Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Sędzia Di i chiński wzór - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 października 2021
Ebook
19,99 zł
Audiobook
24,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sędzia Di i chiński wzór - ebook

Tytułowy bohater zostaje gubernatorem. Szybko przychodzi mu zmierzyć się z niezwykle trudną sytuacją panującą w mieście. Wybucha powstanie ludowe, wokół panują zaraza i susza. Mimo wyjątkowo niesprzyjających warunków sędzia z zaangażowaniem bada tajemniczą sprawę śmierci służącej i zagadkę rozbitej wazy.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-268-7109-8
Rozmiar pliku: 295 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OSOBY

-

Należy wyjaśnić, że w tradycji chińskiej nazwisko – tutaj wypisane drukowanymi literami – poprzedza imię osoby.

-

_Główni bohaterowie:_
-

DI Ren Jie. Przewodniczący sądu stołecznego, tymczasowo namiestnik stolicy Cesarstwa
-

MA Joong. Pułkownik gwardii cesarskiej
-

CHIAO Tai. Pułkownik gwardii cesarskiej
-

TAO Gan. Sekretarz sądu najwyższego

-

_Osoby związane ze „Sprawą chińskiego wzoru”_
-

YI Kuei-ling. Bogaty arystokrata
-

Pani YI. Jego żona
-

Kassia. Jej pokojówka
-

HOO Pen. Przyjaciel YI

-

_Osoby związane ze „Sprawą stromych schodów”_
-

MEI Liang. Bogaty kupiec i filantrop
-

Pani MEI. Jego żona
-

Doktor LIU. Znany lekarz

-

_Osoby związane ze „Sprawą morderstwa niewolnicy”_
-

YUAN. Wędrowny lalkarz
-

Niebiesko-Biała
Koral jego córki bliźniaczkiROZDZIAŁ PIERWSZY

– Wielkie Nieba! – wydyszała, pozwalając, by rozbita głowa mężczyzny upadła na marmurową posadzkę. – Ależ ten stary głupiec jest ciężki! Nuże, pomóż mi go przesunąć w stronę schodów.

Przez chwilę przypatrywała się zwłokom, ocierając wilgotną twarz brzegiem rękawa. Przezroczysty muślin jej nocnej koszuli ukazywał kształty nagiego białego ciała. Uniosła wzrok i mówiła dalej:

– Myślę, że zostawimy go tutaj. Jakby spadł ze schodów. Nie trafił na stopień, schodząc, albo doznał udaru lub ataku zawrotów głowy. Niech sami zadecydują. W tym wieku wszystko może się zdarzyć.

Nagle zmieniła zdanie.

– Nie, ułożę jego głowę tuż obok tego słupka poręczy. Wtedy wszyscy pomyślą, że runąwszy ze schodów, uderzył głową w spiczasty słupek. Tak, to brudna robota. Lepiej ty się tym zajmij. Dziękuję, tak będzie dobrze. Krew jest doskonale widoczna na białym marmurze, z pewnością ją zauważą. A teraz pójdź do jego biblioteki, weź świecę i upuść ją u szczytu schodów. Wytęż wzrok. Tam na górze jest ciemno jak w grobie.

Uniosła głowę i zaniepokojona powiodła za nim ogromnymi oczyma, gdy wspinał się po stromych marmurowych stopniach, które znajdowały się pośrodku wysoko sklepionego, przestronnego westybulu słabo oświetlonego skwierczącymi świecami w kandelabrze na stoliku przy ścianie obok łukowatych drzwi.

Wydawało jej się, że upłynęło mnóstwo czasu, zanim poprzez ażur pokrytej czerwoną laką balustrady dostrzegła światło świecy posuwające się wzdłuż podłogi na piętrze. Upuścił świecę na marmurowe płyty. Zamigotała i wkrótce zgasła. Na górze znów zrobiło się ciemno.

– Zejdź szybko na parter! – zawołała niecierpliwie. Pochyliwszy się nad nieboszczykiem, zdjęła jeden z jego pantofli i cisnęła nim w schodzącego po schodach mężczyznę. – Łap! Dobra robota. A teraz połóż pantofel na stopniu w połowie schodów. Tak, to doskonałe wykończenie.ROZDZIAŁ DRUGI

Sędzia Di ponuro spoglądał na bezgwiezdne niebo. Groźne, nisko wiszące chmury zdawały się ciążyć nad czarnymi sylwetami zakrzywionych dachów i zwieńczonych blankami murów obronnych. Szerokie barki sędziego obwisły pod jego haftowaną złotem szatą, gdy oparł obie dłonie na monumentalnej balustradzie marmurowego tarasu oświetlonego pojedynczą lampą stojącą. Od rozpościerającego się poniżej miasta nie docierał żaden odgłos.

– Cesarz i jego Dwór opuścili stolicę – rzekł ochrypłym głosem. – Teraz miastem Cesarza zawładnął Duch Śmierci. Stolica stała się miastem strachu.

Stojący obok sędziego wysoki mężczyzna w mundurze polowym słuchał go w milczeniu. Jego przystojna twarz o regularnych rysach wyrażała niepokój. Widoczna na gorsie kolczugi złota odznaka przedstawiająca dwa splecione smoki wskazywała, że jest on pułkownikiem gwardii. Zdjął prawą dłoń z rękojeści szerokiego miecza, który miał u pasa, i zsunął spiczasty hełm ze spoconego czoła. Nawet tutaj, na tarasie, wysoko na trzecim piętrze pałacu, panowały skwar i duchota.

Sędzia wyprostował się i skrzyżował ukryte w szerokich rękawach ramiona. Nie odrywając wzroku od tonącego w ciemnościach miasta, ciągnął:

– Za dnia widuje się wyłącznie zakapturzonych uprzątaczy zwłok ciągnących wózki ze zmarłymi. A teraz, nocą, widać tylko cienie. Wymarłe miasto cieni. – Obrócił się w stronę swego towarzysza i mówił dalej: – Ale hen, w głębi, w nędznych domach i piwnicach starego miasta, coś się porusza w nieprzeniknionej ciemności. Czy nie czujesz, Chiao Tai, unoszących się miazmatów śmierci i rozkładu? Zdają się rozprzestrzeniać nad miastem niczym duszący całun.

Chiao Tai z namysłem skinął głową.

– Tak, panie sędzio, ta cisza jest niesamowita. Przechodniów coraz mniej, już od pierwszego tygodnia. Ale na początku ulicami codziennie przechodziła procesja ze statuą Króla Smoka, błagając o deszcz, a każdego ranka i wieczoru słychać było docierające ze świątyni buddyjskiej dźwięki gongów i bębnów towarzyszących modlitwom wznoszonym do Bogini Miłosierdzia. Teraz zaprzestano nawet tego. Pomyśleć, że przez ostatnie dwa tygodnie nie słyszeliśmy nawet nawoływań domokrążcy.

Sędzia Di pokręcił głową. Podszedł do fotela stojącego przy wielkim marmurowym stole zasłanym teczkami i zwojami dokumentów. W głębi tarasu wznosiły się solidne czerwone filary prywatnego gabinetu, który sędzia urządził sobie na najwyższym piętrze namiestnikowskiego pałacu. Roztaczał się stąd widok na całą stolicę. Gdy siadał, złote insygnia na jego wysokim czepcu z nausznikami cicho zadzwoniły. Sędzia rozchylił sztywny, pokryty haftami kołnierz uroczystej szaty i mruknął:

– Tym cuchnącym, nieruchomym powietrzem z trudem się oddycha. – Następnie uniósł wzrok i zapytał niespokojnie: – Chiao Tai, czy Tao Gan uporządkował meldunki dzielnicowych?

Pułkownik pochylił się nad stołem i przyjrzał się na pół zwiniętemu dokumentowi.

– Liczba zgonów wciąż wzrasta, panie sędzio. Zwłaszcza wśród mężczyzn i starszych dzieci. Liczby zgonów kobiet i małych dzieci są znacznie mniejsze.

Sędzia uniósł dłonie oznaczającym bezradność gestem.

– Niewiele wiemy o sposobie, w jaki choroba się rozprzestrzenia – powiedział. – Niektórzy uważają, że to wina skażonego powietrza, inni obwiniają wodę, jeszcze inni twierdzą, że to szczury mają z tym coś wspólnego. Minęły już trzy tygodnie, odkąd mianowano mnie nadzwyczajnym namiestnikiem stolicy Cesarstwa. Ale nie potrafię zapobiec szerzeniu się zarazy. Nie mogę na nią nic poradzić, nic a nic. – Sędzia gniewnie szarpnął siwiejące wąsy. Następnie podjął: – Naczelnik centralnego targowiska skarżył się dziś po południu, że nie jest w stanie zapewnić należytego rozdziału żywności. Powiedziałem, że musi sobie poradzić w ten czy inny sposób. Nie mamy nikogo, kto by zastąpił kupca Mei. Nieliczni notable, którzy nie opuścili miasta, nie cieszą się zaufaniem ludzi. Fatalny wypadek, któremu uległ kupiec Mei, to istna katastrofa.

– Tak, panie sędzio, pan Mei doskonale zorganizował dystrybucję ryżu. Pomimo zaawansowanego wieku był na nogach od świtu do nocy. A będąc bardzo bogatym, niejednokrotnie kupował dla ubogich całe wozy mięsa i warzyw, często po czarnorynkowych cenach. Wielka szkoda, że ów starzec spadł ze schodów, i to we własnym domu!

– Musiał dostać ataku, gdy miał z nich zejść – zauważył sędzia. – A może zakręciło mu się w głowie. Nie mógł nie dojrzeć stopnia, gdyż często obserwowałem, że ma nadzwyczajnie dobry wzrok. Przez ten niefortunny wypadek straciliśmy dobrego człowieka, i to w czasie, gdy najbardziej go potrzebujemy. – Sędzia upił łyk herbaty, której nalał mu Chiao Tai, i ciągnął: – Zdaje się, że ten modniś, doktor o nazwisku Liu, był wtedy w rezydencji Mei. Wygląda na to, że to ich lekarz rodzinny. Dowiedz się, gdzie mieszka, Chiao Tai, i poinformuj go, że chcę się z nim zobaczyć. Miałem jak najlepsze zdanie o kupcu Mei i chcę zapytać tego lekarza, czy mógłbym coś zrobić dla wdowy po Mei.

– Śmierć Mei oznacza, że wygasła jedna z trzech najstarszych rodzin w mieście – rozległ się poza nimi bezbarwny głos.

Na taras wkroczył chudy, tyczkowaty, nieco przygarbiony mężczyzna. Sunął bezszelestnie na filcowych podeszwach. Ubrany był w brązową szatę z szerokimi haftowanymi połami i kołnierzem sekretarza sądu najwyższego oraz wysoki czepiec z czarnego muślinu. Miał pociągłą twarz o sardonicznym wyrazie, ozdobioną cienkim wąsikiem i strzępiastą brodą. Skubiąc trzy długie włoski, które wyrastały z brodawki na lewym policzku, mówił dalej:

– Dwaj synowie Mei zmarli młodo, a jego drugie małżeństwo nie wydało dzieci. Następny w kolejce do dziedziczenia jest daleki kuzyn.

– Czyżbyś już zdążył przeczytać jego akta, Tao Gan? – zapytał zdumiony sędzia. – Dopiero dzisiejszego ranka dowiedzieliśmy się, że Mei zmarł minionej nocy!

– Przestudiowałem teczkę rodziny Mei już przed miesiącem, panie sędzio – beznamiętnie odparł chudy mężczyzna. – Od około sześciu tygodni całymi nocami czytuję akta dotyczące wszystkich prominentnych familii.

– Widziałem te akta w archiwum kancelarii – wtrącił się Chiao Tai. – Większość z nich zapełnia kilka skrzyń z dokumentami! Przypuszczam, że studiowanie jednej takiej teczki zajmuje ci czas od północy do samego rana!

– Czasami. Ale ja potrzebuję niewiele snu, a taka lektura działa na mnie uspokajająco. A niejednokrotnie bywa zabawna.

Sędzia Di spojrzał na swego przybocznego wzrokiem pełnym zaciekawienia. Ten cichy, małomówny mężczyzna o swoistym poczuciu humoru był u niego na służbie od wielu lat, a sędzia coraz to odkrywał wciąż nowe jego cechy.

– Teraz, gdy rodzina Mei wygasła, spośród starej arystokracji zostały tylko rodziny Yi i Hoo – powiedział.

Tao Gan skinął głową.

– Sto lat temu, w burzliwym okresie wojny domowej i barbarzyńskich najazdów, który poprzedził założenie obecnej dynastii, na długo przed wybraniem tego miasta na stolicę Imperium, właśnie te trzy rody sprawowały rządy żelaznej ręki nad tą częścią Cesarstwa.

Sędzia pogładził długą brodę.

– Interesujący krąg, ten tak zwany stary świat. Wszystkich, którzy nie należą do ich grupy, uważają za nowo przybyłych. Nawet naszego Cesarza. Nie do wiary! Słyszałem, że między sobą nadal używają przestarzałych tytułów szlacheckich i rozmawiają własnym dialektem.

– Oni celowo ignorują teraźniejszość, panie sędzio – oznajmił Tao Gan. – Trzymają się wśród swoich i nigdy nie pełnią żadnych oficjalnych funkcji. Pełno tam związków endogamicznych i aż się roi od godnego ubolewania cudzołóstwa między państwem a służbą. To pozostałości dawnego rozpasania feudalnego. W samym środku ogromnej, ruchliwej metropolii wiodą życie w swoim własnym światku, w światku na uboczu.

– Kupiec Mei był wśród nich wyjątkiem – rzekł zamyślony sędzia Di. – Swoje obowiązki obywatelskie traktował z wielką powagą. Co się zaś tyczy Yi i Hoo, nigdy ich nie poznałem!

– Ludzie w śródmieściu uważają śmierć Mei za zły omen, panie sędzio – odezwał się Chiao Tai, który dotychczas słuchał w milczeniu. – Są święcie przekonani, że los tych starych miejscowych rodów jest w jakiś tajemniczy sposób powiązany z przeznaczeniem miasta, którym rządziły. Istnieje pewna uliczna przyśpiewka, którą sobie przekazują jeden drugiemu. Wydaje się, że przepowiada ona zgubę wszystkich trzech rodzin. Ludzie przywiązują do niej wielką wagę i powiadają, że oznacza koniec miasta. Oczywiste banialuki, rzecz jasna!

– Takie uliczne przyśpiewki to ciekawa sprawa – zauważył sędzia. – Nikt nie wie, skąd się biorą. Pojawiają się nagle i roznoszą lotem błyskawicy. Jaka jest ta przyśpiewka, o której wspomniałeś, Chiao Tai?

Raz dwa trzy

Mei Hoo Yi

Jeden stracił łoże

Drugi stracił oko

A ten trzeci głowę

Pan Mei zmarł na skutek roztrzaskania czaszki, dlatego też pismacy z kancelarii utrzymują, że ostatnia linijka nawiązuje do jego wypadku.

– W czasach takich jak obecne – rzekł zaniepokojony sędzia Di – ludzie dają wiarę najdziwniejszym pogłoskom. Co zameldowali twoi strażnicy na temat ogólnej sytuacji?

– Nie jest najgorzej – odparł Chiao Tai. – Jak dotąd nie doszło do plądrowania magazynów żywności. Obyło się bez większych rabunków i aktów brutalności. Ma Joong i ja byliśmy przygotowani na poważne zamieszki, ponieważ niegodziwcy mają teraz idealne warunki. Przy komunalnym stosie spalającym ciała potrzeba wielu mężczyzn, więc musieliśmy zmniejszyć liczebność grup nocnych wartowników. A większość bogatych rodzin opuszczała miasto w takim pospiechu, że nie zadbano o to, by ich siedziby były odpowiednio pilnowane.

– Na dodatek – wtrącił się Tao Gan – ci, którzy zostali, odesłali większość służby, zachowując jedynie najpotrzebniejszych domowników. Miasto stało się istnym rajem dla złodziei! Na szczęście jednak rabusie nie korzystają z sytuacji.

– Nie dajmy się zwieść chwilowemu spokojowi, moi przyjaciele! – rzekł sędzia z powagą. – Na razie ludzie są sparaliżowani strachem, ale ten strach w każdej chwili może się przekształcić w nieokiełznaną panikę. A wtedy w całym mieście zaczną się gwałty i rzezie.

– Brat Ma i ja wprowadziliśmy niezły system alarmowy, panie sędzio – szybko powiedział Chiao Tai. – Nasi strażnicy zajmują strategiczne punkty na starym i nowym mieście. Są to małe posterunki, ale wszyscy oficerowie są starannie dobrani. Tuszę, że stłumimy rozruchy w zarodku. A ponieważ wprowadzenie stanu wyjątkowego pozwala na stosowanie doraźnego trybu sądzenia...

Sędzia Di uniósł dłoń.

– Słuchajcie! – wykrzyknął. – Czy w mieście nadal są śpiewacy uliczni?

Z ulicy poniżej dobiegł wysoki, niesamowicie brzmiący dziewczęcy głos, któremu akompaniowało brzdąkanie na jakimś instrumencie strunowym. Z trudem rozróżniali słowa:

Nie besztaj mnie,

Miła pani Luno,

Za to, że tak wcześnie

Zawarłam okno przed twą poświatą.

Lecz najsłodsza tęsknota

Nigdy nie jest...

Śpiew przerwał piskliwy wrzask przerażenia.

Sędzia Di dał Chiao Taiowi znak. Pułkownik pospiesznie ruszył ku schodom.ROZDZIAŁ TRZECI

Dziewczyna przycisnęła gitarę do odsłoniętej piersi i wrzasnęła po raz drugi. Czarny kaptur jednego z mężczyzn spadł, odsłaniając czerwoną opuchniętą twarz, poznaczoną wielkimi sinymi plamami. Uniósłszy długie ramiona w czarnych powiewających rękawach, zamachnął się na nią. Oszalała z przerażenia dziewczyna spojrzała w dół i w górę wąskiej, słabo oświetlonej ulicy. Raptem druga zakapturzona postać chwyciła pierwszą za rękaw. Zza rogu wyszedł szczupły mężczyzna w kosztownej szacie z niebieskiego brokatu. Dwie czarne postacie rozpłynęły się w mroku wąskiej bocznej alejki.

Dziewczyna pospieszyła ku mężczyźnie w niebieskiej szacie.

– Są zarażeni! Widziałam jego okropną twarz!

Mężczyzna poklepał ją po plecach smukłą wąską dłonią. Na jego bladej, ozdobionej kruczoczarnym wąsikiem i krótką kozią bródką twarzy pojawił się uśmiech rozbawienia. Na głowie miał kwadratowy czepiec z czarnego muślinu.

– Nie bój się mnie, moja droga – przemówił miłym głosem o kojącym brzmieniu. – Przy mnie nic ci nie grozi.

Dziewczyna się rozszlochała. Mężczyzna otaksował wzrokiem jej luźny, rozchylony na przodzie żakiet z wzorzystego zielonego brokatu i długą plisowaną spódnicę z wyblakłego czarnego jedwabiu. Następnie poprawił płaskie pudełko z czerwonej świńskiej skóry, które miał za pazuchą, i rzekł:

– Uspokój się. Jestem lekarzem.

Dziewczyna otarła łzy i po raz pierwszy dokładnie mu się przyjrzała. Sprawiał wrażenie sympatycznego jegomościa, który pomimo nieco przygarbionych ramion trzymał się dość dobrze.

– Przepraszam pana. Myślałam, że tutaj, tak blisko pałacu namiestnika, będę bezpieczna. Dzisiejszej nocy tak bardzo się wystraszyłam... Właśnie dochodziłam do siebie i zaczęłam sobie podśpiewywać, gdy ci dwaj okropni uprzątacze zwłok...

– Powinnaś być ostrożniejsza – przerwał jej mężczyzna. – Masz na lewej piersi paskudny siniec.

Dziewczyna pospiesznie okryła biust żakietem.

– To... to nic takiego – wyjąkała.

– Posmarujemy to odrobiną maści. Zajmę się tobą, moja droga. Jesteś bardzo młoda, prawda? Masz jakieś siedemnaście lat, jak sądzę.

Skinęła głową.

– Bardzo panu dziękuję, panie doktorze. Lepiej już sobie pójdę i...

Szybko podszedł bliżej i położył dłoń na jej ramieniu. Nachylając się ku niej, rzekł:

– Masz słodką twarzyczkę. – Szarpnęła się do tyłu, ale on otoczył jej plecy ramieniem. – Nie, nie. Pójdziesz ze mną, kochaneczko. Zaufaj mi. Doktor Liu dobrze się tobą zajmie. I zapłacę ci srebrem... być może!

Odepchnęła go.

– Daj mi spokój! Nie jestem ulicznicą. Jestem...

– Nie udawaj świętoszka, moja droga! – powiedział ostro.

Usiłowała mu się wywinąć. Poły jej żakietu znów się rozchyliły.

– Puść mnie! – krzyknęła.

Mężczyzna lewą dłonią mocno uchwycił ją za kołnierz, a prawą brutalnie ścisnął jej pierś. Dziewczyna wydała przenikliwy okrzyk bólu.

Na bruku zadźwięczały podbite żelazem buty.

– Hej, tam! – zakrzyknął srogi głos. – Co się dzieje?

Lekarz szybko puścił dziewczynę, która zerknęła na ogromnego mężczyznę w spiczastym hełmie, zacisnęła dłoń na gitarze, uniosła długą spódnicę i rzuciła się do ucieczki. Poprzez rozcięcie spódnicy Chiao Tai dostrzegł jej nagie udo.

– Czy lekarz nie może spokojnie pełnić swoich zawodowych obowiązków? – gniewnie zapytał szczupły mężczyzna. – Myślałem, panie oficerze, że tym plugawym stworzeniom z rynsztoka nie wolno włóczyć się po ulicach!

Chiao Tai obejrzał się przez ramię na dwóch strażników pałacu, którzy mu towarzyszyli, i dał im znak, by wrócili do bramy. Następnie wsunął kciuki za pas i spojrzał na lekarza taksującym wzrokiem.

– Nazwisko! – rozkazał stanowczo.

– Doktor Liu, mieszkam we wschodniej części tej dzielnicy. Muszę zameldować, że ta kobieta mi się naprzykrzała, ale ponieważ spieszy mi się, nie będę...

– Doktor Liu, powiada pan, hę? No, dobrze. Chce pana widzieć przewodniczący sądu najwyższego.

– To dla mnie wielki honor, panie pułkowniku. Czy jutrzejszy ranek...

– Pójdzie pan do jego biura bezzwłocznie, doktorze.

– Jestem w drodze do chorego pacjenta, panie pułkowniku. Możliwe, że zapadł na tę chorobę, a jest bardzo ważną osobistością. On...

– Tak czy siak, wszyscy mrą jak szczury, bez względu na to, czy są ważnymi osobistościami. Za mną!ROZDZIAŁ CZWARTY

Chiao Tai ruszył po marmurowych stopniach na taras położony na ostatnim piętrze pałacu. Szedł powoli, bowiem tego ranka był na nogach od wczesnego ranka. Doktor Liu postępował za nim.

Sędzia Di siedział przy stole pochylony nad wielką mapą. Obok niego stał Tao Gan, trzymając w dłoni plik papierów. Chiao Tai zasalutował, a lekarz ukląkł na najwyższym stopniu schodów.

– Krzyczała śpiewaczka uliczna, panie sędzio – zameldował Chiao Tai. – Ten, tutaj, człowiek twierdzi, że go napastowała. To doktor Liu, którego chciał pan widzieć.

Sędzia spojrzał przelotnie na klęczącego mężczyznę.

– Gdzie jest ta kobieta? – zapytał.

– Uciekła, panie sędzio.

– Ach, tak. – Sędzia odchylił się na oparcie fotela. – Możesz wstać! – zwrócił się do lekarza.

Liu szybko się podniósł i wkroczył na taras. Skłonił się nisko przed stołem sędziego Di, z szacunkiem splatając ręce ukryte w długich brokatowych rękawach. Sędzia Di, milcząc, przypatrywał mu się przez dłuższą chwilę, powoli gładząc bokobrody. Wreszcie zapytał:

– Co się właśnie wydarzyło na ulicy, doktorze?

– Szedłem do pacjenta, panie sędzio, niosąc pudełko z proszkami i receptami. – Liu wyjął zza pazuchy płaskie czerwone pudełko i pokazał je sędziemu. – Kiedy wyszedłem zza rogu, zobaczyłem kobietę, na którą napadli dwaj mężczyźni w czerni, zatrudnieni przy usuwaniu ciał. Gdy przepędziłem owych nędzników, kobieta mnie zaczepiła. Okazało się, że to prostytutka. Zamiast mi podziękować, narzucała mi się, panie sędzio! Gdy powiedziałem, by mi dała spokój, chwyciła mnie za rękaw i nie pozwalała odejść. Musiałem ją tedy odepchnąć, a ona podniosła raban. Ma się rozumieć, zamierzała urządzić scenę, aby wyłudzić ode mnie pieniądze. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności właśnie wtedy nadszedł pułkownik i dziewczyna uciekła.

Chiao Tai otworzył usta, by coś powiedzieć, ale sędzia Di pokręcił głową.

– Pragnąłem się z tobą spotkać, doktorze – przyjaźnie zwrócił się do Liu – aby usłyszeć coś więcej na temat zgonu kupca Mei. Poinformowano mnie, że byłeś tam wtedy obecny.

Liu ze smutkiem pokręcił głową.

– Nie, panie sędzio. Nie byłem świadkiem nieszczęśliwego wypadku. Ogromna strata, nie tylko dla...

– Koroner powiedział, że tam byłeś! – ostro przerwał sędzia Di.

– Faktycznie byłem w rezydencji Mei, panie sędzio. W zachodnim skrzydle, mówiąc dokładnie. Wypadek zdarzył się w innym miejscu zabudowań, to jest w skrzydle wschodnim.

– W takim razie opowiedz mi wszystko, co wiesz!

– Oczywiście, panie sędzio. Pan Mei wezwał mnie wczesnym wieczorem, zaraz po siódmej. Chciał, żebym zbadał jego zarządcę. Starzec jak zwykle wypełniał swoje obowiązki, ale pół godziny wcześniej źle się poczuł i pan Mei kazał mu natychmiast położyć się do łóżka. W takich czasach każdy jest skłonny podejrzewać... najgorsze. Zbadałem pacjenta, ale stwierdziłem jedynie niewielką gorączkę, co o tej porze roku nie jest czymś niezwykłym. Potem pan Mei zaprosił mnie, bym spożył z nim kolację. Wobec tego, że zarządca domu zachorował, a reszta służby została odesłana do położonej w górach willi, usługiwała nam pani Mei. Muszę przyznać, że będąc obsługiwanym przez samą panią domu, czułem się nader zakłopotany... Hm, od stołu wstaliśmy około dziewiątej i pan Mei oznajmił, że pójdzie do biblioteki, która mieści się na piętrze we wschodnim skrzydle rezydencji. Powiedział, że trochę poczyta, a potem prześpi się na tamtejszej kanapie. „Masz za sobą ciężki dzień – zwrócił się do żony. – Wyśpij się dobrze w głównej sypialni”. Pan Mei zawsze bardzo liczył się z innymi, panie sędzio. Zawsze.

Liu westchnął, po czym mówił dalej:

– Po rozstaniu się z panem Mei, wychodząc z rezydencji, zajrzałem do pokoju zarządcy, który mieści się tuż przy głównej bramie, i z zaniepokojeniem stwierdziłem, że gorączka rośnie. Natychmiast podałem mu lekarstwo kojące, a potem usiadłem przy jego łóżku, aby zaczekać, aż medykament podziała. W ogromnej rezydencji, która normalnie tętniła życiem, panowała martwa cisza. Pomyślałem, że to wręcz niesamowite. Nagle usłyszałem wrzask kobiety dochodzący z wschodniego skrzydła. Wybiegłem na zewnątrz i na centralnym dziedzińcu natknąłem się na panią Mei. Była w okropnym stanie. Ona...

– O której godzinie?

– Dochodziła dziesiąta, panie sędzio. Pani Mei, szlochając, powiedziała mi, że właśnie znalazła męża leżącego u stóp marmurowych schodów w westybulu. Był martwy. Prowadząc mnie tam, wyjaśniła, że miała zamiar pójść na górę do biblioteki, aby, nim się położy, sprawdzić, czy mąż czegoś nie potrzebuje. Wszakże, kiedy weszła do westybulu, zobaczyła go leżącego na podłodze. Wrzeszcząc, pobiegła do głównej bramy, mając nadzieję, że zarządca domu ozdrowiał wystarczająco, by...

– Przyjmijmy, że tak było. Zbadałeś ciało?

– Tylko pobieżnie, panie sędzio. Pan Mei uderzył głową w spiczasty słupek poręczy po lewej stronie u dołu schodów. Od razu stwierdziłem, że kość czołowa jest zmiażdżona. Zgon nastąpił na miejscu. Pan Mei musiał doznać udaru, zaczynając schodzić po stromych stopniach, ponieważ zobaczyłem zgaszoną świecę leżącą u szczytu schodów oraz jeden z jego pantofli w połowie schodów. Szczerze mówiąc, panie sędzio, należało się tego spodziewać. Ostatnio pan Mei uskarżał się na dotkliwe bóle głowy. Ostrzegałem go, by odpoczął, bo, bądź co bądź, ma już pod siedemdziesiątkę. Ale on nie zważał na moje słowa. Upierał się przy tym, by dzień w dzień, od świtu do nocy, osobiście nadzorować dystrybucję żywności. I cierpliwie wysłuchiwać lamentów tych hałaśliwych ludzi! Tak bardzo liczył się z innymi! Wielki filantrop. Jego śmierć to wielka strata, panie sędzio!

– O, tak. Co zrobiłeś potem?

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: