Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sanctuary - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 kwietnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,00

Sanctuary - ebook

Opowieść o mrocznej tajemnicy czterech kobiet i śledztwie, które wstrząsnęło pozornie spokojnym miasteczkiem

Gdy na imprezie ginie licealista Daniel Whitman, powszechnie lubiany główny rozgrywający miejscowej drużyny, wszystko wskazuje na to, że to był nieszczęśliwy wypadek. Jednak w małej społeczności, gdzie każdy zna każdego, wszyscy wiedzą, że jego była dziewczyna Harper Fenn, również obecna na tragicznej imprezie, jest córką wiedźmy. Czy śmierć Daniela była rzeczywiście wypadkiem, czy może zemstą albo czymś jeszcze bardziej złowrogim? Plotki i domysły szybko przekształcają się w oskarżenia, a miasteczko ogarnia paranoja, doprowadzająca do polowania na czarownice.

Sanctuary to trzymający w napięciu thriller o czarach, tajemnicach i niszczycielskiej sile matczynej miłości,w którym Wielkie kłamstewka łączą się z Totalną magią.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8202-619-1
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

GŁÓWNE POSTACI

Sabat

Sarah Fenn, wiedźma

Abigail Whitman

Bridget Perelli-Lee

Julia Garcia

Dzieci

Harper Fenn

Daniel Whitman, główny rozgrywający Spartan Sanctuary

Isobel Perelli-Martineau

Beatriz Garcia

Partnerzy

Michael Whitman, profesor medycyny w Yale

Cheryl Lee, dyrektorka liceum w Sanctuary

Pierre Martineau, były partner Bridget i tata Isobel

Alberto Garcia

Gliniarze

Detektyw Maggie Knight, śledcza stanowa spoza miasta

Komendant Tad Bolt

Sierżant Chester Greenstreet

Porucznik Remy Lamarr, policja stanowa Connecticut

Rowan Andrews, niezależna śledcza z umiejętnościami magicznymi

Śmierć zatem jest sprawiedliwą i zasłużoną

częścią bycia Wiedźmą.

William Perkins, A Discourse of the Damned Art of Witchcraft, 16081. HARPER

Kiedy Daniel umierał, nasze matki piły szampana. Sączyły bąbelki, gdy Beatriz krzyczała, stojąc na zewnątrz płonącego domu, w którym odbywała się impreza, a mnie zabierała karetka.

Tuż po tym, jak pierwszy wóz strażacki minął je z rykiem, cała ich czwórka wzniosła toast, jak opowiadała mi matka. Wzniosły kieliszki i wypiły za naszą przyszłość. Pogratulowały sobie, iż pomimo faktu, że my, dzieci, różnimy się — i one także — udało nam się przejść przez to wszystko. Złe dni mieliśmy za sobą, a nasza i ich przyjaźń były silniejsze niż kiedykolwiek.

Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa. I one dobrze o tym wiedziały.

2. SARAH

Za nasze dzieci, które wreszcie stały się dorosłe — mówi Bridget. — Za waszą trójkę. Za Harper, Beatriz i Daniela. Za kilka dni uroczyste rozdanie świadectw, potem długie wakacje i świetlana przyszłość przed wami.

Pani domu odsuwa na bok swój talerz i pochyla się, by napełnić nasze kieliszki.

Mówię: „napełnić”. Bridget nalała szampana dopiero kilka minut temu, dlatego ledwie zdążyłyśmy upić parę łyków. Jednakże jej własny kieliszek jest już pusty. Tak samo jak trzy butelki wina, które stoją pomiędzy resztkami naszego uroczystego obiadu.

Droga Bridget lubi drinki. A jutro będzie się uskarżać, że eliksir na kaca, który sporządziłam, jest za słaby. Ale cóż, jestem wiedźmą, a nie cudotwórczynią.

No, może z wyjątkiem tego jednego razu.

Wtedy nasza czwórka siedziała dokładnie za tym samym stołem. Była ciepła wiosenna noc, a słona bryza owiewała Long Island Sound. Był wieczór, jakich wiele.

— Nasze dzieci — mówię, unosząc kieliszek, tak bym mogła pociągnąć łyk i odegnać nieprzyjemne wspomnienia. — Julia, gratulacje, że Bea dostała się na kursy nauk politycznych i podstaw prawa. Abigail, gratuluję, iż Dan dostał stypendium dla piłkarzy. Przed wami świetlana przyszłość.

Abigail jaśnieje macierzyńską dumą. Zawsze promienieje przy najdrobniejszej nawet wzmiance o synu. Zawsze tak było.

— Tobie też gratuluję, Sarah — dodaje Julia. — Z powodu Harper…

Milknie, czerwieniąc się. Tej jesieni na moją córkę nie czeka żadne stypendium ani kurs. Harper się o nie nie starała. Poza tym dzieci czarownic zazwyczaj nie idą do college’u. Rozpoczynają praktykowanie. Harper tymczasem nie ma w planach żadnej z tych możliwości. Powody takiej sytuacji są wszystkim przyjaciółkom dobrze znane.

Abigail, weteranka tuszowania niezręczności podczas niekończących się wydziałowych przyjęć w Yale i sportowych spotkań towarzyskich, na które uczęszcza ze swymi kolegami, pochyla się delikatnie.

— Sarah, gratulujemy ci wszystkich tych możliwości, które Harper ma przed sobą — mówi miękko.

— Dokładnie to chciałam powiedzieć. — Julia chwyta linę ratunkową, którą jej rzucono. — Wspaniałych przeżyć, które czekają na nasze dzieci.

— A one właśnie imprezują — mówi Bridget, wymachując butelką. — Dlaczego my tego nie robimy?

Ponownie napełnia kieliszki, tak że spieniony szampan wylewa się na nasze palce. Chichocząc, oblizujemy lepkie dłonie, uśmiechając się do siebie.

Jestem dumna z tych kobiet — moich przyjaciółek. Nie zawsze było łatwo. Pewne sprawy trzymałam w sekrecie, tak by panowała między nami zgoda. Zrobiłam nawet więcej. Ale utrzymałyśmy naszą przyjaźń i jedność pomimo przejściowych różnic. Pomimo rozstań i powrotów, do których dochodziło pomiędzy naszymi dziećmi.

Na smudze światła wpadającego przez przeszklone drzwi kładzie się cień. To Cheryl snująca się za plecami, tak jak zawsze to robi, gdy zbieramy się w jej domu. Cheryl może być żoną Bridget, ale kiedy nas widzi, nie sprawiamy na niej wrażenia sabatu czarownic, tylko grupy kobiet, do której, jak sądzi, powinna należeć.

Cheryl jest przekonana, że nie jest zaproszona, bo jest religijna.

To częściowo prawda — Bóg i czary rzadko idą ze sobą w parze. Ale główny powód to fakt, że nie było jej wiadomej nocy.

— Jak wam smakowała kolacja? — pyta, stając za plecami Bridget. — Pachniało wspaniale.

— Nigdy nie próbowałaś mojego risotto z owocami morza? — Bridget odwraca się i bierze żonę za rękę, a jej pośladki nieomal ześlizgują się z krzesła. — Zostawiłam dla ciebie porcję na stole, kochanie.

— Jest zdecydowanie zbyt późno, by jeść. Wiecie, jest już po jedenastej.

Cokolwiek odpowiada Bridget, jej słowa giną w ryku syren przejeżdżającego wozu strażackiego. Potem następnego. Potem karetki pogotowia. Błękitne światła przez chwilę omiatają ścianę domu, gdy pojazdy mkną Shore Road.

Cheryl cmoka z dezaprobatą.

— Obudzą Izzy.

Cheryl trzęsie się nad córką Bridget w równym stopniu jak sama matka.

Izzy nie uczestniczy w dzisiejszej imprezie, prawdopodobnie dlatego, że jest chora i poszła spać wcześniej. Podejrzewam jednak, że prawda jest banalna — nie została zaproszona albo nie czuła się mile widziana.

Izzy nie lubi się wychylać. Nie było jej łatwo, gdy rodzice się rozstali. A wówczas, gdy miasteczko odkryło, że nowy partner jej matki jest kobietą? No cóż, może i mieszkamy niedaleko od Yale, ale Sanctuary nie jest tak liberalne, jak się to może wydawać. Fakt zaś, że kobieta ta jest dyrektorką szkoły, całkowicie przekreślił szanse Izzy na znalezienie swego miejsca w tutejszym liceum.

W przeszłości Harper wracała ze szkoły cała w siniakach. Musiała walczyć w obronie własnej. To sprawiło, że Bridget i Cheryl niemal się rozstały, ponieważ Cheryl wiedziała, że jeśli wyciągnie zbyt surowe konsekwencje w stosunku do winnych, to tylko pogorszy sprawę. Wreszcie — z pewną pomocą z mej strony — prześladowcy znudzili się i obrali za cel kogoś innego. Izzy natomiast wciąż czuje się najbezpieczniej wewnątrz własnej skorupy.

Cheryl ociąga się. Jej ręce niespokojnie podnoszą i odkładają przedmioty leżące pomiędzy talerzami i naczyniami: wiązkę gałązek oplecioną pasmem czerwonej wełny, świecę, srebrny drucik, powyginany w kształty, które są ni to abstrakcyjne, ni to ludzkie. Bridget obserwuje Cheryl z nieszczęśliwą miną, a siedząca naprzeciw Abigail, kobieta z krwi i kości, pochyla się przez stół.

— Musisz być bardzo zmęczona pod koniec semestru, Cheryl. Wszyscy rodzice są ci bardzo wdzięczni za wszystko, co robisz. Na kuchennym stole widziałam stos papierów…

Julia uśmiecha się na to jawne pochlebstwo Abigail, ale tak czy inaczej, pomogło to wybrnąć z niezręcznej sytuacji.

W domu rozlega się przeszywający dźwięk telefonu. Cheryl zbiera puste butelki po winie z męczeńskim wyrazem twarzy i idzie odebrać telefon.

— To pewnie jakiś uczeń­‍-dowcipniś — mówi Bridget, przewracając oczami. — Cholera, musimy zmieniać numer każdego miesiąca. Albo ćpuny znowu próbowały włamać się do szkolnego laboratorium. Bóg jeden wie, co spodziewają się tam znaleźć. Nie dostają przecież w szkole punktów za przygotowanie metamfetaminy.

Prycham w kieliszek.

— Kurwa, nie — odzywa się w głębi domu donośny głos. Nie do wiary, to Cheryl. — To pewne? Tak, mogę. Kurwa.

Cheryl czerwieni się, mówiąc: „pędzę”. O co chodzi? Czy ktoś podpalił szkołę? Czy to tam jechały wozy strażackie? Bridget wstaje chwiejnie i chce podejść do swej żony. Trudniejsze zadanie, jakim byłoby przejście przez pokój, zostaje jej oszczędzone, bo Cheryl rusza z kopyta. Myślałam, że jest wkurzona, ale jest jeszcze gorzej. Jest straszliwie zrozpaczona, a patrząc na nią, czuję, jak coś ściska mnie w piersi.

— Zdarzył się wypadek. Pożar. Na imprezie.

Imprezie?

Julia, Abigail i ja nurkujemy pod stół, by z torebek wydobyć nasze telefony komórkowe. Zawsze je odkładamy, gdy zbiera się nasza czwórka. Dotykam kciukiem ekranu komórki. Jaśnieje, ukazując wiadomości od Harper. Jedną po drugiej. Jest ich zbyt wiele, by je przeczytać i pojawiają się zbyt szybko, by skupić na nich wzrok.

Zadzwon do mnie mamo, brzmi jedna z nich.

Stalo sie cos strasznego

Stojąca obok mnie Julia wydaje z siebie cichy jęk, przeglądając pocztę swego telefonu. Abigail trzyma swoją komórkę w żelaznym uścisku. Na ekranie jej telefonu nie ma żadnych powiadomień.

Czytam następną wiadomość od Harper.

Zabieraja mnie do szpitala ale nie martw sie wszystko ze mna w porzadku

Zadna z was nie odpowiada!!!! Powiedzialam glinom ze jestsście u izzy beda do was dzwonic.

I w końcu: To Dan.

Gardło mi się zaciska, gdy czytam te słowa, ale Cheryl już o tym mówi. Wypowiada słowa, których nie dałabym rady wydobyć z gardła. Nigdy, przenigdy nie wyobrażałam sobie, że miałabym je usłyszeć po raz drugi w życiu.

— To Daniel. — Cheryl nie patrzy w jeden punkt, ale ogarnia wzrokiem nas wszystkie. — Nie żyje. Och, tak mi przykro, Abigail. On nie żyje.

3. MAGGIE

Dzieciaki. Impreza. Nieletni chlający alkohol. Tragedia.

To smutne, ale częściej się z tym stykam, niż chodzę na siłownię.

Zwykle jest to samochód. Dziesięć lat, przez które rodzice odkładali pieniądze na studia, pilnowali średniej ocen, cieszyli się osiągnięciami sportowymi, dokładali starań, by wychować dziecko na porządnego obywatela — wszystko to rozbija się o drzewo na nieoświetlonym fragmencie autostrady z szybkością 120 na godzinę.

Sanctuary to odpowiednie miejsce dla tej historii. Zapomniałam, jak szpanerskie jest to miasto. Kiedy skręcam w kolejną cichą podmiejską uliczkę, zrzucam śmieci z siedzenia pasażera na ziemię, żeby nikt ich nie zobaczył. Sanctuary to miejsce, które wie, jak sprawić, byś czuła się bezwartościowa.

Domy stoją tak daleko od drogi, że prawie ich nie widać zza drzew. Podwórka są tak rozległe, że nie słychać kosiarki od sąsiadów. Na każdym podjeździe po kilka samochodów: jeden na każdego członka rodziny plus sportowy wóz weekendowy.

Urodziłam się i wychowałam w Hartford, i kiedy skończyłam Akademię Policyjną w Connecticut i dostałam tu przydział do pierwszej pracy, czułam się, jakbym wyjechała za granicę. Ludzie mówią tu inaczej, wyglądają inaczej — nawet powietrze jest inne. Bardziej słone. Bardziej świeże. Droższe.

Otwieram okno, by wpuścić to powietrze. Skręcam w Shore Road. Popołudniowe słońce rozpościera się nad oceanem i odbija od piasku. Mrużę oczy, by mnie nie oślepiło. Ścieżka prowadzi do klubu sportowego, będącego — jak pamiętam — ulubionym miejscem spotkań nastolatków. Tutejsze dzieciaki nie wiedzą, jakiego mają farta.

Tylko że teraz zetknęły się z tragedią. Rzucam okiem na folder leżący na siedzeniu. Sprawa z automatu skierowana do nas na poziomie stanowym, ze względu na wiek zmarłego. Inne tego typu przewinienia i przestępstwa obejmują podpalenie, narkotyki i spożywanie alkoholu przez nieletnich.

— Byłaś już kiedyś w Sanctuary, co? — stwierdził mój szef, nie patrząc nawet na plik papierów, który przesunął w moją stronę. — Pożar na imprezie domowej. Jeden dzieciak nie żyje. Inni ranni, choć nic poważnego. Spakuj to ładnie, wiesz, z kokardką na wierzchu, i do zobaczenia za tydzień.

Powietrze na zewnątrz jest teraz inne, sadza i dym zastąpiły sól. Przede mną dom, Sailaway Villa. Wygląda jak wypalona łuska pocisku, dach zniknął, ale fasada w dziwny sposób nietknięta, jakby ogień wybuchł w środku i wypalił się, zanim dotarł do ścian.

Funkcjonariusz w mundurze poprawia powiewającą taśmę odgradzającą miejsce. Drugi się przygląda. Wszędzie wokół jest pełno błota, rozjeżdżonego przez karetki i wozy strażackie. Wysiadam z samochodu i moje buty od razu się w nim zagłębiają.

Drugi gliniarz biegnie w moją stronę, machając ramionami. Pokazuję mu odznakę.

— Pani jest detektywem? — pyta sceptycznie.

Może ten dupek w życiu nie widział czarnej kobiety detektywa? Jeśli tak, to znaczy, że nie oglądał kilku niezłych seriali.

— Detektyw Knight? — woła jego towarzysz. Zawiązuje taśmę i podchodzi do nas. — Szef kazał mi to dla pani przygotować. To wszystkie dzieciaki, które tu były.

Wręcza mi listę imprezowiczów. Wzdrygam się, widząc, jak jest długa.

— Prawie cała ostatnia klasa liceum w Sanctuary — tłumaczy uczynny gliniarz. — Plus dziewczyny z prywatnej szkoły podmiejskiej i piłkarze z całego hrabstwa. Widać, jak bardzo Dan był popularny. Wybitny sportowiec…

To nie żart. Wygląda na to, że Dan był Najsympatyczniejszym Facetem w Connecticut. Przypominam sobie zdjęcie przypięte do folderu: gęsta grzywa blond włosów i uśmiech, którego nie musiał udoskonalać żaden protetyk. Chłopak promieniował młodością. Gdzieś w Sanctuary czeka mama, której pęknie serce — chociaż wiem dobrze, że serca mam pękają także, jeśli facet był wredny i brzydki.

Coś łaskocze mnie po policzku i spada na kartkę. Strzepuję to, na papierze zostaje tłusty, czarny ślad. To sadza. Długie, pierzaste smugi snują się po niebie, jakby ktoś wysadził w powietrze całe stado wron.

Sailaway Villa była eleganckim budynkiem, zanim się spaliła. W opisie sprawy jest informacja, że był to dom do wynajęcia na wakacje, niezajęty, kiedy odbywała się impreza. Może ktoś przesadził ze sprzętem wzmacniającym i spowodował krótkie spięcie. Albo dzieciaki nie uważały, odpalając skręty od kuchenki. A może po prostu był to telefon z poszarpanym kablem.

Tak czy inaczej: najpierw wybuchł pożar. Potem panika wśród uczestników, żeby się wydostać. Chłopiec upadł i skręcił sobie kark. Chłopiec, w którego organizmie sekcja bez wątpienia wykaże zbyt dużo alkoholu.

Mamy więc upośledzoną zdolność oceny sytuacji spowodowaną nadużyciem pewnych substancji. Nieszczęśliwy wypadek. Sprawa zamknięta. Rodzice mogą wnieść pozew cywilny przeciwko właścicielowi posesji, ale to śmierdząca sprawa i lepiej, żeby smucili się po cichu.

Patrzę na listę. Nazwisko ofiary jest na samej górze. Daniel Whitman.

Brzmiało znajomo, kiedy zobaczyłam je w papierach, ale w Connecticut jest pełno Whitmanów. Wszyscy twierdzą, że są spokrewnieni z tym poetą. Może niektórzy są. Sprawdziłam rodziców; tata Daniela to dość znany profesor z Yale, którego imieniem nazwano kilka rzadkich chorób.

Drugie nazwisko na liście zdecydowanie mi coś przypomina. Jacob Bolt.

— Hej — zwracam się do Uczynnego Gliniarza. — Bolt. Sześć lat temu dostałam tu przydział, szefem policji był wtedy Tad Bolt. To krewny?

— Nadal jest. Tak, Jake to jego najmłodszy syn. Ma czworo dzieci.

Próbuję sobie przypomnieć, jaki był komendant Bolt. Pierwsze, co mi przychodzi na myśl, to Duży. Drugie, Popularny. Różowy, trzecie. Miałam tu sporo wezwań, ale żadne się nie zakończyło ukaraniem kogokolwiek. Zawsze podejrzewałam, że Sanctuary radziło sobie z przestępcami za pomocą ostrzeżeń i hojnych datków na Dobroczynny Fundusz Policyjny. Mniej papierologii, czyste konto i pozostajemy w przyjaźni.

— Umieściłem Jacoba na górze — odzywa się Uczynny — bo to jest najlepszy przyjaciel, to znaczy był — zmarłego. A to dziewczyna Daniela. Czy była dziewczyna, nie jestem pewien…

Wskazuje trzecie nazwisko na liście, Harper Fenn. Też je rozpoznaję. Niesamowite, jak dużo pamiętam. Byłam tu raptem dwanaście miesięcy, sześć lat temu, a wygląda, jakbym znała pół miasta. A jak mieszka się tu na stałe?

Harper Fenn musi być córką wiedźmy z Sanctuary. Ciekawe, czy ten odjechany sklepik Sarah Fenn nadal jest przy rynku? Pamiętam, że dziewczyny chodziły tam po napoje miłosne, zaklęcia powiększające cycki albo pomagające się uczyć. Fenn miała do tego bardzo luzackie podejście i regularnie musiałam ją ostrzegać, że produkty „czarodziejskie” mają limit wieku, jak alkohol czy papierosy. Wzdychała i obiecywała, że będzie sprawdzać, po czym przyrządzała mi paskudną ziołową herbatkę. Miła pani, choć dość nieudolna, jak to zwykle bywa z wiedźmami z Main Street.

— To przecież mała Maggie Knight!

Klepnięcie między łopatkami prawie zwala mnie z nóg. Może wyrażać serdeczność albo stanowić atak fizyczny. Jak na oficera pilnującego porządku, komendant Bolt słabo wyczuwa różnicę.

— Miło pana widzieć, komendancie Bolt.

Przygląda mi się, trzymając mięsistą łapę na moim ramieniu. Choć jestem teraz wyższa rangą, kurczę się pod jego bacznym wzrokiem, jakbym zapomniała wyglansować odznakę harcerską. Jego oczy mają tak intensywnie jasnoniebieski kolor, iż wydaje się, że jego mama specjalnie wybrała takie w pojemniku z guzikami w pasmanterii.

— Co, awansowałaś i już nie robisz kawy, nie, Mags? Cieszymy się w Sanctuary, że wróciłaś. Jest tak: cała nasza społeczność cierpi. Daniel to był dobry dzieciak, naprawdę. I przestrzegał prawa. Nie wiem, ile razy siedział z Jakeyem u nas w domu. Dumny jestem, że mój syn miał takiego porządnego chłopaka za przyjaciela.

Wyobrażam sobie Daniela i Jakeya, siedzących w domu i spędzających czas na ulubionych zabawach osiemnastoletnich chłopców: brutalne gry komputerowe, upalanie się szlugami i macanie swoich dziewczyn.

— Będą pytania, Mags. Ale jest tak. Ten dom wymagał remontu. Łatwo się zorientować, jak wybuchł pożar. I jak dzieciaki spanikowały. Można być trzeźwym jak świnia, a i tak się wywalić. Daniel miał po prostu cholernego pecha. Był jakby lokalnym bohaterem… najlepszy rozgrywający. Trenował maluchy. Nie ma co szargać chłopakowi reputacji po jego śmierci. Ani wciągać w to innych.

Dłoń ponownie zaciska się na moim ramieniu, dla podkreślenia. Tad mnie ostrzega. Chroni swojego syna równie mocno, co reputację zmarłego Daniela Whitmana. Błyskawicznie weryfikuję spis zajęć chłopców w wolnym czasie: może narkotyki to numer jeden, przed macaniem dziewczyn. Co było we krwi Daniela, gdy zmarł? Co znajdzie toksykolog?

Ale komendant ma rację, prawda? Cokolwiek Whitman wypił, wypalił czy wciągnął, nie było to poważne przestępstwo. To tylko bezsensowny, gówniany wypadek, który zakończył życie młodego sportowca i prawdopodobnie spowodował traumę nastoletniej populacji miasteczka. I szef chce, żebym za tydzień była z powrotem.

— Wygląda to na dość oczywiste — mówię. — Przejrzę zeznania dzieciaków i szybko się z tym uporam.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: