Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sand Creek 1864 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 sierpnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
35,99

Sand Creek 1864 - ebook

"Czarny Kocioł wyciągnął amerykańską flagę i zatknął ją na długą tyczkę wraz z kawałkiem długiej materii. Stał pod namiotem z gwiaździstym sztandarem powiewającym na wietrze i wołając, że to nieporozumienie, wzywał ludzi do gromadzenia się wokół flagi i zachowania spokoju. Wokół niego zbierały się tymczasem tłumy kobiet, dzieci i starców wierząc, że tak długo ja będzie powiewać nad nimi flaga Stanów Zjednoczonych, wojsko nie będzie do nich strzelać. Od strony obozu Białej Antylopy i Wojennego Czepca (...) nadciągały nowe grupy Indian wystraszone strzałami żołnierzy. Biała Antylopa szedł na przedzie z wiarą w magiczną moc flagi (...). Gdy dotarł do namiotu Czarnego Kotła, dołączył do nich Stojący w Wodzie i wodzowie wyszli naprzeciw wojska, aby powiedzieć, że nie chcą walczyć. W ich stronę natychmiast posypały się kule. Zawrócili więc i pobiegli z powrotem do obozu." Książka prezentuje najważniejszą bitwę okresu kolonizacji Wielkich Równin przez Amerykanów. Masakra Czejenów i Arapahów nad potokiem Sand Creek w Kolorado na zawsze pozostała symbolem krwawej eksterminacji i śmierci ludzi, których jedyną winą było to, że bronili tradycji i ziemi swych przodków.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-17095-7
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

WSTĘP

------------------------------------------------------------------------

Pro­blemy Ame­ry­ka­nów z rdzen­nymi miesz­kań­cami Wiel­kich Rów­nin wiążą się ści­śle z kolo­ni­za­cją, która wyma­gała coraz wię­cej ziemi pod osad­nic­two. Pre­sja na zdo­by­cze tery­to­rialne miała swój począ­tek na Wscho­dzie. W miarę zasie­dla­nia wschod­nich obsza­rów Sta­nów Zjed­no­czo­nych, India­nie zostali zmu­szeni do wędrówki na Zachód. Gwał­towny napływ osad­ni­ków na zie­mie środ­ko­wego Zachodu spo­wo­do­wał nowe kon­flikty z India­nami. Żeby zapew­nić prze­strzeń życiową dla ple­mion indiań­skich i zie­mię pod osad­nic­two bia­łych ludzi, rząd ame­ry­kań­ski wpro­wa­dził sys­tem rezer­wa­tów.

Na początku rezer­waty były prze­zna­czone wyłącz­nie dla Indian. Były miej­scem azylu, gdzie mogli żyć zgod­nie ze swymi odwiecz­nymi zwy­cza­jami i zna­leźć schro­nie­nie przed bia­łymi. Z punktu widze­nia Ame­ry­ka­nów rezer­waty sta­no­wiły jedyną alter­na­tywę dla eks­ter­mi­na­cji Indian. Obszary pozo­sta­jące poza obsza­rem rezer­wa­tów przy­znano India­nom jako tereny łowiec­kie, ale prze­stały one sta­no­wić ich wyłączną domenę. Zie­mie te, uznane za „wła­sność pań­stwową” (_public lands_), prze­zna­czono do wspól­nego użytku z bia­łymi. Ponie­waż „wspólne tery­to­ria” nie miały okre­ślo­nych gra­nic, a biali nie mogli się pogo­dzić z trak­to­wa­niem ich jako nie­użytki, stały się przed­mio­tem eks­plo­ra­cji i osad­nic­twa. To godziło w pod­stawy bytu ple­mion indiań­skich utrzy­mu­ją­cych się głów­nie z polo­wa­nia na dziką zwie­rzynę. W ten spo­sób mię­dzy przed­sta­wi­cie­lami obu ras zro­dził się zasad­ni­czy kon­flikt na tle ziemi. Aby go roz­wią­zać rząd ame­ry­kań­ski uznał, że India­nie powinni sku­pić się wyłącz­nie w rezer­wa­tach. W zamian za zgodę Indian na takie roz­wią­za­nie, wła­dze zobo­wią­zały się do ich ochrony i utrzy­ma­nia. Zgod­nie z tym punk­tem widze­nia rząd Sta­nów Zjed­no­czo­nych i armia przy­jęły okre­ślać tych Indian, któ­rzy dali się umie­ścić w rezer­wa­tach mia­nem „przy­ja­znych” lub „poko­jo­wych”, a tych, któ­rzy się przed tym bro­nili, mia­nem „wro­gich”.

Obszar sta­no­wiący przed­miot kon­fliktu mie­ścił się zasad­ni­czo w gra­ni­cach tzw. zakupu Luizjany, czyli tery­to­rium sprze­da­nego przez Fran­cję Sta­nom Zjed­no­czo­nym w roku 1803¹. W wyniku inkor­po­ra­cji Luizjany pań­stwo ame­ry­kań­skie podwo­iło swoją wiel­kość. Do końca XIX w. z obszaru tego wyło­niły się nowe stany: Arkan­sas, Mis­so­uri, Iowa, Nebra­ska, Dakota Połu­dniowa i Pół­nocna, a także Tery­to­rium Indiań­skie oraz część Min­ne­soty, Kan­sas, Kolo­rado, Mon­tany, Wyoming i Luizjany (stan noszący tę samą nazwę, sta­no­wiący zale­d­wie frag­ment oma­wia­nego obszaru). Razem z Luizjaną w gra­ni­cach USA zna­leźli się jej miesz­kańcy, wśród nich miesz­ka­jący tam India­nie. Cho­ciaż Ame­ry­ka­nie powi­tali cesję Luizjany z rado­ścią, nie mogła ich ona w pełni zado­wo­lić. Rząd ame­ry­kań­ski sta­nął bowiem wobec koniecz­no­ści roz­wią­za­nia pro­blemu Indian. Nowe tery­to­rium dało Sta­nom Zjed­no­czo­nym nie­ogra­ni­czone moż­li­wo­ści roz­woju, a ich spo­łe­czeń­stwu dodało sił i ener­gii. Na początku nie­znany region poło­żony na zachód od Mis­si­sipi, znany jako Pogra­ni­cze, prze­ra­żał więk­szość Ame­ry­ka­nów i jawił się im jako zupeł­nie nie­na­da­jący się dla osad­nic­twa. Z tego powodu okre­ślano go także mia­nem Wiel­kiej Pustyni Ame­ry­kań­skiej. Za pre­zy­den­tury Tho­masa Jef­fer­sona rząd USA wspie­rał liczne wyprawy mające na celu zba­da­nie nowo pozy­ska­nego tery­to­rium Luizjany. Naj­sze­rzej zakro­joną eks­pe­dy­cję badaw­czą popro­wa­dzili na Zachód w latach 1804–1806 Meri­we­ather Lewis i Wil­liam Clark. Jej zada­niem była nie tylko eks­plo­ra­cja nowych ziem i wyty­cze­nie drogi do Oce­anu Spo­koj­nego, ale także nawią­za­nie kon­tak­tów han­dlo­wych z zamiesz­ku­ją­cymi je ple­mio­nami indiań­skimi.

Począt­kowo wielu Ame­ry­ka­nów sądziło, że tery­to­ria leżące na zacho­dzie na zawsze pozo­staną we wła­da­niu Indian. Jef­fer­son wyra­żał pogląd, że obszary na zachód od Mis­si­sipi zamiesz­kane przez Indian praw­nie się im należą, a rząd powi­nien dążyć do prze­sie­dle­nia tam także Indian ze wschodu. Pla­no­wał, że z cza­sem na tym tery­to­rium mógłby zostać utwo­rzony samo­dzielny stan indiań­ski, któ­rego miesz­kańcy zasy­mi­lo­wa­liby się z białą spo­łecz­no­ścią two­rząc jeden wielki naród ame­ry­kań­ski. Ustawa tery­to­rialna z 1804 r. upraw­niała pre­zy­denta do pod­ję­cia kro­ków w celu przy­spie­sze­nia emi­gra­cji wschod­nich Indian za Mis­si­sipi oraz podziału obszaru Luizjany na dwie czę­ści wzdłuż 33 rów­no­leż­nika, z któ­rych pół­nocna część miała być prze­zna­czona wyłącz­nie dla Indian. Następcy Jef­fer­sona uznali ten obszar za ide­alne miej­sce do prze­sie­dle­nia tych ple­mion indiań­skich, które wielu bia­łych z Połu­dnia uwa­żało za naj­trud­niej­szą prze­szkodę dla osad­nic­twa i roz­woju nie­wol­nic­twa w połu­dnio­wych sta­nach Unii (zwłasz­cza „pię­ciu cywi­li­zo­wa­nych ple­mion”: Czok­ta­wów, Czi­ka­sa­wów, Kri­ków, Czi­ro­ke­zów i Semi­no­lów, które sta­no­wiły znaczną część lud­no­ści Połu­dnia i nie­małą siłę mili­tarną). W 1825 r. z ini­cja­tywy Johna Cal­ho­una, sekre­ta­rza wojny w admi­ni­stra­cji pre­zy­denta Jamesa Mon­ro­ego, linia rzeki Mis­si­sipi miała odtąd sta­no­wić „stałą gra­nicę indiań­ską” nie­prze­kra­czalną dla bia­łych. Biali ludzie nie mieli prawa han­dlo­wać na tere­nach indiań­skich bez spe­cjal­nej licen­cji i nie mogli się tam osie­dlać.

Ame­ry­kań­skie kresy długo uwa­żano za jeden z naj­waż­niej­szych czyn­ni­ków wspie­ra­ją­cych roz­wój ide­olo­gicz­nego cha­rak­teru Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Więk­szość Ame­ry­ka­nów akcep­to­wała ideę ich cał­ko­wi­tego pod­boju, połą­czo­nego z przy­mu­sową asy­mi­la­cją bądź też eks­ter­mi­na­cją lud­no­ści indiań­skiej. Poli­tykę eks­pan­sji czę­sto pró­bo­wano uza­sad­nić w kate­go­riach „Obja­wio­nego prze­zna­cze­nia” (_Mani­fest Destiny_)— dok­tryny okre­śla­ją­cej anglo-ame­ry­kań­ski eks­pan­sjo­nizm jako prze­zna­cze­nie i dzie­jową misję Ame­ryki. Mia­nem tym okre­ślano wyraźne, pocho­dzące od Boga prawo Sta­nów Zjed­no­czo­nych do cał­ko­wi­tego opa­no­wa­nia kon­ty­nentu północnoame­ry­kań­skiego i ukształ­to­wa­nia go zgod­nie ze swo­imi zasa­dami. Prze­ko­na­nie o dzie­jo­wym prze­zna­cze­niu, które prze­są­dziło osta­tecz­nie los tery­to­riów leżą­cych na zacho­dzie Ame­ryki, nie zro­dziło się nagle. Kon­cep­cja ta nie była nowo­ścią, gdyż już w cza­sie rewo­lu­cji ame­ry­kań­skiej wielu wybit­nych poli­ty­ków dostrze­gało na Zacho­dzie moż­li­wo­ści roz­woju kraju. Taka była geneza ter­minu „Obja­wio­nego prze­zna­cze­nia” i tezy o jego nie­uchron­no­ści².

Kiedy „nie­uchron­ność” ame­ry­kań­skiej misji dzie­jo­wej zaczęła doty­kać pro­blemu Indian, poczęto szu­kać dla niej racjo­nal­nego wytłu­ma­cze­nia. Osta­tecz­nego roz­wią­za­nia kwe­stii indiań­skiej po wschod­niej stro­nie Mis­si­sipi dostar­czyła ustawa o prze­sie­dle­niu Indian z 1830 r. U jej pod­staw legła popu­larna teza, że „inten­cją Stwórcy było wydo­by­cie ziemi ze stanu natury i jej upra­wia­nie”. Na tej pod­stawie przy­jęto pogląd, że ponie­waż India­nie nie są rol­ni­kami, lecz myśli­wymi, któ­rzy nie potra­fią zro­bić wła­ści­wego użytku z ziemi, nie są upraw­nieni do jej posia­da­nia (kiedy jed­nak zaczęto pozba­wiać tere­nów Indian w Geo­r­gii, gdzie lud­ność indiań­ska zmie­niła tryb życia i zaczęła upra­wiać zie­mię, ame­ry­kań­ski guber­na­tor uznał, że trak­tat okre­śla­jący warunki posia­da­nia ziemi przez ple­mię Czi­ro­ke­zów prze­zna­czał ją India­nom na tereny łowiec­kie, a skoro ci zaczęli ją upra­wiać, zła­mali posta­no­wie­nia układu i stra­cili w ten spo­sób prawo do ziemi). Dopro­wa­dziło to do maso­wego, przy­mu­so­wego prze­sie­dle­nia wschod­nich Indian na tereny leżące za rzeką Mis­si­sipi. Nadano im nazwę Tery­to­rium Indiań­skiego (_Indian Ter­ri­tory_) i w roku 1837 oddano w „wieczne” użyt­ko­wa­nie India­nom. Cała ta część Sta­nów Zjed­no­czo­nych na zachód od Mis­si­sipi, z wyjąt­kiem Luizjany (stan od 1818 r.), Mis­so­uri (1821) i Arkan­sas (1836), miała być kra­jem Indian „tak długo, jak zechcą go zamiesz­ki­wać”. Zanim jed­nak udało się wpro­wa­dzić w życie akt z 1834 r., nowa fala osad­ni­ków zasie­dliła tery­to­ria Wiscon­sin i Iowa. To z kolei zmu­siło rząd fede­ralny do prze­su­nię­cia „sta­łej gra­nicy indiań­skiej” z rzeki Mis­si­sipi do 95 połu­dnika (od Jeziora Leśnego na obec­nej gra­nicy USA i Kanady, do zatoki Galve­ston w Tek­sa­sie). Żeby utrzy­mać Indian za linią 95 połu­dnika i zapo­biec pene­tra­cji tere­nów indiań­skich przez bia­łych, wybu­do­wano linię poste­run­ków woj­sko­wych cią­gnącą się od Min­ne­soty do Luizjany.

Tery­to­rium Indiań­skie stało się syno­ni­mem cier­pień i krzywdy Indian. Cztery z „pię­ciu cywi­li­zo­wa­nych ple­mion” (z wyjąt­kiem Semi­no­lów) przy­jęły euro­pej­ski styl życia, jako spo­sób na prze­trwa­nie wobec agre­sji bia­łych. Groźbą, zdradą i siłą zmu­szono te wiel­kie narody do pozo­sta­wie­nia dotych­cza­so­wej tra­dy­cji, domów i więk­szo­ści posia­da­nego dobytku i przej­ścia 1000 mil na zachód. Jedną po dru­giej poszcze­gólne grupy Indian z tych ple­mion wyzuto z ziemi i umiesz­czono w rezer­wa­tach na tere­nie dzi­siej­szej Okla­homy i Kan­sas. Wypę­dze­nie 60 000 ludzi w ciągu nieco ponad 10 lat nie ma pre­ce­densu w całej histo­rii Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Wielu z nich ni­gdy nie dotarło do miej­sca prze­zna­cze­nia, zna­cząc naprędce wyko­pa­nymi gro­bami drogę wzdłuż tak zwa­nego Szlaku Łez (_Trail of Tears_). Pozo­sta­łych pędzono pod strażą bez dosta­tecz­nej ilo­ści poży­wie­nia, cie­płej odzieży, ze sto­pami krwa­wią­cymi od dłu­gich mar­szów. W trak­cie tej zimo­wej wędrówki jedna czwarta Czi­ro­ke­zów zgi­nęła w dro­dze z Geo­r­gii do Okla­homy na sku­tek zimna, głodu i cho­rób. Ci, któ­rzy odmó­wili przy­mu­so­wej emi­gra­cji byli czę­sto ści­gani i zabi­jani bez lito­ści. Setki Kri­ków i Semi­no­lów, któ­rzy ucie­kli na bagna Ala­bamy i Flo­rydy padło ofiarą bru­tal­nego polo­wa­nia na ludzi. Pozo­sta­łych przy życiu zakuto w kaj­dany i prze­trans­por­to­wano na Tery­to­rium Indiań­skie.

Podobny los jak ple­miona prze­sie­dlone z połu­dnio­wego wschodu spo­tkał innych wschod­nich Indian. Reszt­kom potęż­nych nie­gdyś leśnych Indian: Szau­ni­sów, Sau­ków, Lisów, Kikapu, Otta­wów, Huro­nów, Pot­ta­wa­to­mich, Dela­wa­rów i innym, któ­rzy prze­trwali, wydzie­lono rezer­waty w Okla­ho­mie i we wschod­nim Kan­sas, gdzie musieli wieść ubo­gie życie pozba­wio­nych ojczy­zny ucie­ki­nie­rów. Wkrótce podą­żyli za nimi inni. Ple­miona Quapaw, Oto i Osa­gów, zamiesz­ku­jące nie­gdyś dorze­cze Mis­si­sipi i Mis­so­uri, prze­su­nięto na zachód i osie­dlono we wschod­niej Okla­ho­mie. Na pół­noc od nich osa­dzono pół­osia­dłe ple­miona Kansa, Ponka i Omaha. Ze wschod­niego Tek­sasu i Luizjany wypę­dzono tych, co pozo­stali z rol­ni­czych ple­mion Wichita, Waco i Caddo.

Na zachód od tere­nów zaj­mo­wa­nych przez prze­sie­dlo­nych Indian ze Wschodu roz­cią­gały się łowi­ska koczow­ni­czych ple­mion z Wiel­kich Rów­nin. Obszary zachod­niej Okla­homy, wschod­nia część Nowego Mek­syku i pół­nocno-zachodni Tek­sas były domeną Kio­wów i Koman­czów. Na pół­noc od nich roz­cią­gały się zie­mie nale­żące do Cze­je­nów, Ara­pa­hów i Siuk­sów (Dako­tów).

Pomimo wysił­ków ame­ry­kań­ska eks­pan­sja poza linię Mis­si­sipi miała ogra­ni­czony cha­rak­ter, a obszar Wiel­kich Rów­nin aż do połowy XIX w. pozo­stał domeną Indian, tra­pe­rów i z rzadka poja­wia­ją­cych się tam oddzia­łów woj­ska. Sytu­ację zmie­niła wojna z Mek­sy­kiem (1846–1848), w wyniku któ­rej Stany Zjed­no­czone wydarły połu­dnio­wemu sąsia­dowi ponad połowę jego tery­to­rium, wielka migra­cja do Ore­gonu oraz odkry­cie złota w Kali­for­nii w 1849 r. W ciągu rela­tyw­nie krót­kiego czasu zie­mie, które kie­dyś wyda­wały się mało atrak­cyjne i nie­do­stępne, stały się przed­mio­tem zain­te­re­so­wa­nia i wzmo­żo­nego osad­nic­twa. India­nie, któ­rzy polo­wali wzdłuż głów­nych szla­ków komu­ni­ka­cyj­nych prze­ci­na­ją­cych Rów­niny i przy­zwy­cza­ili się do widoku nie­licz­nych bia­łych han­dla­rzy, tra­pe­rów, misjo­na­rzy lub żoł­nie­rzy upraw­nio­nych do pobytu na ich tery­to­rium, sta­nęli w obli­czu rzeki wozów peł­nych emi­gran­tów. W 1854 r. powstały dwa nowe ogromne Tery­to­ria: Kan­sas i Nebra­ska, w skład któ­rych weszła nie­mal cała kra­ina zamiesz­kana przez Indian z Rów­nin. Zale­d­wie ćwierć wieku po usta­no­wie­niu „sta­łej gra­nicy indiań­skiej” biali prze­kro­czyli linię 95 połu­dnika i wtar­gnęli do kraju Indian.

Kiedy w końcu lat 50. XIX w. odkryto złoto w górach Kolo­rado i gro­mady bia­łych poszu­ki­wa­czy ruszyły przez Rów­niny na Zachód, a żyzne zie­mie Kan­sas i Nebra­ski stały się tere­nem osad­nic­twa i obiek­tem zain­te­re­so­wa­nia kolei, na nowo pod­jęto wysiłki w celu usu­nię­cia stam­tąd wszyst­kich Indian. W 1862 r., mimo wojny sece­syj­nej, Kon­gres uchwa­lił ustawę o nada­niu ziemi, regu­lu­jącą bez­płatny przy­dział osad­ni­kom grun­tów z „ziem publicz­nych”. Zanim zakoń­czyła się pierw­sza fala prze­sie­dleń, zaczęła się już druga, a zie­mia nale­żąca do Indian stała się przed­mio­tem han­dlu i spe­ku­la­cji.

Począt­kowo drogę na Zachód pró­bo­wano otwo­rzyć bia­łym przy pomocy trak­ta­tów. To ozna­czało, że India­nie musieli zrzec się swo­ich praw do ziemi i sce­do­wać je na rzecz rządu fede­ral­nego. Po raty­fi­ko­wa­niu trak­tatu przez Senat nabyte tery­to­ria sta­wały się „wła­sno­ścią pań­stwową” i pod­le­gały usta­wom regu­lu­ją­cym obrót zie­mią. Bywało jed­nak, że zie­mia nale­żąca do Indian była odsprze­da­wana przez nie­któ­rych wodzów ple­mien­nych bez­po­śred­nio pry­wat­nym oso­bom lub spół­kom bez naby­wa­nia sta­tusu „wła­sno­ści pań­stwo­wej” i bez żad­nej kon­troli ze strony władz. Wyko­rzy­stu­jąc nie­wie­dzę i naiw­ność Indian, któ­rzy czę­sto nie zda­wali sobie sprawy ze zna­cze­nia pod­pi­sy­wa­nych ukła­dów, nakła­niano ich do zrze­cze­nia się wła­sno­ści ziemi. Kolejne tereny indiań­skie tra­fiały do rąk spe­ku­lan­tów, kom­pa­nii obrotu zie­mią i towa­rzystw kole­jo­wych, przy­no­sząc zyski rów­nież sto­ją­cym za nimi sko­rum­po­wa­nym poli­ty­kom. Nie­mały udział w tej gra­bieży miało Biuro do spraw Indian. Urząd, któ­rego misją miało być pro­wa­dze­nie poli­tyki wobec Indian i chro­nie­nie ich przed nie­uczci­wo­ścią bia­łych, od początku stał się narzę­dziem, za pomocą któ­rego Stany Zjed­no­czone narzu­cały swoją wolę ple­mio­nom indiań­skim. Nie­liczni uczciwi urzęd­nicy byli solą w oku elit poli­tycz­nych i kół gospo­dar­czych, dla któ­rych India­nie byli tylko uciąż­liwą prze­szkodą na dro­dze do roz­woju kraju.

Kiedy zawo­dziły trak­taty, poszu­ki­wa­nie nowych ziem na Zacho­dzie ozna­czało wojnę. Zamiesz­ku­jące Wiel­kie Rów­niny dumne i wolne ple­miona Indian, patrzące pogar­dli­wie na swych braci ze Wschodu, któ­rzy pod­dali się bia­łym, nie zamie­rzały rezy­gno­wać z wła­snej ziemi. Wojna pocią­gnęła za sobą tra­ge­dię tysięcy ludzi. Nie tylko dla­tego, że starły się w niej dwie cywi­li­za­cje, z któ­rych jedna od początku ska­zana była na zagładę. Także dla­tego, że sto­so­wano w niej naj­bar­dziej bru­talne metody znisz­cze­nia. Roz­myślne sze­rze­nie cho­rób, wybi­ja­nie potęż­nych stad bizo­nów, uży­wa­nie zatru­tego alko­holu do nisz­cze­nia woli i oporu Indian oraz zabi­ja­nie kobiet i dzieci powięk­szyło tylko roz­miar tra­ge­dii, która stała się czymś wię­cej niż tylko nie­uchron­nym zde­rze­niem dwóch kul­tur i rywa­li­zu­ją­cych spo­so­bów życia. Miej­sca takie jak dolina rzeki Bear River w Idaho, potok Sand Creek w Kolo­rado, dolina rzeki Washita w Okla­ho­mie, czy brzegi stru­mie­nia Woun­ded Knee w Dako­cie Połu­dnio­wej, na zawsze pozo­staną sym­bo­lem krwa­wej eks­ter­mi­na­cji i śmierci ludzi, któ­rych jedyną winą było to, że bro­nili tra­dy­cji i ziemi swych przod­ków.

Ame­ry­kań­ski pisarz L. P. Broc­kett zaj­mu­jący się pro­ble­ma­tyką migra­cji na Zachód napi­sał w książce „Nasze Zachod­nie Impe­rium”:

„Możemy uznać za bez­sporny fakt, że na początku dwu­dzie­stego wieku India­nin, szcze­gól­nie w swo­jej noma­dycz­nej postaci, prze­sta­nie być nie­po­ko­ją­cym czyn­ni­kiem na Zacho­dzie. Liczeb­ność ple­mion zmniej­sza się w gwał­towny spo­sób. W 1860 r. w gra­ni­cach Sta­nów Zjed­no­czo­nych było ich nieco ponad 500 000. W 1870 r. ich liczba spa­dła do 383 000. W 1878 r. było ich już tylko 275 000, a spis z 1880 r. wyka­zał nie­wiele wię­cej niż 250 000. Gdyby ta ten­den­cja się utrzy­mała, wymar­liby cał­ko­wi­cie przed rokiem 1900. To mało praw­do­po­dobne, ale i tak będzie ich zbyt mało, by mieli jakie­kol­wiek zna­cze­nie. Takie są prawa natury i jest to tylko kwe­stia czasu, ale trzeba przy­znać, że przez pra­wie całe obecne stu­le­cie nasz rząd przy­spie­szał to zja­wi­sko”³.

Opie­ra­jąc się na takich opi­niach prze­wi­dy­wano, że do 1935 r. Stany Zjed­no­czone zamkną roz­dział swo­jej „giną­cej rasy”. Na szczę­ście te pesy­mi­styczne pro­gnozy nie spraw­dziły się. Rdzenni Ame­ry­ka­nie nie znik­nęli. Począw­szy od 1890 r. liczba lud­no­ści indiań­skiej w USA z naj­niż­szego poziomu około 240 000 zaczęła sys­te­ma­tycz­nie rosnąć. Jeśli liczby sta­no­wią o sile, to potęga Indian wzra­sta. W 1970 r. przy­było ich o ponad 50%, 10 lat póź­niej o 70%, a w 1990 r. o jedną trze­cią. Liczba Ame­ry­ka­nów, któ­rzy choć tro­chę uwa­żają się za Indian wynosi obec­nie prze­szło 4 000 000 (w tym 2 500 000 to India­nie czy­stej krwi). Lud­ność indiań­ską można uznać za naj­szyb­ciej rosnącą mniej­szość Sta­nów Zjed­no­czo­nych.

Przez ponad 100 lat India­nie w USA wege­to­wali w cie­niu bia­łego czło­wieka. Ujarz­mieni, pozba­wieni poczu­cia god­no­ści i toż­sa­mo­ści, pró­bo­wali prze­trwać z rzą­do­wych zapo­móg. Dziś sytu­acja się zmie­nia. W reje­strach władz fede­ral­nych wid­nieją 562 szczepy, a ame­ry­kań­scy India­nie sta­no­wią 1,5% lud­no­ści kraju. Coraz czę­ściej się­gają do dzie­dzic­twa swo­ich przod­ków i na nowo odczu­wają dumę z tego, że są India­nami. To odro­dze­nie zaczęło się od poli­tycz­nej akty­wi­za­cji lat 60. XX w., kiedy po okre­sie ujarzmie­nia wzro­sły wpływy orga­ni­za­cji _Red Power_ (Czer­wona Siła). India­nie moc­nym gło­sem zażą­dali suwe­ren­no­ści i wzmo­gli wysiłki w celu odzy­ska­nia swego dzie­dzic­twa. Głów­nym polem walki pozo­staje wła­sność ziemi. Kon­fi­skata tery­to­riów indiań­skich, którą uła­twiło fede­ralne usta­wo­daw­stwo z lat 1887–1934, odda­jące zie­mie poszcze­gól­nych ple­mion indy­wi­du­al­nym wła­ści­cie­lom, dopro­wa­dziła do sprze­da­nia lub wydzier­ża­wie­nia jej czę­ści bia­łym (obec­nie sta­no­wią oni bli­sko połowę lud­no­ści rezer­wa­tów). Dys­po­nu­jąc więk­szą świa­do­mo­ścią i siłą eko­no­miczną – zasi­lane w czę­ści z docho­dów z kasyn gry – ple­miona toczą prawne i poli­tyczne bata­lie o więk­szą kon­trolę nad swo­imi tery­to­riami. Patrząc kate­go­riami przy­szło­ści wiele z nich poszu­kuje środ­ków na ponowne wyku­pie­nie tere­nów zare­zer­wo­wa­nych kie­dyś dla Indian. Zmia­nie ulega także ste­reo­typ India­nina w świa­do­mo­ści prze­cięt­nego Ame­ry­ka­nina. Prze­ja­wem tego staje się moda na poszu­ki­wa­nie indiań­skich korzeni i stop­niowe eli­mi­no­wa­nie z ofi­cjal­nego słow­nic­twa nazwy India­nie, którą coraz czę­ściej zastę­puje się okre­śle­niem tubyl­czy Ame­ry­ka­nie (_Native Ame­ri­cans_) lub pierwsi miesz­kańcy Ame­ryki (First Nations). Według raportu naukow­ców z uni­wer­sy­tetu w Harvar­dzie z końca lat 90. XX w. „zasad­ni­czą cechą indiań­skiej Ame­ryki u progu nowego mile­nium jest par­cie Indian do samo­sta­no­wie­nia”.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Za tery­to­rium równe swo­jej powierzchni Stany Zjed­no­czone zapła­ciły Fran­cji 15 mln dola­rów, co daje 4 centy za jeden akr ziemi (4046,9 m2).

2. James Hor­sley, Washita, _Geno­cide on the Great Pla­ins, part I_, s. 21–22.

3. Ibi­dem, s. 5–6.

4. Liga Iro­ke­zów (Liga Pię­ciu Naro­dów) – zwią­zek o cha­rak­te­rze poli­tycz­nym, spo­łecz­nym i woj­sko­wym utwo­rzony ok. 1570 r. przez ludy iro­ke­skie z oko­lic Wiel­kich Jezior i Rzeki świę­tego Waw­rzyńca. Nale­żały do niego ple­miona: Mohaw­ków, One­idów, Onon­da­gów, Kaju­gów i Sene­ków. Około 1715 r. do fede­ra­cji przy­stą­piło ple­mię Tuska­rora i odtąd zwią­zek zwany był Ligą Sze­ściu Naro­dów. Głów­nym jej celem było zacho­wa­nie pokoju mię­dzy skon­fe­de­ro­wa­nymi ple­mionami oraz sojusz woj­skowy w walce ze wspól­nymi wro­gami.

5. Nazwa pocho­dzi z języka Siuk­sów i zna­czy „chata”. Tipi nie należy mylić z wigwa­mem, czyli sza­ła­sem o kon­struk­cji drew­nia­nej, kry­tym matami z sito­wia, gałę­ziami lub pła­tami kory, uży­wa­nym przez ple­miona leśne na wscho­dzie Ame­ryki Pół­noc­nej.

6. Główną przy­czyną dra­stycz­nego zmniej­sze­nia popu­la­cji Indian były cho­roby przy­wle­czone przez bia­łych, zwłasz­cza ospa, odra i cho­lera. Epi­de­mie ospy i cho­lery roz­prze­strze­nione przez poszu­ki­wa­czy złota w latach 1849–1851 zre­du­ka­wały liczbę Koman­czów do 12 000 ludzi. Na cho­lerę zmarła także połowa Pau­ni­sów i wielu Kio­wów. W mniej­szym stop­niu epi­de­mie dotknęły Cze­je­nów i Siuk­sów Teton.

7. W 1673 r. uka­zała się mapa fran­cu­skiego bada­cza Jeana-Bap­ti­ste’a Fra­nqu­elina, na któ­rej po raz pierw­szy zazna­czono nazwę ple­mie­nia _Cha­iena_ zamiesz­ku­ją­cego obszar u ujścia rzeki Wiscon­sin do Mis­so­uri.

8. Święte Strzały, każda w innym kolo­rze, sym­bo­li­zo­wały zbio­rowe życie ple­mie­nia i sta­no­wiły jego naj­wyż­szy fetysz. Cze­je­no­wie uwa­żali, że mają je „od początku świata”. Wie­rzyli, że jeśli Strzały miały się dobrze, to i ple­mię miało się dobrze. Dwie z nich miały wła­dzę nad bizo­nami (skie­ro­wane rytu­al­nie na zwie­rzęta czy­niły je bez­rad­nymi i pozwa­lały je zabi­jać), a pozo­stałe dwie nad ludźmi (skie­ro­wane prze­ciwko wro­gowi spra­wiały, że sta­wał się on ślepy i zagu­biony). Strzały były więc naj­więk­szym środ­kiem opar­cia Cze­je­nów prze­ciwko naj­bar­dziej dokucz­li­wym, widocz­nym kło­po­tom: bra­kowi żyw­no­ści i wro­gom ple­mie­nia.

9. Seton Enest Thomp­son, _Posel­stwo India­nina_, Biblio­teczka Wal­den, Kato­wice 1994, s. 94.

10. Atak Cze­je­nów nastą­pił pod­czas przy­go­to­wań Pau­ni­sów do cere­mo­nii zło­że­nia Gwieź­dzie Poran­nej krwa­wej ofiary z mło­dej branki. Naj­pierw Cze­je­no­wie zaata­ko­wali kilku łow­ców bizo­nów, któ­rym na pomoc przy­były główne siły Pau­ni­sów z obozu. Stary Pau­nis pra­gnący zgi­nąć w walce wyszedł naprze­ciw wroga i został zaata­ko­wany przez wodza Cze­je­nów, który trzy­mał włócz­nię z zawi­niąt­kiem z Magicz­nymi Strza­łami. W chwili, gdy Cze­jen usi­ło­wał pchnąć samot­nego Pau­nisa, sta­rzec nie­spo­dzie­wa­nie chwy­cił za włócz­nię i wydarł ją z rąk zasko­czo­nego prze­ciw­nika. Natych­miast pod­sko­czyli inni Pau­nisi, któ­rzy zdo­łali uciec ze zdo­by­czą. Utrata strzał tak zde­mo­ra­li­zo­wała Cze­je­nów, że zre­zy­gno­wali z walki i wyco­fali się.

11. Zapa­la­ją­cego Chmury zabił pięt­na­sto­letni chło­piec o imie­niu Wielki Cęt­ko­wany Koń. Ucie­ka­jąc przed groź­nym wro­giem, Koń, który był mań­ku­tem, wypu­ścił z lewej ręki strzałę tra­fia­jąc w prawe oko nie­spo­dzie­wa­ją­cego się niczego złego Cze­jena.

12. Obli­cza się, że w cza­sach histo­rycz­nych na rów­ni­nach Ame­ryki Pół­noc­nej pasło się około 60 000 000 bizo­nów.

13. Około 1850 r. liczba mustan­gów na pre­riach się­gała 2 000 000 sztuk.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: