- W empik go
Scars - ebook
Scars - ebook
Jarlath należał do Shanessy a ona należała do niego. Obiecał jej, że będzie ją zawsze kochał i strzegł jej serca jak najcenniejszego skarbu.
Jednak tak się nie stało. Zranił ją i zniweczył ich marzenie o miłości.
Shanessa przysięgała mu, że nigdy więcej jej nie zobaczy, że nie wróci do tak wiele znaczącego dla nich miejsca, ale nie dotrzymała słowa. Sześć lat później znów przyjdzie jej się zmierzyć się z uczuciem, które tak naprawdę nigdy się nie skończyło.
Ich blizny na ciałach i duszach płoną.
Przebaczenie jest latarnią morską pośród burzy. A dotrzeć do niej można tylko wtedy, kiedy bardzo się tego chce. Czy Shanessa znajdzie siłę, aby przepłynąć to wzburzone morze i napisać na nowo swoją przyszłość? Czy Jarlath zdobędzie się na to, żeby pozwolić jej odejść?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8362-661-1 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mojej niezłomnej mamie.
Przyjaciółkom, tym obecnym w moim życiu od zawsze i tym „nowym”, za nieustające wsparcie.
Barbarze, za to, że była moim przewodnikiem na drodze do miejsca, w którym jestem teraz.
Tym, którzy uwierzyli we mnie i w moją pracę.
I tym, którzy nie uwierzyli.
Moim czytelniczkom, bo to wszystko zawdzięczam właśnie im.
Mojemu wielkiemu bohaterowi – mojemu ojcu, który patrzy na mnie z nieba.
Mnie samej, za to, że nie poddałam się zawieruchom i podążałam w stronę słońca.
Dobrego życia!
AriaROZDZIAŁ PIERWSZY
SHANESSA
Zatrzymuję samochód przy biegnącej wzdłuż rzeki Nore ścieżce, a później przemierzam spacerem drogę prowadzącą na tyły majestatycznego średniowiecznego zamku Kilkenny. Nie zważam na silnie wiejący wiatr, bo znajomy krajobraz rozgrzewa moje serce. Jak na prawdziwą Irlandkę przystało, jestem przywiązana do mojej ziemi, do moich korzeni, do opowieści o czarownicach, wróżkach i rycerzach. Towarzyszą mi one od dziecięcych lat, kiedy z wiatrem we włosach i z duszą pełną marzeń biegałam po tych łąkach.
Wyjazd z rodzinnego miasta, rozłąka z domem i najbliższymi były najtrudniejszym doświadczeniem w moim dwudziestosześcioletnim istnieniu. Tak naprawdę moje serce zostało tutaj – całkowicie rozdarte. Minęło sześć lat… sześć lat, w ciągu których wywróciłam do góry nogami całe swoje życie i zrealizowałam część planów.
Wśród tych drzew i podmuchów wiatru wciąż czuję się jednak tą samą zrozpaczoną dziewczyną, która uciekła na drugi koniec świata, zabierając ze sobą tylko kilka niezbędnych rzeczy. Uciekłam przed cierpieniem i przed otaczającą mnie rzeczywistością. Musiałam ratować się przed miłością, która zabrała mi wszystko, pozostawiając jedynie blizny na ciele i na duszy.
Myślałam, że już nigdy tu nie wrócę. Wystarczył jednak jeden telefon, a znów znalazłam się w Kilkenny, przyciągana siłą łączącej mnie z rodziną, w tym z babcią, nierozerwalnej więzi. Więzi, której nie zdołały zniszczyć koleje życia ani odległość. Nie myślałam o konsekwencjach ani o tym, że poczuję głęboki ból w duszy, po prostu wsiadłam do pierwszego dostępnego samolotu. A teraz jestem tutaj, oszołomiona tym miejscem, łączącymi się z nim wspomnieniami i własnymi uczuciami.
Dźwięk dziecięcych śmiechów wyrywa mnie z zamyślenia. Uśmiecham się na widok trzech dziewczynek i dwóch chłopców, którzy biegną wzdłuż brzegu rzeki. Wygląda na to, że urządzają sobie wyścigi. Z rozbawieniem obserwuję, jak popychają się i szarpią, byle jak najszybciej dotrzeć do mety, aż do momentu, gdy najmłodsze z nich upada z impetem i zaczyna krzyczeć z bólu. Szybko podbiegam do dziewczynki i klękam obok niej.
– Uderzyłaś się? – pytam, dokładnie oglądając jej nóżki.
Dziewczynka pociąga nosem i podnosi swoją małą twarzyczkę. Ma pięć, może sześć lat i jest prześliczna: ma gładkie włosy koloru zboża, a oczy przypominające błękit nieba błyszczą od łez. Jej spojrzenie, które wydaje mi się znajome, sprawia, że gwałtownie podskakuję.
– Boli mnie – skarży się, wskazując na prawą nogę.
– Zaraz ją obejrzymy. Jak masz na imię? – pytam, a następnie delikatnie unoszę nogawkę spodni, aby odsłonić poturbowane kolano.
– Christen.
– W porządku, Christen. Jest tylko zaczerwienione. Wystarczy odrobina maści i po bólu – uspokajam ją, ostrożnie dotykając bolącego miejsca. – Może spróbujesz wstać?
Dziewczynka kiwa głową, więc poprawiam jej spodnie, a potem pomagam podnieść się z ziemi. Stąpa lekko niepewnym krokiem, ale szybko odzyskuje równowagę. Powoli porusza kontuzjowaną nogą, wykrzywia twarz w grymasie, lecz zaraz rozciąga wargi w uśmiechu. Ponownie odnoszę wrażenie, że ją znam, jakby mi kogoś przypominała. Po chwili odwzajemniam jej uśmiech.
– Jesteś aniołem? – pyta, uważnie mi się przyglądając.
Wybucham śmiechem.
– Nie, nie jestem aniołem, ale założę się, że ty jesteś księżniczką! – odpowiadam.
– Mój tata zawsze mi to mówi. – Uśmiecha się z dumą.
– Twój tata ma rację. Jesteś prześliczną księżniczką!
Wyraźnie rozbawiona dziewczynka zdejmuje mi kaptur od bluzy, którym nakryłam głowę, aby chronić się przed chłodem wiosennych dni.
– Ty też jesteś piękna! Wyglądasz jak leśna wróżka! – stwierdza.
– Znasz opowieści o wróżkach? – pytam. – Ja znam ich wiele. Opowiadała mi je babcia, kiedy byłam mniej więcej w twoim wieku.
– Moja babcia też opowiada mi je na dobranoc, ale czasami się ich boję – przyznaje.
– Niepotrzebnie, nie wyrządzą ci krzywdy. Legendy mówią, że wróżki to przepiękne istoty, które czynią tylko dobro i chronią las przed złymi wiedźmami – wyjaśniam spokojnie.
– Moja babcia też zawsze mi to mówi! – wykrzykuje z uśmiechem, po czym odwraca się, szukając wzrokiem przyjaciół. – Muszę już iść. Będą źli, jeśli spóźnię się na obiad.
Przytakuję ruchem głowy, a potem wstaję.
– Cieszę się, że cię poznałam, księżniczko Christen!
– Żegnaj, leśna wróżko! – Biegnie przed siebie, lekko kulejąc, a jej jasne włosy rozwiewa wiatr.
Chwilę później kieruję się w stronę samochodu, kręcąc głową. Spotkanie z tą śliczną dziewczynką napełniło mnie spokojem.
Po dziesięciu minutach jazdy parkuję samochód przed willą rodziców. Od nadmiaru emocji i niepokoju trzęsą mi się ręce. Ostatni raz, kiedy byłam w tym miejscu, trwale zapisał się w mojej pamięci. Wydarzyło się to kilka dni po moim wyjściu ze szpitala. Ojciec prosił mnie z płaczem, bym nie podejmowała zbyt pochopnych decyzji i została z nimi, bo wszystko jeszcze się ułoży. Mimo bólu sprawianego mi przez widok jego łez byłam nieugięta. Musiałam wyjechać, więc właśnie tak postąpiłam. Nie było mnie tu przez sześć długich lat. Widywałam rodziców tylko wtedy, gdy przyjeżdżali mnie odwiedzić – najpierw w college’u, a później w moim domu. Po jakimś czasie z powodów zawodowych zaczęłam spędzać sporą część roku, podróżując po świecie, więc okazji do spotkań było znacznie mniej. Przez wszystkie te lata tęskniłam, lecz nie mogłam postąpić inaczej.
Wychodzę z samochodu i opatulam się bluzą. Nagle otwierają się drzwi wejściowe, a w progu pojawia się moja matka. Jedną dłonią zasłania usta, a jej oczy rozszerzają się ze zdziwienia.
– Usłyszałam hałas samochodu w alejce… Myślałam, że to twój ojciec… Nie… O Boże, nie mogę w to uwierzyć! – szlocha, wychodząc mi naprzeciw.
Gdy oplatają mnie pełne miłości ramiona, chronię się w ich uścisku. Zostaję otulona delikatnym zapachem matki, który daje mi błogie poczucie spokoju i ukojenia. Po nieskończenie długiej chwili mama lekko się odsuwa i gładzi mnie po twarzy.
– Jak się czujesz? Pewnie trudno było ci tu wrócić… – zaczyna.
– Teraz ważna jest dla mnie tylko babcia. Co do reszty, nie martw się, mamo. – Próbuję ukryć moje prawdziwe uczucia, by ją uspokoić.
Pragnienie ucieczki jak najdalej od przytłaczających wspomnień sprawia, że staję się niespokojna. Nawet nie próbuję temu zaprzeczać. Już sama myśl o tym, że mogłabym ponownie stanąć na wprost tych błękitnych niczym niebo oczu, które kiedyś lśniły tylko dla mnie, wzbudza niepokój i wprawia w zakłopotanie.
– Taty i Mii nie ma? – pytam.
– Tata jest w pracy, a Mia wróci z uczelni w ten weekend.
– Nie sądzę, że ucieszy się na mój widok – stwierdzam ze smutkiem.
Moje relacje z siostrą zerwały się nagle przez moją nieobecność na jej osiemnastych urodzinach. Była to szczególnie ważna dla niej okazja, jednak nie przyjechałam, przekreślając tym samym łączącą nas więź. Bardzo żałuję, że zniszczyłam nasze siostrzane stosunki. Uwielbiam Mię i serce boli mnie na samą myśl, że mogłam sprawić jej ból.
– Przejdzie jej, zobaczysz. Twojej siostrze bardzo ciebie brakowało… Może się do tego nie przyzna, wiesz przecież, jaka jest dumna, ale będzie naprawdę szczęśliwa, kiedy cię zobaczy.
Spoglądam na mamę z powątpiewaniem, ona jednak się uśmiecha.
– Chodź już, pójdziemy do babci – zachęca, po czym chwyta mnie za rękę.
Przytakuję z uśmiechem. Już nie mogę doczekać się tego spotkania, aby na własne oczy zobaczyć, że naprawdę czuje się dobrze.
Kilka minut później podchodzę do jej łóżka i patrzę, jak śpi.
Babcia jest piękną osiemdziesięcioletnią kobietą. Jej włosy są białe jak kwiaty bawełny, karnacja, którą po niej odziedziczyłam, jest jaśniutka, a oczy w odcieniu lodowego błękitu są takie same, jak oczy mojej siostry. Gładzę ją po policzku, potem chwytam jej rękę i ściskam w dłoniach. Widok babci łamie mi serce – jest blada i wyniszczona przez zawał, który niemal nam ją odebrał. Przymykam powieki i z trudem łapię oddech, próbując powstrzymać łzy, które natarczywie cisną się do oczu. Nagle czuję się bezradna w obliczu jej zaskakującej kruchości. Zawsze była prawdziwym wulkanem energii, wojowniczką i punktem odniesienia dla całej rodziny. Po tym, jak w bardzo młodym wieku została wdową, poświęciła się dzieciom i wnukom; już nigdy nie ułożyła sobie życia.
„Zbyt mocno kochałam twojego dziadka. Nie ma sensu szukać czegoś niedoścignionego” – mawiała.
W pewnym sensie ją rozumiem: istnieją miłości jedyne i niepowtarzalne. Sama niestety dobrze o tym wiem.
– Słyszę dręczące cię myśli – odzywa się babcia.
Ponownie spoglądam na jej twarz, a uśmiech, który napotykam, sprawia, że do moich oczu znów napływają łzy.
– Babciu! – wykrzykuję.
– Nie płacz, dziecko. To ja powinnam płakać. Sześć lat… Trzeba było zawału, żebyś wróciła – karci mnie dobrotliwie.
Kręcę przecząco głową.
– Śmiertelnie mnie wystraszyłaś. Już nigdy więcej tego nie rób! Jak się czujesz? – dociekam.
– Och, jak staruszka czekająca na swoją godzinę – odpowiada z uśmiechem. Poprawia pościel i przez moment uważnie mi się przygląda. – Było warto? – pyta po chwili.
Milczę. Wiem, czego dotyczy pytanie, ale tak naprawdę nie mam pojęcia, co odpowiedzieć.
– Mam nadzieję, że jednak było warto, w przeciwnym razie oboje cierpieliście bezsensownie – stwierdza.
– Wiem, że byłaś przeciwna mojemu wyjazdowi – bełkoczę.
– Nigdy tego nie ukrywałam. Teraz, tak samo jak wtedy, myślę, że popełniłaś wielką głupotę. Ten chłopak przeszedł bez ciebie istne piekło i nadal je przechodzi.
Jej słowa mnie zaskakują. Sądziłam, że jest szczęśliwy z rodziną, a nie zrozpaczony z powodu mojej nieobecności.
– Za to ja nie cierpiałam. Z łatwością zapakowałam całe życie do plecaka i wyjechałam na drugi koniec świata – komentuję ironicznie z grymasem na twarzy.
– Moje dziecko, to ty postanowiłaś wyjechać z własnej i nieprzymuszonej woli – przypomina mi grzecznie.
– Ciekawe, dlaczego… – wybucham.
– Dobrze wiemy, że w innych okolicznościach nie stałoby się to, co się stało.
– Nieważne, babciu, to nie jest żadne usprawiedliwienie. Zdradził mnie i właśnie wtedy wszystko się skończyło.
– Skończyło się, mówisz? Zobaczymy. Jesteś gotowa na ponowne spotkanie z nim? – pyta, głaszcząc mnie po twarzy.
– Nie sądzę. Mam nadzieję, że uda mi się tego uniknąć – odpowiadam.
Doskonale wiem, że oni odwiedzają moich rodziców ze względu na babcię, która tu mieszka, mam jednak szczerą nadzieję, że nigdy się na nich nie natknę. Nie jestem pewna, czy byłabym w stanie ukryć przed nim to, co dręczy moje serce.
– Nie sądzę, by to było możliwe, moje dziecko. A kiedy znów go spotkasz… Cóż, wiedz, że zawsze możesz oprzeć się na moim ramieniu.
– Jak zawsze – przytakuję, ściskając jej dłoń.
– Ach, gdybym tylko mogła mieć wpływ na to wszystko, co wydarzyło się sześć lat temu! Brakowało mi ciebie! – wyznaje, a do jej oczu napływają łzy.
– Mnie też ciebie brakowało, babciu. Nawet nie wiesz, jak bardzo – odpowiadam ze wzruszeniem, które wyraźnie słychać w głosie.
– Witaj w domu, Shanesso!
Dom. Czy jakiekolwiek inne słowo może mieć tak słodki i tak gorzki smak zarazem? Związane z tym miejscem wspomnienia są jak pieszczota, która koi zranioną duszę i napełnia ją czułością. Ale już kilka sekund później, niezależnie od mojej woli, ta sama czułość przekształca się w ból tak intensywny, że z trudem łapię oddech. I tak bez końca.ROZDZIAŁ DRUGI
JARLATH
– Tato!
Z uśmiechem na twarzy zamykam drzwi samochodu, a mój skarb w mgnieniu oka wpada w moje ramiona.
– Witaj, księżniczko. Jak spędziłaś poranek? – pytam.
– Spotkałam leśną wróżkę! Była prześliczna, tato!
Usiłuję zachować powagę, patrząc na uradowaną twarzyczkę córki.
– Naprawdę? Jak wyglądała? – dopytuję, po czym biorę ją na ręce i kieruję się do drzwi domu mojej matki.
– Miała przepiękne błękitne oczy, prawie fiołkowe! I długie włosy w kolorze czekolady! – wylicza Christen.
Raptownie się zatrzymuję, a moje serce zaczyna kołatać jak szalone. Oczy błękitne, prawie fiołkowe. Nie, to niemożliwe. Ona by tu nigdy nie wróciła. Nie po tym, co się wydarzyło, nie po tym, co zrobiłem. W pamięci wciąż rozbrzmiewa mi echo jej słów, które pozostaną ze mną na zawsze – jak blizny, których nie można usunąć. Ból, który poczułem, słysząc z jej ust: „Już nigdy mnie nie zobaczysz”, wciąż gdzieś we mnie tkwi i jest intensywny jak nigdy wcześniej. Nadal daje mi się we znaki, przypominając, że nikt i nic nie będzie w stanie wymazać ogromnego błędu, który popełniłem.
– Tato, słuchasz mnie? – Z zamyślenia wyrywa mnie uparty głos córki.
Przyspieszam kroku.
– Tak, przepraszam… Co mówiłaś? Ta wróżka?
– Tak, była cudowna. Jak mama, chociaż całkiem inna. Upadłam, a ona nagle pojawiła się znikąd. Obejrzała moje kolana i pomogła mi wstać. Powiedziała, że jestem piękną księżniczką.
Wybucham śmiechem na widok malującej się na twarzy mojego aniołka dumy. Gdy otwieram drzwi wejściowe, w progu pojawia się moja matka.
– Wcześnie dziś wróciłeś. – Całuje mnie w policzek, posyłając mi uśmiech.
– Tak, obiecałem Chris, że zabiorę ją do Caitlin, i dlatego zorganizowałem sobie wolne popołudnie.
Mama przytakuje, a jej twarz wygląda na nieco zmartwioną.
– Byłam u niej wczoraj wieczorem. Dzięki Bogu wraca do zdrowia, ale jest bardzo zmęczona. W jej wieku taki zawał mógł być śmiertelny.
– Ogromnie nas wszystkich wystraszyła. Nie śmiem nawet sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby tego nie przeżyła.
Caitlin zawsze była dla mnie babcią, której nie miałem, a wyjazd Nessy jeszcze bardziej nas do siebie zbliżył. Przez całe dnie wypłakiwałem się na jej ramieniu, zrozpaczony tym, co zrobiłem, i konsekwencjami, z którymi wkrótce miałem się zmierzyć. Christen była jedynym powodem, dla którego musiałem sobie poradzić. Właśnie ona dała mi siłę, by wytrwać. Nie wiem, co zrobiłbym bez niej i bez pomocy Caitlin.
– Kocha cię, tak jak ty kochasz ją.
To prawda, zawsze była obok mnie mimo bałaganu, jakiego narobiłem.
– Babciu, mogę zjeść ciasteczka? – pyta Chris.
Potrząsam głową na dźwięk głosu córki. Już zdążyłem się pogodzić z jej bezwarunkową miłością do słodyczy.
Moja matka uśmiecha się i woła dziewczynkę do kuchni. Mały łobuz z radosnym okrzykiem na ustach biegnie jak strzała przez cały korytarz. Matka uważnym wzrokiem śledzi Chris, po czym zbliża się do mnie, obejmuje dłońmi moją twarz i przygląda mi się z niepokojem.
– Czy ten smutek kiedykolwiek zniknie z twoich oczu? Czy kiedyś zdołasz pokonać poczucie winy i w końcu zaczniesz żyć tak, jak na to zasługujesz? Byłeś jeszcze bardzo młodym człowiekiem, Jarlath. To, co się wydarzyło, nie było twoją winą.
– To moja wina, mamo. Jeden kieliszek za dużo nie usprawiedliwia serii katastrofalnych wydarzeń, których byłem przyczyną. Nasza córka straciła życie, ona również mogła zginąć. W ciągu jednej nocy zniszczyłem wszystko: swoje życie, przyszłość i szczęście. Pytasz, czy to się kiedyś zmieni. Nie, nigdy, mamo. Jedynym promykiem światła w moim życiu jest moje dziecko, wszystko inne to mrok.
– Aislinn…
Unoszę dłoń, aby jej przerwać.
– Nie kocham jej, mamo, nigdy nie kochałem. Zaszła ze mną w ciążę, więc ożeniłem się z nią, żeby naprawić swój błąd. Starałem się to wszystko poukładać, ale kiedy jest się martwym w środku, a w sercu ma się tylko pustkę, można daremnie próbować na wiele sposobów.
– Ona cię kocha, zawsze cię kochała. Pomyśl o Christen.
Wzdycham znużony. Tego typu dyskusje wyczerpują moją cierpliwość.
– Właśnie dlatego, że myślę o Christen, wyprowadziłem się z domu. Nie mogę pozwolić na to, by dorastała w zakłamaniu i oziębłości. Myślisz, że wcześniej czy później nie zorientuje się, że nie kocham jej matki? Jaki dałbym przykład dziecku? Próbowałem, ale nie wyszło. Zamknięcie tej sprawy to najlepszy sposób, żeby chronić moją córkę. Proszę cię, nie wracaj do tego tematu. Mam dość powtarzania w kółko tego samego.
Wymijam matkę, pospiesznie wchodzę po prowadzących na piętro schodach i zamykam za sobą drzwi do pokoju.
Niedługo po wyjeździe Nessy ożeniłem się z Aislinn. Christen była jedyną osobą, o której wtedy myślałem, i zrobiłem to dla jej dobra. Właśnie straciłem córkę i nie miałem zamiaru żyć z dala od drugiej. Córeczka Nessy i moja byłaby teraz w tym samym wieku co Chris, jednak żyła zaledwie kilka godzin. Christen urodziła się wkrótce potem, chociaż Aislinn była dopiero w ósmym miesiącu ciąży. Silny stres negatywnie odbijał się na dziecku, więc lekarze postanowili przyspieszyć poród.
Kiedy wracam myślami do tamtych dni, targają mną te same emocje co wtedy: rozpacz, zwątpienie i… iskierka nadziei na to, że po raz pierwszy będę mógł spojrzeć w oczy Christen. Bardzo pragnąłbym, aby była dzieckiem moim i Nessy, lecz nie mogę zmienić biegu wydarzeń.
Przeszłość wciąż odciska na moim życiu bolesne piętno, a błędy, które popełniłem, są zbyt wielkim ciężarem nawet dla mych szerokich ramion.
***
– Szybciej, tato, pospiesz się! Muszę powiedzieć babci, że spotkałam leśną wróżkę. – Zaraz po tym, jak docieramy na miejsce, Christen wysiada z samochodu i niczym strzała pędzi w stronę Alice, która wyszła nam na spotkanie przed dom.
– Cześć, ciociu, muszę szybko pobiec do babci! – wykrzykuje.
Alice uśmiecha się, jednak wydaje się czymś zaniepokojona. Bardzo możliwe, że jest zmęczona – ostatnie dwa tygodnie były dla niej prawdziwym piekłem.
– Dobry wieczór, Alice – witam się z kobietą i całuję ją w policzek.
– Witaj, Jarlath. Nie sądziłam, że przyjedziecie też dzisiaj wieczorem.
– Próbowałem utrzymać ją z dala od Caitlin, ale bez skutku. Wziąłem sobie wolne na wieczór – tłumaczę.
Przytakuje mi skinieniem głowy.
– Rozumiem, Jarlath. Nie wiem, jak ci to powiedzieć… Zadzwoniłabym do ciebie i nie chciałabym, żebyś pomyślał, że jestem nietaktowna. Tak naprawdę sami się tego nie spodziewaliśmy i jeśli…
– Mamo, przyjechał tata?
Czuję cios w brzuch, ostrze wbija mi się w serce. Ten głos, jej głos. Świat zaczyna wirować, a ziemia zapada się pod stopami. Wstrzymuję oddech i błyskawicznie odwracam głowę w kierunku, z którego dobiega wymarzony głos.
– Nareszcie, nie mogłam się już docze… – Wyłania się z pokoju ze swoim obłędnym uśmiechem, który powoli gaśnie, kiedy zamiast swojego ojca zauważa mnie.
Zastygam u progu w bezruchu. Wpatruję się w nią nerwowo, nie wierząc własnym oczom, a ona blednie i cofa się o krok. W jej lśniących oczach maluje się niedowierzanie.
Nigdy niezapomniana przeszłość staje przede mną w całym swym niezrównanym pięknie. W tym momencie wiem tylko jedno: spędziłem sześć ostatnich lat, czekając na tę chwilę, czekając, aż ponownie ją zobaczę, a ona znów przede mną stanie.ROZDZIAŁ TRZECI
SHANESSA
Jego włosy są krótsze, ale jasne pasma lśnią równie pięknie, jak kiedyś. Twarz jest dojrzalsza, lecz wciąż niewiarygodnie intrygująca. Na policzkach da się zauważyć lekki zarost, co sprawia, że wygląda bardzo pociągająco. Wciąż jest dobrze zbudowany – pod jasnymi dżinsami widać zarys mocnych nóg, a błękitna koszula podkreśla szerokie ramiona. Spod kurtki wystaje biały podkoszulek, który uwydatnia tors i doskonale przylega do mięśni brzucha. Tak wygląda mężczyzna, który kiedyś skradł moje serce, po czym roztrzaskał je na tysiące kawałków. Jedyny, którego kochałam. Człowiek, który mnie zdradził. Mężczyzna będący ojcem mojej córki, która odeszła – Jarlath.
Gdy stoi przede mną, mam wrażenie, że serce mi za chwilę eksploduje. Wspomnienie łączącej nas kiedyś miłości i wszystkiego, co straciłam z powodu jego błędu, sprawia, że z trudem wytrzymuję wzrok, w którym malują się zagubienie i niedowierzanie. Wpatruje się we mnie, jakby zobaczył ducha. Zastyga w bezruchu, wbija spojrzenie w moją twarz, a w jego oczach mieszają się czułość i smutek.
Przyrzekłam, że już nigdy mnie nie zobaczy, ale… stoję z nim twarzą w twarz, zdając sobie sprawę z tego, że pomimo upływu lat moja dusza wciąż krwawi. Oto ja, wpatrzona w oczy, które wciąż mają moc, by mnie obezwładnić i sprawić, że nie zdołam mu się oprzeć.
– Ooo, to ty, leśna wróżko! Tatusiu, widzisz, że ona istnieje naprawdę?! Niczego sobie nie wymyśliłam. Czyż nie jest piękna?
Podskakuję z zaskoczenia na dźwięk głosu dziewczynki, którą spotkałam w zamku Kilkenny. Mały jasnowłosy anioł biegnie w kierunku Jarlatha i oplata ramionami jego nogę, po czym podnosi głowę. Obecność dziecka wprawia mnie w osłupienie. Dopiero po chwili dociera do mnie, w jaki sposób się do niego zwróciła: „tato”.
– Tak, skarbie, widzę – odpowiada i posyła jej uśmiech.
Wiem, że gapię się na dziewczynkę, ale nie mogę się przed tym powstrzymać. Teraz rozumiem, dlaczego jej twarz wydawała mi się znajoma. Jest łudząco podobna do swojego ojca – od włosów w kolorze zboża, aż po dołeczek w podbródku, który pojawia się, kiedy się śmieje.
– Christen, kochanie. Ona nie jest leśną wróżką – wtrąca się moja matka. Chwyta dziewczynkę za rękę i mruga do niej porozumiewawczo. – To moja córka Shanessa i rzeczywiście jest piękna. Opowiadałam ci o niej, pamiętasz?
– W takim razie ona jest moją ciocią? – Dziecko pyta ze zdumieniem.
– Powiedzmy, że tak. Podobnie jak Mia, jest kuzynką twojej mamy.
Mała przytakuje i wpatruje się we mnie w oczekiwaniu na reakcję z mojej strony. Nie wiem, co powiedzieć, czuję tylko potworny ból gdzieś w głębi serca. Anioł, którego mam przed sobą, bezwiednie stał się przyczyną mojego cierpienia. Chciałabym uciec przed uważnym spojrzeniem padającym z oczu niemal identycznych z oczami Jarlatha. Ale dziewczynka nie ponosi żadnej winy, to nie ona mnie zdradziła, nie ona złamała mi serce.
Uśmiecham się do niej, z trudem powstrzymując łzy, i pochylam się, żeby lepiej widzieć twarz dziecka.
– Witaj, piękna księżniczko. Jak twoje kolano? – pytam troskliwie, dotykając czubka jej nosa.
– Dobrze! – Uśmiecha się promiennie. – Nałożyłam odrobinę maści, tak jak mówiłaś. Nie jesteś więc leśną wróżką?
– Hm… nie, przykro mi.
– Nie szkodzi. Gdzie byłaś? – rzuca z zaciekawieniem.
– Co masz na myśli? – dopytuję.
– Nigdy wcześniej cię nie widziałam. Nie mieszkasz tutaj?
– Nie bądź wścibska, Chris! – Jarlath gani córkę niepewnym tonem.
– Mieszkam daleko stąd z powodu mojej pracy – wyjaśniam.
– A gdzie pracujesz? – kontynuuje jeszcze bardziej zaciekawiona.
– Jestem archeolożką.
– Archeo…kim? – Dziewczynka spogląda na mnie, marszcząc czoło.
– Archeolożką. Poszukuję starych przedmiotów i je badam.
– Chyba nie jesteś tutaj po to, żeby zająć się babcią i jej sercem? – Mała wpatruje się we mnie podejrzliwie.
– Christen! – wybucha Jarlath, a ja parskam śmiechem.
Moja matka kręci głową z rozbawieniem, a w tym samym czasie Jarlath wtrąca bezsilnym tonem:
– Mały łobuzie, nie można nazywać babci Caitlin starą. To niegrzeczne.
Dziewczynka z poczuciem winy spogląda na ojca, ale na jej twarzy zaraz pojawia się uśmiech.
– W takim razie wiekowa. Powiedzieć, że ktoś jest wiekowy, nie jest niegrzeczne, prawda? – upewnia się Christen.
W tym samym momencie wykonuje tak diabelnie znany mi gest, że czuję, jak moje serce zaczyna kołatać jak szalone. Wznosi oczy ku górze i przesuwa dłoń wzdłuż swojej twarzy, próbując ukryć uśmiech. Wydaje mi się, że znów mam przed sobą tego siedemnastoletniego młodzieńca, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Ten widok byłby czymś normalnym, gdyby jego córka była również i moją. Gdyby on wszystkiego nie popsuł. Na samą myśl o tym zaczyna brakować mi tchu. Wstaję na równe nogi i oddycham z trudem. Nie mogę tu z nimi zostać. Nie jestem w stanie.
– Idę rozpakować walizkę. Zawołaj mnie, kiedy przyjedzie tato – mówię, spoglądając porozumiewawczo na mamę.
Kobieta kiwa głową, choć przecież wie, że moja walizka jest pusta od kilku dobrych godzin.
– Żegnaj, księżniczko, do zobaczenia! – Ponownie wbijam wzrok w Christen, przyjaźnie się do niej uśmiechając.
– Cześć, ciociu Nesso – odpowiada, machając rączką.
Sztywnieję mimo woli. Nikt oprócz Jarlatha nie nazywa mnie Nessą. Zamierzam już poprosić, żeby zwracała się do mnie moim pełnym imieniem, lecz powstrzymuję się przed tym w ostatniej chwili. Przygryzam wargę, przytakuję ruchem głowy, po czym szybkim krokiem przemierzam pokój, pokonuję schody i znajduję schronienie w swojej sypialni. Oszołomiona siadam na łóżku, nie potrafiąc w to wszystko uwierzyć.
– O Boże! – szepczę i wybucham płaczem.
Minęły wieki, odkąd płakałam z jego powodu. Jeszcze wczoraj potrafiłam przezwyciężyć ból, lecz teraz łzy spływają mi po twarzy, a ja nie jestem w stanie zrobić nic, aby je powstrzymać. Spotkanie z nim zbudziło dawne uczucia. Jak to się stało? Jak mogło nas tak zniszczyć?
Sześć lat wcześniej
Parkuję samochód przed domem Jarlatha, ściskając w dłoni test ciążowy. Nie wiem, co myśleć. Nie mam pojęcia, jak to się mogło zdarzyć. Pigułki są przecież niezawodne w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przypadków… To zrządzenie losu, że właśnie ja okazuję się tym wyjątkowym procentem. Dwa miesiące bez okresu… Myślałam, że to przez egzaminy na studiach, ale się myliłam.
Śmiałam się, gdy moja najlepsza przyjaciółka Bree poradziła, bym sprawdziła, czy nie jestem w ciąży. Jako studentka medycyny uważała, że taka sytuacja nie jest normalna. Stwierdziła, że spodziewam się dziecka albo jestem zbyt zestresowana. Gnębiła mnie przez kilka dobrych dni.
– Biorę pigułki – powtarzałam za każdym razem, kiedy tylko zaczynała mówić o ciąży. Ona jednak potrząsała głową, przypominając mi, że tabletki nie są niezawodne. I miała rację.
Tego wieczoru postanowiłam wykonać test ciążowy raczej ze znużenia niż z powodu rzeczywistych obaw. Kiedy zobaczyłam dwie czerwone kreski, szok był tak wielki, że nagle zwróciłam wszystko to, co zjadłam na obiad. Jak powiem Jarlathowi, że jestem w ciąży? Co z naszymi planami?
Przez moment krążę wokół domu, aż w końcu wchodzę tylnymi drzwiami. Nie chcę, żeby zobaczyła mnie jego matka. Upewniam się, że nikogo tu nie ma, a potem szybko pokonuję schody prowadzące na piętro. Idę wzdłuż korytarza, aż zatrzymuję się przed sypialnią chłopaka. Pukam, ale nikt nie otwiera. Uchylam więc drzwi, lecz widzę pusty pokój. Marszczę brwi, zastanawiając się, gdzie on może być. Powiedział przecież, że zostanie w domu, żeby się uczyć.
Po chwili przychodzi mi do głowy stara stodoła, więc pędzę schodami w dół. Wychodzę z domu tylnymi drzwiami, po czym biegnę w kierunku szopy. Wpadam tam jak strzała, jednak nagle zatrzymuję się, słysząc płacz.
– Jak możesz mi to mówić? Co będzie ze mną i z dzieckiem, które noszę?
Jestem zdumiona, kiedy rozpoznaję głos Aislinn. Co ona tu robi? I przede wszystkim: z kim rozmawia?
– Cholera, to był głupi błąd! Byłem pijany! Kocham Nessę, wiesz o tym, zawsze o tym wiedziałaś! Jeśli postanowisz urodzić dziecko, wezmę na siebie odpowiedzialność za to, co się wydarzyło, ale nie myśl, że…
– Jak masz zamiar wziąć na siebie odpowiedzialność? Jak tylko dowie się o tym, co zrobiłeś, już nigdy więcej nie będzie chciała cię widzieć! Księżniczka nigdy w życiu nie zaakceptuje czegoś takiego, sam dobrze o tym wiesz.
Czuję, jakby obok mnie eksplodowała bomba. Osuwam się na kolana, wprost na żwir. Z trudem oddycham, tępy ból rozrywa mi serce, a jego rytm kołacze mi w uszach.
– To niemożliwe. To niemożliwe! – Niepewnie spoglądam na test ciążowy, który trzymam w dłoni. Powoli zamazuje mi się wzrok przez łzy rozpaczy spływające po policzkach.
– Nessa!
Zdumiony głos Jarlatha jest dla mnie kolejnym ciosem. Gdy unoszę głowę, zauważam go stojącego na szczycie schodów prowadzących na poddasze. Ma twarz bladą jak widmo, oczy szeroko otwarte ze zdziwienia, a ciało sztywne.
– Och, księżniczka jest tutaj. Świetnie, więc jesteśmy w komplecie. Nie masz jej nic do powiedzenia, Jarlath? – odzywa się Aislinn.
Złośliwość w głosie dziewczyny, która była dla mnie jak siostra, to cios prosto w moje serce. Nie spuszczam wzroku z oczu chłopaka, którego kocham bardziej niż własne życie. Patrzę na człowieka, który zdradził mnie w najpodlejszy sposób i który jest ojcem mojego dziecka.
Wstaję, zataczając się, i usiłuję powstrzymać płacz. Przyciskam do piersi test ciążowy, a potem jeszcze raz spoglądam na chłopaka. W końcu odwracam się i zaczynam biec co tchu, nie zważając na nic: ani na moje serce, które z każdą minutą rozpada się na coraz mniejsze kawałki, ani na dźwięk głosu Jarlatha desperacko wykrzykującego moje imię. Dobiegam do samochodu i wsiadam do niego niczym torpeda. Niczego nie widzę, bo wzrok zamazuje mi się od łez. Wykrzykuję cały swój ból i rozpacz. Potem czuję już tylko pustkę, jak gdybym się unosiła. Mam wrażenie, że świat wiruje, wywraca się do góry nogami, raz, drugi, kolejny i w końcu… nastaje nicość.ROZDZIAŁ CZWARTY
JARLATH
Uciekam od tego domu, od obecności Nessy, od emocji, które mną targają, kiedy mam ją przed oczami. Nie widziałem jej od sześciu lat, mimo to moje uczucia wciąż są takie same. Zatraciłem się w jej spojrzeniu tak mocno, że nie byłem w stanie złapać tchu, drgnąć ani trzeźwo myśleć.
– Tato, jest prześliczna, prawda? – Głosik Christen wyrywa mnie z zamyślenia.
– O kim mówisz, księżniczko? – pytam, ponieważ nie dotarła do mnie jej wypowiedź.
– O cioci Nessie! Tato, czy ty mnie słuchasz, kiedy mówię? Czy ty ją znałeś? Mama się ucieszy, jak tylko się dowie, że wróciła – szczebiocze.
Kiwam głową, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie sądzę, aby Aislinn była szczęśliwa na wieść o powrocie Nessy.
Docieramy do miejsca, które przez sześć lat było naszym wspólnym domem: moim, Aislinn i Christen. Piękna blondynka, która wciąż jest moją żoną, pojawia się w progu i macha nam na powitanie. Kiedy wysiadamy z samochodu, Chris biegnie prosto w jej ramiona i zaczyna relacjonować coś z entuzjazmem.
Podchodzę do nich w momencie, gdy dziewczynka odpala prawdziwą bombę:
– I poznałam ciocię Nessę!
Aislinn blednie, a jej rozszerzone ze zdziwienia oczy wbite są w naszą córkę. Po chwili jednak podąża wzrokiem w moim kierunku i patrzy na mnie w osłupieniu.
– Skarbie, pożegnaj się z tatą i się przebierz. Za chwilę do ciebie przyjdę – oznajmia.
Chris rzuca się w moje objęcia i obsypuje mi twarz całusami.
– Dobranoc, tato. Do jutra!
Mocno przytulam córkę, a potem pozwalam jej wyswobodzić się z moich objęć i patrzę, jak wpada do domu niczym strzała.
– Księżniczka naprawdę wróciła? Domyślam się, że ze względu na babcię – odzywa się moja żona.
– Nie wiem, Aislinn. Widzieliśmy się tylko przez chwilę. – Wzdycham.
– Widziała Christen? Jak… – zaczyna, lecz przerywam jej zniecierpliwiony:
– A jak według ciebie mogła zareagować? – pytam surowym tonem. – Chris jest dzieckiem i nie jest niczemu winna. Nessa potraktowała ją grzecznie i z serdecznością, od razu zdobyła sympatię małej.
Aislinn cała się spina.
– Oczywiście, słodka i piękna Shanessa zawsze zdobywa wszystkich – rzuca sarkastycznym tonem. – A jak zareagowała na twój widok?
Marszczę brwi, czując, jak gotuje się we mnie z wściekłości. Ta kobieta nigdy się nie zmieni, pomimo tego wszystkiego, co spowodowaliśmy. W odróżnieniu ode mnie ani razu nie czuła bólu, wyrzutów sumienia czy wstydu z powodu krzywdy wyrządzonej Nessie.
– Bądź spokojna, w jej oczach nadal widać gniew. Jestem facetem, który ją zdradził i prawie zabił – syczę przez zęby, a mój głos staje się ochrypły od narastających emocji.
– Pewnie ułożyła sobie życie, może kogoś ma – spekuluje Aislinn.
– Te sprawy mnie nie dotyczą, a tym bardziej nie powinny dotyczyć ciebie – przerywam jej, zanim zupełnie stracę cierpliwość. – Zastanawiam się, jak możesz nie czuć się winna z powodu tego, co zrobiliśmy.
– Po prostu niczego nie zrobiłam. To ona uciekła z tej stodoły, sama wsiadła do tego samochodu i prawie się zabiła.
– Była w szoku, do jasnej cholery! – wykrzykuję, a następnie podchodzę o krok bliżej. – Trzymaj się od niej z daleka, Aislinn. Nie pozwolę ci wtrącać się do tego wszystkiego. Bardzo dobrze cię znam. Nie możesz wyładowywać własnych frustracji na Nessie. Nie masz do tego prawa – oznajmiam stanowczo.
– Moim prawem jest odwiedzanie babci, a jej obecność nie może mi w tym przeszkodzić – odpowiada, jakbym trafił prosto w czuły punkt.
– Uważaj na to, co robisz, i nie igraj z moją cierpliwością – ostrzegam, po czym odwracam się do niej plecami.
– Wciąż ją chronisz, mimo że ona cię nienawidzi. Jesteś żałosny.
Udaję, że nie słyszę, i niewzruszony słowami żony wsiadam do samochodu, nawet na nią nie spoglądając.
Godzinami krążę autem po okolicy, aby uspokoić nerwy.
Doskonale to wszystko pamiętam, jakbym teraz na nowo przeżywał ten strach i rozpacz, które mnie ogarnęły, kiedy zobaczyłem, jak Nessa nagle traci kontrolę nad autem, dachuje i wpada w przepaść. Przypominam sobie ten rozdzierający serce ból, który czułem, gdy służby ratunkowe pojawiły się na miejscu i wyciągnęły z wraku nieprzytomną i krwawiącą dziewczynę. Siedem nieskończenie długich miesięcy w śpiączce. Udręka, jakiej doświadczyłem na widok Nessy w tym stanie – zaintubowanej i podłączonej do monitorów – oraz fakt, że szanse na jej wybudzenie według lekarzy były praktycznie równe zeru, zupełnie mnie załamały. Mogłem patrzeć na dziewczynę tylko zza szklanej szyby, bo kiedy jej rodzice dowiedzieli się o tym, do czego doszło, nie chcieli mnie widzieć przy łóżku swojej córki. Najgorszym momentem był jednak ten, kiedy powiedziano mi, że spodziewa się mojego dziecka.
Zaciskam palce na kierownicy, wciąż czując tę samą rozpacz, może nawet większą niż wtedy. Wszystkie te wspomnienia nadal bolą.
Pod koniec ciąży Shanessy konieczne było pilne przeprowadzenie cesarskiego cięcia z powodu zagrożenia dla płodu. Nasza córka urodziła się w stanie krytycznym, a zaraz potem zmarła. Nie mogłem zrobić nic, żeby ją ocalić. Kilka godzin później po raz pierwszy zobaczyłem Christen. Była prześliczna i zdrowa, choć urodziła się przedwcześnie, i to właśnie ona stała się moim jedynym ukojeniem.
W ciągu dwóch miesięcy po narodzinach Chris odwiedzałem Nessę, kiedy byłem pewien, że nikt mnie nie zobaczy. Śmierć naszej córki definitywnie zerwała moje wszelkie relacje z rodzicami Nessy. O ile wcześniej mogłem godzinami patrzeć na nią przez szybę, od tamtej chwili sama perspektywa natknięcia się na mnie była dla nich nie do pomyślenia.
Nigdy nie zapomnę, w jaki sposób dowiedziałem się o tym, że moja ukochana wybudziła się ze śpiączki, wbrew prognozom lekarzy. Poszedłem ją odwiedzić po dwóch nieskończenie długich dniach nieobecności spowodowanej gorączką Chris. Wiedziałem, że nie mogę tam pójść, ale potrzeba zobaczenia twarzy dziewczyny, dotknięcia jej skóry, poczucia zapachu wzięły górę nad rozsądkiem i znalazłem sposób, aby się do niej dostać.
Na widok pustego łóżka niemal postradałem zmysły. Myśl, że stało się coś nieodwracalnego, sprawiła mi największy ból, jakiego nie doświadczyłem wcześniej w całym życiu. Osunąłem się na kolana, wołając imię Nessy, i wylewałem wszystkie łzy oraz cały żal.
Nie pamiętam, jak długo zostałem w tym pokoju, odchodząc od zmysłów i przeklinając samego siebie. Pamiętam za to ciepło dłoni, którą niespodziewane poczułem na ramieniu, i dźwięk głosu babci Caitlin mówiącej, żebym się uspokoił, bo Nessa czuje się dobrze. Wybudziła się ze śpiączki w czasie, kiedy nie mogłem jej odwiedzić. Ku zdziwieniu lekarzy i wbrew wszelkim przewidywaniom długa śpiączka nie pozostawiła po sobie poważnych konsekwencji. Dziewczyna zaczęła samodzielnie oddychać i została przeniesiona do innej sali. Kiedy usłyszałem tę cudowną wiadomość, ogarnęło mnie poczucie szczęścia. Nie trwało ono niestety zbyt długo, ponieważ dowiedziałem się, że Nessa nie chce mnie już nigdy więcej widzieć.
Rzewnie płakałem, zdając sobie sprawę z tego, że straciłem wszystko, co kocham. Płakałem w objęciach anioła, jakim jest babcia Caitlin, która nie odwróciła się do mnie plecami mimo tego, co zrobiłem, i przez tych sześć długich lat była dla mnie ostoją.
Spotkałem Nessę cztery miesiące później, kiedy dowiedziałem się o tym, że zamierza wyjechać. Przy tej właśnie okazji wylała na mnie całą swoją nienawiść.
Sześć lat wcześniej
Niecierpliwie przyciskam dzwonek przy drzwiach wejściowych do domu Nessy. Mam gdzieś, która jest godzina, i to, że nie chcą mnie tu widzieć. Muszę za wszelką cenę ją zobaczyć. To, co powiedziała Aislinn, doprowadziło mnie do rozpaczy. Nie może wyjechać, nie może!
Nagle drzwi stają otworem, a w progu pojawia się ojciec Shanessy. Na jego twarzy maluje się zdziwienie.
– Gdzie jest? – pytam, wchodząc do domu bez słowa wyjaśnienia.
– Nie sądzę, że…
– Gdzie ona jest? – nalegam.
Mężczyzna potrząsa głową, jego oczy są szkliste, a na twarzy widać przejęcie.
– Jest w swoim pokoju. Próbowałem ją przekonać, ale nie zmieniła zdania – oznajmia ponurym głosem, jakby domyślał się powodu mojej wizyty.
Nic nie mówiąc, wspinam się po schodach prowadzących na piętro i bez wahania podchodzę do sypialni dziewczyny. Nawet nie pukam, po prostu otwieram drzwi na oścież i z impetem wpadam do pokoju.
Nessa siedzi na środku łóżka z kolanami przyciągniętymi do piersi, oczy ma zaczerwienione, a wyraz twarzy zacięty i surowy. Przygląda mi się wrogo, jej spojrzenie pozbawione jest wewnętrznego blasku i jakichkolwiek emocji.
– Nie możesz tego zrobić! – krzyczę dziewczynie prosto w twarz, zbliżając się do łóżka.
– Co tutaj robisz, Jarlath? Przypominam ci, że masz córkę, którą powinieneś się opiekować, i… narzeczoną, o którą powinieneś się troszczyć.
Narzeczoną? Co ona wygaduje?
– Nesso, co ty pleciesz, do diabła!? Ja nie mam żadnej narzeczonej! – krzyczę.
– A powinieneś mieć! Powinieneś zapewnić córce szczęśliwą przyszłość.
– Nie o mojej córce powinniśmy teraz rozmawiać, do jasnej cholery! Nie możesz wyjechać! – wybucham, zbliżając się jeszcze bardziej do łóżka.
Dziewczyna śmieje się ironicznie, a potem przechyla głowę, wciąż na mnie patrząc.
– Wiesz, masz niezły tupet, żeby tu przyjść i mówić mi, co mogę, a czego nie mogę robić – prycha.
– To nie jest żadne rozwiązanie. Nie możesz porzucić wszystkiego i wszystkich.
– Myślisz, że tego chcę? Nie, nie chciałabym nigdy opuścić tego miejsca, ale muszę to zrobić. Muszę to zrobić, bo nie zamierzam tu zostać i patrzeć, jak układasz nowe życie beze mnie. Widok twojej córki sprawi, że będę myślała o mojej własnej. Muszę wyjechać, żeby wyrzucić cię z serca w ten czy w inny sposób, bo nie jesteś mnie wart. Muszę wyjechać, żeby zacząć znów żyć, z dala od ciebie i całego zła, które mi wyrządziłeś – wymienia.
– Wierz mi, nienawidzę siebie za to, co się stało, nienawidzę siebie za swoje błędy. Nie jestem tu po to, żeby prosić cię o przebaczenie, nigdy bym się na to nie odważył. Przychodzę prosić, byś nie porzucała wszystkiego z mojego powodu. Jesteś mocno związana z rodziną, kochasz to miejsce. Już tak wiele dla mnie poświęciłaś… Nie rezygnuj z własnego życia z mojego powodu, to nie w porządku – błagam.
– To nie jest w porządku, ale to ty byłeś moim życiem, Jay. Moją przyszłość wiązałam z tobą… a ty wszystko zniszczyłeś! Po co? Kochasz ją? Bo jeśli ją kochasz…
– Ja kocham ciebie, do cholery! Ciebie i tylko ciebie – przerywam jej stanowczo. – Co do tego nie możesz mieć żadnych wątpliwości.
Nessa długo mi się przygląda, a potem wstaje i podchodzi bliżej. W jej dużych fiołkowych oczach dostrzegam ogromne cierpienie i równie wielką determinację.
– Mogłabym tu tak stać i pastwić się nad tobą godzinami, Jarlath, ale tego nie zrobię. Nie zrobię tego przez wzgląd na uczucia, którymi darzyłam cię przez lata. One nie mogą zniknąć tak po prostu na zawołanie. Problem polega na tym, że jedynym uczuciem, które mną teraz targa, jest nienawiść. Nienawidzę cię tak mocno, jak cię kocham. To nie jest zdrowe, Jay. Wyjeżdżam za dziesięć dni. W innym miejscu skończę studia i ułożę sobie życie. Wychowuj córkę, ożeń się z jej matką i stwórz dziecku bezpieczne gniazdo, bezpieczny dom. – Przerywa na moment. – Zapomnij o mnie, bo już tu nie wrócę, Jarlath. Już nigdy nie będziesz miał okazji, aby stanąć ze mną twarzą w twarz i ponownie spojrzeć mi w oczy.
Przyglądając się jej, czuję, jak moje serce zamiera. Cała moja istota odrzuca myśl, że to mogłaby być ostatnia chwila w życiu, kiedy dane mi jest patrzeć w oczy Nessy.
– Zapomnieć o tobie! – wykrztuszam z niedowierzaniem. – Jesteś moim sercem i pozostaniesz nim, póki nie przestanie ono bić. Odejdź, zacznij układać sobie życie na nowo, z dala od wszystkich, z dala ode mnie, jednak nie oczekuj, że cię zapomnę. Uwierz mi, ty również nie zapomnisz tego, co nas łączyło i będzie łączyć pomimo katastrofy, jaką spowodowałem.
– Właśnie, że to zrobię, Jarlath! Nawet jeśli miałoby to być ostatnie, co uczynię w życiu. Zapomnę o tobie i już nigdy nie obdarzę nikogo podobnym uczuciem. Nauczyłeś mnie kochać, a wspomnienie tego, co mi zrobiłeś, pomoże mi zamienić moje serce w kamień.
Nie uda ci się to, Nesso, myślę.
– Nie uda ci się to, Nesso – wypowiadam po chwili na głos.
– Nic, co mógłbyś powiedzieć, nie sprawi, że zmienię zdanie. Sądzę, że najlepiej będzie, jeśli już sobie pójdziesz.
Przez moment uważnie przypatruję się dziewczynie, dygocząc z bezradności i bólu. Zastanawiam się, czy chwycić ją za ramiona i potrząsać, aż zrozumie, że ucieczka i odległość nie uleczą cierpienia, czy raczej spuścić głowę i bez słowa zaakceptować tę decyzję. Myśl o tym, że nie wiem, dokąd pójdzie, jak będzie się czuła z dala od wszystkich, z dala ode mnie, napełnia mnie lękiem.
– Nesso! – krzyczę bezsilnie.
– Odejdź stąd, Jarlath – powtarza stanowczym, ale drżącym głosem. Wydaje się tak zdeterminowana, a jednocześnie tak krucha.
Bezgraniczna miłość łącząca mnie z tą niesamowitą osobą nie pozwala mi odwrócić się do niej plecami i każe raz jeszcze o nas zawalczyć. Sumienie podpowiada jednak, abym pozwolił jej odejść, bo wyrządziłem już wystarczająco wiele krzywdy. Przez chwilę czule dotykam wzrokiem każdego fragmentu ciała Nessy; patrzę na jasną gładką skórę, pełne usta i zadarty nos. Gdybym tylko miał czarodziejską różdżkę, wymazałbym swój błąd i odzyskał nasze dawne życie!
Znów tonę w fiołkowych oczach, lecz gdy dostrzegam w nich cierpienie, którego powodem jest moja obecność, podejmuję decyzję. Z bólem serca postanawiam pozwolić Nessie odejść. Z bólem serca postanawiam żyć bez niej. Z trudem przełykam ślinę, a potem zmuszam się do skinięcia głową i odwracam się bez słowa. Zamykam oczy, modląc się, aby dziewczyna mnie zatrzymała. Błagam, by w tym ułamku sekundy zdała sobie sprawę z tego, że już nigdy nie pokochamy nikogo tak bardzo, jak kochaliśmy siebie nawzajem.
Martwa cisza wypełniająca pokój ogłusza bardziej niż największy hałas. Z każdego kąta zdaje się krzyczeć słowo „żegnaj”, którego grzmiące echo rozbrzmiewa między ścianami i rozrywa mi serce.
Bezszelestnie wychodzę z sypialni, po czym zamykam za sobą drzwi. Łzy bezlitośnie spływają po mojej twarzy i czuję wszechogarniającą pustkę. Straciłem ją! – To wszystko, co myślę. Straciłem ją na zawsze.