie przyjemniej i to dzięki Dagmarze.

Punktualnie o piętnastej pożegnałyśmy się, życząc sobie udanego weekendy i każda odjechała autem w swoją stronę. Ja, od niedawna, jeździłam Suzuki Swift, który kupił Michał. Moja honda popsuła się na amen, co potwierdził mój brat i pomógł kupić auto Michałowi.

Dojechałam do domu. Światła w domu Darii i Martina były pogaszone. Wiedziałam, że wyjechali na cały weekend do Karpacza. Może właśnie dlatego tak wkurzyłam się, kiedy Michał powiedział, że idziemy na kolację. Daria trajkotała o tym wyjeździe od miesiąca i chyba nakręciłam się zbyt mocno.

Daria marzyła o rodzinie, wciąż gadała o dzieciach i liczyła, że walentynkowy wyjazd przyniesie dzidziusia.

Przez moment również myślałam o dziecku, ale… Chyba nie byłam gotowa na to, by dzielić się Michałem. Musiałabym zrezygnować z pracy, osiąść w domu. Prać, sprzątać, gotować, wstawać w nocy do dziecka. Sądziłam, że jeszcze nie chcę tego wszystkiego. Miałam dopiero dwadzieścia sześć lat i czułam, że to nie jest czas na dziecko.

Stanęłam przed drzwiami, zaczęłam grzebać w torebce, by znaleźć klucze i…

Nagle zrobiło się ciemno, a potem ktoś mną szarpnął, najprawdopodobniej przerzucił sobie przez ramię i zaczął ze mną biec. Panika przejęła nade mną kontrolę.

— Puszczaj! — Zaczęłam wrzeszczeć i kopać, ale na niewiele to się zdało.

Usłyszałam dźwięk rozsuwanych drzwi, potem poczułam miękki materiał pod tyłkiem i auto zaczęło jechać.

Próbowałam zdjąć z głowy worek, ale nie mogłam, bo związano mi nadgarstki za plecami.

— Nie kręć się, laleczko. — Usłyszałam. Jednak nawet te słowa nie sprawiły, że przestałam się szarpać. Chciałam się uwolnić.

Nie wiem, jak długo jechaliśmy, ale gdy auto się zatrzymało, czułam, że moje serce wariuje. Trzęsłam się z nerwów i zastanawiałam się, gdzie ja do cholery jestem.

Drzwi ponownie się otworzyły i ktoś szarpnął mnie za łokieć, ale ja zapierałam się stopami, chcąc zostać w aucie.

— Kobieto, nie utrudniaj. — Usłyszałam głos innego mężczyzny. Czyli musiało ich być co najmniej dwóch.

— Zostaw mnie, bo zacznę krzyczeć. Mój mąż jest policjantem, załatwi cię! — Zapierałam się piętami, ale ostatecznie facet podniósł mnie jak niesfornego bachora i wyniósł z auta.

Chwilę później usadził mnie na krześle i zerwał worek z głowy.

Siedziałam przy stole, na którym stały tylko świece. Nie widziałam swojego oprawcy, bo zdążył schować się w ciemnościach. Nadal miałam związane nadgarstki. Mogłam podnieść się z krzesła i uciekać, ale nawet nie wiedziałam, gdzie jestem. Chciało mi się płakać, ale musiałam się uspokoić. Tylko spokój mógł mnie uratować. Obstawiałam, że to jakaś pomyłka. Przecież nawet, gdyby chcieli jakiegoś okupu, to my nie mieliśmy pieniędzy! Michał nie był żadnym celebrytą, by go szantażować.

Zaczęłam majstrować przy węzłach i już po chwili udało mi się uwolnić dłonie. Podniosłam się z krzesła i zrobiłam dwa kroki, gdy usłyszałam:

— Hej, a ty, gdzie się wybierasz?

Męskie, mocne dłonie złapały mnie w talii i próbowały zaciągnąć na to samo krzesło, na którym chwilę temu siedziałam, ale zaczęłam kopać, uderzać piąstkami, a potem podrapałam faceta po twarzy.

— Aua, to bolało! — Mężczyzna zawył i mnie puścił, a ja wykorzystałam chwilę, by zacząć biec. Jednak nie miałam pojęcia, dokąd. Biegłam przed siebie na oślep.

— Nie uciekaj! — Facet krzyczał za mną, ale ja nic sobie z tego nie robiłam.

Biegłam tak długo, aż dotarłam do metalowych drzwi. Szarpałam za nie, ale nie mogłam ich otworzyć.

Dopadł do mnie ów facet, stanął naprzeciwko mnie, a ja ustawiłam się z zaciśniętymi dłońmi, gotowa do ataku. Widziałam tylko cień jego sylwetki, ale miałam nadzieję, że uda mi się obronić. I gdy już chciałam go zaatakować, całą halę wypełniło światło, z sufitu poleciało czerwone konfetti i balony. A ja stałam przestraszona naprzeciwko umięśnionego, wysokiego faceta. Michał stał przy stoliku, trzymając duży karton i przyglądał się całej sytuacji, a ja nie wiedziałam, jak się mam zachować.

— To ja już was zostawię samych — odezwał się facet i wyszedł z hali.

Niepewnym krokiem podeszłam do Michała, który przyglądał mi się ze zmieszaną miną.

— To porwanie, to twoja sprawka?! — wrzasnęłam.

— Chciałaś spontaniczności, więc…

— Michał! No, ja pierdole! Ja prawie osrałam się ze strachu! — Może moje słowa były zbyt dobitne, no ale tego właśnie wymagała ta chwila. — Ja myślałam, że ktoś mnie porwał. Pobiłam się z tamtym facetem.

— Pobiłaś Błażeja?

— Ja go o imię nie pytałam. Broniłam się.

_Hau, hau!_

Usłyszałam szczeknięcie. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na pudełko, które trzymał Michał. Ruszało się.

Odskoczyłam przestraszona. W tej chwili nie wiedziałam, czego mogę spodziewać się po moim mężu.

— Co ty… tam masz? — spytałam, wskazując na pudełko.

— To prezent dla ciebie. Pomyślałem, że… Że dobrze mieć kogoś, gdy mnie nie ma.

Ostrożnie uchyliłam wieczko, a potem zajrzałam do środka. Patrzyła na mnie niewielka, biała kulka z wielkimi, brązowymi oczami.

— Psa kupiłeś? — spytałam, niepewnie patrząc na zwierzaka i na mojego męża.

— No… — wysapał i podrapał się po brodzie.

— Ale słodziak — powiedziałam i wyjęłam maleństwo z pudełka. — Ma jakieś imię?

— Nie.

— To nazwę ją… — Przyjrzałam się uważnie tej małej kruszynce. Była śliczna, słodka i taka urocza. — Beza.

— Pasuje do niej. — Michał zaśmiał się i otoczył mnie ramieniem. — Kocham cię.

— Ja ciebie też kocham — odparłam i uniosłam się na palcach, by go pocałować. — Ale nie rób mi więcej takich… niespodzianek.

Michał poprawił mi włosy i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że na pewno wyglądam strasznie.

Spociłam się, zapewne śmierdziałam. Nie tak wyobrażałam sobie ten dzień, ale… Chyba mimo wszystko był idealny.

— Usiądźmy. Przygotowałem dla nas kolację — powiedział, a ja dopiero teraz zauważyłam, że na stole pojawiły się dwa pojemniki z jedzeniem.

Usiadłam naprzeciwko Michała, a potem oboje zajadaliśmy się pysznym spaghetti. W pewnej chwili zaczęłam się śmiać. To była moja reakcja na stres.

— Co cię tak rozśmieszyło? — Michał spytał mnie po chwili.

— Wybacz, ale… ta cała sytuacja jest po prostu groteskowa. Najpierw porwanie, teraz kolacja, no i ten piesek. A ja byłam pewna, że zjemy kolację w uroczej knajpie, a potem… — Zaczerwieniłam się i zamilkłam.

— A potem? — dociekał, głaszcząc mnie po dłoni.

— No wiesz, seks do rana i takie tam.

— Aaa… Mówisz, że seks do rana.

— Yhy.

Michał pospiesznie okrążył stolik i stanął tuż przy mnie. Podał mi rękę, a ja z chęcią ją przyjęłam. Gdy wstałam, zaczął mnie całować. Może nie miałam na sobie seksownej, koronkowej, czerwonej bielizny i obcisłej sukienki, ale nawet taka, w dżinsach i koszuli podobałam mu się i go podniecałam.

Drżącymi palcami rozpięłam jego koszulę, a potem dotknęłam jego gładkiej, umięśnionej klatki.

Potem wszystko działo się szybko. Moje ciuchy fruwały po całym hangarze, a chwilę później leżałam na stole i drżałam z rozkoszy.

Oboje nie chcieliśmy wracać do domu. Ułożyliśmy się na twardej ziemi, otuleni naszymi ciałami i ubraniami. W jego objęciach czułam się taka bezpieczna.

— Masz rację, z tą rutyną w naszym życiu — powiedział po chwili, a ja mocniej się w niego wtuliłam.

— Pytanie, czy możemy to zmienić.

— Może ten psiak sprawi, że nasza rutyna odejdzie w niepamięć.

— Psiak, to trochę tak, jak dziecko. — Zaśmiałam się, ale Michał nie dołączył do mnie. Spojrzałam na niego, miał tęgą minę. — Michał, chcesz mi coś powiedzieć?

— Pomyślałem, że ta rutyna wkradła się właśnie dlatego, że nie mamy dziecka. Myślałem, że to ty pierwsza zaczniesz temat. No, wiesz, jesteś kobietą.

— Ale ja nie chcę dziecka. — Michał wyraźnie się spiął, więc od razu sprostowałam swoją wypowiedź. — Nie chcę teraz. Znaczy, gdybym była w ciąży, to nie robiłabym dramy, ale…

— Okej, rozumiem. — Położył mi palec na ustach, bym zamilkła.

— Póki co, nie spieszy mi się do powiększania rodziny. A tobie?

— Podzielam twoje zdanie. Wydaje mi się, że mamy jeszcze na to czas. Na razie chcę nacieszyć się tobą.

— Ja też — odparłam. — Dziecko, to obowiązek, to zmiany w życiu, na które nie jestem gotowa.

— Rozumiem.

— Michał, kocham cię.

— Ja ciebie też kocham — odpowiedział i mocno mnie pocałował.

Tej nocy kochaliśmy się jeszcze raz w hangarze, a potem wróciliśmy przemarznięci do domu. Wypiliśmy ciepłą herbatę z miodem, a potem rozgrzewaliśmy się w łóżku, co bardzo mi się spodobało.Letnie grillowanie

Siedzieliśmy na tarasie Darii i Martina i popijaliśmy piwko, zajadając się grillowanymi kiełbaskami, które przyrządził na ruszcie mąż mojej kuzynki. Wszystko byłoby zwyczajne, gdyby nie fakt, że Daria upiła dwa łyki piwa bezalkoholowego, co chwilę się uśmiechała, jakby była najarana i zerkała nerwowo na Martina. Coś tu się kroiło, tylko ja nie miałam bladego pojęcia co i nie mogłam tego rozszyfrować.

Kiedy Daria zniknęła w czeluściach domu, ja chciałam zagadać do Martina, ale ten również po chwili zerwał się z fotela ogrodowego i wszedł do mieszkania.

Michał siedział jakby nigdy nic i zajadał się kiełbaską, jakby spożywał ambrozję.

— Michał, co się tutaj dzieje? — spytałam, a on spojrzał na mnie i przestał przeżuwać. Przełknął, popił piwem i dopiero wtedy się odezwał.

— Ale co ma się dziać? — No jasne, przecież to facet, więc nic nie zauważył. Przewróciłam oczami i nachyliłam się, by tylko on mnie usłyszał.

— Daria dziwnie się zachowuje. Wydaje mi się, że coś się stało, tylko nie wiem co.

— Przesadzasz. — Ponownie przewróciłam oczami i wtedy weszła Daria z Martinem.

Ona niosła niewielki kartonik upominkowy, a on tort. Zmarszczyłam brwi, gdy się pojawili.

— Świętujemy coś? — spytałam, dobrze wiedząc, że żadne z nich nie obchodzi urodzin.

Daria przytaknęła, a potem podała mi upominek. Nie byłam pewna, czy go otworzyć, ale ostatecznie otworzyłam pudełko. Nie zdążyłam nawet dobrze rozeznać się, co tam się znajduje, a Daria wydarła się na całe gardło:

— Jestem w ciąży!

— O matko! Gratulacje! — krzyknęłam, zerwałam się z fotela i mocno ją wyściskałam. — Wiedziałam, że coś się kroi! Kurczę, ale się cieszę. Zostanę ciocią. Michał, powiedz coś! — upomniałam męża i pospiesznie na niego zerknęłam. Wstał, ale chyba nie wszystko do niego dotarło.

— Gratuluję bracie. — Michał uściskał Martina po męsku, a potem podszedł do Darii i ucałował jej policzek. — Cieszę się waszym szczęściem.

— Na kiedy masz termin? — dociekałam.

— Początek stycznia. I mam nadzieję, że tak urodzę, grudniowe urodziny są do bani.

— Zawsze to ma swoje plusy. Dłużej zachowujesz młodość. — Zaśmiałyśmy się, ale Daria miała rację. Grudniowe urodziny są totalnie do bani.

— Martin, rozkrawaj tort, bo chce mi się słodkiego — zaskomlała Daria.

— Już masz zachciewajki? — spytałam.

— Już? Chyba dopiero — skomentował Martin i zaczął kroić tort.

Michał i Martin rozmawiali, popijając piwko, a my dwie trajkotałyśmy jak szalone.

Nigdy bym nie pomyślała, że mam wiedzę na temat ubranek dla dzieci, wózków i innych gadżetów. Daria pokazywała mi strony, na których chciała zamówić różne rzeczy, a ja zaoferowałam, że mogę kupić część z nich. Chciałam jej pomóc.

— A pokój dziecięcy, gdzie urządzicie? — dociekałam.

— Na górze, obok sypialni. Czekam tylko na wieści o płci, a potem będę szaleć z meblami.

— My też pomożemy. W remontach jestem słaba, ale mogę pomóc ci poszukać mebli i innych dodatków.

— No pewnie, że cię zaangażuję. Nie mam nikogo bliższego od ciebie. Jesteśmy jak siostry.

— Reszta rodziny wie o twojej ciąży? — Daria pokręciła głową.

— Nie chciałam nic mówić, aż zakończę pierwszy trymestr. No, ale tobie musiałam powiedzieć. Jeszcze chwila, a nie da się tego ukryć, gdy brzuch mi się uwydatni.

— Cieszę się, że mi powiedziałaś. I szanuję to, że chcecie poczekać. Ja niczego nie powiem Monice.

— Dzięki. — Gdy byłyśmy same, to mówiłyśmy o naszej teściowej po imieniu, tak było nam łatwiej.

Kto, by pomyślał, że pewnego dnia będziemy nosić to samo nazwisko i będziemy miały tą samą, wredną teściową.

Monika Wenarska uchodziła za teściową z kawałów. Była mroczna, wredna, paskudna i wolałam jej unikać. A jednocześnie była stałym dodatkiem do każdych świąt, imprez rodzinnych, urodzin i tak dalej. Ona była jak sos winegret do sałatki. Był doskonały, ale czasem nie pasował. Z Moniką Wenarską było dokładnie tak samo. Była perfekcjonistką, która nie zawsze pasowała do imprezy.

Monika nie lubiła mnie i z wzajemnością. Gdy tylko o niej myślałam, ciarki przechodziły mi po plecach. A po każdym spotkaniu musiałam odchorować, bo zawsze musiała mnie skrytykować.

Z Darią trajkotałyśmy tak długo, że nie zauważyłyśmy, jak niebo się zaróżowiło, a potem słońce zniknęło za horyzontem. Komary zaczęły ciąć jak szalone, więc zakończyliśmy imprezę i każda z nas poszła do swojego domu.

Gdy tylko przekroczyłam próg naszego, zrzuciłam ze stóp baleriny i klapnęłam na kanapie w salonie.

— Kurczę nie mogę uwierzyć, że Daria spodziewa się dziecka. Zostanę ciocią, ty wujkiem. Ale ekstra sprawa, co nie? — mówiłam. Czekałam na odpowiedź Michała, ale nie doczekałam się. — Powiesz coś?

— Cieszy mnie wiadomość o ich dziecku, ale…

— Ale…?

— Też moglibyśmy mieć dziecko. — Zamurowało mnie. Przecież rozmawialiśmy na ten temat kilku miesięcy temu.

— W walentynki mówiłeś co innego — oznajmiłam.

— No tak, bo wtedy tak myślałem.

— A teraz myślisz inaczej?

— Wiesz, mój brat będzie miał dziecko. To takie naturalne, że przychodzi czas na dziecko.

— Michał, ochłoń. To, że twój brat spodziewa się dziecka, nie oznacza, że my też musimy je teraz mieć.

— Ale możemy.

— Na razie mamy psa. A właśnie, gdzie schowała się Beza? — Rozejrzałam się po salonie, ale jej nie znalazłam. Beza uwielbiała przesiadywać w naszej sypialni. Miała tam swoje posłanie, ale przepadała za leżakowaniem pod naszym łóżkiem.

— Pewnie leży w sypialni — oznajmił i zaczął wspinać się po schodach.

— Skończyłeś rozmawiać ze mną? — powiedziałam, zrywając się z kanapy.

— Tak. Nie chcesz mieć ze mną dziecka. Koniec rozmowy.

— Nie chcę mieć teraz dziecka. Uważam, że nie jestem gotowa na to, by zostać matką.

— Jesteśmy coraz starsi, za chwilę kończysz trzydziestkę.

— A ty co, wiek mi będziesz wypominać. Wiem, ile mam lat, ale wiem też, co czuję. Nie chcę mieć teraz dziecka. Przyjdzie na nie czas.

— A może ja chciałbym je mieć.

— Oszaleję za chwilę! — krzyknęłam i zaczęłam chodzić po salonie, a Michał stał na jednym stopniu od kilku minut i przyglądał mi się, jakby liczył, że zaraz powiem: zgadzam się. — Czy ty jesteś zazdrosny o dziecko własnego brata?

— Nie, oczywiście, że nie — powiedział i zaczął drapać się po brodzie. Jego gesty zbyt mocno go zdradzały. Znałam go doskonale.

— Michał… — powiedziałam łagodnie i wdrapałam się na schody. — Na dziecko przyjdzie czas. Musimy być oboje na nie zdecydowani. Nie możemy działać pod wpływem chwili i emocji. Tak się nie da.

— Nie chcesz mieć dziecka ze mną?

— Chcę! — Zapewniłam go. — Ale nie jestem pewna, czy będę dobrą mamą, czy się nadaję na nią. Pozwól mi jeszcze na bycie sobą, nie chcę brać odpowiedzialności za maleństwo. Proszę cię, nie decyduj za mnie. — Pocałowałam go łagodnie. — Chodźmy spać, jest późno.

— Masz rację, jest późno.

Myślałam, że przyzna mi rację w sprawie dziecka, ale tak się nie stało.

Każdy z nas wziął szybki prysznic, a potem położyliśmy się do łóżka. Michał zasnął od razu, jednak ja nie mogłam usnąć. Nie rzucałam się po łóżku, po prostu patrzyłam w sufit i myślałam o słowach, które padły z ust Michała.

Wiedziałam, że wypił trochę alkoholu i miałam wrażenie, że właśnie to rozwiązało jego język. W tej chwili zastanawiałam się, czy Michał był ze mną szczęśliwy.

A może Beza miała mi zasugerować to, co dzisiaj powiedział Michał? Może to był test na macierzyństwo?

Uwielbiałam Bezę, ale dziecko… To zupełnie inny obowiązek.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: