- W empik go
Samotność - ebook
Samotność - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 860 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
— Może przejdziemy się pieszo po Polach Elizejskich?
I oto ruszamy wolnym krokiem przez długą promenadę, pod osłoną drzew zaledwie gdzieniegdzie okrytych liśćmi. Nie ma tu hałasu, słychać tylko przeciągły, głuchy rumor Paryża. Chłodny wiatr owiewał nam twarze, czarne niebo usiane było złocistym pyłem gwiazd.
Mój towarzysz powiedział:
— Nie wiem dlaczego, ale nocą oddycham tutaj lżej niż gdziekolwiek indziej. Wydaje mi się, że tutaj myśl moja ogarnia szersze horyzonty. Miewam czasami olśnienia, które sprawiają, iż przez sekundę wierzę, że odkryję boską tajemnicę wszechrzeczy. Potem okno zamyka się. Koniec.
Co jakiś czas widzieliśmy przemykające się wzdłuż zarośli dwa cienie lub mijaliśmy ławkę, na której dwie przytulone postacie tworzyły jedną ciemną plamę.
Mój towarzysz mruknął:
— Biedni ludzie! Nie budzą we mnie niesmaku, lecz raczej bezmierną litość. Spośród wszystkich tajemnic życia ludzkiego jedną przeniknąłem na wskroś. Wielka udręka naszego istnienia pochodzi stąd, że jesteśmy wiecznie samotni i wszystkie nasze wysiłki, wszystkie nasze czyny zmierzają tylko do tego, by od tej samotności uciec. Ci kochankowie z ławek pod otwartym niebem, podobnie jak my i zresztą wszyscy inni, usiłują przerwać swoje odosobnienie, choćby na jedną chwilą, mimo to są i pozostaną, tak jak i my, zawsze samotni.
Jedni zdają sobie z tego sprawę więcej, inni mniej, to wszystko.
Od pewnego czasu cierpię jak potępieniec, gdyż zrozumiałem straszliwą samotność, w jakiej żyję, i wiem, że nic jej nie położy kresu, słyszysz? Nic!
Cokolwiek byśmy zamierzali, cokolwiek robili, jakiekolwiek byłyby porywy naszych serc, wołanie naszych ust i uścisk ramion, pozostaniemy zawsze samotni.
Zaciągnąłem cię dziś na tę przechadzkę, żeby nie wracać samemu do domu, gdyż teraz dręczy mnie straszliwie samotność w mieszkaniu. Cóż mi to pomoże? Mówię do ciebie, ty mnie słuchasz i mimo że jest nas dwóch, obaj jesteśmy samotni. Rozumiesz mnie?
Błogosławieni ubodzy duchem — powiada Pismo Święte. Jedynie oni mają złudzenie szczęścia. Nie odczuwają nędzy naszej samotności, nie błądzą tak jak ja, który ocieram się o innych tylko łokciami, nie mając innej uciechy, prócz egoistycznego zadowolenia, jakie mi daje świadomość tego, że rozumiem, że widzę, że domyślam się i cierpię nieskończenie na skutek naszej wiecznej samotności.
Pewnie uważasz, że jestem niespełna rozumu, co?
Posłuchaj. Od czasu, gdy uświadomiłem sobie, jak bardzo jestem samotny, wydaje mi się, że pogrążam się z każdym dniem coraz głębiej w jakiejś ciemnej, bezbrzeżnej otchłani, z której nie widzę wyjścia i która pewnie nie ma dna! Schodzę do niej nie mając przy. sobie nikogo, żadnej żywej istoty, która by mi towarzyszyła na tej mrocznej drodze. Tą otchłanią jest życie. Czasem słyszę jakieś szmery, głosy, krzyk... Po omacku zdążam w stronę tych niejasnych odgłosów, nigdy jednak nie wiem naprawdę, skąd pochodzą. Nie spotykam nigdy nikogo, nie natrafiam nigdy na inną dłoń w tej ciemności, jaka mnie otacza. Czy mnie rozumiesz?
A jednak niektórzy ludzie zrozumieli już, czym jest ta straszliwa udręka. Musset wołał:
Kto idzie? Kto mnie wola? Nikt.
Sam jestem. — To zegar bije.
Oj samotności! O, niedolo!
Lecz dla niego była to tylko przelotna chwila zwątpienia, a nie ostateczna pewność, jak dla mnie. Był poetą. Zapełniał swoje życie mirażami, marzeniem. On nie był nigdy samotny. Ja jestem naprawdę sam!
Gustaw Flaubert, który był jednym z najnieszczęśliwszych ludzi na tej ziemi, bo jednym z najtrzeźwiej myślących, napisał był kiedyś do swej przyjaciółki takie rozpaczliwe zdanie: Wszyscy znajdujemy się na pustyni. Nikt nigdy nikogo nie zrozumie.
Nie! Nikt nie rozumie nikogo, cokolwiek się myśli, cokolwiek się mówi, cokolwiek się podejmuje. Czy ziemia wie, co dzieje się na tych oto gwiazdach, rzuconych niby złote ziarna w przestrzeń, tak daleko, że możemy dojrzeć światło tylko niektórych z nich, podczas gdy niezliczone zastępy innych gwiazd giną w nieskończoności, tak bliskie jedna drugiej, że może stanowią jedną całość, niby cząsteczki jednego ciała?
Tak samo jeden człowiek nie wie, co się dzieje w duszy drugiego człowieka. Jesteśmy jeden od drugiego bardziej dalecy niż te gwiazdy, bardziej samotni zwłaszcza, gdyż myśl jest niezgłębiona.
Czy znasz coś bardziej okropnego niż to stałe ocieranie się o istoty, których nie możemy przeniknąć? Kochamy jedni drugich, jak gdybyśmy byli skuci między sobą, zbici na odległość ramienia, nie mogąc się nigdy połączyć. Dręczy nas bolesna potrzeba połączenia się, lecz wszystkie nasze wysiłki są płonne, nasze porywy — chybione, nasze zwierzenia — niepotrzebne, uściski — bezsilne, pieszczoty — daremne. Gdy pragniemy zlać się w jedno, nasze zapędy sprawiają, że tylko się wzajemnie potrącamy..
Nigdy nie czuję się bardziej samotny, niż wtedy, gdy otwieram serce przed którymś z przyjaciół, gdyż w takiej chwili najjaśniej sobie uświadamiam, że przeszkoda jest nie do pokonania. Człowiek ten jest tuż przy mnie, widzę jego utkwione we mnie oczy, ale duszy jego nie widzę, nie znam jej zupełnie. Słucha mnie, ale co przy tym myśli? Tak, co myśli? Czy nie rozumiesz tej męczarni? Może mnie nienawidzi? Pogardza mną, drwi ze mnie? Zastanawia się nad tym, co ja mówię, sądzi mnie, gani, kpi ze mnie, uważa mnie za miernotę lub głupca. Jak się dowiedzieć, co on myśli, czy kocha mnie tak, jak ja go kocham? Co się dzieje w jego głowie? Jakąż tajemnicą jest czyjaś nieznana myśl, myśl wolna i ukryta, której ani nie możemy poznać, ani nią kierować, której nie możemy opanować ani przemóc!
Ja ze swej strony daremnie pragnę oddać się cały, otworzyć wszystkie bramy swojej duszy, nigdy nie zdołam wypowiedzieć się całkowicie. W głębi duszy, na samym jej dnie, zachowani ten tajemniczy zakątek własnego Ja, dokąd nikt nie przeniknie. Nikt nie może przedostać się doń, gdyż nikt nie jest do mnie podobny, gdyż nikt nikogo nigdy nie zrozumie.
Czy przynajmniej ty rozumiesz mnie w tej chwili? Nie! Uważasz mnie za szaleńca! Obserwujesz mnie i masz się na baczności, zapytujesz sam siebie: Co mu dziś jest? A jednak, jeśli pewnego dnia zdołasz odczuć moją straszliwą a subtelną udrękę, przyjdź do mnie i powiedz: „Rozumiem cię!", a uczynisz mnie szczęśliwym, choć na jedną chwilę.
Kobiety dają mi najdotkliwiej odczuć moją samotność.
O, męko! O, boleści! Ileż się przez nie nacierpiałem, bo też częściej niż mężczyźni stwarzały mi złudzenie, że nie jestem sam!
Gdy budzi się w nas miłość, wydaje się, że rozszerza nam ona duszę. Ogarnia nas nadludzka szczęśliwość! A wiesz dlaczego? Czy wiesz, skąd się bierze to uczucie bezmiernego szczęścia? Jedynie stąd, iż łudzimy się, że nie jesteśmy już sami. Osamotnienie, poczucie, że jesteśmy osamotnieni, zdaje się, pierzcha. Co za pomyłka!
Kobieta, którą bardziej jeszcze niż nas dręczy wieczna potrzeba miłości, jaka toczy nasze samotne serca, jest wielkim kłamstwem Marzenia.
Znasz te rozkoszne godziny przeżyte z istotą o długich włosach, o czarujących rysach, o niepokojącym wejrzeniu. Jakaż gorączka nas ogarnia! Jakież porywa nas złudzenie!
Wydaje nam się, że za chwilę ja i ona będziemy stanowili jedno. Ale to „za chwilę" nie ziści się nigdy i po tygodniach oczekiwania, nadziei i zwodniczej radości pewnego dnia spostrzegam nagle, że jestem bardziej samotny niż kiedykolwiek.
Po każdym pocałunku, po każdej pieszczocie, poczucie osamotnienia wzmaga się. A jakież jest rozdzierające, jakież okropne!
Poeta Sully Prudhomme pisał kiedyś:
Pieszczoty to jedynie pokusa zuchwała, Bezowocne dążenie nieszczęsnej miłości, Co stara się połączyć dusze poprzez ciała.
A potem „żegnaj"! Skończone! I później omal że nie poznaje się tej kobiety, która przez chwilę była dla nas wszystkim, a której myśli poufnych i zapewne banalnych nigdy nie zdołaliśmy przeniknąć.
Nawet w takich chwilach, kiedy zdawało się, że w tajemnej harmonii serc, w całkowitej spójni pragnień i dążeń zstąpiłeś w najskrytszą głąb jej duszy, wtedy jakieś słowo, jedno jedyne wypowiedziane słówko, ujawnia nasz błąd i niby błyskawica w mroku odsłania między nami czarną przepaść.
A jednak nie ma nie milszego na świecie nad chwile spędzone z kochaną kobietą, wieczór bez słów; jest się wówczas prawie zupełnie szczęśliwym przez samo poczucie jej obecności. Nie wymagajmy nic ponad to, gdyż dwie istoty nigdy nie złączą się w jedną.
Co do mnie, zamknąłem już swoją duszę. Nie opowiadam nikomu — w co wierzę, co myślę, co kocham. Wiedząc, że jestem skazany na okropną samotność, obserwuję tylko i nigdy nie wygłaszam własnego zdania. Cóż mnie obchodzą sądy, sprzeczki, przyjemności, wierzenia! Nie mogąc niczego dzielić z nikim, straciłem zainteresowanie do wszystkiego. Moja niewidzialna myśl pozostaje niezbadana. Wygłaszam banalne frazesy, by odpowiadać na codzienne pytania i zdobywam się na uśmiech mówiący: „tak", kiedy nie chce mi się nawet zadać sobie trudu mówienia. Czy mnie rozumiesz?
Doszliśmy długą aleją do Łuku Tryumfalnego, potem powróciliśmy do Placu Zgody, przyjaciel mój bowiem mówił to wszystko powoli, dodając jeszcze wiele innych rzeczy, których już nie pamiętam.
Zatrzymał się nagle i wskazując ustawiony na bruku paryskim granitowy obelisk, który wpośród gwiazd zatracał swój podłużny egipski profil, pomnik na wygnaniu, noszący na boku historię swego kraju zapisaną dziwnymi znakami, przyjaciel mój zawołał:
— Patrz, wszyscy jesteśmy jak ta nasza ziemia.
Potem odszedł, nie dodając ani słowa.
Czy był pijany? Czy szalony? A może był mędrcem? Dotychczas nie wiem. Czasem uważam, że miał rację, czasem znów wydaje mi się, że postradał zmysły.