- W empik go
Samuraje. Triumf i upadek japońskich wojowników - ebook
Samuraje. Triumf i upadek japońskich wojowników - ebook
W ciągu siedmiuset lat sprawowania rządów odcisnęli na Kraju Kwitnącej Wiśni niezatarte piętno. Kim byli? Nieznającymi strachu wojownikami czy pozbawionymi skrupułów politykami, którzy siłą podporządkowali sobie cały naród i wprowadzili dyktaturę wojskową? A może poetami, filozofami i malarzami, bezgranicznie przywiązanymi do ceremonii herbacianej i zen, tak bardzo z nimi utożsamianego, że postrzeganego jako jeden z ich atrybutów?
Leonardo Vittorio Arena śledzi życie publiczne i prywatne samurajów od zawiązania się kasty w II wieku p.n.e. aż do XIX wieku, kiedy tytuły samurajskie zostały zniesione. Wyjaśnia, w jaki sposób ich obecność wpłynęła na dzisiejsze społeczeństwo japońskie. Historia samurajów to opowieść o walkach, intrygach, zdradach, żądzy władzy, fanatyzmie naznaczonym fetyszyzacją miecza, bratobójstwach, perwersjach seksualnych. Ale to także historia duchowości, szczególnej estetyki i... hojnego miłosierdzia. Z jednej strony kultura, z drugiej sztuki walki – oto dziedzictwo samurajów: wojowników i artystów, myślicieli i strategów.
Spis treści
WPROWADZENIE
ROZDZIAŁ I. YOSHITSUNE, ZASZCZUTA BESTIA
ROZDZIAŁ II. MASASHIGE: PARTYZANT CESARZA GODAIGO
ROZDZIAŁ III. WROGOWIE NA ŻYCIE I ŚMIERĆ
ROZDZIAŁ IV. KAMIKAZE NA MORZU
ROZDZIAŁ V. NOBUNAGA: GŁÓD WŁADZY
ROZDZIAŁ VI. NAJWIĘKSZY KAMPAKU JAPONII
ROZDZIAŁ VII. KRONIKA DWÓCH INWAZJI
ROZDZIAŁ VIII. HERBATKA Z HIDEYOSHIM
ROZDZIAŁ IX. IEYASU, SUZEREN
ROZDZIAŁ X. SHIMABARA: CHRZEŚCIJAŃSKA REWOLTA
ROZDZIAŁ XI. MUSASHI, NADCZŁOWIEK
ROZDZIAŁ XII. ZEMSTA WOLNYCH LUDZI
ROZDZIAŁ XIII. OSTATNI SAMURAJ
BIBLIOGRAFIA
GLOSARIUSZ
KALENDARIUM
SZCZEGÓŁOWE KALENDARIUM
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8151-304-3 |
Rozmiar pliku: | 4,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jeżeli samurajom czegokolwiek brakuje, to tylko strachu.
ANONIM
Nie sposób wyobrazić sobie historii Japonii bez samurajów. Samuraje czy cesarz? Alternatywa nie do pomyślenia. W ciągu siedmiuset lat sprawowania rządów samuraje odcisnęli na historii Japonii piętno, które nie poddaje się łatwej, jednoznacznej interpretacji.
Kim byli? Nieznającymi strachu wojownikami czy pozbawionymi skrupułów politykami, którzy siłą podporządkowali sobie cały naród i wprowadzili dyktaturę wojskową? A może poetami, filozofami i malarzami, maniakalnie przywiązanymi do ceremonii parzenia herbaty i zen, tak bardzo z nimi utożsamianego, że postrzeganego jako jeden z ich atrybutów?
Odpowiedzi mogą udzielić wyłącznie oni sami, dlatego w tej książce to właśnie im oddaję głos, żeby mogli odeprzeć najbardziej sztampowe oskarżenia i zaprzeczyć kliszom, które nie oddają im sprawiedliwości.
Odmalowuję ich życie prywatne i publiczne, uplecione z intryg, zdrad i żądzy władzy. Wstrząsały nimi ludzkie, zbyt ludzkie waśnie. Targały nimi takie same emocje jak zwykłymi śmiertelnikami? Tak, a nawet silniej. Na ich życiowe doświadczenia składały się fetyszyzacja miecza, bratobójstwa i seksualne perwersje, lecz również uduchowienie, estetyzm i... owszem, miłosierdzie.
Byli wojownikami i służącymi, zgodnie z etymologią słowa samuraj. Nawiązuje do tych ideałów Ghost Dog, bohater filmu Jarmuscha o tym samym tytule: najważniejsze jest oddanie panu, nawet jeśli w tym wypadku chodzi o bossa yakuzy, japońskiej mafii. Między kolejnymi zabójstwami pogrąża się w lekturze Hagakure, kodeksu mówiącego o pokonywaniu samego siebie i zasadach postępowania samuraja.
To właśnie ten film zainspirował mnie do napisania książki o samurajach. Chciałem zrozumieć Ghost Doga, ale i współczesny świat, bo nawet dziś na każdym kroku możemy znienacka natknąć się na samuraja. Jakby wojownicy z Kraju Kwitnącej Wiśni nigdy nie zniknęli, jakby wciąż z pasją dawali świadectwo epoce, która bezpowrotnie minęła.
Podjąłem próbę cofnięcia się pamięcią do ich historii, ta zaś ściśle wiąże się z filozofią. W oczach człowieka Zachodu – jakże często krótkowzrocznych – pełni sprzeczności samuraje stanowią ucieleśnienie japońskiej psyche. Surowi i szczodrzy, budzący podziw i wstręt – ukazują nam oblicze niejednoznaczne, lecz nie schizofreniczne. Spójrzmy chociażby na Musashiego, najbardziej autentycznego reprezentanta legendarnego stanu. Na bakier z prawem, zżerany ambicją, lecz jednocześnie mądry i refleksyjny. Do dziś w Ameryce i w Europie jego Gorin-no Sho służy za podręcznik do kształcenia managerów i repertorium zasad sukcesu. Cóż, dla Musashiego tryumf oznaczał pognębienie przeciwnika.
Samuraje, lżeni lub podziwiani, zależnie od klimatu danej epoki. Samuraje przeciwko buddystom, lojalistom, poplecznikom cesarza, przeciwko ludziom Zachodu. Samuraje przeciwko wszystkim. Kurosawa umiejętnie odmalował ich ducha, skłonnego do rywalizacji, choć nie zawsze do walki. Siedmiu samurajów to szkic przedstawiający ich tymczasowy, efemeryczny sojusz z chłopami. W oddali majaczy widmo ligi Ikkō-ikki, wieloklasowej, antyrządowej formacji. Lecz również w Sierpniowej rapsodii, testamencie ostatniego reżysera-samuraja, obserwujemy zawstydzającą konfrontację z Ameryką, która zresztą przesądziła o zniknięciu tej klasy społecznej. Samuraje nie zostali pokonani przez chrystianizację, przez cesarza ani buddyjskich mnichów-wojowników; umarli śmiercią naturalną, na anachronizm, w epoce, która już ich nie potrzebowała. Lecz czy na pewno? A może to tylko złudzenie? W każdym razie gdy tożsamość samurajów zaczęła kruszeć, usunęli się ze sceny bez wielkich batalii. No, chyba że egzystencjalnych.
Z jednej strony kultura, z drugiej sztuki walki. Oto dwoiste dziedzictwo samurajów, wojowników i artystów, naukowców i strategów. Japońscy wojownicy wielbili chińską literaturę, łapczywie pochłaniali klasyczne księgi oraz kroniki wojenne. Zawsze spoglądali na Sunziego z szacunkiem. W końcu to Sztuka wojenna pokazywała im, jak żyć. Człowiek kompletny nie lęka się sprzeczności, pielęgnuje różne umiejętności, dąży do perfekcji w każdej z nich. Upodabnia to samuraja do człowieka Renesansu. Lecz samuraj jest postacią konkretną, bynajmniej nie bezpłciową. Archeologiczna rekonstrukcja zniekształciłaby jego rysy.
Czymże byłaby wielkość bez sprzeczności?
A śmierć? Człowiek Zachodu uważa ją za kres istnienia ciała, stara się odpędzić ją za pomocą rozpaczliwych, acz nieskutecznych egzorcyzmów. Samuraj nosi ją na ramieniu, widzi ją wszędzie dokoła siebie od chwili otwarcia oczu o poranku. To nie metafora. Samuraj wie, że jego czas może dobiec końca w każdej chwili i z tą świadomością rzuca się w wir walki. Czy zwycięży? Być może. Zostanie pokonany? W takim wypadku znajdzie się wśród pozostałych bohaterów tysiącletniej sagi. Istnieje sztuka ponoszenia porażki, ukoronowanie samotnością. Seppuku, otwarcie brzucha, przywilej wybranych dusz.
Miłość, życie, śmierć, namiętności. Samuraje oferują nam każde z tych doznań w wymiarze odmiennym od zachodniego, w wymiarze, który z trudem przychodzi nam pojąć, jak ostatni przyczółek na Ziemi, za którym rozciąga się dominium nieznanego. Japończycy zdają nam się dziwni, ciekawi, nieprzewidywalni. To samo, dzięki ich wielorakiej naturze, dotyczy samurajów.
Nie byli metaforą ani nieistotnym bądź marginalnym zjawiskiem. Ich zdolność reagowania na życiowe niespodzianki świadczy o właściwej im sile. Samuraje, bohaterowie historii, ofiary historii. Pognębieni kryzysem tożsamości, wiecznie żądni władzy. Padali, lecz nie dali się ujarzmić. Uginali się, lecz nie pozwalali się pokonać. Tacy właśnie byli. Tylko tak możemy zrozumieć Minamota Yoshitsunego lub Takedę Shingena.
W odczytywaniu historii samurajów nie do przecenienia jest również aspekt egzotyki. Samuraje są nam dalecy, ale i bliscy, proponują wzorce życia bardziej autentycznego, wcale niekoniecznie brutalnego czy niemoralnego. Bez nich Japonia byłaby dziś zupełnie inna.
Samuraje wracają. Nie jako zombie, lecz żywa, inspirująca obecność. Podobnie jak Kurosawa, często odwoływał się do nich Mishima, najbardziej „zachodni” z japońskich pisarzy. Obaj artyści przywołują samurajów, lecz nigdy nie traktują instrumentalnie. Mishima, duchowy spadkobierca D’Annunzia, powołuje się na nich nie tylko w twórczości, lecz również w życiu. Mangi dostarczają jeszcze innego świadectwa obecności samurajów: powołują do życia postacie historyczne lub współczesne, które podążają śladem tych historycznych.
Niniejszy wstęp ukazuje zarys problematyki książki, stanowi swego rodzaju panoramę. Podstawowa lekcja udzielona przez samurajów dotyczy sfery psychiki, tego, co głębiej niż spowita welonem pozorów rzeczywistość, niż fizyczna walka. Mistrz wśród szermierzy, Yagyu Tanemori, ujmuje to w następujący sposób: sztuka wojenna nie polega na pokonaniu nieprzyjaciela, lecz samego siebie. Nic nie mogło silniej dotknąć duszy Musashiego.
A samuraje dzisiaj? To po prostu ludzie, którzy dążą do samorealizacji.
Leonardo V. ArenaROZDZIAŁ I
Yoshitsune, zaszczuta bestia
Zachowuj porządek i czekaj, aż wróg popadnie w rozprzężenie. Bądź spokojny i czekaj, aż wróg się stanie krzykliwy.
Tak się wykorzystuje opanowanie.
SUNZI, Sztuka wojenna
Yoshitsune usłyszał tętent galopujących koni. Zatrzymał się na moment, jakby chciał odetchnąć. Ale musiał biec dalej. Tropił go zaciekły wróg.
Yoshitsune pamiętał lepsze czasy, w jego uszach wciąż brzmiał zgiełk dawnych bitew. Pokonał znienawidzonych Tairów, nieprzyjaciół zagrażających jego klanowi. A potem? Któż jeszcze mógł mu zagrozić?
Przedzierał się przez gęstwinę jak ranny zwierz. Nie mógł pozwolić, żeby go znaleźli. Wyznaczono nagrodę za jego głowę i nie brakowało chętnych, żeby na niego zapolować. Musiał zachować czujność.
Nie wiedział, do kogo się zwrócić. Z pewnością szukali go wszędzie. Kto? Kto pragnął trofeum – jego głowy?
Yoshitsune znał odpowiedź, ale część jego duszy wciąż nie chciała w to uwierzyć. Jego śmiertelnym wrogiem był Yoritomo. Rodzony brat. Niewdzięcznik, zamierzał się go pozbyć jak irytującej muchy, jednym uderzeniem. I pomyśleć, że przecież go wspierał, że bez niego klan Minamoto nigdy nie przejąłby władzy…
Teraz to wszystko zdawało się dawno pogrzebane. Yoshitsune czuł, że z każdej strony czyha na niego nienawiść brata. Och, nienawiść, jak najbardziej. Czuł jej tchnienie na karku, groźba śmierci wisiała nad jego głową. A przecież to on, Yoshitsune, mógł rządzić Japonią, zasiadać na miejscu Yoritoma.
Wspomniał ostatnie wypadki, które zmusiły go do ucieczki.
Yoritomo nie jest wojownikiem. To ja jestem prawdziwym samurajem. On się najlepiej czuje wśród papierów i kodeksów. Może i jest świetnym dowódcą, tak, bez wątpienia, ale sam nie rzuca się w bój. Nie jest człowiekiem czynu.
Żal ścisnął mu serce. Rozczarowanie wojownika było rozdzierające. Spodziewał się nagrody, a zamiast tego został wygnany przez brata. Yoritomo kazał go upolować, bezzwłocznie wyeliminować niczym oszalałe zwierzę.
Po chwili samuraj powrócił myślami do bitwy.
Wojna Gempei dobiegała końca, lecz wciąż dochodziło do starć między klanami Taira i Minamoto, czyli między starym a nowym, między kastą niegdyś uprzywilejowanych a nowymi panami, dopiero szukającymi fortuny. Yoshitsune gnał swe oddziały z pełną prędkością, parł do przodu jak błyskawica. W krótkim czasie pokonał dystans, którego przejście normalnie zabiera wiele dni. Żołnierze padali z nóg.
– Wodzu, konie potrzebują wytchnienia. Tej nocy nie możemy już dalej maszerować.
– Nie mamy wyboru. Jesteście urodzonymi wojownikami i wiecie, że przed nami decydujące starcie. Jeśli konie nie wytrzymują, tym gorzej dla koni. Przyzwyczaimy je do naszego rytmu.
Dowódca odszedł, Yoshitsune został sam. Czekał na walkę. Bitwa zbliżała się nieuchronnie, była nie do uniknięcia. Zbyt długo oba klany obserwowały się nawzajem, wyczekując fałszywego ruchu przeciwnika. Lecz żaden z adwersarzy się nie pomylił. Trwonili więc czas i siły w pomniejszych utarczkach, czasem między sobą, czasem z innymi klanami. Pozornie gra nie toczyła się o panowanie nad krajem. Tylko Yoshitsune mógł pokonać Tairów.
– Tu trzeba nie lada kunsztu. Nasz wróg zdaje się niezwyciężony. – Yoritomo wyraził się jasno. Nakazał bratu rzucić do walki wszystkie siły. Yoshitsune podjął wyzwanie, rozmówiwszy się wcześniej z najbardziej zaufnymi dowódcami. Znał sztukę wojenną, kierował się niezwykle skuteczną strategią.
– Należy działać szybko, nie dać przeciwnikowi zwietrzyć zagrożenia. A skoro wróg nie wyczuje niebezpieczeństwa, nawet się nie zorientuje, że wkrótce postrada życie.
Rozumowanie bez skazy; dowódcy byli pod wrażeniem determinacji Yoshitsunego.
– Gdzie stoją siły Tairów?
– W zamku Ichinotami, wodzu, na pograniczu prowincji Settsu i Harima.
– Doskonale. Zaatakujemy pod osłoną nocy.
Była to decyzja godna wielkich strategów, znających przewagi ataku w ciemnościach, albowiem tacy dowódcy wiedzą, że w podobnych okolicznościach zwycięski los łatwiej się do nich uśmiechnie. I rzeczywiście, Yoshitsune zatryumfował.
Kiedy wybrzmiały okrzyki radości, na chwilę zapadła głucha cisza. Niezliczone trupy wojowników z obu armii gęsto zaścielały pole bitwy. Ale wojsko Minamotów odniosło zwycięstwo i tylko to się liczyło. W oddali strzelały w niebo płomienie trawiące zamek. Noc zabarwiła się szkarłatem, mrok się rozproszył. Taktyka blitzu okazała się skuteczna.
– Co teraz? Nieprzyjaciel pierzcha.
– Szkoda czasu na pogoń. Nasyćmy się zwycięstwem.
Yoshitsune nie chciał igrać z losem i napawał się zwycięstwem. Wolał zaczekać na kolejną szansę, żeby dokończyć zniszczenie klanu Taira.
Historia klanu Minamoto splata się z historią Japonii. To właśnie z tym potężnym rodem wiąże się seria mitów, które leżą u podstaw kosmogonii Kraju Kwitnącej Wiśni. Związek Minamotów z początkami Japonii jest bezpośredni i sugestywny. Sięga epoki bogów i herosów. Nocami w obozowiskach, przy ogniu, starożytni opowiadają historie i legendy; znajdą się one w o wiele późniejszych dziełach literackich, Kojiki i Nihon-shoki. Opisują stworzenie rzeczy i boską parę, Izanagiego i Izanami. Pierwszy raz zarysowuje się dualizm: męskie i żeńskie. Pierwsze bóstwa zanurzyły koralową, wysadzaną klejnotami włócznię w wodach oceanu – a więc świat został stworzony za pomocą broni. Z kropli, które spływają z włóczni, powstają wyspy japońskiego archipelagu. Najważniejsze z nich to Honsiu, największa, Kiusiu, Sikoku i Hokkaido, najodleglejsza. Oto centrum świata. Rodzą się rzeki, drzewa, góry. Kosmos nabiera kształtu.
Jednak opowieść o początku to również opowieść o gwałtach i zabójstwach. Boska para jednoczy się w związku małżeńskim, dając początek nowemu rodowi. Ale bóg ognia przysparza matce wielkiej udręki. Ojciec zabija więc krnąbrnego syna. Oto pierwszy akt przemocy w historii świata, przywodzący na myśl śmierć Abla z ręki Kaina. Następnie Izanagi rusza śladem żony, która zstąpiła do piekieł. Niczym Orfeusz próbuje przywrócić ją światłu. Lecz ponosi klęskę i powraca niepocieszony, szarpany przez wyrzuty sumienia. Jakby dopiero w tej chwili do niego dotarło, że pozbawił życia własnego syna. Nie zapomni obmyć się, dokonując dokładnych ablucji, naśladowanych później przez samurajów. W ten sposób rodzą się rytuały i ceremoniał.
Pierworodną Izanagiego i Izanami czeka lepszy los. Dobra Amaterasu, bogini słońca prześladowana przez brata, Susanoo. Ten został obdarzony okrutnym charakterem i uwielbia ciskać w siostrę padłymi zwierzętami. Jest to bestialskie wyznanie miłości. Biedna, przerażona Amaterasu próbuje się ukryć. Ucieka do jaskini i światło znika z powierzchni ziemi. Wieczna noc otula świat czarną opończą. Zaniepokojeni ludzie postanawiają zasięgnąć języka, dowiedzieć się, o co chodzi. Są gotowi zrobić wszystko, co w ich mocy, żeby przywrócić boginię do życia i rozproszyć mrok. Zwracają się do cyklopicznego bóstwa, które strzeże sekretu kowania mieczy. Ukazują bogini klejnoty i zwierciadło. Ona zaś, wiedziona próżnością, daje się skusić, wychyla się z jaskini. Odbicie jej piękna olśniewa ją samą. Spogląda w zwierciadło kolejny raz i nie może rozpoznać pięknego oblicza. Tymczasem wrota jaskini zamykają się za jej plecami. Światło powraca na świat.
Amaterasu otrzymuje w dziedzictwie Ziemię. Wynika to z prawa pierworództwa, które nie wyklucza kobiet. Bogini posyła na Ziemię swego wnuka, Ninigiego, by przeprowadził rekonesans i został jej namiestnikiem. Wręcza mu trzy insygnia: zwierciadło, klejnoty i miecz. To symbole wiedzy, władzy i siły – wartości ludzkiego świata. Sintoizm przejmie je i będzie krzewił wśród mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni.
Jimmu, wnuk Ninigiego, zostaje pierwszym cesarzem. Między bogami a rodem władców zadzierzguje się silna więź, która nigdy nie zostanie zerwana. Uzbrojony w miecz Jimmu dokonuje wielu heroicznych czynów, ściera się z przeciwnikami najróżniejszej proweniencji. Jest nie tylko człowiekiem, lecz również bogiem. Wszyscy samuraje wzorują się na nim, także Yoshitsune, ścigany zwierz. Boska natura Jimmu oraz jego dzielne czyny będą powszechnie sławione przez potomnych. Tradycja głosi, że pierwszy cesarz przyjmuje regalia w lutym 660 roku p.n.e.
W owej epoce świat tętni życiem, każde stworzenie ma duszę, kami; to słowo z czasem przybiera inne znaczenie, „bóg”. Jaskinie, morze, lasy i góry symbolizują najwyższą moc, jak mana na Nowej Zelandii. Sintoizm wchłania te koncepcje. Znajdują one wyraz w samej nazwie religii, która oznacza „drogę bogów”. Natura jest wielka, na każdym kroku demonstruje swą potęgę. Sintoizm jest raczej jej apologią niż wizją świata. W miejscach najpotężniejszego oddziaływania życiodajnego tchnienia wznoszą się świątynie i klasztory, akumulatory pozytywnej energii. Yoshitomo, przedstawiciel znamienitego klanu Minamoto, właśnie w takich miejscach będzie oddawał się refleksji nad przyczynami porażki. Zwróci się do swego miecza z żałosną przemową, próbując zrozumieć, dlaczego zatracił kami w chwili próby. Samuraj powraca pamięcią do przodków. Miecz zaś staje się przedłużeniem ciała, nośnikiem nadludzkiej siły pochodzącej od Amaterasu.
Następców Jimmu spowija mgła. Trudno się z nimi identyfikować, znaleźć wśród nich bohatera godnego opowieści. Aż wreszcie dziesiąty z rodu wzniósł w Ise kompleks chramów poświęconych Amaterasu. Ruszał w bój z imionami bóstw na ustach, pragnąc zjednać sobie ich przychylność. Sujin, bo tak brzmiało jego imię, żył około 200 roku p.n.e. W kryzysowych sytuacjach zwracał się do sioguna, wielkiego wodza, którego zadanie polegało na tłumieniu buntów i rozruchów. Tak zrodziła się kolejna tradycja – i takie były początki urzędu sioguna.
Związek władzy z klanem Minamoto zacieśnił się jeszcze, kiedy (w 1192 roku – przyp. tłum.) to właśnie członek tego rodu stanął na czele pierwszego rządu wojskowego. Mowa o Yoritomie, który wydał rozkaz pochwycenia swego brata-rywala Yoshitsunego. Nie należał do wojowników, co znacznie osłabiało jego autorytet. Yoshitsune i Yoritomo uzupełniali się: jeden był rycerzem, drugi politykiem. Obaj posługiwali się mianem samurajów.
Yoshitsune ruszał do walki na grzbiecie imponującego czarnego ogiera, symbolu sił piekielnych. Istnieje drzeworyt, tak sugestywny, że oglądający niemal słyszy rżenie tej bestii, podczas gdy jej pan swobodnie nią kieruje. Jeździec ma przerzucony przez plecy łuk, chroni go kolorowa zbroja. Twarz zdobi wąsik, grymas zdradza głód walki. Samuraj ma przytroczony do pasa miecz. Jest gotów go użyć.
Żeby odnaleźć pierwowzór Yoshitsunego w epoce kształtowania się Japonii, należałoby zaczekać aż do pojawienia się Yamata Takeru, syna cesarza Keiko, następcy Sujina. I znów mit zderza się z Historią. Yamato Takeru był brutalnym i porywczym młodzieńcem. Pewnego dnia zabił brata za nieznaczne uchybienie etykiecie, spóźnienie na kolację (!). Puściły mu nerwy, ale w gruncie rzeczy pozbył się rywala. Ojciec za karę wysłał go natychmiast na Kiusiu. Skoro był taki bojowy, mógł stawić czoło hordom tamtejszych rebeliantów. Syn ruszył na spotkanie z niebezpieczeństwami i okrył się chwałą.
Portret przedstawia go z długimi włosami symbolizującymi siłę, gotowego bez litości zadać przeciwnikowi pojedynczy, śmiertelny cios. Yamato zakrada się do wrogiego obozu, wywiódł w pole straże. Zaskoczony buntownik próbuje dobyć miecza, lecz bezskutecznie. Wnętrze pomieszczenia utrzymane jest w tonacjach ciemnej czerwieni, która kojarzy się z brutalnością międzyludzkich relacji w dawno minionych czasach. Papierowa lampa zdaje się zdmuchnięta furią niespodziewanego ataku.
Lecz z czasem Yamato przechodzi przemianę. Rozmyśla nad sensem życia. Oddaje się filozoficznym medytacjom, które w przyszłości staną się niezbywalnym elementem natury samurajów. Łagodnieje. Młodzieniec zrozumiał wartość samodyscypliny. Pobyt wśród buntowników uświadamia mu, że życie jest surowe i dzikie. Zrezygnował z impetu na rzecz rozsądku. I owa metamorfoza wkrótce zaczęła wydawać owoce. Do uformowania jego nowej tożsamości walnie przyczynił się pewien drogocenny podarunek: przepyszny „Miecz zbierających się na niebie chmur”.
Opowieści o życiu Yamata różnią się szczegółami: wedle jednych był zdecydowany i silny, inne opisywały go jako przebiegłego i bezlitosnego. Czasem zwyciężał mieczem, czasem fortelem. Samuraje nie odbiegali daleko od tego wzorca. Byli mistrzami strategii i podstępów, ale także pojedynków.
Pomimo tryumfów Yamatowi doskwierała samotność, którą stereotypowo przedstawia się jako jedyną towarzyszkę życia samurajów. Jego osamotnienie nie różni się od tego, które przypadło w udziale Yoshitsunemu. Obu brakuje miłości, Yamato odczuwa to niezwykle dojmująco. Stawia czoło kolejnym wyzwaniom, ale żadne nie pozwoli mu zaznać chwili wytchnienia u boku towarzyszki. Dzieli więc łoże z mieczem nie tylko dlatego, żeby móc stawić czoło nocnym napastnikom. Spotyka go tragiczna śmierć, która uczyni zeń archetyp samuraja pokonanego. Historia zjednoczy obu rycerzy. Yoshitsune będzie ścigany przez brata i straci przyjaciół, którzy przejdą na stronę nieprzyjaciela. Yoritomo, najpotężniejszy człowiek w Japonii, skusi ich bez trudu. Odizoluje Yoshitsunego, by łatwiej go dopaść.
Yamato to człowiek złamany, uosobienie klęski; los nigdy się do niego nie uśmiechnął. Jego życie jest okaleczone, pozbawione celu. Jednak on sam nie zdaje sobie z tego sprawy, zatraca się w pokazach siły. Lubię myśleć, że zapisał się w historii jako ten, który nadał imię Japonii. To w końcu nie byle jaka zasługa.
Po śmierci Yamata Takeru mitologiczna mgła rzednie. Wyłaniają się z niej kolejni przodkowie, którzy będą stanowić punkt odniesienia dla Minamotów. Najmniejszą jednostką organizacyjną jest klan. Walki klanów krwawo naznaczą historię Japonii. Minamotowie będą wiedli prym w tych konfliktach.
W VI wieku ród cesarski to dominujący klan. Wywodzi się od Amaterasu, która legitymizuje jego władzę. Słowo samurai wciąż jeszcze nie istnieje lub jego znaczenie pozostaje rozmyte. Na pewno nie oznacza jeszcze rycerza. Żołnierze są werbowani do wojska cesarskim rozkazem. Wojownicy nie stanowią odrębnej klasy. Strażnicy cesarskiego pałacu są nazywani samurajami, sługami arystokratów. Ale nie istnieje ścisłe powiązanie między Ōtomo, klanem zasilającym szeregi owej drużyny, i klanem Minamoto. Obie grupy są samurajami, lecz z innego wywodu.
Z czasem na scenę wkraczają sioguni, nominowani przez cesarzy, ilekroć zachodzi potrzeba wykorzystania wojska. Kolejne stulecia nie przynoszą wielkich zmian. Również Yoritomo, właściwie Yoritomo in primis, zostanie namaszczony na sioguna przez cesarza.
Choć Japonia wciąż nie miała stolicy, była już państwem. Jego spójność gwarantowały trzy atrybuty mocy Amaterasu: miecz, zwierciadło i klejnoty. Przepowiednia bogini sprawdziła się: każdy z nich reprezentował ważny element ludzkiego życia. Sama Amaterasu otoczyła państwo opieką. Któż inny mógłby więc nieść światu światło?
Konflikty i starcia wybuchały z byle przyczyny, klany skakały sobie do oczu z powodu drobnych nieporozumień. Każdy konflikt rozwiązywano z użyciem siły. Naturalne jest więc, że czczono bożka wojny. Ten zaś zrodził się człowiekiem, a przynajmniej zjawił się w ludzkim ciele. A było to tak: cesarzowa Jingū wydała rozkaz ekspansji na Koreę. Wyprawa skończyła się klęską. Ale w drodze powrotnej do ojczyzny kobieta wydała na świat pięknego synka. Znalazła więc spełnienie jako matka. Owym synem był Ōjin. Ōjin zapewnił dalsze trwanie rodu. Gdy przyszedł kres jego wojennego życia, spotkała go nagroda: został wyniesiony do rangi Hachimana, japońskiego boga wojny.
Pewnego razu Yoshitomo obozował nieopodal poświęconej mu świątyni i zwrócił się doń o pomoc. Wszyscy samuraje wyznawali żarliwie kult Hachimana.
W jakie tło kulturowe wpisują się czyny klanu Minamoto? Przede wszystkim są naznaczone dwoma epokowymi czynnikami: chińskim dziedzictwem i buddyzmem. Obca religia dotarła do kraju za pośrednictwem Koreańczyków z Baekje, królestwa, z którym Japończycy utrzymywali dobre stosunki. Posłowie z tego państwa wręczyli cesarzowi portret Buddy, sutry i traktaty. Ukazali gospodarzom trudy, z jakimi muszą mierzyć się wyznawcy kultu, lecz również związane z nim dobrodziejstwa: szczęście, dobrobyt, wyzwolenie. Japończycy od razu zwrócili uwagę na immanentnie ziemskie aspekty buddyzmu i nagięli jego doktrynę do swoich potrzeb. Żarliwa modlitwa pomagała osiągać pożądane cele.
Cesarzowi udzielono fatalnej rady. Dworzanie natychmiast to dostrzegli, pojęli jakie niebezpieczeństwo niesie nowy kult. Obawiali się, że Budda stanie się symbolem alternatywy dla władzy cesarskiej. Dlatego portret wyrzucono, a buddyzm musiał poczekać na lepsze czasy. Lata później, gdy sprzeciw osłabł, pewien wpływowy członek dworu, książę Shōtoku Taishi, zaangażował się we wspieranie nowej religii.
W 604 roku Shōtoku Taishi spisał Siedemnaście Artykułów, dokument kodyfikujący zasady, które w dużej mierze ukształtowały historię samurajów. Zwracał się w nim do klasy rządzącej, arystokracji z cesarskiego dworu. Splótł pryncypia buddyjskie i konfucjańskie, przejęte z kultury chińskiej, przenosząc je na sintoistyczne podłoże. Zachęcał klany do życia w harmonii (wa), całkowitego wyzbycia się wzajemnej niechęci – tak brzmiało podstawowe założenie. Hierarchiczna struktura klasowa odzwierciedlała model konfucjański, w którym władca był bezwzględnie oddzielony od poddanego. Shōtoku czerpał inspirację z Wielkiej Nauki (z chińskiego: Dàxué) i Doktryny Środka (Zhōngyōng), których główne przesłanie brzmi: znaj swoje miejsce na świecie. Na tym polega zasada sprawiedliwości. „Kiedy władca przemawia, wasal słucha” (art. 3). Zaleca się posłuszeństwo i szacunek.
Shōtoku wychwalał współpracę, ganił egocentryzm. Dyskusja i zbiorowe debaty miały pozwolić obiektywnie rozpatrzeć omawiany problem. Na tych zasadach oparły się rządy samurajów. Samuraje odczytywali je natomiast na swój sposób: powołali radę, która przekazywała siogunowi ostateczną decyzję.
Krajem nie rządzi dwóch władców; lud nie może słuchać dwóch panów. Suzeren jest przywódcą całego kraju, a urzędnicy, którym przekazuje zadania, są jego wasalami (art. 12).
Minamotowie odczytają ten artykuł dosłownie i powołają do życia diarchię. Cesarz pozostanie suzerenem, siogun będzie pełnił funkcję jego wasala. Lecz zrodzi się pewien paradoks: wasal z biegiem czasu przejmie władzę. W przyszłości, gdy Yoritomo zda sobie z tego sprawę, usunie cesarza w cień.
Ponadto Shōtoku zaproponował, by uznać buddyzm za religię państwową. Od tego momentu obcy kult zaczął się stopniowo wsączać we wszystkie sfery japońskiej cywilizacji. Za każdym razem kiedy mówi się o samurajach, pośrednio wzmiankuje się też o buddyzmie. Shōtoku skłaniał się ku buddyzmowi w jego najbardziej klasycznej postaci, odwoływał się do Trzech Drogocenności: Budda się przebudził, nauka jest prawdziwa i skuteczna, wspólnota jest szlachetna. Budda przebudzony wskazał drogę ucieczki z cyklu narodzin i śmierci, reinkarnację. Nauka to jego doktryna, do której dąży się poprzez indywidualny wysiłek. Wspólnota to wszyscy jego zwolennicy, kontynuatorzy jego dzieła.
Możliwe, że to Shōtoku zorganizował pierwszą ekspedycję do Chin. Zresztą jego zasługi nie ograniczają się do literatury i prawodawstwa. Państwo Środka, starożytna nazwa Chin, stanowiło wzorzec dla całej serii reform i modernizacji. Impuls dał świetny dworzanin, Fujiwara Kamatri. Przez długi czas jego klan miał decydujące polityczne wpływy. Później miejsce u władzy zajął klan Taira, zdetronizowany z kolei przez klan Minamoto.
Japończycy naśladowali rozwiązania administracyjne i prawne epoki Tang, która bardzo przypomina zachodni Renesans. Wiele się nauczyli od Chińczyków: odwzorowali stosunki między władcą a ministrami, podział na jednostki administracyjne i tryb mianowania urzędników. Podjęli próbę centralizacji państwa. Przeprowadzili Taika, „Wielką Reformę”, która wprowadziła w życie ideały księcia Shōtoku. Władzę skupił w swoich rękach cesarski ród. Dwór dążył do osłabienia lokalnych magnatów, bogatych posiadaczy ziemskich. Odebrał im zamki i cofnął serwituty, a w zamian, żeby złagodzić ich rozdrażnienie, nadał im tytuły i rangi szlacheckie. Zaspokajało to nie tylko dumę, lecz również ambicje ekonomiczne. Awans społeczny wiązał się z apanażami, przede wszystkim zwolnieniem z podatków. Wśród beneficjentów znalazł się także klan Minamoto, który cieszył się szerokimi przywilejami.
Zaczęła się dyskretna escalation wojowników.
Okres Nara, który rozpoczął się w 710 roku, wziął nazwę od stolicy Japonii, która została zbudowana na wzór Chang’an, stolicy dynastii Tang. Pałace, kancelarie rządowe, sklepy, świątynie i pagody nie odstawały od oryginałów. Naśladownictwo było owocem świadomego wyboru, decyzji, by czerpać od bardziej rozwiniętej społeczności. Kultura chińska wywarła ogromny wpływ na świat samurajów. Szorstcy ludzie miecza znaleźli w niej źródło inspiracji, z łapczywością pochłaniali klasyczne teksty konfucjanizmu i traktaty o sztuce wojennej. Sam język japoński uformował się na wzór chińskiego. W efekcie powstała ciekawa hybryda, w której kanji, chińskie znaki, połączyły się ze swego rodzaju alfabetem lokalnym, znakami hiragana.
Wiara, że odwzorowując chińskie modele, można osiągnąć te same efekty polityczne co w Państwie Środka, okazała się błędna. Japonia była odmiennym krajem, te same działania w sferze kultury przynosiły więc odmienne wyniki. Urzędników nie mianowano za zasługi, lecz wedle kryterium dziedziczenia. To pierwsza różnica. Tytuł sioguna był przekazywany w ramach rodu. W ten sposób zrodziła się diarchia, rządy siogunów i cesarzy, którzy otrzymywali owe tytuły z urodzenia. Począwszy od czasów rządu w Kamakurze wszyscy sioguni wywodzili się z klanu Minamoto.
Prawdziwym punktem zwrotnym było przeniesienie stolicy z Nary do Kioto w 794 roku. Przez kilka kolejnych stuleci to tam rezydował dwór cesarski. Pierwotna nazwa miasta brzmiała Heian-kyō (Miasto Pokoju i Spokoju). Zaczął się nowy okres w historii Japonii, problemy polityczne pozostały jednak stare. Reforma fiskalna budziła powszechne niezadowolenie, ludzie boleśnie odczuwali jej ciężar. Próbowano złagodzić jej efekty, obchodząc niektóre przepisy. Tylko klasztory znajdowały się w innej sytuacji, ponieważ ich posiadłości zwolniono z obowiązku płacenia podatków. Z tego powodu zapanowało w nich przeludnienie, liczba nawróceń rosła w lawinowym tempie. Cesarz Kammu dostrzegł to zjawisko i postanowił położyć mu kres: „Jak tak dalej pójdzie, wkrótce cała Japonia stanie się własnością kleru”. Lecz poniósł porażkę, buddyści zdobyli już zbyt wielkie wpływy. Wybór Kioto na stolicę był więc decyzją strategiczną, chodziło o oddalenie się od mnisich twierdz powiązanych z Narą.
Lecz nie tylko posiadłości ziemskie i rozwój buddyzmu spędzały sen z powiek arystokratom z cesarskiego dworu. Nieustające zagrożenie płynęło ze strony Emishów, autochtonicznego plemienia zamieszkującego japoński archipelag. Ich zagony penetrowały kraj, nie napotykając oporu. Coraz częstsze bunty klanów oraz najazdy łupieżców stanowiły poważne zagrożenie. Kraj chwiał się w posadach, tymczasem pasożytnicza klasa we wspaniałej izolacji oddawała się rozkoszom sztuki i literackiemu rozpasaniu.
Do prowincji granicznych ruszyło wojsko. Samuraje, stan o wciąż jeszcze nieuformowanych rysach, zdobyli bezcenne doświadczenie w walce. Powołano stałą straż, która miała bronić północnych krańców państwa. Tym samym szkolenie bojowe stało się koniecznością.
Do obrony granic wysyłano potomków posiadaczy ziemskich, którym leżało na sercu dobro podległych krain. Gdzie znaleźć bardziej zmotywowane wojsko, jeśli nie na zagrożonych terenach? Również klan Minamoto skorzystał z tych prowizorycznych ćwiczeń. To właśnie członkowie rodów zasilających przygraniczne garnizony mieli się z czasem przekształcić w pierwszych samurajów.
W niektórych kręgach panowały relacje pan – sługa. Odwoływano się do wzorca oddania synowskiego – należało przenieść lojalność i szacunek należne ojcom na relację z seniorem. Reforma – Taika – miała w zamierzeniu osłabić klany i wzmocnić władzę cesarską. Jednak graniczna kampania zbrojna była chybionym strzałem i przyniosła zgoła odwrotny rezultat. Lokalne wojska zyskały niebezpieczną niezależność. Na nizinie Kantō, daleko od Kioto, kontrola dworu właściwie nie istniała.
Przedłużające się walki z Emishami wyczerpywały siły rządowe, które z trudem stawiały czoło kolejnym buntom, tłumiły je z olbrzymim wysiłkiem. Ponadto rosła potęga klasztorów. Buddyzm nabrał brutalnego i agresywnego charakteru, jakiego próżno szukać w innych krajach. Wiele klasztorów sprawowało realną władzę, z powodzeniem konkurując z rządem. Jeden z największych, Enryakuji, wznosił się na szczycie góry Hiei. Wybudował go mnich Saichō (767–822). Klasztor zyskał miano duchowego strażnika Kioto.
Walki o władzę, spiski i zabójstwa stały się klasztorną codziennością. Laicy i mnisi ścierali się w płomiennych dysputach. Co więcej, bogactwa klasztorów podsycały apetyty rabusiów. W tych warunkach sformowanie własnych sił zbrojnych przez mnichów okazało się koniecznością. Koncepcja zrodziła się na górze Hiei i doprowadziła do powstania formacji mnichów-wojowników (sohei). W przyszłości samuraje wielokrotnie mieli się z nimi ścierać. Nie zawsze wychodzili z tych potyczek zwycięsko.
Z potężnych przemian politycznych, jakie zachodziły w owym okresie, skorzystał klan Fujiwara, który wysunął się na pierwszy plan. Kiedy na tronie zasiadł małoletni cesarz Yōzei, regentem został Fujiwara Mototsune. Kondotier zdetronizował młodego władcę i zastąpił go cesarzem Kōkō. Sam sprawował urząd kampaku, dyktatora (regenta). Od 858 roku członkowie rodu Fujiwara rządzili jako regenci, zyskując przewagę nad pozostałymi klanami. Byli hegemonami aż do XII wieku z krótkimi przerwami wynikającymi z wewnątrzrodowych waśni.
Sprzyjały im konsekwencje reformy fiskalnej. Poza tym uciekali się do przeróżnych forteli, mających na celu zwiększenie wpływów. Ich strategia polegała na skrupulatnym planowaniu małżeństw dynastycznych: piękne kobiety z klanu Fujiwara wiązały się z książętami krwi i cesarzami. Dzięki temu ród Fujiwara przenikał do dowolnych kręgów i zajmował najwyższe stanowiska, podczas gdy jego majątek rósł, poszerzając się o ziemie otrzymywane w ramach darowizn. Fujiwarowie podporządkowali sobie dwór, nie uciekając się do przemocy.
Ich wszędobylstwo budziło powszechne rozdrażnienie. Tylko oni zdawali się nie odczuwać skutków głębokiego kryzysu polityczno-ekonomicznego, nie zważać na klęskę reform. Rosła korupcja. Ludzie popadali w skrajną nędzę. Zaczynała się wykluwać klasa średnia, nosicielka głębokiej frustracji. Na scenę powracali Minamotowie, którzy cierpliwie czekali na swoją szansę.
Chcąc ograniczyć cesarską władzę, Fujiwarowie nierzadko uciekali się do podstępu i zmuszali kolejnych rządzących do abdykacji. Ci zaś często z otwartymi ramionami witali perspektywę porzucenia niezbyt satysfakcjonujących obowiązków. Opornych cesarzy, którzy nie godzili się na rolę marionetek, zastraszano. Fujiwarowie wywierali presję, mówili: „Co poniektórzy powinni zrozumieć, że polityczna władza nie wchodzi w zakres ich prerogatyw”. Podobna praktyka stała się normą, z biegiem stuleci zaczęto ją postrzegać jako naturalną kolej rzeczy. Nowe klasy pięły się po szczeblach władzy, podkopując pozycję pasożytniczych dworzan.
Na klanie Fujiwara zemściła się jego własna strategia. Małżeństwa dynastyczne spowodowały zbytni rozrost rodu, który utracił spójność, poszczególne gałęzie zaczęły dążyć do autonomii, pojawiła się groźba rozerwania klanowych struktur. Takami, wnuk cesarza Kammu, zmienił nazwisko na Taira, żeby ustanowić niezależną linię, i przeniósł się na wschód, gdzie został gubernatorem prowincji. Nie miał wyjścia. Podobnie jak wielu innych potomków cesarzy nie znajdował dla siebie miejsca w Kioto. Wygaśnięcie rodu Fujiwara oznaczało początek złotej ery klanu Taira.
Potomkowie cesarzy często przebywali podobną ścieżkę, mierzyli się z podobnymi trudnościami, gdy próbowali rozwinąć skrzydła. Zsyłano ich do odległych prowincji, gdzie mieli zdobyć odpowiednią reputację. W taki sposób zrodził się klan Minamoto, który stał się najzacieklejszym adwersarzem klanu Taira. Założycielem rodu był Tsunemoto, wnuk cesarza Seiwy.
Wkrótce na scenę wkroczy Yoshitsune.
O dwóch nowych klanach prędko zrobiło się głośno. Taira Masakado przewodził pierwszej, nieskutecznej, rebelii przeciwko władzy cesarskiej. Fujiwarowie musieli zawrzeć porozumienie z Minamotami, żeby pozyskać ich dla sprawy i okiełznać ich ambicje. Poszli więc wobec nich na znaczne ustępstwa. Minamotowie zaakceptowali ofertę, choć uznali ją za niedostateczną. Pozostałe klany również się ścierały w krwawych konfliktach, lecz to Tairowie i Minamotowie zyskali najwięcej.
Nikt nie mógł dotrzymać im pola w walce, ale wciąż to Fujiwarowie pozostawali najbogatszym klanem w kraju. Jednak taki stan nie utrzymał się długo, wkrótce bowiem szczęście się od nich odwróciło. Jak na ironię Fujiwarowie padli ofiarą tych samych buddystów, których wsparli, nadając im przywileje i zezwalając na budowę klasztorów. Kiedy klan ulegał destabilizacji, rozrywany od wewnątrz ambicjami poszczególnych gałęzi, mnisi zadali śmiertelny cios.
Nawet cesarz Sanjō II nie krył wrogości. Zbuntował się przeciwko regentowi, domagając się udziału w decyzjach rządu. Podjął również nie do końca udaną próbę ograniczenia przywilejów Fujiwarów. Przed śmiercią, która nastąpiła w 1073, Gosanjō dał początek niezwykłej instytucji politycznej. Od tego momentu przez ponad sto lat Japonia miała dwóch cesarzy, jednego tytularnego, który zasiadał na tronie pod opieką regenta i państwowych urzędników, i drugiego, który już po abdykacji przyjmował buddyjskie święcenia kapłańskie i sprawował faktyczną władzę. Były cesarz miał silniejszą pozycję, rządził spoza dworu. Ukuto określenie insei, rządy ekscesarzy.
Z drugiej strony klany i tak działały na zasadzie samostanowienia, nie zważając na cesarskie edykty. Każdy wyczekiwał okazji, by pozbyć się rywali i wybić się ponad pozostałych. Na swoich ziemiach każdy klan sam ustalał zasady, tak postępowali Tairowie i Minamotowie. Z czasem członkowie klanu Fujiwara zniknęli ze sceny, powymierali śmiercią naturalną, robiąc miejsce nowym, potężniejszym siłom.
Pierwszym, który okrył sławą nazwisko Minamoto, był Yoshiie (1041–1108). Zyskał ją w brutalnym konflikcie międzyklanowym. Jego ojciec otrzymał nominację na stanowisko gubernatora prowincji i został mianowany cesarskim namiestnikiem w miejsce skorumpowanego Abego Yoritokiego. Zapoczątkowało to międzynarodowy konflikt. Po śmierci Abego jego syn, Sadato, postanowił odzyskać ojcowskie dziedzictwo. Doszło do krwawej bitwy, w której Minamotowie ponieśli klęskę. Nieliczni uszli z życiem, wśród nich młody Yoshiie, który poprzysiągł zemstę. Odwrót niedobitków okazał się dla klanu Minamoto błogosławieństwem: w krótkim czasie znów zwarli szyki, a Yoshiie dostał szansę, by dowieść swej wartości.
Wiele miejsca poświęca mu Mutsuwaki, kronika tamtej wojny. Wspomina również o wymianie okrzyków (zgodnie z wymogami rengi) z Abem Sadato. A było tak: pewnego śnieżnego dnia doszło do długiego pościgu nieopodal zamku Koromo. Uciekający Sadato dostał reprymendę od przeciwnika za odwrócenie się doń plecami. Yoshiie zawołał dwuznacznymi słowy: „Zamek Koromo został zniszczony!”, gdzie koromo znaczy również „szata”, a tate „zamek” ale też „osnowa wątku”. Sadato zrozumiał aluzję i odparł: „Z biegiem lat włókna się poszarpały, nad czym ubolewam”. Yoshiie oniemiał z podziwu i schował do kołczanu strzałę, którą zamierzał ugodzić rywala. Cóż, był nie tylko „najdzielniejszym spośród samurajów”, lecz również człowiekiem wielkiej kultury. Przynajmniej tak przedstawia go hagiografia.
Długi konflikt dobiegł końca, Yoshiie wkroczył tryumfalnie do Kioto, wioząc trofeum, głowę przeciwnika. Klan Abe został pobity. W uznaniu zasług imię Yoshiie złączono z imieniem boga wojny (został mianowany Hachimantarō, synem Hachimana – przyp. tłum.). Zyskał miano „dowódcy wszystkich samurajów” i, jako pierwszy wojownik, przywilej przebywania na dworze. Później położył wielkie zasługi na polach bitew podczas wojny dziewięcioletniej (1051–1062) i wojny trzyletniej (1083–1087). Nazwy obu konfliktów są konwencjonalne, każdy z nich trwał dłużej.
Późniejszą z tych wojen wywołał wewnętrzny konflikt w klanie Kiyohara. Po śmierci ojca to Yoshiie ruszył na wyprawę przeciwko jednej z frakcji tego klanu, aby położyć kres walkom. Musiał stawić czoło nowemu konfliktowi, okrutniejszemu niż pierwszy. Jednak tymczasem wprawił się w sztuce wojennej, ponieważ pewien poeta oraz urzędnik udzielał mu lekcji strategii. Oe no Masafusa, bo tak brzmiało jego imię, odkrył przed Yoshiiem tajniki Sztuki wojennej nieśmiertelnego Sunziego. Chińczyków powszechnie uznawano za najlepszych ekspertów od taktyki wojskowej, a niektóre wskazówki znajdowały zastosowanie również w dziedzinie etyki i polityki. Sztuka wojenna opierała się na taoistycznych fundamentach, fascynowała tak wielkich dowódców wojskowych jak Napoleon czy Mao Zedong.
Zdarzyło się, że Yoshiie maszerował ku Kanazawie, potężnej nieprzyjacielskiej fortecy. W pewnej chwili stado dzikich kaczek zerwało się do lotu i pofrunęło w stronę pól uprawnych. Lecz nagle ptaki zawróciły, jakby spłoszone. Yoshiie przypomniał sobie fragment z Sunziego: „Ptaki podrywające się do lotu to znak, że wróg czyha na ciebie w zasadzce”. Yoshiie zatrzymał swe oddziały i rozkazał szykować się do bitwy. Nie pomylił się. Jego czujność została nagrodzona zwycięstwem.
Błyskotliwą kampanię zakończyła kapitulacja zamku. Lecz problemy Yoshiiego miały dopiero nadejść. Sposób, w jaki został potraktowany przez dwór, napełnił go goryczą.
– Nie możemy wynagrodzić wodza Minamota. Wdał się w prywatną wojnę, której celem była zemsta.
Była to decyzja niesprawiedliwa, lecz nieodwołalna. Cesarz nie zamierzał pokryć kosztów kampanii. Dzielność Yoshiiego została uznana za wybujałą ambicję. Wojownik nie potrafił tego znieść. Podjął decyzję:
– Sam zrobię to, co powinno należeć do dworu. Wynagrodzę moich żołnierzy z własnych środków. Niesprawiedliwością byłoby nie zapłacić za ich wysiłek.
To niezwykłe zachowanie zapewniło Yoshiiemu poklask i szacunek jego ludzi. Zresztą lojalność była towarem i żołnierze nie walczyli ku chwale władcy.
Yoshiie zyskał miejsce przy dworze, to prawda. Ale w oczach arystokratów na zawsze pozostał jedynie samurajem, zbrojnym sługą, którego należało trzymać na dystans. W kryzysowych momentach mógł się okazać przydatny jako ochroniarz, jednak lepiej nie obdarzać go zaufaniem. Yoshiie strzegł samego cesarza, choć urzędowe tytuły miały przesłonić jego prawdziwą funkcję. Niejeden, który ujrzał go blisko półboskiej postaci imperatora, uznawał to za symbol upadku, znak czasów, i nie omieszkał wyrazić ubolewania. Pewien dworzanin, który stał się świadkiem tej bezprecedensowej sytuacji, opisał ją wręcz w dzienniku. Samuraje wciąż byli marginalizowani. Miało się to zmienić dopiero w czasach Yoritoma.