Sand Creek 1864 - ebook
Sand Creek 1864 - ebook
"Czarny Kocioł wyciągnął amerykańską flagę i zatknął ją na długą tyczkę wraz z kawałkiem długiej materii. Stał pod namiotem z gwiaździstym sztandarem powiewającym na wietrze i wołając, że to nieporozumienie, wzywał ludzi do gromadzenia się wokół flagi i zachowania spokoju. Wokół niego zbierały się tymczasem tłumy kobiet, dzieci i starców wierząc, że tak długo ja będzie powiewać nad nimi flaga Stanów Zjednoczonych, wojsko nie będzie do nich strzelać. Od strony obozu Białej Antylopy i Wojennego Czepca (...) nadciągały nowe grupy Indian wystraszone strzałami żołnierzy. Biała Antylopa szedł na przedzie z wiarą w magiczną moc flagi (...). Gdy dotarł do namiotu Czarnego Kotła, dołączył do nich Stojący w Wodzie i wodzowie wyszli naprzeciw wojska, aby powiedzieć, że nie chcą walczyć. W ich stronę natychmiast posypały się kule. Zawrócili więc i pobiegli z powrotem do obozu." Książka prezentuje najważniejszą bitwę okresu kolonizacji Wielkich Równin przez Amerykanów. Masakra Czejenów i Arapahów nad potokiem Sand Creek w Kolorado na zawsze pozostała symbolem krwawej eksterminacji i śmierci ludzi, których jedyną winą było to, że bronili tradycji i ziemi swych przodków.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-17095-7 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WSTĘP
------------------------------------------------------------------------
Problemy Amerykanów z rdzennymi mieszkańcami Wielkich Równin wiążą się ściśle z kolonizacją, która wymagała coraz więcej ziemi pod osadnictwo. Presja na zdobycze terytorialne miała swój początek na Wschodzie. W miarę zasiedlania wschodnich obszarów Stanów Zjednoczonych, Indianie zostali zmuszeni do wędrówki na Zachód. Gwałtowny napływ osadników na ziemie środkowego Zachodu spowodował nowe konflikty z Indianami. Żeby zapewnić przestrzeń życiową dla plemion indiańskich i ziemię pod osadnictwo białych ludzi, rząd amerykański wprowadził system rezerwatów.
Na początku rezerwaty były przeznaczone wyłącznie dla Indian. Były miejscem azylu, gdzie mogli żyć zgodnie ze swymi odwiecznymi zwyczajami i znaleźć schronienie przed białymi. Z punktu widzenia Amerykanów rezerwaty stanowiły jedyną alternatywę dla eksterminacji Indian. Obszary pozostające poza obszarem rezerwatów przyznano Indianom jako tereny łowieckie, ale przestały one stanowić ich wyłączną domenę. Ziemie te, uznane za „własność państwową” (_public lands_), przeznaczono do wspólnego użytku z białymi. Ponieważ „wspólne terytoria” nie miały określonych granic, a biali nie mogli się pogodzić z traktowaniem ich jako nieużytki, stały się przedmiotem eksploracji i osadnictwa. To godziło w podstawy bytu plemion indiańskich utrzymujących się głównie z polowania na dziką zwierzynę. W ten sposób między przedstawicielami obu ras zrodził się zasadniczy konflikt na tle ziemi. Aby go rozwiązać rząd amerykański uznał, że Indianie powinni skupić się wyłącznie w rezerwatach. W zamian za zgodę Indian na takie rozwiązanie, władze zobowiązały się do ich ochrony i utrzymania. Zgodnie z tym punktem widzenia rząd Stanów Zjednoczonych i armia przyjęły określać tych Indian, którzy dali się umieścić w rezerwatach mianem „przyjaznych” lub „pokojowych”, a tych, którzy się przed tym bronili, mianem „wrogich”.
Obszar stanowiący przedmiot konfliktu mieścił się zasadniczo w granicach tzw. zakupu Luizjany, czyli terytorium sprzedanego przez Francję Stanom Zjednoczonym w roku 1803¹. W wyniku inkorporacji Luizjany państwo amerykańskie podwoiło swoją wielkość. Do końca XIX w. z obszaru tego wyłoniły się nowe stany: Arkansas, Missouri, Iowa, Nebraska, Dakota Południowa i Północna, a także Terytorium Indiańskie oraz część Minnesoty, Kansas, Kolorado, Montany, Wyoming i Luizjany (stan noszący tę samą nazwę, stanowiący zaledwie fragment omawianego obszaru). Razem z Luizjaną w granicach USA znaleźli się jej mieszkańcy, wśród nich mieszkający tam Indianie. Chociaż Amerykanie powitali cesję Luizjany z radością, nie mogła ich ona w pełni zadowolić. Rząd amerykański stanął bowiem wobec konieczności rozwiązania problemu Indian. Nowe terytorium dało Stanom Zjednoczonym nieograniczone możliwości rozwoju, a ich społeczeństwu dodało sił i energii. Na początku nieznany region położony na zachód od Missisipi, znany jako Pogranicze, przerażał większość Amerykanów i jawił się im jako zupełnie nienadający się dla osadnictwa. Z tego powodu określano go także mianem Wielkiej Pustyni Amerykańskiej. Za prezydentury Thomasa Jeffersona rząd USA wspierał liczne wyprawy mające na celu zbadanie nowo pozyskanego terytorium Luizjany. Najszerzej zakrojoną ekspedycję badawczą poprowadzili na Zachód w latach 1804–1806 Meriweather Lewis i William Clark. Jej zadaniem była nie tylko eksploracja nowych ziem i wytyczenie drogi do Oceanu Spokojnego, ale także nawiązanie kontaktów handlowych z zamieszkującymi je plemionami indiańskimi.
Początkowo wielu Amerykanów sądziło, że terytoria leżące na zachodzie na zawsze pozostaną we władaniu Indian. Jefferson wyrażał pogląd, że obszary na zachód od Missisipi zamieszkane przez Indian prawnie się im należą, a rząd powinien dążyć do przesiedlenia tam także Indian ze wschodu. Planował, że z czasem na tym terytorium mógłby zostać utworzony samodzielny stan indiański, którego mieszkańcy zasymilowaliby się z białą społecznością tworząc jeden wielki naród amerykański. Ustawa terytorialna z 1804 r. uprawniała prezydenta do podjęcia kroków w celu przyspieszenia emigracji wschodnich Indian za Missisipi oraz podziału obszaru Luizjany na dwie części wzdłuż 33 równoleżnika, z których północna część miała być przeznaczona wyłącznie dla Indian. Następcy Jeffersona uznali ten obszar za idealne miejsce do przesiedlenia tych plemion indiańskich, które wielu białych z Południa uważało za najtrudniejszą przeszkodę dla osadnictwa i rozwoju niewolnictwa w południowych stanach Unii (zwłaszcza „pięciu cywilizowanych plemion”: Czoktawów, Czikasawów, Krików, Czirokezów i Seminolów, które stanowiły znaczną część ludności Południa i niemałą siłę militarną). W 1825 r. z inicjatywy Johna Calhouna, sekretarza wojny w administracji prezydenta Jamesa Monroego, linia rzeki Missisipi miała odtąd stanowić „stałą granicę indiańską” nieprzekraczalną dla białych. Biali ludzie nie mieli prawa handlować na terenach indiańskich bez specjalnej licencji i nie mogli się tam osiedlać.
Amerykańskie kresy długo uważano za jeden z najważniejszych czynników wspierających rozwój ideologicznego charakteru Stanów Zjednoczonych. Większość Amerykanów akceptowała ideę ich całkowitego podboju, połączonego z przymusową asymilacją bądź też eksterminacją ludności indiańskiej. Politykę ekspansji często próbowano uzasadnić w kategoriach „Objawionego przeznaczenia” (_Manifest Destiny_)— doktryny określającej anglo-amerykański ekspansjonizm jako przeznaczenie i dziejową misję Ameryki. Mianem tym określano wyraźne, pochodzące od Boga prawo Stanów Zjednoczonych do całkowitego opanowania kontynentu północnoamerykańskiego i ukształtowania go zgodnie ze swoimi zasadami. Przekonanie o dziejowym przeznaczeniu, które przesądziło ostatecznie los terytoriów leżących na zachodzie Ameryki, nie zrodziło się nagle. Koncepcja ta nie była nowością, gdyż już w czasie rewolucji amerykańskiej wielu wybitnych polityków dostrzegało na Zachodzie możliwości rozwoju kraju. Taka była geneza terminu „Objawionego przeznaczenia” i tezy o jego nieuchronności².
Kiedy „nieuchronność” amerykańskiej misji dziejowej zaczęła dotykać problemu Indian, poczęto szukać dla niej racjonalnego wytłumaczenia. Ostatecznego rozwiązania kwestii indiańskiej po wschodniej stronie Missisipi dostarczyła ustawa o przesiedleniu Indian z 1830 r. U jej podstaw legła popularna teza, że „intencją Stwórcy było wydobycie ziemi ze stanu natury i jej uprawianie”. Na tej podstawie przyjęto pogląd, że ponieważ Indianie nie są rolnikami, lecz myśliwymi, którzy nie potrafią zrobić właściwego użytku z ziemi, nie są uprawnieni do jej posiadania (kiedy jednak zaczęto pozbawiać terenów Indian w Georgii, gdzie ludność indiańska zmieniła tryb życia i zaczęła uprawiać ziemię, amerykański gubernator uznał, że traktat określający warunki posiadania ziemi przez plemię Czirokezów przeznaczał ją Indianom na tereny łowieckie, a skoro ci zaczęli ją uprawiać, złamali postanowienia układu i stracili w ten sposób prawo do ziemi). Doprowadziło to do masowego, przymusowego przesiedlenia wschodnich Indian na tereny leżące za rzeką Missisipi. Nadano im nazwę Terytorium Indiańskiego (_Indian Territory_) i w roku 1837 oddano w „wieczne” użytkowanie Indianom. Cała ta część Stanów Zjednoczonych na zachód od Missisipi, z wyjątkiem Luizjany (stan od 1818 r.), Missouri (1821) i Arkansas (1836), miała być krajem Indian „tak długo, jak zechcą go zamieszkiwać”. Zanim jednak udało się wprowadzić w życie akt z 1834 r., nowa fala osadników zasiedliła terytoria Wisconsin i Iowa. To z kolei zmusiło rząd federalny do przesunięcia „stałej granicy indiańskiej” z rzeki Missisipi do 95 południka (od Jeziora Leśnego na obecnej granicy USA i Kanady, do zatoki Galveston w Teksasie). Żeby utrzymać Indian za linią 95 południka i zapobiec penetracji terenów indiańskich przez białych, wybudowano linię posterunków wojskowych ciągnącą się od Minnesoty do Luizjany.
Terytorium Indiańskie stało się synonimem cierpień i krzywdy Indian. Cztery z „pięciu cywilizowanych plemion” (z wyjątkiem Seminolów) przyjęły europejski styl życia, jako sposób na przetrwanie wobec agresji białych. Groźbą, zdradą i siłą zmuszono te wielkie narody do pozostawienia dotychczasowej tradycji, domów i większości posiadanego dobytku i przejścia 1000 mil na zachód. Jedną po drugiej poszczególne grupy Indian z tych plemion wyzuto z ziemi i umieszczono w rezerwatach na terenie dzisiejszej Oklahomy i Kansas. Wypędzenie 60 000 ludzi w ciągu nieco ponad 10 lat nie ma precedensu w całej historii Stanów Zjednoczonych. Wielu z nich nigdy nie dotarło do miejsca przeznaczenia, znacząc naprędce wykopanymi grobami drogę wzdłuż tak zwanego Szlaku Łez (_Trail of Tears_). Pozostałych pędzono pod strażą bez dostatecznej ilości pożywienia, ciepłej odzieży, ze stopami krwawiącymi od długich marszów. W trakcie tej zimowej wędrówki jedna czwarta Czirokezów zginęła w drodze z Georgii do Oklahomy na skutek zimna, głodu i chorób. Ci, którzy odmówili przymusowej emigracji byli często ścigani i zabijani bez litości. Setki Krików i Seminolów, którzy uciekli na bagna Alabamy i Florydy padło ofiarą brutalnego polowania na ludzi. Pozostałych przy życiu zakuto w kajdany i przetransportowano na Terytorium Indiańskie.
Podobny los jak plemiona przesiedlone z południowego wschodu spotkał innych wschodnich Indian. Resztkom potężnych niegdyś leśnych Indian: Szaunisów, Sauków, Lisów, Kikapu, Ottawów, Huronów, Pottawatomich, Delawarów i innym, którzy przetrwali, wydzielono rezerwaty w Oklahomie i we wschodnim Kansas, gdzie musieli wieść ubogie życie pozbawionych ojczyzny uciekinierów. Wkrótce podążyli za nimi inni. Plemiona Quapaw, Oto i Osagów, zamieszkujące niegdyś dorzecze Missisipi i Missouri, przesunięto na zachód i osiedlono we wschodniej Oklahomie. Na północ od nich osadzono półosiadłe plemiona Kansa, Ponka i Omaha. Ze wschodniego Teksasu i Luizjany wypędzono tych, co pozostali z rolniczych plemion Wichita, Waco i Caddo.
Na zachód od terenów zajmowanych przez przesiedlonych Indian ze Wschodu rozciągały się łowiska koczowniczych plemion z Wielkich Równin. Obszary zachodniej Oklahomy, wschodnia część Nowego Meksyku i północno-zachodni Teksas były domeną Kiowów i Komanczów. Na północ od nich rozciągały się ziemie należące do Czejenów, Arapahów i Siuksów (Dakotów).
Pomimo wysiłków amerykańska ekspansja poza linię Missisipi miała ograniczony charakter, a obszar Wielkich Równin aż do połowy XIX w. pozostał domeną Indian, traperów i z rzadka pojawiających się tam oddziałów wojska. Sytuację zmieniła wojna z Meksykiem (1846–1848), w wyniku której Stany Zjednoczone wydarły południowemu sąsiadowi ponad połowę jego terytorium, wielka migracja do Oregonu oraz odkrycie złota w Kalifornii w 1849 r. W ciągu relatywnie krótkiego czasu ziemie, które kiedyś wydawały się mało atrakcyjne i niedostępne, stały się przedmiotem zainteresowania i wzmożonego osadnictwa. Indianie, którzy polowali wzdłuż głównych szlaków komunikacyjnych przecinających Równiny i przyzwyczaili się do widoku nielicznych białych handlarzy, traperów, misjonarzy lub żołnierzy uprawnionych do pobytu na ich terytorium, stanęli w obliczu rzeki wozów pełnych emigrantów. W 1854 r. powstały dwa nowe ogromne Terytoria: Kansas i Nebraska, w skład których weszła niemal cała kraina zamieszkana przez Indian z Równin. Zaledwie ćwierć wieku po ustanowieniu „stałej granicy indiańskiej” biali przekroczyli linię 95 południka i wtargnęli do kraju Indian.
Kiedy w końcu lat 50. XIX w. odkryto złoto w górach Kolorado i gromady białych poszukiwaczy ruszyły przez Równiny na Zachód, a żyzne ziemie Kansas i Nebraski stały się terenem osadnictwa i obiektem zainteresowania kolei, na nowo podjęto wysiłki w celu usunięcia stamtąd wszystkich Indian. W 1862 r., mimo wojny secesyjnej, Kongres uchwalił ustawę o nadaniu ziemi, regulującą bezpłatny przydział osadnikom gruntów z „ziem publicznych”. Zanim zakończyła się pierwsza fala przesiedleń, zaczęła się już druga, a ziemia należąca do Indian stała się przedmiotem handlu i spekulacji.
Początkowo drogę na Zachód próbowano otworzyć białym przy pomocy traktatów. To oznaczało, że Indianie musieli zrzec się swoich praw do ziemi i scedować je na rzecz rządu federalnego. Po ratyfikowaniu traktatu przez Senat nabyte terytoria stawały się „własnością państwową” i podlegały ustawom regulującym obrót ziemią. Bywało jednak, że ziemia należąca do Indian była odsprzedawana przez niektórych wodzów plemiennych bezpośrednio prywatnym osobom lub spółkom bez nabywania statusu „własności państwowej” i bez żadnej kontroli ze strony władz. Wykorzystując niewiedzę i naiwność Indian, którzy często nie zdawali sobie sprawy ze znaczenia podpisywanych układów, nakłaniano ich do zrzeczenia się własności ziemi. Kolejne tereny indiańskie trafiały do rąk spekulantów, kompanii obrotu ziemią i towarzystw kolejowych, przynosząc zyski również stojącym za nimi skorumpowanym politykom. Niemały udział w tej grabieży miało Biuro do spraw Indian. Urząd, którego misją miało być prowadzenie polityki wobec Indian i chronienie ich przed nieuczciwością białych, od początku stał się narzędziem, za pomocą którego Stany Zjednoczone narzucały swoją wolę plemionom indiańskim. Nieliczni uczciwi urzędnicy byli solą w oku elit politycznych i kół gospodarczych, dla których Indianie byli tylko uciążliwą przeszkodą na drodze do rozwoju kraju.
Kiedy zawodziły traktaty, poszukiwanie nowych ziem na Zachodzie oznaczało wojnę. Zamieszkujące Wielkie Równiny dumne i wolne plemiona Indian, patrzące pogardliwie na swych braci ze Wschodu, którzy poddali się białym, nie zamierzały rezygnować z własnej ziemi. Wojna pociągnęła za sobą tragedię tysięcy ludzi. Nie tylko dlatego, że starły się w niej dwie cywilizacje, z których jedna od początku skazana była na zagładę. Także dlatego, że stosowano w niej najbardziej brutalne metody zniszczenia. Rozmyślne szerzenie chorób, wybijanie potężnych stad bizonów, używanie zatrutego alkoholu do niszczenia woli i oporu Indian oraz zabijanie kobiet i dzieci powiększyło tylko rozmiar tragedii, która stała się czymś więcej niż tylko nieuchronnym zderzeniem dwóch kultur i rywalizujących sposobów życia. Miejsca takie jak dolina rzeki Bear River w Idaho, potok Sand Creek w Kolorado, dolina rzeki Washita w Oklahomie, czy brzegi strumienia Wounded Knee w Dakocie Południowej, na zawsze pozostaną symbolem krwawej eksterminacji i śmierci ludzi, których jedyną winą było to, że bronili tradycji i ziemi swych przodków.
Amerykański pisarz L. P. Brockett zajmujący się problematyką migracji na Zachód napisał w książce „Nasze Zachodnie Imperium”:
„Możemy uznać za bezsporny fakt, że na początku dwudziestego wieku Indianin, szczególnie w swojej nomadycznej postaci, przestanie być niepokojącym czynnikiem na Zachodzie. Liczebność plemion zmniejsza się w gwałtowny sposób. W 1860 r. w granicach Stanów Zjednoczonych było ich nieco ponad 500 000. W 1870 r. ich liczba spadła do 383 000. W 1878 r. było ich już tylko 275 000, a spis z 1880 r. wykazał niewiele więcej niż 250 000. Gdyby ta tendencja się utrzymała, wymarliby całkowicie przed rokiem 1900. To mało prawdopodobne, ale i tak będzie ich zbyt mało, by mieli jakiekolwiek znaczenie. Takie są prawa natury i jest to tylko kwestia czasu, ale trzeba przyznać, że przez prawie całe obecne stulecie nasz rząd przyspieszał to zjawisko”³.
Opierając się na takich opiniach przewidywano, że do 1935 r. Stany Zjednoczone zamkną rozdział swojej „ginącej rasy”. Na szczęście te pesymistyczne prognozy nie sprawdziły się. Rdzenni Amerykanie nie zniknęli. Począwszy od 1890 r. liczba ludności indiańskiej w USA z najniższego poziomu około 240 000 zaczęła systematycznie rosnąć. Jeśli liczby stanowią o sile, to potęga Indian wzrasta. W 1970 r. przybyło ich o ponad 50%, 10 lat później o 70%, a w 1990 r. o jedną trzecią. Liczba Amerykanów, którzy choć trochę uważają się za Indian wynosi obecnie przeszło 4 000 000 (w tym 2 500 000 to Indianie czystej krwi). Ludność indiańską można uznać za najszybciej rosnącą mniejszość Stanów Zjednoczonych.
Przez ponad 100 lat Indianie w USA wegetowali w cieniu białego człowieka. Ujarzmieni, pozbawieni poczucia godności i tożsamości, próbowali przetrwać z rządowych zapomóg. Dziś sytuacja się zmienia. W rejestrach władz federalnych widnieją 562 szczepy, a amerykańscy Indianie stanowią 1,5% ludności kraju. Coraz częściej sięgają do dziedzictwa swoich przodków i na nowo odczuwają dumę z tego, że są Indianami. To odrodzenie zaczęło się od politycznej aktywizacji lat 60. XX w., kiedy po okresie ujarzmienia wzrosły wpływy organizacji _Red Power_ (Czerwona Siła). Indianie mocnym głosem zażądali suwerenności i wzmogli wysiłki w celu odzyskania swego dziedzictwa. Głównym polem walki pozostaje własność ziemi. Konfiskata terytoriów indiańskich, którą ułatwiło federalne ustawodawstwo z lat 1887–1934, oddające ziemie poszczególnych plemion indywidualnym właścicielom, doprowadziła do sprzedania lub wydzierżawienia jej części białym (obecnie stanowią oni blisko połowę ludności rezerwatów). Dysponując większą świadomością i siłą ekonomiczną – zasilane w części z dochodów z kasyn gry – plemiona toczą prawne i polityczne batalie o większą kontrolę nad swoimi terytoriami. Patrząc kategoriami przyszłości wiele z nich poszukuje środków na ponowne wykupienie terenów zarezerwowanych kiedyś dla Indian. Zmianie ulega także stereotyp Indianina w świadomości przeciętnego Amerykanina. Przejawem tego staje się moda na poszukiwanie indiańskich korzeni i stopniowe eliminowanie z oficjalnego słownictwa nazwy Indianie, którą coraz częściej zastępuje się określeniem tubylczy Amerykanie (_Native Americans_) lub pierwsi mieszkańcy Ameryki (First Nations). Według raportu naukowców z uniwersytetu w Harvardzie z końca lat 90. XX w. „zasadniczą cechą indiańskiej Ameryki u progu nowego milenium jest parcie Indian do samostanowienia”.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Za terytorium równe swojej powierzchni Stany Zjednoczone zapłaciły Francji 15 mln dolarów, co daje 4 centy za jeden akr ziemi (4046,9 m2).
2. James Horsley, Washita, _Genocide on the Great Plains, part I_, s. 21–22.
3. Ibidem, s. 5–6.
4. Liga Irokezów (Liga Pięciu Narodów) – związek o charakterze politycznym, społecznym i wojskowym utworzony ok. 1570 r. przez ludy irokeskie z okolic Wielkich Jezior i Rzeki świętego Wawrzyńca. Należały do niego plemiona: Mohawków, Oneidów, Onondagów, Kajugów i Seneków. Około 1715 r. do federacji przystąpiło plemię Tuskarora i odtąd związek zwany był Ligą Sześciu Narodów. Głównym jej celem było zachowanie pokoju między skonfederowanymi plemionami oraz sojusz wojskowy w walce ze wspólnymi wrogami.
5. Nazwa pochodzi z języka Siuksów i znaczy „chata”. Tipi nie należy mylić z wigwamem, czyli szałasem o konstrukcji drewnianej, krytym matami z sitowia, gałęziami lub płatami kory, używanym przez plemiona leśne na wschodzie Ameryki Północnej.
6. Główną przyczyną drastycznego zmniejszenia populacji Indian były choroby przywleczone przez białych, zwłaszcza ospa, odra i cholera. Epidemie ospy i cholery rozprzestrzenione przez poszukiwaczy złota w latach 1849–1851 zredukawały liczbę Komanczów do 12 000 ludzi. Na cholerę zmarła także połowa Paunisów i wielu Kiowów. W mniejszym stopniu epidemie dotknęły Czejenów i Siuksów Teton.
7. W 1673 r. ukazała się mapa francuskiego badacza Jeana-Baptiste’a Franquelina, na której po raz pierwszy zaznaczono nazwę plemienia _Chaiena_ zamieszkującego obszar u ujścia rzeki Wisconsin do Missouri.
8. Święte Strzały, każda w innym kolorze, symbolizowały zbiorowe życie plemienia i stanowiły jego najwyższy fetysz. Czejenowie uważali, że mają je „od początku świata”. Wierzyli, że jeśli Strzały miały się dobrze, to i plemię miało się dobrze. Dwie z nich miały władzę nad bizonami (skierowane rytualnie na zwierzęta czyniły je bezradnymi i pozwalały je zabijać), a pozostałe dwie nad ludźmi (skierowane przeciwko wrogowi sprawiały, że stawał się on ślepy i zagubiony). Strzały były więc największym środkiem oparcia Czejenów przeciwko najbardziej dokuczliwym, widocznym kłopotom: brakowi żywności i wrogom plemienia.
9. Seton Enest Thompson, _Poselstwo Indianina_, Biblioteczka Walden, Katowice 1994, s. 94.
10. Atak Czejenów nastąpił podczas przygotowań Paunisów do ceremonii złożenia Gwieździe Porannej krwawej ofiary z młodej branki. Najpierw Czejenowie zaatakowali kilku łowców bizonów, którym na pomoc przybyły główne siły Paunisów z obozu. Stary Paunis pragnący zginąć w walce wyszedł naprzeciw wroga i został zaatakowany przez wodza Czejenów, który trzymał włócznię z zawiniątkiem z Magicznymi Strzałami. W chwili, gdy Czejen usiłował pchnąć samotnego Paunisa, starzec niespodziewanie chwycił za włócznię i wydarł ją z rąk zaskoczonego przeciwnika. Natychmiast podskoczyli inni Paunisi, którzy zdołali uciec ze zdobyczą. Utrata strzał tak zdemoralizowała Czejenów, że zrezygnowali z walki i wycofali się.
11. Zapalającego Chmury zabił piętnastoletni chłopiec o imieniu Wielki Cętkowany Koń. Uciekając przed groźnym wrogiem, Koń, który był mańkutem, wypuścił z lewej ręki strzałę trafiając w prawe oko niespodziewającego się niczego złego Czejena.
12. Oblicza się, że w czasach historycznych na równinach Ameryki Północnej pasło się około 60 000 000 bizonów.
13. Około 1850 r. liczba mustangów na preriach sięgała 2 000 000 sztuk.