Ścieżka prostej obfitości - ebook
Ścieżka prostej obfitości - ebook
Ponad 5 milionów sprzedanych egzemplarzy! Nieprzemijająca klasyka literatury inspirującej.
Ścieżka Prostej Obfitości od lat jest światowym bestsellerem i ważną lekturą dla kolejnych pokoleń kobiet. Inspirujące medytacje na każdy dzień oraz praktyczne rady pomogły milionom czytelniczek odzyskać swoje prawdziwe ja, odnaleźć równowagę w najtrudniejszych chwilach życia i na nowo odkryć szczęście i piękno codzienności.
Niezwykle mocne przesłanie Ścieżki Prostej Obfitości jest jeszcze bardziej potrzebne i aktualne dziś, w pełnym niepokojów świecie. Z charakterystyczną szczerością, dowcipem i mądrością Sarah Ban Breathnach zaktualizowała swój poradnik z myślą o nowym pokoleniu kobiet, które potrzebuje go jeszcze bardziej niż poprzednie.
Ścieżka Prostej Obfitości, z nowym wstępem, częściowo zupełnie zmienionymi medytacjami i comiesięczną listą prostych radości, jest niezawodnym przewodnikiem dla kobiet, które chcą żyć świadomie i być wierne swemu Autentycznemu Ja. Książka Sarah uczy nas celebrowania wewnętrznej radości i szukania piękna w prostych przyjemnościach i dobrze spędzonych chwilach każdego dnia.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8188-809-7 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Willa Cather (1873–1947)
_Dla Chris Tomasino_
_z miłością i wdzięcznością_
_i_
_dla Kate,_
_która zawsze jest najgłębszą wibracją._
_Jedna dla tej książki poruszyła Niebo,_
_a druga – Ziemię._W 25. rocznicę pierwszego amerykańskiego wydania
_ŚCIEŻKI PROSTEJ OBFITOŚCI_
_365 DNI DO ŻYCIA W HARMONII I RADOŚCI_
Przedmowa
Przez całe wieki kobiety mówiły o wielu sprawach, o których my teraz mówimy, a które często uważamy za coś nowego.
Dale Spender,
australijska naukowczyni
Droga Czytelniczko,
Witaj. Jeśli jesteś nową znajomą, to mam nadzieję, że pod koniec wspólnie spędzonego roku będziesz myśleć o mnie jak o przyjaciółce. Jeśli jesteś drogą towarzyszką, witaj ponownie. Jak wspaniale być znowu z tobą! Bez względu jednak na głębię naszej znajomości, myślę, że oczekujesz, iż lektura tej książki będzie dla ciebie taką samą przyjemnością, jaką dla mnie było jej przeżywanie i pisanie. To nowe, uaktualnione wydanie _Ścieżki Prostej Obfitości_ jest dziełem, którego pisanie dało mi jak do tej pory najwięcej szczęścia.
Trudno sobie wyobrazić, że minęło już dwadzieścia pięć lat od pierwszego wydania tej książki w 1995 roku. W codziennych notatkach dzieliłam się objawieniami, które mnie spotykały, gdy starałam się pogodzić swoje najgłębsze duchowe i twórcze tęsknoty z często przytłaczającymi obowiązkami rodzinnymi i zawodowymi. Od dawna podejrzewałam, że nie jestem osamotniona w swoich frustracjach i pragnieniach, ale nic nie mogło mnie przygotować na reakcję kobiet – milionów kobiet – na całym świecie. Zaczynamy wspólnie ekscytującą przygodę, która jest dla mnie nieustającym źródłem wdzięczności, łaski i spełnienia. Mam nadzieję, że dla was będzie ona tym samym.
Najpierw trochę historii
Opowieść jest świętą wizualizacją. Sposobem na powtarzanie doświadczenia.
Terry Tempest Williams,
amerykańska pisarka, działaczka na rzecz ochrony przyrody
Jak dotąd najczęściej zadawane mi pytania na spotkaniach autorskich i wykładach dotyczą genezy powstania _Ścieżki Prostej Obfitości_. Jak i dlaczego napisałam tę książkę? Jak udało mi się przelać na papier to, o czym myśli tak wiele kobiet? No i pytanie, na które wszyscy chcą znać odpowiedź: Jak dostałam się do programu Oprah Winfrey?
Przez lata nauczyłam się, że najbardziej fascynującą częścią każdej książki, filmu czy osoby jest jej historia, opowieść ukryta między wersami. Kiedy patrzę wstecz, najbardziej zdumiewa mnie to, że mistyczne ogniwa w łańcuchu możliwości, które sprowadziły tę książkę na świat, do mojego serca, do twoich rąk, były rezultatem wszystkich moich „niewysłuchanych modlitw”. Ta tajemnica każe mi się uśmiechać z pełnym wdzięczności zdumieniem, ponieważ nie potrafię wyjaśnić, dlaczego łzy, które wylewamy nad naszymi klęskami, przygotowują duszę na wzrost potrzebny do przyszłych sukcesów.
_Ścieżka Prostej Obfitości_ była moją trzecią książką. Dwie poprzednie dotyczyły życia wiktoriańskiej rodziny i miałam właśnie pisać trzecią na temat wiktoriańskich dekoracyjnych drobiazgów. Jednakże perspektywa myślenia przez rok o koronkach i ozdóbkach wzbudziła w moim sercu lęk. Chciałam przeczytać książkę, która by mi pokazała, jak pogodzić moje najgłębsze duchowe, autentyczne i twórcze tęsknoty z często przytłaczającymi i sprzecznymi obowiązkami – wobec mojej córki, mojego małżeństwa, niepełnosprawnej matki, pracy w domu, pracy zawodowej, rodzeństwa, przyjaciół i społeczności. Wiedziałam, że nie jestem jedyną kobietą pędzącą przez to życie, jakby było ono doświadczeniem eksterioryzacji. Wiedziałam, że nie jestem jedyną kobietą przemęczoną, przygnębioną, u kresu sił. Wiedziałam jednak także, że z pewnością nie jestem kobietą, która ma gotowe odpowiedzi. Nie znałam nawet pytań.
Nie mogłam znaleźć takiej książki. Toni Morrison, która zdobyła Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury w 1993 roku, zauważyła: „Jeśli jest taka książka, którą bardzo chciałabyś przeczytać, ale nie została jeszcze napisana, to ty musisz ją napisać”. Wzięłam sobie jej radę do serca.
Pragnęłam tylu rzeczy – pieniędzy, sukcesu, uznania, autentycznego twórczego wyrazu – ale nie miałam zupełnie pojęcia, czego tak naprawdę potrzebuję. Niekiedy moje apetyty były tak wielkie, że mogłam się z nimi uporać jedynie poprzez wyparcie. Byłam pracoholiczką, osobą nadopiekuńczą i perfekcjonistką. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio byłam dla siebie miła. Czy w ogóle kiedyś byłam? Częściej, niż chciałabym przyznać, byłam rozgniewaną, zawistną kobietą, ciągle porównującą się z innymi i pełną urazy z powodu tego, czego – jak mi się zdawało – brakuje mi w życiu, chociaż nie potrafiłabym ci powiedzieć, co to takiego.
Pieniądze były olbrzymią, emocjonalnie obciążającą kwestią, która sprawowała kontrolę nad moją zdolnością do odczuwania szczęścia, ponieważ na to pozwalałam. Pieniądze były dla mnie jedyną miarą sukcesu i poczucia własnej wartości. Jeśli nie otrzymywałam czeku za swoje dokonania, one się nie liczyły. Sfrustrowana i niezdolna pojąć, dlaczego niektóre kobiety prowadzą – jak się wydaje – bardziej spełnione życie, mimo że sumiennie łączyłam wszystkie kropki na rysunku, oscylowałam między poczuciem, że marnuję życie, a poczuciem, że składam je na ołtarzu własnych ambicji.
Byłam kobietą, która rozpaczliwie potrzebowała Prostej Obfitości.
A dlaczego moje życie musiało się zmienić? Jak dla pięćdziesięciu milionów innych amerykańskich pracujących matek moja codzienna harówka stała się przeciąganiem liny między żądaniami i oczekiwaniami innych ludzi a moimi sprzecznymi pragnieniami i zawiedzionymi nadziejami. Szaleńczo wykonywałam wiele zadań naraz, przechodząc od jednego obowiązku do drugiego tak szybko, że mój duch ciągle pędził, by mnie dogonić. I w końcu mu się udawało, gdy lądowałam w łóżku. Największym źródłem lęku były poranki; mój pierwszy świadomy oddech był westchnieniem; budziłam się z myślą, jak przebrnąć przez dzień. Oczywiście nigdy się nikomu nie żaliłam, ale jęczałam przed sobą i przed Bogiem, aż w końcu dźwięk mojego własnego narzekania doprowadził mnie prawie do szaleństwa.
Pewnego ranka obudziłam się fizycznie wyczerpana i zrujnowana duchowo. Pieniędzy też brakowało. Straciłam dwie lukratywne posady konsultantki, a rynek wolnych strzelców szybko się kurczył, ponieważ jedyne czasopismo w mieście redukowało zatrudnienie. Miałam dość skupiania się na tym, czego brakuje w moim życiu, Niebiosa wiedzą, że nie miałam zamiaru o tym pisać. Czułam się znużona, wyczerpana, zniechęcona. Zamartwianie się o pieniądze zużywało moje najcenniejsze zasoby – czas, twórczą energię i emocje. Poczułam więc pilną potrzebę, aby natychmiast, w tej chwili, usiąść przy kuchennym stole i zacząć spisywać to, co w moim życiu było dobre. Wyobraźcie sobie Pollyannę na Prozacu. Kiedy skończyłam po sześciu godzinach, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu stworzyłam mistrzowską listę wielu błogosławieństw, które spotkały mnie w życiu, a które przeoczyłam. Było ich ponad sto pięćdziesiąt i żadne nie miało nic wspólnego z pieniędzmi! I wtedy pojawiło się coś, co nazywam codzienną epifanią: uświadomiłam sobie, że nie potrzeba mi niczego z wyjątkiem świadomości, jak bardzo jestem pobłogosławiona. Wtedy po raz pierwszy skinęła na mnie Wdzięczność – zachęcała mnie, abym wykorzystała jej przemieniającą moc, nie po to, by zmienić swe życie, lecz by zacząć się nim cieszyć. Niemiecki mistyk z przełomu XIII i XIV wieku Mistrz Eckhart stwierdził: „Jeśli jedynym słowem, jakim modlisz się przez całe życie, jest «dziękuję», to wystarczy”. Odkryłam, że miał absolutną rację, i tak się tym przejęłam, że zaczęłam codziennie dopisywać do mojej listy pięć nowych rzeczy, za które mogłam być wdzięczna.
Zanim jednak ta książka mogła powstać, musiałam zrobić szczegółowy bilans mocnych i słabych stron swojego życia. Być może po raz pierwszy musiałam być bezwzględnie szczera zarówno w swym wnętrzu, jak i na zewnątrz. W czasie tej głębokiej introspekcji znalazłam sześć praktycznych, twórczych i duchowych Łask – Wdzięczność, Prostotę, Porządek, Harmonię, Piękno i Radość – które stały się katalizatorami pomocnymi w określeniu sensu życia. Pewnego ranka obudziłam się ze świadomością, że niemal niepostrzeżenie stałam się kobietą szczęśliwą, doświadczającą więcej chwil zadowolenia niż cierpienia. Z tą nową pewnością siebie zaproponowałam napisanie książki o tym, jak spowolnić tempo życia, dla kobiet, które tak jak ja chcą się kierować własnym światłem.
Książka, którą macie przed sobą, w niczym jednak nie przypomina tej, którą wtedy zaczęłam pisać. _Ścieżka Prostej Obfitości_ powstawała przez pięć lat i – podobnie jak ja – przeszła w tym czasie nadzwyczajną metamorfozę. Każdego ranka duchowość, autentyczność i kreatywność łączyły się na tych stronicach w osobiste poszukiwanie Pełni. Zaczęłam pisać na temat eliminowania bałaganu, a skończyłam na safari własnego ja i Ducha. Nikt nie jest tym bardziej zdumiony niż ja sama.
Gdy _Ścieżka Prostej Obfitości_ ewoluowała od stworzenia znośnego stylu życia do życia w stanie łaski, ja z ledwością rozpoznawałam kobietę, którą kiedyś byłam. Prosta Obfitość umożliwiła mi doświadczanie codziennych epifanii, znajdowanie Sacrum w zwyczajności, mistycyzmu w sprawach przyziemnych i wkroczenie w sakrament chwili obecnej. Nawet śmiałam się częściej niż dotąd, zwłaszcza z samej siebie.
Dokonałam nieoczekiwanego, lecz ekscytującego odkrycia, że wszystko w moim życiu jest wystarczająco ważne i warte tego, aby stać się niewyczerpanym źródłem refleksji, objawienia, zespolenia: zła fryzura, zmienne nastroje, podwożenie dziecka do szkoły, napięte terminy, debet na koncie bankowym, brudna podłoga, zakupy w sklepie spożywczym, zmęczenie, choroba, braki w garderobie, niespodziewani goście, nawet zgubienie ostatnich dwudziestu pięciu funtów. Prosta Obfitość dawała mi transcendentną świadomość, że autentyczne życie jest najbardziej osobistą formą kultu. Codzienne życie stało się moją modlitwą.
Jednakże sprowadzenie _Ścieżki Prostej Obfitości_ na świat było największym wyzwaniem w moim życiu. Mimo że od dwudziestu lat byłam publikowaną dziennikarką, znaną w całym kraju, autorką dwóch książek, to znalezienie wydawcy, który chciałby mnie wesprzeć, było zniechęcającą i trudną walką. Przez ponad dwa lata prawie trzydzieści razy odrzucano moją propozycję. I w końcu, aby łagodzić ciosy, moja agentka Chris Tomasino, przekazywała mi nowe wiadomości w kilku bolesnych listach naraz. Powód odmowy? Prostota jest niekomercyjna, a książka o życiu opartym na wdzięczności? Zapomnij.
Dwadzieścia pięć lat, siedem milionów egzemplarzy i trzydzieści języków później okazało się, że jest inaczej.
Przygotowując tę nową przedmowę, zajrzałam do zachowanych dokumentów, aby prześledzić, jak doszło do tego cudu. Czytanie niektórych listów z odmową nadal jest tak przykre, że aż się krzywię z bólu. Nic dziwnego, że płakałam w poduszkę więcej razy, niż można sobie wyobrazić. Następnego ranka mówiłam sobie jednak: „Spróbujemy jeszcze raz”, i zaczynałam kolejną medytację. Z czasem myśli, zdań, akapitów i stron było coraz więcej, zaczęły nabierać twórczej prędkości. Od początku zawsze czułam, że _Ścieżka Prostej Obfitości_ jest wspólnym projektem Wielkiego Stwórcy i moim, ponieważ tytuł objawił mi się w błysku jaskrawoneonowego światła. Byłam uważna, kiedy to się stało. Moja praca, tak jak ją postrzegałam, polegała na codziennym stawianiu się i pisaniu. Szczegóły znalezienia odpowiedniego wydawcy należały do nieba i do Chris.
Nie chcę jednak cię oszukiwać, bardzo trudno zachować optymizm, kiedy świat ciągle cię odrzuca, zatem dla podtrzymania na duchu stworzyłam tablicę wydawniczych nastrojów i umieściłam ją nad biurkiem. Pewnego popołudnia w 1993 roku, na dwa lata przed ukazaniem się _Ścieżki Prostej Obfitości_, wzięłam listę bestsellerów „New York Timesa”, zamalowałam jeden tytuł korektorem, a w jego miejsce wpisałam _Ścieżkę Prostej Obfitości_, zmieniając datę na czerwiec 1996 roku. Zawiesiłam ją nad ekranem komputera. Obok umieściłam piękną widokówkę z obrazem Roberta Speara Dunninga _Zbieranie czereśni_ namalowanym w 1866 roku, który przedstawia męski słomkowy kapelusz obok damskiego słomkowego kapelusika, leżące na trawie obok koszyka pełnego czereśni. Była to doskonała ilustracja prawdy, że „wszystko, co masz, to wszystko, czego potrzebujesz”. I tak pracowałam każdego dnia, a moja przyszłość wpatrywała się we mnie intensywnie. Musiałam nauczyć się wierzyć, że Niebo i „Książka” wiedzą więcej ode mnie.
Początkowo wyobrażałam sobie _Ścieżkę Prostej Obfitości_ jako jedną z pięknych kolorowych książek na temat stylu życia, które były modne na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku, ale na próżno. Kiedy po dwóch latach i trzydziestu odrzuceniach minęliśmy apogeum, Liv Blumer z Warner Books zapytała Chris, czy byłabym gotowa zmienić _Ścieżkę Prostej Obfitości_ w inspirujący dziennik. Uznałam to za absurdalne. Jak mogę być dla kobiet źródłem inspiracji, skoro sama tak rozpaczliwie poszukuję siebie? Chris poprosiła, abym się z tym pomysłem przespała.
Następnego dnia rano wzięłam rękopis i przerobiłam tekst na eseje na każdy dzień. Byłam zdumiona tym, jaka siła tkwi w niewielkiej, dającej otuchę opowieści, którą mamy przeczytać i rozważyć jednego dnia. Potem usłyszałam, jak ten cichy, współczujący Głos, który zaczęłam nazywać Duchem, pyta: „Czy możemy teraz wziąć się do pracy?”. I wzięliśmy się. Potrzeba było jednak kolejnych dwóch lat, aby tę pracę ukończyć. Oczywiście miałam wiele tematów, które chciałam z tobą omówić.
Kiedy _Ścieżka Prostej Obfitości_ ukazała się w końcu w listopadzie 1995 roku, wydawca powiedział mi, że to jest „kobieca książka”, że będzie się „powoli wypalać” i zależeć od przekazu „z ust do ust” między kobietami. Wyrażenia „kobieca książka”, „powolne wypalanie” i rekomendacja „z ust do ust” były eufemizmami wydawcy oznaczającymi „brak reklamy”. I oczywiście przez pierwsze miesiące nie było żadnej innej reklamy oprócz plakatów w lokalnych księgarniach.
Jakież to było przygnębiające i rozdzierające serce – pięć lat pracy, zmagań, potu i łez i żadnej reklamy? _Ścieżka Prostej Obfitości_ miała się tylko prześlizgnąć przez szczeliny i zniknąć? Nie mogłam na to pozwolić. Nie miałam dokąd zwrócić się o pomoc, mogłam tylko paść na kolana. Następnego dnia Niebo szepnęło mi do ucha: „Wyślij trzydzieści egzemplarzy do programu _Oprah Winfrey Show_, po jednym dla każdej kobiety z jej personelu. Zobaczymy, czy uda się skłonić kobiety, by przemówiły”.
Był to bardzo niezwykły sposób zareklamowania książki i nastąpił, jeszcze zanim Oprah założyła swój słynny klub czytelniczy, który zachęcał kobiety do czytania i rozmów na temat książek w nowy, ekscytujący sposób. Pracownicy działu reklamy mojego wydawcy dostarczyli już jeden egzemplarz książki producentom programu Oprah, tak więc, co zrozumiałe, moja sugestia została uznana za grubą przesadę i tylko ich zdenerwowała.
Tymczasem był okres wakacji i moi przyjaciele wspaniałomyślnie wydawali prywatne przyjęcia promujące moją książkę, zapraszając swoich przyjaciół i przyjaciół ich przyjaciół. Odzew był entuzjastyczny.
Wynajęłam stoisko na wakacyjnym bazarze Washington Waldorf School, który zawsze jest zatłoczony. Ludzie zaznaczają go w kalendarzu na rok wcześniej, ponieważ jest to najlepszy wakacyjny bazar, na jaki można pójść. Sprzedałam sto egzemplarzy w kilka godzin, wszystkie z autografem. Zauważyłam też coś niezwykłego. Kobiety kupowały po kilka książek. Kupowały je dla swoich sióstr, przyjaciółek, córek, synowych, matek, teściowych, siostrzenic, kuzynek, szefowych i sekretarek. Kobiety, które nabyły książki na przyjęciach, później ścigały mnie, aby kupić ich więcej! Było to cudowne zaskoczenie, które wywołało oszołomienie.
Ciągle jednak nie mogłam wybić sobie z głowy myśli o Oprah. Ponownie zwróciłam się do działu reklamy i zaproponowałam, że zapłacę za książki, lecz poprosiłam, aby to redakcja je wysłała, gdyż nie chciałam wyglądać na zdesperowaną autorkę, którą w istocie byłam. Przypuszczam, że dosłyszeli żarliwość w moim głosie, bo w końcu się zgodzili i wysłali trzydzieści egzemplarzy jako wakacyjne prezenty dla personelu programu. (I nawet nie musiałam za nie płacić!)
Mniej więcej po tygodniu otrzymałam wiadomość, że choć wszystkim kobietom książka się podobała, to zespół redakcyjny stwierdził, że nie nadaje się ona na podstawę programu. Aby zachować twarz, odparłam: „Któregoś dnia Oprah chwyci książkę i przeczyta coś, co do niej przemówi, a wtedy powstanie program”.
Nadszedł styczeń 1996 roku, przynosząc światu wietrzną pogodę, a mnie palący temat: „Kiedy wreszcie dostanę prawdziwą pracę?”. Gdy po tygodniowej przerwie odwiozłam córkę do szkoły, jakaś kobieta pomachała do mnie w podnieceniu i ruszyła w moim kierunku przez parking. Miała mi tyle do powiedzenia, że aż brakowało jej tchu. Położyła mi ręce na ramionach i patrząc prosto w oczy, zaczęła mi gorąco dziękować za _Ścieżkę Prostej Obfitości_. Powiedziała, że jej teściowa jest kardiochirurgiem dziecięcym, ale zrezygnowała z pracy, gdyż nie mogła pogodzić się z tym, że jej mali pacjenci umierają, mimo że tak bardzo się starała im pomagać.
„Daliśmy jej _Ścieżkę Prostej Obfitości_ na Gwiazdkę i wie pani co? Ma zamiar wrócić do pracy, ponieważ teraz rozpoznaje swój autentyczny dar i czuje, że ta praca jest jej przeznaczeniem”. Obie miałyśmy w oczach szczęście i wdzięczność.
Wtedy, w tamtym miejscu, całkowicie oddałam Duchowi swoje obawy o los _Ścieżki Prostej Obfitości_. Uznałam i zaakceptowałam fakt, że ta książka zawsze należała do Nieba. To, że ją napisałam, samo w sobie było błogosławieństwem, i ta możliwość wzbudziła we mnie ogromną wdzięczność. Modliłam się tylko, żebym mogła znaleźć pracę, która pozwoli mi wykorzystać moje talenty.
Zaczęły do mnie przychodzić listy od czytelniczek z całego kraju, w których dziękowały mi za _Ścieżkę Prostej Obfitości_ i pisały, że nie czują się już tak samotne.
W pierwszym tygodniu LUTEGO dostałam telefon od _Oprah Winfrey Show_. Oprah weszła do swojej garderoby i zobaczyła moją książkę na blacie. „Co to za różowa książka, którą wszędzie widzę?” – zaciekawiła się. Otworzyła ją i przeczytała coś, co do niej przemówiło, a po tygodniu zaproszono mnie do Chicago. Zapytałam, czy mogę wziąć z sobą trzynastoletnią córkę. Było to najlepsze doświadczenie typu: „zabierz dziecko do pracy”, jakie kiedykolwiek przeżyłam!
Przyjechałyśmy do Chicago dzień przed nagrywaniem programu. Wyszłyśmy z hotelu na krótki spacer, aby rozejrzeć się po Michigan Avenue i okolicy. Znalazłyśmy Terra Museum of American Art. Zbliżała się godzina jego zamknięcia, a więc szybko przechodziłyśmy przez sale. Na drugim piętrze skręciłam w pustą galerię. I jak myślicie, co znalazłam? _Zbieranie czereśni_ Roberta Speara Dunninga. Obraz z kartki pocztowej, na którą codziennie patrzyłam z miłością, pisząc _Ścieżkę Prostej Obfitości_. Ciągle czuję dreszcz zachwytu, wspominając tę chwilę, gdy czas zatoczył pełne koło i otrzymałam duchowe potwierdzenie, że nigdy nie byłam sama w tej wędrówce niewysłuchanych modlitw. Podobnie jak ty nie jesteś.
Łaska Wdzięczności
Nie ma na świecie nic równie potężnego jak pomysł, którego czas właśnie nadszedł.
Victor Hugo (1802–1885),
francuski poeta, powieściopisarz i dramaturg
Nie wiem, który fragment _Ścieżki Prostej Obfitości_ przemówił do Oprah, ale wyczuwam, że miał coś wspólnego z Wdzięcznością, a nikt nie szerzy ewangelii lepiej od Oprah. Wiele mówi na temat przemieniającego wpływu prowadzenia Dziennika Wdzięczności i poświęciła wiele programów _Ścieżce Prostej Obfitości_. Zanim się zorientowałam, „gorączka wdzięczności” opanowała kraj.
Pięć lat wcześniej, w 1991 roku, kiedy zaczęłam eksperymentować z Wdzięcznością jako duchowym katalizatorem przemiany życia, byłam rozczarowana tym, że tak niewiele napisano na ten temat. Jedynym wyjątkiem była skromna medytacja benedyktyńskiego mnicha Davida Steindla-Rasta _Gartefulness. The Heart of Prayer_ („Wdzięczność. Serce modlitwy”). Z pewnością nie było czegoś takiego jak Dziennik Wdzięczności. Musiałam go stworzyć, ponieważ codzienna wdzięczność była dla mnie tak cudowną nową praktyką.
Dzisiaj, gdy wpisuję słowo „wdzięczność” w wyszukiwarkę, znajduję 154 miliony linków do książek, stron internetowych, artykułów, newsletterów i projektów badawczych, a liczba ta z każdym dniem rośnie. Jednym z moich ulubionych jest opasły tom _The Psychology of Gratitude_ („Psychologia wdzięczności”), wydany pod redakcją Roberta A. Emmonsa i Michaela E. McCullougha. Jest to pierwszy zbiór empirycznych, badań naukowych nad wdzięcznością przeprowadzonych przez wybitnych naukowców dokumentujących pozytywny wpływ wdzięczności na nasz umysł, ciało i ducha.
Dzielę się tym z tobą, ponieważ jeśli Prosta Obfitość jest dla ciebie czymś nowym, to – czy jesteś tego świadoma czy nie – słuchałaś o niej przez lata, ilekroć słyszałaś rozmowy na temat wdzięczności lub miałaś do czynienia z Dziennikami Wdzięczności. W istocie temat ten tak często gościł w rozmowach Amerykanów, że stał się niemal popkulturowym, psychologiczno-bełkotliwym odpowiednikiem muzaka.
Chciałam się do tego bezpośrednio odnieść i przyznać, zanim wyruszysz ścieżką Prostej Obfitości prowadzącą do znalezienia swojego Autentycznego Ja. Być może sądzisz, że znasz moc Wdzięczności, lecz dopóki osobiście nie doświadczysz jej cudu, tak nie jest. W tej poprawionej wersji książki świadomie zostawiłam sekwencję medytacji, abyś sama odkryła moc Wdzięczności, jak to było w pierwotnej wersji _Ścieżki Prostej Obfitości_. Dotrzesz do tych stron, tak jak wcześniej zrobiły to inne kobiety. Pragnę cię zapewnić, że uznasz swoje poszukiwanie autentyczności za uświęcone zadanie.
To prowadzi nas do Autentycznego Ja, kolejnego syna marnotrawnego, który przez minione dwadzieścia lat był wykorzystywany na wiele sposobów i który również stał się banałem. Obiecuję jednak, że jeśli potrafisz usunąć z umysłu wszystko, co jest związane z czyjąś inną wersją Autentycznego Ja, odkrywanie samej siebie dostarczy ci wiele radości.
Prawda czy wyzwanie
Co by się stało, gdyby jedna kobieta powiedziała prawdę o swoim życiu? Świat by się rozpadł.
Muriel Rukeyser (1913–1980),
amerykańska poetka i działaczka polityczna
Kiedy pisałam _Ścieżkę Prostej Obfitości_, pisałam ją tylko dla jednej czytelniczki: dla ciebie. Codziennie przez pięć lat tworzyłam prywatną chwilę wytchnienia dla nas obu od stresu tego świata i naszej pogoni za doskonałością. Mówiłam prawdę o swoim życiu i być może także o twoim. Jesteśmy pokrewnymi duszami.
Pod wieloma względami _Ścieżka Prostej Obfitości_ była pierwowzorem kobiecego bloga, ponieważ jej forma dziennika traktowała o wszystkim, co należy do naszych codziennych zajęć.
Szybko się też rozprzestrzeniała. Kobiety kupowały _Ścieżkę Prostej Obfitości_, aby ją podarować innym na wakacje, z okazji urodzin, rocznic i ukończenia nauki; otrzymywały ją na Dzień Matki lub od przyjaciółek na pocieszenie po rozwodzie, utracie pracy bądź otrzymaniu druzgocącej diagnozy. Kiedy jeden telefon sprawiał, że kobieta doznawała wstrząsu, rozpadały się jej marzenia i życie, które dotąd znała, „różowa książka” pojawiała się równie często jak garnki z zapiekanką. Psychoterapeuci mówili mi, że przepisywali ją jak lekarstwo, przekazywały ją sobie uczestniczki programu „dwunastu kroków”; kobiety maltretowane znajdowały ją na bibliotecznych półkach. Czytały ją kobiety czekające na chemioterapię, a potem zostawiały pielęgniarkom, które tak czule się nimi opiekowały. Aby świętować, współczuć, pocieszać, rozweselać, ale przede wszystkim aby się porozumiewać, kobiety na całym świecie – od Connecticut, przez Chorwację, po Chiny – dzieliły się _Ścieżką Prostej Obfitości_ i błogosławiły życie, które odnalazły między jej wersami: swoje życie.
Dlaczego ta książka, dlaczego teraz?
Ludzie muszą się czasami dowiedzieć nie tylko, jak wiele musi przyjąć serce, ale także jak wiele może znieść głowa.
Maria Mitchell (1818–1889),
pierwsza kobieta astronom w USA,
w 1847 roku odkryła kometę panny Mitchell
Jako kobiety od urodzenia zostałyśmy przypisane do grup wiekowych, które już nam nie pasują ani nie służą. Jak w tej chwili opisałybyśmy siebie? Kobieta z pokolenia milenialsów, z pokolenia X, urodzona w wyżu demograficznym? Czytelniczki _Ścieżki Prostej Obfitości_ przeciwstawiają się tym ograniczającym kategoriom. Nie pisałabym dzisiaj tej uaktualnionej wersji, gdyby nie było nowych milenialsowych czytelniczek, które pisały mi, jak bardzo podoba im się _Ścieżka Prostej Obfitości_, ale czy nie mogłabym jej dla nich uaktualnić? Michelle Obama, która jest dla mnie sztandarowym przykładem Autentycznego Ja, mówi: „Jeśli nie zdefiniujecie siebie, bardzo szybko zostaniecie zdefiniowane przez innych”.
Zabierzmy się więc do tego, spotykając pośrodku. Jesteśmy wspaniałymi i zachwycającymi „antykami z połowy wieku XX”. Bez względu na to jednak, w jakim jesteśmy wieku i jakie jest nasze nastawienie, nasze serca i głowy potrzebują odrobiny pocieszenia, równowagi, radości i uśmierzenia bólu. I sądzę, że znajdziecie je na tych stronicach. A co powiecie na trochę pogody ducha w odmierzonych dawkach? Dzisiejsza kultura szybko zmieniających się, skomplikowanych i zwykle niepokojących, nieustannie napływających wiadomości „z ostatniej chwili” atakuje nas na każdym kroku, pozbawiając poczucia bezpieczeństwa. Zmniejsza naszą zdolność do odczuwania szczęścia, wyczerpuje nas i odbiera siły. Sprawia, że jesteśmy napięte, kruche i przerażone.
Większość z nas każdego dnia przyznałaby, że nie wie, skąd przychodzi i dokąd zmierza. Ciągle czujemy się rozkojarzone – nawet w towarzystwie osób, które kochamy. Często jesteśmy bliskie łez „bez żadnego powodu” i czujemy, że nie mamy nikogo, z kim mogłybyśmy porozmawiać i kto by nas zrozumiał. Co jeszcze bardziej zdumiewające, to ciągłe poczucie niepokoju, przytłoczenia i emocjonalnego wyczerpania w jakiś sposób stało się akceptowaną w naszej kulturze „nową normą”. Niemal każda kobieta, którą znam, przyznaje, że budzi się zmęczona, wręcz wyczerpana, i częściej niż kiedyś myśli o czekających ją trudnościach. To jednak nie jest ani normalne, ani zdrowe. I ktoś musi to wreszcie powiedzieć.
Ja będę pierwsza.
To nie jest normalne.
Żyjemy w niezwykłych czasach, ale one nie są nową normalnością. Ponieważ nie ma nic normalnego w tym, co dzieje się każdego dnia. I jedynym sposobem, aby ochronić siebie i naszych bliskich, jest uświadomienie sobie i przyznanie, że technologia musi mieć swoje granice. Jak to zrobić? W taki sam sposób, w jaki kobiety zawsze się chroniły: poprzez stworzenie bezpiecznej emocjonalnej i psychicznej przystani, która ochroni to, co dla nas święte. Dlatego wróciłam.
Poprzednia edycja _Ścieżki Prostej Obfitości_ ukazała się w 2005 roku, w dziesiątą rocznicę pierwszego wydania. Czternaście lat temu jednak technologia nie dominowała w naszym życiu w takim stopniu jak dzisiaj. A kiedy technologia raz zawładnęła naszym życiem, staliśmy się jej zakładnikami. Film science fiction Stanleya Kubricka z 1968 roku _2001: Odyseja kosmiczna_ stał się żywą historią. Zamiast superinteligentnego komputera HAL płynącego w przestworzach mamy teraz Alexę wykonującą nasze polecenia w domu i Siri wskazującą nam kierunek jazdy samochodem. I my się zastanawiamy, dlaczego nie mamy cierpliwości, aby wysłuchać do końca nawet jednej myśli?
Postanowiłam dogłębnie zrewidować tekst, mając na uwadze czytelniczkę nie sprzed dwudziestu pięciu lat, lecz współczesną. Niektóre medytacje odświeżyłam, inne przerobiłam, a wiele zastąpiłam nowymi. Dusza _Ścieżki Prostej Obfitości_ pozostaje jednak nietknięta: wszystko, co mamy, to wszystko, czego nam trzeba. Musimy tylko mieć świadomość tego, jakim błogosławieństwem jest dla nas każdy dzień. Te z was, które już są drogimi przyjaciółkami, znajdą wiele nowych spraw do rozważenia. Dla waszych córek jest trochę lekkich kuksańców, których potrzebuje się w młodości, i wiele zachęt, aby wyruszyły na safari własnego ja. Jest w tym magia: kiedy pisałam tę wersję, zjednoczyłam się na nowo z dziewczyną, którą zostawiłam za sobą, i teraz jestem na własnym nowym safari. Mam nadzieję, że dla każdego, kto przeczyta _Ścieżkę Prostej Obfitości_, będzie ona tak samo inspirująca.
Pod koniec każdego miesiąca, oprócz zaktualizowanych Prostych Radości, jest część zatytułowana „Wypróbuj to w domu”. Znajdziesz tam propozycje, jak przygotować Szafę Przezorności. Ta awaryjna szafa będzie zawierać wszystko, czego możemy potrzebować, gdybyśmy musiały szybko opuścić dom. Przynajmniej będziesz miała dość zapasów, by przetrwać kolejny śniegowy „armagedon”, który – jak się wydaje – zdarza się coraz częściej w naszych czasach.
Boska sztuka
Boską sztuką jest opowiadanie.
Isak Dinesen (1885–1962),
pseudonim literacki duńskiej pisarki
Karen Blixen-Finecke
Będąc pisarką irlandzką, bardziej wierzę w to, co niewidzialne, niż w to, co widoczne. Zgadzam się z Franzem Kafką, że pisanie jest najbardziej osobistą formą modlitwy. Na każdej stronie między wersami są moje dziękczynne wpisy dla Wielkiego Stwórcy – w którym się poruszam, piszę, żyję, kocham, znajduję swoją istotę i sens.
Emily Dickinson uważała, że Dom jest inną nazwą Boga. Helen Keller opisała Boga jako „Światło w moich ciemnościach, Głos w moim milczeniu”. Czternastowieczna mistyczka Juliana z Norwich mówiła swoim nowicjuszkom: „Bóg jest odzieniem, które nas otula, obejmuje i otacza”. Za każdym razem, gdy pod koniec długiego, męczącego dnia wślizguję się w mój wygodny szlafrok, wiem, że miała rację.
W tradycji żydowskiej tożsamość Wszechmocnego jest tak święta i ukryta, że właściwego imienia Boga nie można wypowiadać. My zapisujemy je jako YHWH – cztery święte litery przedstawiające czas przeszły, teraźniejszy i przyszły słowa „być”. Bóg powiedział Mojżeszowi, żeby zwracał się do niego „Jestem, który jestem”, i kiedy Mojżesz to robił, morze się rozstępowało i jego lud był karmiony codziennie w czasie czterdziestoletniej wędrówki przez pustynię. Wielu z nich prawdopodobnie patrzyło w niebo, nazywając Boga Manna – imieniem niebieskiego pokarmu, który trzymał ich przy życiu.
Każda kobieta, która wierzy w Boga, nazywa go jakimś konkretnym imieniem. A te, które nie wierzą albo przeżywają wiarę inaczej niż ty czy ja, wybiorą inne słowo na opisanie Boga, może Kosmos albo Jedyny, albo Dobry Porządek. W moich książkach często nazywam Boga Duchem, ponieważ nie chcę narzucać własnych poglądów na temat Boskości czytelniczkom, z których każda czci sacrum w zwyczajności: Źródło Wszelkiej Tajemnicy, Tego, Który Rozwiewa Wątpliwości, Rozpalającego Nadzieję, Zawsze Obecnego Żywiciela, Współczującego Słuchacza, Strażnika Ognia, Święte Źródło czy Matczyną Obfitość, która jest dla mnie nieustannym źródłem kierownictwa.
Oto wskazówka: Jeśli natkniesz się na słowo pisane wielką literą, to wiedz, że staram się nim nazwać, jakkolwiek nieudolnie, aspekt Boskości, który był dla mnie pocieszeniem, wsparciem i radością.
Niechaj lektura _Ścieżki Prostej Obfitości_ będzie dodającą otuchy rozmową z przyjaciółką, która jest wdzięczna za to, że nasze drogi się spotkały. Kiedy przyglądam się rozpościerającej się przed nami ścieżce codziennej łaski, widzę czekające nas wspaniałe dni. Błogosławione jesteśmy między kobietami i jakie to cudowne, że obie o tym wiemy.
Mnóstwo miłości, podziękowań i błogosławieństw dla twojej odwagi,
_Sarah Ban Breathnach_
_maj 2019_STYCZEŃ
A teraz powitajmy Nowy Rok
pełen rzeczy, których dotąd nie było.
Rainer Maria Rilke (1875–1926),
poeta austriacki
Zaczyna się styczeń, miesiąc nowych początków oraz drogich wspomnień. Niechaj zima tka swój cudowny czar – zimne, rześkie dni, my w wełnianych szalikach, długie, ciemne wieczory, smaczne kolacje, namiętne dyskusje albo samotne radości. Na zewnątrz spada temperatura, a śnieg otula wszystko miękkim płaszczem. Cała przyroda odpoczywa. My także powinniśmy. Gromadźcie się przy kominku. Jest to miesiąc snu, spoglądania w przyszłość i wędrówki w głąb siebie.1 STYCZNIA
Przełomowy rok radości i odkryć
Istnieją lata stawiania pytań i lata odpowiedzi.
Zora Neale Hurston (1891–1960),
afroamerykańska pisarka i antropolożka
Nowy Rok. Nowy start. Pusta kartka. Nowy rozdział w życiu, który czeka na zapisanie. Nowe pytania, na które trzeba będzie odpowiedzieć, zrozumieć je i pokochać. Nowe odpowiedzi, które trzeba rozważyć, a potem nowe wybory, których trzeba dokonać w tym przełomowym roku radości i odkrywania siebie.
Czy możesz znaleźć spokojną chwilę, w której będziesz marzyć? Jakie są twoje nadzieje na przyszłość? Gdy zastanawiasz się nad minionymi latami, nie martw się zbytnio przeszłością. Dzisiaj zostałaś pobłogosławiona kolejną szansą. Czy może być coś cenniejszego? Pani Pomyślność podróżowała przez czas i przestrzeń, aby rzucić nam pod nogi obfitość możliwości – mnóstwo łaski i przychylności. Wykorzystajmy to jak najlepiej.
Każdego roku otrzymujemy cztery wspaniałe pory roku, dwanaście miesięcy tajemnicy, pięćdziesiąt dwa tygodnie cudów i trzysta sześćdziesiąt pięć codziennych cykli, a każdy z nich jest wypełniony dwudziestoma czterema miarkami czasu – darami świtu, poranka, południa, zmierzchu, zmroku i wieczoru. Godziny i minuty. Chwile i uderzenia serca. Będą niespodzianki, które wywołają zarówno uśmiechy, jak i głębokie westchnienia, mądrość zdobywana i w końcu doceniona, krajobrazy rozleglejsze niż te, które możesz dostrzec teraz, momenty oczekiwania. Więcej błogosławieństw, niż możemy zliczyć i zmieścić w torbie podróżnej.
Tylko marzenia rodzą zmiany. Stopniowo, gdy staniesz się panią własnego zadowolenia, nauczysz się wyrażać łagodne tęsknoty swego serca. Jednak w tym roku zamiast postanowień spisuj swoje najbardziej osobiste pragnienia. Tęsknoty, które odkładałaś, bo zawsze pojawiały się nie w porę. Uwierz, że nadszedł wreszcie właściwy czas. Zadawaj pytania. Ścieżka Prostej Obfitości daje pewność, że odpowiedzi nadejdą i odkryjemy – dzień po dniu – jak nimi żyć.2 STYCZNIA
Pokochać pytania
Żyje się tylko raz – lecz jeśli zrobi się to dobrze, ten raz wystarczy.
Joe E. Lewis (1902–1971),
amerykański artysta estradowy
Jak często w przeszłości odwracałaś się od wszystkiego, co nierozwiązane w twym sercu, ponieważ bałaś się stawiać pytania? Co by się jednak stało, gdybyś wiedziała, że ten rok – począwszy od dnia dzisiejszego – możesz przeżyć w sposób bardziej twórczy, radosny, spełniony? Jak byś go sobie wyobrażała? Jak by to było? Jakie poczyniłabyś zmiany? Jak i od czego byś zaczęła? Czy rozumiesz, dlaczego te pytania są tak ważne?
„Bądźcie cierpliwi wobec wszystkiego, co nierozwiązane w waszym sercu, i spróbujcie pokochać pytania – napomina nas Rainer Maria Rilke. – Nie szukajcie odpowiedzi, które nie mogą być wam teraz udzielone, ponieważ nie bylibyście zdolni ich przeżyć. Problem polega na tym, aby żyć wszystkim. Żyjcie teraz pytaniami…”
Odpowiedzi przyjdą, ale dopiero kiedy poznasz, które pytania warto zadawać. Czekaj. Najpierw żyj pytaniami, dopiero potem pytaj. Bądź otwarta na zmiany, które w sposób nieunikniony pojawią się wraz z odpowiedziami. To może trochę potrwać, ale czas jest szczodrym błogosławieństwem Nowego Roku. Uwierz w siebie. I uwierz, że istnieje kochające Źródło – Siewca Marzeń, który tylko czeka, aby pomóc ci zrealizować twoje marzenia. Po prostu obfity rok, którym należy się delektować.3 STYCZNIA
Co masz zamiar robić przez resztę życia?
Obym miał dziś odwagę
Wieść życie, które bym kochał,
Nie lekceważyć już marzeń
I robić to, po co przyszedłem,
Nie marnując serca.
John O’Donohue (1956–2008),
irlandzki poeta, pisarz, filozof
A jednak się wahamy. Czy to dlatego, że dar nowego początku pojawia się w życiu zawinięty w szary papier? Czy nauczyłyśmy się powściągać swój noworoczny entuzjazm żelazną determinacją i znużeniem? A może dlatego, że już wiemy, iż każdy początek zaczyna się od zakończenia? Może zakończenie, którego się nie spodziewałaś, właśnie nastąpiło, i nadal zmagasz się z nowymi okolicznościami i trudną zmianą. Nie masz pomysłu, jak znowu zacząć.
„Początki często nas przerażają, ponieważ wydają się samotnymi podróżami w nieznane. A jednak tak naprawdę żaden początek nie jest daremny ani osamotniony – zapewnia nas popularyzator celtyckiej duchowości, filozof i poeta John O’Donohue w swojej głębokiej książce o mocy błogosławieństwa _To Bless the Space Between Us_ («Błogosławić przestrzeń między nami»). – Myślimy, że początek jest wyruszeniem z samotnego punktu w jakimś kierunku w nieznane. Ale tak nie jest. Schronienie i energia ożywają, kiedy przyjmiemy początek. Początek jest ostatecznie zaproszeniem, aby otworzyć się na dary i wzrost, które są nam przeznaczone. Odmowa może być aktem wielkiego zaniedbania własnych potrzeb. Nie ma potrzeby bać się początku. Najczęściej on zna czekającą nas wędrówkę lepiej niż my sami. Być może sztukę zbierania ukrytych bogactw w naszym życiu można najlepiej opanować, kiedy największym zaufaniem obdarzymy sztukę zaczynania”.
Zatem, jak się wydaje, jest tylko jedno pytanie, na które trzeba sobie odpowiedzieć. Co masz zamiar robić przez resztę życia?4 STYCZNIA
Właściwe rzeczy we właściwym czasie
Nie wymyślisz sposobu na nowy rodzaj życia. Możesz tylko żyć na swój sposób według nowego rodzaju myślenia.
Henri J.M. Nouwen (1932–1996),
holenderski ksiądz katolicki i pisarz
Kiedy zamykasz oczy, aby wyobrazić sobie inny sposób życia, jak wygląda twój dzień? Potrafisz skupić się na jednej scenie? A może twoje myśli rozbiegają się w tysiącu różnych kierunkach – w irytującej plątaninie? Czy możesz przywołać jakieś nowe szczęśliwe obrazy? To nie jest podchwytliwe pytanie, ponieważ ostatnio sama miałam z tym ćwiczeniem trochę trudności i jeśli ty też je masz, to nie bez powodu. Czasami kiedy myślimy, że przebrnęłyśmy już przez coś, cokolwiek by to było, z czego nie mogłyśmy się otrząsnąć (a wszystkie mamy coś takiego), znajdujemy „to” wszędzie: wpatrzone w nas prowokuje do myśli, by zostawić przeszłość tam, gdzie jej miejsce – we wstecznym lusterku.
Może próbowałaś uporządkować świąteczne ozdoby, aby zebrać je w jednym miejscu, i znalazłaś zniszczone brązowe pudełko upchnięte gdzieś w głębi szafy. Otwierasz je, a ono jest pełne pamiątek i fotografii z lat, które były jeszcze szczęśliwe, zanim stały się paskudne. W jednej krótkiej chwili twój radosny nastrój gaśnie. Nagle jesteś wykończona i zdezorientowana. Czujesz się, jakby niebezpieczny prąd wessał cię na powrót do wielkiego bagna niesprawiedliwości i krzywdy.
Tak było z tobą. I ze mną też. Poznaj dwóch tajnych agentów autosabotażu, bliźnięta: Żal i Wyrzuty Sumienia. Ten pokręcony duet nie robi nic dobrego i jest zdecydowany nie odstępować cię ani na krok. Dlatego właśnie karmi nasze smutne i mroczne emocje. Chce, abyś była przygnębiona i nieobecna, rozczarowana i smutna, by on mógł cię rozpraszać tak długo, jak będzie chciał. Ponieważ w tym roku nie tylko masz zwiększyć światło w twoim życiu, ale też zwiększyć światło, które zaniesiesz światu. I ten intrygancki duet będzie usiłował ci to uniemożliwić za pomocą ogromnego kosza bolesnych wspomnień, gdy tylko pojawi się pierwszy promyk twojego szczęścia, uzdrowienia i nadziei.
I tak oto, totalnie zniechęcone, zostawiamy świąteczne ozdoby rozsypane po całej sypialni i dopijamy ajerkoniak (nie może się przecież zmarnować), i zjadamy wszystkie świąteczne smakołyki, które tylko jesteśmy w stanie znaleźć. A może buteleczkę wina, którą trzymałyśmy na specjalną okazję? (Już słyszę, jak mówisz: „A kiedy niby miałaby się ona zdarzyć?”). I gdy w końcu docieramy na kanapę albo do łóżka, to dlaczego nie usunąć wreszcie z Facebooka dawnego chłopaka, zwłaszcza teraz, gdy się ożenił. (O ile pamiętam, to ty z nim zerwałaś). Tak więc przestawiamy się na pilota i włączamy jakiś stary film albo program telewizyjny, aby pomóc się zaszklić naszym zapuchniętym oczom.
Może naszym sposobem na odwleczenie decyzji jest wyprzedaż ciuchów online albo telezakupy, najbardziej przekonujące tuż przed wschodem słońca. Jeśli gapisz się wystarczająco długo, zaczynasz wierzyć atrakcyjnym energicznym gospodarzom programu obiecującym luksus, styl, cerę bez zmarszczek albo szczupłą sylwetkę bez cellulitu, które mogą być twoje dzięki użyciu EasyPay. Sen przynosi wszystko, czego najwyraźniej potrzebujesz, aby pomogło ci sobie radzić, patrzeć, żyć i czuć się lepiej, dokładnie w tej chwili, gdy sobie przypomniałaś, że twój świat kompletnie się zawalił i spłonął. I tak, musisz zacząć od nowa.
„Czy masz nadzieję, tak jak ja, że pojawi się jakaś osoba, rzecz lub zdarzenie, aby dać ci w końcu to poczucie wewnętrznego dobrostanu, którego tak pragniesz? Czy nie mówisz sobie: Niech ta książka, pomysł, kurs, wycieczka, praca, kraj albo relacja spełni moje najgłębsze marzenie?” – zwierza się Henri J.M. Nouwen w swojej dodającej otuchy książce _Życie Umiłowanego. Jak żyć duchowo w świeckim świecie_, wyjaśniając, dlaczego znajdowanie sacrum w rzeczach zwyczajnych jest tak nieoczekiwanym i pocieszającym objawieniem, niezawodnym w karmieniu dusz i uzdrawianiu złamanych serc.
„Ale tak długo, jak długo będziesz czekać na tę tajemniczą chwilę, będziesz się zsuwać po równi pochyłej, zawsze niespokojny i pełen obaw nigdy w pełni zadowolony. Wiesz, że to kompulsywność każe nam być ciągle w ruchu i ciągle czymś się zajmować, lecz jednocześnie zmusza nas do zastanowienia się, czy w ostatecznym rozrachunku w ogóle dokądś dotrzemy. To jest droga do duchowego wyczerpania i wypalenia”.
Dni wprawiające w osłupienie i długie, ciemne noce spadają na nas wszystkie. Jednakże kiedy potrafimy nauczyć się być dobre dla siebie na wiele małych, krzepiących sposobów, to wierz czy nie, spotkają nas niespodziewane nagrody. Tylko, proszę, zachowaj dla mnie trochę miętówek w czekoladzie.6 STYCZNIA
To nie jest próba generalna
Kiedy grasz… przekraczasz siebie – jesteś większa, potężniejsza i piękniejsza. Przez kilka minut jesteś bohaterką. Oto moc. Oto chwała na ziemi. I co wieczór należy ona do ciebie.
Agnes de Mille (1905–1993),
amerykańska tancerka i choreografka
Prawdopodobnie słyszałaś powiedzenie: „Życie to nie próba generalna”. Niestety wiele z nas nieświadomie postępuje tak, jakby właśnie nią było. Powstrzymujemy się, oszczędzamy, podobnie jak aktorka, która tylko powtarza ruchy, aby swą twórczą energię zachować na premierę. Nadal jadasz na wyszczerbionej porcelanie? Sypiasz na wygodnym materacu? Czy masz na nocnym stoliku porządną lampę do czytania? Wycierasz się starym ręcznikiem, a potem odprężasz w wypłowiałym i postrzępionym T-shircie? Może tak jak ja rzadko się stroisz, kiedy jesteś sama w domu. Czy ma to jakieś znaczenie, jeśli nie gramy przed publicznością?
To dobre pytanie. Warto je sobie zadać, gdy zaczyna się nowy rok, a my chcemy zbadać jakość naszej rzeczywistej duchowej wędrówki. Ładne nakrycie stołu zajmuje trochę czasu, ale za to jaka przyjemność jedzenia! Samotne czy mężatki, osiemnastoletnie czy osiemdziesięcioletnie, wszystkie czujemy się lepiej, kiedy rano wchodzimy do posprzątanej kuchni. A te kilka dodatkowych minut na ułożenie włosów czy zrobienie makijażu to inwestycja w odpoczynek na cały dzień, ponieważ kiedy nie myślimy o tym, jak wyglądamy (dobrze czy źle), możemy się skupić na innych ludziach, co jest istotą uroku osobistego. Każda aktorka zna magiczną siłę kostiumu i rekwizytów w stworzeniu szczególnego nastroju na scenie i poza nią.
Od żadnej z nas nie można oczekiwać, że będzie grała w każdej minucie swego życia. Jednak wiele z nas mogłoby częściej korzystać z siły, ekscytacji i wspaniałości prawdziwego życia, gdybyśmy przydzieliły sobie we własnym życiu główną rolę – choćby raz.7 STYCZNIA
Kobieta, jaką chciałabyś być
Dzisiaj wiele kobiet odczuwa smutek, którego nie potrafi nazwać. Chociaż zrealizowałyśmy wiele z naszych zamierzeń, czujemy, że czegoś nam w życiu brak i – bezowocnie – szukamy odpowiedzi na pytanie czego. Często brakuje nam po prostu autentycznego poczucia tego, kim jesteśmy.
dr Emily Hancock,
amerykańska psycholożka i pisarka
Czy i tobie się to przytrafiło? Myjesz twarz i nagle nie rozpoznajesz kobiety, która patrzy na ciebie z lustra. „Kto to jest?” – pytasz. Żadnej odpowiedzi. Kobieta z lustra wygląda niby znajomo, ale ma niewiele wspólnego z osobą, którą spodziewałaś się tam zobaczyć. Psychologowie nazywają to zjawisko „przesunięciem jaźni”. Pojawia się ono najczęściej w chwilach silnego stresu (który codziennie jest udziałem większości z nas).
Co jednak jest nie w porządku? Czym jest ten smutek, którego nie potrafimy nazwać? Czy możemy dziś pochylić się nad tym pytaniem z serdeczną uwagą, na jaką zasługuje? Być może istotą twojej melancholii jest to, że nie jesteś tą kobietą, którą chciałaś być. Zgubiłaś swoje Autentyczne Ja. Pocieszeniem niech będzie, że nawet jeśli przez dziesięciolecia lekceważyłaś jego propozycje („Noś czerwień… Zetnij włosy… Studiuj sztukę w Paryżu… Naucz się tańczyć tango…”), twoje Autentyczne Ja cię nie porzuciło. Wprost przeciwnie, czekało cierpliwie, aż je rozpoznasz i się z nim zespolisz. W tym roku odwróć się od świata i zacznij słuchać. Wsłuchuj się w szept własnego serca. Patrz do wewnątrz. Twoja milcząca towarzyszka zapali latarnie miłości, aby oświecić ci ścieżkę do Pełni. Wędrówka, do której jesteś przeznaczona, w końcu się zaczęła.