Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Samotność kobiet - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
21 maja 2025
3512 pkt
punktów Virtualo

Samotność kobiet - ebook

Poruszająca, pełna wsparcia i zrozumienia opowieść o kobiecej samotności i o tym, jak przekształcić ją w siłę.

Samotność ma wiele odcieni. Czasem to cisza po rozstaniu, czasem ból po stracie, lęk, brak wiary w siebie czy poczucie bycia niezauważaną. Maria Rotkiel – znana psycholożka i terapeutka – przygląda się tym emocjom z niezwykłą empatią i uważnością. Na podstawie własnych przeżyć oraz doświadczeń swoich pacjentek pokazuje, jak kobiety przechodzą przez życiowe kryzysy na różnych etapach życia.

Autorka daje narzędzia, które pomogą przełamać strach, złość, smutek. Podpowiada, jak z odwagą i czułością zaopiekować się sobą, zrozumieć swoje potrzeby i odzyskać poczucie bezpieczeństwa.

Samotność można oswoić, a następnie pożegnać i… zacząć znów cieszyć się życiem.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68226-47-8
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PO­DZIĘ­KO­WA­NIE

------------------------------------------------------------------------

Wie­rzę, że to Po­dzię­ko­wa­nie nie zrazi Cię, a za­cie­kawi i zmo­ty­wuje do dal­szej lek­tury...

Jesz­cze kilka lat temu w Po­dzię­ko­wa­niu wy­mie­ni­ła­bym wiele osób, bo mam to ogromne szczę­ście, że ota­czali mnie i ota­czają cu­downi lu­dzie. Było tak na­wet wów­czas, gdy jesz­cze nie po­tra­fi­łam tego w pełni do­ce­niać. Dzię­kuję im wszyst­kim, a naj­bar­dziej moim cu­dow­nym przy­ja­ciół­kom: Mag­dzie, Mał­gosi, Ro­mie i Ani, ale przed wszyst­kimi DZIĘ­KUJĘ SO­BIE ❤︎.

Tak, dzię­kuję so­bie za to, że moje ży­cie wy­gląda te­raz tak, jak chcę. So­bie za­wdzię­czam to, że speł­niam się jako mama, psy­cho­lożka i ko­bieta, że po­tra­fię cie­szyć się każdą chwilą. Na­uczy­łam się dbać o sie­bie i chro­nić, czer­pać z ży­cia przy­jem­ność, a przede wszyst­kim na­uczy­łam się DO­CE­NIAĆ SIE­BIE ❤︎. Nie­za­leż­nie, czy idziesz przez ży­cie w po­je­dynkę, czy to­wa­rzy­szą Ci i wspie­rają Cię bli­skie osoby, to za­wsze jest to Twoja droga i to, co osią­gniesz, bę­dziesz za­wdzię­czać so­bie.

Dzię­kuję, że mogę dać swoim ży­ciem świa­dec­two, jak można po­ko­ny­wać trud­no­ści, dbać i ko­chać sie­bie, do­strze­gać w co­dzien­no­ści piękno, cza­sem po­mimo lub wbrew pro­ble­mom, a na­wet dzięki nim ❤︎.ROZ­DZIAŁ PIERW­SZY

MOJA DROGA, PO­ROZ­MA­WIAJMY O SA­MOT­NO­ŚCI

------------------------------------------------------------------------

Czy czu­łaś się kie­dyś sa­motna? A może te­raz, gdy trzy­masz tę książkę w rę­kach, tak się czu­jesz?

Wiem, że tego ro­dzaju py­ta­nia mogą być trudne, ale sta­wia­nie ich i próba od­po­wie­dzi na nie to je­dyny spo­sób, aby prze­pra­co­wać to, co bo­le­sne, zo­sta­wić za sobą ciężki ba­gaż i ru­szyć do przodu z ener­gią i wiarą w sie­bie... Uwierz mi. Dla­tego za­dam Ci wiele waż­nych py­tań, na które od­po­wie­dzi wcale nie są ła­twe ani oczy­wi­ste.

Czym jest sa­mot­ność i czy można ją oswoić? A może można ją za­ak­cep­to­wać i wy­ko­rzy­stać, po czym zde­cy­do­wać o tym, kiedy po­wiesz so­bie: „Otwie­ram się na re­la­cje i że­gnam sa­mot­ność”?

Czy i dla­czego bo­isz się sa­mot­no­ści?

Jak się czu­jesz, gdy do­świad­czasz sa­mot­no­ści? Ja­kie wtedy to­wa­rzy­szą Ci emo­cje?

I przede wszyst­kim:

Jak mo­żesz się sobą w sa­mot­no­ści za­opie­ko­wać?

Na te py­ta­nia wspól­nie po­szu­kamy od­po­wie­dzi. Wspól­nie za­sta­no­wimy się nad istotą sa­mot­no­ści. Będę za­da­wała Ci py­ta­nia po to, abyś ak­tyw­nie, uważ­nie i świa­do­mie po­dą­żała ze mną drogą, która po­może Ci zro­zu­mieć i oswoić sa­mot­ność. To ważne, byś otwo­rzyła się na trudne wspo­mnie­nia i nie­ła­twe py­ta­nia, a ja będę przy To­bie. Będę Ci to­wa­rzy­szyła krok po kroku w tym pro­ce­sie.

Ta droga pro­wa­dzi nie tylko do zro­zu­mie­nia sa­mot­no­ści. Po­znasz hi­sto­rie wielu ko­biet, które do­świad­cza­jąc uczu­cia osa­mot­nie­nia, prze­ży­wały je każda na swój wła­sny spo­sób. Te świa­dec­twa in­spi­rują, wspie­rają, pod­po­wia­dają, co mo­żesz zro­bić, aby zro­zu­mieć i za­ak­cep­to­wać sa­mot­ność, i wy­ko­rzy­stać ją do tego, aby wzra­stać.

Opo­wiem Ci o mo­ich klient­kach, pa­cjen­tach i spo­tka­nych w róż­nych oko­licz­no­ściach ko­bie­tach, które mi za­ufały i opo­wie­działy o swo­jej dro­dze przez sa­mot­ność do szczę­ścia. Tak, szczę­ścia. To wła­śnie dzięki nim zro­zu­mia­łam, że droga do szczę­ścia jest drogą przez za­ak­cep­to­waną, prze­żytą, oswo­joną i po­że­gnaną sa­mot­ność... Do­świad­cze­nie mówi mi, że więk­szość ko­biet od­czu­wała sa­mot­ność lub czuła się sa­motna w ja­kimś mo­men­cie swo­jego ży­cia. Tak jest, po­nie­waż ro­dzice nie na­uczyli nas bu­do­wa­nia re­la­cji otwar­tych i opar­tych na za­ufa­niu i wza­jem­nym wspar­ciu lub wy­cho­wa­ły­śmy się w do­mach, w któ­rych wię­cej od nas wy­ma­gano, niż nam da­wano. Tak też jest, po­nie­waż w na­szych do­ro­słych re­la­cjach zbyt wiele wy­ma­gamy od sie­bie, a nie po­tra­fimy się sobą opie­ko­wać. Sa­mot­ność po­ja­wia się, gdy wią­żemy się z ludźmi nie­ro­zu­mie­ją­cymi na­szych po­trzeb lub nie­umie­ją­cymi ich za­spo­koić. Do­tyka nas wtedy, gdy ważna osoba opusz­cza nas i zo­sta­wia z py­ta­niami i wąt­pli­wo­ściami. Do­świad­czamy jej, gdy czu­jemy się nie­wi­dzialne w tłu­mie i w kręgu bli­skich nam osób. Sa­mot­ność to też znak na­szych cza­sów, po­dob­nie jak prze­cią­że­nie obo­wiąz­kami, prze­ła­do­wa­nie in­for­ma­cjami i roz­cza­ro­wa­nia po­wierz­chow­nymi zna­jo­mo­ściami. Tak wiele ko­biet szło tą drogą i tak wiele z nas nią idzie. Za­nim wspól­nie za­sta­no­wimy się nad istotą na­szej sa­mot­no­ści, nad jej przy­czy­nami, skut­kami i tym, jak ją prze­ży­wamy, po­znamy hi­sto­rie wielu ko­biet.

Na po­czą­tek po­dzielę się z Tobą wła­snym do­świad­cze­niem i opo­wiem Ci moją hi­sto­rię, będę mó­wić o jed­nym ze swo­ich kry­zy­sów. Chcę szcze­rze, otwar­cie i od­waż­nie opo­wie­dzieć o mo­jej sa­mot­no­ści, aby do­dać Ci od­wagi i mo­ty­wa­cji do zro­zu­mie­nia wła­snych trud­nych emo­cji i swo­jej drogi przez sa­mot­ność. Opo­wiem Ci rów­nież o so­bie po to, abyś po­szła w stronę szczę­ścia.

Moja hi­sto­ria i hi­sto­rie in­nych ko­biet niech będą wia­trem w Twoje ża­gle. Gdy po­zna­jemy drogę in­nych osób, prze­sta­jemy czuć osa­mot­nie­nie w swo­ich roz­ter­kach, wąt­pli­wo­ściach; za­czy­namy czuć, że nie tylko nas spo­ty­kają trudne chwile i bo­le­sne prze­ży­cia. To po­zwala nie mieć do sie­bie pre­ten­sji, żalu i otwiera na zro­zu­mie­nie i zmianę. Pierw­szym kro­kiem w pracy z sa­mot­no­ścią jest roz­mowa o niej, po­zna­nie hi­sto­rii in­nych osób sta­wia­ją­cych jej czoła. Dru­gim jest za­da­wa­nie so­bie py­tań, cza­sem trud­nych, a na pewno otwie­ra­ją­cych na zro­zu­mie­nie sie­bie. Ko­lej­nym jest zro­zu­mie­nie, czego pra­gniemy i od­ważne, pełne czu­ło­ści, wy­ro­zu­mia­ło­ści i mi­ło­ści do sie­bie za­opie­ko­wa­nie się sobą. Tylko czu­jąc ener­gię ak­cep­ta­cji, zro­zu­mie­nia i otwar­cia na sie­bie i świat, za­pro­simy do na­szego ży­cia war­to­ściowe osoby.

Nie dam Ci go­to­wych „zło­tych re­cept”, ale po­zwolę sa­mo­dziel­nie wy­brać naj­lep­sze roz­wią­za­nia, na­uczę roz­ma­wia­nia ze sobą i opie­ko­wa­nia się sobą. Wspól­nie do­tkniemy tego, co nas w ży­ciu do­świad­cza i wspól­nie pój­dziemy drogą przez te trud­no­ści, drogą pro­wa­dzącą do speł­nie­nia...

Tak więc, Moja Droga...

...skoro wzię­łaś tę książkę do ręki, to może ozna­czać, że dzieje lub działo się w Twoim ży­ciu coś waż­nego, trud­nego. Może czu­jesz się jak mró­weczka, któ­rej ktoś dep­cze mro­wi­sko albo jak sa­motny że­glarz na środku wzbu­rzo­nego oce­anu, albo... jak wku­rzona ko­bieta, która ma wszyst­kiego dość. Też by­łam kilka razy w ży­ciu, de­li­kat­nie rzecz uj­mu­jąc, wku­rzona i ta od­słona na­szej ko­bie­co­ści jest bliż­sza mo­jemu sercu niż li­te­rac­kie me­ta­fory...

...idziesz, Moja Droga, przez ży­cie, które nas nie roz­piesz­cza, i wiem, że bywa ciężko... Za­pra­szam Cię do wspól­nej drogi, do tego, aby­śmy przez chwilę szły ra­zem, ra­mię w ra­mię, serce obok serca, i to­wa­rzy­szyły so­bie na za­krę­tach i w tych mo­men­tach, w któ­rych na na­szej dro­dze trudno o na­stępny krok... Uśmiech­nij się i po­daj mi rękę...

...tak, ja też uśmie­cham się do Cie­bie, po­nie­waż po­dob­nie jak Ty by­łam w mrocz­nej ot­chłani sa­mot­no­ści, zło­ści i lęku. My­śla­łam: „To już ko­niec, ka­ta­strofa...”. Spa­ra­li­żo­wana stra­chem nie mo­głam się ru­szyć, co­raz bar­dziej za­pa­da­jąc się w tę gi­gan­tyczną, mroczną dziurę. Jed­nak się wy­grze­ba­łam, a ra­czej wy­dra­pa­łam pa­zu­rami wyj­ście na świat i zo­ba­czy­łam słońce. Wiem, że nie ma ta­kiej ot­chłani, dziury, ka­ta­strofy, tor­nada... jak zwał, tak zwał... Nie ma ta­kich „czte­rech li­ter”, z któ­rych nie da się wy­brnąć, otrzą­snąć, spoj­rzeć pro­sto w słońce i po­wie­dzieć: „A te­raz to mi mo­że­cie...”.

...tak, mó­wię do Cie­bie na ty, po­nie­waż nie lu­bię dy­stansu. Lu­bię ta­kie re­la­cje, w któ­rych jest wza­jemne za­ufa­nie i moż­li­wość wspar­cia, i taką re­la­cję Ci pro­po­nuję. Będę za­da­wała Ci trudne py­ta­nia i opo­wia­dała wzru­sza­jące hi­sto­rie. Cza­sem się na mnie ze­zło­ścisz, a po­tem po­my­ślisz o mnie cie­pło i życz­li­wie. Będę mo­ty­wo­wała Cię do ćwi­czeń i „za­dań do­mo­wych”, które na­uczą Cię tech­nik i stra­te­gii ra­dze­nia so­bie w trud­nych sy­tu­acjach. Po­mogę Ci le­piej zro­zu­mieć sie­bie i uwie­rzyć w swój po­ten­cjał. Ra­zem po­pła­czemy, ra­zem po­zło­ścimy się i ra­zem się po­śmie­jemy.

Idźmy chwilę przez na­sze ży­cie ra­zem i w tym cza­sie po­roz­ma­wiajmy, miło mieć pod­czas drogi to­wa­rzyszkę... przy­naj­mniej raz na ja­kiś czas. :-)

Za­pra­szam Cię do roz­mowy o ży­cio­wych za­wi­ro­wa­niach, sa­mot­no­ści, roz­sta­niach, zdra­dach, o bo­le­snych stra­tach i tych chwi­lach w ży­ciu, gdy nogi się ugi­nają i my­ślisz: „Nie po­ra­dzę so­bie”. Gwa­ran­tuję Ci, obie­cuję z ręką na sercu, że dasz radę. A ja je­stem po to, że­byś w to uwie­rzyła, że­byś za­częła roz­ma­wiać ze sobą, wspie­rać sie­bie i od­kry­wać, jak wspa­niałą i silną osobą je­steś, i że nikt ani nic Cię nie po­wali na zie­mię... A jak już się prze­wró­ci­łaś, to po­dam Ci rękę i pod­po­wiem, co masz zro­bić, żeby da­lej dum­nie iść przez ży­cie z wiarą w sie­bie, świat i lu­dzi... Twoje ży­cie to Twoja droga i od Cie­bie za­leży, w jaki spo­sób nią pój­dziesz.

...tak bę­dziemy roz­ma­wiały. Będę opo­wia­dała Ci o so­bie i swo­ich pe­ry­pe­tiach (uwiel­biam tę chwilę, gdy ktoś my­śli: „Szewc bez bu­tów cho­dzi”)... Oj, nie­raz się po­ty­ka­łam, moja droga nie była usłana ró­żami.

...bo każda z nas jest cza­sem ta­kim szew­cem, który mimo, że „wie jak”, bo zna „stra­te­gie i spo­soby” i po­maga in­nym, wspiera i do­ra­dza, gubi się na swo­jej wła­snej dro­dze. Cza­sem na bo­saka ucieka w po­pło­chu po twar­dych ka­mie­niach, które ra­nią stopy, ucieka przed „strasz­nym stra­chem”, który wy­daje się naj­więk­szym i naj­groź­niej­szym po­two­rem na świe­cie.

...każda z nas miewa po­czu­cie, że „jest naj­go­rzej i go­rzej już być nie może”. A ja Ci gwa­ran­tuję, że może być go­rzej, ale też obie­cuję, że to mi­nie, a Ty bę­dziesz się jesz­cze z tego śmiała.

...każda z nas pła­kała tak długo, że ze zmę­cze­nia za­snęła, i nie obie­cuję, że to już ni­gdy się nie wy­da­rzy, ale przy­rze­kam, że można się wy­pła­kać, otrzą­snąć i wal­czyć o sie­bie i swoje szczę­ście z siłą i wiarą w sie­bie.

Za­pra­szam Cię więc do na­szej roz­mowy. Opo­wiem Ci o wspa­nia­łych, dziel­nych, wraż­li­wych ko­bie­tach, które po­zna­łam w ciągu swo­jego już za chwilę pięć­dzie­się­cio­let­niego ży­cia i które od po­nad dwu­dzie­stu pię­ciu lat wspie­ram w swo­jej pracy. Opo­wiem Ci hi­sto­rie klęsk, po­ra­żek, upo­ko­rzeń, lę­ków i upad­ków, po któ­rych te ko­biety pod­no­siły się jesz­cze pięk­niej­sze i sil­niej­sze.

...tak, to jest roz­mowa o ko­bie­tach i z ko­bie­tami, po­nie­waż po pierw­sze ko­biety są bliż­sze mo­jemu sercu, po dru­gie je­stem ko­bietą, po trze­cie ko­biety są wraż­liw­sze i cie­kaw­sze – przy­naj­mniej tak uwa­żam i zda­nia nie zmie­nię.

...to roz­mowa, która pod­po­wie Ci, co może być ważne i po­mocne, gdy do­pada Cię zwąt­pie­nie, a pro­blemy przy­gnia­tają do ziemi tak mocno, że bra­kuje tchu. Pa­mię­taj jed­nak, że roz­mowa, cho­ciaż to wiele, może być nie­wy­star­cza­jąca i je­śli czu­jesz się bar­dzo źle, to ko­nieczne jest spo­tka­nie ze spe­cja­li­stą. Je­śli cier­pisz na de­pre­sję lub inne za­bu­rze­nie na­stroju, lub ja­ką­kol­wiek inną cho­robę, to tylko spe­cja­li­sta i te­ra­pia, w tym far­ma­ko­te­ra­pia, będą po­mocne czy wręcz ko­nieczne... Pro­szę, za­ufaj mi i nie zwle­kaj ze zwró­ce­niem się o po­moc, nie męcz się sama...

Na­szą roz­mowę o ży­cio­wych za­krę­tach i mrocz­nych chwi­lach chcę za­cząć od sa­mot­no­ści. Bo to ona nam to­wa­rzy­szy za­wsze, gdy na na­szej dro­dze po­ja­wia się pro­blem trudny do roz­wią­za­nia. Na­wet gdy mamy do­okoła życz­liwe osoby, to i tak idziemy na­szą drogą same i nikt za nas nie zrobi ko­lej­nego kroku i ko­lej­nego... Sa­mot­ność to nie­od­łączna to­wa­rzyszka kry­zy­sów i sama w so­bie jest kry­zy­sem. Kry­zy­sem toż­sa­mo­ści, po­czu­cia bez­pie­czeń­stwa i sensu ży­cia. Dla­tego je­śli ją oswo­imy, zro­zu­miemy i prze­pra­cu­jemy, to inne wy­zwa­nia będą tylko ko­lejną ważną lek­cją do od­ro­bie­nia.

Za­cznę więc od mo­jej hi­sto­rii i za­nim przy­stą­pisz do czy­ta­nia ko­lej­nych roz­dzia­łów, a ra­czej za­nim po­dej­miemy roz­mowę na ko­lejne ważne i trudne te­maty i pój­dziemy przez ży­cie chwilę ra­zem, to przed­sta­wię Ci moje zma­ga­nia z ży­cio­wymi trud­no­ściami.

A... i jesz­cze jedna mała uwaga, a ra­czej pro­po­zy­cja... Chcia­ła­bym, aby na­sza roz­mowa była dla Cie­bie jed­no­cze­śnie warsz­ta­tem pracy nad sobą, ze sobą... ma­te­ria­łem wie­dzy o To­bie. Dla­tego, pro­szę, rób no­tatki. Za­pi­suj ważne re­flek­sje, od­po­wia­daj na py­ta­nia, które Ci za­dam. Roz­ma­wia­jąc ze mną, po­zna­jąc hi­sto­rie in­nych ko­biet i troszkę teo­rii, którą cza­sem prze­my­cam, pra­cuj, no­tuj, py­taj i od­po­wia­daj. Mo­żesz to ro­bić na stro­nach tej książki, mo­żesz za­ło­żyć wła­sny Dzien­ni­czek Pracy nad Sobą, mo­żesz dzwo­nić do bli­skiej Ci ko­biety i oma­wiać to, co aku­rat zwró­ciło Twoją uwagę. Wy­ko­rzy­staj na­szą roz­mowę jako oka­zję do lep­szego po­zna­nia i zro­zu­mie­nia sie­bie i Two­ich trud­nych ży­cio­wych lek­cji: tych, które masz już za sobą lub które cze­kają, aż je od­ro­bisz...

A te­raz... Po­znajmy się :-).

.

HI­STO­RIE KO­BIET

------------------------------------------------------------------------

MOJA HI­STO­RIA

Mam na imię Ma­ria i pro­szę, mów mi po imie­niu. Je­śli się zde­ner­wu­jesz, to po­wiedz: „Ma­ria, ale mnie te­raz wku­rzy­łaś”, a jak po­my­ślisz o mnie coś mi­łego, to też to po­wiedz. Bo cza­sem mogę mó­wić coś, co może być dla Cie­bie trudne do za­ak­cep­to­wa­nia, co może przy­wo­łać przy­kre wspo­mnie­nia. Je­śli się ze­zło­ścisz, to może to ozna­czać, że do­tknę­ły­śmy waż­nego te­matu; tym bar­dziej nie prze­ry­waj na­szej roz­mowy, daj nam obu szansę i po­zwól so­bie na po­czu­cie trud­nych emo­cji.

Te­raz opo­wiem Ci o so­bie. Za­leży mi na tym, abyś wie­działa, że po dru­giej stro­nie jest nie tylko „pani psy­cho­log z te­le­wi­zji”, ale ko­bieta, która ma pro­blemy, tak samo jak Ty. Mam czter­dzie­ści osiem lat i do­piero za­czy­nam czuć i ro­zu­mieć, czego tak na­prawdę po­trze­buję. Przez wiele lat moją mo­ty­wa­cją i ce­lem było przede wszyst­kim zdo­by­wa­nie wie­dzy i do­świad­cze­nia za­wo­do­wego. Ko­lek­cjo­no­wa­łam ko­lejne dy­plomy, a strach, że ktoś przy­ła­pie mnie na nie­wie­dzy, był moim na­pę­dem. To smutne, gdy siłę do dzia­ła­nia czer­piesz z lęku przed czy­jąś kry­tyką. Ja ba­łam się, że ktoś po­wie gło­śno: „Ona tego nie wie! Ona nie jest do­brym psy­cho­lo­giem”. Te­raz szkoda mi sa­mej sie­bie. Za­miast czer­pać sa­tys­fak­cję z pracy, kon­cen­tro­wa­łam się na naj­mniej­szych nie­po­wo­dze­niach, a ja­ka­kol­wiek kry­tyka wręcz miaż­dżyła moje po­czu­cie war­to­ści. Ale w moim przy­padku praca to pi­kuś w po­rów­na­niu ze spra­wami uczuć. Bar­dzo długo by­łam prze­ko­nana, że mu­szę za­słu­żyć na mi­łość. Sta­ra­łam się, jak po­tra­fi­łam naj­le­piej, żeby mój part­ner był za­do­wo­lony. Kon­cen­tro­wa­łam się na po­trze­bach męż­czy­zny i ro­bi­łam wszystko, żeby było mu do­brze. Ja i moje po­trzeby były mniej ważne. W jed­nym z mo­ich związ­ków (tak, było ich kilka i nie po­dam ko­lej­no­ści, bo po co chłop ma się de­ner­wo­wać, że o nim pi­szę :-) ) prze­szłam samą sie­bie. Za­czę­łam tę re­la­cję od po­waż­nych błę­dów, a po­tem było tylko go­rzej! Przede wszyst­kim ku­po­wa­łam i pła­ci­łam, bo chcia­łam, żeby było mu miło (wiem, jak to brzmi, i dla­tego to pi­szę, że­byś wie­działa, że jak z per­spek­tywy czasu my­ślisz: „Dla­czego by­łam taka głu­pia?”, to wiedz, że nie Ty pierw­sza i nie ostat­nia i naj­lep­szym się zda­rzało). Na­sze wspólne ży­cie szybko za­częło ukła­dać się pod jego pracę i jego ewen­tu­alny czas wolny, któ­rego miał bar­dzo mało, bo „taką ma pracę i już”. Moja praca była mniej ważna. No cóż... Otrzeź­wie­nie przy­szło do­piero po kilku la­tach, ale za to po­mo­gło mi zro­zu­mieć, że to był mój klucz do wy­boru męż­czyzn i ukła­da­nia re­la­cji. Po­ważny kry­zys, ja­kiego do­świad­czy­łam po czter­dzie­stce, po­mógł mi zro­zu­mieć, co i dla­czego mu­szę zmie­nić. Kry­zys mi po­mógł, tak jak po­mo­gły mi pro­blemy, któ­rych roz­wią­zy­wa­nie było naj­lep­szą lek­cją po­zna­nia sie­bie, jaka mo­gła mi się przy­da­rzyć.

Te­raz są osoby, które mó­wią: „Rot­kiel jest trudna w pracy”, po­nie­waż ne­go­cjuję wy­so­kie stawki, bo mó­wię gło­śno, z czym się nie zga­dzam, i nie zno­szę mar­no­wa­nia czasu na „du­po­go­dziny” i ga­da­nie o ni­czym. Czas ma dla mnie ogromną war­tość i wolę spę­dzać go z sy­nem, niż ga­dać o głu­po­tach. Przede wszyst­kim, jak cze­goś nie wiem, to mó­wię, i jest mi, de­li­kat­nie mó­wiąc, obo­jętne, co ktoś o mnie są­dzi. Ważne jest dla mnie to, czy swoją pracę wy­ko­nuję rze­tel­nie i od­po­wie­dzial­nie, i czy spra­wia mi ona przy­jem­ność. Tak, praca po­winna być przy­jemna, po­winna da­wać sa­tys­fak­cję i po­win­ny­śmy być za nią na­le­ży­cie wy­na­gra­dzane.

Są też ta­kie „miłe” osoby, które po­wie­dzą: „Rot­kiel bę­dzie sama, skoro tak wy­soko za­wie­sza fa­ce­towi po­przeczkę”. Po pierw­sze, męż­czy­zna to nie koń, więc nie ska­cze przez prze­szkody. Po dru­gie, jak będę bez part­nera, to bę­dzie mi bar­dzo miło mieć wię­cej czasu dla sie­bie. Uwiel­biam być sama ze sobą i mieć czas tylko dla sie­bie. O tym bę­dziemy jesz­cze dużo roz­ma­wiały... O lu­bie­niu sie­bie, o po­ko­na­niu stra­chu przed „by­ciem samą”. To stra­sze­nie by­ciem samą tak mnie wner­wia, że brak mi słów, i jest to jedna z naj­więk­szych głu­pot, ja­kie sły­sza­łam. Te­raz my­śląc o ży­ciu bez part­nera, uśmie­cham się i wy­obra­żam so­bie wiele wspa­nia­łych chwil spę­dzo­nych tak, jak lu­bię. My­śląc o męż­czyź­nie, z któ­rym przyj­dzie mi dzie­lić co­dzien­ność, je­śli ta­kowy bę­dzie, oczy­wi­ście, wy­obra­żam so­bie wiele wspa­nia­łych chwil i ce­lów, które za­pew­nią mi sa­tys­fak­cję i szczę­ście. Nie wi­dzę bez­po­śred­niego związku i za­leż­no­ści mię­dzy „po­sia­da­niem part­nera” a szczę­ściem. Po pierw­sze, ni­kogo się nie po­siada, re­la­cja to part­ner­stwo. Po dru­gie, to czy je­steś szczę­śliwa, czy nie, za­leży od Cie­bie, a męż­czy­zna może ewen­tu­al­nie Cię w tym wspie­rać lub Ci w tym prze­szka­dzać! I o tym, Moja Droga, też so­bie dużo, oj, dużo po­ga­damy...

Jest jesz­cze jedna kwe­stia, o któ­rej chcę Ci po­wie­dzieć. Mam synka. Do trzy­dzie­stego ósmego roku ży­cia ma­cie­rzyń­stwo było dla mnie te­ma­tem obo­jęt­nym. Nie mia­łam dzieci i to było OK. Uwa­ża­łam, że nie będę ich mieć; zna­łam, te­raz też znam, wiele ko­biet, które ich nie mają i jest im bar­dzo do­brze w ży­ciu. Przy­szedł jed­nak mo­ment, że za­pra­gnę­łam mieć dziecko, i ku za­sko­cze­niu i mo­jemu, i le­ka­rzy moje ma­rze­nie szybko się speł­niło. Je­stem prze­ko­nana, że moje ży­cie by­łoby war­to­ściowe, fajne i pełne do­brych chwil, rów­nież gdy­bym nie zo­stała mamą. To ważne i za­leży mi na tym, aby to po­wie­dzieć. Ważne jest też to, że moja zmiana i kry­zysy za­częły się wtedy, gdy zo­sta­łam mamą; to ma­cie­rzyń­stwo, a ra­czej to, co trud­nego wnosi, spra­wiło, że je­stem te­raz TYM, kim je­stem. To moja hi­sto­ria.

Każda z nas ma swoje kry­zysy i swoje szanse. Nie ma uni­wer­sal­nych hi­sto­rii i zło­tych rad. Każda z nas ma do prze­ży­cia wła­sne ży­cie, wła­sne traumy i każda ma wła­sne duże i małe szczę­ścia. Ja swoje szczę­ście za­czę­łam bu­do­wać nie­dawno, a za­czę­łam od sta­wia­nia czoła sa­mot­no­ści...

W mo­jej dro­dze naj­bar­dziej po­mocna oka­zała się te­ra­pia. Gdy moja te­ra­peutka spy­tała mnie, co pa­mię­tam z dzie­ciń­stwa, od­po­wie­dzia­łam, że sa­mot­ność. Tak się czu­łam, gdy by­łam małą dziew­czynką, na­sto­latką i do­ra­sta­jącą ko­bietą. Moja mama była emo­cjo­nalna, wraż­liwa, eks­pre­syjna i sku­piona na so­bie. Oj­ciec był za­mknięty, nie po­tra­fił mó­wić o emo­cjach i ich oka­zy­wać. Pierw­sze lata mo­jego ży­cia ro­dzice kon­cen­tro­wali się na swo­jej re­la­cji i wza­jem­nych pre­ten­sjach. Ja by­łam świad­ki­nią bez prawa głosu, która szybko na­uczyła się „nie prze­szka­dzać”. Gdy mia­łam sie­dem lat, uro­dziła się moja sio­stra i wo­kół niej za­częły krą­żyć wszyst­kie emo­cje i tro­ski mo­ich ro­dzi­ców. Im bar­dziej ona była harda, nie­po­słuszna, „trudna”, tym bar­dziej ja by­łam tą grzeczną, do­brze się uczącą, nie­spra­wia­jącą kło­po­tów i... po­zo­sta­wioną sa­mej so­bie.

Pa­mię­tam, że pró­bu­jąc po­ra­dzić so­bie z trud­nymi emo­cjami, zna­leźć od­po­wie­dzi na ważne py­ta­nia, a przede wszyst­kim zro­zu­mieć, dla­czego je­stem po­zba­wiona tro­ski i za­in­te­re­so­wa­nia ro­dzi­ców, przy­rze­kłam so­bie, że będę się sobą opie­ko­wała i nie po­zwolę, aby ktoś mnie zra­nił. A że spra­wiały mi przy­krość osoby, które w moim po­czu­ciu mnie opu­ściły, to przy­rze­cze­nie z cza­sem za­częło brzmieć: „Ra­dzę so­bie sama i ni­kogo nie po­trze­buję”. I jak to w ży­ciu bywa, stało się ono moją sa­mo­speł­nia­jącą się prze­po­wied­nią na wiele lat de­ter­mi­nu­jącą moje wy­bory. Tak czę­sto jest, że w dzie­ciń­stwie mu­simy zna­leźć ja­kiś po­mysł na prze­trwa­nie w domu ro­dzin­nym. Ten po­mysł to na dany czas je­dyne moż­liwe roz­wią­za­nie, po­stawa, którą mo­żemy przy­jąć jako obronę przed tym, co trudne. To na­sze ży­ciowe motto, dro­go­wskaz, który w psy­cho­lo­gii na­zy­wamy sche­ma­tem. Jako dzieci nie mamy ani du­żego wy­boru, ani wielu moż­li­wo­ści. Ro­bimy to, na co po­zwa­lają nasz wiek i sy­tu­acja. I w dzie­ciń­stwie ten wy­bór może być je­dyną szansą prze­trwa­nia, ale w do­ro­sło­ści naj­czę­ściej jest na­szym prze­kleń­stwem i naj­więk­szym ogra­ni­cze­niem. Wtedy mó­wimy o ne­ga­tyw­nym sche­ma­cie, po­moc­nym w dzie­ciń­stwie, ale ogra­ni­cza­ją­cym w do­ro­sło­ści. W peł­no­let­nim ży­ciu dużo wię­cej za­leży od nas sa­mych i mamy dużo wię­cej moż­li­wo­ści dzia­ła­nia, w tym obrony sie­bie i opie­ko­wa­nia się sobą. Trzy­ma­jąc się kur­czowo sche­matu z dzie­ciń­stwa, za­my­kamy się na roz­wój i oka­zje do wzra­sta­nia. Sa­mot­ność w dzie­ciń­stwie to bar­dzo bo­le­sne do­świad­cze­nie i w do­ro­sło­ści jest jak kula u nogi, ogra­ni­cza­jąca nas w dro­dze do szczę­ścia.

Je­stem przy­kła­dem osoby, która do­piero gdy zro­zu­miała swój ne­ga­tywny sche­mat, wy­ba­czyła i otwo­rzyła się na zmianę, po­czuła spo­kój i speł­nie­nie. W dzie­ciń­stwie sa­mot­ność po­wo­do­wała u mnie głów­nie złość. Wście­ka­łam się na moją mamę za to, że nie ma jej przy mnie, że ze mną nie roz­ma­wia o tym, co dla mnie ważne, że jej emo­cje są dla mnie zbyt trudne i in­ten­sywne.

O moją sio­strę by­łam za­zdro­sna i ob­wi­nia­łam ją o to, że ro­dzice nie po­świę­cali mi uwagi.

Ojca się ba­łam. Był su­rowy, nie­do­stępny, in­tro­wer­tyczny, kry­tyczny. Gdy wra­cał z pracy, za­my­kał się w sa­lo­nie (tak mó­wi­li­śmy na po­kój z te­le­wi­zo­rem) i oglą­dał pro­gramy in­for­ma­cyjne, je­den po dru­gim, aż do nocy. Nie roz­ma­wiał ze mną, nie py­tał, jak mi­nął mi dzień, nie przy­tu­lał i ni­gdy w ży­ciu nie po­wie­dział mi, że mnie ko­cha. Ba­łam się jego zło­ści. Zło­ścił się rzadko, ale w mo­men­tach, które za­wsze były dla mnie za­sko­cze­niem, a po­wód jego wy­bu­chu był dla mnie nie­zro­zu­miały. Ni­gdy się nie spo­dzie­wa­łam, że się ze­zło­ści, i nie wie­dzia­łam dla­czego. Gdy to się działo, prze­ra­żał mnie, a ja czu­łam i lęk, i wście­kłość, wy­ni­ka­jące z doj­mu­ją­cego po­czu­cia nie­spra­wie­dli­wo­ści.

Moja mama nie była szczę­śliwa i szybko to za­uwa­ży­łam, ale jako dziecko i na­sto­latka nie ro­zu­mia­łam, dla­czego nic z tym nie robi. W swoim prze­ży­wa­niu nie­szczę­ścia była eks­pre­syjna i nie dało się tego nie za­uwa­żyć, co po­wo­do­wało moją jesz­cze więk­szą złość. Kon­cen­tru­jąc się na swo­ich emo­cjach, mama po­wo­do­wała, że czu­łam się co­raz sa­mot­niej. Dom nie był dla mnie ani bez­piecz­nym, ani ko­ją­cym miej­scem. Na­uczy­łam się by­cia grzeczną po to, aby mieć wię­cej swo­body i móc co­raz czę­ściej z niego wy­cho­dzić. To moja sio­stra przy­ku­wała więk­szość uwagi ro­dzi­ców, dzięki czemu mia­łam co­raz wię­cej prze­strzeni dla sie­bie i co­raz mniej ich za­in­te­re­so­wa­nia. Gdy by­łam na­sto­latką, ta sy­tu­acja za­częła mi pa­so­wać. Mo­głam cho­dzić na im­prezy i wra­cać, o któ­rej chcia­łam; mia­łam dużo wię­cej swo­body niż moje ko­le­żanki. Wa­run­kiem wol­no­ści były do­bre oceny i nie­spra­wia­nie kło­po­tów. Nie ab­sor­bo­wa­łam ro­dzi­ców swo­imi spra­wami. Wy­pro­wa­dzi­łam się z domu w wieku dwu­dzie­stu lat, prze­nio­słam na stu­dia za­oczne, za­czę­łam pra­co­wać, sta­łam się w pełni sa­mo­dzielna i... by­łam co­raz bar­dziej sa­motna. Sa­mot­ność za­głu­sza­łam in­ten­sywną pracą i na­uką, w ty­go­dniu dużo pra­co­wa­łam i stu­dio­wa­łam, a w week­endy od­da­wa­łam się buj­nemu ży­ciu to­wa­rzy­skiemu. Sta­ra­łam się ota­czać jak naj­więk­szą liczbą osób i bu­do­wa­łam re­la­cje w opar­ciu o ilość, nie ja­kość. Na szczę­ście los po­sta­wił na mo­jej dro­dze war­to­ściowe osoby i po la­tach kilka z nich cały czas jest przy mnie, ale za­wdzię­czam to ich mą­dro­ści. Mnie dużo czasu za­jęło do­ce­nie­nie tego. Wtedy sta­ra­łam się nie an­ga­żo­wać w re­la­cje, sta­wia­łam na za­bawę i ka­rierę. By­łam zbyt zmę­czona, żeby się nad sobą wni­kli­wiej za­sta­na­wiać, i dzięki temu nie mu­sia­łam za­sta­na­wiać się nad tym, czy czuję się sa­motna. Uwa­ża­łam, że im bar­dziej będę ak­tywna, w cią­głym ru­chu, tym mniej będę od­czu­wała to, co mnie boli i trapi. Ta stra­te­gia nie była wy­star­cza­jąco sku­teczna, po­nie­waż za­czę­łam co­raz czę­ściej czuć lęk. Te­raz, w wieku pra­wie pięć­dzie­się­ciu lat, wiem, że lęk to bar­dzo czę­sto wy­nik nie­prze­pra­co­wa­nej zło­ści; w moim przy­padku tej zło­ści, którą czu­łam już jako dziecko. Lęk to jedna z ma­sek sa­mot­no­ści. Je­śli złość nie jest na­szą ener­gią, je­śli nie czu­jemy się z nią do­brze, szybko za­mie­nia się w lęk po to, aby sa­mot­ność mo­gła się ukryć przed na­szą świa­do­mo­ścią naj­pierw za zło­ścią, po­tem za lę­kiem. Ma­jąc dwa­dzie­ścia parę lat nie wie­dzia­łam o tym, więc „ra­dzi­łam so­bie” z lę­kiem po­przez kom­pul­sywny per­fek­cjo­nizm, in­ten­sywny tryb ży­cia i ob­se­sje na punk­cie wy­kształ­ce­nia. To ostat­nie wy­szło mi aku­rat na do­bre, ale wspo­mi­na­jąc ten czas, pa­mię­tam zmę­cze­nie, wieczne nie­za­do­wo­le­nie z sie­bie i po­czu­cie, że je­stem nie­wy­star­cza­jąca. Do trzy­dzie­stego ósmego roku ży­cia głów­nie pra­co­wa­łam, uczy­łam się, zdo­by­wa­łam kwa­li­fi­ka­cje i sta­ra­łam się udo­wod­nić światu, że za­słu­guję na sza­cu­nek, a te­raz wiem, że roz­pacz­li­wie pró­bo­wa­łam zwró­cić na sie­bie uwagę, py­ta­nie tylko: czyją? Sku­pi­łam się na po­ma­ga­niu in­nym, sie­bie po­zo­sta­wia­jąc bez wspar­cia i po­mocy. Speł­nia­łam się jako psy­cho­lożka i zaj­mo­wa­nie się in­nymi po­ma­gało mi nie my­śleć o swo­ich po­trze­bach i swo­jej sa­mot­no­ści. Moje związki były ra­niące i roz­cza­ro­wu­jące, w każ­dym czu­łam się nie­zau­wa­żana i sta­ra­łam się za wszelką cenę za­słu­żyć na mi­łość i uwagę. Za­równo w pracy, jak i w re­la­cjach z bli­skimi skon­cen­tro­wa­łam się na in­nych, na opiece nad nimi i za­spo­ka­ja­niu ich po­trzeb. W związ­kach po­wta­rza­łam sche­mat z dzie­ciń­stwa, ale ta świa­do­mość na tam­tym eta­pie była dla mnie zbyt trudna.

Pierw­szy raz w ży­ciu po­czu­łam, że nie je­stem sama i że jest przy mnie ktoś w pełni obecny i uważny, gdy mój sy­nek spoj­rzał na mnie i po raz pierw­szy się uśmiech­nął. Do­piero wtedy po­czu­łam au­ten­tyczną bli­skość dru­giego czło­wieka i zda­łam so­bie sprawę, jak bar­dzo przez swoje do­tych­cza­sowe ży­cie by­łam sa­motna. Po­czu­łam za­równo prze­ni­kliwe szczę­ście, jak i smu­tek. Te sprzeczne emo­cje spra­wiły, że do­świad­czy­łam de­pre­sji. Była ona od­po­wie­dzią na wiele lat ży­cia w sa­mot­no­ści, wy­pie­ra­nia tego uczu­cia oraz ucie­ka­nia przed trud­nymi emo­cjami i kon­fron­ta­cją z ko­niecz­no­ścią sta­wie­nia im czoła. Naj­pierw złość, po­tem lęk i za­głu­sza­nie tych uczuć hi­per­ak­tyw­no­ścią wy­czer­pały mnie. Po­czu­łam tak doj­mu­jące zmę­cze­nie, że nie by­łam w sta­nie wstać z łóżka i opie­ko­wać się syn­kiem. Wie­dzia­łam, że mu­szę za­trosz­czyć się o sie­bie, dla sie­bie i dla niego. Pod­ję­łam le­cze­nie i te­ra­pię; za­czę­łam zgłę­biać te­mat sa­mot­no­ści i jej wpływu nie tylko na zdro­wie, ale także na nasz roz­wój i całą ży­ciową drogę. W moim przy­padku do­piero re­la­cja z dziec­kiem na­uczyła mnie bu­do­wa­nia i pie­lę­gno­wa­nia bli­sko­ści, da­ją­cej po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa i speł­nie­nia. Była dla mnie im­pul­sem do pod­ję­cia pracy nad sobą i trud­nymi do­świad­cze­niami zwią­za­nymi z po­czu­ciem sa­mot­no­ści. I wiem, że to po­czą­tek mo­jej drogi, że te­raz mu­szę wró­cić do tego, co było dla mnie tak bo­le­sne w dzie­ciń­stwie, zro­zu­mieć, wy­ba­czyć i zo­sta­wić prze­szłość za sobą, otwie­ra­jąc się na lu­dzi i świat. Pod­ję­łam de­cy­zję, że nie będę pie­lę­gno­wała w so­bie ani zło­ści, ani lęku; że prze­pra­cuję je i po­że­gnam, na­uczę się opie­ko­wa­nia sobą i by­cia ze sobą w czu­łej i uważ­nej re­la­cji. Nie będę też opie­rała swo­jego speł­nie­nia na dziecku, bo za­miast je wspie­rać, sta­ła­bym się dla niego cię­ża­rem. Bę­dąc psy­cho­te­ra­peutką od wielu lat i te­raz w pełni doj­rzałą ko­bietą, sta­wiam czoła swo­jej sa­mot­no­ści, szu­kam jej źró­deł, sta­ram się ją zro­zu­mieć, za­ak­cep­to­wać, oswoić i po­że­gnać. Dla­tego wiem, że ni­gdy nie jest za późno...

Taka była i taka jest moja droga. Lęk za­głu­sza­łam ak­tyw­no­ścią, per­fek­cjo­ni­zmem, bo­jąc się przy­znać przed sobą, że je­stem sa­motna. Sta­ra­łam się żyć szybko i in­ten­syw­nie, od­wra­ca­jąc uwagę od wła­snych emo­cji; opie­ko­wa­łam się in­nymi i kon­cen­tro­wa­łam na speł­nia­niu ich ocze­ki­wań. Moja sa­mot­ność za­częła się od zło­ści, za­ło­żyła ma­skę lęku i do­piero de­pre­sja zmu­siła mnie do głę­bo­kiej pracy nad sobą.

.

ANNA

Gdy sa­mot­ność jest to­wa­rzyszką ży­cia ko­biety...

...może bo­leć i ciało, i psy­chika...

Samot­ność boli. Po­wo­duje ból fi­zyczny i psy­chiczny. Tak się dzieje, gdy uda­jemy, że nam nie to­wa­rzy­szy, gdy wy­pie­ramy, iż prze­jęła kon­trolę nad na­szym ży­ciem. Tak też jest, gdy z nią wal­czymy i bo­imy się jej. Ból mija, gdy ją oswa­jamy, gdy za­czy­namy uczyć się ży­cia tylko z sobą i prze­sta­jemy uwa­żać, że by­cie w re­la­cji ze sobą nie jest wy­star­cza­jące do tego, aby czuć się szczę­śliwą.

By­cie ze sobą w czu­łej re­la­cji to nie tylko oswo­je­nie sa­mot­no­ści, to od­kry­cie, że za­wsze i wszę­dzie to­wa­rzy­szy Ci ktoś wy­jąt­kowy, ktoś, na kogo mo­żesz li­czyć, osoba, która się Tobą za­opie­kuje i bę­dzie naj­lep­szą przy­ja­ciółką na do­bre i na złe. Tą osobą dla sie­bie sa­mej je­steś Ty.

Aby oswoić sa­mot­ność, trzeba przejść długą i czę­sto trudną drogę. Taką po­dróż ma już za sobą Anna, o któ­rej chcę Ci opo­wie­dzieć.

Anna tra­fiła do mo­jego ga­bi­netu po dłu­giej wę­drówce od le­ka­rza do le­ka­rza. Miała za sobą liczne kon­sul­ta­cje, ba­da­nia, mię­dzy in­nymi kar­dio­lo­giczne, en­do­kry­no­lo­gi­cze, była na­wet u le­karki me­dy­cyny chiń­skiej. Każdy ze spe­cja­li­stów uspo­ka­jał ją, mó­wiąc, że jego zda­niem nie dzieje się nic groź­nego i jest zdrowa, ale to tylko zwięk­szało jej lęk i nie­po­kój. Im wię­cej wi­zyt i ba­dań, tym Anna czuła się go­rzej.

Do­skwie­rał jej ból klatki pier­sio­wej, od­czu­wany jak przy ob­ja­wach za­wału. Ucisk, dusz­ność, drę­twie­nie rąk po­ja­wiały się kilka razy w ty­go­dniu. Naj­mniej­szy stres wzma­gał dys­kom­fort.

– „Czuję się jak wa­riatka, cho­dzę po le­ka­rzach, czuję się co­raz go­rzej, a oni upar­cie twier­dzą, że nic mi nie jest”.

To pierw­sze słowa, które usły­sza­łam od Anny, gdy się po­zna­ły­śmy.

Tak czuje się wiele osób cier­pią­cych na bóle psy­cho­so­ma­tyczne. Gdy na­sza psy­chika jest w złej kon­dy­cji, gdy no­simy w so­bie ból, smu­tek, złość, nie­roz­wią­zane kon­flikty, wtedy ciało daje nam znać, że dzieje się coś waż­nego i trud­nego. Ten głos na­szego ciała to ból, który nie ma uza­sad­nie­nia w cho­ro­bie, ale jest tak samo re­alny, uciąż­liwy jak ten praw­dziwy, sy­gna­li­zu­jący rze­czy­wi­stą cho­robę. Po­zy­tywne opi­nie le­ka­rzy po­ma­gają tylko na po­czątku, gdy sta­ramy się zro­zu­mieć, co się z nami dzieje. Gdy wy­klu­czamy cho­robę, nie­po­kój po­wraca ze zdwo­joną siłą. „Co mi w ta­kim ra­zie jest?”, co­raz czę­ściej za­da­jemy so­bie py­ta­nie, na które ża­den spe­cja­li­sta nie po­trafi od­po­wie­dzieć. Czu­jemy się jak „wa­riatki”, gdy ko­lejny le­karz pa­trzy na nas po­dejrz­li­wie i mówi: „Fi­zycz­nie jest pani zdrowa”. Aż wresz­cie tra­fia się ten od­ważny i z po­wagą w gło­sie oraz nie­po­ko­jem w oczach za­daje py­ta­nie: „Może warto skon­sul­to­wać się z le­ka­rzem od psy­chiki?”. Mówi to tak, że czu­jemy się jesz­cze go­rzej. Cza­sem taką radę sły­szymy od bli­skiej osoby, a cza­sem same do­cho­dzimy do wnio­sku, że może fak­tyczne coś so­bie wy­my­ślamy... Ale ból jest re­alny. Gdy no­simy w so­bie nie­za­go­jone emo­cjo­nalne rany, trudne py­ta­nia bez od­po­wie­dzi, nie­wy­po­wie­dziane emo­cje i nie­pod­jęte de­cy­zje, wtedy ciało boli re­al­nie. Pra­co­wa­łam z ko­bie­tami, które z po­wodu swo­ich emo­cjo­nal­nych trud­no­ści miały bóle głowy, szumy w uszach, za­wroty, pro­blemy skórne. Tyły lub chu­dły bez przy­czyny, bo­lał je brzuch, drę­twiały ręce... Li­sta ob­ja­wów psy­cho­so­ma­tycz­nych jest bar­dzo długa. Gdy nie chcemy albo nie po­tra­fimy sta­wić czoła temu, co nas mę­czy i osła­bia psy­chicz­nie, wtedy na­sze ciało cierpi i woła o po­moc. Ból fi­zyczny jest gło­sem, który nie spo­sób zi­gno­ro­wać: „Zaj­mij się sobą, za­opie­kuj i ulecz”.

Nie­stety cza­sem droga w po­szu­ki­wa­niu po­mocy jest długa i mija sporo czasu, za­nim zaj­miemy się tym, co wy­maga za­opie­ko­wa­nia, czyli sobą, swoją psy­chiką. Za­nim po­znamy sie­bie i damy so­bie prawo do szczę­ścia, krok po kroku od­kry­wa­jąc to, czym ono dla nas jest, mija sporo czasu. Pod­czas tych po­szu­ki­wań mo­żemy po­czuć się jak „wa­riatki”, które „wy­my­ślają cho­robę po to, aby zwró­cić na sie­bie uwagę”. Tak jest, po­nie­waż nie­wielu spe­cja­li­stów od zdro­wia po­trafi pa­trzeć na ludzki or­ga­nizm ho­li­stycz­nie, wi­dząc i ro­zu­mie­jąc zwią­zek ciała i psy­chiki. Same też nie za­wsze po­tra­fimy do­strzec tę oczy­wi­stą za­leż­ność. Su­ge­stię sko­rzy­sta­nia z po­mocy psy­cho­loga czy psy­chia­try trak­tu­jemy jak styg­ma­ty­zu­jącą dia­gnozę.

– „Boli mnie ciało a je­stem zdrowa, w ta­kim ra­zie co jest ze mną nie tak?” – czę­sto sły­szę ta­kie słowa i pro­wa­dzę wów­czas mniej wię­cej taką roz­mowę.

– „Ro­zu­miem, że pani cierpi, od­czuwa ból i różne do­le­gli­wo­ści. Po­nadto de­ner­wuje się pani tym, że le­ka­rze nie sta­wiają dia­gnozy, nie wdra­żają le­cze­nia, po­nie­waż ich zda­niem jest pani zdrowa.

– Tak, do­kład­nie tak.

– To musi być dla pani po­dwój­nie trudna sy­tu­acja: dys­kom­fort fi­zyczny i nie­po­kój o zdro­wie, szcze­gól­nie że nie ma pani pew­no­ści, co się dzieje. To pew­nie duży stres?

– O tak, ale to ulga, że ktoś to ro­zu­mie, a nie pa­trzy na mnie jak na wa­riatkę, dzię­kuję...”.

Tak, to ogromna ulga, że ktoś ro­zu­mie na­sze cier­pie­nie i nie­po­kój wy­wo­łane nie­wy­ja­śnio­nymi fi­zycz­nymi do­le­gli­wo­ściami.

Anna długo opo­wia­dała mi o tym, jak się fi­zycz­nie czuje. Mó­wiła o swo­ich ob­ja­wach, bó­lach i wę­drów­kach od le­ka­rza do le­ka­rza. Wie­dzia­łam, że moż­li­wość po­roz­ma­wia­nia o tym jest dla niej ważna. Bez po­ucza­nia, bez oce­nia­nia, z uwagą i em­pa­tią wy­słu­cha­łam jej hi­sto­rii. Osoby, które cier­pią na ob­jawy psy­cho­so­ma­tyczne, czyli bóle i do­le­gli­wo­ści o pod­łożu psy­chicz­nym, czę­sto spo­ty­kają się z nie­zro­zu­mie­niem, igno­ran­cją i bra­kiem wspar­cia.

Je­śli czu­jesz się źle fi­zycz­nie, a ba­da­nia i kon­sul­ta­cje le­kar­skie nie dają wy­ja­śnie­nia, to moż­liwe, że Twoje do­le­gli­wo­ści mają pod­łoże psy­chiczne.

To ważne, aby móc opo­wie­dzieć o swoim sa­mo­po­czu­ciu w at­mos­fe­rze zro­zu­mie­nia i ak­cep­ta­cji. Wtedy ła­twiej po­pa­trzeć z szer­szej per­spek­tywy na swoją sy­tu­ację, zdro­wie i spró­bo­wać od­po­wie­dzieć na py­ta­nie: Czy moje fi­zyczne do­le­gli­wo­ści mogą mieć pod­łoże psy­chiczne?

Gdy na­sze spo­tka­nie do­bie­gało końca, po­pro­si­łam Annę, aby przed ko­lejną wi­zytą przyj­rzała się temu, jak się czuje psy­chicz­nie. Za­da­niem Anny było za­pi­sy­wa­nie emo­cji i ro­bie­nia pod ko­niec każ­dego dnia pod­su­mo­wa­nia: W ja­kim na­stroju mi­nął mi dzień, ja­kie uczu­cia w nim do­mi­no­wały?

Sa­mo­ob­ser­wa­cja jest pierw­szym kro­kiem w kie­runku sa­mo­świa­do­mo­ści i jest to wa­ru­nek ko­nieczny pracy w ob­sza­rze psy­cho­so­ma­tyki. Pa­cjentki ma­jące taki pro­blem czę­sto od­ci­nają się od tego, co czują. Nie dają so­bie prawa do sła­bo­ści i wy­pie­rają trudne emo­cje. Nie po­tra­fią lub nie chcą mó­wić o swo­ich nie­po­ko­jach, lę­kach i tro­skach. Czę­sto wy­nika to z prze­cią­że­nia obo­wiąz­kami, prze­pra­co­wa­nia. Nie mają siły lub czasu przyj­rzeć się so­bie, temu, jak się czują psy­chicz­nie. Naj­czę­ściej też nie po­tra­fią za­dbać o swoje emo­cje i na­strój. Nie roz­ła­do­wują na­pię­cia psy­cho­fi­zycz­nego, po­nie­waż tłu­mią i ukry­wają przed sobą i in­nymi złe sa­mo­po­czu­cie. Nie chcą ni­kogo mar­twić i ob­cią­żać wła­snymi pro­ble­mami lub nie są na­uczone tego, że ich po­trzeby i uczu­cia są ważne. Nie po­tra­fią trosz­czyć się o sie­bie i sobą opie­ko­wać. To czę­sto osoby sa­motne, po­mimo że mają ro­dziny, przy­ja­ciół i zna­jo­mych. Są sa­motne, po­nie­waż nie po­tra­fią być ważne dla sie­bie, przez co nie po­tra­fią na­uczyć tego in­nych. Bli­scy i ro­dzina trak­tują je jak źró­dło wspar­cia, po­mocy, uwa­ża­jąc za silne, nie da­jąc im prawa do gor­szego dnia czy sa­mo­po­czu­cia. W ta­kim kli­ma­cie re­la­cji i emo­cji naj­pierw cho­ruje ciało, da­jące znać o la­tach za­nie­dbań bó­lami, które po­cząt­kowo nie mają uza­sad­nie­nia w cho­ro­bach so­ma­tycz­nych. Dla­tego pierw­szym kro­kiem psy­cho­lo­gicz­nej in­ter­wen­cji jest po­świę­ce­nie cier­pią­cej oso­bie czasu, uwagi, tro­ski i życz­li­wo­ści. Wy­słu­cha­nie jej i nie­pod­wa­ża­nie tego, co czuje i czego do­świad­cza.

Na ko­lejne spo­tka­nie Anna przy­szła przy­go­to­wana, z od­ro­bioną pracą do­mową, jak za­żar­to­wała.

– „Za­da­nie wy­ko­nane i mu­szę przy­znać, że to było cie­kawe do­świad­cze­nie. Do tej pory rzadko za­sta­na­wia­łam się nad swo­imi emo­cjami i na­stro­jem. Za­wsze jest tyle spraw, obo­wiąz­ków, że nie mam kiedy tak się sku­piać na so­bie. Do­piero gdy za­czę­łam się źle czuć, to mu­sia­łam po­świę­cić so­bie czas.

– To brzmi tak, jakby twoje ciało zmu­siło cię do po­świę­ce­nia so­bie uwagi i tro­ski.

– No tak, może fak­tycz­nie. Za­wsze by­łam sku­piona na tym, co jest do zro­bie­nia, na in­nych. So­bie nie po­świę­cam uwagi.

– A jak od­po­czy­wasz?

– Od­po­czy­wam, jak śpię.

– A ja­kie spra­wiasz so­bie przy­jem­no­ści?

– Nie wiem, nie za­wsze mam czas, nie za­wsze pie­nią­dze, więc ra­czej nie fun­duję so­bie zbyt wielu tych przy­jem­no­ści.

– Opo­wiedz mi, jak po­szła ci praca do­mowa. Co za­pi­sa­łaś, co za­ob­ser­wo­wa­łaś?

– No wła­śnie, to było cie­kawe, ale też trudne. Przede wszyst­kim sku­pie­nie uwagi na so­bie, to było coś no­wego. Ale naj­trud­niej­sze było to, że za­uwa­ży­łam, że czuję się sa­motna...”.

Anna roz­pła­kała się. Pła­kała dłuż­szą chwilę, po czym uśmiech­nęła się i po­wie­działa:

– „Tego było mi trzeba, po­trze­bo­wa­łam się wy­pła­kać. Żyję w ta­kim po­śpie­chu, że na­wet nie mam czasu za­sta­no­wić się, jak się czuję, a na płacz to już w ogóle nie mogę so­bie po­zwo­lić, co za luk­sus.

– To prawda, to bar­dzo po­mocne i ważne, żeby móc się wy­pła­kać. Płacz to spo­sób na roz­ła­do­wa­nie na­pię­cia. Je­śli nie po­zbę­dziemy się trud­nych emo­cji, nie wy­pła­czemy ich, nie wy­zło­ścimy, zo­sta­jemy z nimi i je­ste­śmy nimi ob­cią­żeni. To jest przy­czyną róż­nych do­le­gli­wo­ści, naj­czę­ściej naj­pierw fi­zycz­nych i złego sa­mo­po­czu­cia.

– Emo­cje mogą po­wo­do­wać ból fi­zyczny?

– Oczy­wi­ście. Wy­ni­ka­jące z nich na­pię­cie i zwią­zany z nimi stres po­wo­dują pod­wyż­sze­nie po­ziomu kor­ty­zolu, ad­re­na­liny, no­ra­dre­na­liny. To ob­cią­że­nie dla wielu ukła­dów w or­ga­ni­zmie, co po­wo­duje bóle i różne trud­no­ści w ich funk­cjo­no­wa­niu i może pro­wa­dzić do wielu cho­rób.

– To moje bóle mogą być zwią­zane z tym, jak się czuję psy­chicz­nie?

– Tak, dla­tego chcę z tobą o tym roz­ma­wiać.

– Ten ty­dzień po­mógł mi uświa­do­mić so­bie, że czę­sto czuję smu­tek, czuję też zmę­cze­nie, ale przede wszyst­kim czuję się sa­motna i to chyba wła­śnie naj­bar­dziej mnie smuci i mę­czy. Mam ro­dzinę, męża i syna. Syn jest na­sto­lat­kiem. Ma dziew­czynę, ko­le­gów, szkołę, swoje sprawy. Mąż dużo pra­cuje, prak­tycz­nie cały czas jest poza do­mem, zresztą chyba nie je­ste­śmy naj­lep­szym mał­żeń­stwem, każde żyje w swoim świe­cie. Z mo­imi ro­dzi­cami mam mało kon­taktu, za­wsze zaj­mo­wali się głów­nie młod­szym bra­tem. Ko­le­żanki mają swoje sprawy, od roku nie mo­żemy umó­wić się na spo­tka­nie. Kon­takt z nimi mam na In­sta­gra­mie albo Fa­ce­bo­oku. Je­śli oczy­wi­ście coś na­pi­szą. Jak się temu smut­kowi tak przy­glą­da­łam, to mi się jesz­cze smut­niej zro­biło, więc nie je­stem pewna: czy taka ana­liza emo­cji po­maga?

– A jak so­bie tak po­pła­ka­łaś, to ci po­mo­gło?

– Tak, bo się wy­pła­ka­łam i zro­biło mi się tro­chę lżej.

– I o to cho­dzi, żeby było lżej. Jak bę­dzie co­raz lżej, to może i bóle będą co­raz słab­sze, przy­naj­mniej warto spró­bo­wać.

– Jak?

– Przy­glą­da­jąc się so­bie, temu, jaki masz na­strój, co czu­jesz. Za­da­jąc so­bie py­ta­nia, dla­czego wła­śnie ta­kie emo­cje od­czu­wasz. Co spo­wo­do­wało dzi­siej­sze sa­mo­po­czu­cie? Opie­ku­jąc się sobą, od­po­czy­wa­jąc, spra­wia­jąc so­bie małe przy­jem­no­ści, po­zna­jesz le­piej sie­bie. Praca z emo­cjami to bar­dziej po­dróż, przy­goda, na po­czątku trudna, a z cza­sem co­raz cie­kaw­sza i przy­jem­niej­sza.

– Brzmi do­brze. Ale na to, że czuję się sa­motna, nie mam wpływu.

– Nie mamy bez­po­śred­niego wpływu na to, jak za­cho­wują się inni, ale mamy wpływ na to, co my ro­bimy i czy się sobą opie­ku­jemy. To spo­sób, żeby oswoić sa­mot­ność, da­jąc so­bie sa­mej czu­łość, wspar­cie, życz­li­wość i tro­skę. Dla­tego warto za­opie­ko­wać się sobą i otwo­rzyć na przy­jem­no­ści, ra­dość i lu­dzi, któ­rzy chcą być bli­sko nas”.

Pod­czas ko­lej­nych spo­tkań na­dal roz­ma­wia­ły­śmy o tym, jak czuje się Anna, a im wię­cej o tym mó­wiła i im czę­ściej da­wała so­bie prawo do tego, aby pła­kać, zło­ścić się i mó­wić o so­bie, tym jej sa­mo­po­czu­cie fi­zyczne szyb­ciej wra­cało do rów­no­wagi. Naj­wię­cej roz­ma­wia­ły­śmy o jej po­czu­ciu osa­mot­nie­nia – tak wo­lała o tym mó­wić. Nie na­zy­wała tego, co czuła, sa­mot­no­ścią, po­nie­waż oto­czona była ro­dziną. Ale ci bli­scy jej lu­dzie byli jed­no­cze­śnie da­leko od niej. Dla­tego uwa­żała, że tkwi w osa­mot­nie­niu.

– „Nie je­stem sama, mam wo­kół sie­bie lu­dzi, je­stem osa­mot­niona, bo czuję się dla nich mało ważna” – mó­wiła.

Osa­mot­nioną można być „w tłu­mie” i to jest bar­dzo bo­le­sne do­świad­cze­nie. Anna miała męża, z któ­rym od lat żyła jak ze współ­lo­ka­to­rem, nie bę­dąc bli­sko emo­cjo­nal­nie, rzadko bę­dąc bli­sko fi­zycz­nie. Co­raz mniej o so­bie na­wza­jem wie­dzieli, po­nie­waż co­raz mniej się sobą in­te­re­so­wali. Gdy nie roz­ma­wiamy z part­ne­rem, gdy nie do­świad­czamy z jego strony aten­cji, czu­ło­ści, to taka re­la­cja rani i za­wo­dzi. Spo­tka­łam wiele ko­biet, które tak czuły się w związku. Mó­wiły o braku zro­zu­mie­nia, o ci­chych dniach i mie­sią­cach bez do­tyku. Tak umiera uczu­cie i po­zo­sta­wia pu­stą, sa­motną prze­strzeń, któ­rej nie wy­peł­niamy, bo prze­cież je­ste­śmy w związku, w bli­skiej teo­re­tycz­nie re­la­cji. Anna opo­wia­dała co­raz wię­cej o swoim mał­żeń­stwie. Opi­sy­wała wie­czory, pod­czas któ­rych każde z nich oglą­dało swój se­rial albo pa­trzyło w te­le­fon. Week­endy spę­dzane na sprzą­ta­niu domu, od­wie­dzi­nach u te­ściów bez chwili szcze­rej bli­skiej roz­mowy. Słu­cha­jąc wła­snej hi­sto­rii, czuła co­raz więk­szy smu­tek, to uczu­cie było co­raz bar­dziej przy­tła­cza­jące. Naj­waż­niej­sze było to, że słu­cha­jąc sa­mej sie­bie, do­strze­gała ten cię­żar i czuła go bar­dziej świa­do­mie. Mó­wiąc o tym, po­zwa­lała so­bie na od­czu­wa­nie emo­cji, na­zy­wa­nie ich i roz­ła­do­wy­wa­nie.

– „Wy­le­wam u cie­bie mo­rze łez...

– Tak, dużo się tego uzbie­rało. Ale im wię­cej z sie­bie wy­rzu­cisz, tym mniej­szy cię­żar bę­dziesz czuła.

– Sa­mot­ność boli, do­piero te­raz to ro­zu­miem. Nie chcia­łam się do tego przy­znać przed samą sobą. Moje mał­żeń­stwo dawno się skoń­czyło. Je­ste­śmy jak obcy lu­dzie, któ­rzy to­le­rują się, ale na­wet nie lu­bią”.

To prawda, sa­mot­ność boli. Boli serce, po­nie­waż czu­jemy ucisk w klatce pier­sio­wej. Boli głowa od cią­głego na­pię­cia. Boli pustka, którą czu­jemy.

Trudno jest się przed samą sobą przy­znać do sa­mot­no­ści, bo prze­cież ży­jemy w związku, w ro­dzi­nie. To są re­la­cje, w które czę­sto dużo za­in­we­sto­wa­ły­śmy. Po­świę­ci­ły­śmy na nie czas, uwagę, uczu­cia, wią­za­ły­śmy z nimi na­dzieje i pod­po­rząd­ko­wa­ły­śmy temu swoje ży­cie. Trudno za­uwa­żyć, jak z cza­sem re­la­cja wy­pala się, a my czu­jemy się co­raz sa­mot­niej.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij