Sankcja - ebook
Sankcja - ebook
Walerija spodziewa się dziecka. Chciałaby cieszyć się hiszpańskim słońcem, ale tęsknota za ukochanym Dawidem jej na to nie pozwala. Na domiar złego jest przekonana, że ktoś ją śledzi. Każdego dnia czuje na sobie spojrzenia nieznanego mężczyzny, który wręcz depcze jej po piętach.
Lekcje tańca u zaprzyjaźnionego Rodriga są antidotum na samotność i zmartwienia. Walerija
i Rodrigo spędzają razem coraz więcej czasu, zatracając się nie tylko w tańcu...
Tymczasem w Warszawie prokurator Marta Malewska walczy z czasem i zwierzchnikami, by postawić przed sądem Adama Borowskiego. Choć jego los wydaje się przesądzony, nawet sankcje nie są w stanie powstrzymać go przed odwetem i bezwzględną walką o utrzymanie władzy.
Jedno jest pewne: Magdalena Pyznar nie zwalnia tempa!
Uwielbiam życie na wysokich obrotach i nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Moimi największymi pasjami od zawsze były taniec i pisanie. W pewnym momencie porzuciłam je dla intensywnego życia nocnego. Nauczyłam się jednak nie żałować żadnej swojej decyzji, ponieważ każda z nich sprawiła, że dzisiaj jestem silniejszą i bardziej świadomą kobietą. Byłam instruktorką tańca i naczelną imprezowiczką, jestem dietetykiem i bizneswoman, a teraz spełniłam swoje największe marzenie – napisałam dla was tę mocną i poruszającą serię.
MAGDALENA PYZNAR
Była pewna, że słowa, które od pół godziny powtarza jej w kółko Dawid, są mało śmiesznym żartem lub że jej się to przyśniło. Przetarła oczy, podniosła się ostrożnie i z całej siły ścisnęła dłońmi brzeg kanapy, by mieć pewność, że to jawa. Jeśli ukochany mówi prawdę, to czy rana na jej psychice zabliźni się raz na zawsze?
– Wal? – zapytał zniecierpliwiony Dawid. – Powiesz coś wreszcie?
– Ja... Ja nie mogę w to uwierzyć – wypaliła w końcu. – Myślisz, że powinnam zadzwonić do prokuratorki?
– Nie jestem pewien, czy ma prawo udzielać ci jakichkolwiek informacji.
– Ale przecież jestem jego ofiarą – powiedziała wciąż zdezorientowana Walerija.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8135-719-7 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Walerija zatrzymała się, niespokojnie rozglądając się po słonecznym deptaku, po czym usiadła na rozgrzanej ławce, żeby zapanować nad zalewającą jej umysł lawiną myśli. W ciągu ostatnich miesięcy życie jej i Dawida było w miarę beztroskie i toczyło się głównie wokół jej ciąży i wyjazdów partnera na rozprawy sądowe do Polski. Po wielu perypetiach w końcu udało im się znaleźć wspólny język i ich związek osiągnął stan względnej harmonii. Jednak mimo to od kilku tygodni nieprzerwanie odczuwała niewytłumaczalny niepokój. Na domiar złego ich dzisiejsza rozmowa telefoniczna dołożyła jej kolejnych powodów do obaw. Choć Dawid za wszelką cenę starał się ukryć miotające nim o poranku emocje, to Walerija od razu wyczuła w jego głosie wyraźne podenerwowanie. Gdy zapytała go o przyczynę stresu, szybko ją zbył i, ku jej zdziwieniu, natychmiast się rozłączył. Próbowała tłumaczyć sobie takie zachowanie tym, że nie chce on, by jego problemy odbijały się na jej ciąży, ale to wciąż nie dawało mu przyzwolenia, by mieć przed nią tajemnice. Zwłaszcza jeśli zachowywał się tak w dzień wizyty w sądzie.
Ponownie rozejrzała się dookoła. Słońce cudownie muskało delikatnymi promieniami jej jasną cerę, lecz nawet to nie poprawiło jej humoru. Pomimo że był luty, na pogodę w Maladze nie można było narzekać. Ogromny międzynarodowy port prezentował się o tej porze roku o wiele atrakcyjniej niż w sezonie podczas największego oblężenia turystów. Wbrew pospolitym opiniom znany hiszpański kurort miał do zaoferowania dużo więcej niż wyskokowe drinki za przyprawiające o zawrót głowy ceny i niezliczoną ilość dyskotek, w których kokainę można było kupić nawet przy barze. Gdyby Walerija trafiła tam dokładnie rok wcześniej, zapewne również nie należałaby do osób, które pogardziłyby takimi rozrywkami, jednak teraz było inaczej. Nie sądziła, że kiedykolwiek tak się stanie, ale hałas nocnych imprez dochodzący z promenady był dla niej coraz bardziej uciążliwy, a najbardziej przeszkadzali jej głośni imprezowicze pałętający się nad ranem po alejkach. Spokój wokół i opustoszałe ulice, na których czasem przez dobrych parę minut nie widziała żywej duszy, działały na nią wyciszająco, choć zdarzały się też chwile, gdy taka pustka zaczynała ją niepokoić.
– Nie martw się maleńki – powiedziała, zataczając dłonią koło na zarysowanym pod luźną sukienką brzuchu. – Tatuś lada dzień będzie razem z nami. Obiecuję ci to.
Nie wiedziała, czy te wypowiedziane na głos słowa miały uspokoić coraz bardziej dokazującego w brzuchu synka czy może jednak ją samą. Chociaż należała do silnych kobiet, za nic na świecie nie wyobrażała sobie samotnego macierzyństwa. Nie chciała popełnić błędu swoich rodziców, dlatego pragnęła, by jej dziecko miało pełną rodzinę. Niestety, wiążąc się z Dawidem, musiała brać pod uwagę nawet najgorsze scenariusze. Zerknęła na tarczę swojego eleganckiego zegarka w kolorze pięknej butelkowej zieleni, prezentu od ukochanego na święta Bożego Narodzenia, i niespokojnie się poruszyła. Jeśli rozprawa w sądzie pójdzie sprawnie, to maksymalnie za godzinę Dawid powinien się do niej odezwać. „A co, jeśli się nie odezwie?”, pomyślała i ruszyła w stronę molo.
Czas dłużył jej się dziś niemiłosiernie i była pewna, że gdyby nie ciąża, prawdopodobnie spędzałaby ten nerwowy poranek w beach barze, zapijając rozdrażnienie. Gdy pokonywała kolejne kroki, nagle, jakby spod ziemi, wyłoniła się przed nią sylwetka jakiegoś mężczyzny. Słońce raziło tego dnia na tyle mocno, że początkowo nie była w stanie dokładnie dostrzec jego twarzy. Mężczyzna poruszał się powoli, co mogło wskazywać, że nie jest najmłodszy. Na plecy miał zarzuconą dżinsową ramoneskę, a oczy zasłaniały mu lenonki. Intuicja podpowiedziała jej, by na chwilę przystanąć.
– _¡Hola, morena!_ – powiedział z czystym hiszpańskim akcentem, gdy już znalazł się blisko Waleriji, i delikatnie poprawił kołnierzyk wytartej kurtki. – ¿_Que tal?_
Na oko mógł mieć z pięćdziesiąt lat i gdyby nie grube pasmo siwych włosów, prezentowałby się całkiem nieźle. Jego twarz była mocno opalona i nie wyróżniała się niczym szczególnym wśród tubylców. Wzrok Waleriji od razu przykuły jednak trzy pokaźnych rozmiarów pieprzyki na jego szyi. Na chwilę wstrzymała oddech i odpłynęła myślami. Była niemalże pewna, że kiedyś gdzieś już widziała te charakterystyczne znamiona. I choć nie pamiętała, gdzie i kiedy, ich widok wzbudził w niej niepokój. By jeszcze bardziej nie psuć sobie już wystarczająco nerwowego dnia, natychmiast przepędziła tę myśl ze swojej głowy.
– _¡Hola, señor!_ – odpowiedziała i nie paląc się specjalnie do rozmowy z nieznajomym, ruszyła dalej.
Mężczyzna uśmiechnął się niewzruszony i pogwizdując pod nosem, poszedł przed siebie. To zdołało uspokoić ją na tyle, by mogła wrócić myślami do Dawida. Wiedziała, że najszybciej uda jej się wyciągnąć z niego powód zdenerwowania po jego powrocie do domu. Miała nadzieję, że wydarzy się to w ciągu najbliższych dwóch dni. Niewiedza, z jaką teraz żyła, doprowadzała ją do szaleństwa.
Szła przed siebie, starając się całkowicie skupić na ćwiczeniach oddechowych, zaleconych przez lekarza podczas jej ostatniej wizyty w Polsce. Do końca ciąży zostały Waleriji zaledwie dwa miesiące, a ona wciąż wahała się, czy poród powinien odbyć się w Polsce czy w Hiszpanii. Już jakiś czas temu uzgodnili z Dawidem, że nie planują przyszłości w jego ojczyźnie i gdy tylko ureguluje on swoje sprawy prawne, osiądą na stałe na południu Europy. Jednak perspektywa urodzenia dziecka w zupełnie obcym dla nich obojga kraju wydawała jej się teraz czystym szaleństwem. Na myśl o porodzie czuła głównie strach, a macierzyństwo póki co było dla niej jedną wielką niewiadomą. Nic dziwnego. W towarzystwie, w którym obracała się po programie _Models On_, na próżno było szukać kobiet, które chociażby wspominały o planowaniu dzieci, a nielicznym wśród nich matkom bardziej po drodze były hotelowe after party niż powrót do czekających na nie w domu dzieci.
Walerija szła coraz bardziej ociężale po drewnianym molo. Nagle przystanęła na dźwięk rozbrzmiewający w torebce i wydobyła telefon roztrzęsioną dłonią, z marnym skutkiem próbując zachować spokój. Przycisnęła nerwowo ikonkę zielonej słuchawki i odwróciła się w stronę brzegu. Nieznajomy, którego wcześniej spotkała, stał przy wejściu na molo i patrzył w jej stronę znad modnych okularów.
– Jesteś? – szepnęła do urządzenia, nie spuszczając wzroku z dziwaka.
– Jestem, jak się macie? – powiedział Dawid, siląc się na pogodny ton, co jeszcze mocniej ją przytłoczyło.
– Ja? – westchnęła cicho. – Bez zmian. Z nerwów nie jestem w stanie racjonalnie myśleć, a twój syn od pół godziny ma czkawkę. – Walerija wiedziała, że musi ugryźć się w język i nie drążyć teraz tematu niecodziennego zachowania Dawida. – Był?
Miała na myśli prokuratora Borowskiego. Zawsze, gdy o to pytała, w głębi duszy pragnęła usłyszeć, że prokuratorka Marta w końcu postawiła mu zarzuty i że nie pojawił się na rozprawie.
– Tak – odpadł krótko Dawid i zamilkł, a ona odniosła wrażenie, że jej partner ponownie ma ochotę zakończyć połączenie.
Walerija w ogóle mu się nie dziwiła. Sytuacja, w jakiej znalazł się Dawid, nie była komfortowa dla nikogo. Ona sama dopiero zaczynała powoli do siebie dochodzić po traumie, na jaką naraził ją Borowski, i miała pełną świadomość, co czuje Dawid, gdy staje z nim twarzą w twarz. Z jednej strony cieszyła się, że była na tyle silna, by złożyć przeciwko swojemu oprawcy zeznania, z drugiej natomiast coraz częściej nachodziły ją myśli, że jego mocna pozycja w prokuraturze nie pozwoli prokuratorce Marcie doprowadzić tej sprawy do końca. Może właśnie dlatego w ostatnim czasie była taka rozbita. Od jej pierwszej wizyty w warszawskiej prokuraturze minęło już ponad pół roku, a mimo to Borowski nadal był na wolności i, co najgorsze, wciąż mógł mieć ogromny wpływ na wyrok Dawida.
– Kiedy do nas wracasz? – Walerija zmieniła temat, chcąc podtrzymać rozmowę.
– Mam dziś jeszcze kilka spraw do załatwienia w Warszawie.
– Kiedy w takim razie przyjedziesz? – powiedziała nieco załamanym głosem.
– Wyruszę najszybciej, jak będzie to możliwe – rzucił zdawkowo.
– Czyli?
Coraz mniej podobał jej się przebieg tej rozmowy. Wiedziała, że w ostatnim czasie zrobiła się kurewsko marudna i nieraz ciężko jej było wytrzymać samej ze sobą, a jakby tego było mało, przybywające kilogramy dodatkowo nie poprawiały jej humoru. Bardzo jej zależało, by jej stosunki z Dawidem się nie popsuły i by nie wpadł w Polsce w kolejne kłopoty.
– Prawdopodobnie dopiero w piątek – odrzekł na wydechu Dawid, dobrze wiedząc, że ta informacja nie ucieszy jego ukochanej.
– To dopiero za trzy dni – powiedziała szorstko Walerija, a w odpowiedzi usłyszała jedynie niecierpliwe westchnienie i sygnał zerwanego połączenia. Po raz kolejny tego dnia.
Z oczu popłynęło jej kilka łez. Nie chciała kłótni. Podniosła wzrok w stronę brzegu. Po tajemniczym nieznajomym nie było śladu, a ona uświadomiła sobie, że przez tę przykrą rozmowę całkowicie zapomniała wspomnieć o nim Dawidowi.
Nie miała wyjścia i musiała dać ukochanemu trochę odetchnąć. Widocznie życie przerasta czasami nawet osoby tak odporne jak Dawid. Perspektywa odsiadki dla nikogo nie jest łatwa, zwłaszcza gdy człowiek spodziewa się dziecka. Martwiła się też, że ukochany podzieli się swoimi smutkami z Mańkiem, a to zapewne skończy się serią kolejnych popieprzonych komentarzy na jej kontach w social mediach. Od kiedy kontakty z kumplem widocznie się zmniejszyły, liczba przykrych wiadomości kierowanych w sieci do Waleriji zmalała. Natomiast gdy raz na jakiś czas udało im się porozmawiać, Walerija nie mogła nadążyć z kasowaniem kolejnych obelg wypisywanych przez anonimowego nadawcę.
W dalszym ciągu niestety nie miała pewności, kto jest autorem tych komentarzy. Intuicja podpowiadała jej jednak, że to nie Maniek. Od niedawna miała natomiast przeczucie, że za tym wszystkim stoi kobieta. Świadczyła o tym forma wypowiedzi, a im bardziej ta osoba była czymś zdenerwowana, tym więcej popełniała gaf w swoich wpisach. Najważniejszym wątkiem stała się teraz dla dręczyciela bądź dręczycielki ciąża Waleriji. Choć ona sama do tej pory nie wspomniała na portalach ani słowem o swoim stanie błogosławionym, to prześladowca usilnie próbował ją w tym każdego dnia wyręczać, pisząc o tym do gazet i wysyłając wiadomości do jej obserwatorów. Walerija podejrzewała byłą żonę Dawida, która utrzymywała kontakt z Mańkiem i jego dziewczyną Anką. Zapewne wylewała w sieci swoje frustracje, bo sama nie doczekała się potomstwa z Dawidem z powodu swoich problemów zdrowotnych. Walerija wciąż nie potrafiła jednak zrozumieć, jaki ta kobieta mogłaby mieć w tym cel i do czego jeszcze będzie zdolna się posunąć.
Walerija miała okropny mętlik w głowie i niestety musiała z tym walczyć w pojedynkę. Po wyjściu Dawida z aresztu kilkukrotnie zdarzyło jej się poruszyć z nim temat błyskawicznie rozchodzących się informacji o jej ciąży w social mediach, ale on reagował coraz bardziej nerwowo, gdy sugerowała, że winę za wszystko ponosi Maniek. Finalnie któregoś dnia pokłócili się o to tak bardzo, że o mały włos się nie rozstali. Właśnie wtedy Walerija zorientowała się, że więź łącząca tych dwóch mężczyzn jest tak silna, że dopóki nie zbierze wystarczająco dużo dowodów przeciwko niehonorowemu zachowaniu Mańka, dopóty poruszaniem tego tematu będzie wciąż dolewać oliwy do ognia.
„Uważaj na siebie, bo masz do kogo wracać” – napisała wiadomość i wysłała ją do Dawida. O dziwo, na odpowiedź nie musiała długo czekać: „Pamiętam, kochanie”. Prawdopodobnie Dawid tak jak ona właśnie przeżywał ich rozmowę na swój sposób.
– _U mienia było czuwstwo, czto etot dien’ budiet iskluczitelno isporczennym_¹ – prawie szeptem powiedziała w swoim ojczystym języku i poczuła mocne ukłucie głodu w żołądku. Musiała wracać do domu, bo, po pierwsze, nic sensownego już tego dnia nie wymyśliłaby, a po drugie, jej brzuch najwyraźniej domagał się solidnego posiłku.
Chociaż było dopiero chwilę po dwunastej, Walerija czuła się już tak wykończona, jakby właśnie przebiegła maraton. Impulsywnie podrapała się po nadgarstku i niechętnie zerknęła na dłoń. W pełnym słońcu blizny na jej rękach rzucały się w oczy jeszcze bardziej. Wciąż bezskutecznie próbowała leczyć je przeróżnymi maściami, naiwnie wierząc w nachalne reklamy mniej lub bardziej znanych influencerów. Ślady na jej ciele nie znikały. Każdego dnia przypominały jej o przeżytym koszmarze. Kiedy tak szła wolno długim deptakiem i podziwiała idealnie błękitne niebo oraz rosłe palmy niczym z obrazka, po raz kolejny dostrzegła w oddali mężczyznę w ramonesce. Nie byłoby w tym nic podejrzanego, gdyby nie fakt, że dziwak zdawał się nie odrywać od niej wzroku. Wydawał się bardzo pewny siebie, kiedy niewzruszony stał i patrzył wprost na nią. Jedną rękę schował w kieszeni, a drugą trzymał przy ustach, jakby dłubał wykałaczką w zębach. Poczuła, jak jej ciało zalewa strach. Żałowała, że Dawida nie ma w pobliżu. „A co, jeśli ten człowiek śledzi mnie ze względu na Dawida?”, pomyślała i przyspieszyła kroku. Wytężyła umysł i ponownie próbowała skojarzyć, gdzie mogła go wcześniej spotkać. Dawid poznał ją tu z kilkoma Hiszpanami, z którymi robił swoje biznesy, jednak tego faceta Walerija za cholerę nie potrafiła sobie przypomnieć. Trzęsąc się ze strachu, starała się udawać, że nie zwraca na niego uwagi. Miała już dziś wszystkiego serdecznie dość. Nagle nabrała ochoty, by podbiec do mężczyzny i wykrzyczeć mu w twarz, żeby odpierdolił się od niej i Dawida, ale na szczęście w porę się opamiętała i przyspieszyła kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Tak naprawdę do końca nie była pewna, czy to psychika płata jej figle, czy też nieznajomy faktycznie ją śledzi. Przystanęła i dając chwilę odpocząć zmęczonemu ciału, zerknęła w jego stronę. Stał teraz z poważną miną, oparty o jedną z kamienic i rozmawiał z kimś przez telefon. Gdy tylko spostrzegł na sobie jej wzrok, odwrócił głowę w przeciwną stronę, nie przerywając rozmowy. Walerija poczuła, jak krew odpływa z jej głowy. Chcąc zmylić nieznajomego, ostatkiem sił nadrobiła drogi i okrążyła jeden z ogromnych budynków mieszkalnych, a gdy się upewniła, że mężczyzna zniknął z jej pola widzenia, czmychnęła do klatki prowadzącej do jej mieszkania.
------------------------------------------------------------------------
1 Czułam, że ten dzień będzie wyjątkowo popieprzony.MARTA
– Skurwiel! – warknęła pod nosem Marta i z całych sił uderzyła pięścią w leżące na biurku zabazgrane kartki.
Do tej pory nie mogła uwierzyć, że na chwilę przed zasłużoną emeryturą dała się wpakować w tak kurewsko trudną i zawiłą sprawę. Od początku przeczuwała, że postawienie zarzutów Borowskiemu nie okaże się najłatwiejszym zadaniem, ale nie sądziła, że będzie to praktycznie graniczyło z cudem. Minęło już kilka dobrych miesięcy, od kiedy Walerija po raz pierwszy stanęła w drzwiach jej biura i podzieliła się z nią swoją dramatyczną historią. Historią, która dosłownie zwaliła Martę z nóg, a ona nadal nie miała wystarczających dowodów, które by pozwoliły złożyć koledze z pracy poranną wizytę w domu w towarzystwie antyterrorystów. Wiedziała jednak, że nie ma takiej siły, która by ją zatrzymała przed udowodnieniem mu winy. W głowie od dawna miała ułożony plan zatrzymania Borowskiego, jednak do osadzenia go w areszcie potrzebowała twardych, niepodważalnych dowodów. Jedno było pewne: gdy już nadejdzie ten dzień, na miejsce aresztowania weźmie ze sobą butelkę cholernie drogiego szampana. „Niech ma”, pomyślała. „W więzieniu takich rarytasów nie uświadczy”. Sprawnym ruchem, nie wstając z fotela, odsunęła się od biurka i przeczesała dłonią włosy. Miała teraz ochotę na całą garść pieprzonych miętówek, a jak na złość pół godziny temu zjadła ostatnią, którą udało jej się wydobyć z dna torebki. Chwyciła telefon i wybrała numer sekretariatu.
– Taaak? – powiedział ospale damski głos po drugiej stronie. – Słucham?
Nienawidziła rozmawiać z dziewczyną, która już jakiś czas temu zajęła miejsce Hani. Powściągliwa w uczuciach Marta nie sądziła, że kiedykolwiek tak bardzo będzie jej brakowało byłej sekretarki. Co prawda zarówno Hania, jak i ta nowa nie należały do energicznych kobiet, jednak Hanka w porównaniu do tej nowej była niezwykle ułożona i nad wyraz pracowita. Jeśli została o coś poproszona, to wykonywała polecenie bez zająknięcia. Natomiast obecna sekretarka sprawiała wrażenie ciągle niewyspanej i wiecznie niezadowolonej. Marta na wspomnienie wyjątkowo delikatnej w obyciu Hani nie po raz pierwszy zastanowiła się, co mogło być powodem jej tak nagłej decyzji o rezygnacji z pracy. W tym momencie jednak dla prokuratorki ważniejsze było szybkie zdobycie miętówek.
– Siedzisz tu za karę czy pomyliłaś prokuraturę z wakacjami na Malediwach? – wypaliła Marta i wcale nie miała zamiaru tego odszczekiwać.
– Słucham? – dziewczyna była wyraźnie zaskoczona tym, co usłyszała.
– Proponuję ci wziąć się do roboty, Monika. – Marta była przekonana, że sekretarka w dalszym ciągu nie wykonała zleconych jej zadań, a zamiast tego przeglądała kolejne strony portali plotkarskich. – Przygotowałaś i wysłałaś wezwania do moich świadków?
– Póki co tylko przygotowałam – odrzekła oschle, najwidoczniej mocno poruszona tonem, jakim zwracała się do niej prokuratorka, po czym dodała, jakby na swoją obronę: – Właśnie się ubierałam i planowałam pójść na pocztę.
– Świetnie! – Marta ani trochę nie wierzyła w słowa sekretarki, ale jednocześnie nie kryła zadowolenia z przebiegu sytuacji. – W takim razie po drodze zahaczysz o sklep i weźmiesz mi paczkę miętówek, a jeśli wystarczy ci sił po tym jakże wyczerpującym zadaniu, to możesz spróbować udźwignąć i dwie paczki.
Stara prokuratorka odłożyła słuchawkę i policzyła w myślach do dziesięciu. Jeszcze kilka lat temu osobiście zeszłaby do sekretariatu i nawtykała dziewczynie, co myśli o jej ślamazarności, ale staż, jakim mogła pochwalić się w tej pracy, w końcu do czegoś ją zobowiązywał. Do cierpliwości, którą prawdopodobnie prędzej czy później i tak straci, jeśli Monika będzie tam nadal pracowała. Poza tym miała teraz inne zmartwienia, dlatego całą swoją uwagę musiała skupić na śledztwie dotyczącym Borowskiego. Jedno z wezwań, jakie sekretarka miała dziś wysłać, adresowane było do niejakiej Klary, eksprzyjaciółki Waleriji.
Marta bardzo długo nie mogła ustalić faktycznego adresu zamieszkania Klary, a jej numer telefonu widniejący w systemach państwowych był już nieaktualny. Marta przez chwilę miała wrażenie, że ta cała Klara jest jakimś człowiekiem widmem, i gdyby nie krążące w sieci nagłówki czy nagrana przez Waleriję rozmowa z Adamem, skłonna byłaby podejrzewać nawet, że Walerija sobie wszystko uroiła. W tej sytuacji bardzo pomogła jej aplikantka prokuratorska, którą przydzielił Marcie prokurator generalny. Facet prawdopodobnie nie do końca miał świadomość znaczenia tego ruchu, bo dziewczyna była młoda, ambitna i po cichu podzielała zdanie Marty na temat samowolki panującej w organach prawnych za kadencji obecnego rządu. Przydzielenie jej do zespołu Marty to dla tego durnia strzał w kolano, a dla Marty okruch nadziei, że dzięki takim ludziom jak jej nowa asystentka sprawiedliwość ma jeszcze szansę odrodzić się w tym kraju.
Natalia, bo tak miała na imię aplikantka, momentalnie wzięła sprawy w swoje ręce i przeczesała sieć w poszukiwaniu wydarzeń, na których pojawiały się mniej lub bardziej znane osoby z show-biznesu. Tym sposobem w mgnieniu oka dotarła do informacji o evencie, na którym miała być Klara. Marta wysłała tam tego dnia swoich ludzi, by bacznie obserwowali każdy krok modelki aż do jej powrotu do domu. Swoją drogą Marta nie mogła się nadziwić, co te wszystkie młode dziewczyny widziały w zdobyciu sławy. Jedno było pewne: Klara, pomimo że była celebrytką, z jakichś powodów nie miała nigdzie zameldowania, a choć telefon mogła przecież zgubić, wyrzucić czy też utopić na dnie oceanu, to najwidoczniej nie planowała rejestrować na siebie kolejnego. Prokuratorce od samego początku wydała się tajemnicza i podejrzana. Marta miała przeczucie, że ich spotkanie tylko potwierdzi jej przypuszczenia. O ile dziewczyna w ogóle stawi się w prokuraturze.
Drugie wezwanie natomiast zostało nadane do mężczyzny. Marta musiała zachować wyjątkową ostrożność na wypadek, gdyby okazało się, że świadek zna się z Adamem Borowskim. Zresztą, co tu dużo mówić – podczas prowadzenia tego wciąż przedłużającego się śledztwa musiała zachowywać kurewską ostrożność na każdym kroku. Nie mogła teraz liczyć na pomoc kolegów po fachu. Była zmuszona do działań w pojedynkę, jeśli chciała, by do Adama nie dotarła informacja o toczonym przeciw niemu dochodzeniu. W innym wypadku mężczyzna mógłby zdążyć ubłagać generalnego, by – zgodnie z panującymi w ostatnim czasie w rządzie zasadami – zamiótł wszystko pod dywan. A ze względu na pozycję jego nieżyjącego ojca było całkiem prawdopodobne, że udałoby mu się osiągnąć ten cel.
– Tfu – Marta splunęła na samą myśl o tym zboczeńcu i wstała, by zerknąć przez okno, czy Monika przypadkiem nie wraca z jej miętówkami.
Nazwisko mężczyzny, którego chciała przesłuchać, bardzo często pojawiało się na bilingach starego numeru Klary, a ponadto przewijało się również w sieci. Najczęściej przedstawiany był jako znany warszawski inwestor i dobroczyńca wspierający domy dziecka w województwie mazowieckim. Niejednokrotnie widniał też na zdjęciach z dobrze znanymi Marcie warszawskimi urzędasami. Prokuratorka nie miała jednak pewności, czy znał się z nimi tylko na stopie czysto biznesowej, czy też stały za tym jakieś głębsze powiązania. Właśnie dlatego nie mogła pozwolić sobie na wysłanie standardowego wezwania. Musiała zrobić coś, co do tej pory znała jedynie z opowieści kolegów z pracy. Nie chciała niepotrzebnie spłoszyć ani mężczyzny, ani Klary. Każde z nich otrzymało urzędowe pismo z prośbą o stawienie się w jej biurze pod pretekstem próby rozbicia szajki oszustów biorących kredyty gotówkowe na wykradzione dane. Świadkowie Marty mieli w tej sprawie status poszkodowanych. Wiedziała, że to jedyna szansa, by sprowadzić tu tę dwójkę bez problemów i niepotrzebnego zainteresowania któregoś z jej przełożonych.
– Wejść! – Marta krzyknęła swoim mocnym głosem, kiedy usłyszała nieśmiałe pukanie do drzwi. Uśmiechnęła się od ucha do ucha na widok dwóch opakowań jej ulubionych miętówek, trzymanych w ręce przez flegmatyczną sekretarkę.
– Poczta wysłana, zakupy zrobione – powiedziała naburmuszona Monika i, o dziwo, zanim prokuratorka zdążyła jej odpowiedzieć, opuściła pomieszczenie.
Marta zgrabnie rozerwała szeleszczące opakowanie i włożyła cukierek do ust. Nic nie wyciszało jej bardziej niż te cholernie miętówki. I prawdopodobnie nic tak mocno nie wpływało również na jej wielki tyłek. Westchnęła głośno, obiecując sobie w myślach, że na emeryturze poświęci więcej uwagi swojej figurze, po czym zerknęła na zegarek. Lada chwila w jej biurze miała się pojawić Natalia. Najbliższe dwa tygodnie były kluczowe w całym śledztwie, więc wspólnie z asystentką zaplanowały na ten dzień burzę mózgów. Choć Marta była starą wyjadaczką i przesłuchiwanie świadków stanowiło według niej najlepszą część dochodzeń, to miała pełną świadomość odmienności tej sprawy. O ile nie przejmowała się rozmową z warszawskim inwestorem, o tyle miała pewne obawy przed spotkaniem z młodziutką Klarą.
Marta przez całe życie nie doczekała się potomstwa, dlatego też jej obycie w postępowaniu z młodymi ludźmi było znikome. Nie wiedziała do końca, jakich narzędzi użyć, by zmusić dziewczynę do zeznań, i miała nadzieję, że w tej kwestii z odsieczą przyjdzie jej asystentka. Ku rozczarowaniu Marty Walerija nie opowiedziała jej zbyt wiele na temat swojej eksprzyjaciółki. Zeznała tyle, ile potrzebne było do wszczęcia śledztwa. Marta niemalże od razu wyczuła, że poszkodowana nie chce bardziej pogrążać Klary.
– Nie przeszkadzam?
Stara prokuratorka drgnęła i mocno zaciskając w pięści kolejną miętówkę, odwróciła się w stronę drzwi.
– Skądże znowu, wchodź! – krzyknęła w stronę Natalii i odetchnęła z wyraźną ulgą. – Już myślałam, że to Monika, i chciałam pogonić ją strzałem z miętówki.
Młoda asystentka zachichotała i zamknęła za sobą drzwi.
– Czekałam na ciebie – powiedziała Marta, wskazując dłonią na krzesło przy biurku, które zazwyczaj zajmowali oskarżeni lub świadkowie.
– Przepraszam, pani Marto. Pukałam trzy razy, ale nikt nie odpowiadał – tłumaczyła się dziewczyna, zdejmując ciemnobordowy płaszcz.
– Daj spokój, dziecko, z tymi grzecznościami. Całkowicie odpłynęłam – trajkotała prokuratorka, mocno gestykulując. – Ja ci mówię, to śledztwo wpędzi mnie do grobu.
– Coś się wydarzyło? – zapytała zaciekawiona Natalia.
– Wydarzyło? Chyba żartujesz. – Marta roześmiała się, choć tak naprawdę miała ochotę się rozpłakać. – Jeżeli nie uda nam się wyciągnąć nic więcej od świadków, to powiem ci, że będzie to dla mnie znak, by z resztkami godności w końcu odejść na emeryturę.
– W takim razie bierzmy się do roboty – powiedziała stanowczo Natalia, rozkładając na stole swojego laptopa.
Marta polubiła tę dziewczynę. Chyba głównie dlatego, że przypominała jej ją samą wieki temu, gdy zaczynała pracę w prokuraturze. Przez cały ten czas prokuratorka ani trochę się nie wypaliła i zawsze postępowała w zgodzie ze swoimi zasadami. Miała przeczucie, że podobnie będzie w przypadku Natalii, dlatego chciała udzielić jej jak najwięcej rad i wsparcia. Wiedziała, że dopóki dziewczyna nie uzyska statusu pełnoprawnego prokuratora, dopóty Marta nie powinna wdrażać jej w jakiekolwiek śledztwo, ale teraz nie miała wyjścia.
Słuchała Natalii z pełną uwagą, gdy ta opowiadała o tym, co udało jej się wyszukać w artykułach internetowych na temat Klary. Co prawda nie mogły posiłkować się jedynie bzdurami napisanymi przez dziennikarzy, ale przynajmniej miały jakiś punkt zaczepienia, a poza tym nieco przybliżyło im to postać dziewczyny.
– Widzę, że nie próżnowałaś. – Kiwnęła głową z uznaniem, gdy Natalia skończyła mówić.
– Poszkodowanej należy się sprawiedliwość.
– Mnie też zależy na sprawiedliwości. – Marta odchrząknęła. – A najbardziej zależy mi na tym, żeby sprawiedliwie ujebać tego dupka.
Słowa te wybrzmiały mocno w małym pomieszczeniu. Zza drzwi dobiegły odgłosy rozmowy, a potem rozległo się pukanie. Marta uniosła palec wskazujący na wysokość ust, dając tym samym do zrozumienia, by dziewczyna milczała, i wstała, by osobiście otworzyć drzwi.
– Kogo tu diabli niosą? – powiedziała, otwierając drzwi na oścież i zamarła. – Borowski.
– Malewska – odrzekł prokurator, głośno sapiąc.DAWID
Gdy otworzył oczy, w pokoju było jeszcze ciemno. Ze snu wybudziły go czyjeś wrzaski dochodzące z ulicy. Podniósł się po cichu i podszedł do uchylonego okna. Pod blokiem kłóciła się jakaś młoda parka, która ewidentnie przesadziła z alkoholem. Był środek tygodnia, więc zakochani wracali zapewne z tournée po barach na Nowym Świecie. Z całej siły trzasnął skrzydłem okna, wrócił do łóżka i zerknął na zegarek w telefonie. Było chwilę po szóstej. „Czyli już dziś nie wjadą”, pomyślał i nieco się rozluźnił. Nie miał pojęcia, czego dokładnie się obawia. Tak samo jak nie miał pojęcia, w co pogrywali prokurator Borowski i ten cwel Badyl. Jedno natomiast było pewne – wydarzenia podczas ostatniej sprawy sądowej sprawiły, że do tej pory czuł się całkowicie zdezorientowany. Marzył teraz jedynie o obecności Waleriji, którą przez własne problemy paskudnie potraktował.
W noc przed ostatnią rozprawą pojawił się u niego Emil Dyniec. Stary dobry znajomy, z którym lata temu zrobili kilka przekrętów vatowskich. Niestety, mężczyzna miał dwie słabości, które permanentnie sprowadzały go na dno: słabość do kobiet i seksu oraz hazard. Dawid wiele razy próbował wyratować staczającego się i tonącego w długach Emila, jednak w końcu odpuścił. Z doświadczenia wiedział, że jeśli samemu zainteresowanemu nie przechodzi nawet przez głowę myśl o porzuceniu nałogów, to tym bardziej na nic będą starania osób postronnych. Z czasem ich kontakty stały się coraz rzadsze, aż w końcu ograniczyły się do minimum. Emil pojawiał się już tylko wtedy, gdy wytrzeźwiał, wyrzuciła go ze swojego mieszkania kolejna prostytutka albo gdy brakowało mu gotówki do rozpierdalania w kasynie. Pomimo to Dawid darzył Dyńca niesłabnącą sympatią. Znajomy miał bez wątpienia niepowtarzalne poczucie humoru i mnóstwo istotnych znajomości. Dawid właściwie nie znał drugiej osoby, która mogła pochwalić się tyloma mocnymi i znaczącymi kontaktami w całej Polsce.
Tamtej nocy Emil wyrósł jakby spod ziemi, spocony do granic możliwości, i już od samych drzwi oznajmił, że Paweł Badylowski poszedł na współpracę z prokuraturą. Dawida o tyle zdziwiła ta wiadomość, że dotąd żaden z kumpli osadzonych na Białołęce nie wspominał o takich podejrzeniach, a sam Badyl póki co nie został przywieziony na ani jedną ich wspólną rozprawę. Właściwie oprócz Mapeta, który się motał i za każdym razem zeznawał inną wersję wydarzeń, w sądzie nie pojawił się żaden inny powołany świadek. Wszystko to wydłużało oczekiwania Dawida na wyrok. Poza tym Badyl na pewno nie należał do osób, które szczególnie przejęłyby się kolejnymi latami odsiadki. Zwłaszcza że ta aktualna nie była jego pierwszą. Gościu miał większy staż w więzieniu niż liczbę zdanych semestrów w szkole. Fakt, był totalnym paranoikiem i miewał oderwane od rzeczywistości zachowania, jednak Dawid był niemalże stuprocentowo przekonany, że Paweł nigdy w życiu nie pogrążyłby swoich kumpli w zamian za uniknięcie wyroku.
– To do niego niepodobne – powiedział wtedy Dawid rozgorączkowanemu Emilowi.
– Tajpan, mam wiadomości z pierwszej ręki! – przekonywał go tamten, częstując się wodą z kranu.
– Kacyk? – zaśmiał się Dawid i wskazał koledze miejsce na kanapie. – Opowiadaj. Co to za pierwsza ręka?
Emil mocno przechylił szklankę z lodowatą wodą i rozgościł się obok Dawida.
– Niestety, tego powiedzieć nie mogę. – Dyniec pokręcił głową. – Sam rozumiesz. Jak by się wydało, to jest po mnie, ale przyrzekam ci, że nie ściemniam.
Dawid miał mieszane uczucia. Dobrze wiedział, jak wszelkie nałogi wpływają na pojmowanie rzeczywistości. Emil prawdopodobnie dotarł tu prosto z kolejnego after party, a informacja na temat Badyla równie dobrze mogła być efektem zbyt dużej dawki przyjętej ostatniej nocy kokainy lub wybujałej wyobraźni któregoś z wrogów Badyla. A tych niestety ten miał całkiem sporo.
– Wiesz o tym, że nie mając papierka na potwierdzenie twoich słów, nie mogę nawet powtarzać dalej tych plotek.
– Zrobisz, co będziesz uważał za stosowne – rzucił Dyniec i mocno pociągnął nosem.
– Nadal nie skończyłeś z tym gównem?
– Nie wiem, które gówno masz na myśli. – Emil aż zawył ze śmiechu, ubawiony po pachy swoim żartem.
Dawid uśmiechnął się i poklepał kolegę po plecach.
– Myślę, że na próżno byłoby czekać, aż się zmienisz. – Zmierzył pociągającego nozdrzami kolegę i dodał: – Chociaż śmiało mogę powiedzieć, że ze spotkania na spotkanie zmienia się twoja waga. Ile już przytyłeś? Bo szczerze mówiąc, twoja ksywa w końcu zaczyna nabierać znaczenia.
Mężczyźni spędzili na rozmowie sporą część nocy, a gdy Emil zasnął w końcu z wycieńczenia na kanapie w salonie, Dawid jeszcze długo nie mógł zmrużyć oka. Choć wątpił w autentyczność słów kolegi, to nie dawały mu one spokoju, przez co następnego dnia poszedł na rozprawę kompletnie niewyspany. Już przy samym wejściu wziął na bok adwokata Muszaka, by przekazać mu niepokojące wieści.
– Jeśli jest na współpracy, to prędzej czy później będzie musiał złożyć zeznania przed sądem – powiedział mecenas, wzruszając ramionami i kierując się w stronę sali. – Ma coś na ciebie?
Dawid spojrzał na Muszaka wymownie, jakby chcąc dać mu niewidzialny znak, że Badyl wie o nim wystarczająco dużo, by pogrążyć go na resztę życia, i ruszył za adwokatem.
– Jedna rzecz nie daje mi spokoju – drążył Dawid.
– Mianowicie?
– Jeśli faktycznie jest konfidentem, to jakim cudem uchował się z takimi papierami na normalnej celi?
– W takim razie chyba sam odpowiedziałeś sobie na to pytanie.
– Nie rozumiem?
– Dobrze wiesz, że bez czystego białka², zarówno dla jego własnego bezpieczeństwa, jak i dla pewności sprawy wrzuciliby go na ochronki³.
Zdawało się, że te słowa nieco uspokoiły Dawida i chwilę później na salę rozpraw wchodził bardziej rozluźniony. W procesie była cała masa niejasności, a on sam niezmiennie nie przyznawał się do winy i odmawiał składania jakichkolwiek zeznań. Borowski, który z dnia na dzień stawał się coraz grubszy i coraz mocniej zaciskał zęby na widok Dawida, nadal nie przedstawił żadnych konkretnych dowodów w postaci chociażby nagrań z kamer czy bilingów wskazujących na popełnienie przestępstwa przez Dawida. To wszystko dawało mu odrobinę nadziei na niski wyrok.
Teraz, gdy poród Waleriji zbliżał się nieubłaganie, Dawid marzył jedynie o jak najszybszym zakończeniu procesu. Wiedział, że jego przeszłość jeszcze długo będzie się za nim ciągnęła, ale pomimo to chciał zagwarantować Waleriji i dziecku normalną codzienność. Im prędzej pójdzie odsiedzieć ten pieprzony wyrok, tym szybciej będzie mógł zacząć normalnie żyć. Kochał Waleriję nad życie i cieszył się, że w końcu odnalazł przy niej upragniony spokój. Dziewczyna, choć nieokrzesana, była dla Dawida odpowiednią partnerką: dzielnie znosiła wszystkie jego problemy i zgodnie z obietnicą sama dość mocno ograniczyła życie na świeczniku. Od kiedy ze względu na ciążę całkowicie odstawiła alkohol i starała się pracować nad swoimi traumami, zaczęli dogadywać się jeszcze lepiej. Fakt, ich poglądy często się różniły, lecz mimo to wciąż działali na siebie jak magnes. Dawid czasami nie mógł uwierzyć, że zupełnie przypadkiem można spotkać na swojej drodze tak właściwą osobę. Jedno było pewne: plan na życie mieli jednakowy – przeżyć je wspólnie, najlepiej w ciepłych krajach.
– Zapraszam na salę oskarżonego Pawła Badylowskiego – powiedziała do niewielkich rozmiarów mikrofonu młoda protokolantka.
Dawid zamarł i powoli spojrzał na mecenasa, jednak ten uspokoił go gestem dłoni. Obaj zerknęli w stronę drzwi, przez które policjanci właśnie wprowadzali wysokiego, przygarbionego mężczyznę z długą brodą.
– Badyl – szepnął Dawid i natychmiast poczuł w kostce przeszywający ból, spowodowany mocnym kopniakiem od adwokata.
Badyl był jeszcze chudszy niż wtedy, gdy widzieli się po raz ostatni. Wyglądał koszmarnie. Twarz miał zapadniętą, a włosy znacznie mu posiwiały. Jego ręce i nogi spięto kajdanami połączonymi łańcuchami. Sprawiał wrażenie nieobecnego, ale na widok Dawida wyraźnie się uśmiechnął, a gdy upewnił się, że ani sędzia, ani prokurator nie patrzą, puścił do Dawida oczko.
– Wygląda na to, że wszystko jest w jak najlepszym porządku – powiedział cicho Muszak i odchrząknął.
Dawid nie skomentował słów adwokata. Widok Badyla w takim wydaniu sprawił, że nie potrafił wydusić z siebie słowa. Nie miał pojęcia, do czego musieli posuwać się podczas przesłuchań cebeesie i Borowski, ale nie wyglądało to dobrze. Pawłowi bliżej było w tym momencie do położenia się w kostnicy niż do zeznawania na rozprawie sądowej. Dawid poczuł, jak jego ciało przechodzą dreszcze. Nie chciał sobie nawet wyobrażać, jak w dzisiejszej rzeczywistości traktowani są aresztowani przestępcy. Wielokrotnie słyszał o używaniu podczas przesłuchań paralizatorów czy wsiadaniu na psychikę, ale dopiero rysujący się na twarzy kolegi ból uświadomił mu, że bycie więźniem to teraz najczęściej nie tylko perspektywa odsiadki, ale często wyrok powolnej śmierci.
Gdy sędzia skończył mówić o prawach i obowiązkach oskarżonego i dał Badylowskiemu możliwość wypowiedzenia się, na sali zapadła przerażająca cisza.
– Nazywam się Paweł Badylowski – zaczął, wlepiając wzrok w sędziego.
Dawid nigdy wcześniej nie czuł się tak fatalnie jak tego dnia. Brak snu dawał mu się coraz mocniej we znaki, a do tego napięcie, jakie rosło w nim od samego rana, mogło zaraz eksplodować.
– Chciałbym złożyć zeznania.
Dawid poczuł się tak, jakby właśnie ktoś przyłożył mu nóż do gardła. Liczył na to, że albo się przesłyszał, albo Badyl próbuje sobie żartować ze wszystkich obecnych na sali. Jednak nikt się nie śmiał. Sędzia i Borowski nie wyglądali nawet na zaskoczonych tą deklaracją. Przetarł dłonią kilka kropel potu, które w mgnieniu oka zaczęły spływać z jego czoła, i starał się za wszelką cenę sprawiać wrażenie niewzruszonego. Jednak w środku rozsypywał się na kawałki. Bez mała od razu przed oczami stanęła mu uśmiechnięta od ucha do ucha Walerija, trzymająca się za widocznie zaokrąglony brzuch. Przegonił tę myśl tak szybko, jak tylko potrafił. Nie mógł dać się teraz złamać. Wziął głęboki wdech i po raz kolejny tego dnia spojrzał na kolegę.
– Przyznaję się do zarzucanego mi czynu. – Zwrócił swoją zapadniętą twarz w stronę prokuratora, jakby szukając aprobaty. – I wykorzystując obiecaną możliwość złagodzenia kary, chciałbym dodać coś od siebie.
– Potwierdzam. – Borowski wstał, patrząc swoim przenikliwym wzrokiem na Dawida. – Zaraz po zeznaniach przedstawimy naszą propozycję wyroku.
– Proszę kontynuować – rzucił sędzia i domyślając się, że zeznania nie będą należały do zwięzłych, wygodnie oparł się na potężnym krześle.
Badyl zawiesił wzrok na jakimś punkcie na stole sędziowskim i nie spiesząc się, zaczął szczegółowo opowiadać o przemycie kokainy z Hiszpanii, jakiego wspólnie dopuszczali się zaraz przed jego odsiadką. Dawid miał wrażenie, że z każdą sekundą zeznań Badylowskiego, coraz bardziej rozmywa mu się obraz przed oczami. Nie docierało do niego to, co właśnie uczynił człowiek, za którego jeszcze kilka godzin temu byłby w stanie poręczyć swoim życiem. Starał się słuchać uważnie każdego słowa wypowiadanego przez Pawła, wciąż upewniając się, że nie jest to sen na jawie. Nerwowo podrygiwał przy tym prawym kolanem. Stres skumulował się w nim na tyle, że dopiero po pół godzinie zeznań zorientował się, że w całej tej historii nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż oskarżony całkowicie pomijał w niej Dawida i Mańka. Zupełnie jakby mężczyźni nigdy nie brali udziału w żadnych rozmowach i ustaleniach. Siebie natomiast przedstawiał nie jako wspólnika, lecz zwykłego pomagiera i kierowcę, który w całym przedsięwzięciu zarabiał jedynie marne grosze.
– Proszę wyrażać się jasno – powiedział nagle sędzia, wchodząc w słowo Badylowi. – Nie chcę, by pojawiły się jakiekolwiek wątpliwości. Kto odpowiadał za kierowanie tym przemytem?
Wszystkie oczy ponownie zwróciły się w stronę Badylowskiego.
– Leon. A właściwie Leszek Styrczuk.
Dawid poczuł, jak zbiera mu się na mdłości. Nie pojmował, dlaczego Paweł uwziął się właśnie na Leona i postanowił całkowicie go pogrążyć. Facet miał już tyle problemów z prawem, że każdy kolejny przybliżał go do spędzenia w pierdlu reszty życia. Z jednej strony czuł wdzięczność, że Badyl oszczędził jego i Mańka, a z drugiej zastanawiał się, czy i w jaki sposób ma przekazać Leonowi te rozpaczliwe wieści.
Wstawił wodę na herbatę i poszedł powoli do łazienki. Gdy spojrzał w lustro nad umywalką, przeraził się. Przeprawa, jaką zafundował mu Badyl, sprawiła, że w ciągu zaledwie dwóch dni postarzał się o kilka lat. Twarz miał szarą i zmęczoną, a kotłujące się w głowie myśli doprowadzały go do szaleństwa. Bez względu na to, co planowali Borowski z tym pierdolonym konfidentem, pewne było, że celowo postawili Dawida w sytuacji bez wyjścia.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
------------------------------------------------------------------------
2 Białko – w gwarze więziennej dokumenty z informacją o paragrafie więźnia oraz jego stanowisko wobec przedstawionych zarzutów.
3 Ochronki – w gwarze więziennej specjalne cele dla więźniów, zapewniające im ochronę przed współwięźniami między innymi wtedy, gdy złożyli zeznania obciążające innych przestępców.