Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Scenariusz na wspólne życie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Listopad 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Scenariusz na wspólne życie - ebook

Pola zabiera swoich przyjaciół z tętniącego życiem Poznania do Darłowa, rodzinnej miejscowości nad morzem. Tam chce wypocząć i zapomnieć o rozstaniu. Nie chce się angażować w nowy związek, ale chłopak z sąsiedztwa komplikuje jej życie. Kto dla miłości poświęci wszystko? Opowieść o pragnieniach, miłości i wyborach.

Specyficzna atmosfera w niewielkim miasteczku wywołuje niezapomniane emocje. Wydarzenia zmieniają losy bohaterów na ich przyszłe życie.

Spis treści

1. Przyjazd do domu rodzinnego

2. Pierwsze wrażenia

3. Pod skrzydłami przewodniczki

4. Nieoczekiwane spotkanie

5. Międzypokoleniowe party

6. Beztroski wypoczynek na Costa Darłowo

7. Dramatyczna wyprawa

8. Czas pożegnań

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-940755-0-7
Rozmiar pliku: 434 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przy­jazd do domu ro­dzin­ne­go

Pola i Zuza pośpiesz­nie do­my­kały wa­liz­ki. Umówiły się z po­zo­stałymi pasażera­mi, że każdy za­bie­ra do sa­mo­cho­du tyl­ko po jed­nym bagażu. Trud­no było spa­ko­wać wszyst­kie cen­ne rze­czy do jed­nej tor­by. Ale po­ra­dziły so­bie. Nie­ważne, że trzy razy mu­siały prze­pa­ko­wy­wać wa­liz­ki.

Przy­ja­ciółki po­znały się dzie­więć lat temu, kie­dy roz­po­czy­nały stu­dia na wy­dzia­le an­gli­sty­ki jed­nej z po­znańskich uczel­ni. Po li­cen­cja­cie Zuza wy­je­chała do Lon­dy­nu, gdzie zaczęła pracę jako opie­kun­ka do dzie­ci. Pola do­stała się na stu­dia dok­to­ranc­kie w Po­zna­niu.

Obie zakończyły właśnie nie­uda­ne związki. Były zbyt am­bit­ne, by w wie­ku dwu­dzie­stu sied­miu lat go­dzić się na da­le­ko idące ustępstwa. Chcąc za­po­mnieć o trud­nych przejściach, zor­ga­ni­zo­wały ty­go­dnio­we wa­ka­cje nad mo­rzem dla sie­bie i trójki przy­ja­ciół. Miej­scem do­ce­lo­wym wy­po­czyn­ku miał być dom ro­dzin­ny Poli w Darłowie.

– Pola, szyb­ciej, bo zno­wu się spóźnimy! – Zuza ener­gicz­nie wkładała klu­cze do zam­ka.

– OK, wezmę jesz­cze tyl­ko śmie­ci i możemy ru­szać. Po­cze­kaj! – Pola na chwilę przy­stanęła. – Okna za­mknięte? Żelaz­ko wyłączo­ne? – Po­biegła szyb­ko do sy­pial­ni. – Wszyst­ko w porządku, idzie­my.

Nie było im łatwo znieść wa­liz­ki po scho­dach z trze­cie­go piętra. Wpraw­dzie każda z nich miała tyl­ko je­den bagaż, ale za to nie­miłosier­nie ciężki.

Pola przy­depnęła roz­wiązaną sznurówkę w swo­ich różowych tramp­kach. Aby utrzy­mać równo­wagę i nie spaść, mu­siała po­zwo­lić wa­liz­ce dry­fo­wać po scho­dach.

Przy sa­mo­cho­dzie Zuza ner­wo­wo wyciągnęła kartkę spod wy­cie­racz­ki. Stanęła nie­ru­cho­mo i prze­czy­tała krótką in­for­mację. Ode­tchnęła z ulgą, gdy oka­zało się, że to nie man­dat, tyl­ko re­kla­ma fir­my piorącej dy­wa­ny. Pola za­par­ko­wała na chwilę pod blo­kiem w nie­do­zwo­lo­nym miej­scu i man­dat wca­le by jej nie zdzi­wił. Wsiadły pośpiesz­nie i od­je­chały.

– Tym two­im sa­mo­cho­dem – roz­ma­rzyła się Zuza, wtu­lając ple­cy w skórza­ne opar­cie – mogę je­chać na ko­niec świa­ta. Wiesz, ta wy­pa­sio­na fura pa­su­je do cie­bie.

Pola kupiła no­we­go czer­wo­ne­go ci­tro­ena po dwóch la­tach oszczędza­nia. Ni­ko­mu nie po­zwa­lała nim kie­ro­wać, chy­ba że w nagłych sy­tu­acjach. Jed­nak ta­kich sy­tu­acji było w jej życiu sto­sun­ko­wo nie­wie­le.

Po dzie­sięciu mi­nu­tach pod­je­chały pod czte­ro­piętro­wy bu­dy­nek miesz­kal­ny na strzeżonym osie­dlu. Przy klat­ce scho­do­wej cze­ka­li znie­cier­pli­wie­ni pasażero­wie. Do sa­mo­cho­du wsiadła Ha­nia, Szy­mon pod­szedł do bagażnika.

Ha­nia, per­fek­cjo­nist­ka, i Szy­mon, typ wiecz­ne­go chłopca, po­bra­li się nie­spełna dwa mie­siące temu po wie­lo­let­niej zna­jo­mości. Szy­mon, ma­gi­ster dzien­ni­kar­stwa, pra­co­wał w agen­cji re­kla­mo­wej w Po­zna­niu. Ha­nia po stu­diach pe­da­go­gicz­nych bez­sku­tecz­nie szu­kała pra­cy w za­wo­dzie. Ko­chała dzie­ci i chciała pra­co­wać tyl­ko z nimi.

– Wresz­cie, dziew­czy­ny! Nie mogło się obyć bez małego spóźnie­nia, co? – Szy­mon za­sa­pał się, pa­kując wa­liz­ki do bagażnika.

– Oj, nie ma­rudź. I tak mamy niezły czas – od­parła Zuza.

– Ale miało być po jed­nej wa­liz­ce – wtrąciła Pola.

– Jest po jed­nej. Aaa, to ko­sme­tycz­ka. – Ha­nia wska­zała na małą wa­lizkę.

– Ro­zu­miem – roześmiała się Pola.

Po ko­lej­nych dwu­dzie­stu mi­nu­tach do­tar­li do Su­che­go Lasu, gdzie miał na nich cze­kać ostat­ni współpasażer. Mar­cel, wy­so­ki, przy­stoj­ny blon­dyn w oku­la­rach prze­ciwsłonecz­nych, sie­dział w po­zy­cji lo­to­su przy przy­stan­ku au­to­bu­so­wym. Ten wrażliwy fi­lo­zof był przez wszyst­kich po­strze­ga­ny jako ta­jem­ni­czy sa­mot­nik. Pra­co­wał w tej sa­mej fir­mie co Szy­mon na sta­no­wi­sku gra­fi­ka kom­pu­te­ro­we­go. Mężczyźni przy­jaźnili się od sześciu lat.

Kil­ka lat temu pod­czas jed­nej z wy­praw or­ga­ni­zo­wa­nych przez sa­morząd stu­denc­ki obie­ca­li so­bie, że zro­bią wszyst­ko, aby ich przy­jaźń prze­trwała. Od tam­tej pory raz w roku spędza­li ze sobą kil­ka dni. Za­wsze mo­gli na sie­bie li­czyć i nie­jed­no­krot­nie po­ma­ga­li so­bie w trud­nych sy­tu­acjach.

Cała czwórka, oprócz Zuzy, miesz­kała w Po­zna­niu i sta­rała się spo­ty­kać re­gu­lar­nie raz w ty­go­dniu. Nic jed­nak nie zastąpi prze­by­wa­nia ze sobą przez kil­ka dni i nocy z rzędu, dla­te­go raz w roku de­cy­do­wa­li się na wspólny wy­jazd. Łado­wa­li wte­dy aku­mu­la­to­ry na ko­lej­ny rok. Za każdym ra­zem spraw­dza­li zmia­ny swo­ich cha­rak­terów, bo jak twier­dził Mar­cel, du­sza lubi się zmie­niać.

Je­cha­li spo­koj­nie drogą tran­zy­tową nu­mer je­de­naście. Licz­ne przy­stan­ki opóźniały nie­co podróż, ale to nie miało zna­cze­nia. Naj­ważniej­sze, że znów byli ra­zem. Je­den postój oka­zał się nie­co dłuższy. W połowie dro­gi, w Pod­ga­jach, mu­sie­li cze­kać na Mar­ce­la, którego po­byt w to­a­le­cie odro­binę się przedłużył, po­nie­waż za­trzasnął się w ka­bi­nie. Ko­lej­ne pół go­dzi­ny minęło, za­nim pra­cow­nik roz­wier­cił za­mek.

– Dojeżdżamy! – krzyknęła Pola.

– To nie­ważne, że je­cha­liśmy z Po­zna­nia do Darłowa sie­dem go­dzin. – Machnęła ręką Zuza. – Mogłabym z wami je­chać trzy doby, albo dłużej. Nadal nie wierzę, że udało nam się w jed­nym cza­sie zor­ga­ni­zo­wać wspólny wy­jazd.

– Zuza, je­steś mi­strzy­nią, uciec z Lon­dy­nu, gdy aku­rat roz­po­czy­nasz nowy biz­nes!

– Ko­cha­na, nie­ważna pra­ca, gdy ma się w per­spek­ty­wie spędze­nie wa­ka­cji z przy­ja­ciółmi – od­parła Zuza z en­tu­zja­zmem. – Ja to ja, ale na­sze za­obrączko­wa­ne gołąbki chciały je­chać na mie­siąc mio­do­wy na Co­sta Bra­va, a wy­brały Co­sta Darłowo.

– Mamy na­dzieję, Pola, że wiesz, co ro­bisz, przy­wożąc nas tu­taj? – ode­zwała się Ha­nia, uśmie­chając się sze­ro­ko. – Praw­da, Szy­mon­ku? Co­sta Darłowo brzmi bar­dziej in­try­gująco niż Co­sta Bra­va.

– Ha­necz­ko, wszędzie tam, gdzie je­steś ze mną, będzie do­brze – po­wie­dział Szy­mon, całując żonę z czułością w czoło.

– A nasz Mar­cel zno­wu śpi. Prze­sy­pia całą podróż, a po­tem się dzi­wi, że nie wie, o co cho­dzi. – Zuza odwróciła się w stronę Mar­cela i rzu­ciła w nie­go małą po­duszką, którą ener­gicz­nym ru­chem wyciągnęła spod głowy. – Po­bud­ka!

Mężczy­zna pod­sko­czył prze­stra­szo­ny, ude­rzając przy tym głową o szybę sa­mo­cho­du, ale już po chwi­li szcze­rze się uśmiechnął.

Wszy­scy roześmia­li się donośnie, gdy w tle z głośników roz­brzmiał głos Mi­cha­ela Bublé w pio­sen­ce It’s a Be­au­ti­ful Day. Zuza i Pola na­tych­miast zaczęły śpie­wać utwór swo­je­go ulu­bio­ne­go wy­ko­naw­cy.

Nie­ba­wem przy­ja­cie­le wje­cha­li do Darłowa. Mia­stecz­ko przy­wi­tało ich słoneczną po­godą.

Końcówka czerw­ca była w tym roku wyjątko­wo ciepła. Ruch na uli­cach był na ra­zie umiar­ko­wa­ny. Spo­ro sa­mo­chodów miało re­je­stra­cje z różnych części kra­ju, a na­wet Eu­ro­py, co świad­czyło o tym, że se­zon wa­ka­cyj­ny już się zaczął.

Gdy wy­sie­dli przed do­mem ro­dziców Poli, za­parło im dech w pier­siach. Po­czu­li, że zna­leźli się w nie­zwykłym miej­scu. Ich go­spo­da­rze miesz­ka­li w par­te­ro­wej wil­li w sty­lu ka­na­dyj­skim. Dwie okrągłe ko­lum­ny przy wejściu połączo­ne były ze scho­da­mi w sty­lu hisz­pańskim, a mała fon­tan­na od­gry­wała rolę ron­da. Brązo­wo­czer­wo­na dachówka połyski­wała w słońcu jak ta­blicz­ka cze­ko­la­dy. Okna o ościeżni­cach w zbliżonym do da­chu ko­lo­rze zda­wały się ma­chać skrzydłami do nowo przy­byłych.

Cały te­ren ogro­dzo­ny był drew­nia­nym płotem w ko­lo­rze kasz­tanów, który har­mo­ni­zo­wał z ko­lo­rem da­chu. W kil­ku miej­scach, sy­me­trycz­nie po obu stro­nach podwórza, przy­ciągały wzrok ni­skie drzew­ka wkom­po­no­wa­ne w bruk i oto­czo­ne ka­mie­nia­mi w ko­lo­rze pia­sku.

W po­bliżu widać było po­dob­ne re­zy­den­cje, stojące w bez­piecz­nej od­ległości od sie­bie. Każdą z nich ota­czał płot, co gwa­ran­to­wało miesz­kańcom ano­ni­mo­wość.

– O kurczę, Pola, kim są twoi ro­dzi­ce? – za­py­tał Mar­cel z nie­do­mkniętymi ze zdzi­wie­nia usta­mi.

– Tato jest ma­ry­na­rzem, a mama ciągle szu­ka swe­go miej­sca w życiu. Od nie­daw­na pra­cu­je w domu przy kom­pu­te­rze. Twier­dzi, że In­ter­net to cały jej świat. Jakoś so­bie radzą.

– Jakoś? Chciałbym tak so­bie ra­dzić. O kurczę, jeśli Darłowo jest ta­kie cud­ne jak ten dom, to już mi się po­do­ba.

– Widzę, że od mo­je­go ostat­nie­go po­by­tu u was dużo się zmie­niło – za­uważyła Zuza.

– A ja­kie tu jest świeże po­wie­trze, czu­je­cie? W Po­zna­niu ta­kie­go nie ma – zawołała Ha­nia. – Szy­mon, dla­cze­go w Po­zna­niu nie ma ta­kie­go po­wie­trza?

– Bo w Po­zna­niu nie ma mo­rza – od­po­wie­dział Szy­mon, przy­tu­lając żonę. – No do­bra, Pola, pro­wadź da­lej. Ktoś jest w domu?

– Jak wie­cie, ro­dzi­ce są w Hisz­pa­nii, za­fun­do­wa­li so­bie wa­ka­cje z oka­zji trzy­dzie­stej rocz­ni­cy ślubu. W domu po­win­na być moja sio­stra, zna­cie Lenę. Wróciła z Po­zna­nia już ty­dzień temu, po za­li­cze­niu se­sji.

Gdy Pola wyciągała swoją wa­lizkę z sa­mo­cho­du, za­ha­czyła o coś w środ­ku i cała za­war­tość bagażu zna­lazła się na pod­jeździe.

– Ko­cham cię za to! – roześmiała się Zuza.

Po­mogła przy­ja­ciółce spraw­nie za­pa­ko­wać wa­lizkę i poszły da­lej, jak gdy­by nic się nie stało.

Zuza jak za­wsze wyglądała zja­wi­sko­wo. Nie tyl­ko in­te­re­so­wała się modą, ale też pro­jek­to­wała i szyła swo­je stro­je. Na­wet do sa­mo­cho­du uszyła so­bie błękit­ny kom­bi­ne­zon z krótkim ręka­wem, który ide­al­nie za­ma­sko­wał jej krągłości, a pod­kreślił pier­si i smukłe ręce.

Na­gle z domu wy­biegła z krzy­kiem Lena.

– Pola! Szyb­ko, szyb­ko, chodźcie tu wszy­scy. Ra­tun­ku! Ja tam nie wejdę.

Przy­stanęli jak wry­ci.

– Co się stało? – próbował do­wie­dzieć się Szy­mon.

– Uspokój się, nie dra­ma­ty­zuj i po­wiedz, co się dzie­je – drążyła Pola.

– Tam, tam, w kuch­ni, cho­dzi.

– Kto cho­dzi? – Za­in­te­re­so­wał się tym ra­zem Mar­cel. – Od­dy­chaj, od­dech jest nie­zwy­kle ważny.

– Ktoś jest w domu? – do­cie­kała Pola.

– Tak. I cho­dzi, w kuch­ni…

– Zo­stańcie tu – roz­ka­zał Szy­mon. – Mar­cel, chodź ze mną.

Kie­dy mężczyźni we­szli do domu, Pola próbowała do­wie­dzieć się od sio­stry cze­goś więcej.

– Dzwo­nić po po­licję? Co tam się stało? Ktoś się włamał? Uspokój się, Lena, i wszyst­ko nam opo­wiedz.

Nie otrzy­maw­szy od­po­wie­dzi, dziew­czy­ny po­sta­no­wiły wejść do domu.

– Ni­ko­go tu nie ma – wy­szep­tał Mar­cel. – Może jest na górze.

– Nie­możliwe! – krzyknęła Lena. – Nie­możliwe, żeby pająk tak szyb­ko po­szedł na górę.

– Pająk?! – powtórzy­li wszy­scy w tym sa­mym mo­men­cie.

– Je­steś nie­nor­mal­na! – roześmiała się Pola.

Szy­mon, kie­dy opa­no­wał już śmiech, poważnie za­py­tał:

– Gdzie ostat­ni raz wi­działaś to nie­bez­piecz­ne stwo­rze­nie?

– W kuch­ni, przy oknie – od­parła Lena.

Szy­mon od­sta­wił de­li­kat­nie krzesła i prze­sunął stół.

– Jest! Nasz nie­pro­szo­ny i jakże nie­bez­piecz­ny gość. Ura­tuję ci życie, Leno, i wy­pro­wadzę go przed dom, do­brze?

– Cieszę się, że już je­steście. Nie lubię być w domu sama. – Uspo­ko­jo­na Lena uści­skała wszyst­kich ser­decz­nie na po­wi­ta­nie.

– Niezły początek – uśmiechnęła się Ha­nia.

– Wi­taj­cie w na­szym domu ro­dzin­nym – zaczęła ofi­cjal­nie Pola. – Roz­gośćcie się. Na górze są trzy sy­pial­nie i łazien­ka, na dole sa­lon, kuch­nia i łazien­ka. Łóżko w każdym po­ko­ju jest jed­no, ale podwójne. Ja z Leną zajmę sy­pial­nię ro­dziców, Ha­nia i Szy­mon mogą za­miesz­kać w po­ko­ju Leny, a ty, Zuza, mu­sisz dzie­lić ra­zem z Mar­ce­lem nie tyl­ko pokój, ale i łóżko. Chy­ba że któreś z was woli spać w sa­lonie, ale tu są nie­rozkłada­ne i nie­zbyt wy­god­ne sofy.

– Nie ma pro­ble­mu, praw­da, Mar­cel? Nie zmie­niłeś orien­ta­cji? Nadal wo­lisz chłopców? Będę bez­piecz­na? – do­py­ty­wała Zuza.

– Ta­aaaak. – Na twa­rzy Mar­ce­la po­ja­wił się ru­mie­niec.

Wszy­scy wie­dzie­li, ja­kiej orien­ta­cji jest Mar­cel, i ni­ko­mu to nie prze­szka­dzało. Może dzięki temu tak do­brze do­ga­dy­wał się z dziew­czy­na­mi. Jed­nak jego blond włosy i sza­re oczy po­do­bały się nie tyl­ko ko­bie­tom. Wszyst­kich za­chwy­cała jego wrażliwość i po­mysłowość. Nie­kie­dy za­cho­wy­wał się jak dziec­ko po do­sta­niu wy­ma­rzo­nej za­baw­ki. Te­raz też tak wyglądał. Stał bez­rad­ny w białym T-shir­cie, krótkich spoden­kach i ukręcał da­szek od czap­ki. Cały Mar­cel.

Tym­cza­sem Ha­nia i Zuza po­sta­no­wiły zwie­dzić dom. Mar­cel i Szy­mon roz­gościli się na górze, a sio­stry zaczęły przy­go­to­wa­nia do ko­la­cji. Lena już wcześniej ugo­to­wała swo­je po­ka­zo­we da­nie, czy­li la­za­nie. Za­pach ba­zy­lii roz­no­sił się po całym domu. Po­zo­sta­wało tyl­ko na­kryć do stołu i zawołać głod­nych gości.

– Zuza, czu­jesz to co ja? – Ha­nia przy­mrużyła oczy i pochłaniała wzro­kiem wnętrze sa­lo­nu.

– Co mam czuć? Je­dze­nie. – Odwróciła się w kie­run­ku kuch­ni.

– W tym domu czuć szczęście – wy­szep­tała Ha­nia.

Ha­nia za­wsze była po­dat­na na emo­cje i za­chwy­cała się drob­ny­mi rze­cza­mi. Często nosiła luźne su­kien­ki, w myśl za­sa­dy, że du­sza lubi mieć luz. Ra­zem z Mar­ce­lem two­rzy­li duet wrażli­wych dusz.

Sa­lon go­spo­da­rzy, połączo­ny z kuch­nią, za­ska­ki­wał. Zo­stał tak urządzo­ny, że spra­wiał wrażenie dużo większe­go, niż był w rze­czy­wi­stości. W holu stała za­bu­do­wa­na sza­fa, która mogła po­mieścić ubra­nia i buty przy­najm­niej dwu­dzie­stu osób. W po­bliżu usta­wio­no dużą beżową sofę w kształcie li­te­ry U, która wręcz zachęcała do od­po­czyn­ku. Obok sofy stał mały sto­lik, pod jedną ze ścian ni­ska ko­mo­da, a na niej te­le­wi­zor. Po dru­giej stro­nie po­ko­ju, pod oknem, pysz­nił się ciem­ny dębowy stół, wokół którego roz­sta­wio­no osiem krze­seł z wy­so­ki­mi, miękki­mi opar­cia­mi. Na sto­le w szkla­nej mi­sce kusiły owo­ce: jabłka, grusz­ki, kiwi, ba­na­ny. W dru­giej mi­sce pach­niały doj­rzałe tru­skaw­ki.

Część ja­dalną od­dzie­lał długi blat, obu­do­wa­ny z jed­nej stro­ny półkami na książki, a od stro­ny kuch­ni – szaf­ka­mi. Me­ble ku­chen­ne w ko­lo­rze we­nge, z do­dat­ka­mi wa­ni­lio­wy­mi i chro­mo­wa­ny­mi wykończe­nia­mi, do­da­wały temu miej­scu nie­wy­mu­szo­nej ele­gan­cji.

Na wszyst­kich oknach w domu nie­po­wta­rzal­ny kli­mat two­rzyły drew­nia­ne żalu­zje ko­lo­ru orze­cha la­sko­we­go, a świeże kwia­ty roz­sta­wio­ne w wie­lu miej­scach nada­wały do­mo­wi przy­tul­ny cha­rak­ter.

Wi­dok ścian wywoływał naj­większe emo­cje, bo sta­no­wił klucz do przeszłości ro­dzi­ny miesz­kającej w tym domu. Na słonecz­nym tle wi­siały ob­ra­zy, duże i małe, przed­sta­wiające jej członków w ko­lej­nych la­tach życia. Były więc Lena i Pola same, z ro­dzi­ca­mi i dziad­ka­mi, na działce, w górach, nad mo­rzem, z laj­ko­ni­kiem i smo­kiem, na ro­we­rach, na stat­ku, a na­wet w to­gach.

Sio­stry miały długie, ja­sne włosy jako dziew­czyn­ki i upływ cza­su ani nożycz­ki tego nie zmie­niły. Mimo że Lena miała pro­ste włosy, a Pola kręcone, za­wsze je ze sobą my­lo­no. Lena po­sta­no­wiła więc na stu­diach prze­far­bo­wać włosy na na­tu­ral­ny, ciem­nobrązowy ko­lor.

Mar­ce­la i Szy­mo­na ściągnęły wresz­cie na dół za­pa­chy do­chodzące z kuch­ni. Wszy­scy sie­dli do stołu i z ape­ty­tem zje­dli pierw­szy posiłek nad mo­rzem. Po­tem de­lek­to­wa­li się se­zo­no­wy­mi owo­ca­mi.

– Słuchaj­cie, je­steśmy nad mo­rzem, świe­ci słońce, pachną tru­skaw­ki i nie ma bro­war­ka? – wtrącił w pew­nym mo­men­cie Szy­mon.

Lena z zakłopo­ta­niem zaczęła się tłuma­czyć, że wy­le­ciało jej to z głowy.

– Nie martw się, słonecz­ko, wu­jek Mar­cel o wszyst­kim pomyślał.

Po­biegł do garażu i przy­niósł z sa­mo­cho­du dwie zgrzew­ki piwa, po dwa­naście pu­szek każda.

– Tyl­ko pamiętaj­cie, to jest za­pas na cały ty­dzień. – Po­gro­ził pal­cem. – Żebyście nie wy­do­ili wszyst­kie­go w je­den dzień! Po jed­nym do posiłku na lep­sze tra­wie­nie.

– Oczy­wiście, Mar­cel­ku, prze­cież je­steśmy do­rosłymi, kul­tu­ral­ny­mi ludźmi – od­po­wie­dział Szy­mon, składając przy tym usta w dzióbek.

Posiłek je­dli po­wo­li. Opo­wia­da­li za­baw­ne hi­sto­rie, wspo­mi­na­li cza­sy stu­denc­kie. Zuza nie­ustan­nie pod­kreślała, jak wie­le zmie­niło się przez sie­dem lat, kie­dy nie od­wie­dzała Poli w domu jej ro­dziców.

W pew­nym mo­men­cie roz­legł się dźwięk te­le­fo­nu. Lena po­biegła ode­brać.

– Halo, mamuś. Tak, wszy­scy do­je­cha­li. Nie, nie je­steśmy głodni. Tak, mamy pełną lodówkę. Nie mar­tw­cie się. A jak u was? – Po po­ta­kującej głowie Leny można się było zo­rien­to­wać, że również do­brze. – Do ju­tra, mamuś, wy­po­czy­waj­cie.

– Lo­su­je­my, kto zmy­wa, czy jest ktoś chętny? – za­in­te­re­so­wał się Szy­mon.

– No wiesz, zjadłeś przy­go­to­waną przez Lenę ko­lację i chcesz, żeby lo­so­wała? – obu­rzyła się Ha­nia. – A jeśli ona wy­lo­su­je zmy­wa­nie, do­brze będziesz się czuł?

– Nic mi nie za­szko­dziło, ko­cha­nie, czuję się świet­nie.

– Igno­rant, muszę cię le­piej wy­cho­wać.

– Daj­cie spokój, dzi­siaj zmy­wa na­sza przy­ja­ciółka. – Pola ucięła wy­mianę zdań między małżon­ka­mi i zaczęła zbie­rać na­czy­nia.

– Ja? – Zuza wstała zdzi­wio­na.

– Do­bra, ja. – Ha­nia pod­niosła się jesz­cze ener­gicz­niej.

– Nie­eeee, przy­ja­ciółką tego domu jest ktoś inny.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: