Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • bestseller
  • promocja

Schronisko, które przetrwało - ebook

Data wydania:
26 kwietnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Schronisko, które przetrwało - ebook

Nazista uciekający przed sprawiedliwością.

Kobieta próbująca przywrócić honor swojej rodzinie.

Włamywacze szukający śladów przeszłości.

Co ich łączy? Schronisko.

Karkonoskie schronisko Odrodzenie zostaje zamknięte z powodu remontu. Zarządzająca obiektem Justyna Skała, przyjaciółka Marty i Maksa, korzystając z wolnej chwili, daje się zaprosić tajemniczemu adoratorowi do teatru w rodzinnej Jeleniej Górze. Gdy mężczyzna nie zjawia się w umówionym miejscu, tknięta niejasnymi przeczuciami wraca nocą do schroniska i odkrywa, że dozorca zniknął, a w piwnicy grasują włamywacze. Wkrótce daje o sobie znać nazistowska przeszłość Odrodzenia. Czy włamanie ma coś wspólnego z morderstwem, do którego doszło w budynku w czasie wojny? Co łączy schronisko z zamachem niemieckich partyzantów na polski pociąg? Czy odkrycia Maksymiliana mają związek z wydarzeniami, które niepokoją Justynę?

Jedno jest pewne: sekrety Odrodzenia powinny ujrzeć światło dzienne.Są jednak ludzie zdecydowani narazić niejedno życie, by do tego nie doszło…

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-6422-3
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przed­wo­jenne na­zwy nie­miec­kie
i ich pol­skie od­po­wied­niki

+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Bo­ber-Kat­zbach-Ge­birge | – Góry Ka­czaw­skie |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Bre­slau | – Wro­cław |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Dürre Berg | – Su­cha Góra |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Gru­nau | – Je­żów Su­decki |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Ha­in­was­ser | – po­tok Pod­górna |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Hir­sch­berg | – Je­le­nia Góra |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Ja­kob­sthal | – Ja­ku­szyce |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Ju­gend­kam­m­haus Rübe­zahl | – Mło­dzie­żowe Schro­ni­sko |
| | Li­czy­rzepa, dziś: schro­ni­sko |
| | Od­ro­dze­nie |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Nie­der­schle­sien | – Dolny Śląsk |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Pla­gwitz | – Pła­ko­wice |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Prinz-He­in­rich-Baude | – schro­ni­sko im. Księ­cia Hen­ryka |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Re­ichen­berg | – Li­be­rec |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Rie­sen­ge­birge | – Kar­ko­no­sze |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Schre­iber­hau | – Szklar­ska Po­ręba |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Schwe­id­nitz | – Świd­nica |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Spin­dler­baude | – Szpin­dle­rowa Bo­uda |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Spin­dler­mühle | – Szpin­dle­rowy Młyn |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Spin­dler­pass | – Prze­łęcz Kar­ko­no­ska |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Stric­ker­häu­ser | – Tka­cze |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Su­de­ten­strasse | – Droga Su­decka |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| Vo­gels Berg | – Pta­siak |
+--------------------------------------+--------------------------------------+
| War­tha | – Bardo |
+--------------------------------------+--------------------------------------+PRO­LOG

Przy­szedł taki czas, w któ­rym oka­zało się, że na­wet naj­lepsi lu­dzie nie są od­porni na zło, jak mo­głoby im się to wy­da­wać. Sza­leń­stwo jed­nego czło­wieka sto­ją­cego na czele nie­miec­kiego na­rodu po­ka­zało rzecz prze­ra­ża­jąco ba­nalną: że w każ­dym można obu­dzić po­twora. Wy­star­czą tylko od­po­wied­nie bodźce, żeby wy­rwać z uśpie­nia naj­po­dlej­sze in­stynkty, ja­kie drze­mią w głębi ludz­kiej du­szy.

Pod­czas gdy świat ogar­niała prze­ra­ża­jąca wojna, a eu­ro­pej­ska zie­mia ni­czym ni­gdy nie­na­sy­cona gąbka chło­nęła bez­sen­sow­nie prze­le­waną krew ca­łych po­ko­leń, Kar­ko­no­sze po­zo­sta­wały w cie­niu tego sza­leń­stwa i wy­da­wały się nie­ska­żone be­stial­stwem. Nie prze­cho­dził przez nie ża­den front, nie było walk, żoł­nier­skich mo­gił, wiel­kich obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych, cy­klonu B ani kre­ma­to­riów. Jak jed­nak uczy Księga Wyj­ścia (12, 21–23), domy, któ­rych odrzwia nie zo­staną skro­pione nie­winną krwią, będą dla Boga zna­kiem, że ma je na­wie­dzić nisz­czy­ciel­ską plagą. Sta­ro­te­sta­men­talna prawda spraw­dziła się także na ziemi Du­cha Gór: pod­czas gdy na fron­tach gi­nęły mi­liony żoł­nie­rzy, w Kar­ko­no­szach rów­nież uśmier­cano całe po­ko­le­nie mło­dych lu­dzi: Niem­ców, któ­rych w sze­re­gach Hi­tler­ju­gend wy­cho­wy­wano na bez­względ­nych mor­der­ców.

Nie­mal każda cho­roba roz­wija się dzięki współ­ist­nie­niu dwóch ele­men­tów: pierw­szy to czyn­nik spraw­czy, który wy­wo­łuje uszko­dze­nie or­ga­ni­zmu. Drugi na­to­miast, o któ­rym czę­sto się za­po­mina, to czas. Trzeba bo­wiem do­sta­tecz­nie dłu­giego czasu, aby czyn­nik spraw­czy mógł roz­wi­nąć swoje nisz­czy­ciel­skie dzia­ła­nie na tyle, żeby ża­den le­karz nie był w sta­nie za­trzy­mać po­stępu cho­roby.

Obozy wy­po­czyn­kowe dla mło­dzieży z Hi­tler­ju­gend były tym wła­śnie miej­scem, gdzie sprzę­gano czyn­nik spraw­czy z cza­sem, aby nie­od­wra­cal­nie psuć młode du­sze, aby nisz­czyć wy­nie­sione czę­sto z domu po­czu­cie mo­ral­no­ści, aby uczyć, jak cie­szyć się z po­peł­nia­nia zła, jak je uspra­wie­dli­wiać i prze­kłu­wać w po­czu­cie do­brze speł­nio­nej mi­sji. Tą straszną cho­robą za­ra­żano sys­te­mowo przez lata całe po­ko­le­nie mło­dych Niem­ców, aby w przy­szło­ści mo­gli prze­jąć stery w pań­stwie wy­kre­owa­nym przez Adolfa Hi­tlera. Z tego po­wodu nie­któ­rzy hi­sto­rycy mó­wią o tym po­ko­le­niu, że zo­stało stra­cone.

Ktoś uznał, że oko­licz­no­ści kar­ko­no­skiej przy­rody będą do­sko­nałe do re­ali­za­cji prze­ra­ża­ją­cego planu „wy­cho­wa­nia” mło­dzieży w du­chu na­ro­do­wego so­cja­li­zmu. Wśród miejsc wy­bra­nych na obozy dla człon­ków Hi­tler­ju­gend było jedno miej­sce szcze­gólne: kar­ko­no­ska bauda – Ju­gend­kam­m­haus Rübe­zahl, czyli mło­dzie­żowe schro­ni­sko tu­ry­styczne Li­czy­rzepa. W ten oto spo­sób dom Du­cha Gór stał się miej­scem, w któ­rym kształ­to­wano wy­zute z su­mie­nia be­stie, zdolne do po­peł­nie­nia naj­gor­szego okru­cień­stwa w imię do­bra na­rodu i wo­dza.CZĘŚĆ I

POD­CHODY

Vo­gels Berg, 23 sierp­nia 1943

Niebo nad Kar­ko­no­szami ogar­niała sza­leń­cza walka ży­wio­łów. Z po­łu­dnia nie­ustan­nie na­cie­rało słońce, któ­rego pa­lące pro­mie­nie spra­wiały, że ska­li­sta gór­ska zie­mia tra­ciła swój na­tu­ralny chłód. Z pół­nocy zaś nad­cią­gały co­raz licz­niej cięż­kie chmury, któ­rych atra­men­towa barwa wró­żyła nad­cho­dzącą bu­rzę. Osta­teczną rolę w tej roz­grywce miał ode­grać wiatr – choć nie­wi­dzialny, mógł po­kie­ro­wać zda­rze­niami w różny spo­sób, do­pro­wa­dza­jąc do triumfu bu­rzy albo słońca.

Ale­xan­der wspiął się na szczyt Vo­gels Berg jako pierw­szy z do­wo­dzo­nej przez sie­bie grupy i rę­ka­wem otarł spo­cone czoło, od­gar­nia­jąc na bok spa­da­jące mu na czoło ko­smyki ja­snych wło­sów. Od­dy­chał szybko, ale wciąż nie mógł na­sy­cić się po­wie­trzem, które było nie­przy­jem­nie roz­grzane i wil­gotne. Oparł dło­nie na ko­la­nach i splu­nął na zie­mię. Po­czuł, jak strużka potu spływa mu mię­dzy bar­kami i stop­niowo wsiąka w ko­szulę. Wzdry­gnął się od­ru­chowo i roz­piął kilka gu­zi­ków. Nie cier­piał, gdy jego ubra­nia sta­wały się mo­kre i lep­kie od potu.

– Szyb­ciej, szczyle... – rzu­cił z po­gardą w stronę do­ga­nia­ją­cych go chło­pa­ków, po czym zrzu­cił z ple­ców płó­cienną torbę. Wy­cią­gnął z niej mapę i lor­netkę.

– Idzie bu­rza – za­ko­mu­ni­ko­wał oschle. – Ile czasu nam zo­stało?

– Wy­ru­szy­li­śmy równo o szes­na­stej trzy­dzie­ści, te­raz są cztery mi­nuty po sie­dem­na­stej – od­parł Jo­han­nes Schmied. Był sy­nem wła­ści­ciela schro­ni­ska Ju­gend­kam­m­haus Rübe­zahl, a jed­no­cze­śnie przy­ja­cie­lem Ale­xan­dra. – Mamy więc jesz­cze pięć­dzie­siąt sześć mi­nut do końca gry.

– To mało. Mu­simy się spie­szyć – od­parł Ale­xan­der, po czym przy­ło­żył do oczu lor­netkę i za­czął ob­ser­wo­wać za­le­sione zbo­cza do­liny po­toku Ha­in­was­ser, którą do­sko­nale było wi­dać z Vo­gels Berg.

Trzy­dzie­ści cztery mi­nuty temu pod Ju­gend­kam­m­haus Rübe­zahl jego dru­żyna roz­po­częła walkę o flagę. Rano po­dobną roz­grywkę od­była młod­sza część uczest­ni­ków wa­ka­cyj­nego obozu, te­raz zaś przy­szła pora na star­szych.

Gra za­wsze miała po­dobny sce­na­riusz, do któ­rego chłopcy już się przy­zwy­cza­ili: po uro­czy­stym apelu człon­ków Hi­tler­ju­gend dzie­lono na dwie dru­żyny. Pierw­sza, po wy­bra­niu przy­wódcy – co nie­rzadko do­ko­ny­wało się we­wnątrz grupy za po­mocą ar­gu­men­tów pię­ści – otrzy­my­wała flagę i ru­szała w las, aby tam obrać so­bie od­po­wied­nią kry­jówkę. Po pięt­na­stu mi­nu­tach w te­ren uda­wała się druga dru­żyna, która miała za za­da­nie zna­le­zie­nie prze­ciw­ni­ków i ode­bra­nie im flagi. Re­gułą było, że każda dru­żyna przy­bie­rała na­zwę ja­kie­goś na­rodu. W dro­dze lo­so­wa­nia usta­lono, że grupa Ale­xan­dra bę­dzie re­pre­zen­to­wać Niemcy, na­to­miast ci z flagą zo­stali Po­la­kami. Poza tym obo­wią­zy­wało nie­wiele za­sad. Nie na­rzu­cano uczest­ni­kom żad­nej stra­te­gii ani planu. Ce­lem gry było wy­ra­bia­nie w mło­dych lu­dziach sprytu, kre­atyw­no­ści, a jed­no­cze­śnie zdol­no­ści do agre­sji. Ta­kich cech po­trze­bo­wał prze­cież przy­szły żoł­nierz.

Je­dyne re­guły, ja­kie na­le­żało bez­względ­nie re­spek­to­wać, to gra­nice te­renu, po któ­rym uczest­nicy gry mo­gli się po­ru­szać, oraz usta­lony czas – je­śli w pół­to­rej go­dziny dru­żyna z flagą nie zo­stała od­na­le­ziona, miała wró­cić pod Ju­gend­kam­m­haus Rübe­zahl, gdzie ogła­szała swoje zwy­cię­stwo. Prze­gra­nych – poza ostra­cy­zmem ze strony po­zo­sta­łych człon­ków obozu i ka­dry wy­cho­waw­ców – cze­kały też kary w po­staci do­dat­ko­wych wie­czor­nych obo­wiąz­ków, ta­kich jak czysz­cze­nie to­a­let, szo­ro­wa­nie pod­łóg, obo­wiąz­kowo na ko­la­nach, czy rą­ba­nie drewna.

Ale­xan­der spoj­rzał na mapę z nie­po­ko­jem. Za­zna­czył wszyst­kie punkty, ja­kie uznał za po­ten­cjalne miej­sce kry­jówki dru­żyny z flagą. Spraw­dzili już starą chatkę drwali przy zwa­lo­nym mo­ście na po­toku Ha­in­was­ser, te­raz koń­czyli prze­szu­ki­wać oko­lice szczytu Vo­gels Berg, jed­nak ni­g­dzie nie wi­dzieli choćby śladu obec­no­ści prze­ciw­nika. Je­dyne miej­sce, które wciąż po­zo­stało przez nich nie­zba­dane, to Dürre Berg, za­my­ka­jąca do­linę po­toku Ha­in­was­ser od za­chodu. Ale­xan­der nie lu­bił tego miej­sca. We­dług miej­sco­wych le­gend stała tam nie­gdyś szu­bie­nica, na któ­rej pe­wien lu­bu­jący się w za­da­wa­niu bólu hra­bia wie­szał swo­ich pod­da­nych za naj­drob­niej­sze prze­wi­nie­nia. Ile było w tym prawdy, tego nie wie­dział, jed­nak miej­sce uzna­wane przez oko­licz­nych za prze­klęte za­wsze wzbu­dzało w nim ir­ra­cjo­nalny nie­po­kój. Po­noć nie­któ­rym zda­rzało się tu na­wet zo­ba­czyć błą­ka­jące się wśród skał na szczy­cie góry du­sze nie­szczę­śni­ków, któ­rych ciała za­ko­pano tuż pod zie­mią w są­siedz­twie miej­sca kaźni.

– Co te­raz? – Jo­han­nes wy­rwał Ale­xan­dra z za­my­śle­nia. – Idziemy na Dürre Berg?

Nim do­wódca zdą­żył od­po­wie­dzieć, usły­szeli do­cho­dzące z od­dali wrza­ski Mar­tina i Clau­diusa – bliź­nia­ków, któ­rzy także na­le­żeli do ich dru­żyny. Chwilę póź­niej wy­ło­nili się z lasu i szli w kie­runku Ale­xan­dra, Jo­han­nesa i po­zo­sta­łych człon­ków dru­żyny Niem­ców.

– Zna­leź­li­śmy go! – krzy­czeli roz­ra­do­wani, pro­wa­dząc pod ra­mię mię­dzy sobą szar­pią­cego się chło­paka. To był Klaus, czło­nek prze­ciw­nej dru­żyny. Jedno oko miał pod­bite, a spod jego po­szar­pa­nej ko­szuli wy­ła­niał się tors na­zna­czony cię­tymi ra­nami.

– Kurwa, prze­gię­li­ście. – Ale­xan­der wpadł w fu­rię. – Jest chyba za­kaz uży­wa­nia noży!

– Nie prze­sa­dzaj. Za­goi się – mruk­nął Mar­tin nie­win­nym gło­sem, po czym zwró­cił się do brata: – Clau­dius, czy wy­cho­wawcy mó­wili o ta­kim za­ka­zie?

– Nie przy­po­mi­nam so­bie – od­parł tam­ten, wy­cie­ra­jąc za­krwa­wiony nóż w ja­sną ko­szulę. – Poza tym nie cię­li­śmy głę­boko.

Ale­xan­der spoj­rzał na bliź­nia­ków z nie­za­do­wo­le­niem. Byli wzo­ro­wymi człon­kami Hi­tler­ju­gend. Od­dani bez­gra­nicz­nie prze­ło­żo­nym i Füh­re­rowi nie za­wa­ha­liby się przed naj­więk­szą zbrod­nią, je­śli tylko wy­ma­ga­łoby tego do­bro sprawy. Mimo to draż­nili Ale­xan­dra, bo co­raz czę­ściej my­lili po­słu­szeń­stwo z bez­re­flek­syj­no­ścią. Lata spę­dzone w Hi­tler­ju­gend wpły­nęły na nich na tyle mocno, że ślepo wy­ko­ny­wali wszel­kie po­le­ce­nia, za­tra­ca­jąc ja­ką­kol­wiek zdol­ność sa­mo­dziel­nego ro­zu­mo­wa­nia. Ich twa­rze nie zdra­dzały żad­nych emo­cji. Tego ele­mentu ludz­kiej na­tury po­zbyli się już dawno za sprawą lat kształ­to­wa­nia swo­ich umy­słów i ciał pod twardą ręką pro­pa­gandy, którą kar­miono ich co­dzien­nie.

– Nie wiemy, gdzie są Po­lacy. A my, jako Niemcy, mu­simy wy­grać – kon­ty­nu­ował Clau­dius. – Zła­pa­li­śmy go przed chwilą. Śle­dził nas. Pew­nie wy­słali go na zwiady, żeby po­tem mógł do­nieść wro­gowi, gdzie je­ste­śmy i co pla­nu­jemy. A skoro tak, to zna­czy, że wie, gdzie jest jego dru­żyna – do­dał, po czym pchnął Klausa. Tam­ten jęk­nął z bólu, upa­da­jąc twa­rzą na zie­mię. Ręce miał wy­krę­cone do tyłu i zwią­zane sznur­kiem.

– Ga­daj, gdzie ma­cie bazę! – wark­nął Mar­tin.

– Mó­wi­łem już, że ni­czego się ode mnie nie do­wie­cie – syk­nął Klaus.

– Ga­daj, do cho­lery! – Chło­pak za­czął sa­pać z wście­kło­ści. – Oj, zro­bimy ci wa­ha­dełko, to zmie­nisz zda­nie.

– Ja­kie wa­ha­dełko? – Do roz­mowy włą­czył się za­cie­ka­wiony Jo­han­nes.

– Za­raz ci po­ka­żemy – od­parł Mar­tin i ski­nął na Clau­diusa. Ten uśmiech­nął się, wie­dząc, co się szy­kuje. Na­ci­snął nogą na plecy Klausa po­mię­dzy ło­pat­kami. Jego brat na­to­miast sta­nął nad ofiarą w roz­kroku, zła­pał za jej spę­tane dło­nie i za­czął cią­gnąć je do góry, wy­krę­ca­jąc ra­miona w bar­kach. Chło­pak za­czął krzy­czeć z bólu.

– Bę­dziesz ga­dał? – spy­tał Mar­tin. – Czy mamy wy­rwać ci te rączki ze sta­wów? – Szarp­nął raz jesz­cze, a Klaus za­wył.

– Prze­stań­cie – wy­dał roz­kaz Ale­xan­der. – Bez prze­sady.

– Jak to: bez prze­sady? – od­parł Clau­dius obu­rzony. – Prze­cież to Po­lak. A opi­nia na­szego Füh­rera o tym ro­bac­twie jest jed­no­znaczna. To bar­dziej zwie­rzęta niż lu­dzie. Pró­bo­wali się mie­szać z aryj­ską rasą pa­nów, ale wciąż są tylko mie­szań­cami, któ­rzy za­tru­wali ją swo­imi ge­nami. To jest już chyba ja­sne dla wszyst­kich w Rze­szy. Pol­skość równa się pod­czło­wie­czeń­stwu.

– Prze­cież to Klaus. Nie­miec, a nie Po­lak – od­parł Ale­xan­der.

– Od szes­na­stej trzy­dzie­ści jest Po­la­kiem. Ta­kie są za­sady – sko­men­to­wał Mar­tin. – Więc na­leży go trak­to­wać jak Po­laka – do­dał i splu­nął na le­żą­cego na ziemi Klausa.

– Oni tylko udają pol­ską dru­żynę – po­wie­dział Ale­xan­der.

Clau­dius i Mar­tin spoj­rzeli na niego tę­pym wzro­kiem.

– Pol­ska już dawno zo­stała za­ła­twiona. Jest jesz­cze tylko tro­chę Po­la­ków, któ­rych na­leży znisz­czyć. W Pol­sce za­czy­nała się Azja. To był kraj brudu, ro­bac­twa i na do­da­tek Ży­dów.

– Pa­no­wie, to jest gra.

– To nie jest tylko gra – rzekł Mar­tin zło­wiesz­czo.

Do­piero gdy Ale­xan­der na­po­tkał jego pu­ste spoj­rze­nie, przy­po­mniał so­bie, że chło­pak nie po­trafi my­śleć o za­wo­dach jako for­mie roz­rywki, a wszyst­kie wy­zna­czone za­da­nia trak­tuje jak wy­ma­ga­jącą naj­wyż­szej po­wagi mi­sję. Do­sko­nale znał prze­cież opo­wie­ści, ja­kie krą­żyły o bliź­nia­kach. Kilka lat temu na obo­zie w Sak­so­nii peł­nili oni nocną wartę. Do bazy wró­cił je­den z uczest­ni­ków, dzie­się­cio­la­tek, ale nie mógł so­bie przy­po­mnieć ha­sła. Clau­dius i Mar­tin za­strze­lili go z zimną krwią, tłu­ma­cząc po­tem, że byli do tego zmu­szeni. Wie­rzyli bo­wiem, że skoro chło­piec nie zna ha­sła, to musi być ob­cym szpie­giem, który chce się wkraść na te­ren obozu. Mieli wtedy za­le­d­wie po czter­na­ście lat. Te­raz zaś mieli po osiem­na­ście, a kult form i pro­ce­dur mi­li­tar­nych był dla nich jesz­cze więk­szą świę­to­ścią.

– Za­nim da­lej bę­dzie­cie go tor­tu­ro­wać, daj­cie mi chwilę. Ja tu do­wo­dzę, tak? – wy­ce­dził przez zęby Ale­xan­der.

Przez kilka se­kund w po­wie­trzu za­wi­sła zło­wroga ci­sza. Po­zo­stali człon­ko­wie dru­żyny przy­pa­try­wali się ca­łej sy­tu­acji w mil­cze­niu. Nie za­jęli żad­nego sta­no­wi­ska – ani nie za­prze­czyli po­my­słowi tor­tu­ro­wa­nia ko­legi, ani nie po­parli do­wódcy.

– Py­tam ostatni raz. Kto tu do­wo­dzi?

– Ty – od­parli nie­chęt­nie po chwili Clau­dius i Mar­tin.

– Więc prze­stań­cie ro­bić cyrk i po­cze­kaj­cie, aż coś spraw­dzę. Spró­buj­cie się sta­wiać, a być może to wy wró­ci­cie dzi­siaj do schro­ni­ska z wy­krę­co­nymi rącz­kami – za­gro­ził Ale­xan­der, po czym wspiął się na jedną ze skał, któ­rymi upstrzony był szczyt Vo­gels Berg. Słońce pra­żyło co­raz moc­niej, a w od­dali dało się sły­szeć pierw­sze od­głosy bu­rzy, która za­częła już sza­leć w są­sied­nich Bo­ber-Kat­zbach-Ge­birge.

Chło­pak jesz­cze raz przy­ło­żył do oczu lor­netkę i sku­pił się na ob­ser­wa­cji Dürre Berg. Był co­raz bar­dziej prze­ko­nany, że tylko tam mo­gła za­szyć się dru­żyna z flagą.

Góra była wy­jąt­kowo cha­rak­te­ry­styczna: jej szczyt po­zo­sta­wał nie­za­le­siony i z po­zoru był sła­bym miej­scem na kry­jówkę. Z dru­giej jed­nak strony Dürre Berg miała swoje za­lety. Po pierw­sze, było stam­tąd dość bli­sko do Ju­gend­kam­m­haus Rübe­zahl, do­kąd o osiem­na­stej, po upły­nię­ciu czasu gry, mu­siała biec dru­żyna z flagą. Po dru­gie zaś, na gó­rze były liczne grupy skał, które za­pew­niały sto­sun­kowo do­bre wa­runki do ukry­cia się, a jed­no­cze­śnie umoż­li­wiały, tak jak Vo­gels Berg, ob­ser­wa­cję oko­licy.

W pew­nym mo­men­cie mię­dzy naj­więk­szą grupą skał na szczy­cie Dürre Berg Ale­xan­der za­uwa­żył ja­kiś ruch. Sku­pił wzrok i wy­ostrzył lor­netkę.

– Mam was – szep­nął za­do­wo­lony, ob­ser­wu­jąc, jak z lasu wy­ła­niają się nie­mal na czwo­ra­kach człon­ko­wie prze­ciw­nej dru­żyny i zni­kają mię­dzy gła­zami.

Zszedł ze skały. Clau­dius i Mar­tin mie­rzyli go wzro­kiem, na ski­nie­nie palca go­towi wró­cić do tor­tu­ro­wa­nia poj­ma­nego prze­ciw­nika.

– Wiem, gdzie są – oznaj­mił Ale­xan­der i roz­ło­żył na ziemi mapę. – Tak jak prze­wi­dy­wa­łem, za­szyli się na Dürre Berg. Na­iwni. Praw­do­po­dob­nie przy­jęli dość ba­nalny plan: ukryć się wśród skał na naj­bliż­szych kil­ka­dzie­siąt mi­nut i prze­cze­kać tam czas gry. Po­tem jed­nak będą mu­sieli wró­cić do schro­ni­ska, żeby ogło­sić zwy­cię­stwo. Pusz­czą się bie­giem w jego kie­runku naj­krót­szą drogą, czyli tędy. – Ale­xan­der wska­zał na ma­pie le­śną ścieżkę. – I wła­śnie tam, w dro­dze, za­mie­rzam ich za­sko­czyć.

– Do­sko­nale. – Mil­czący do­tych­czas Jo­han­nes za­tarł ręce.

– Ja też już nie mogę się do­cze­kać. – Clau­dius się uśmiech­nął i ośli­nio­nym pal­cem prze­je­chał wzdłuż ostrza noża, któ­rym nie­dawno tor­tu­ro­wał Klausa. – Flaga bę­dzie na­sza.

Ju­gend­kam­m­haus Rübe­zahl, 23 sierp­nia 1943

Bu­rza za­częła na­cie­rać za­raz po fi­nale krwa­wej bi­ja­tyki mię­dzy dru­żyną Po­la­ków i Niem­ców, a za­koń­czyła się tuż przed zmierz­chem. Ciemne chmury znik­nęły z ho­ry­zontu, ale bru­natna barwa, jaką przy­brało niebo pod­czas za­chodu słońca, miała w so­bie coś zło­wiesz­czego. Góry stop­niowo ogar­niał mrok, a gra­nice mię­dzy noc­nym nie­bem a kar­ko­no­skimi szczy­tami za­częły się za­cie­rać.

Przed schro­ni­skiem koń­czył się uro­czy­sty wie­czorny apel z po­chod­niami, pod­czas któ­rego ogło­szono wy­niki gry w zdo­by­cie flagi. Dru­żyna do­wo­dzona przez Ale­xan­dra zo­stała po­chwa­lona, na­to­miast ich prze­grani prze­ciw­nicy zaj­mo­wali się w tym cza­sie szo­ro­wa­niem ła­zie­nek i obie­ra­niem ziem­nia­ków na ju­trzej­szy po­si­łek. Do­dat­kową, chyba naj­bar­dziej przy­krą karą było to, że miała ich omi­nąć wie­czorna za­bawa przy ogni­sku, za­wsze wień­cząca grę.

Młod­sza dru­żyna, która zwy­cię­żyła w po­ran­nej tu­rze roz­gry­wek, roz­sia­dła się już wy­god­nie na pień­kach, pod­czas gdy po­ko­nani przez nich chłopcy rą­bali w szo­pie za schro­ni­skiem drewno i zno­sili je na plac przed Ju­gend­kam­m­haus Rübe­zahl.

Wkrótce uzbie­rał się po­kaź­nych roz­mia­rów stos. Ktoś so­lid­nie skro­pił go ben­zyną, trza­snęła za­pałka od­pa­lona przez jed­nego z opie­ku­nów i po chwili ogni­sko bły­snęło ośle­pia­ją­cym pło­mie­niem. Wil­gotne drewno strze­lało gło­śno, gdy co­raz śmie­lej obej­mo­wały je ję­zyki ognia.

Zwy­cięzcy z po­po­łu­dnio­wej tury roz­sie­dli się wy­god­nie na ław­kach i za­częli na­dzie­wać na kijki tłu­ste kieł­basy przy­nie­sione z kuchni przez Ma­rię Dvo­řák, jedną z pra­cu­ją­cych tam ko­biet. W ślad za star­szymi po­szli zdo­bywcy flagi z po­ran­nej roz­grywki, któ­rzy sie­dzieli po dru­giej stro­nie kręgu. Chwilę póź­niej nad ogni­skiem za­częły przy­pie­kać się pierw­sze kieł­ba­ski, a ci­szę wy­peł­nił co­raz gło­śniej­szy gwar roz­mów.

– Ależ to była do­sko­nała ak­cja – za­czął Jo­han­nes, trą­ca­jąc w ło­kieć Ale­xan­dra, który jakby nie­obecny du­chem wpa­try­wał się w pło­mie­nie. – Świet­nie to ro­ze­gra­łeś. Nie­któ­rzy bie­gają po le­sie jak po­pa­prani, a ty? Z chłodną pre­cy­zją wy­ty­po­wa­łeś po­ten­cjalne kry­jówki, zna­la­złeś do­bry punkt ob­ser­wa­cyjny, zlo­ka­li­zo­wa­łeś wroga... Mój oj­ciec za­wsze mówi, że zaj­dziesz da­leko. I ma ra­cję, bo do­bry z cie­bie stra­teg – do­dał i po­pa­trzył z po­dzi­wem na star­szego ko­legę.

– Nasz po­mysł nie był gor­szy. – Do roz­mowy włą­czył się Mar­tin. – Prę­dzej czy póź­niej wy­cią­gnę­li­by­śmy z Klausa in­for­ma­cję o kry­jówce jego dru­żyny i też zdo­by­li­by­śmy flagę.

– Róż­nica mię­dzy mną a wami jest taka – ode­zwał się Ale­xan­der z wyż­szo­ścią – że ja my­ślę: pla­nuję, prze­wi­duję, mam tak­tykę...

– Że niby my nie mamy tak­tyki? – ob­ru­szył się Clau­dius.

– Ma­cie. Za­wsze taką samą. Wła­do­wa­li­by­ście nóż na oślep we wszystko, co się ru­sza, a do­piero po­tem za­czę­li­by­ście my­śleć, czy to był do­bry po­mysł i czy może są ja­kieś inne roz­wią­za­nia.

– Waż słowa! – Mar­tin po­de­rwał się z ławki. Ale­xan­der także wstał. Był o pół głowy wyż­szy od bliź­niaka. Przez chwilę mie­rzyli się nie­na­wist­nym wzor­kiem.

– Daj­cie spo­kój – za­czął Jo­han­nes po­lu­bow­nie i sta­nął mię­dzy nimi. – Wy­gra­li­śmy i to jest naj­waż­niej­sze, prawda?

– Prawda – od­parł Ale­xan­der i usiadł z po­wro­tem. Mar­tin nie od­po­wie­dział. Za­zgrzy­tał tylko zę­bami, wy­su­wa­jąc pod­bró­dek, po czym wró­cił na swoje miej­sce.

– Hej, sztur­mowcy, mło­dzi i sta­rzy, do ręki broń czym prę­dzej bierz­cie, bo wróg straszny Górny Śląsk truje, stam­tąd więc go prze­gnać się spiesz­cie... – Ktoś za­czął nu­cić jedną z ich pio­se­nek.

– Gdy sztur­mo­wiec w ogień pój­dzie, tam od­waga się za­har­tuje, a gdy z noża Żyda krew try­ska, to wtedy się ra­dość poj­muje... – ocho­czo od­po­wie­dzieli ko­lej­nymi wer­sami po­zo­stali ze­brani przy ogni­sku chłopcy.

At­mos­fera ro­biła się bar­dzo go­rąca. Ci­szę kar­ko­no­skiej nocy prze­ry­wał co­raz gło­śniej­szy śpiew, który brzmiał tak, jakby do­by­wał się nie tyle z mło­dych mę­skich gar­deł, ile pro­sto z głębi ich serc, które ukształ­to­wano tak, aby każ­dym ude­rze­niem świad­czyły o wier­no­ści na­ro­dowi pa­nów.

Za­grze­wa­ją­cej do walki pie­śni akom­pa­nio­wały trzask pło­ną­cego drewna i cha­rak­te­ry­styczny syk tłusz­czu ka­pią­cego z kieł­bas wprost na pło­mie­nie.

Ca­łemu zda­rze­niu przy­glą­dała się mil­cząca i su­rowa bryła gór­skiego schro­ni­ska, która wy­ła­niała się z ciem­no­ści nocy dzięki bla­skowi ogni­ska. Jego ja­sność po­ły­ski­wała w szy­bach okien, plą­sała po ko­lej­nych kon­dy­gna­cjach, two­rząc na fa­sa­dzie ta­jem­ni­czy spek­takl świa­tła i cieni. Za sprawą pło­mieni wy­ła­niały się z mroku także sto­jące przed bu­dyn­kiem strze­la­jące w niebo maszty i zwi­sa­jące z nich flagi ze swa­sty­kami. Po­tężna i sy­me­tryczna ele­wa­cja do­sko­nale z nimi har­mo­ni­zo­wała. Choć za­pro­jek­to­wana pięć lat przed doj­ściem Adolfa Hi­tlera do wła­dzy, miała w so­bie ty­powy dla na­zi­stow­skiej ar­chi­tek­tury cha­rak­ter: ob­se­syjne za­mi­ło­wa­nie do mo­nu­men­ta­li­zmu, po­rządku i kla­sycz­nych form.

Po dłuż­szej chwili do ze­bra­nych przy ogni­sku do­łą­czyli także prze­grani z po­ran­nej roz­grywki, któ­rym po wy­ko­na­nej pracy po­zwo­lono na to w dro­dze wy­jątku, jed­nak z za­strze­że­niem, że nie mają prawa po­czę­sto­wać się kieł­basą. Prze­grani sie­dzieli więc nieco z boku i smut­nym wzro­kiem wpa­try­wali się w pło­mie­nie, które strze­lały co­raz wy­żej w niebo.

Ale­xan­der tylko nie­znacz­nie przy­piekł kieł­basę i za­czął jeść ją z po­śpie­chem. Ukrad­kiem przy­glą­dał się ró­wie­śni­kom, któ­rzy wstali od ogni­ska i dys­ku­to­wali o czymś żywo kilka kro­ków da­lej. Ich nie­na­gan­nie ogo­lone twa­rze, równo przy­strzy­żone włosy i aryj­skie rysy wy­dały mu się wy­jąt­kowo piękne. Spu­ścił wzrok ni­żej. Wpusz­czone w krót­kie spodenki nie­dbale za­pięte ko­szule uwi­dacz­niały mu­sku­larne klatki pier­siowe, a nad na­cią­gnię­tymi do ły­dek bia­łymi skar­pe­tami ry­so­wały się ich po­tężne ko­lana i mocno za­zna­czone mię­śnie ud. Bio­dra chłop­ców opa­sały skó­rzane pa­ski z me­ta­lo­wymi klam­rami zdo­bio­nymi na­pi­sem Blut und Ehre – „Krew i ho­nor”. Wresz­cie nie­mal nie­świa­do­mie za­wie­sił wzrok na ich mę­sko­ści, któ­rej kształt uwi­dacz­niał się przez na­pięty ma­te­riał w oko­licy roz­por­ków. Czuł ro­snące pod­nie­ce­nie. Wstał od ogni­ska w oba­wie, że ktoś do­strzeże jego ukrad­kowe spoj­rze­nia i ro­snącą erek­cję.

– Mu­szę iść na chwilę do schro­ni­ska – szep­nął do Jo­han­nesa i ru­szył w stronę bu­dynku.

Po ja­kimś cza­sie od ogni­ska po­de­rwał się ob­ser­wu­jący Ale­xan­dra od dłuż­szego czasu Mar­tin i ru­szył w ślad za nim.

Ju­gend­kam­m­haus Rübe­zahl, 23 sierp­nia 1943

Erik wyj­rzał przez okno. Przed schro­ni­skiem za­czy­nało się wła­śnie ostat­nie ogni­sko pod­czas tego obozu, a on jako je­dyny ze swo­jego po­koju na dru­gim pię­trze mu­siał zo­stać w środku, bo na­le­żał do prze­gra­nej dru­żyny. Ból, który czuł nie­mal w każ­dej czę­ści ciała, na­si­lał się na wspo­mnie­nie dzi­siej­szej walki o flagę. Zna­leźli taką do­sko­nałą kry­jówkę na Dürre Berg! Gdy pełni ra­do­ści bie­gli le­śną ścieżką w stronę schro­ni­ska z po­czu­ciem nad­cho­dzą­cej wy­gra­nej, nie­spo­dzie­wa­nie za­ata­ko­wała ich dru­żyna prze­ciw­ni­ków. Wy­jąt­kowo krwawe tego dnia star­cie za­koń­czyło się osta­tecz­nie zdo­by­ciem flagi przez grupę Niem­ców Ale­xan­dra i sro­motną klę­ską Po­la­ków, wśród któ­rych był Erik.

Usiadł na łóżku i się roz­pła­kał. Spoj­rzał na swoje nie­fo­remne dło­nie i ścią­gnął grube oku­lary, które no­sił od naj­młod­szych lat. Jego krzywa klatka pier­siowa, nie­na­tu­ral­nie dłu­gie, chude i ko­ślawe nogi, a także pro­blemy ze wzro­kiem po zmroku były nie­ustanną przy­czyną drwin ze strony ko­le­gów z Hi­tler­ju­gend.

Przy­po­mniał so­bie, jak pod­czas pierw­szego dnia te­go­rocz­nego wa­ka­cyj­nego obozu zor­ga­ni­zo­wano dla nich za­ję­cia z ma­te­ma­tyki. Do­stali za­da­nia na kart­kach i pięt­na­ście mi­nut na ich roz­wią­za­nie. Treść pierw­szego brzmiała: „Utrzy­ma­nie idioty w ośrodku opie­kuń­czym kosz­tuje Rze­szę dzien­nie cztery i pół re­ich­smarki. Przy za­ło­że­niu, że bę­dzie on żył czter­dzie­ści lat, ile pie­nię­dzy zmar­nuje pań­stwo na jego bez­pro­duk­tywne ży­cie?”.

Gdy roz­dano kartki, sie­dzący obok Erika Mar­tin szturch­nął go i po­wie­dział gło­śno: „Po­patrz, pierw­sze za­da­nie jest o to­bie, idioto”.

– Nie je­stem idiotą – ob­ru­szył się Erik.

– No to ka­leką. Dla mnie to bez róż­nicy. Je­steś nie­peł­no­war­to­ściowy, je­steś... pro­ble­mem dla na­rodu! A pro­blemy trzeba usu­wać – do­dał i za­śmiał się szy­der­czo. Po chwili za­wtó­ro­wali mu po­zo­stali chłopcy.

Przy­tło­czony tym wspo­mnie­niem Erik zgar­bił się jesz­cze bar­dziej. Do­sko­nale wie­dział, że w świe­tle prze­ko­nań, ja­kie pa­no­wały w nie­miec­kim spo­łe­czeń­stwie, był zbęd­nym ba­la­stem dla zdro­wej czę­ści oby­wa­teli. Ze swoją cho­robą nie po­wi­nien po­ka­zy­wać się na ulicy, ale dzięki pro­tek­cji ojca, pro­mi­nent­nego ofi­cera SS, wszystko sta­wało się moż­liwe. Na­wet to, że ktoś tak nie­peł­no­sprawny jak Erik trafi do Hi­tler­ju­gend, które ofi­cjal­nie przyj­mo­wało tylko w pełni zdro­wych aryj­skich chłop­ców.

Wstą­pie­nie do mło­dzie­żo­wej or­ga­ni­za­cji było jego wiel­kim ma­rze­niem. Chciał za­im­po­no­wać ojcu, który od kiedy chło­pak się­gał pa­mię­cią, pa­trzył na niego z od­razą. Jakby z po­wodu nie­peł­no­spraw­no­ści Erika uznał go za swoje ży­ciowe nie­po­wo­dze­nie.

Poza próbą na­prawy re­la­cji z oj­cem chło­pak miał też inne po­wody, dla któ­rych chciał wstą­pić do Hi­tler­ju­gend. Jego ży­cie było nudne i sa­motne. Dla­tego tym bar­dziej atrak­cyjna wy­dała mu się myśl o zbiór­kach i obo­zach, na któ­rych od­by­wały się apele, wspólne ogni­ska, na­uka strze­la­nia, mar­sze i gry te­re­nowe... Ma­rzył o po­czu­ciu wspól­noty i zjed­no­cze­nia umy­słów w jed­nym słusz­nym celu. Wie­rzył, że oka­zu­jąc swoje bez­gra­niczne za­an­ga­żo­wa­nie, zy­ska w końcu wśród ró­wie­śni­ków to, czego ni­gdy do­tych­czas nie do­świad­czył: ak­cep­ta­cję.

Ży­cie szybko zwe­ry­fi­ko­wało jego na­iwne ma­rze­nia. Choć był naj­pil­niej­szym słu­cha­czem wszyst­kich pre­lek­cji i ak­tyw­nym uczest­ni­kiem de­bat o wyż­szo­ści rasy ger­mań­skiej i za­słu­gach pań­stwa dla za­cho­wa­nia jej czy­sto­ści czy o wiel­kość dzieła Adolfa Hi­tlera, to i tak w ka­te­go­riach fi­zycz­nych za­wsze po­zo­sta­wał na sza­rym końcu. Nie­zmien­nie miał naj­gor­sze wy­niki w mar­szu na orien­ta­cję, naj­słab­szy czas w bie­gach, był też naj­więk­szym nie­zdarą we wspi­nacz­kach. Wszystko to ra­zem wzięte było po­wo­dem nie­usta­ją­cych drwin ze strony ró­wie­śni­ków.

Spoj­rzał na swoje ko­lana i łydki po­kryte krwa­wymi wy­bro­czy­nami, które za kilka dni prze­kształcą się w ko­lo­rowe sińce. Ob­ra­że­nia po­wstały pod­czas dzi­siej­szej gry. Gdy pró­bu­jąc bro­nić flagi, Erik po­tknął się i upadł na zie­mię, zo­stał do­tkli­wie sko­pany przez Mar­tina, członka prze­ciw­nej dru­żyny.

W końcu prze­stał pła­kać, po­tarł oczy, które za­częły go mo­men­tal­nie piec, i spró­bo­wał uspo­koić od­dech. Wstał z łóżka, usiadł przy sto­liku i wy­cią­gnął kartkę pa­pieru. Za­czął się za­sta­na­wiać, co się dzieje z jego oj­cem. Mi­nęło już tyle mie­sięcy, od kiedy ani Erik, ani bab­cia, która się nim opie­ko­wała, nie do­stali z frontu żad­nej wia­do­mo­ści. Czy to moż­liwe, żeby zgi­nął? Chło­pak za­my­ślił się. Pró­bo­wał wzbu­dzić w so­bie żal, ale myśl o po­ten­cjal­nej śmierci ojca nie wy­wo­ły­wała w nim smutku.

Spoj­rzał na wi­szący na ścia­nie nad łóż­kiem por­tret Du­cha Gór. Jako dziecko uwiel­biał, gdy bab­cia czy­tała mu le­gendy o Li­czy­rze­pie. Ile pięk­nych przy­gód póź­niej prze­żył, wę­dru­jąc z nią po gó­rach i pró­bu­jąc do­pa­try­wać się w na­po­ty­ka­nych lu­dziach i od­wie­dza­nych miej­scach śla­dów dzia­ła­nia mi­tycz­nego pana Kar­ko­no­szy. Tę jego pa­sję po­chwa­lała tylko bab­cia, oj­ciec na­to­miast pa­trzył na niego z ty­pową dla sie­bie dez­apro­batą, gdy tylko syn mó­wił coś o Du­chu Gór. Twier­dził bo­wiem, że to pry­mi­tywne sło­wiań­skie bó­stwo, nie­warte naj­mniej­szej uwagi.

Erik wes­tchnął, po­gła­dził pal­cami kartkę, wy­cią­gnął ołó­wek i za­czął pi­sać:

Ko­chana Bab­ciu, Heil Hi­tler!

Już nie­długo ko­niec obozu. Jest mi smutno, bo moja dru­żyna prze­grała dziś walkę o flagę. Dla­tego wszy­scy ba­wią się przy ogni­sku, a ja sie­dzę sam w po­koju. Mie­li­śmy taki do­sko­nały plan. Skry­li­śmy się z flagą na Dürre Berg, skąd mie­li­śmy ukrad­kiem uciec do schro­ni­ska. Moja dru­żyna po­dzie­liła się na dwie mniej­sze grupy. Pierw­sza miała od­wró­cić uwagę prze­ciw­ni­ków, a druga, w któ­rej by­łem, bez­piecz­nie prze­trans­por­to­wać flagę na metę. Mie­li­śmy też po­je­dyn­czych agen­tów, któ­rzy mieli ro­zejść się po le­sie i do­no­sić o po­czy­na­niach nie­przy­ja­ciela. Nie­stety, w dro­dze do schro­ni­ska z za­sko­cze­nia na­pa­dli nas wro­go­wie i osta­tecz­nie zwy­cię­żyli po dłu­giej i trud­nej walce.

Na po­czątku nie cier­pia­łem gry o flagę wła­śnie z po­wodu tych bi­ja­tyk, ale z cza­sem się przy­zwy­cza­iłem. Te ćwi­cze­nia mają po pro­stu obu­dzić w nas agre­sję, że­by­śmy w przy­szło­ści byli do­brymi żoł­nie­rzami, prawda? Dzi­siej­sze star­cie było wy­jąt­kowo krwawe. Mam bar­dzo po­ra­nione nogi, a Klaus z na­szej dru­żyny ma po­cięte no­żem brzuch i plecy, wy­obra­żasz so­bie?

Za­wsze trzeba jed­nak też pa­trzeć na to, co cie­szy. Tak mnie uczy­łaś. A mnie ra­duje, że by­li­śmy wczo­raj na wy­cieczce w schro­ni­sku Prinz-He­in­rich-Baude. Uwa­żam, że to naj­pięk­niej­sze miej­sce na ziemi! Jak do­ro­snę, chciał­bym w ta­kim schro­ni­sku miesz­kać i pra­co­wać. Co o tym my­ślisz, Bab­ciu? Może za­miesz­kamy tam ra­zem?

Poza tym, że bolą mnie nogi po walce, wszystko u mnie w po­rządku. Za­po­mnia­łem na­pi­sać, że śpimy w tym pięk­nym no­wym schro­ni­sku, Ju­gend­kam­m­haus Rübe­zahl. Pa­mię­tasz, by­li­śmy w nim kie­dyś ra­zem, jak by­łem mały? Szu­kam tu Du­cha Gór, ale ni­gdy nie chce mi dać o so­bie znać. Nie wiem dla­czego... Nie­długo będę w domu, do zo­ba­cze­nia, Bab­ciu!

Erik

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: