- W empik go
Schiza. Życie ze schizofrenią - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
23 listopada 2020
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Schiza. Życie ze schizofrenią - ebook
Życie dwudziestoletniego Filipa upływa bez większych zmartwień i problemów. Wprawdzie niedawno stracił miejsce na uczelni, jednak zamierza ponownie dostać się na studia. Nie musi też przejmować się finansami – jako współwłaściciel firmy prowadzonej przez jego matkę, może pozwolić sobie na samodzielne mieszkanie i wiele drobnych przyjemności. Nic nie wskazuje na to, że już wkrótce codzienność, jaką znał, przestanie istnieć… Podstępna choroba, która wydawała mu się czymś odległym i nierealnym, zdezorganizuje całe jego życie, które od tej pory stanie się nieustanną walką o siebie.
Schiza to poruszający zapis autentycznych przeżyć człowieka dotkniętego chorobą psychiczną, a zarazem ważny głos apelujący o tolerancję i pomoc dla tych, którzy każdego dnia zmagają się ze swoimi niewidzialnymi demonami.
Zwiedziliśmy nawet największy kanion w Europie, ale seksu nie uprawialiśmy ani razu. Miałem nadzieję, że na takim wyjeździe nasza namiętność wróci, lecz dla mojej żony było stanowczo za gorąco i zbyt duszno na seks. Zastanawiałem się, gdzie się podziała ta kobieta, która podczas naszego narzeczeństwa chciała się ze mną kochać praktycznie każdego dnia. Postanowiłem udać się w tajemnicy przed nią do seksuologa, bo myślałem, że może to moja wina albo że coś dolega mojej żonie.
W poszukiwaniu lekarza wstąpiłem do prywatnej przychodni na rynku. Niestety, nie mieli seksuologów, za to twierdzili, że mają świetnych psychologów. Uznałem, że lepsze to niż nic. Zarejestrowano mnie do terapeutki, magister Marii P., kobiety, która, jak się później okazało, miała zmienić moje życie na zawsze.
Schiza to poruszający zapis autentycznych przeżyć człowieka dotkniętego chorobą psychiczną, a zarazem ważny głos apelujący o tolerancję i pomoc dla tych, którzy każdego dnia zmagają się ze swoimi niewidzialnymi demonami.
Zwiedziliśmy nawet największy kanion w Europie, ale seksu nie uprawialiśmy ani razu. Miałem nadzieję, że na takim wyjeździe nasza namiętność wróci, lecz dla mojej żony było stanowczo za gorąco i zbyt duszno na seks. Zastanawiałem się, gdzie się podziała ta kobieta, która podczas naszego narzeczeństwa chciała się ze mną kochać praktycznie każdego dnia. Postanowiłem udać się w tajemnicy przed nią do seksuologa, bo myślałem, że może to moja wina albo że coś dolega mojej żonie.
W poszukiwaniu lekarza wstąpiłem do prywatnej przychodni na rynku. Niestety, nie mieli seksuologów, za to twierdzili, że mają świetnych psychologów. Uznałem, że lepsze to niż nic. Zarejestrowano mnie do terapeutki, magister Marii P., kobiety, która, jak się później okazało, miała zmienić moje życie na zawsze.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-103-5 |
Rozmiar pliku: | 854 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przed
I
Był rok 1998 – studia przepadły. Pięć ocen niedostatecznych i cały mój wysiłek, aby zdać egzaminy i dostać się na prestiżową uczelnię, poszedł na marne. Miałem mocne postanowienie. Wstawałem codziennie o godzinie szóstej rano, szedłem do sklepu po zakupy, kawka, kilka papierosów i o ósmej zaczynałem się uczyć, aby wrócić na studia dzienne na Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Nie wiedziałem, że życie tyle kosztuje. Miałem dziewiętnaście lat, trzy miesiące wcześniej wyprowadziłem się z domu. Niedaleko, na sąsiednie osiedle. Jedzenie, alkohol, imprezy i przede wszystkim papierosy, których paliłem dwie paczki dziennie. Palę od szesnastego roku życia. Od momentu, gdy się wyprowadziłem z rodzinnego mieszkania i pozbyłem kontroli rodzicielskiej, doszedłem do dwóch paczek na dobę. Mało sypiałem. Na wieczór kupowałem zwykle kilka piwek, czasami wpadał kumpel na wódkę. Odwiedzali mnie również koledzy i koleżanki z zespołu ludowego, do którego należałem i w którym tańczyłem i śpiewałem jako tenor, i to takim głosem, jakby mnie ktoś ściskał za jaja. Koledzy z zespołu znaleźli sobie u mnie metę, do której przychodzili, gdy zachciało się im iść na wagary. Byli młodsi ode mnie, za bardzo nie mieliśmy o czym ze sobą rozmawiać. Po prostu siedzieliśmy w milczeniu i oglądaliśmy telewizję, czasami grałem na gitarze. Strasznie mnie to wkurwiało, gdy zjawiali się u mnie, bo akurat zerwali się ze szkoły, i zajmowali mi czas, który powinienem poświęcić na przygotowywanie się do egzaminów wstępnych na uczelnię. Nauka szła mi opornie, brakowało mi kogoś, kto sprawdziłby mnie z matematyki i języka angielskiego, historię olałem. Jeślibym zdał matematykę i angielski na co najmniej cztery i pół, to dostałbym się na studia, historię wystarczyło zaliczyć na marną trójkę, albo pisemnie, albo na poprawce ustnej. Dni mijały powoli. Rzadko bywałem trzeźwy. Nie mogłem przeboleć, że zostawiła mnie moja pierwsza dziewczyna. To dla niej postanowiłem wynająć kawalerkę na tym samym osiedlu, na którym ona mieszkała, i się usamodzielnić. Miałem nadzieję, że zrobi to na niej wrażenie i da mi jeszcze jedną szansę.
Czerwiec to miesiąc moich urodzin, a w 1999 roku kończyłem dwadzieścia lat. Z tej okazji postanowiłem zorganizować ognisko w pobliskim lasku dla znajomych z liceum: moich trzech najlepszych kumpli, z którymi przez okres szkoły średniej wypiłem morze wódki, oraz dla moich najlepszych koleżanek z klasy. Zaprosiłem również moją byłą, ale ona mnie zwodziła. Mówiła, że mogłaby do mnie wrócić, ale nie wróci. Nic z tego nie rozumiałem. Kilka nocy wcześniej mój kumpel ze szkolnej ławy zabrał mnie na spotkanie z dwiema dziewczynami, które poznałem w wieku siedemnastu lat. Mieszkały w hucie i należały do harcerstwa. Spotkanie było bardzo udane, popiliśmy trochę i się pośmialiśmy. Jednej z dziewczyn szczególnie przypadły do gustu moje durne dowcipy. Przyglądałem się jej i nie mogłem się zdecydować, czy ona jest ładna, czy nie. Była wysoką, szczupłą brunetką. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że jest bardzo przystojna. Zaprosiłem obie harcerki na ognisko urodzinowe i postanowiłem, że spróbuję się umówić z przystojną brunetką. Była ode mnie rok starsza, miała zgrabne nogi, była szczupła i miała oryginalną urodę, no i była brunetką, a ja przepadałem za brunetkami. Ujęła mnie nie tylko swoim wyglądem, lecz także, a może przede wszystkim tym, że pokładała się ze śmiechu, kiedy robiłem sobie jaja ze wszystkich i ze wszystkiego, szczególnie z moich rodziców.
Odwiedzała, a raczej kontrolowała mnie tylko matka. Mój ojciec, gdy się dowiedział, że się wyprowadzam, powiedział mi, żebym spierdalał, i więcej się do mnie nie odezwał, tak więc nie miałem z nim żadnego kontaktu. Matka pożyczała mi często samochód, naszego wysłużonego małego fiata. Strasznie mnie denerwowały jej wizyty. Wpadała niezapowiedziana, więc zawsze musiałem się mieć na baczności, żeby nie nakryła mnie, jak akurat łotam wódę.
Nadszedł dzień, w którym miało się odbyć ognisko. Moi zjebani kumple nic mi nie pomogli w przygotowaniach. Sam musiałem nazbierać gałęzi, podczas gdy oni poganiali mnie i robili sobie ze mnie jaja. Nie mogłem się już doczekać, aż zobaczę przystojną brunetkę, zastanawiałem się tylko, jak ją poderwać. Moja była dziewczyna odeszła natychmiast w zapomnienie, była w końcu zarówno mniej ładna, jak i mniej mądra od czarnej harcerki. O godzinie dwudziestej zaczęli się schodzić pierwsi goście. Wódka przygotowana, wyżerka również. Rozpaliłem ognisko, zająłem się gośćmi i z niecierpliwością czekałem na pojawienie się mojej potencjalnej kolejnej dziewczyny. W końcu przyszła. Była tylko z moim kumplem z ławy, bez przyjaciółki, gdyż druga harcerka tego dnia musiała być na innej imprezie. Pomyślałem sobie, że to nawet dobrze, że nie przyszła z przyjaciółką, bo będę miał całą noc na to, aby do niej nawijać. Zaraz po jej przybyciu moja uwaga skupiła się całkowicie na niej, zapomniałem o reszcie towarzystwa, za co niektórzy mieli potem do mnie pretensje. Pogadaliśmy sobie, pośmialiśmy się, opowiedziałem jej o wizycie u dentysty, którą odbyłem dwa dni temu, ubarwiając opowieść żartami, z których czarna głośno się śmiała.
Jakaś grupka ludzi rozpaliła drugie ognisko, obok naszego. Potem tak się jakoś ułożyło, że jak już wszyscy, zarówno my, jak i nasi sąsiedzi, byliśmy podpici, to od słowa do słowa doszło między naszymi grupami do spiny. Jakiś koleś przyszedł do nas, zaczął się odgrażać i ściągać pasek od spodni. Moja towarzyszka się przestraszyła, więc zacząłem napierdalać słownie do tego gościa, grożąc jemu i jego kompanom, że jeśli natychmiast nie założy z powrotem paska, to wszyscy dostaną wpierdol ode mnie i od moich kumpli. Zawsze byłem mocny w gębie, zresztą jak cała nasza paczka. Gość lekko się zawahał i ostatecznie odpuścił, potem przyniósł flaszkę i napiliśmy się wszyscy na zgodę. To był koniec kryzysu towarzyskiego, reszta wieczoru i nocy przebiegła spokojnie.
Kończyła się impreza, zaczynało świtać, a ja nadal nie zaprosiłem czarnej na randkę. W końcu się odważyłem i zapytałem:
– Czy wobec tak mile spędzonego ogniska dasz się zaprosić na piwo do miasta?
– Tak – odpowiedziała.
– Ale wiesz, ja jestem tradycjonalistą, pierwsza randka zapoznawcza, na dziesiątej się całujemy, na dwudziestej idziemy do łóżka, a na trzydziestej planujemy, gdzie będzie stał nasz wspólny dom – zażartowałem.
– Dopiero na dwudziestej? – powiedziała, udając zawód.
Tym mnie ujęła po raz kolejny. Gdy wzeszło słońce, a ogień już się tylko leciutko tlił, postanowiliśmy wracać do domu. Część ludzi zmyła się wcześniej. W zasadzie zostaliśmy tylko ja, czarna i trzech moich najlepszych kumpli. Widzieli, co się święci. Zauważyli, że całą noc spędziłem z tą dziewczyną i postanowili dać nam w drodze powrotnej trochę prywatności. Problem w tym, że nagle skończyła mi się gadka, byłem nieco zmieszany, a moi kumple wypychali mnie do czarnej, żebym dalej nawijał jej makaron na uszy. W zasadzie, pod wpływem przymusu, postanowiłem podejść do harcerki i towarzyszyć jej w drodze do domu. Mało mówiłem, język mi się plątał, pokazałem jej, gdzie tańczę (od mieszkania do szkoły, w której odbywały się próby naszego zespołu, miałem sto metrów) i zaprosiłem ją jeszcze na kawę do kawalerki. Zgodziła się i razem z moim kumplem z ławy poszliśmy do mnie na rzeczoną kawkę. Kumpel miał ją odwieźć potem do Nowej Huty, gdzie mieszkała wraz z bratem w dwupokojowym mieszkaniu, które zostawili im rodzice. Ale przechodząc od słowa do słowa, zapytałem ją, czy by u mnie nie została dłużej, bo bardzo fajnie mi się z nią rozmawia (nawijka mi wróciła) i nie chcę jeszcze kończyć tak udanej nocy. Zgodziła się i powiedziała mojemu kumplowi, żeby wracał do domu i się wyspał, a ona wróci autobusem. Zostaliśmy sami. Nie wiem, co mnie napadło, że zacząłem rozmawiać z nią o mojej byłej dziewczynie, z którą niedawno się rozstałem. To nie jest najlepszy sposób na poderwanie niewiasty – opowiadanie o tym, jakim się jest biednym i skrzywdzonym. Ale, o dziwo, słuchała mnie uważnie i nawet zaczęła pocieszać. Znowu mnie ujęła. W końcu zapytałem:
– Może od razu przejdziemy do dziesiątej randki? – I pocałowałem ją.
Nie opierała się. Poczułem, że jest moja. Nadszedł jednak czas, abyśmy się rozeszli i trochę przespali. Odprowadziłem ją na przystanek, poczekałem z nią, aż przyjedzie autobus, po czym się pożegnaliśmy, umówiwszy się wcześniej na następne spotkanie, tym razem na rynku. Byłem oczarowany, czułem miłe łaskotanie w brzuchu i nie mogłem się już doczekać następnej randki z moją, już oficjalnie, dziewczyną. Tak się skończyła, jak się miało okazać, jedna z najważniejszych nocy w moim życiu.II
Umówieni byliśmy pod skarbonką na Rynku Głównym. Przyszedłem przed czasem, bo nienawidzę się spóźniać i nie lubię, gdy ktoś się spóźnia. Minęła umówiona godzina i zacząłem się denerwować. Postanowiłem, że poczekam piętnaście minut, i jeśli się nie zjawi, to spadam. Przyszła dokładnie kwadrans po czasie. Zobaczyłem ją i zdębiałem. Miała na sobie przeźroczystą sukienkę, taką, że było jej majtki widać, a na buzi ostry niebieski makijaż. Pierwsze słowa, jakie do niej wypowiedziałem, to:
– Jak ty wyglądasz?
– Nie podobam ci się?
– Co to za makijaż? Na ognisku byłaś bez makijażu, poza tym przez tę kieckę prześwitują ci majtki.
Zmieszała się. Zrobiło mi się głupio, że tak na nią naskoczyłem, ale przetrawiłem jej wygląd i poszliśmy do pubu na piwo. Było miło. Całowaliśmy się, trochę pospacerowaliśmy i rozeszliśmy się do domów.
Parę dni później przyjechała do mnie na noc. Zrobiłem jej masaż pleców, po czym ona odwróciła się twarzą do mnie i odsłoniła wszystko, co miało do zaoferowania jej ciało. Tak przeszliśmy do dwudziestej randki. Zaczęliśmy spotykać się coraz częściej. Kochaliśmy się praktycznie codziennie. Było wspaniale. Pomyślałem sobie, że jesteśmy świetnie dopasowani, bo zarówno ona, jak i ja mieliśmy duży apetyt na seks.
Ona pracowała w sklepie z dżinsami, ja byłem potencjalnym studentem ekonomii. Planowałem studiować dziennie, więc o pracy na razie nie było mowy, ale miałem pewną posadę w firmie księgowej mojej matki, której byłem wspólnikiem. Chciałem sobie jeszcze trochę pożyć na studiach, zanim pójdę do pracy.
W końcu nadszedł czas egzaminów. Poległem, nie zdobyłem odpowiednio dobrych ocen, żeby dostać się na listę przyjętych studentów. Byłem wkurwiony i załamany. Pech chciał, że na uczelni spotkałem mojego wychowawcę z liceum, który wróżył mi i moim kumplom, że źle skończymy, bo tylko imprezujemy i w ogóle się nie uczymy. Obdarzył mnie ironicznym uśmiechem, jakby wiedział, że nie udało mi się dostać na studia. W tym momencie triumfował. Gdy to zobaczyłem, naszła mnie ochota, żeby dać mu w mordę za ten głupi uśmiech, ale ostatecznie nie powiedziałem mu nawet „dzień dobry, panie profesorze”. Nie lubiliśmy buca, bo on nie lubił nas, preferował największych kujonów w klasie, a nas traktował jak osobniki podrzędne. Nie był wychowawcą całej klasy, tylko wybranych przez siebie osób. W związku z tym robiliśmy sobie z niego jaja i uważaliśmy go za zwykłego skurwysyna. Moja nowa dziewczyna pocieszała mnie, mówiła, że najwyżej pójdę na studia wieczorowe i do pracy do biura. Gdy wróciliśmy do niej do mieszkania, to dała mi superprezent – kubek z napisem „szef” i całą litanią, jaki to szef jest ważny. Od razu wrócił mi humor.
Byłem w niej coraz bardziej zakochany, ale nie chciałem jej tego mówić, bo uznałem, że mogę ją spłoszyć, wydawało mi się bowiem, że za krótko się znamy na takie wyznania. Jednak na jednej imprezie u niej w mieszkaniu upiłem się i wyznałem jej miłość. Wtedy nic mi nie odpowiedziała, ale po paru tygodniach usłyszałem, że ona też mnie kocha. Byłem wniebowzięty.
Na lipiec byłem umówiony z kumplami i ich dziewczynami na wakacje nad Morzem Bałtyckim. Mieliśmy wyjechać na dwa tygodnie. Moja luba, niestety, nie mogła jechać z nami, bo nie pozwoliliby jej na tak długi urlop w pracy. Pojechaliśmy do Mielna. Codziennie byliśmy napierdoleni, przez tydzień nie trzeźwieliśmy. Poza piciem każdego dnia dzwoniłem do czarnej, starałem się tylko wybrać moment, gdy byłem nieco mniej pijany. Po tygodniu spędzonym w Mielnie postanowiliśmy, że na drugi tydzień wakacji pojedziemy na Słowację. Wróciliśmy do Krakowa, zrobiliśmy sobie dzień przerwy na przepierkę i za dobę mieliśmy ruszać dalej, do naszych sąsiadów za południową granicą. Nie poinformowałem czarnej, że wracam, zdecydowałem, że zrobię jej niespodziankę, i prosto z dworca pojechałem do niej do Huty. Gdy mnie zobaczyła, to była cała podekscytowana i w kółko powtarzała: „moje kochanie wróciło”. Powiedziałem jej, że mamy tylko jedną noc, że muszę zrobić pranie, a następnego dnia rano wyruszamy autobusem na Słowację. Posmutniała, że nie zostaję już w Krakowie, ale wyprała mi rzeczy, a w nocy się kochaliśmy.
Na Słowacji było podobnie jak nad morzem. Rozłożyliśmy namioty nad jeziorem, a browar lał się strumieniami. Poznaliśmy grupę ludzi, z których najpierw mieliśmy niezły ubaw, ale potem już wspólnie spędzaliśmy czas. Założyliśmy się z nimi, że ci, którzy przegrają mecz siatkówki, stawiają skrzynkę piwa. Wygraliśmy trzy do jednego i wieczorem przyszli do nas z naszą wygraną. Przynieśli poza tym marihuanę i ostro imprezowaliśmy, ale było też naprawdę zabawnie. Na haju goniłem osy, które zabijałem gołymi rękami, bo była ich tam prawdziwa plaga. W końcu jednak skończył się ten tydzień beztroski i trzeba było wracać do domu. Cieszyłem się na ten powrót, bo bardzo się stęskniłem za moją ukochaną.
Od razu postanowiłem przeprowadzić się do czarnej. Mieszkaliśmy we trójkę: ja, czarna i jej brat. Mieszkanie, które wynajmowałem, zajęła moja matka, która wyprowadziła się od ojca i złożyła pozew o rozwód. Poznałem moją przyszłą teściową i teścia. Teściowa była równą babką, nie przeszkadzało jej, że córka pali papierosy, i sama raz postawiła nam flaszkę. Bardzo się polubiliśmy. Mój teść nakrył mnie któregoś ranka, gdy jeszcze spałem, a moja dziewczyna, i zarazem jego córka, była w pracy. Wstałem i przywitałem się z nim w samych szortach. Potem opowiadał, że był w szoku, jak wszedł do mieszkania, a tam w łóżku jego córki leży jakiś goły facet i nikogo poza nim nie ma w domu. Z bratem czarnej dogadywałem się dobrze, mimo że był mało rozmowny, a raz nawet poskarżył się swojej mamie, zamiast przyjść z tym do mnie, że nie dokładam się do czynszu. Poznałem także najbliższych przyjaciół mojej dziewczyny, również harcerzy. Na początku przyjęli mnie sceptycznie, bo nie wiedzieć czemu zawsze na początku wywierałem złe wrażenie. Może dlatego, że wyglądałem na cwaniaka, którym notabene byłem, i to w sobie ceniłem.
Lato minęło nam na docieraniu się we wspólnym mieszkaniu, wypadach nad jezioro i do dziadków mojej dziewczyny. Dziadkowie byli całkowicie zakochani w swojej pierworodnej wnuczce. Okazało się, że jestem pierwszym chłopakiem, którego im przedstawiła, co miało świadczyć o tym, że jestem dla niej kimś wyjątkowym. Przyjęli mnie serdecznie i od razu kazali mówić do siebie „dziadku” i „babciu”. Z docieraniem się nie było problemu, okazało się bowiem, że oboje lubimy dbać o czystość, nie kłóciliśmy się – nasze wspólne życie to była absolutna sielanka.
Po czterech miesiącach bycia razem doszedłem do wniosku, że to ta jedyna, że jesteśmy sobie przeznaczeni, że dla mnie jest ideałem: piękna, mądra, ambitna i ma poukładane w głowie, poza tym wydawała się dojrzalsza ode mnie. Zdecydowałem się, że chcę z nią spędzić resztę życia. Wszystko zaplanowałem. Mieliśmy gdzie mieszkać, posiadałem firmę – spółkę z moją mamą – od października planowałem zacząć studia wieczorowe, natomiast ona miała pracę i chciała studiować pedagogikę społeczno-opiekuńczą. Pieniędzy nam nie brakowało. Któregoś wieczoru się jej oświadczyłem. Nie miałem pierścionka, po prostu zapytałem jej, czy nie zechciałaby zostać moją żoną. Zgodziła się, ale powiedziała, że pierścionek zaręczynowy wybierze sobie sama. W ogóle zawsze miała własne zdanie i lubiła sama o sobie decydować. Na drugi dzień poszliśmy do jubilera, gdzie wybrała sobie pierścionek z białego złota z cyrkonią, ale ponieważ był za duży, zostawiliśmy go do zmniejszenia i mieliśmy odebrać za parę dni. Pomyślałem, że wypadałoby się oświadczyć w jakiś szczególny sposób, tak żeby mimo tego, że już się zgodziła za mnie wyjść, poczuła się zaskoczona. Poszedłem do jubilera i poprosiłem go, żeby postarał się zmniejszyć pierścionek nieco szybciej, niż się umawialiśmy. Zgodził się i dwa dni później mogłem go już odebrać. Zarezerwowałem stolik w eleganckiej restauracji i zaprosiłem moją narzeczoną na kolację. Na początku nie miała ochoty, bo była zmęczona, ale doszła do wniosku, że sama dużo pracuje, a dla mnie ma mało czasu i dawno nigdzie nie byliśmy, więc ostatecznie się zgodziła. Nie klęknąłem, byłem za bardzo spięty, tylko wyciągnąłem pierścionek z kieszeni i zapytałem, czy uczyni mi ten zaszczyt i zostanie moją żoną. Udało mi się ją zaskoczyć, myślała, że to będzie zwyczajny wieczorek i zwyczajna kolacja. Była tak zaskoczona, że aż łza jej pociekła po policzku. Oczywiście przyjęła moje oświadczyny. Oboje byliśmy tak podekscytowani i roztrzęsieni, że od razu zmyliśmy się do domu, zostawiając portierowi w ramach napiwku kilkadziesiąt złotych i zaznaczając, że od tej chwili to jest nasza restauracja i nasz stolik, bo tu się właśnie zaręczyliśmy. Tej nocy byliśmy najszczęśliwsi na świecie i wyraziliśmy to szczęście, kochając się namiętnie w naszym małym pokoiku. Życie wydawało się piękne, a przyszłość rysowała się w jasnych barwach.
I
Był rok 1998 – studia przepadły. Pięć ocen niedostatecznych i cały mój wysiłek, aby zdać egzaminy i dostać się na prestiżową uczelnię, poszedł na marne. Miałem mocne postanowienie. Wstawałem codziennie o godzinie szóstej rano, szedłem do sklepu po zakupy, kawka, kilka papierosów i o ósmej zaczynałem się uczyć, aby wrócić na studia dzienne na Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Nie wiedziałem, że życie tyle kosztuje. Miałem dziewiętnaście lat, trzy miesiące wcześniej wyprowadziłem się z domu. Niedaleko, na sąsiednie osiedle. Jedzenie, alkohol, imprezy i przede wszystkim papierosy, których paliłem dwie paczki dziennie. Palę od szesnastego roku życia. Od momentu, gdy się wyprowadziłem z rodzinnego mieszkania i pozbyłem kontroli rodzicielskiej, doszedłem do dwóch paczek na dobę. Mało sypiałem. Na wieczór kupowałem zwykle kilka piwek, czasami wpadał kumpel na wódkę. Odwiedzali mnie również koledzy i koleżanki z zespołu ludowego, do którego należałem i w którym tańczyłem i śpiewałem jako tenor, i to takim głosem, jakby mnie ktoś ściskał za jaja. Koledzy z zespołu znaleźli sobie u mnie metę, do której przychodzili, gdy zachciało się im iść na wagary. Byli młodsi ode mnie, za bardzo nie mieliśmy o czym ze sobą rozmawiać. Po prostu siedzieliśmy w milczeniu i oglądaliśmy telewizję, czasami grałem na gitarze. Strasznie mnie to wkurwiało, gdy zjawiali się u mnie, bo akurat zerwali się ze szkoły, i zajmowali mi czas, który powinienem poświęcić na przygotowywanie się do egzaminów wstępnych na uczelnię. Nauka szła mi opornie, brakowało mi kogoś, kto sprawdziłby mnie z matematyki i języka angielskiego, historię olałem. Jeślibym zdał matematykę i angielski na co najmniej cztery i pół, to dostałbym się na studia, historię wystarczyło zaliczyć na marną trójkę, albo pisemnie, albo na poprawce ustnej. Dni mijały powoli. Rzadko bywałem trzeźwy. Nie mogłem przeboleć, że zostawiła mnie moja pierwsza dziewczyna. To dla niej postanowiłem wynająć kawalerkę na tym samym osiedlu, na którym ona mieszkała, i się usamodzielnić. Miałem nadzieję, że zrobi to na niej wrażenie i da mi jeszcze jedną szansę.
Czerwiec to miesiąc moich urodzin, a w 1999 roku kończyłem dwadzieścia lat. Z tej okazji postanowiłem zorganizować ognisko w pobliskim lasku dla znajomych z liceum: moich trzech najlepszych kumpli, z którymi przez okres szkoły średniej wypiłem morze wódki, oraz dla moich najlepszych koleżanek z klasy. Zaprosiłem również moją byłą, ale ona mnie zwodziła. Mówiła, że mogłaby do mnie wrócić, ale nie wróci. Nic z tego nie rozumiałem. Kilka nocy wcześniej mój kumpel ze szkolnej ławy zabrał mnie na spotkanie z dwiema dziewczynami, które poznałem w wieku siedemnastu lat. Mieszkały w hucie i należały do harcerstwa. Spotkanie było bardzo udane, popiliśmy trochę i się pośmialiśmy. Jednej z dziewczyn szczególnie przypadły do gustu moje durne dowcipy. Przyglądałem się jej i nie mogłem się zdecydować, czy ona jest ładna, czy nie. Była wysoką, szczupłą brunetką. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że jest bardzo przystojna. Zaprosiłem obie harcerki na ognisko urodzinowe i postanowiłem, że spróbuję się umówić z przystojną brunetką. Była ode mnie rok starsza, miała zgrabne nogi, była szczupła i miała oryginalną urodę, no i była brunetką, a ja przepadałem za brunetkami. Ujęła mnie nie tylko swoim wyglądem, lecz także, a może przede wszystkim tym, że pokładała się ze śmiechu, kiedy robiłem sobie jaja ze wszystkich i ze wszystkiego, szczególnie z moich rodziców.
Odwiedzała, a raczej kontrolowała mnie tylko matka. Mój ojciec, gdy się dowiedział, że się wyprowadzam, powiedział mi, żebym spierdalał, i więcej się do mnie nie odezwał, tak więc nie miałem z nim żadnego kontaktu. Matka pożyczała mi często samochód, naszego wysłużonego małego fiata. Strasznie mnie denerwowały jej wizyty. Wpadała niezapowiedziana, więc zawsze musiałem się mieć na baczności, żeby nie nakryła mnie, jak akurat łotam wódę.
Nadszedł dzień, w którym miało się odbyć ognisko. Moi zjebani kumple nic mi nie pomogli w przygotowaniach. Sam musiałem nazbierać gałęzi, podczas gdy oni poganiali mnie i robili sobie ze mnie jaja. Nie mogłem się już doczekać, aż zobaczę przystojną brunetkę, zastanawiałem się tylko, jak ją poderwać. Moja była dziewczyna odeszła natychmiast w zapomnienie, była w końcu zarówno mniej ładna, jak i mniej mądra od czarnej harcerki. O godzinie dwudziestej zaczęli się schodzić pierwsi goście. Wódka przygotowana, wyżerka również. Rozpaliłem ognisko, zająłem się gośćmi i z niecierpliwością czekałem na pojawienie się mojej potencjalnej kolejnej dziewczyny. W końcu przyszła. Była tylko z moim kumplem z ławy, bez przyjaciółki, gdyż druga harcerka tego dnia musiała być na innej imprezie. Pomyślałem sobie, że to nawet dobrze, że nie przyszła z przyjaciółką, bo będę miał całą noc na to, aby do niej nawijać. Zaraz po jej przybyciu moja uwaga skupiła się całkowicie na niej, zapomniałem o reszcie towarzystwa, za co niektórzy mieli potem do mnie pretensje. Pogadaliśmy sobie, pośmialiśmy się, opowiedziałem jej o wizycie u dentysty, którą odbyłem dwa dni temu, ubarwiając opowieść żartami, z których czarna głośno się śmiała.
Jakaś grupka ludzi rozpaliła drugie ognisko, obok naszego. Potem tak się jakoś ułożyło, że jak już wszyscy, zarówno my, jak i nasi sąsiedzi, byliśmy podpici, to od słowa do słowa doszło między naszymi grupami do spiny. Jakiś koleś przyszedł do nas, zaczął się odgrażać i ściągać pasek od spodni. Moja towarzyszka się przestraszyła, więc zacząłem napierdalać słownie do tego gościa, grożąc jemu i jego kompanom, że jeśli natychmiast nie założy z powrotem paska, to wszyscy dostaną wpierdol ode mnie i od moich kumpli. Zawsze byłem mocny w gębie, zresztą jak cała nasza paczka. Gość lekko się zawahał i ostatecznie odpuścił, potem przyniósł flaszkę i napiliśmy się wszyscy na zgodę. To był koniec kryzysu towarzyskiego, reszta wieczoru i nocy przebiegła spokojnie.
Kończyła się impreza, zaczynało świtać, a ja nadal nie zaprosiłem czarnej na randkę. W końcu się odważyłem i zapytałem:
– Czy wobec tak mile spędzonego ogniska dasz się zaprosić na piwo do miasta?
– Tak – odpowiedziała.
– Ale wiesz, ja jestem tradycjonalistą, pierwsza randka zapoznawcza, na dziesiątej się całujemy, na dwudziestej idziemy do łóżka, a na trzydziestej planujemy, gdzie będzie stał nasz wspólny dom – zażartowałem.
– Dopiero na dwudziestej? – powiedziała, udając zawód.
Tym mnie ujęła po raz kolejny. Gdy wzeszło słońce, a ogień już się tylko leciutko tlił, postanowiliśmy wracać do domu. Część ludzi zmyła się wcześniej. W zasadzie zostaliśmy tylko ja, czarna i trzech moich najlepszych kumpli. Widzieli, co się święci. Zauważyli, że całą noc spędziłem z tą dziewczyną i postanowili dać nam w drodze powrotnej trochę prywatności. Problem w tym, że nagle skończyła mi się gadka, byłem nieco zmieszany, a moi kumple wypychali mnie do czarnej, żebym dalej nawijał jej makaron na uszy. W zasadzie, pod wpływem przymusu, postanowiłem podejść do harcerki i towarzyszyć jej w drodze do domu. Mało mówiłem, język mi się plątał, pokazałem jej, gdzie tańczę (od mieszkania do szkoły, w której odbywały się próby naszego zespołu, miałem sto metrów) i zaprosiłem ją jeszcze na kawę do kawalerki. Zgodziła się i razem z moim kumplem z ławy poszliśmy do mnie na rzeczoną kawkę. Kumpel miał ją odwieźć potem do Nowej Huty, gdzie mieszkała wraz z bratem w dwupokojowym mieszkaniu, które zostawili im rodzice. Ale przechodząc od słowa do słowa, zapytałem ją, czy by u mnie nie została dłużej, bo bardzo fajnie mi się z nią rozmawia (nawijka mi wróciła) i nie chcę jeszcze kończyć tak udanej nocy. Zgodziła się i powiedziała mojemu kumplowi, żeby wracał do domu i się wyspał, a ona wróci autobusem. Zostaliśmy sami. Nie wiem, co mnie napadło, że zacząłem rozmawiać z nią o mojej byłej dziewczynie, z którą niedawno się rozstałem. To nie jest najlepszy sposób na poderwanie niewiasty – opowiadanie o tym, jakim się jest biednym i skrzywdzonym. Ale, o dziwo, słuchała mnie uważnie i nawet zaczęła pocieszać. Znowu mnie ujęła. W końcu zapytałem:
– Może od razu przejdziemy do dziesiątej randki? – I pocałowałem ją.
Nie opierała się. Poczułem, że jest moja. Nadszedł jednak czas, abyśmy się rozeszli i trochę przespali. Odprowadziłem ją na przystanek, poczekałem z nią, aż przyjedzie autobus, po czym się pożegnaliśmy, umówiwszy się wcześniej na następne spotkanie, tym razem na rynku. Byłem oczarowany, czułem miłe łaskotanie w brzuchu i nie mogłem się już doczekać następnej randki z moją, już oficjalnie, dziewczyną. Tak się skończyła, jak się miało okazać, jedna z najważniejszych nocy w moim życiu.II
Umówieni byliśmy pod skarbonką na Rynku Głównym. Przyszedłem przed czasem, bo nienawidzę się spóźniać i nie lubię, gdy ktoś się spóźnia. Minęła umówiona godzina i zacząłem się denerwować. Postanowiłem, że poczekam piętnaście minut, i jeśli się nie zjawi, to spadam. Przyszła dokładnie kwadrans po czasie. Zobaczyłem ją i zdębiałem. Miała na sobie przeźroczystą sukienkę, taką, że było jej majtki widać, a na buzi ostry niebieski makijaż. Pierwsze słowa, jakie do niej wypowiedziałem, to:
– Jak ty wyglądasz?
– Nie podobam ci się?
– Co to za makijaż? Na ognisku byłaś bez makijażu, poza tym przez tę kieckę prześwitują ci majtki.
Zmieszała się. Zrobiło mi się głupio, że tak na nią naskoczyłem, ale przetrawiłem jej wygląd i poszliśmy do pubu na piwo. Było miło. Całowaliśmy się, trochę pospacerowaliśmy i rozeszliśmy się do domów.
Parę dni później przyjechała do mnie na noc. Zrobiłem jej masaż pleców, po czym ona odwróciła się twarzą do mnie i odsłoniła wszystko, co miało do zaoferowania jej ciało. Tak przeszliśmy do dwudziestej randki. Zaczęliśmy spotykać się coraz częściej. Kochaliśmy się praktycznie codziennie. Było wspaniale. Pomyślałem sobie, że jesteśmy świetnie dopasowani, bo zarówno ona, jak i ja mieliśmy duży apetyt na seks.
Ona pracowała w sklepie z dżinsami, ja byłem potencjalnym studentem ekonomii. Planowałem studiować dziennie, więc o pracy na razie nie było mowy, ale miałem pewną posadę w firmie księgowej mojej matki, której byłem wspólnikiem. Chciałem sobie jeszcze trochę pożyć na studiach, zanim pójdę do pracy.
W końcu nadszedł czas egzaminów. Poległem, nie zdobyłem odpowiednio dobrych ocen, żeby dostać się na listę przyjętych studentów. Byłem wkurwiony i załamany. Pech chciał, że na uczelni spotkałem mojego wychowawcę z liceum, który wróżył mi i moim kumplom, że źle skończymy, bo tylko imprezujemy i w ogóle się nie uczymy. Obdarzył mnie ironicznym uśmiechem, jakby wiedział, że nie udało mi się dostać na studia. W tym momencie triumfował. Gdy to zobaczyłem, naszła mnie ochota, żeby dać mu w mordę za ten głupi uśmiech, ale ostatecznie nie powiedziałem mu nawet „dzień dobry, panie profesorze”. Nie lubiliśmy buca, bo on nie lubił nas, preferował największych kujonów w klasie, a nas traktował jak osobniki podrzędne. Nie był wychowawcą całej klasy, tylko wybranych przez siebie osób. W związku z tym robiliśmy sobie z niego jaja i uważaliśmy go za zwykłego skurwysyna. Moja nowa dziewczyna pocieszała mnie, mówiła, że najwyżej pójdę na studia wieczorowe i do pracy do biura. Gdy wróciliśmy do niej do mieszkania, to dała mi superprezent – kubek z napisem „szef” i całą litanią, jaki to szef jest ważny. Od razu wrócił mi humor.
Byłem w niej coraz bardziej zakochany, ale nie chciałem jej tego mówić, bo uznałem, że mogę ją spłoszyć, wydawało mi się bowiem, że za krótko się znamy na takie wyznania. Jednak na jednej imprezie u niej w mieszkaniu upiłem się i wyznałem jej miłość. Wtedy nic mi nie odpowiedziała, ale po paru tygodniach usłyszałem, że ona też mnie kocha. Byłem wniebowzięty.
Na lipiec byłem umówiony z kumplami i ich dziewczynami na wakacje nad Morzem Bałtyckim. Mieliśmy wyjechać na dwa tygodnie. Moja luba, niestety, nie mogła jechać z nami, bo nie pozwoliliby jej na tak długi urlop w pracy. Pojechaliśmy do Mielna. Codziennie byliśmy napierdoleni, przez tydzień nie trzeźwieliśmy. Poza piciem każdego dnia dzwoniłem do czarnej, starałem się tylko wybrać moment, gdy byłem nieco mniej pijany. Po tygodniu spędzonym w Mielnie postanowiliśmy, że na drugi tydzień wakacji pojedziemy na Słowację. Wróciliśmy do Krakowa, zrobiliśmy sobie dzień przerwy na przepierkę i za dobę mieliśmy ruszać dalej, do naszych sąsiadów za południową granicą. Nie poinformowałem czarnej, że wracam, zdecydowałem, że zrobię jej niespodziankę, i prosto z dworca pojechałem do niej do Huty. Gdy mnie zobaczyła, to była cała podekscytowana i w kółko powtarzała: „moje kochanie wróciło”. Powiedziałem jej, że mamy tylko jedną noc, że muszę zrobić pranie, a następnego dnia rano wyruszamy autobusem na Słowację. Posmutniała, że nie zostaję już w Krakowie, ale wyprała mi rzeczy, a w nocy się kochaliśmy.
Na Słowacji było podobnie jak nad morzem. Rozłożyliśmy namioty nad jeziorem, a browar lał się strumieniami. Poznaliśmy grupę ludzi, z których najpierw mieliśmy niezły ubaw, ale potem już wspólnie spędzaliśmy czas. Założyliśmy się z nimi, że ci, którzy przegrają mecz siatkówki, stawiają skrzynkę piwa. Wygraliśmy trzy do jednego i wieczorem przyszli do nas z naszą wygraną. Przynieśli poza tym marihuanę i ostro imprezowaliśmy, ale było też naprawdę zabawnie. Na haju goniłem osy, które zabijałem gołymi rękami, bo była ich tam prawdziwa plaga. W końcu jednak skończył się ten tydzień beztroski i trzeba było wracać do domu. Cieszyłem się na ten powrót, bo bardzo się stęskniłem za moją ukochaną.
Od razu postanowiłem przeprowadzić się do czarnej. Mieszkaliśmy we trójkę: ja, czarna i jej brat. Mieszkanie, które wynajmowałem, zajęła moja matka, która wyprowadziła się od ojca i złożyła pozew o rozwód. Poznałem moją przyszłą teściową i teścia. Teściowa była równą babką, nie przeszkadzało jej, że córka pali papierosy, i sama raz postawiła nam flaszkę. Bardzo się polubiliśmy. Mój teść nakrył mnie któregoś ranka, gdy jeszcze spałem, a moja dziewczyna, i zarazem jego córka, była w pracy. Wstałem i przywitałem się z nim w samych szortach. Potem opowiadał, że był w szoku, jak wszedł do mieszkania, a tam w łóżku jego córki leży jakiś goły facet i nikogo poza nim nie ma w domu. Z bratem czarnej dogadywałem się dobrze, mimo że był mało rozmowny, a raz nawet poskarżył się swojej mamie, zamiast przyjść z tym do mnie, że nie dokładam się do czynszu. Poznałem także najbliższych przyjaciół mojej dziewczyny, również harcerzy. Na początku przyjęli mnie sceptycznie, bo nie wiedzieć czemu zawsze na początku wywierałem złe wrażenie. Może dlatego, że wyglądałem na cwaniaka, którym notabene byłem, i to w sobie ceniłem.
Lato minęło nam na docieraniu się we wspólnym mieszkaniu, wypadach nad jezioro i do dziadków mojej dziewczyny. Dziadkowie byli całkowicie zakochani w swojej pierworodnej wnuczce. Okazało się, że jestem pierwszym chłopakiem, którego im przedstawiła, co miało świadczyć o tym, że jestem dla niej kimś wyjątkowym. Przyjęli mnie serdecznie i od razu kazali mówić do siebie „dziadku” i „babciu”. Z docieraniem się nie było problemu, okazało się bowiem, że oboje lubimy dbać o czystość, nie kłóciliśmy się – nasze wspólne życie to była absolutna sielanka.
Po czterech miesiącach bycia razem doszedłem do wniosku, że to ta jedyna, że jesteśmy sobie przeznaczeni, że dla mnie jest ideałem: piękna, mądra, ambitna i ma poukładane w głowie, poza tym wydawała się dojrzalsza ode mnie. Zdecydowałem się, że chcę z nią spędzić resztę życia. Wszystko zaplanowałem. Mieliśmy gdzie mieszkać, posiadałem firmę – spółkę z moją mamą – od października planowałem zacząć studia wieczorowe, natomiast ona miała pracę i chciała studiować pedagogikę społeczno-opiekuńczą. Pieniędzy nam nie brakowało. Któregoś wieczoru się jej oświadczyłem. Nie miałem pierścionka, po prostu zapytałem jej, czy nie zechciałaby zostać moją żoną. Zgodziła się, ale powiedziała, że pierścionek zaręczynowy wybierze sobie sama. W ogóle zawsze miała własne zdanie i lubiła sama o sobie decydować. Na drugi dzień poszliśmy do jubilera, gdzie wybrała sobie pierścionek z białego złota z cyrkonią, ale ponieważ był za duży, zostawiliśmy go do zmniejszenia i mieliśmy odebrać za parę dni. Pomyślałem, że wypadałoby się oświadczyć w jakiś szczególny sposób, tak żeby mimo tego, że już się zgodziła za mnie wyjść, poczuła się zaskoczona. Poszedłem do jubilera i poprosiłem go, żeby postarał się zmniejszyć pierścionek nieco szybciej, niż się umawialiśmy. Zgodził się i dwa dni później mogłem go już odebrać. Zarezerwowałem stolik w eleganckiej restauracji i zaprosiłem moją narzeczoną na kolację. Na początku nie miała ochoty, bo była zmęczona, ale doszła do wniosku, że sama dużo pracuje, a dla mnie ma mało czasu i dawno nigdzie nie byliśmy, więc ostatecznie się zgodziła. Nie klęknąłem, byłem za bardzo spięty, tylko wyciągnąłem pierścionek z kieszeni i zapytałem, czy uczyni mi ten zaszczyt i zostanie moją żoną. Udało mi się ją zaskoczyć, myślała, że to będzie zwyczajny wieczorek i zwyczajna kolacja. Była tak zaskoczona, że aż łza jej pociekła po policzku. Oczywiście przyjęła moje oświadczyny. Oboje byliśmy tak podekscytowani i roztrzęsieni, że od razu zmyliśmy się do domu, zostawiając portierowi w ramach napiwku kilkadziesiąt złotych i zaznaczając, że od tej chwili to jest nasza restauracja i nasz stolik, bo tu się właśnie zaręczyliśmy. Tej nocy byliśmy najszczęśliwsi na świecie i wyraziliśmy to szczęście, kochając się namiętnie w naszym małym pokoiku. Życie wydawało się piękne, a przyszłość rysowała się w jasnych barwach.
więcej..