Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Sąsiedzi - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
24 lutego 2021
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Sąsiedzi - ebook

Szczęście zaczyna się wtedy, gdy jesteśmy komuś potrzebni

Meredith żyje tylko przeszłością. Niegdyś gwiazda Hollywood, uwielbiana przez miliony, mieszka teraz z dwójką opiekunów w kamiennej willi w San Francisco. Jej życie naznaczyła osobista tragedia, która przerwała imponującą karierę kobiety i odseparowała ją od rodziny.

Meredith nie wierzy, że los może szykować dla niej coś dobrego. Pielęgnuje wspomnienia odległych czasów i własną dojmującą samotność.

Wtedy przychodzi kolejny cios. Upalne kalifornijskie lato przerywa kataklizm – trzęsienie ziemi o niespodziewanej sile. Meredith bez wahania przyjmuje do swojej willi okolicznych mieszkańców, którzy stracili cały dobytek. Nareszcie czuje się potrzebna.

W posiadłości spotkają się piękna dziewczyna, która szuka szczęścia w ramionach nieodpowiednich mężczyzn, lekarz borykający się z problemami rodzinnymi i młody pisarz o wielkim sercu. Gdy zaczną opowiadać swoje historie, los zbliży ich do siebie.

Wtedy to wyjdzie na jaw szokująca prawda o przeszłości Meredith –

sekret, którego nie zna nawet ona sama…

Oszałamiająca powieść Danielle Steel opowiada o tym, jak w jednej chwili może zawalić się nasz świat, i o miłości, która daje siłę, by zbudować go na nowo. Sąsiedzi to odpowiedź uwielbianej na całym świecie autorki na nasze trudne czasy.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-7458-7
Rozmiar pliku: 886 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

W olbrzymiej, zbudowanej z kamienia rezydencji trudno było znaleźć ucieczkę od upału nawet w piwnicy. Debbie Speck krzątała się po dużej, przestronnej kuchni, odkładając zakupy przyniesione chwilę wcześniej przez jej męża. Jack był zlany potem. Miał czterdzieści cztery lata, niewielką nadwagę, a jego łysiejącą głowę porastały ciemne włosy. Z daleka czuć było mocny zapach wody po goleniu, maskujący odór alkoholu – taniej szkockiej, którą Jack trzymał w swoim pokoju i popijał ukradkiem w nocy. Aromat whisky przenikał przez pory jego skóry przy najmniejszym nawet wysiłku. Debbie zwykle dołączała do niego na kilka drinków. Wolała jednak gin z tonikiem lub wódkę, którą ukrywała w zamrażarce w piwnicy, dokąd ich szefowa Meredith White nigdy się nie zapuszczała. Szanowała ich prywatność, co było im zdecydowanie na rękę. Debbie też miała nadwagę i sama farbowała sobie włosy na blond.

Przez ostatnie piętnaście lat para pełniła funkcję zarządców i opiekunów nieruchomości, mieszkając w domu znanej ze swojej skrytości i dbania o prywatność emerytowanej gwiazdy filmowej. Meredith nadal pracowała, kiedy ich zatrudniała – grała w kolejnych filmach, często niemal mieszkała na planach zdjęciowych, podobnie jak jej mąż, aktor i producent filmowy Scott Price. Zdarzały się nawet całe miesiące rozłąki, podczas których pracowali nad różnymi projektami.

Była to wymarzona praca dla Jacka i Debbie, którzy dzięki temu mogli żyć na koszt często nieobecnych pracodawców w ogromnej, luksusowej posiadłości. Zwykle przynajmniej jednego z małżonków nie było przez większość czasu, a gdy już oboje pojawiali się w domu, byli wiecznie zajęci. Nie mieli czasu na nadzorowanie zarządzających posiadłością, a poza tym darzyli ich zaufaniem. Gdy Jack i Debbie zaczynali tę pracę, byli jeszcze młodzi, mieli zaledwie po dwadzieścia dziewięć lat, ale już wtedy byli świadomi ukrytych korzyści płynących z takiego zatrudnienia. Sklepy i wykonawcy angażowani przez nich w związku z zaspokajaniem potrzeb ich pracodawców przekazywali im sowite wynagrodzenia i prowizje lub świadczyli dla nich usługi, za które płacili tak naprawdę właściciele rezydencji na podstawie zawyżonych faktur. Jack i Debbie zdawali sobie sprawę, jak dużo udało im się przez te wszystkie lata zarobić na boku. W ciągu zaledwie kilku miesięcy od podjęcia pracy zbudowali całą sieć relacji opartych na wzajemnych korzyściach. Robili tak już wcześniej i nie mieli żadnych skrupułów, wykorzystując zaufanie swoich chlebodawców. Byli w tym na tyle dobrzy, że dobierali ich, kalkulując zyski i na podstawie tego, jak często pracodawcy byli zajęci lub nieobecni w domu.

Gdy Jack i Debbie podjęli pracę w posiadłości Meredith, była ona jedną z najlepiej opłacanych aktorek w show-biznesie. Nie mogli narzekać na jej brak hojności. Początkowo od czasu do czasu mieli podwieźć gdzieś jej trzynastoletniego syna Justina, ale poza nimi na miejscu byli też opiekunowie, którzy się nim zajmowali, a także młoda doktorantka, która mieszkała w posiadłości i zawoziła Justina do szkoły, kiedy jego rodziców nie było w domu. Z kolei gdy gospodarze wracali z planu, spędzali czas z synem i sami się nim opiekowali. Ich córka Kendall siedem lat wcześniej wyjechała na studia do Nowego Jorku i nigdy nie wróciła na stałe do San Francisco. Miała dwadzieścia pięć lat, kiedy Debbie i Jack zaczęli pracować w posiadłości White’ów. Już wtedy wracała do domu tylko na święta. Teraz była mężatką i matką – jej córka miała na imię Julia. Z kolei Meredith i Scott wyjeżdżali tak często, że trudno było znaleźć dobry moment na rodzinne spotkanie.

To były idealne warunki dla Jacka i Debbie. Apartament teściowej, który dostali do swojej dyspozycji, miał osobne wejście i był efektownie umeblowany. Sama posiadłość – największa rezydencja w mieście – znajdowała się w Pacific Heights, najlepszej dzielnicy mieszkalnej w San Francisco. Praca dla dwóch sławnych gwiazd filmowych była nie tylko niezwykle opłacalna, lecz także prestiżowa. Meredith i Scott przeprowadzili się do San Francisco, kiedy urodził się im syn, a ich córka miała dwanaście lat. Uznali, że nie chcą wychowywać kolejnego dziecka w Los Angeles. San Francisco było mniejszym, konserwatywnym, przyjemnym do życia miastem, oferującym świetne szkoły dla Justina i Kendall i dobrą pogodę przez cały rok. Nowa posiadłość i należące do niej tereny otoczone wysokim żywopłotem, który posadzili, gdy zostali właścicielami domu, dawały im przestrzeń i zapewniały prywatność.

Przez lata Debbie i Jack czerpali ogromne profity ze swojej posady. Mieli imponujące oszczędności, które zgromadzili dzięki wieloletniej pracy i w nieuczciwy sposób. Do ich apartamentu trafiło też kilka skarbów, w szczególności dwa niewielkich rozmiarów, lecz niezwykle cenne francuskie obrazy, które zniknęły z głównej części domu i wisiały w ich sypialni już od kilkunastu lat. Meredith nigdy nie zauważyła ich braku, a Debbie po prostu bardzo się spodobały, więc postanowiła przenieść je do ich lokum. Meredith miała też konto bankowe, z którego pieniądze szły na pokrycie wydatków związanych z domem. Kilka lat wcześniej Debbie zgłosiła się na ochotnika do regulowania rachunków, by zdjąć z pracodawczyni ten uciążliwy obowiązek. Oczywiście, nie robiła tego za darmo – przelewała potajemnie drobne sumy na własne konto. Nawet księgowy Meredith nie kwestionował tych stosunkowo drobnych wydatków. Nie dało się zaprzeczyć – Debbie i Jack byli sprytnymi złodziejami.

Troszczyli się o wszelkie potrzeby swoich pracodawców, a także okazywali głębokie współczucie i życzliwość, gdy życie Meredith nagle się rozpadło. Cudowny świat, w którym żyła, rozleciał się na jej oczach zaledwie kilka miesięcy po przeprowadzce. Po tych wydarzeniach aktorka przestała śledzić swoje finanse, nie poświęcała też uwagi innym sprawom.

Czternaście lat wcześniej mąż Meredith, Scott, miał bardzo głośny romans z młodą włoską aktorką, która grała razem z nim w pewnym filmie. Miała dwadzieścia siedem lat, on – jako pięćdziesięciopięciolatek – był od niej przeszło dwa razy starszy. Gdy Jack i Debbie zaczynali pracę, małżeństwo Meredith i Scotta wydawało się trwałe, co było rzadkością w show-biznesie. Byli oddaną parą, kochali swoje dzieci – przynajmniej tak się wydawało Jackowi i Debbie. Wkrótce potem Scott wyjechał na plan zdjęciowy do Bangkoku, a gdy wrócił, małżeństwo legło w gruzach. Niedługo po powrocie zostawił Meredith dla Silvany Rossi i przeniósł się wraz z nią do Nowego Jorku.

Trudno było ukryć, że zdrada stanowiła dla Meredith poważny cios, ale postanowiła być dzielna dla swoich dzieci. Jack i Debbie byli zdziwieni, że nigdy nie słyszeli, by mówiła źle o swoim byłym mężu w rozmowach z synem. Debbie jednak kilka razy natknęła się na kobietę w sypialni, gdy ta płakała w samotności. W takich chwilach obejmowała ją i tuliła.

Upokorzona opowieściami o przygodach swojego męża i Silvany opisywanych przez tabloidy, Meredith zrezygnowała z życia towarzyskiego, rzadko opuszczała posiadłość. Cały swój czas poświęcała synowi – woziła go do szkoły i na zajęcia sportowe, spędzała z nim wolne chwile i każdego wieczoru jedli razem kolację. Debbie podsłuchała kiedyś, że nawet odrzuciła propozycję roli. Kobieta zdecydowała, że chce być w domu ze swoim synem do czasu, aż uspokoi się cały ten medialny szum. Justin był zdruzgotany, o czym zresztą rozmawiał z Jackiem. Kilka razy poleciał do Nowego Jorku, żeby zobaczyć się z ojcem. Po powrocie zawsze powtarzał, jak bardzo nienawidzi swojej przyszłej macochy, z którą Scott planował się ożenić zaraz po zakończeniu postępowania rozwodowego. Czternastoletni Justin podczas rozmowy z Jackiem nazwał ją tanią dziwką. Mężczyzna opowiedział o tym Debbie. Chłopak stwierdził też, że jego starsza siostra, Kendall, również nie znosi partnerki ojca. Jack i Debbie niewiele wiedzieli na temat córki pracodawców, która wyjechała do Nowego Jorku, zanim jeszcze objęli posadę u White’ów.

Meredith nie rozmawiała na temat Silvany z Debbie – byłoby to poniżej jej godności. Debbie oczywiście domyślała się, że Meredith nienawidziła młodej włoskiej gwiazdki, szczególnie że Scott tak bardzo naciskał na rozwód. Ich pozornie szczęśliwe małżeństwo rozpadło się z dnia na dzień. Meredith zdecydowała się przerwać na jakiś czas karierę, by poświęcić czas synowi, a Debbie podziwiała ją za to, mimo że jeszcze jej wtedy dobrze nie znała.

Jack i Debbie nie mieli własnych dzieci. Wcześniej pracowali w Palm Springs u pewnego starszego małżeństwa, niestety pracodawcy zmarli w ciągu kilku miesięcy. Para poznała się na odwyku w San Diego dwa lata przed tym, jak dostali pracę u Meredith. Oboje dorastali w południowej Kalifornii, ale się nie znali. Kiedy zetknął ich los, Jack miał już na koncie kilka odsiadek za drobne przestępstwa, głównie oszustwa związane z kartami kredytowymi, dzięki którym kupował narkotyki. Debbie była ścigana za kradzieże w sklepach, kradzieże kart kredytowych i posiadanie marihuany z zamiarem sprzedaży. Zrządzeniem losu i na podstawie wyroku dwóch sądów trafili na ten sam odwyk. Oboje mieli wtedy po dwadzieścia dwa lata i spędzili tam sześć miesięcy. To właśnie na odwyku snuli plany współpracy, co przerodziło się w miłość. Tak połączyły ich uczucie i plan realizacji wspólnych celów. Wkrótce postanowili się pobrać, ponieważ uznali, że ślub otwierał im drogę do lepszych możliwości zatrudnienia. Mogli podjąć pracę jako zarządca nieruchomości i gosposia. Jack zasugerował, że świadczenie usług bogatym ludziom w ich domach może się okazać niezwykle zyskownym przedsięwzięciem, a w przyszłości pomóc im w większych przekrętach. Debbie była nieugięta – nie chciała być pokojówką, szorować toalet i nosić fartuszka. Jack przekonywał ją, że jako zarządcy nieruchomości zyskają dostęp do najlepszych i najbogatszych posiadłości – sami będą decydować i jeśli tylko zechcą, zatrudnią innych ludzi do sprzątania toalet czy domu i zajmowania się ogrodem, a jednocześnie będą korzystać z życia, żywiąc się tym, co skapnie z pańskiego stołu. Będą mogli zgarnąć jakieś kosztowności, gdy ich pracodawcy wyjadą, i zrzucić winę na kogoś innego, a nawet ukraść trochę gotówki, dostając pokaźną pensję za wystawne życie w cudzym domu. Jego opowieści były kuszące… Zbyt kuszące. Postanowili więc po wyjściu z odwyku wcielić plan w życie. Pojechali do renomowanej agencji pracy w Los Angeles z podrobionymi referencjami napisanymi przez Jacka na papeterii, którą sam przygotował. Sam list polecający miał być rzekomo wystawiony przez nieszczęśliwie zmarłych małżonków, którzy nie pozostawili po sobie żadnych spadkobierców mogących potwierdzić prawdziwość ich historii. Na szczęście dla nich pracownicy agencji podchodzili do kwestii weryfikacji referencji wyjątkowo nonszalancko, nie sprawdzali też karalności, chyba że klienci wyraźnie sobie tego zażyczyli.

Pierwszą pracę stracili dość szybko z powodu całkowitego braku kompetencji – nie wiedzieli nic na temat zadań, jakie im powierzono. To doświadczenie dużo im dało – szybko się nauczyli, czego oczekują od nich klienci. Wkrótce znaleźli nowe zatrudnienie w Palm Springs, gdzie pracowali dla małżeństwa, które niedługo potem zmarło. Ich nowi pracodawcy byli zbyt starzy, by sprawdzać, czym zajmowali się Jack i Debbie. Dzieci były szczęśliwe, że z rodzicami zamieszkali przyjaźni, troskliwi i odpowiedzialni opiekunowie, a po śmierci małżeństwa okazało się nawet, że postanowili zostawić swoim zarządcom mały spadek.

Kiedy Scott i Meredith zgłosili się do znanej i zaufanej agencji w Los Angeles, Jack i Debbie postanowili się ubiegać o pracę u nich. Tym razem mieli prawdziwe i mocne referencje. Nie spieszyło im się do podjęcia nowej pracy, bo żyli z pieniędzy, które zostawiła im starsza para. Kiedy jednak otrzymali ofertę zatrudnienia, nie byli w stanie się oprzeć. To była dla nich wyjątkowa okazja, poza tym doskonale wiedzieli, czego oczekują ich klienci. Rozumieli, że będą musieli spełniać życzenia swoich pracodawców, by wkraść się w ich łaski. Gdy zaczynali, Scott nie darzył ich wielką sympatią. Powiedział nawet żonie, że uważa ich za podejrzane typki, ale ostatecznie nie miało to żadnego znaczenia, ponieważ niecały rok później Scott wyjechał do Bangkoku na plan filmowy, a potem zniknął na dobre. Przekonanie do siebie Meredith nie nastręczało obrotnej parze szczególnie dużych trudności.

Jack i Debbie pracowali u niej już od piętnastu lat, a kobieta w końcu stała się od nich całkowicie zależna – to oni chronili ją przed światem zewnętrznym, a zarazem zaspokajali wszystkie jej potrzeby, których zresztą nie miała zbyt wiele. Nie była szczególnie wymagającą osobą, a większość czasu spędzała, czytając w gabinecie tuż obok swojej sypialni lub siedząc w ogrodzie. Zrezygnowała z życia towarzyskiego, a przez ostatnie czternaście lat wycofała się niemal całkowicie – wolała wieść spokojny żywot, który zupełnie różnił się od życia prawdziwej gwiazdy. Mimo to świat o niej nie zapomniał. Gdy zniknęła z pierwszych stron gazet i stała się pustelniczką, zyskała status legendy.

Sześć miesięcy po tym, jak Scott przeprowadził się do Nowego Jorku z Silvaną i złożył pozew o rozwód, aby móc się z nią ożenić, Justin pojechał w odwiedziny do ojca, z którym zamierzał spędzić cały sierpień w domu wynajętym przez Scotta w Maine. Kendall również zamierzała wybrać się tam na ostatnie dwa tygodnie sierpnia wraz ze swoim mężem i córeczką Julią. Siostra Justina też nie przepadała za Silvaną, ale kochała swojego ojca i uwielbiała młodszego brata. Była nieszczęśliwa z powodu rozstania rodziców, ale czuła się dużo silniej związana z ojcem niż z matką i cieszyła się, że przeprowadził się do Nowego Jorku. Sama była żoną odnoszącego sukcesy bankiera inwestycyjnego i wiodła w tym mieście bardzo przyjemne życie.

W domu w Maine była motorówka – Scott nie mógł się doczekać, kiedy na niej wypłynie. Była tam także mała żaglówka. Mężczyzna wiedział, że z pewnością spodoba się Justinowi, który od dwóch lat jeździł na obozy żeglarskie do stanu Waszyngton. Był całkiem niezłym żeglarzem jak na czternastolatka. Meredith ostrzegła męża, że nie chce, aby ich syn pływał w pojedynkę po nieznanych i nieprzewidywalnych wodach u wybrzeży Maine. Scott zapewnił ją, że będzie zawsze wypływał razem z nim, i uspokajał, mówiąc, że Justin jest lepszym żeglarzem niż większość mężczyzn dwa razy starszych od niego, a do tego uwielbia ten sport. Chłopak zawsze zresztą powtarzał, że pewnego dnia kupi własną żaglówkę i opłynie nią świat.

Ostatecznie Meredith się zgodziła, by spędził sierpień ze swoim ojcem i dwa tygodnie z siostrą, którą wręcz ubóstwiał. Nie mógł się doczekać. Tęsknił za Scottem, odkąd ten przeprowadził się do Nowego Jorku, ciężko zniósł też rozstanie rodziców. Bardzo podobał mu się pomysł spędzenia miesiąca w Maine, nawet mimo obecności Silvany, o której myślał, że jest głupia i że owinęła sobie ojca wokół palca, co uważał za żenujące, dlatego starał się ją za wszelką cenę ignorować. Nie mówiła zbyt dobrze po angielsku, co dawało mu doskonałą wymówkę, żeby z nią nie rozmawiać.

Dziesięć dni po przyjeździe Justina do Maine, w pewien ciepły i słoneczny poranek Scott leczył kaca po imprezie w domu nowych znajomych, na którą udał się wspólnie z Silvaną poprzedniego wieczoru. Nie chciał wychodzić z łóżka z potężnym bólem głowy, dlatego pozwolił Justinowi samemu wypłynąć żaglówką. Łódź była niewiele większa od typowego bączka, a Justin obiecywał, że nie będzie odpływał daleko od brzegu i wróci na obiad.

Godzinę później zerwał się szkwał. Taflę oceanu zmarszczyły groźne fale, które rzucały Justinem i jego niewielką łódką wyniesioną przez prądy znacznie dalej, niż zamierzał wypłynąć. Gdy Scott obudził się w południe, zobaczył, jak wygląda ocean, i uświadomił sobie, że chłopak nie wrócił do domu, natychmiast wezwał straż przybrzeżną. Gdy mężczyzna dobiegł do mariny, po łódce Justina nie było śladu. Poczuł ucisk w żołądku. Morze było zbyt wzburzone, by wypłynąć na nie motorówką.

Po kilku godzinach poszukiwań straż przybrzeżna znalazła wywróconą łódź. Justin przepadł bez wieści. Dwa dni później jego ciało zostało wyrzucone na plażę na jednej z sąsiednich wysepek. Kendall przyleciała już wtedy do Maine, by oczekiwać wraz z ojcem jakichkolwiek informacji, podczas gdy Meredith w San Francisco siedziała przy telefonie i się modliła. Wkrótce się okazało, że ich najstraszniejsze obawy stały się rzeczywistością. Scott szlochał, gdy dzwonił do byłej żony w dniu zaginięcia chłopca i kiedy znaleziono jego ciało. Podczas rozmów z matką Kendall była zrozpaczona, podobnie jak reszta rodziny. Scott był zdruzgotany, gdy wraz z córką leciał do San Francisco z ciałem Justina na pogrzeb. Dziewczyna współczuła ojcu – widziała, jak bardzo obwiniał się za całą sytuację. Poza tym wierzyła, że jej matka jest wystarczająco silna i że zniesie to lepiej niż Scott.

Czternaście lat później to wydarzenie nadal odciskało się silnym piętnem na całej rodzinie. Meredith niemal całkowicie zerwała kontakt ze Scottem. Kendall okazywała mu współczucie i jeszcze bardziej zbliżyła się do ojca. Przez kilka lat po śmierci Justina odwiedzała matkę raz lub dwa razy w roku, ale miała do niej żal za to, jak potraktowała Scotta, i nieustannie powtarzała, jak trudna jest dla niego ta sytuacja.

Poczucie winy prawie go zniszczyło. Przez niemal dwa lata nieustannie topił smutki w alkoholu i narkotykach, jednak w końcu udało mu się stanąć na nogi z pomocą Kendall i Silvany. Meredith obarczała go winą za śmierć syna, co dziewczyna uważała za okrutne. To był wypadek. Nie zamordował go przecież. Co prawda zachował się głupio i nieodpowiedzialnie – przez jego zaniedbanie i złamanie obietnicy danej Meredith zginął Justin. Meredith wkrótce potem zgodziła się na rozwód.

Po zakończeniu sprawy rozwodowej Scott ożenił się z Silvaną, której potrzebował wtedy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Po upływie dwóch lat od śmierci Justina mężczyzna wyszedł na prostą, odstawił alkohol i wrócił do swojej kariery. W wieku sześćdziesięciu dziewięciu lat był przede wszystkim producentem i reżyserem, niemal całkowicie zrezygnował z gry aktorskiej, ale to w żaden sposób nie wpłynęło negatywnie na jego karierę, wręcz przeciwnie – odnosił znacznie większe sukcesy niż dotychczas.

Z kolei kariera Silvany zakończyła się, jeszcze zanim na dobre się rozpoczęła, a ona sama została zapomniana, nim jej nowy mąż wrócił do pracy. Mimo to nie czuła się z tym źle – w wieku czterdziestu jeden lat była żoną znanej hollywoodzkiej gwiazdy i to ją zadowalało. Z czasem jej uroda przeminęła, a ona sama przybrała na wadze. Nie była już piękna – wyglądała raczej na zmęczoną życiem kobietę, której los poskąpił talentu. Była jedną z tych osób, które w przeszłości mogły sprawiać oszałamiające wrażenie, ale w miarę upływu lat próbowała coraz bardziej powstrzymać to, co nieuniknione, a kolejne operacje plastyczne sprawiały tylko, że wyglądała coraz bardziej plastikowo. Silvana i Scott nadal jednak byli razem, a ona już od trzynastu lat doskonale odnajdywała się w roli żony znanego aktora i producenta. Wciąż mieszkali w Nowym Jorku, gdzie Scott mógł spędzać czas ze swoją córką i wnuczką. Meredith wątpiła, żeby Scott był wierny Silvanie, ale tak naprawdę jej to nie obchodziło. Nie miała żadnego powodu, by rozmawiać ze swoim byłym mężem – Kendall dorosła, a Justina nie było już wśród nich. Nie widzieli się od jego pogrzebu, który był dla nich wszystkich niezwykle bolesnym doświadczeniem. Scott nigdy nie pogodził się ze śmiercią Justina, nigdy też nie miał dzieci z Silvaną, zresztą ona sama nie chciała ich rodzić, będąc zadowolona z roli „dziecka” swego męża – było między nimi dwadzieścia osiem lat różnicy. Lubiła być jego laleczką, choć nawet już jej nie przypominała.

Kendall nie przebaczyła matce tego, jak potraktowała ojca po wypadku, i rzadko przyjeżdżała do San Francisco. Oglądanie domu, w którym mieszkał też Justin, było dla niej przygnębiające. Jego pokój nie zmienił się od tamtej pory – Meredith uczyniła z niego swego rodzaju kapliczkę, a sama postanowiła zerwać kontakt ze światem zewnętrznym i żyć jak duch. Jej opiekunowie – Jack i Debbie – przyprawiali Kendall o gęsią skórkę swoim zachowaniem. Obserwując tych dwoje, można było odnieść wrażenie, że to był ich dom, ale matka zdawała się tego nie zauważać. Z racji tego, że Kendall trzymała się raczej z dala, Meredith traktowała Debbie, która była zaledwie cztery lata starsza od Kendall, jak własną córkę. Mogłaby być jej matką, poza tym mieszkali w tym samym domu i widywali się codziennie. W dodatku rzadko kontaktowała się ze swoją córką i bardzo się od siebie oddaliły.

Kariera Meredith zakończyła się wraz ze śmiercią jej syna, gdy na dwa lata całkowicie zniknęła ze świata, pogrążona w żałobie. Minęły kolejne trzy lata, zanim poczuła się choć w części sobą. Nigdy nie wybaczyła Scottowi, że nie dotrzymał obietnicy i pozwolił Justinowi wypłynąć samotnie w morze. Było dla niej jasne, że chłopak wypuścił się zbyt daleko od brzegu, a gdy nagle zerwał się szkwał, wysokie fale przewróciły łódź i jej syn utonął. Długo śniło jej się to w najgorszych koszmarach, aż w końcu po wielu latach bólu i cierpienia pogodziła się z jego śmiercią.

Z czasem praca w świecie filmu przestała być dla niej interesująca. Wraz ze Scottem mądrze zainwestowała zarobione pieniądze, a ze względu na niewielkie potrzeby nie musiała pracować. Pogoń za sławą po śmierci syna wydawała jej się nie do zaakceptowania – w efekcie została samotniczką. Potrafiła spędzić nawet kilka dni, nie rozmawiając z nikim, jedynie wymieniając kilka słów z Jackiem i Debbie, którzy skutecznie osłaniali ją przed resztą świata i chronili przed życiem publicznym, na którym już w ogóle jej nie zależało.

Przez pierwsze pięć lat po śmierci Justina Meredith nie interesowała się swoim otoczeniem i w ogóle się nim nie przejmowała. Nigdy nie zauważyła, że kilka obrazów zniknęło ze ścian jej salonu, ponieważ rzadko tam zaglądała, a jeszcze rzadziej zwracała uwagę na wystrój. Kiedy Debbie powiedziała jej, że jedna z pokojówek ukradła kilka jej futrzanych płaszczy, Meredith w ogóle się tym nie przejęła i pozwoliła Debbie ją zwolnić. W najśmielszych snach nie wyobrażała sobie, że znów włoży na siebie coś tak wspaniałego. Teraz chodziła niemal wyłącznie w niebieskich dżinsach i starych parkach, które wkładała w chłodniejsze dni, gdy chciała posiedzieć w ogrodzie. Na nogach zwykle miała trampki lub kalosze. Gdy wychodziła na długie spacery, nikt jej nie rozpoznawał. Sąsiedzi oczywiście wiedzieli, kto mieszka w posiadłości i co się wydarzyło wiele lat temu. Wiedzieli też, że właścicielka od lat praktycznie nie wychodzi na zewnątrz. To była jedna z tych życiowych tragedii, po jakich niektórzy nigdy nie dochodzą do siebie. Meredith była najwidoczniej jedną z takich osób. Gdy miała czterdzieści dziewięć lat, jej kariera filmowa dobiegła końca, a wraz z nią zatrzymała się reszta jej życia. Odcięła się od przyjaciół, poza Kendall nie został jej nikt z rodziny, ale nawet córka mieszkała kilka tysięcy kilometrów od niej ze swoim mężem i córeczką, pracowała i rzadko przyjeżdżała do San Francisco. Ponadto trzymała się bliżej swojego ojca i w zasadzie odcięła się od matki. Zdrada męża, śmierć syna i córka stająca po stronie ojca byłyby wielkim ciosem dla każdego. W przypadku Meredith doprowadziły do popadnięcia w głęboką samotność.

Czternaście lat po śmierci Justina sześćdziesięciotrzyletnia Meredith prowadziła spokojne życie i sprawiała wrażenie zadowolonej. Jej agent zmarł, zanim miała okazję z nim porozmawiać – wcześniej nie chciała się z nim widzieć. Nie była zainteresowana powrotem do pracy, a tym bardziej do gwiazdorskiego życia.

Upływ lat wygoił pewne rany, a śmierć Justina przestała ją zadręczać – nauczyła się z nią żyć i zaakceptowała ten fakt. Wierzyła, że pewnego dnia znów go zobaczy. Nie podróżowała – była zadowolona z życia w San Francisco, gdzie spędzała czas w domu, w którym mieszkał z nimi Justin. Jego pokój na najwyższym piętrze pozostał niezmieniony, rzadko zresztą tam zaglądała, czasem jedynie wchodziła po to, by znaleźć jakieś stare zdjęcia czy przejrzeć jego rzeczy. Lubiła świadomość tego, że pokój Justina nadal istniał i wyglądał tak samo jak wtedy, gdy chłopak tam mieszkał. Tak naprawdę w całym domu nie zmieniło się nic od czternastu lat. Dzięki temu mogła żyć swoim złudzeniem, że wraz ze śmiercią syna czas stanął w miejscu, choć w rzeczywistości upłynęło go bardzo wiele.

Jack i Debbie stali się obrońcami Meredith, tarczą osłaniającą kobietę przed światem i wścibskimi spojrzeniami. Wykorzystywali tę rolę do czerpania profitów, a Meredith tego w żaden sposób nie kwestionowała… Właściwie nawet tego nie zauważała. Podjęli decyzję o tym, by pozwolić żywopłotowi rosnąć, tak aby nikt nie mógł zaglądać za mury. Przez pierwsze pięć lat po śmierci syna Meredith cierpiała na depresję, z czasem stała się po prostu spokojną kobietą z tragiczną historią w życiorysie, byłą gwiazdą, którą cieszyły spacery po własnym ogrodzie czy przejażdżki na plażę w wietrzne dni, gdy mogła poczuć na twarzy bryzę. Nie miała ochoty na towarzystwo, nie chciała też kontaktu z przyjaciółmi i znajomymi, których nie widziała od lat. Ich drogi zbytnio się rozeszły.

Meredith obejrzała kilka filmów wyreżyserowanych przez Scotta. Była zaskoczona ich niskim poziomem, a zarazem ulżyło jej, że nie było w nich choćby śladu byłego męża. Nie chciała już nigdy więcej patrzeć na jego twarz, dawno zresztą wyrzuciła wszystkie jego zdjęcia. Zastąpiły je fotografie Justina w różnym wieku, wykonane w ciągu całego krótkiego, czternastoletniego życia, a także nieliczne zdjęcia Kendall. Debbie rozmawiała czasem z Meredith o Justinie, zawsze z wyjątkowym szacunkiem graniczącym z czcią, a zarazem stała się jej opiekunką. Znała wszystkie jej upodobania. Wiedziała, co lubi jeść i o jakich porach, jak należy serwować jej ulubione potrawy, jak należy przygotowywać dla niej łóżko i jakie książki lubi czytać. Zaspokajała wszystkie jej potrzeby. Pokazała jej nawet kilka nowych seriali i oglądała je wspólnie z nią. Stała się filtrem, przez który przechodziło wszystko to, co Meredith chciała zobaczyć, i jednocześnie zatrzymującym wszystko, z czym kobieta nie chciała mieć do czynienia. Natomiast Jack zapewniał ją, że dzięki niemu jest bezpieczna – nie miała zresztą żadnego powodu, by mu nie wierzyć. Świat wydawał się jej groźny i nieznany. Meredith nie miała zamiaru całkowicie zdawać się na nich, ale z czasem stała się uzależniona od tego, jak bardzo ułatwiali jej życie – była im wręcz za to wdzięczna. Nie porzucili jej jak Scott i Kendall, zamontowali nawet dla niej grubą siatkę w bramie wjazdowej, by ciekawskie osoby nie były w stanie zajrzeć do środka. W swojej okolicy Meredith była legendą – wielką gwiazdą filmową, która została samotniczką po śmierci syna.

– Pewnie myślą, że jestem teraz jakąś czarownicą – mawiała czasem, śmiejąc się z własnego żartu.

W wieku sześćdziesięciu trzech lat nadal była piękna: miała ogromne niebieskie oczy, niegdyś uwielbiane przez fanów, piaskowe blond włosy i ładną, delikatną twarz. Była wciąż bardzo atrakcyjna, energiczna i utrzymywała dobrą formę – zdecydowanie nie wyglądała na swój wiek. Godzinami pracowała w ukochanym ogrodzie, a w wolnych chwilach czytała.

Pomimo wysokich temperatur spędzała w ogrodzie całe poranki, przycinając róże. Takie fale upałów były rzadkością w San Francisco – właśnie dlatego uwielbiała tutejszy klimat. W dużym słomkowym kapeluszu na głowie przyszła do kuchni po coś do picia i uśmiechnęła się do Debbie, która przygotowywała na lunch jej ulubioną sałatkę. W pierwszych latach samotności Meredith była zbyt szczupła, a Debbie musiała ją nakłaniać do jedzenia, ale z czasem udało jej się wypracować idealną sylwetkę. Wszystko, co robiła ta para, udowadniało Meredith, jak bardzo się o nią troszczyli i jak bardzo byli życzliwi. Znacznie bardziej niż Kendall, której nie zależało na matce nawet na tyle, by do niej zadzwonić raz na kilka miesięcy. Meredith bardzo mocno odczuła utratę kontaktu z nią.

– Wow, strasznie dziś gorąco – powiedziała i uśmiechnęła się do Debbie. Lato było długie i mgliste, wrześniowe upały stanowiły miłą odmianę. – Prawdziwe babie lato – stwierdziła, chwytając butelkę zimnej wody z lodówki i pociągając z niej długi łyk.

– Pogoda jak na trzęsienie ziemi – odparła Debbie, podając jej szklankę. Meredith potrząsnęła głową. Nie potrzebowała jej.

– Mam nadzieję, że nie – rzekła, odstawiając butelkę. – Mieszkam tu od dwudziestu ośmiu lat i dzięki Bogu nigdy nie przeżyłam żadnego dużego trzęsienia ziemi – dodała. – Sprowadziliśmy się tutaj cztery lata po trzęsieniu z tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego dziewiątego roku. Było podobno naprawdę okropne. – Świadomość, że przez połowę czasu, który spędziła w San Francisco, Justina nie było wśród żywych, wciąż ją szokowała. Gdyby żył, miałby teraz dwadzieścia osiem lat. Trudno jej było to sobie wyobrazić, gdyż w jej oczach już zawsze był czternastolatkiem. Pamiętała, jak się śmiał i stroił sobie z niej żarty. Był zabawnym i radosnym chłopcem. Pocieszała się, że wraz ze Scottem zapewnili mu szczęśliwe dzieciństwo pozbawione smutków i zmartwień – aż do ich rozstania. Wspomnienia na temat syna były teraz łagodne, pełne delikatności. Przestała wyobrażać sobie dzień, w którym utonął.

– Ten dom nie poruszy się nawet o cal, jeśli kiedykolwiek ziemia postanowi się zatrząść – wtrącił się Jack, który wszedł do kuchni po szklankę wody.

Mieli teraz z Debbie po czterdzieści cztery lata i czas znacznie gorzej obszedł się z ich ciałami. Meredith sprawiała wrażenie niemal ich równolatki, miała mniej zmarszczek na twarzy i wokół oczu niż Debbie, która często chodziła z zaciętą miną, rozjaśniała włosy na ciemny blond i zawsze miała kilka centymetrów ciemnych odrostów, zanim decydowała się pofarbować je ponownie. Jack z kolei łysiał i miał piwny brzuszek, co zawsze zaskakiwało Meredith – z tego, co wiedziała, nie pił alkoholu. Także Debbie przybrała trochę na wadze. Meredith była wciąż szczupła i mogła pochwalić się piękną figurą. Poza codziennymi spacerami chodziła też na zajęcia jogi w okolicy, na których nikt jej nigdy nie rozpoznał. Samotność okazała się dla niej wygodna, wkrótce zaakceptowała ją jako normę. Nocami pochłaniała kolejne książki, a rano rozmawiała o nich z Debbie. Ta co prawda nigdy nie była molem książkowym, ale wiedziała, że na tej płaszczyźnie może się zbliżyć do Meredith, dlatego czytała rzeczy, które podobały się kobiecie. Niektórym mogło się to wydawać dziwne, ale Jack i Debbie zostali jej najlepszymi przyjaciółmi.

Dom był największą rezydencją w San Francisco, miał ponad sto lat i został zbudowany z kamienia na ogromnej działce, która zajmowała pół kwartału. Brama, wysoki żywopłot, imponujący budynek i otaczający go teren sprawiały, że ludzie, którzy nie znali tej okolicy, zastanawiali się, kto tam mieszka. Komentarz Jacka dotyczący domu przypomniał Meredith o czymś z odległej przeszłości.

– Skoro o trzęsieniach ziemi mowa, czy mamy jeszcze zapasy na taki wypadek? Martwiliśmy się takimi rzeczami, kiedy się tu przeprowadziliśmy. Kupiliśmy nawet kilka namiotów, linę, łomy, konserwy, wodę w butelkach i artykuły pierwszej pomocy. Mieliśmy je schowane w altance. Czy nadal są regularnie wymieniane? – zapytała. Przypomniała sobie, że trzymała tam też ubrania dla Justina, gdy był mały, ale po kilku latach mieszkania w San Francisco przestali zaprzątać sobie głowę katastrofami i zapomnieli o zapasach. Nie myślała o nich od lat. – Mieliśmy także latarki na baterie – wspomniała. Pamiętała też, że Scott chciał trzymać tam broń, na wypadek gdyby pojawili się tu szabrownicy, ale nie pozwoliła mu na to. Mieli też kopertę z gotówką w sejfie. Nadal ją zresztą miała – od czasu do czasu potrzebowała drobnych dla Jacka lub Debbie.

– Na bieżąco zajmuję się apteczkami pierwszej pomocy i narzędziami – odpowiedział Jack. – Namioty kilka lat temu przekazaliśmy schronisku dla bezdomnych. I tak nie chcielibyśmy, żeby ludzie koczowali na terenie posiadłości. Ubrania wyrzuciłem – dodał.

Meredith skinęła głową, wiedząc, że to były dziecięce ubrania Justina.

– Jedzenie i wodę mamy w domu, gdyby kiedykolwiek nastąpiło jakieś trzęsienie ziemi. Dom jest zresztą doskonale zaopatrzony – zapewnił. – Debbie zgromadziła duże zapasy mrożonego mięsa i konserw. Nie musimy karmić całej okolicy – powiedział z surowym wyrazem twarzy, sugerując, że chroni kobietę przed ciekawskimi obcymi. – Mamy wszystko, czego nam potrzeba, by w razie nieprzewidzianych zdarzeń przeżyć przez dłuższy czas. Dom jest zbudowany na granitowej skale, trudno będzie odczuć tu nawet mocniejsze wstrząsy, a dodatkowo mamy zapasowy generator, który przyda się, jeśli stracimy zasilanie – oznajmił z pewnością w głosie. Scott kazał go zainstalować, kiedy kupili dom.

Pozostałe domy w okolicy – piękne rezydencje w stylu wiktoriańskim – wzniesiono z drewna. Były urocze, choć znacznie mniej wytrzymałe i w przypadku trzęsienia ziemi z pewnością bardziej by ucierpiały. Meredith nigdy nie poznała swoich sąsiadów i nie zamierzała tego robić. Kiedy się wprowadzali, Scott był otwarty na relacje z innymi i znacznie bardziej przejmował się losem okolicy w przypadku katastrofy naturalnej, ale od tamtej pory jej życie całkowicie się zmieniło. Nie miała pojęcia, kto mieszkał przy jej ulicy w sąsiednich wiktoriańskich domach. Coś jej mówiło, że Jack i Debbie też tego nie wiedzą. Byli jeszcze bardziej samotni niż ona, poza tym zawsze sprawiali wrażenie podejrzliwych wobec sąsiadów i przechodniów, którzy próbowali zajrzeć przez bramę. Osłaniali ją i chronili przed całym światem.

Usiadła z nimi do lunchu przy kuchennym stole, tak jak to robiła każdego dnia. Od wielu lat jadali wspólnie – Meredith nie chciała dokładać Debbie pracy związanej z serwowaniem posiłków w jadalni dla jednej osoby. Uważała nawet, że byłoby to nieco złośliwe i zakrawało na wykorzystywanie jej uprzejmości, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak bardzo byli dla niej dobrzy w najtrudniejszym momencie jej życia, gdy rozstała

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij