Ścigana - ebook
Ścigana - ebook
Lot Nikki Boyd do Nashville przebiegał rutynowo… do czasu lądowania awaryjnego.
Gdy sytuacja na lotnisku zostaje opanowana, Nikki orientuje się, że zaginęła kobieta, która w samolocie siedziała obok niej. Nikt nie chce potwierdzić jej obecności na liście pasażerów. Kiedy Nikki dowiaduje się, że Erika Hamilton leciała do Nashville pod opieką generała sił powietrznych, by zeznawać przed sądem przysięgłych jako kluczowy świadek, zaczyna się zastanawiać, czy jej zniknięcie z miejsca katastrofy oznacza ucieczkę przed kłopotami czy przeciwnie – wpadnięcie prosto w nie. Zanim Nikki zdąży po podróży zobaczyć się z rodziną, zostaje wraz ze swoim zespołem wciągnięta w śledztwo w sprawie zaginionej, w którym motywy są równie niejasne jak podejrzani.
Kilkakrotnie nagradzana autorka Lisa Harris naszpikowała niebezpieczeństwami każdy zakręt tej trzymającej w napięciu, ekscytującej podróży, która wprawi was w prawdziwe osłupienie.
Krytycy o Aktach Nikki Boyd
„Szybkie zwroty akcji” – Fresh Fiction o Zaginionej
„Kolejny sukces” – Radiant Lit o Zaginionej
„Wybuchowa” – Christian Retailing o Wendecie
„Jazda bez trzymanki” – RT Book Reviews o Wendecie
„Fascynująca” – Suspense Magazine o Wendecie
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66297-17-3 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Godzina 11.24
Lot 1545 z Houston do Nashville
Nikki Boyd uchwyciła się oparcia swojego fotela, gdy samolot wpadł w kolejną dziurę powietrzną, a nad rzędem numer 29 zapaliła się czerwona lampka z napisem „PROSZĘ ZAPIĄĆ PASY”. Żołądek Nikki skurczył się niepokojąco, już któryś raz w ciągu ostatniej godziny lotu.
– Panie i panowie, kapitan po raz kolejny włączył lampkę informującą o zapięciu pasów. Wszyscy pasażerowie proszeni są o natychmiastowe zajęcie swoich miejsc oraz upewnienie się, że pasy zostały zapięte prawidłowo.
Nikki zmarszczyła brwi. Monotonny ton głosu stewardesy brzmiał tak, jakby znajdowali się na karuzeli w wesołym miasteczku, a nie trzydzieści tysięcy stóp nad ziemią, w środku burzy. Ponownie sprawdziła pas i wyjrzała przez okno. Krople deszczu uderzały o szkło, w oddali zaś majaczyły cienkie smużki światła. Lot samolotem powinien być jak kaszka z mleczkiem dla kogoś, kto codziennie ryzykował własne życie, pracując w policji. A jednak nie do końca tak było.
Odmówiwszy cicho kolejną modlitwę o bezpieczne lądowanie w Nashville, Nikki puściła oparcie fotela i wyjęła z kieszeni czytnik e-booków ze zdjęciem Tylera Granta schowanym wewnątrz. Chciała się uspokoić. Gdyby miała być ze sobą całkowicie szczera, musiałaby przyznać, że nieustanne turbulencje to tylko jeden z powodów jej sensacji żołądkowych. Kolejnym było to, że Tyler obiecał czekać na nią na lotnisku.
Samolot znów się przechylił, wstrząsając stolikiem zamontowanym przy fotelu. Siedząca obok niej dwudziestolatka o ciemnych włosach przez większość podróży zatopiona w lekturze książki upuściła ją nagle z hukiem i złapała się kurczowo obu sąsiednich foteli.
– Myślałam, że czytanie mnie zrelaksuje, ale nawet to już nie pomaga.
– Dobrze się pani czuje? – spytała Nikki, gdy dziewczyna wyjęła z torebki pigułki i popiła je wodą.
– Poczuję się dobrze, jak wylądujemy – jęknęła tamta, odkładając butelkę do siateczkowej kieszonki przy siedzeniu. – Następnym razem pojadę samochodem.
– Niedługo znajdziemy się już chyba poza strefą tych turbulencji – powiedziała Nikki, widząc w oczach kobiety popłoch. – Na pewno nic nam się nie stanie. Często słyszałam, że samolot jest bezpieczniejszy od samochodu.
– Możliwe. Ale na takiej wysokości zawsze coś może pójść nie tak. – W międzyczasie dziewczyna podniosła książkę i ściskała ją teraz kurczowo w zbielałych dłoniach. – Przepraszam. Obawiałam się tej podróży, jeszcze zanim weszłam na pokład. Moje najgorsze przewidywania potwierdziły się w stu procentach.
Nikki skinęła głową, zastanawiając się, jakim cudem siedzącemu przy oknie facetowi z włosami ściętymi na jeża udało się tak po prostu zasnąć w środku szalejącej wichury. Drzemał w najlepsze, oszczędzając sobie mrożących krew w żyłach widoków za szybą. Nikki dotknęła paznokciem twarzy Tylera na zdjęciu, doskonale rozumiejąc męki swojej towarzyszki. Nie tylko ona walczyła teraz z własnymi nerwami.
– Chłopak? Mąż? – zapytała kobieta, posyłając jej przepraszające spojrzenie. – Wiem, że to nie moja sprawa, ale facet jest boski.
Nikki zachichotała. Ta dziewczyna miała rację. Zrobiła to zdjęcie jakieś trzy miesiące temu, tuż przed wyprawą Tylera do Liberii. Jako były wojskowy nadal preferował bardzo krótko ścięte włosy. Jeśli dodać do tego kilkudniowy zarost oraz owe brązowe oczy, które zawsze zaglądały bez trudu w głąb jej duszy... tak, to wszystko razem wzięte z pewnością musiało oznaczać, że Tyler był boski.
– On... – Nikki starała się udzielić w miarę logicznej odpowiedzi na usłyszane pytanie. – Prawdę powiedziawszy, nie wiem, jak go nazwać. To długa historia. I dość skomplikowana.
Nikki schowała zdjęcie z powrotem wewnątrz czytnika. Nie lubiła rozmawiać na swój temat z nieznajomymi. Ani o pracy, ani tym bardziej o relacjach uczuciowych. A sprawa Tylera była już wyjątkowo osobista. Trzy miesiące wcześniej wyjechał do Liberii, by podjąć współpracę z tamtejszym rządem na rzecz wzmacniania stabilności w regionie. Dzięki temu wyjazdowi chciał również poukładać sobie w głowie kwestie związane nieodłącznie z byciem samotnym ojcem i wdowcem. Ale zanim wyruszył, poprosił ją, by na niego zaczekała. Nadal się jej wydawało, że to tylko sen. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu parsknęłaby śmiechem, gdyby ktoś jej powiedział, że zakocha się po uszy w mężu swojej najlepszej przyjaciółki. A właśnie coś takiego się jej przytrafiło.
– Mam dużo czasu na wysłuchanie skomplikowanej historii. – Kobieta się uśmiechnęła. – A pani wydaje się bardzo przejęta tą znajomością. Widzę to w pani oczach.
– W oczach? – No nie. Nikki nie mogła uwierzyć, że sprawy zaszły aż tak daleko.
– Zdecydowanie. Wszyscy mówią, że jestem spostrzegawcza. Przynajmniej w kwestii cudzych związków. Moje własne nadal pozostawiają wiele do życzenia.
Nikki roześmiała się, wciąż nie mogąc przyznać, że dziewczyna ma rację.
– On jest na razie tylko przyjacielem. No, może ciut więcej niż przyjacielem. Przez ostatnie trzy miesiące przebywał za granicą, więc nie poszliśmy jeszcze nawet na pierwszą randkę. Ale teraz wrócił. I wszystko się rozstrzygnie.
Palec Nikki znowu powędrował w kierunku zdjęcia. Owe trzy miesiące stanowiły dla Tylera doskonały okres, aby mógł z jednej strony przemyśleć swoją aktualną życiową sytuację, z drugiej zaś zdobyć nowe kwalifikacje, które pomogą mu odnaleźć się na rynku pracy w Stanach. Musiał też zdecydować, czy jest już gotów na nowy związek po śmierci Katie. Tutaj Nikki nie mogła mu pomóc w żaden sposób. Ufała jednak, że w trakcie swojej nieobecności Tyler boleśnie odczuje jej brak. I zechce ją mieć przy sobie na stałe.
Kobieta zerknęła na czytaną wcześniej książkę.
– To brzmi znacznie bardziej romantycznie niż ta historia. A nie myśleliście o ślubie?
– O ślubie? – Nikki poczuła, że się czerwieni. Nie. Z całą pewnością nie doszli jeszcze do tego etapu. Nie żeby nigdy o nim nie marzyła. Miała pewność, że jej matka naciskałaby na huczne wesele w jakiejś eleganckiej sali balowej. Ona sama wyobrażała sobie tę uroczystość skromnie, w kościele, w towarzystwie rodziny i najbliższych przyjaciół.
Odsunęła od siebie tę myśl.
– Nie. Ślub... jeśli nawet nastąpi... ciągle pozostaje bardzo odległą perspektywą.
Samolot wpadł w kolejną turbulencję. Gdzieś obok nich stłukła się szklanka.
Nikki wyjrzała przez okno na granatowe niebo, zastanawiając się, czy ta fatalna pogoda utrzyma się aż do Nashville. Problem polegał na tym, że rozmowy o Tylerze były dla niej czymś nie tylko osobistym, lecz także zupełnie nowym. Czymś, co wolałaby zachować dla siebie. W ostatnich latach matka Nikki nabrała zwyczaju umawiania jej na randki z mężczyznami, którzy uchodzili w oczach pani Boyd za idealnych kandydatów na zięcia. Teraz Nikki nie zwierzyła się jeszcze nikomu z rodziny ze swojej relacji z Tylerem. Rozmowa ze współpasażerką nadała nagle całej sprawie rysów zaskakującej realności.
Kiedy Tyler pracował w Liberii, kontaktowali się poprzez Skype’a i esemesy. To jednak nie to samo, co szczera rozmowa twarzą w twarz. Ale jej to nie przeszkadzało. Budowanie związku na bazie dawnej przyjaźni oznaczało proces rozciągnięty w czasie, ona jednak czuła się na to gotowa. Poznała Tylera jako męża swojej przyjaciółki, potem widziała w nim głównie zrozpaczonego wdowca, aż w końcu okazał się mężczyzną, który zdołał skraść jej serce. W sposób całkowicie nieplanowany. Nieoczekiwany. Ze swojej strony Nikki rozumiała, że nie otrzymają już szansy powrotu do dawnej, przyjacielskiej relacji, jaką utrzymywali przez tyle lat.
Nie wiedziała, co przyniesie przyszłość. Chciała w każdym razie spędzić ją u boku Tylera. Chociaż zdawała sobie sprawę, że zbudowanie wspólnego świata okaże się dla nich wielkim wyzwaniem.
Kiedy zamykała oczy, czuła na wargach tamten pocałunek, jakim pożegnał ją na lotnisku w dzień swojego odlotu. Ów pierwszy pocałunek pozostawił ją bez tchu, ze stanowczą obietnicą, że na niego poczeka. Ale czekanie okazało się trudniejsze, niż sądziła.
– Czy on odbierze panią z lotniska? – Pytanie brunetki wyrwało Nikki z zadumy.
Zerknęła na zegarek i skinęła głową, czując dreszcz podniecenia. Odliczała tygodnie, dni i godziny do jego powrotu. Teraz zaczęła odliczać minuty. Do lądowania pozostało ich dwadzieścia. Po kolejnych dziesięciu znajdzie się w strefie bagażowej, gdzie obiecał na nią czekać. Jakoś nie do końca się zgrali: Tyler wrócił do Nashville trzy dni wcześniej, czyli w momencie, kiedy Nikki przebywała w Houston na szkoleniu. Dobrą stroną owej sytuacji było z pewnością to, że Tyler mógł poświęcić całą uwagę swojemu synkowi Liamowi, którego tak dawno nie widział. Nikki usychała z tęsknoty. Za nimi dwoma.
– A pani? – spytała, gotowa zmienić temat. – Jedzie pani do rodziny?
– No, to jest dopiero długa historia! – Roześmiała się tamta, przedrzeźniając Nikki. – Przez długi czas mieszkałam w Nashville, a potem przeniosłam się do Houston z powodu pewnego faceta. Teraz lecę zobaczyć się ze starymi znajomymi, a przy okazji załatwić parę interesów. – Zerknęła na mężczyznę siedzącego obok, który nadal spał i, siłą rzeczy, nie zwracał na nie najmniejszej uwagi. – Pani związek wydaje się bardzo romantyczny. Ten mój... hmmm... jest dość burzliwy.
Nikki nie do końca wiedziała, jak ma to rozumieć. Agresywny partner? Zdradzający mąż?
– Bo relacje damsko-męskie bywają skomplikowane – powiedziała ostrożnie. Tyler oświadczył co prawda, że ich własny związek nie musi być skomplikowany, ale nie do końca mu wierzyła.
– Jedna rzecz w każdym razie ogromnie mnie cieszy – ciągnęła dziewczyna. – Uwielbiam muzykę country. Kiedy jestem w mieście, zawsze idę na jakiś koncert.
Nikki uśmiechnęła się. Ta pogawędka sprawiała jej przyjemność – zwłaszcza od momentu, kiedy porzuciły temat Tylera.
– Mój brat jest muzykiem, choć niezbyt znanym. Od czasu do czasu chadzam do knajp, żeby go posłuchać.
Samolotem znowu zatrzęsło.
– Nie wiem, jak długo to zniosę. – Twarz rozmówczyni pobladła jeszcze mocniej. Odwróciła się do okna. – Najgorzej, że zarezerwowali mi środkowe miejsce. Nie znoszę siedzieć w środku. – Nachyliła się, żeby wrzucić książkę do torby, i nagle wydała z siebie cichy jęk. Zegarek zsunął się jej z nadgarstka i upadł na kolana. – Uwierzy pani, że kilka dni temu oddałam pasek do naprawy?
Niespodziewanie w bocznej części samolotu rozległ się ogłuszający huk. Nikki poczuła serce w gardle, gdy obniżyli lot o kilkaset stóp. Spojrzała przez okno i zobaczyła zarys lesistej ziemi pod nimi. To nie była zwykła turbulencja. Stało się coś nieprzewidzianego.
– Mówi pilot. Proszę zachować spokój i nie opuszczać miejsc. Czeka nas twarde lądowanie.
Samolot wykonał gwałtowny manewr. Rozbiła się jakaś filiżanka. Ktoś krzyknął. Nikki obserwowała przerażoną minę swojej towarzyszki, która chwyciła się kurczowo brzegu sąsiedniego fotela. Jego właściciel także się wreszcie obudził – nawet on nie zdołał zignorować faktu, że samolot mknie w kierunku ziemi w sposób niezbyt kontrolowany. Umysł odmawiał Nikki posłuszeństwa. Więc w taki sposób umrze? Całe życie stanęło jej przed oczami. Rodzice, siostra, Tyler...
Pas przy jej boku napiął się do ostatecznych granic. Już wiele lat temu pogodziła się z tym, że może zginąć w trakcie wykonywania obowiązków służbowych. Ale – cóż za ironia losu! – nigdy by nie przypuszczała, że umrze podczas prywatnej podróży lotniczej...
Dlaczego miała wrażenie, że tylu rzeczy nie udało się jej w życiu dokończyć? Tak wiele słów, jakie powinna powiedzieć swoim bliskim, nigdy nie padło. Widziała ich wszystkich teraz niczym w kalejdoskopie. Mocno zaniedbywała rodzinę i przyjaciół...
Rodzice stracili już niegdyś Sarah. Jak poradzą sobie ze śmiercią kolejnego dziecka?
A na ziemi czekał Tyler.
Nie jestem gotowa na śmierć, Boże. Jeszcze nie.
Nikki wstrzymała oddech, gdy nieubłaganie zbliżali się do lądowania. Nie wiadomo skąd pojawiły się maski tlenowe. Nakładając swoją, spodziewała się słyszeć zewsząd odgłosy paniki, ale współpasażerowie wydawali się pogrążeni w jakimś dziwnym letargu. Tak jakby cała ta sytuacja nie do końca do nich docierała.
Nikki znalazła się w stanie nieważkości. Zupełnie jakby ktoś nagle anulował prawa grawitacji. Za oknem pojawił się już miejski krajobraz.
Przez kilka sekund po zderzeniu z ziemią na pokładzie panowała absolutna cisza.2
Godzina 11.52
Pod Międzynarodowym Portem Lotniczym w Nashville
Bark Nikki wbił się w oparcie fotela z przodu. Samolot ślizgał się jeszcze przez kilka sekund, aż wreszcie szarpnął i stanął. Bagaże wypadły ze schowków. Ktoś siedzący za jej plecami cicho szlochał.
Nie zważając na przeszywający ramię ból, Nikki wyjrzała przez okno na otwartą przestrzeń, zachodząc w głowę, gdzie wylądowali. Choć pilot zdecydowanie rozminął się z pasem startowym, wydawało się, że maszyna nie uderzyła w żadne zabudowania. Dopiero kiedy wysiądą, będą mogli zorientować się, gdzie właściwie są. Na razie nie było to możliwe.
W samolocie zapadła upiorna cisza. Nikki rozejrzała się po kabinie. Czuć było dym i swąd palącego się plastiku. Gdy rozpięła pas, pasażerowie ruszyli do wyjścia. Słyszała gdzieś o zasadzie dziewięćdziesięciu sekund. Że pierwsze dziewięćdziesiąt sekund po katastrofie są kluczowe. Że szanse na ocalenie znacząco wzrastają, jeżeli człowiek zachowa spokój i jak najszybciej opuści maszynę. Bo jeśli wybuchnie pożar...
Odepchnęła od siebie tę myśl. Lata szkoleń na wypadek sytuacji kryzysowych pomagały zapanować nad nerwami, ale i tak odnosiła wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Dotknęła nóg, ramion, na końcu czoła. Ani śladu krwi. Żadnych połamanych kości. Czuła jedynie tępy ból – skutek uderzenia barkiem w fotel – który prawdopodobnie będzie dokuczał jeszcze przez kilka dni. Ale szok potrafi wytłumić fizyczne dolegliwości.
Stewardesa donośnym głosem poleciła zachować spokój i jak najszybciej posuwać się gęsiego w stronę wyjścia, poinformowała także, że służby ratownicze docierają już na miejsce. Nikki przycisnęła dłoń do piersi. Dziwne, głos stewardesy był tak opanowany, podczas gdy jej własne serce waliło jak szalone. Radzenie sobie z wydarzeniami kryzysowymi było jej chlebem powszednim. Zwykle jednak kryzys dotyczył osób trzecich, ona zaś zachowywała bezstronność i nie angażowała uczuć. Taka jej rola. Ale teraz... teraz było inaczej.
Siedem czy osiem rzędów z przodu przez szczeliny w kadłubie sączyło się światło dzienne. Samolot wyglądał jak pęknięta na pół dziecięca zabawka. Fotel Nikki był przechylony pod ostrym kątem, a jej współpasażerowie znajdowali się nieco powyżej niej. Ktoś otworzył drzwi awaryjne za ich plecami. Błyskawica z burzowego nieba rozświetliła przelotnie kabinę.
Kobieta na środkowym siedzeniu mocno ścisnęła przedramię Nikki, gramoląc się z miejsca.
– On chyba nie żyje. – Utkwiła wzrok w swoim sąsiedzie, a w jej głosie pobrzmiewała panika. – Mężczyzna obok mnie. Jest martwy.
– Nie zdążyła mi się pani przedstawić. – Nikki pochyliła się nad współpasażerem. Czy w ogóle poruszył się od czasu wylądowania? Raczej nie.
– Erika – odparła kobieta, przekrzykując gwar ludzkich głosów.
– Eriko, proszę głęboko oddychać i spróbować się rozluźnić. Nim się pani obejrzy, będziemy na zewnątrz.
Ich towarzysz podróży siedział oparty o okno, ręce bezwładnie zwisały wzdłuż boków. Szyja była skręcona pod dziwnym kątem. Nikki zauważyła przypiętą do paska odznakę generała dywizji sił powietrznych. Nie mógł umrzeć. A może jednak?
Dotknęła ramienia mężczyzny.
– Proszę pana... proszę pana, trzeba opuścić samolot. Pomogę, jeśli jest pan ranny.
Żadnej reakcji.
Balansując na jednym kolanie i omijając kobietę, Nikki ostrożnie obróciła ramię mężczyzny, po czym wstrzymała oddech. Patrzył prosto przed siebie pustym, szklanym wzrokiem. Chyba nie zginął w katastrofie? Chwyciła go za przegub i sprawdziła puls.
Nic. Brak pulsu. Brak oddechu.
Naprawdę nie żył.
Erika wczepiła się palcami w ramię Nikki.
– Muszę się stąd wydostać.
Nikki łagodnie odsunęła jej rękę.
– Wszystko będzie dobrze. Proszę tylko głęboko oddychać. Wszyscy zdążą wysiąść.
– Nie... nie. Pani nie rozumie. Muszę natychmiast stąd wyjść.
Kobiecie drżały dłonie. Z rozcięcia nad okiem płynęła po skroni i policzku strużka krwi. Nikki wyciągnęła z kieszeni w oparciu fotela serwetkę i podała ją współpasażerce.
– Proszę przycisnąć to do rany.
Erika kiwnęła głową, a następnie przecisnęła się do zatłoczonego przejścia między rzędami. Ktoś na tyłach kabiny łkał. W powietrzu unosił się zapach dymu. Stewardesa instruowała pasażerów, by zostawili bagaże i jak najszybciej przesuwali się do wyjścia awaryjnego z tyłu samolotu.
W Nikki zadziałał instynkt. Później przyjdzie czas na zajęcie się emocjonalnymi skutkami katastrofy, a na razie strach zniknął, zastąpiony wyuczonym schematem postępowania w sytuacjach awaryjnych.
Rzuciła ostatnie spojrzenie na mężczyznę dwa miejsca dalej, wiedząc, że dla niego nie ma już ratunku. Chwyciła małą torbę mieszczącą portfel i odznakę, przewiesiła ją sobie przez ramię, po czym się zawahała. Podniosła z siedzenia Eriki srebrny zegarek wysadzany brylancikami. Musiał upaść podczas burzliwego lądowania. Spojrzała na tylne wyjście, gdzie umieszczono trap ratunkowy, ale w zatłoczonym przejściu nie dostrzegła czerwonego swetra Eriki. Wsunęła zegarek do kieszeni. Po wyjściu z kabiny odszuka Erikę, upewni się, że jest cała i zdrowa i wtedy odda jej zgubę.
Pośrodku przejścia stał mężczyzna, przyciskając do piersi ponadwymiarowy bagaż podręczny i blokując ruch. Stewardesa, która miała nad okiem drobne skaleczenie, przeciskała się przez tłum w jego stronę.
– Proszę pana... proszę zostawić bagaż i udać się do wyjścia.
Patrzył na nią przez kilka sekund jakby zamroczony, a następnie odstawił torbę na fotel i ruszył naprzód. Nikt w tłumie nie krzyczał, nie histeryzował. Słychać było jedynie pojedyncze szlochy zmierzających do wyjścia pasażerów.
Mijając stewardesę, Nikki ściągnęła na siebie jej uwagę i zniżyła głos.
– Tamten mężczyzna, który siedział obok mnie... nie przeżył.
Stewardesa zakryła dłonią usta, starając się trzymać emocje na wodzy. Wiedziała równie dobrze jak Nikki, że wybuch paniki spowodowany śmiercią pasażera jest ostatnią rzeczą, jakiej im potrzeba.
Nikki dotknęła ramienia młodej kobiety.
– Jestem z policji. Jeśli mogłabym jakoś pomóc...
Na pobladłej twarzy stewardesy pojawił się wyraz ulgi.
– Właściwie przydałaby się pomoc. Przy przednim wyjściu zaklinował się wózek. Szłam go odblokować, ale po drodze zauważyłam, że kobieta siedząca dwa rzędy za panią nie może odpiąć pasa. Muszę znaleźć jakieś narzędzie, żeby przeciąć pas i ją uwolnić.
Uwadze Nikki nie umknął wyraz strachu w oczach młodej kobiety pomieszanego z determinacją. Stewardesa mogła mieć najwyżej dwadzieścia pięć lat, przeszkolono ją tak, że potrafiłaby otworzyć drzwi awaryjne samolotu nawet we śnie, mając jednocześnie nadzieję, że nie przyjdzie jej nigdy tego doświadczyć.
Nikki założyła pasek torebki na szyję i przewiesiła ją sobie przez pierś. Czuła swąd dymu. Czasu było coraz mniej.
– Proszę iść odblokować drzwi, a potem poszukać noża. Wyciągniemy ją z samolotu.
– Dziękuję.
Nikki odnalazła kobietę siedzącą na fotelu przy przejściu, gorączkowo szarpiącą pas. Na podłodze obok niej siedział mały chłopczyk i zalewał się łzami.
– Nie mogę odpiąć pasa – powiedziała pasażerka łamiącym się głosem.
– Pozwoli pani, że pomogę? – Nikki chwyciła ją za rękę, delikatnie odciągając jej dłoń od pasa i próbując odpiąć go własnoręcznie. Stewardesa miała rację. Klamra się zacięła.
– Jak się pani nazywa?
Kobieta zawahała się.
– Paula.
– Paulo, mam na imię Nikki. Pomogę pani opuścić samolot. Tylko proszę spróbować się uspokoić.
– Próbowałam, ale pas nie puszcza. – Kobieta nadal nerwowo szamotała się z klamrą. – A mój syn... nie powinnam była go ze sobą zabierać.
Szloch wzbierał, pierś kobiety falowała przy każdym oddechu.
– Paulo, spokojnie. Pomogę pani się stąd wydostać, ale może to zająć chwilkę. Dopilnuję, by synkowi nie spadł włos z głowy. Jak chłopiec ma na imię?
– Caden.
Nikki obejrzała się na malca uczepionego poduszki. Wyglądał na trzy, cztery lata. Na jego ciele nie było widać żadnych sińców ani innych obrażeń, przynajmniej na pierwszy rzut oka, ale w tym momencie trudno było mieć stuprocentową pewność.
– Cadenie... – Agentka wyciągnęła ramię ponad kolanami matki, próbując wywabić dziecko z kąta. – No i jak tam, kolego? Zdaję sobie sprawę, że jest strasznie, ale może dałbyś radę wstać?
Pokręcił głową.
Nikki spojrzała na przejście między rzędami siedzeń, teraz już opustoszałe. Swąd dymu się nasilał.
– Czy coś cię boli?
Malec przestał płakać i ponownie pokręcił głową.
– Wiem, wystraszyłeś się, ale ty i twoja mama wyjdziecie stąd cali i zdrowi.
Pokiwał głową, ale zaczęła trząść mu się broda.
Nikki odwróciła się do stewardesy, która wreszcie wróciła z nożykiem.
– Cadenie... zaraz uwolnię twoją mamę.
Nikki dostrzegła za oknem wóz straży pożarnej. Piana tryskała na znajdujące się przed nimi skrzydło samolotu. Gdyby wybuchło paliwo odrzutowe...
Zaczęła przecinać nożykiem pas. Caden znów się rozpłakał. Głowa pulsowała jej z bólu od wdychania dymu i wypełniającego kadłub kwaśnego odoru.
– Co mogę zrobić? – zapytała stewardesa.
– Już kończę. – Nie trzeba było nikomu tłumaczyć, że muszą jak najszybciej opuścić samolot.
Sekundę później ostrze przecięło ostatnie nici.
– Gotowe. Proszę teraz ostrożnie wstać. Wyprowadzimy panią i syna na zewnątrz.
Paula płakała, zagarniając chłopca w ramiona.
– Dziękuję.
Nikki błyskawicznie ruszyła z nimi do wyjścia, próbując nie poddawać się uczuciu, że tym razem jest ofiarą katastrofy, a nie członkinią służb specjalnych, przeszkoloną w udzielaniu pomocy w tego rodzaju sytuacjach. Po drodze szybko zlustrowała rzędy siedzeń, by upewnić się, że wszystkim pasażerom udało się wysiąść.
Ekipy ratownicze przygotowywały się do akcji pod niebem zaciągającym się ciemnymi chmurami. Gdzieś w oddali trzasnął piorun. Nad sznurem ambulansów uczestniczących w ewakuacji rannych unosił się helikopter. Kadłub samolotu był rozerwany w okolicy skrzydeł. Rzędy siedzeń wypadły na zewnątrz, a rzut oka na kokpit potwierdził przypuszczenia, że piloci mieli nikłe szanse na wyjście cało z katastrofy.
Jak do tego doszło? Z powodu złej pogody? Awarii maszyny? Nikt nie będzie znał odpowiedzi do czasu zamknięcia śledztwa.
Boże, tylu rannych. Tak wielu przerażonych i oszołomionych, a gdy zaczną się zjeżdżać rodziny, pasażerowie przeżyją ten dramat na nowo.
Zaaranżowano już punkt triażu z dala od wraku samolotu, rozłożono kolorowe maty, na które kierowano pasażerów. Przechodząc obok nich, Nikki rozglądała się za Eriką, ale nigdzie jej nie widziała.
Nadjechały kolejne wozy służb ratowniczych. Zgiełk rozsadzał jej głowę. Ktoś stał z boku i nagrywał telefonem komórkowym, jak Nikki potyka się o szczątki wraku.
Zbliżyła się do niej kobieta w płaszczu przeciwdeszczowym z plakietką.
– Pozwoli pani ze mną.
– Nie trzeba. – Nikki podniosła rękę. – Nic mi nie jest.
Nie zważała na deszcz. I nie chciała żadnej pomocy medycznej. Jedyne, na czym jej zależało, to odszukać Tylera i pojechać do domu.
– Przykro mi, ale zanim pasażerowie opuszczą miejsce katastrofy, musimy przeprowadzić z każdym wywiad i upewnić się, że nic nikomu nie dolega.
Nikki zacisnęła usta. Kobieta zapewne wypełniała swoje obowiązki, co nie zmieniało faktu, że Nikki chciała po prostu stąd czmychnąć. Zmusiła się do koncentracji i odpowiadała na pytania, podczas gdy ratowniczka wprowadzała jej odpowiedzi do komputera. Zerknęła na podaną jej przez kobietę ankietę oceny stanu zdrowia poszkodowanych i przejrzała całą listę. „Świadomi... splątani... nieprzytomni... zmarli”. Nie chciała nawet myśleć, jak mogło się to skończyć.
Ktoś inny odprowadził ją do terminalu lotniska, gdzie kolejna kobieta w uniformie skierowała ją do poczekalni dla VIP-ów, którą udostępniono pasażerom. Za plecami Nikki stały rzędy wygodnych foteli, na długim barze wyłożono przekąski. Były tam monitory z wykazem połączeń, ekran, na którym pokazywano materiał filmowy z katastrofy, gazety oraz stanowisko internetowe, ale umysł Nikki nie chciał skupiać się na tym, co działo się dookoła. Czekała. Wszyscy zdawali się czekać. Na rodzinę, która ich stąd zabierze. Na kolejny lot. Na koniec tego koszmaru.
Rozglądała się po pomieszczeniu za Eriką, zastanawiając się, jakim cudem udało się jej zniknąć w grupie stu pięćdziesięciu skołowanych pasażerów. Zatrzymała wzrok na płaskim ekranie ryczącego telewizora, nadającego najświeższe wiadomości z miejsca katastrofy. Reporter stał przed kamerą ze zmarszczonym czołem, trzymając nad głową parasol.
Nikki odwróciła wzrok od ekranu, usiłując nie zwracać uwagi na ściskanie w dołku, gdy puszczano w kółko nagranie z wypadku. Zaczęła grzebać w torebce w poszukiwaniu telefonu. Musi zadzwonić do rodziny. Dać znać Tylerowi, że nic się jej nie stało. Nacisnęła przycisk, aby włączyć komórkę. Nie działała. Wyładowana bateria. Tylko tego brakowało. Strząsnęła z siebie irytację. Trzeba opracować plan. Odnajdzie Erikę, sprawdzi, czy wszystko z nią w porządku, następnie poszuka Tylera i skorzysta z jego telefonu, zadzwoni do rodziny i powiadomi, że wyszła z katastrofy bez szwanku.
To zaś oznaczało, że najpierw trzeba znaleźć kogoś z obsługi. Przez poczekalnię przechodziła kobieta w okularach w kształcie kocich oczu, uczesana w koński ogon.
– Przepraszam. – Nikki pokazała odznakę. Nie powinna się angażować, ale nie potrafiła zagłuszyć w sobie dręczącego uczucia, że Erice coś się stało. – Agentka specjalna Nikki Boyd ze Stanowego Biura Śledczego w Tennessee. Próbuję znaleźć kobietę, która leciała tym samolotem.
Przedstawicielka linii lotniczych zmarszczyła czoło, szarpiąc końcówkę kucyka.
– Jest jakiś problem?
– Też byłam na pokładzie tego samolotu. I... po prostu się o nią martwię. Nie widziałam jej od chwili opuszczenia maszyny, a była bardzo zdenerwowana.
Kobieta się zawahała na moment, po czym spojrzała na trzymany w ręku tablet.
– Dobrze. Jak nazwisko?
– Nazwiska nie znam, ale miała na imię Erika. Siedziała obok mnie. Miejsce numer dwadzieścia dziewięć B.
– Chwileczkę... Nazwiska wszystkich osób zarejestrowanych po katastrofie zostały wprowadzone do systemu. Porównujemy je teraz z listą pasażerów lotu. Mówi pani: Erika?
– Tak.
– Przykro mi, nie ma nikogo o tym imieniu w naszej bazie danych. – Podniosła wzrok na Nikki. – Na pewno się pani nie myli?
– Takie mi podała. Mogłaby pani sprawdzić jeszcze raz? Miejsce dwadzieścia dziewięć B.
– Przejrzę listę pasażerów...
Kobieta przeszukiwała rejestr, zaś Nikki nerwowo miętosiła pasek torebki.
– Na liście nie figuruje żadna osoba o tym imieniu.
– Niemożliwe. Zajmowała sąsiedni fotel. – Nikki sposępniała, czując, jak wzmaga się pulsowanie w skroniach. – Może podała mi przezwisko albo drugie imię. Gdyby zechciała pani jeszcze raz rzucić okiem... Proszę...
– Naprawdę mi przykro, ale musiała się pani pomylić. – Kobieta pokręciła głową i spojrzała rozmówczyni prosto w oczy. – Według listy pasażerów to miejsce było puste.3
Godzina 12.12
Poczekalnia VIP
Według listy pasażerów to miejsce było puste.
Słowa przedstawicielki linii lotniczych ponownie rozbrzmiały w głowie Nikki. Nie. Nie było puste. To zwyczajnie niemożliwe.
Miała ochotę wyrwać kobiecie tablet z rąk. Zamiast tego skupiła się na tłumieniu w sobie uczucia paniki. Głowa pulsowała jej z bólu. Czuła się oszołomiona... zdezorientowana. Nie. Nie zdezorientowana. Dobrze wie, co widziała. Rozmawiała z Eriką i była świadkiem, jak jej współpasażerka wysiada z samolotu.
– Mogę spojrzeć na listę pasażerów? – poprosiła Nikki.
– Nie wiem, czy mi wolno...
Nikki ruchem głowy wskazała policyjną odznakę, po czym wyjęła tablet z rąk młodej kobiety. Linia lotnicza... numer lotu... data... kody lotnisk... godziny odlotu i przylotu. Dalej lista nazwisk. Przebiegła ją wzrokiem.
Nikki Boyd 29C
Patrick Hughes 29A
Środkowe miejsce puste.
Dlaczego Erika nie figurowała w wykazie pasażerów?
– Tutaj jest pomyłka...
– To niemożliwe, proszę pani. Od czasu jedenastego września szczególnie zaostrzyliśmy środki bezpieczeństwa.
– Sugeruje pani, że błąd nie jest możliwy?
– Listy pasażerów są kilkakrotnie sprawdzane podczas odprawy, a przeoczenie czegoś takiego... – Kobieta zmrużyła oczy, odbierając tablet i przyciskając go do piersi. – Przeżyła pani traumatyczną sytuację. Rozbił się samolot. Zginęli ludzie. – Głośno westchnęła. – Proszę zrozumieć, przegląd listy pasażerów i sprawdzenie, czy wszystkich odnotowaliśmy, wymaga czasu. Jeżeli rzeczywiście znajdowała się na pokładzie... ale całkiem możliwe, że ta osoba nie zgłosiła się do nas po opuszczeniu samolotu i że miejsce dwadzieścia dziewięć B nie było jej przypisane.
– Znajdowała się. Na swoim miejscu. Napomknęła, jak bardzo nienawidzi środkowych foteli.
Nie. Zdaniem Nikki nie ulegało wątpliwości, że Erika siedziała na swoim miejscu. Musi istnieć proste wytłumaczenie tej zagadki, Erika nie była bowiem wytworem jej wyobraźni. Tego Nikki była pewna.
– Czy mogłabym porozmawiać z kimś innym? – zapytała. – Może z osobą przełożoną?
– Tak, najpierw jednak podsunę pewną sugestię. – Kobieta mocniej przytuliła tablet do piersi. – Wiem z mojego skromnego przeszkolenia medycznego, że nawet lekki wstrząs mózgu może powodować utratę pamięci, a poza tym często towarzyszą mu objawy, które pojawiają się z opóźnieniem i które mogą wymagać interwencji lekarza. Przeżyła pani chwile grozy – podobnie jak wszyscy inni w tej poczekalni – a nam zalecono dopilnować przebadania wszystkich osób, które mają choćby najdrobniejsze obawy co do swojego stanu zdrowia.
Nikki zrobiła grymas. A więc przedstawicielka linii lotniczych jej nie wierzyła.
– Mój stan zdrowia mnie nie niepokoi, a wasza lista jest błędna. Ta kobieta leciała ze mną z Houston.
– Nikki!
Odwróciła się na dźwięk swego imienia. W jej stronę szedł Tyler ubrany w dżinsy, czarną koszulę oraz lekką kurtkę w stylu wojskowym. Obrzuciła wzrokiem krótko ostrzyżone włosy oraz te dobrze znajome brązowe oczy, które zapierały jej dech. Doznała ulgi.
– Przepraszam – zwróciła się do kobiety, odsuwając na chwilę lęk o Erikę. – Muszę iść.
Gdy biegła do Tylera, chaos wokół osłabł.
– Proszę, powiedz, że nic ci nie jest – powiedział Tyler, zagarniając ją w ramiona.
– Teraz już nic – odparła, odchylając głowę, by przyjrzeć się jego twarzy. W jego intensywnym spojrzeniu dawał się zauważyć cień troski. Pomimo zmarszczonego ze zmartwienia czoła oraz kładącego się na brodzie cienia emanował tą nigdy niegasnącą siłą, na której uczyła się polegać.
Wtuliła się w niego, czując na włosach jego oddech. Wdychała znajomy zapach wody kolońskiej. Od obejmujących ją ramion Tylera biło ciepło. Przez moment było tak, jak gdyby nigdy nie wyjeżdżał. Jakby nie dzieliły ich długie miesiące rozłąki. Jakby nie martwiła się kierunkiem, w jakim podąży ich znajomość po jego powrocie. Na ułamek chwili zapomniała o panicznym strachu, jaki przeżyła podczas katastrofy samolotu. Jedyne, czego teraz pragnęła, to zapomnieć o ostatnich tygodniach i minutach... i być tylko tu i teraz, gdzie czuła się bezpieczna i otoczona opieką.
– Cała się trzęsiesz – zauważył, mocniej przytuląc ją do piersi.
Nie zdawała sobie sprawy, że nadal drży. Tak jak przestała myśleć, jak bliska była śmierci.
Ujął jej twarz w dłonie, a potem zajrzał w oczy, jakby chciał mieć pewność, że naprawdę ma ją przed sobą.
– Na pewno nic ci się nie stało?
Dotknęła ramienia.
– Tylko parę zadrapań i siniaków.
– Co za pech, że leciałaś tym samolotem.
Zdobyła się na śmiech, czując wewnętrzną potrzebę rozładowania napięcia.
– W pewnym sensie to nawet całkiem zabawne. Zamartwiałam się o ciebie przez kilka ostatnich miesięcy, podczas twojego pobytu w Liberii, a tymczasem to ja znalazłam się w opałach, to mój samolot się rozbił. Ale naprawdę... nic mi nie jest.
– Ja... – Tyler podrapał się w brodę. – Oglądałem wideo, które ktoś nakręcił. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, jakie to musiało być straszne.
Zamknęła powieki, a przed oczami zaczęły przesuwać się jej migawki z katastrofy. Odgłos wybuchu i swąd dymu. Groza swobodnego spadania i martwa cisza tuż przed zderzeniem z ziemią.
– A na dodatek zmokłaś. – Chwycił kosmyk jej blond włosów i delikatnie za niego pociągnął.
– Mżyło, kiedy wysiadłam z samolotu.
Cofnął się o krok, zdjął kurtkę i okrył nią jej ramiona.
– Chyba nigdy w życiu tak się nie bałem. Sprawdzałem, czy przylecisz zgodnie z planem, i zobaczyłem, że twój lot jest opóźniony. W ogóle się nad tym nie zastanawiałem, póki nie usłyszałem w wiadomościach o katastrofie samolotu, a kiedy zajrzałem do telefonu, żeby zobaczyć, co się stało... Bez przerwy puszczali wideo z miejsca wypadku i wtedy sobie uświadomiłem, że chodzi o twój lot.
Nikki pokręciła głową. Nie znosiła tego uczucia bezradności i zagubienia, ale nadal miała wrażenie, że ze strachu nie może oddychać i zaraz się udusi. Zamiast poddawać się panice, skupiła uwagę na Tylerze. Ponieważ to o nim śniła przez ostatnie trzy miesiące.
– Nie tak wyobrażałam sobie twój powrót do domu – powiedziała, ciaśniej otulając się jego kurtką.
Marzyła o tej chwili od tygodni. Kolacja z nim i Liamem u nich w domu, gra na konsoli Wii albo wspólne oglądanie filmu. Było jej naprawdę wszystko jedno, co będą robić, byle robili to razem. Te trzy miesiące nieobecności Tylera wydawały się wiecznością.
– To się zupełnie nie liczy – odparł. – Ważne, że żyjesz. Bo gdybym cię teraz stracił...
– Ale nie straciłeś. Jestem tuż obok. – Spojrzała na niego i uśmiechnęła się z wysiłkiem. – W jednym kawałku.
– Tyle że wciąż cała dygoczesz.
Chwycił ją za rękę, poprowadził do pustego krzesła w zatłoczonej poczekalni i kazał jej usiąść, sam zaś poszedł po kawę.
– Naprawdę dobrze się czuję, Tylerze – zapewniła, gdy wrócił z kubkiem gorącego płynu.
A przynajmniej miała taką nadzieję. Może sugestie przedstawicielki linii lotniczych były słuszne. Może Erika rzeczywiście była tylko wytworem jej wyobraźni, a Nikki traciła zmysły. Może należy dać sobie spokój. Erika – jeśli faktycznie znajdowała się na pokładzie – była roztrzęsiona, co zupełnie zrozumiałe. Prawdopodobnie udało się jej wymknąć służbom ratowniczym i odjechać z lotniska taksówką.
– Zaraz odwiozę cię do domu – zapowiedział Tyler – ale teraz mnie posłuchaj. Chcę mieć pewność, że nic ci nie jest, i dopilnuję, żebyś odrobinę się rozgrzała, zanim stąd pójdziemy.
Posłusznie wypiła łyk kawy i poczuła, jak gorący płyn rozlewa się w żołądku. Może Tyler miał rację. Po katastrofie czuła się dobrze. Przypływ adrenaliny w pierwszych minutach po burzliwym lądowaniu pozwolił skupić się na pomocy współpasażerom w opuszczaniu pokładu. A teraz nie było kogo ratować, wstrząs zaczynał ustępować, ona zaś nie potrafiła opanować drżenia.
– A co z tobą? – zapytała, sącząc kolejny łyk. – Tyler, jesteś świeżo po kilku trudnych miesiącach i długiej podróży do domu.
Przycupnął obok na brzegu krzesła.
– Dokucza mi jeszcze jet lag. Poprzestawiał mi się dzień z nocą.
Patrzyła na wirujący w kubku czarny płyn. Kawa była gorzka i nie tak gorąca jak powinna, ale zastrzyk kofeiny uspokoił trzęsące się dłonie.
– Chciałam cię powitać na lotnisku, ale wezwali mnie na szkolenie do Houston... – Podniosła wzrok. – Byłam przygnębiona, że nie mogę się z tobą spotkać.
– Mnie też ciebie brakowało. Na szczęście byli Liam i moja mama z pękiem balonów i pluszowym misiem.
Uśmiechnęła się, ponownie napotykając jego wzrok.
– Pomagałam mu wybrać tego misia. Był bardzo podekscytowany twoim powrotem.
– Jestem absolutnie przekonany, że podczas mojej nieobecności urósł co najmniej o dwa centymetry. Zacząłem się zastanawiać...
– Przestań. – Musnęła jego ramię, dostrzegając w oczach mężczyzny smutek i żal. Doskonale wiedziała, o czym myślał. – Tęsknił za tobą, ale sądzę, że naprawdę rozumie, jak ważna jest dla ciebie praca. Na tyle, na ile pozwala mu jego sześcioletni rozum. I wie, jak bardzo go kochasz. Nie musisz się o niego martwić, Tylerze. Nie mam co do tego wątpliwości.
– Oby. Jedyne, czego w tej chwili pragnę, to być dla niego jak najlepszym ojcem. Wróciłem i jestem gotowy do tej roli.
Rozumiała, dlaczego kwestionował swoją decyzję. Z początku nie była w stanie pojąć tej jego determinacji, żeby wyjechać do pracy w Liberii. Tłumaczył, że nie tylko zapewni mu ona dobry punkt wyjścia do podjęcia innej pracy już tutaj, w Stanach, ale także pomoże mu się określić, kim jest bez Katie. A wtedy będzie mógł układać sobie życie na nowo. Potrzebował zrobić to dla siebie, by stać się lepszym ojcem dla Liama. I koniec końców wiedziała, że miał rację.
– A co z twoimi rodzicami? – zapytał, wstając i idąc z pustym kubkiem do kosza. – Zdołałaś się z nimi skontaktować?
– Jeszcze nie. Padła mi bateria.
– Próbowałem się do nich dodzwonić, lecz na próżno. – Wyjął z tylnej kieszeni telefon. – Spróbuj z mojego. Będą się martwić, kiedy obejrzą wiadomości.
Podał jej komórkę. Jego głos działał na nią kojąco, pomagał zebrać myśli. Wybrała numer ojca, marząc, by palce przestały wreszcie drżeć. Tato, jak co dzień, powinien być w tej chwili wraz z mamą w ich rodzinnej restauracji, zapewne oboje mają taki młyn z obsługą klientów, że pewnie nawet nie zerknęli na wiadomości. A jeśli obejrzeli je jej bracia albo zadzwonił z pytaniem ktoś z przyjaciół, kto wiedział o jej wyjeździe do Houston...
Zgłosiła się poczta głosowa. Nikki ponowiła próbę, a następnie napisała esemesa, kierując wiadomość także do braci oraz bratowej Jamie, żeby się nie martwili, póki nie zobaczy się z nimi osobiście.
– Będziemy próbować do skutku – powiedział.
Oddała mu telefon i kiwnęła głową.
– Nie tak wyobrażałam sobie nasze spotkanie.
Wziął ją za rękę i splótł ich palce. Jego dotyk był ciepły. Opiekuńczy. Tego właśnie potrzebowała. Tej bliskości i siły. Nawet kiedy sama starała się dawać mu wsparcie, w rezultacie to on był zawsze dla niej opoką.
Ścisnął jej dłoń.
– Możemy po drodze zajrzeć do twoich rodziców i dać im znać, że jesteś cała i zdrowa, a później odwiozę cię do domu.
Gdy ruszyli do drzwi, mignęło jej nagle przed oczami coś czerwonego. W drugim końcu pomieszczenia brunetka w czerwonym swetrze rozmawiała z kimś w mundurze.
Nikki zatrzymała się w pół kroku i wypuściła rękę Tylera. Kobieta odwróciła się, patrząc na mężczyznę, który wszedł właśnie do poczekalni za plecami Nikki. Wstrzymała oddech. Nie, to nie Erika.
– Nikki, co się dzieje? Sprawiasz wrażenie... rozkojarzonej.
– Nic. Wydawało mi się, że kogoś widzę.
Rozejrzała się po zatłoczonym pomieszczeniu. Wszędzie wokół rozgrywały się sceny powitań. Paula, kobieta, która nie mogła odpiąć pasa w samolocie, stała w kącie z synkiem oraz mężczyzną, który mocno obejmował ją w talii. Rozmawiali. W tle pokazywano na telewizyjnym ekranie wywiad z jednym z pasażerów lotu. Nikki spojrzała na personel linii lotniczych, zachodząc w głowę, dlaczego nie wyłączyli transmisji. Większość znajdujących się tu ludzi leciała tym samolotem. Ona sama nie miała najmniejszej ochoty ponownie przeżywać katastrofy.
Wszyscy w zasięgu wzroku byli oznakowani zielonymi plakietkami. To szczęśliwcy, u których może pozostać uraz psychiczny, ale nie odnieśli żadnych obrażeń fizycznych. Nie chciała myśleć, jak czują się rodziny pasażerów przewiezionych do lokalnych szpitali. Albo tych, którzy nie ocaleli.
Jak tamten mężczyzna na siedzeniu obok.
– Nikki?
Spojrzała na Tylera.
– Przepraszam. Muszę zrobić jedną rzecz, zanim stąd wyjdziemy.
Zmarszczył czoło.
– Co takiego?
– Potrzebuję porozmawiać z kimś odpowiedzialnym za obsługę pasażerów. Obok mnie siedziała pewna kobieta.
Zdawała sobie sprawę, że nie powinna zaprzątać sobie nią głowy. W ogóle jej nie znała, zamieniła z nią ledwie kilka słów na pokładzie. Tak czy owak, ta kobieta powinna gdzieś tu być.
– Pomyślisz pewnie, że brak mi piątej klepki, ale rozmawiałam wcześniej z przedstawicielką linii lotniczych i według listy pasażerów lotu tej kobiety nie było na pokładzie. Tylko że ja ją tam widziałam. Opuściła samolot bardzo zdenerwowana.
– Sam nie wiem, Nikki, sytuacja wygląda na opanowaną i dość dobrze zorganizowaną, ale w takich okolicznościach nietrudno o nieporozumienie. A poza tym prócz pasażerów, ich rodzin, ekip ratowniczych są tu setki innych osób. Fakt, że jej nie widziałaś, nie oznacza jeszcze, że jej tu nie ma.
Miał rację. Przesadzała. Nie mogła jednak otrząsnąć się z dręczącego uczucia, że coś tu nie gra.
– Ja tylko... muszę chociaż podjąć próbę jej odnalezienia. Bardzo się bała. Przekonywałam ją, że latanie jest bezpieczniejsze niż jazda samochodem. A potem... potem się rozbiliśmy. – Nikki pomasowała sobie kark, marząc, by napięcie odeszło wraz z obawami. – Agentka linii lotniczych odesłała mnie do lekarza. Bo mogę mieć wstrząs mózgu i generalnie tylko sobie wyobraziłam, że ktoś siedział obok mnie.
– Nikki, jeśli istnieje choćby najmniejsze ryzyko wstrząsu mózgu... – Tyler chwycił ją za łokieć. – Wiem, że nie chcesz o tym słyszeć, ale ona miała rację...
– Niepotrzebny mi lekarz. – Zacisnęła usta, starając się złagodzić pobrzmiewającą w tonie jej głosu irytację. – Przepraszam, ale dobrze się czuję. I nie miałam żadnych zwidów. Ona tam była.
– Wierzę, niemniej to niegłupi pomysł. Słyszałem, jak ktoś tu mówił, że na miejscu jest paru lekarzy, którzy badają pacjentów obawiających się o swój stan zdrowia, ale niewymagających hospitalizacji. Nie zajmie to zbyt dużo czasu.
Nikki zacisnęła powieki, starając się zepchnąć na peryferia narastający w głowie zamęt. Ogarnęło ją chwilowe zwątpienie. A jeśli agentka się nie myliła? Jeśli lista pasażerów była poprawna i nikt nie zajmował sąsiedniego fotela? A Erika zwyczajnie się jej przywidziała? W charakterze mechanizmu obronnego w niebezpiecznej sytuacji?
Ale przecież Nikki widziała jej twarz równie wyraźnie jak widzi teraz twarz Tylera.
– O czym myślisz? – zapytał.
– Że to wszystko zakrawa na szaleństwo. Wiem, że siedziała obok mnie. Rozmawiałyśmy o książce, którą czytała. O turbulencjach. O tym, że nie lubi środkowych foteli. I o tobie. Rozmawiałyśmy też o tobie. Tymczasem według listy pasażerów wcale jej tam nie było. Dlaczego?
– Nie wiem. W tej chwili bardziej martwię się o ciebie. Jeśli istnieje choćby cień prawdopodobieństwa, że uderzyłaś się w głowę, lepiej dmuchać na zimne.
Nikki ciężko westchnęła. Może i miał rację. Nie co do Eriki, ale może rzeczywiście warto sprawdzić, czy nie doznała wstrząsu mózgu. Poza tym, jeśli nie zgłosi się do lekarza, matka będzie wiercić jej dziurę w brzuchu tak długo, aż tego nie zrobi. W sumie co jej szkodzi? Zajmie to najwyżej kilka minut.
– Niech będzie. Pójdę się zbadać, a potem odwieziesz mnie do domu.
Oszczędzi w ten sposób zmartwień Tylerowi i rodzinie. Ale wcale nie postradała rozumu. Erika leciała tym samolotem. I Nikki ją odnajdzie.