Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość

Schizofrenia - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
8 grudnia 2025
39,00
3900 pkt
punktów Virtualo

Schizofrenia - ebook

„Schizofrenia” to opowieść o młodości w realiach PRL lat 80 – socjalistycznego raju. Śledzimy losy Ernesta, zbuntowanego chłopaka, który sprzeciwia się systemowi, nie dostrzegając, że ten też w pewien sposób go chroni. Doświadcza pierwszej miłości, ale jest zmuszony do emigracji. Ucieka do Legii Cudzoziemskiej. Trafia w wir konfliktów plemiennych i rozgrywek geopolitycznych w ogarniętym wojną domową Czadzie w 1986 roku. Poznaje wartość męskiej przyjaźni, honoru i odpowiedzialności. Zanurza się w kulturę ludu Tubu, odkrywa miłość, lecz przeznaczenie ma inne plany wobec młodego najemnika. Poznaje okrucieństwo wojny, zmaga się ze stratą i własną psychiką, niepewny, co jest rzeczywistością, a co ułudą. Może wszystko, czego doświadczył, to efekt wewnętrznego rozdarcia – tytułowej schizofrenii. Czy żołnierskie braterstwo i więzy młodzieńczej przyjaźni przetrwają próbę czasu? Czy Ernest w końcu uwolni się od klątwy „białego lwa” – zabójcy, która powraca, gdy wydaje się, że odnalazł spokój?

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397873308
Rozmiar pliku: 958 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zwykłym żołnierzom, wszystkim towarzyszom broni dedykuję.

Dedykuję jeszcze tym, którzy w czasach PRL-u znosili codzienny trud życia w raju, także tym, którzy mieli już dość tego szczęścia i postanowili zawalczyć o naprawianie świata, a także tym, którzy służyli swojej ojczyźnie lub obcej. Wreszcie wszystkim tym, którzy dali się zwieść obietnicom tak zwanych przemian demokratycznych, nowego raju i nowych czasów ogólnej szczęśliwości.

Wszystkie osoby, miejsca i wydarzenia są wymyślone, lub co najmniej znaczna ich część, lub odwrotnie, sam już nie wiem albo nie pamiętam.

To, co wydaje się możliwe i prawdopodobne, to takie jest, a to, co wydaje się nierealne, też takie jest.

Tak naprawdę, to nie ma żadnego powodu, aby opowiedziana historia musiała być prawdziwa, albo, choć trochę przypominać rzeczywistość.Ernest

Złośliwi powiadają o facetach po czterdziestce, że ich dziwne decyzje i zachowanie determinowane jest przez objawy kryzysu wieku średniego albo wczesnego starzenia, którymi objawia się początek andropauzy. Żony i dzieci z politowaniem kiwają głowami, obserwując ich kolejne dziwactwa, śmieją się lub obawiają o nich, widząc coraz to dziwniejsze i zabawniejsze wyczyny swoich machos.

Jedni, zmagając się z upływającym czasem, oszukują go poprzez poczernianie siwizny lub zasiew implantów na łysej głowie. Inni jeszcze kupują motocykl i próbują poznawać życie od innej strony mocy. Tych, których na to stać, znajdują sobie nowe, młode żony albo kochanki.

Moje dziwactwo polega na tym, że chcę wam opowiedzieć historię o młodym człowieku. Nie jest ważne czy ta historia jest prawdziwa, nie jest to też żadna powieść ani opowiadanie miłosne. Jeśli brakuje ci jednego słowa, aby wyrazić jakąś myśl, po prostu opowiadasz historię. Gdzieś przeczytałem – nie jesteś skończony, tak długo, dopóki masz dobrą historię i kogoś, komu możesz ją opowiedzieć.

Problem jeszcze w tym, że nikt może nie chcieć uwierzyć moją historię o nim.

Ktoś inny jeszcze powiedział, że w życiu ma się tylko jednego prawdziwego przyjaciela i tylko raz w życiu spotyka się takiego człowieka. Ja też tak myślałem. Jednak myliłem się. To prawda, on był moim przyjacielem i nigdy więcej takiego nie miałem. On jednak miał to szczęście, że miał ich kilku, takich prawdziwych. Jakby ot tak, mimochodem chciało się być jego przyjacielem.

Urodził się i dorastał w czasach dla większości ludzi naznaczonych gonitwą i problemami życia codziennego w raju stworzonym na ziemi przez komunistów, czyli mniejszości zwanej bolszewikami. Mniejszość tej mniejszości stanowili idealiści, i to ich życie w tym raju, wciąż objawiało się przede wszystkim przez walkę o naprawianie świata i poprawianie raju. Był to też ten okres w naszych dziejach, który równie często był naznaczony walką innych idealistów z tymi, którzy świat naprawiali. Czasy o tyle ciekawe, co wyjątkowe, obfitujące w burzliwe, czasem okrutne wydarzenia, sprawiły, że wielu takich jak on, było przeświadczonych o wyjątkowości swojego losu i życia.

Miał rzadkie, niecodzienne imię – Ernest.

Poznałem Ernesta późną wiosną 1988, w wieku prawie dwudziestu trzech lat. Właściwie to wciąż miał wygląd i urodę dużego chłopca. Był średnio wysoki, o szczupłej jeszcze wtedy sylwetce. Ciemne, prawie czarne włosy, wciąż chłopięca twarz z wysokim czołem oraz łagodnymi, ciepłymi i ciemnymi oczami powodowały, że od pierwszego kontaktu nabierało się do niego sympatii i jakiegoś takiego bezwarunkowego zaufania.

To, co zawsze zwracało uwagę, powodując, że nie można było przejść obok niego obojętnie, było jego spojrzenie, zwykle łagodnie i pogodne, ale czasem na wskroś przenikliwe i ostre. Jednak zawsze wywierało wrażenie, odciskając ślad na sercu, piętno na duszy lub w psychice. Nie można go było nie lubić, zresztą był typem, który łatwo dał się lubić, może nawet nieświadomie zawsze chciał być lubiany. Jednak było też czasem w nim i w jego spojrzeniu coś, co u niektórych wywoływało pewien rodzaj awersji lub agresji.

Nikt nie był i nikt nie mógł być wobec niego obojętny.

Mieszkaliśmy w średniej wielkości powiatowym miasteczku na południu, na pograniczu województwa krakowskiego, wtedy tak się jeszcze nazywało.

Zajmowałem się malarstwem sztalugowym, chciałbym móc się określić artystą, nie tylko, dlatego i dzięki temu, że byłem zrzeszony w lokalnym ZPAP-ie. Zarabiałem głównie na wykonywaniu kopii znanych dzieł malarstwa klasycznego. Większość moich prac wędrowała w prywatne ręce towarzystwa partyjnego z komitetu zakładowego i powiatowego. Powodziło mi się całkiem nieźle.

Byłem o prawie 20 lat starszy od Ernesta. Odwiedzał mnie regularnie w moim mieszkaniu i pracowni, przychodził grać ze mną w szachy. Uwielbiał to, chociaż nie był zbyt dobry. Tak naprawdę interesowała go moja praca, obrazy, sztuka. Przez długie chwile wpatrywał się w jakiś obraz, jakby kontemplował go w swoim cichym zamyśleniu. Przy każdym spotkaniu, przy każdej partii piliśmy wódkę, a on opowiadał mi o sobie.

Jeśli głębokość przyjaźni jest definiowana przez ilość butelek razem wypitej wódki oraz ilość czasu wspólnie spędzonego na rozmowach o polityce, o kobietach, o świecie, nierzadko do rana, to nasza relacja była bardzo głęboką przyjaźnią. Polubiłem go pomimo tej znacznej różnicy wieku między nami. Również za jego dziecinny wręcz niewinny wygląd, za jego szczerość w zachowaniu, by nie powiedzieć naiwność.

Nasze spotkania i rozmowy bardzo nas zbliżyły. Lubił i potrafił ciekawie mówić. Za każdym razem, były to opowieści o przeżyciach ze swojego dzieciństwa, albo o wydarzeniach z ostatnich lat.

A pomimo młodego wieku, miał dużo do opowiedzenia.

Poznałem go wtedy dosyć dobrze. Wierzył i ufał ludziom bardzo łatwo, zbyt łatwo. Jego łagodność i dobroduszność wynikała z tych głębokich, trudnych i właściwie tragicznych przeżyć.

Chociaż dzisiaj nie jestem już pewien, ile było w nich prawdy. Niektóre były tak niewiarygodne, niczym zmyślone przez wybujałą wyobraźnię. Jakby tracił poczucie rzeczywistości, zatracał granicę pomiędzy tym, co prawdziwe, a co odrealnione. Opowiadał beznamiętnie, lecz z pełnym przekonaniem, tak jak inni opowiadają na przykład o pogodzie. Przy tym uśmiechał się prawie bez przerwy, w każdej sytuacji, niezależnie, czy smutnej, czy wesołej. Jakby pod maską szerokiego nieustającego i uśmiechu chciał schować całe zło świata, które dane było mu widzieć. Jakby okrucieństwa i tragizm sytuacji, jakich doświadczył, chciał zatuszować permanentnym optymizmem. Swoiste rozdwojenie jaźni, istny obłęd i schizofrenia.

Pewnego dnia przyniósł mi paczkę kilkunastu kopert spiętych gumką. Każda zawierała po kilka kartek odręcznie pisanych listów. Koperty znaczone licznymi śladami brązowych plam jakby zakrzepłej krwi. Pieczęcie odciśniętych palców miały być krwawym świadectwem autentyczności. Oznajmił wtedy, że to jedyna pamiątka, jak mu została z tych ostatnich kilku lat. Pisał te listy do jakiejś francuskiej dziewczyny.

Zostawił mi je, mówiąc, że mogę przeczytać, jako dopełnienie jego opowieści. Znalazłem pośród nich też kilka fotografii i rysunków, jakie wtedy wykonał w swoim pamiętniku. Jednak treść tych listów, ogrom tragizmu, jaki z nich wypływał, poznałem dopiero po pewnym czasie, gdy poprosiłem moją przyjaciółkę o przetłumaczenie. Wtedy zorientowałem się, jakim powiernikiem jego tajemnic zostałem. Z początku nie mogłem pojąć, dlaczego tak postąpił, dlaczego mi zaufał. Odpowiedź okazała się banalnie prosta. Chciał o tym zapomnieć, wyrzucić z pamięci, aby chronić swoją rodzinę, jednocześnie nie skazując na zapomnienie pamięci o tej dziewczynie.

Z tego powodu zaplątałem się w sieci jego przyjaznego usposobienia i ufności. Wciąż nie jestem pewien, czy odpowiedziałem mu swoim pełnym zaufaniem, ale wiem, że mężczyzna ufa innemu mężczyźnie wtedy, gdy porównuje się do niego, gdy widzi w nim siebie, albo, kiedy podświadomie uznaje go za człowieka, którym chciałby być.

Dzisiaj jestem pewien, że to dzięki niemu, dzięki jego ufności w ludzi i wierze w dobro świata, niesieni na fali wydarzeń wczesnej wiosny 1989, zdecydowałem się razem z nim, jakby na złość i wbrew wszystkim moim mocodawcom, zainicjować niezależny komitet wyborczy w mieście, wpadliśmy w wir wydarzeń politycznych, tak zwanych przemian demokratycznych następujących po układach Okrągłego Stołu. Chcieliśmy naprawiać zepsuty przez komunę świat, chcieliśmy zmian.

Tak naprawdę to on chciał. Ja byłem jednak bardziej pragmatyczny. Chcieliśmy wolności i chcieliśmy lepszego życia dla ludzi. Jednak po wielu latach, wciąż zadaję sobie pytanie, czy ci wszyscy ludzie dookoła tego chcieli?

Moje znajomości wśród towarzystwa partyjnego dały mi mocne i stałe miejsce w polityce i łagodne przejście w ich struktury przy tych niby-demokratycznych zmianach.

On jednak, jakby ciągle działał wbrew wszystkim i wszystkiemu, przede wszystkim na przekór swojej matce. Właśnie historia o jego matce była jedną z pierwszych opowieści, które od niego usłyszałem. Wiecznie walcząca z całym światem, zaślepiona powojenną komunistyczną ideą naprawiania świata. Od momentu, gdy w młodości pierwszy raz zetknęła się z ogólnie panującą i jedynie słuszną ideologią socjalizmu, łatwo uległa ułudzie możliwości urządzenia świata na nowo. Zafascynowała ją filozofia równości klas, sprawiedliwości społecznej i równych szans dla wszystkich. Jednak, jako jedna z nielicznych w swoim otoczeniu, była prawdziwą idealistką.

Po kilku latach okazało się, że wspięła się wysoko w hierarchii rządzącej w kraju partii robotniczej. Jednak były to również czasy, gdy to mężczyźni zdominowali całe środowisko polityczne. Jej pozostały znajomości i układy pośród dygnitarzy. Była aktywna, wiecznie zabiegana, zaangażowana i mocno uwikłana w życie polityczne i intrygi struktur partyjnych. Jak sama mawiała, musiała być agresywnie sugestywna, by wpływać na zamierzenia oraz decyzje partyjnych sekretarzy, poczynając od miast powiatowych, kończąc na szczeblu wojewódzkim i centralnym.

Oczywiście miało to swoje konsekwencje w zaniedbywaniu wychowania swojego syna Ernesta.

Wiecznie nieobecna z powodu wyjazdów służbowych na zebrania i narady egzekutywy partyjnej, zostawiała pod opieką niani lub u swojej matki, by jej młodsze siostry mogły zajmować się nim. Równie często zabierała go ze sobą. A on, jako dziecko siedział grzecznie i spokojnie z boku, bo uwielbiał ten splendor tajemniczego świata i czarnych limuzyn ustawionych przed budynkami niczym pałace, należących do dygnitarzy partyjnych. Oczarowywała go atmosfera przesiąkniętą gęstym dymem papierosów, stołów pokrytych zielonym suknem, zastawionych literatkami i licznymi butelkami wódki. Przemowy, dyskusje, układanie planów rozwoju, sposobów i strategii utrzymania władzy partii, a przede wszystkim pozostawania samemu u szczytu, u steru dla narodu.

To oczarowanie z czasem przerodziło się w przeciwne uczucie. Znienawidził system, który zabierał mu matkę, rodziców, bo ojca nie pamiętał.

Ernesta nie widziałem już od kilku lat, odkąd wyjechałem z kraju do Hiszpanii. Uciekłem, zostawiłem wszystko i wszystkich, wmawiając sobie, że chciałem wreszcie doświadczyć innego świata, poznać, zobaczyć kobiety, przepełnione tą subtelnością i niewypowiedzianą tajemnicą. Kobiety, które mają w sobie tę wyjątkową iskrę, temperament, tę zdolność uwodzenia i jednocześnie zdolność wysyłania subtelnych sygnałów, że chcą być uwodzone. Opanowały tę sztukę do perfekcji. Umiejętność odpowiedzi i zachętę do flirtu, bycia zdobywaną, potem odpychania od siebie. Niedopowiedzenia, spojrzenia, gesty, ubiór. Na tym to wszystko polega.

Zamieszkałem na południu w Maladze, mieście Picassa.

Teraz spisuję tę opowieść, a właściwie kilkanaście opowieści Ernesta. Sam nie wiem, dlaczego, może po to, aby nie zostały zapomniane, a może po prostu brakuje mi rozmów z Ernestem, jego maski permanentnego uśmiechu. Nie był jednym z tych, którzy uśmiechają się, żeby coś osiągnąć, ani też nie, dlatego, że napotkał coś naprawdę godnego uśmiechu. Zwyczajnie był po prostu pozytywnie nastrojony i przepełniony przyjacielskim nastawieniem oraz dobrem wobec wszystkich i wszystkiego.

Pamiętam, jak kiedyś powiedział, tak spontanicznie, bez żadnego celu, ani powodu, że przyczyną każdego dobrego uczynku, lub pozytywnego, altruistycznego albo filantropijnego działania jest jakaś mroczna tajemnica. Możliwe, że nie zawsze tak jest, ale w jego przypadku, na pewno.

Wszystko, co przeżył, doświadczył, wypełniało go wewnętrznym bólem, aby łagodzić te objawy, jego umysł tłumił wyrzuty sumienia i wstyd za zło, które przypadło mu w udziale. Pewnie, dlatego druga część jego duszy, dla równowagi uruchamiała w nim ten optymizm i trwały uśmiech.

Wówczas stwierdził też, że z tego powodu właśnie czuje jakieś rozdwojenie jaźni. Bo ta łagodność, ten optymizm, dają ukojenie i spokój sumienia, które staje się milczące i dalekie, jak nieme, niedosięgalne gwiazdy, w momentach, gdy z ukrytych zakamarków jego myśli wypełzają wszystkie jego mroczne tajemnice i ukryte motywy, przywierając od wewnątrz do jego maski wesołości.Istny obłęd — Rok 1985*

- _W marcu 1985, „Amadeusz” Milosa Formana zostaje uznany za najlepszy film i zdobywa Oscara w kilku kategoriach, jednak w kategorii Muzyka z Piosenkami wygrywa „Purpurowy deszcz” Prince’a._

- _W dniu 26 kwietnia, w Warszawie, przywódcy państw zależnych od ZSRR podpisali protokół przedłużający istnienie Układu Warszawskiego na kolejne 20 lat._

- _W Toruniu, 7 lutego zapada wyrok skazujący sprawców śmierci ks. Popiełuszki. Niedługo potem, bo już 13 lutego w Gdańsku, SB zatrzymała pod zarzutem o udział w konspiracyjnym posiedzeniu TKK NSZZ „Solidarność”: Władysława Frasyniuka, Bogdana Lisa i Adama Michnika. A 30 kwietnia OPZZ przejmuje majątek „byłych związków zawodowych” NSZZ Solidarność._

- _11 czerwca na berlińskim moście Glienicke, Marian Zacharski, agent wywiadu PRL skazany w USA na dożywocie za szpiegostwo zostaje wymieniony na inne osoby szpiegujące na rzecz sił zachodnich._

- _Na początku roku, w Afryce Środkowej, w Czadzie, fiaskiem zakończyła się operacja Manta, będąca faktycznie francuską interwencją w wojnie domowej sprowokowanej przez Libię rządzoną przez dyktatora Kaddafiego. Misja wojskowa okazała się polityczną klęską prezydenta Francji Mitteranda, zwiedzionego przez libijskiego przywódcę propozycjami rozejmu w celu wycofania wojsk. Dochodzi do inwazji libijskiej, która spowodowała utratę całego terytorium Czadu na północ od szesnastego równoleżnika. Francja traci kontrolę nad spornymi terenami w regionie Aozou, bogatymi w surowce naturalne._

- _W lipcu na stadionie Wembley podczas koncertu rockowego Live Aid — legendarny już zespół Queen daje najlepsze widowisko „ever”, aż 72 tysiące widzów klaskało w jednym tempie podczas utworu „Radio GaGa”._

- _Na początku listopada w Zabrzu, prof. Religa przeprowadza pierwszą udaną w Polsce transplantację serca, w połowie tego miesiąca Milicja Obywatelska rozpoczęła akcję „Hiacynt”, polegającą na zbieraniu informacji na temat osób o orientacji homoseksualnej — uzyskane materiały miały służyć do szantażowania homoseksualistów i zmuszania ich do współpracy z SB._

- _W Genewie, 19 listopada spotykali się Prezydent USA Ronald Regan i przywódca ZSRR Michaił Gorbaczow, który zainicjował w swoim kraju Pierestrojkę._

- _Dzień później Microsoft zaprezentował swój nowy/nowatorski system operacyjny Windows 1.0._

***

*/ Przyp. autora – przegląd wydarzeń na bazie: Portal Historyczny „dzieje.pl” lub pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Wydarzenia10 lipca 1985 r. Ustka

Komenda Wojskowej Służby Wewnętrznej w Centrum Szkolenia Specjalistów Morskich

Tak, jak zapowiedział Drejerski, przed dziewiątą rano przyjechał po niego ciemnozielony gazik z białym pasem na karoserii i stylizowanym oznaczeniem „WSW”, z obsadą dwóch żołnierzy, jeden kapral kierowca, drugi w randze chorążego, jako dowódca eskorty.

Po uregulowaniu dokumentacji osobowej przez chorążego w ewidencji jednostki, Ernest opuścił miejsce w sali spotkań, pożegnał się z panią Jadzią z kantyny i wyszedł na zewnątrz by wsiąść do wnętrza pojazdu. Odprowadzały go podejrzliwe spojrzenia wojskowych znajdujących się w sztabie portu. Najbardziej złowrogie spojrzenie otrzymał od oficera dyżurnego jednostki, który wypisywał przepustkę do opuszczenia koszar i podróż.

Służbowe auto ruszyło, chorąży na przednim fotelu pasażera od razu zwrócił się do Ernesta.

– No chłopie, głośno się o tobie zrobiło, podobno samo szefostwo, najwyższa góra się o ciebie upomniała. Aż tak tutaj narozrabiałeś? – Kończąc pytanie, wskazał głową na okręty widoczne w oddali po drugiej stronie basenu portowego.

– Właściwie to nie wiem, tylko ująłem się za jednym z baniaków, który podciął sobie kable, przywaliłem z bańki, jednemu ze starych, potem zagroziłem mu, że doniosę na niego do politycznego.

– Ooo, nieźle. Niepozornie wyglądasz, nawet taki trochę wychudzony jesteś. Jak mu dałeś radę?

Ernest wzruszył tylko ramionami i uśmiechnął się.

– No dobra, masz, trzymaj! To dla ciebie. – Chorąży wręczył Ernestowi złożony w połowie

druczek. – To jest wezwanie na dziesiątego, czyli jutro do komendy, do porucznika Popradki, podobno to jakiś krewny samego szefa służb WSW. Mają oko na ciebie.

Do Centrum w Ustce dotarli tego samego dnia, we wtorek dziewiątego lipca około południa.

Nazajutrz, za pięć dziewiąta, zgodnie z wezwaniem, Ernest zameldował się u oficera dyżurnego w budynku komendy WSW, usytuowanego przy bocznej bramie wjazdowej do Centrum Szkolenia Specjalistów Morskich w Ustce¹¹.

Odebrał przepustkę i wszedł na pierwsze piętro, dokładnie o pełnej godzinie zapukał do metalowych drzwi z etykietką „Dział IV Analiz — Zarząd I Kontrwywiadu wojskowego — Kancelaria tajna”, na framudze obok charakterystycznego kapsla na pieczętowanie woskowymi plombami zauważył przyklejoną plastikową wizytówkę „por. mgr Ryszard Popradka. Właściwie to spodziewał się tego wezwania, mógł się nawet domyślać przyczyny, jednak nie był pewien jego celu.

Nikomu nigdy nie wspominał o powiązaniach jego matki z towarzyszem generałem Czesławem, byłym szefem WSW, dobrym znajomym obecnego szefa, generała Popradki, a obecnie jego przełożonym na szczeblu resortu. Po prostu nie było powodu do chwalenia się a tym bardziej do dumy. Nawet trochę czuł się zażenowany powiązaniami z władzą w systemie, z którym jako młody chłopak chciał zawsze walczyć, a przynajmniej się buntować.

– Wejść! – Usłyszał stłumiony głos.

Otworzył, przekroczył próg, natychmiast zamknął za sobą drzwi. Nie rozglądał się, ale i tak spostrzegł, że pomieszczenie było spore, przy oknie na wprost biurko, za którym przodem do wejścia siedział porucznik, w szaro-stalowym moro, charakterystycznym dla marynarki mundurze polowym.

Instynktownie spenetrował wzrokiem pomieszczenie, szukając innego wyjścia, po lewej stronie od wejścia, znajdowały się otwarte na oścież drzwi do drugiego pokoju, kątem okaz zauważył rząd metalowych i zabezpieczonych szaf na dokumenty. Zajmowały całe pomieszczenie.

Ernest stanął wyprostowany w postawie zasadniczej, wykonał regulaminowe skinienie głową i natychmiastowy meldunek.

– Obywatelu poruczniku, starszy marynarz Ernest Szulkin melduje się na wezwanie.

– Ooo, bardzo punktualni jesteście żołnierzu, to oznaka zdyscyplinowania. Spocznij! Możecie usiąść.

Wskazał drewniane krzesło przed biurkiem. Jedyne, co przyszło Ernestowi do głowy to, aby poprawić porucznika – „żadne żołnierzu, ani szeregowy” tylko „marynarzu”, bo tak według regulaminu należało się zwracać do żołnierzy służby zasadniczej w marynarce wojennej.

Jednak bez słowa Ernest skorzystał z zaproszenia, usiadł na wprost młodego oficera. Ocenił go na około sześć, może siedem lat starszego.

Z boku, na blacie biurka leżała tekturowa, szara teczka z wydrukowanym białym paskiem, czerwonym napisem „Akta”, w ramce na środku jakiś odręczny opis czarnym atramentem. Zawartość teczki w postaci kilku kartek zapisanych na maszynie i kilka odręcznym pismem leżała tuż przed oficerem, który najpierw uważnie obserwował Ernesta, przyglądając się uważnie jego ruchom i sposobowi bycia. Po chwili skierował spojrzenie na plik kartek, poniósł na odległość czytania i chwilę studiował.

– Mamy mały kłopot z tobą. Mam polecenie z samej góry. Chyba domyślasz się.

Ernest bez słowa przytaknął skinieniem głowy, Popradka kontynuował.

– Te dokumenty, to twoja teczka, jest w nich połowa twojego dorosłego życia. Od czasów stanu wojennego. To twoja pierwsza wpadka, byłeś wtedy w technikum elektronicznym, w drugiej klasie, zatrzymany podczas ferii zimowych dwunastego lutego 1982 przez tajny patrol, podczas fotografowania obiektów wojskowych, to znaczy kolumny czołgów stacjonujących przed Nową Hutą. Jak to było, że dałeś się złapać? Opowiesz?

Ernest przez kilka sekund zastanawiał się, czy w ogóle rozmawiać z nim, czy może pozwolić sobie na takie zwierzenia, ale pomyślał, że nie ma co ściemniać i tak wszytko mają tutaj, a przynajmniej w ten sposób on ma szansę pokazać swoją opozycyjną naturę.

– Melduję obywatelu poruczniku, że … – Nie skończył, gdyż oficer przerwał mu.

– Nie musisz meldować, porozmawiajmy normalnie, jak ludzie. – Uśmiechnął się, chciał, aby ten uśmiech wyglądał naturalnie, chciał trochę przerobić Ernesta, rozruszać, poznać go od tej prawdziwej strony, zdobyć jego zaufanie, by ten jak najwięcej wyrzucił z siebie, wszystko, co mogłoby okazać się przydatne, co mógłby później wykorzystać. Dokładnie tak jak go uczono podczas szkolenia z przeprowadzania przesłuchań w szkole oficerskiej służby kontrwywiadu.

– Obywatelu poruczniku, sprawa prosta, jak się ma miękkie serce, to trzeba mieć twardą dupę. Wysiadłem z tramwaju, z dwójki, dwa przystanki za zalewem zesławickim. Ruszyłem na piechotę w kierunku budynku administracji kombinatu, było ciemno, ale jeszcze około trzech godzin do godziny milicyjnej. Po kilku krokach napatoczyło się dwóch meneli. Poprosili o drobne na wino, musieli zobaczyć mój sprzęt, jak otwierałem plecak. Nie pilnowałem się ani nie rozglądałem, więc chyba szli za mną, nie jestem pewien. Za pętlą tramwajową jest lasek, więc pod jego osłoną zrobiłem kilkanaście zdjęć. Najpierw przed dyrekcją, potem na skrzyżowaniu. Leżał śnieg, były latarnie uliczne, więc pomimo ciemności, całkiem niezłe naświetlenie. Potem szedłem wzdłuż torów, widziałem w sumie kilkadziesiąt czołgów otaczających hutę szczelnym pierścieniem. Okrężną drogą wróciłem do pętli. Tam zauważyłem jednego z tych meneli, trzymał w ręku krótkofalówkę, gdy mnie zobaczył, speszył się, bo go zaskoczyłem. Było za późno na ucieczkę, gdyż z tyłu usłyszałem biegnącego tego drugiego. Nawet nie uciekałem. Powalili mnie na glebę. Zabrali aparat i zawieźli na posterunek w centrum. Dopiero rano rozpoczęło się przesłuchanie. Na drugi dzień już wypuścili, wcześniej jeszcze dostałem parę razy pałką przez dupsko i nogi.

– No i jak to się stało, że nie oskarżyli cię o szpiegostwo lub działalność wywrotową na rzecz reakcyjnych sił wrogich naszej ludowej ojczyźnie. – Na ustach porucznika pojawił się uśmiech, z lekką, delikatną ironią, jednak na tyle wyraźną, aby Ernest to zauważył.

Była to kolejna sztuczka oficera, by zjednać sobie chłopaka. Ten łatwo, wręcz naiwnie mu wierzył, lecz nie na tyle, aby stracić poczucie rzeczywistości. Wiedział, że władza to władza, a on jest tylko marnym trybikiem.

– Obywatel porucznik chyba się domyśla.

– Nie muszę się domyślać, tutaj zanotowano, że potraktowano to, jak wybryk nieuświadomionego politycznie, młodego człowieka bez odpowiedniego nadzoru nad kształtowaniem socjalistycznej świadomości. Słowem upiekło ci się.

Ernest zwyczajowo wzruszył ramionami.

– A tak naprawdę, to, dla kogo robiłeś te zdjęcia, ktoś ci kazał, zlecił, zapłacił? – Popradka poszedł na żywioł, licząc na coś nowego.

– Nikt mi nie kazał. Sam z siebie. W „Głosie Ameryki” radzili, aby dokumentować w miarę możliwości wszelkie działania wojskowych, tak na później, dla celów historycznych. To tyle i tylko tyle.

– A dlaczego słuchasz tego radia?

– Głownie, aby ćwiczyć angielski, nadają tam lekcje i dialogi. Każda okazja dobra, żeby się uczyć.

Teraz Ernest uśmiechnął się z lekkim przekąsem, również na tyle wyraźnym, aby jego rozmówca to zauważył.

– A czego jeszcze słuchasz? „Wolna Europa”? Przecież zachodnie, wrogie naszemu ustrojowi rozgłośnie są zagłuszane, ale chyba się domyślam. – Porucznik podniósł inną kartkę. – Tu jest napisane, że jesteś, byłeś członkiem klubu krótkofalowców przy LOK¹². Prawdziwym zapaleńcem.

– Tak, w klubie, skonstruowałem specjalną aktywną antenę, która wyłapuje fale o określonej długości, potem razem z szefem klubu zmontowaliśmy specjalny elektroniczny filtr, odsiewający szumy i pozostawiający tylko sygnał rozgłośni. Było fajnie, niezła zabawa dużo się od niego nauczyłem, przydało się w szkole no i tutaj w tym syfie. Oprócz RWE najczęściej jednak odbieraliśmy BBC, bo tutaj nadawali w odcinkach powieść Orwella „Rok 1984”. – Zawahał się i dodał. – Ale nie spodziewałem się, że szef klubu będzie wam, bezpiece o mnie opowiadał. – Chwila namysłu, by dodać – czyli, jest, jak wy to nazywacie osobowym źródłem informacji? No tak, to oczywiste, w tej branży, to chyba nawet wskazane, aby mieć takiego.

Ponowny uśmiech oficera, z wyraźną kpiną w spojrzeniu.

– No jak ci się podobało? Mam na myśli tę powieść.

– Bardzo ponura wizja naszej socjalistycznej przyszłości…

– No dobra, wystarczy!

Oficer zawahał się, ale zdecydował się jednak nie ciągnąć tego wątku, znał treść tej powieści.

– Jesteś teraz, jak to nazwałeś w „syfie”, ale niejako na własne życzenie się tu wpakowałeś. Dostałeś wilczy bilet na studia. A jesteś dosyć inteligentny, masz tutaj niezłą opinię – porucznik wskazał gestem głowy leżące papiery – znasz języki, angielski, francuski. To dosyć rzadkie. Gdzie się ich nauczyłeś, bo tutaj nie napisali?

– Od podstawówki matka wysyłała mnie na kurs angielskiego w bibliotece publicznej. A francuski, no cóż, zawadzałem w jej karierze, jeśli tak można nazwać to, co robiła, więc zostawiała mnie często pod opieką niani, to ona mnie nauczyła, mówiła do mnie w dwóch językach.

– Rozumiem… Ale zachciało ci się znowu poszaleć, bo tuż przed maturą miałeś kolejny wybryk niesfornego dzieciaka. I znowu ci się upiekło, ciesz się, że cię dopuścili do matury.

– Cieszę się i byłem ogromnie wdzięczny władzy ludowej, za taką dużą dozę wyrozumiałości w stosunku do mojej niedojrzałej młodzieńczej świadomości politycznej, no i również za ogromne zaufanie, jakim mnie obdarzono na przyszłość, bo obiecałem poprawę, dlatego znowu mnie wypuszczono. Kilka pał przez dupsko i na tym się skończyło.

– Hmm... Mógłbyś wyjść na ludzi. Może za przykładem swojego ojca, nie zastanawiałeś się, że to może jednak dzięki niemu, dzięki swojemu nazwisku, teraz tak łatwo wychodzisz z tych politycznych opresji

Ernest na słowa o ojcu zaniepokoił się, poczerwieniał, serce pod wpływem napięcia emocjonalnego przyspieszyło rytm. Spojrzał stanowczo na oficera. W tym spojrzeniu, oprócz stanowczości było jeszcze coś, co miało znaczyć jak proste, wymowne „odpierdol się!”. Opanował się i spokojnie odpowiedział.

– Tak, oprócz wdzięczności do władzy, to jeszcze okazałem skruchę i wdzięczność mojej matce oraz jej znajomościom.

– Trochę kpisz, cwaniaczysz! Opowiesz, jak było naprawdę?

– Teraz, gdy sobie o tym pomyślę, to wiem, że to wyglądało głupio i dziecinnie, ale my podchodziliśmy do tego bardzo poważnie. To było nasze życiowe przesłanie.

– Wasze?

– Tak, razem z dwoma kolesiami z klasy, założyliśmy organizację.

– Ooo, ciekawe, w tych papierach nie ma nic o tym. – Porucznik poczuł swoją szansę. – Jaką organizację?

– Nazwaliśmy ją „Związek Wolnych Polaków”.

– Założyliście trzyosobowy związek? – Popradka wydawał się wyraźnie rozbawiony.

– Tak, teraz wiem, że to raczej śmieszne. W skrócie ZWP, a lubię rysować, więc zaprojektowałem nawet znak graficzny, taka litera „P” stylizowana jak kotwica z „Polski Walczącej”, czyli dwie litery „W” i „P” w jednym, obok „Z”.

– Mieliśmy nawet patrona, Walerian Łukasiński był naszym idolem, i wzorem romantycznego poświęcenia się dla wolności.

– Dlaczego akurat tego, o ile pamiętam, to był powiązany masonerią, czy coś takiego?

– Właściwie był założycielem „Wolnomularstwa Narodowego”, czytaliśmy jego biografię, to był wzór idealisty, bez oglądania się na prywatne korzyści. To nie to samo, co współcześni działacze partii socjalistycznej.

– Rozumiem cię, ale nie idźmy w tę dyskusję.

– Zaprojektowałem też ulotkę agitacyjną, bo na początku kwietnia Wolna Europa nadała audycję o zbliżającej się rocznicy zbrodni katyńskiej. Kolega miał dojście do ręcznego powielacza, wydrukowaliśmy dwie setki tych agitek.

– Rozumiem, że to przez te ulotki wpadłeś, podczas ich kolportowania. Na dwa tygodnie przed maturą. A dlaczego tylko ty?

– No tak, tylko ja. Bo jeden z kolegów przestraszył się i stwierdził, że nie będzie rozklejał ulotek na mieście. Wtedy wykluczyliśmy go ze związku. Ten drugi zdołał się w porę schować, ja znowu nawet nie uciekałem. Teraz myślę, że to chyba specjalnie, chyba chciałem, aby to tak było. Na złość wszystkim.

– Jak nazywali się tamci koledzy?

Ernest zorientował się, że pytanie zabrzmiało dosyć poważnie, zreflektował się, że chyba stracił czujność i zbytnio się otwiera przed porucznikiem. Wyprostował sylwetkę na krześle, nabrał głęboki oddech, by zyskać czas na przemyślenie odpowiedzi.

– Obywatelu poruczniku, niestety nie powiem, już trochę spoważniałem, wyrobiłem się. Możecie sprawdzić wszystkich z mojej klasy. Większość z nich chętnie doniesie na mnie.

– Tak uważasz?

– Po prostu nie lubili mnie. Większość nawet bardzo.

– Czyżby? Jak to możliwe? Z tych papierów wyłania się inna postać.

– To proste, byłem kujonem, byłem najlepszy z nich. Przecież każdy, kto przypomina nauczycielce od matmy o sprawdzianie, nie będzie faworytem tej durnej, tępej większości.

– Rzeczywiście, racja. Zgadza się, tutaj mam notatkę, zdolny, dobre oceny, ale niepokorny politycznie, element niepewny. Warunkowo dopuszczony do matury, najlepsze oceny z egzaminu w roczniku. Tylko, co z tego, skoro zamiast na studiach wylądowałeś w wojsku. W skrócie to przez te ulotki ta warunkowa matura i blokada studiów.

– Tak, zawdzięczam to również koneksjom mojej matki, kolejny już raz. Szkoda tylko, że wylądowałem na samym końcu świata. Chociaż, patrząc z drugiej strony, to nawet dobrze, że tak się stało. Zobaczyłem, od samego dołu, na czym ten system jest wsparty.

– Ten system? O co ci właściwie chodzi.

Ernest urwał, bo zrozumiał, że trochę się zagalopował.

– Przepraszam obywatelu poruczniku, nie powinienem. Właściwie to wciąż nie jestem pewien, w jakim celu zostałem wezwany.

– Oczywiście. No dobra, dajmy spokój już tobie, byłem ciekaw młodego człowieka z taką bogatą kartoteką. Ta afera związana jest ze zgłoszeniem do sztabu flotylli w Gdyni. Chodzi o tego chłopaka, który próbował popełnić samobójstwo. W raporcie pojawiło się twoje nazwisko. Oficer analizujący sprawę skonfrontował ten raport z dowódcą okrętu, na którym służyłeś, ogólnie miałeś bardzo dobrą opinię, ale ten wspominał o jakimś zajściu ze starszym stażem żołnierzem. Dodatkowy raport od oficera politycznego poskutkował tym, że przysłano twoją teczkę osobową. No i się zaczęło. Sam szef, na prośbę swojego szefa rozkazał cię stamtąd zabrać.

Jedyne, co zajęło myśli Ernesta, to rozkminka słów oficera, kolejny raz już poprawiał go w myślach „marynarzem, nie żołnierzem”, ale tylko krótko skwitował:

– No i znowu jestem wdzięczny władzy ludowej i temu systemowi oraz wszelkim znajomościom, że zdecydowano się mnie przenieść.

– Znowu kpisz i cwaniaczysz! Opowiesz o tym chłopaku?

– Obywatelu poruczniku, on był, to znaczy jest z mojego rocznika. Artylerzysta podpadł dowódcy okrętu podczas ćwiczeń z flotą radziecką z Bałtyjska. Próbował być ambitny i pokazać się, ale wyszło do dupy, pociski eksplodowały na plaży, zamiast obok wyłowionej miny. Kadra podpuściła starych marynarzy z „fali”, a ci uwzięli się na niego. Nie wytrzymał, poddał się. W środku nocy, po skończonej pracy w zęzie poszedłem do łazienki trochę się umyć, tam go znalazłem leżącego na gretingach. Na szczęście nie było za późno. Zawiązałem mu przeguby skarpetkami. To tyle. Potem jeden ze starych, jakiś „półmózg”, wciąż przejęty jak młody rekrut, miał mi chyba za złe, że go odratowałem. Próbował się wyżywiać na mnie, ja również nie wytrzymałem i walnąłem go z główki.

– Ty? Nie wyglądasz na takiego, co może przywalić. Raczej nie jesteś z tych silnych i bojowych.

– Z główki akurat potrafię, to moja metoda, dziadek mnie nauczył. – Ernest uśmiechnął się, sprawdził jeszcze, czy oficer również złapał ten żart.

– Jak to?

– Chodzi o to, że przez większą część podstawówki, był taki jeden dryblas, któremu zawsze włączała się agresja na mój widok. Nie mógł spokojnie obok mnie przejść, bez kuksańca w nery, albo w brzuch, czasem walił prosto w twarz z liścia, jak gdyby nigdy nic. Byłem wtedy najniższy i bardzo drobny, a on o dwie głowy wyższy, mimo że o rok młodszy. No i obrywałem te baty i kopniaki, aż dziadek pokazał mi trzy sztuczki, jedna z nich to walnięcie z główki prosto w piersi, łatwe i dobrze działa na wyższych.

– No i co wtedy, zadziałało?

– Nie miałem okazji wypróbować, bo podstawówka się skończyła, a on chyba został jeszcze rok dłużej, taki mało zdolny był. Ale pamiętam, jak kiedyś wracaliśmy paczką z imprezy urodzinowej, to była moja osiemnastka. Nie wiedzieć, jakim przypadkiem stał z dwójką kolesi przed kamienicą, wtedy zagrodził nam drogę. Najpierw zaczepił mojego kolegę, potem podszedł do mnie. Przyjebałem mu z główki, że padł na glebę, ledwo oddychając. Jak spojrzałem na tamtych dwóch, to nawiali bez słowa, zostawiając go leżącego i wciąż próbującego łapać powietrze. Może złamałem mu żebra. Wtedy powiedziałem, mu „podstawówka już się skończyła, a ja trochę urosłem, więc odpierdol się!”.

Skinął tylko ledwo głową na zgodę, no i nastał już spokój na rejonie.

– No nieźle, i to samo musiałeś zrobić temu staremu żołnierzowi na okręcie?

– Właściwie to marynarzowi – Ernest nie wytrzymał już, musiał poprawić Popradkę – ale po tym to już miałem przejebane u wszystkich. Mój los aż do wczoraj był niepewny. W sumie to dobrze, że mnie tutaj wezwano do Centrum, może przydam się, jako instruktor.

– No proszę! Jednak można z pokorą i bez ustawiania się ponad wszystkimi, bo ma się plecy na górze? Ale dobrze już. Otóż ten system, którego tak nie lubisz, znowu wyciąga do ciebie rękę. Mamy ofertę pracy, ale nie tutaj w Centrum, tylko u nas w służbach WSW.

– Ofertę? Jaką?

– W jednostce nasłuchu radiowego zwolniło się miejsce. Zostaniesz zawodowym żołnierzem, jesteś po maturze, więc będziesz awansowany do najniższego stopnia podoficerskiego. Z twoimi kwalifikacjami i wiedzą w dziedzinie radiotechniki będziesz się świetnie nadawał, dodatkowo jesteś bystry, niegłupi. Zetkniesz się z naprawdę nowoczesną elektroniką, nabierzesz doświadczenia, będziesz miał spore możliwości do nauki.

– Co to za jednostka?

– W Skierniewicach. Batalion radioliniowy, jednostka radio-kontrwywiadu, tak zwany wydział piąty, zajmują się nasłuchem i wykrywaniem obcych nadajników. Poza tym są tam systemy anten i nadajniki do zagłuszania radiostacji wrogich naszej ojczyźnie. Również i twoich ulubionych rozgłośni. – Porucznik uśmiechnął się, sprawdzając reakcję Ernesta.

Zauważył, że przyjął ofertę pozytywnie, spodobała mu się, najbardziej słowo klucz „kontrwywiad” zrobiło na nim wrażenie. Zabrzmiało poważnie i rzucało wyzwanie jego młodzieńczej ambicji.

Chłopak na chwilę zapomniał o systemie zniewolenia, bo odpowiedział z pełnym zdecydowaniem w głosie.

– Brzmi interesująco.

– O tak! Po jakimś czasie, jak się sprawdzisz, pewnie zostaniesz skierowany na studia do szkoły oficerskiej, będziesz mógł wybrać, może łączność albo w służbach informacyjnych. Brzmi ciekawie?

– Tak, to interesujące! – Ernest nie ukrywał zachwytu podszytego ekscytacją.

– Ta szkoła to oczywiście, jeśli będziesz miał dobrą opinię od oficera politycznego, co oznacza, że raczej będziesz musiał się pogodzić z tym systemem. Dasz radę?

– Widzę, że to dobra metoda na mnie. – Ernest cały czas uśmiechał się, cały w emocjach. – Na pewno dam radę!

– Czyli przyjmujesz ofertę?

Jeszcze raz spojrzał na Ernesta, by upewnić się, co do jego decyzji.

– Przyjdź jutro, podpiszesz umowę o pracę, dzisiaj jeszcze dam dyspozycję do personalnego. Potem przygotowania. Za dwa lub trzy dni w drogę.

***Czysta głupota – Rok 1986

- _Polscy himalaiści Jerzy Kukuczka i Krzysztof Wielicki dokonali pierwszego zimowego wejścia na trzeci szczyt ziemi, w dniu 12 stycznia weszli na Kanczendzongę (8586 m n.p.m.), również Polka, Wanda Rutkiewicz dołączyła do grona himalaistów światowej rangi, gdy 23 czerwca, jako pierwsza kobieta zdobyła drugi szczyt Ziemi K2 (8611 m)._

- _W dniu 28 stycznia 1986 o godzinie 16:39 UTC nastąpiła katastrofa promu kosmicznego Challenger, do której doszło w Stanach Zjednoczonych, nad stanem Floryda. Była to 25 misja wahadłowca, jego zespół rozpadł się na skutek eksplozji podczas startu. Zginęło 7 astronautów. Resztki promu wpadły do Atlantyku, przedział załogowy i wiele innych fragmentów zespołu zostały odzyskane z oceanu po długiej operacji poszukiwawczo-ratunkowej. Komisja Rogersa badająca przyczyny katastrofy, sformułowała dziewięć rekomendacji, które NASA miała wdrożyć przed wznowieniem programu lotów wahadłowców._

- _W styczniu również został napisany najstarszy wirus komputerowy na komputery PC - tzw. „Brain”._

- _Na mocy porozumienia o obronie między Francją a Czadem, w nocy 13 lutego oficjalnie rozpoczęła się operacja Épervier, jako kontynuacja francuskiej interwencji w tym kraju. Rozpoczyna się nowa faza tak zwanej "wojny toyot" w Czadzie, jej celem było powstrzymanie libijskiej ofensywy z 10 lutego. Pod koniec roku, w wyniku buntu rebelianckich oddziałów GUNT przeciwko Kaddafiemu, Libia traci główne uzasadnienie swej obecności wojskowej w Czadzie._

- _W kwietniu firma IBM zaprezentowała nowy komputer przenośny IBM PC, trochę później Compaq zaprezentował Deskpro 386, pierwszy na rynku komputer korzystający z procesora Intel 80386, a w odpowiedzi Apple zaprezentował komputer Apple II._

- _W Warszawie przed Sądem Wojewódzkim zakończył się proces kierownictwa Konfederacji Polski Niepodległej (KPN), w wyniku kilkutygodniowego procesu, w ogłoszonym 22 kwietnia wyroku, przywódca KPN Leszek Moczulski skazany został na 4 lata więzienia._

- _Cztery dni wcześniej, 18 kwietnia Józef Szaniawski, dziennikarz PAP i „Interpressu”, współpracownik Radia Wolna Europa, oskarżony przez władze komunistyczne o szpiegostwo wojskowe, został skazany na 10 lat więzienia, konfiskatę mienia oraz grzywnę._

- _W Warszawie, ostatniego dnia maja, SB aresztowała Zbigniewa Bujaka, przewodniczącego Regionu Mazowsze i członka podziemnej Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ „Solidarność”, ukrywającego się od wprowadzenia stanu wojennego._

- _Jednak wkrótce okazało się, że wszyscy więźniowie polityczni zostaną zwolnieni, zgodnie z zapowiedzią ministra spraw wewnętrznych gen. Czesława Kiszczaka. Zwolnienie ich z zakładów karnych nastąpiło 15 września na mocy ustawy amnestyjnej dla więźniów politycznych z 17 lipca 1986 r._

- _W Czarnobylu na Ukrainie, 26 kwietnia doszło do wybuchu w elektrowni atomowej, była to największa katastrofa w historii energetyki jądrowej. Na początku tego miesiąca sejm PRL uchwalił ustawę Prawo atomowe, regulującą zasady wykorzystania energii atomowej w Polsce._

- _Rzecznik rządu Jerzy Urban, w dniu 25 czerwca ogłosił, że w_ tajnym procesie zakończonym 23 maja 1984, _Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego skazał zaocznie na karę śmierci płk. Ryszarda Kuklińskiego oraz_ konfiskatę jego majątku, uznając go za winnego „zdrady państwa i dezercji”. Kukliński od początku lat 70 współpracował z CIA, której przekazywał informacje o przygotowaniach do wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, także plany tej operacji oraz inne tajemnice Układu Warszawskiego.

- _Na antenie Programu Pierwszego Telewizji Polskiej, w dniu 26 czerwca wyemitowano premierowe wydanie „Teleexpressu”._

- _Polska została ponownie członkiem Międzynarodowego Funduszu Walutowego w dniu 12 czerwca, piętnaście dni później członkiem Banku Światowego, a 29 czerwca w Warszawie rozpoczął obrady X Zjazd PZPR._

- _Od czerwca do sierpnia grupa Queen odbywa swoją ostatnią trasę koncertową MagicTour. Ostatni oficjalny koncert tej grupy odbył się 9 sierpnia._

- _W Moskwie, 8 listopada zmarł Wiaczesław Mołotow, przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych ZSRR oraz jako komisarz spraw zagranicznych sygnatariusz układu sojuszniczego z III Rzeszą, tzw. paktu Ribbentrop–Mołotow. Wspólnie z innymi członkami BP KC WKP(b) Mołotow podpisał uchwałę z 5 marca 1940 r. o rozstrzelaniu polskich jeńców wojennych przebywających w sowieckich obozach w Katyniu, Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie oraz polskich więźniów przetrzymywanych przez NKWD – w wyniku tej decyzji zgładzono około 22 tys. obywateli polskich._

- _W dniu 14 grudnia w Kalifornii wystartował samolot Voyager, który jako pierwszy w historii wykonał lot dookoła świata bez uzupełniania paliwa; W czasie 9 dni lotu pokonał dystans ponad 40 tys. km._

***31 grudnia 1985 r. – Aubagne, południe Francji

Po przeszło trzydziestu godzinach podróży, z przerwami na odpoczynek, drogami przez Czechosłowację, Austrię, północne Włochy i południe Francji, kierowca czarnej wołgi na polskich numerach, z oznaczeniem CD, zatrzymał samochód na poboczu drogi, w tym miejscu przylegał do niej parking z rzadka ustawionymi pojazdami. Następnie, wydobył ze schowka i powolnym ruchem poddał Ernestowi papierową zapieczętowana paczkę oraz kopertę. Pod palcami łatwo wyczuło się umieszczoną w niej kartkę oraz plik banknotów.

Ernest otworzył kopertę i wydobył list z odręcznym pismem. Był zmęczony, więc czytał niespiesznie, aby lepiej się skoncentrować, po cichu, ledwie poruszając ustami.

(…)

Często tak to jest, że spotykamy na swojej życiowej drodze różnych przypadkowych ludzi, jednak decyzje, które podejmujemy pod ich wpływem, mają konsekwencje na całą resztę życia. Wtedy obrany kierunek nagle zbacza, spodziewany krajobraz szybko zmienia się, bo dzieją się rzeczy zgoła inne, niż te, które wydarzyłyby się, gdybyś nie poznał tych ludzi. W twoim przypadku zawiodły cię tutaj, bo jesteś od teraz uciekinierem, by nie napisać wygnańcem.

Wiem, że to nie Twoja wina to, co się stało. Ten Rosjanin trochę się zagalopował, ale też nie musiałeś się zabawiać z jego żoną. Chociaż wiem, że nie na wszystko ma się wpływ, a szczególnie na te sprawy. Stało się i nic tego nie odwróci.

W momencie, gdy poznałeś tych ludzi, Twój horyzont zmienił się, raczej nie byłbyś w stanie tego uniknąć.

W kraju jesteś spalony, sprawa musi ucichnąć i przedawnić się, co prawda wyczyściłem Twoje akta, ale towarzysze radzieccy szukają kozła ofiarnego. Musisz przeczekać.

Uznałem, że najlepszą kryjówką będzie Legia Cudzoziemska, to takie typowe i banalne, ale działa. Dasz sobie radę, wiem, że znasz trochę język i jesteś niegłupi.

Zresztą kwalifikację masz właściwie zapewnioną, już się o to postarałem.

Tak jak ci powiedziałem u siebie, pomagam Ci, bo mam jakąś słabość do Ciebie, pewnie przez pamięć twojego ojca, a także, z czystej sympatii dla Twojej matki, jestem jej winien przysługę. Poinformuję ją, że jesteś bezpieczny.

Jeśli jednak zrobisz coś „głupiego” albo na przekór, że nie uda ci się zakwalifikować, jeśli się nie dostaniesz lub jeśli zrezygnujesz, to dalej będziesz musiał radzić sobie sam. Jednak do domu nie możesz wrócić, łatwo zostaniesz namierzony.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij