- W empik go
Sędzia Di i czerwony pawilon - ebook
Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
8 października 2021
Ebook
19,99 zł
Audiobook
24,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Sędzia Di i czerwony pawilon - ebook
Choć nazwa „Rajska Wyspa" przywodzi na myśl wyłącznie pozytywne skojarzenia, w tym właśnie miejscu sędzia Di będzie musiał zmierzyć się z następną niezwykle trudną kryminalną historią. Di poznaje zatem koleje losów okrutnej kurtyzany oraz dzieje zbrodni, która miała miejsce trzy dekady wcześniej.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-268-7113-5 |
Rozmiar pliku: | 329 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
OSOBY
Należy wyjaśnić, że w tradycji chińskiej nazwisko – tutaj wypisane drukowanymi literami – poprzedza imię osoby.
_Główni bohaterowie:_
DI Ren Jie. Sędzia pokoju w okręgu Poo-yang, w prowincji Kiangsu. Tutaj zwany „sędzią Di” lub „sędzią”. W niniejszej powieści przejeżdża przez Rajską Wyspę, miejsce służące rozrywce położone w sąsiednim okręgu Chin-hwa
MA Joong. Jeden z przybocznych sędziego Di, który towarzyszy mu w podróży
LO Kwang-choong. Sędzia pokoju w okręgu Chin-hwa
_Osoby związane ze_ „_Sprawą bezdusznej kurtyzany_”:
Jesienny Księżyc. Słynna kurtyzana, Królowa Kwiatów na Rajskiej Wyspie
Srebrzysta Wróżka. Kurtyzana drugiej kategorii
KIA Yu-po. Student literatury
_Osoby związane ze_ „_Sprawą kochliwego akademika_”:
LI Lien. Młody naukowiec i urzędnik, niedawno mianowany członkiem Akademii Cesarskiej
LI Wei-djing. Jego ojciec, emerytowany cenzor cesarski
FENG Dai. Naczelnik zarządzający Rajską Wyspą oraz właściciel kasyn gry i domów publicznych
Jadeitowy Pierścień. Jego córka
_Osoby związane ze_ „_Sprawą nieszczęśliwych kochanków_”:
TAO Pan-te. Właściciel restauracji i winiarni na Rajskiej Wyspie TAO Kwang. Jego ojciec, który zmarł przed trzydziestoma laty WEN Yuan. Właściciel antykwariatów oraz sklepów z pamiątkami na Rajskiej Wyspie
Panna LING. Niewidoma kurtyzana, która zarabia na życie, udzielając lekcji muzyki
_Inni_:
Krab specjalni konstable naczelnika Fenga
Krewetka specjalni konstable naczelnika FengaROZDZIAŁ PIERWSZY
– Trwające w tym miesiącu obchody Święta Zmarłych sprawiają, że mamy tu teraz najruchliwszy okres w ciągu lata – powiedział korpulentny właściciel zajazdu. A potem dodał: – Przykro mi, proszę pana.
Z niekłamanym żalem spoglądał na wysokiego brodatego mężczyznę, który stał przed kontuarem. Chociaż podróżnik miał na sobie zwyczajną brązową szatę, a czarne nakrycie głowy nie nosiło żadnych insygniów wskazujących na wysoką rangę, jego władczy sposób bycia świadczył, że jest wysokim urzędnikiem, czyli gościem, od którego można by pobrać pokaźną opłatę za nocleg.
Na surowej twarzy brodatego mężczyzny pojawił się wyraz niez. Ocierając pot z czoła, zwrócił się do krzepkiego jegomościa, który mu towarzyszył:
– Zapomniałem o obchodach Święta Zmarłych! A przecież widziałem ołtarze po obu stronach drogi. To już trzeci zajazd, w którym bezskutecznie poszukujemy miejsca, lepiej udajmy się prosto do miasta Chin-hwa. O której tam dotrzemy?
Jego towarzysz wzruszył szerokimi ramionami.
– Trudno powiedzieć, panie sędzio. Nie znam zbyt dobrze północnej części okręgu Chin-hwa, a ciemności nie ułatwiają podróży. Musimy także przekroczyć dwa albo trzy kanały. Możliwe, że dojedziemy do miasta około północy, jeśli będziemy mieli szczęście i złapiemy promy.
Stary służący, który przycinał świecę stojącą na kontuarze, pochwycił wzrok właściciela i przemówił wysokim, piskliwym głosem:
– A może by wynająć Czerwony Pawilon?
Właściciel zajazdu potarł zaokrąglony podbródek i rzekł z powątpiewaniem:
– To, rzecz jasna, piękny apartament. Okna wychodzą na zachód, więc w środku przez całe lato panuje miły chłód. Ale nie wywietrzono pokoi i...
– Jeżeli są wolne, biorę! – pospiesznie przerwał brodaty mężczyzna. – Jesteśmy w drodze od wczesnego ranka. – A potem dodał, zwracając się do towarzysza: – Przynieś nasze sakwy i oddaj konie stajennemu!
– Rzecz jasna, jest pan mile widziany w Czerwonym Pawilonie – podjął właściciel zajazdu – ale muszę pana poinformować, że...
– Chętnie zapłacę więcej! – stanowczo przerwał mu brodaty mężczyzna. – Proszę mi podać rejestr gości!
Właściciel otworzył opasły wolumin na stronie opisanej „Dwudziesty ósmy dzień siódmego miesiąca” i podsunął go gościowi. Ten zwilżył pędzelek roztartym na kamieniu tuszem i napisał zamaszyście: „Di Ren Jie, sędzia pokoju okręgu Poo-yang, w drodze powrotnej ze stolicy. Towarzyszy mu przyboczny Ma Joong”. Gdy oddawał księgę właścicielowi, jego wzrok padł na wypisaną na okładce dwoma znakami nazwę zajazdu: „Nieustający Błogostan”.
– Wielki to zaszczyt gościć u nas sędziego pokoju sąsiedniego okręgu! – powiedział służalczo właściciel zajazdu. A potem, spoglądając na plecy odchodzących, mruknął pod nosem: – Niezręczna sytuacja! Ten sędzia słynie ze wścibstwa. Mam nadzieję, że nie odkryje... – Zaniepokojony pokręcił głową.
Stary służący poprowadził sędziego na środkowy podwórzec, otoczony dużymi piętrowymi budynkami. Zza oświetlonych okien o papierowych szybach dochodziły podniesione głosy i donośne wybuchy śmiechu. – Wszystko zajęte, każdziutki pokój! – mamrotał siwobrody służący, wiodąc sędziego przez ozdobną bramę w głębi podwórca.
Znaleźli się w uroczym, otoczonym murem, ogrodzie. Na pięknie rozmieszczonych kwitnących krzewach oraz na nieruchomej powierzchni sadzawki dla złotych rybek lśniła księżycowa poświata. Sędzia Di otarł twarz długim rękawem; nawet na powietrzu panowały upał i duchota. Z domu po prawej stronie dobiegały odgłosy śmiechu i śpiewów oraz brzdąkanie instrumentów strunowych.
– Wcześnie tu zaczynają – zauważył.
– Na Rajskiej Wyspie tylko rankiem nie słychać dźwięków muzyki, proszę pana! – z dumą powiedział starzec. – Wszystkie domy są czynne już przed południem. A potem późne drugie śniadanie łączy się z wczesnym obiadem, a późny obiad z wczesną kolacją. Wszędzie można też dostać śniadanie następnego ranka. Przekona się pan, że Rajska Wyspa to miejsce tętniące życiem!
– Mam nadzieję, że w moim apartamencie będzie spokojnie. Odbyłem dzisiaj wyczerpującą podróż, a jutro rano wyruszam w dalszą drogę. Chcę się wcześnie położyć. Spodziewam się, że w pokojach panuje cisza.
– O, tak, proszę pana, panuje tam wielki spokój! – wymamrotał siwobrody. Przyspieszył kroku i wprowadził sędziego do długiego, pogrążonego w półmroku korytarza. Na jego końcu znajdowały się wysokie drzwi.
Stary służący uniósł lampion i światło padło na płytki pokryte kunsztownymi wzorami wyciętymi w drewnie i obficie udekorowane złotą laką. Otwierając ciężkie drzwi, służący powiedział:
– Ten apartament jest usytuowany w głębi zajazdu, proszę pana. Roztacza się z niego piękny widok na park. Jest tu bardzo spokojnie.
Wprowadził sędziego do małego przedpokoju, po obu stronach były drzwi. Służący odsunął zasłonę na drzwiach po prawej stronie i pierwszy wszedł do przestronnego pokoju. Skierował się prosto do stojącego pośrodku stołu i zapalił dwie świece w srebrnym lichtarzu, następnie otworzył drzwi i okno w głębi pokoju.
Sędzia Di zauważył, że powietrze w pomieszczeniu jest raczej stęchłe, ale pokój sprawia wrażenie dość wygodnego. Stół i cztery krzesła o wysokich oparciach wykonano z rzeźbionego drewna sandałowego, zachowując jego naturalną barwę, a później wypolerowano, tak by błyszczało. Pod ścianą po prawej stronie stała kanapa, a naprzeciwko niej ustawiono elegancką toaletkę. Wszystkie meble były antyczne i wykonane z takiego samego drewna, co kanapa. Ściany przyozdobiono zwojami papieru, na których widniały piękne malowidła przedstawiające ptaki i kwiaty. Sędzia spostrzegł, że drzwi w głębi wychodzą na szeroką werandę, otoczoną z trzech stron pędami wistarii, zwisającymi z umieszczonych powyżej bambusowych treliaży. Przed werandą i pod nią rosły gęste i wysokie krzewy, a dalej rozciągał się rozległy park oświetlony lampionami przymocowanymi do rozwieszonych pomiędzy wysokimi drzewami girland barwnego jedwabiu. Jeszcze dalej wznosił się piętrowy budynek, częściowo przysłonięty zielonym listowiem. Jeśli pominąć dźwięki dochodzącej z niego przytłumionej muzyki, w pomieszczeniu panowała cisza.
– To jest salon, proszę pana – powiedział starzec służalczym tonem. – Sypialnia znajduje się po przeciwnej stronie.
Zaprowadził sędziego z powrotem do przedpokoju i, posługując się kluczem o wielce skomplikowanym kształcie, otworzył ciężkie drzwi po lewej stronie.
– Po cóż taki skomplikowany zamek? – zapytał sędzia Di. – Wewnętrzne drzwi rzadko miewają zamki. Boicie się złodziei?
Stary sługa uśmiechnął się nieśmiało.
– Tutejsi goście cenią sobie... hm... prywatność, proszę pana! – Zachichotał, po czym pospiesznie dodał: – Niedawno zamek został wyłamany, ale zastąpiono go nowym tego samego kształtu, który można otwierać zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz.
Okazało się, że sypialnia jest umeblowana równie luksusowo. Po lewej stronie stało ogromne łoże z baldachimem. Przed nim ustawiono stół i krzesła, a po przeciwnej stronie umieszczono umywalnię i toaletkę. Wszystkie meble wykonano z pokrytego rzeźbami sandałowego drewna polakierowanego na jaskrawoczerwony kolor. Zasłony wokół łoża były z ciężkiego czerwonego brokatu, a podłogę przykrywał gruby czerwony dywan. Gdy służący otworzył okiennice zasłaniające pojedyncze okno w głębi pokoju, sędzia ujrzał ciężkie żelazne kraty, a poprzez nie park otaczający zajazd.
– Przypuszczam, że ten apartament nosi nazwę Czerwony Pawilon, ponieważ cała sypialnia utrzymana jest w odcieniach czerwieni. Mam rację?
– Tak, proszę pana. Pawilon liczy sobie już osiemdziesiąt lat. Tyle samo, ile zajazd. Zaraz przyślę pokojówkę z herbatą. Czy pan sędzia zje kolację na mieście?
– Nie. Podaj mi wieczorny ryż tutaj, w apartamencie.
Gdy wrócili do salonu, nadszedł Ma Joong niosący dwie wielkie sakwy podróżne. Siwobrody zniknął bezszelestnie, stąpając na filcowych podeszwach. Ma Joong otworzył sakwojaże i jął układać szaty sędziego na kanapie. Jego szeroka twarz o ciężkich policzkach była gładko wygolona z wyjątkiem krótkich wąsików. Dawniej Ma Joong był rozbójnikiem, ale przed kilkoma laty nawrócił się ze złej drogi i wstąpił na służbę u sędziego Di. Jako znawca sztuki walki na pięści oraz zapasów okazał się wielce użyteczny, pomagając sędziemu aresztować brutalnych przestępców oraz wykonując rozmaite niebezpieczne zadania.
– Możesz spać tutaj, na kanapie – oznajmił mu sędzia. – To tylko jeden nocleg, a dzięki temu zaoszczędzisz sobie trudu poszukiwania pokoju na mieście.
– Och, z pewnością znajdę sobie jakieś miejsce! – beztrosko odparł przyboczny.
– Jeśli nie przepuścisz wszystkich pieniędzy na wino i kobiety! – rzekł sędzia Di cierpkim tonem. – Rajska Wyspa prosperuje dzięki hazardowi i prostytucji. Wiedzą tu, jak wydoić klienta!
– Ale nie mnie! – odparł Ma Joong, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. – A swoją drogą, dlaczego to miejsce nosi nazwę wyspy?
– Ze wszystkich stron jest otoczone ciekami wodnymi, ma się rozumieć. Ale nie zmieniaj tematu! Pamiętasz nazwę największego mostu, który tutaj prowadzi, Ma Joong? Zwą go Mostem Przemiany Dusz, ponieważ rozgrzana atmosfera Rajskiej Wyspy zmienia każdego, kto tutaj przybędzie, w lekkomyślnego utracjusza! A ty masz sporo do wydania. Spadek, który otrzymałeś po wuju ze stolicy, wynosi, jak mniemam, dwie sztabki złota.
– Faktycznie! Ale nie tknę tego złota, panie sędzio! Na stare lata nabędę za nie niewielki dom i łódź w mojej rodzinnej wiosce. Oprócz złota mam jeszcze dwie sztuki srebra i z nimi popróbuję szczęścia!
– Nie zapomnij stawić się tutaj jutrzejszego ranka przed śniadaniem. Jeżeli wyruszymy wcześnie, przemierzymy północną część okręgu Chin-hwa w ciągu czterech godzin i dotrzemy do miasta Chin-hwa około południa. Gdy się tam znajdziemy, złożę grzecznościową wizytę memu staremu przyjacielowi, sędziemu pokoju Lo. Nie mogę przejechać przez jego okręg, nie wstąpiwszy do niego. Potem wyruszymy w powrotną drogę do Poo-yang.
Ma Joong skłonił się i życzył sędziemu dobrej nocy. Kiedy mijał po drodze młodą urodziwą pokojówkę, która niosła sędziemu tacę z herbatą, mrugnął do niej porozumiewawczo.
– Wypiję herbatę na werandzie – oznajmił sędzia Di. – Możesz mi tam podać także wieczorny ryż, gdy już będzie gotowy.
Pokojówka się oddaliła, a sędzia Di wyszedł na werandę. Usadowił się na bambusowym krześle, które stało przy okrągłym stoliku. Wyprostował długie nogi i popijając gorącą herbatę, pomyślał z zadowoleniem, że podczas dwutygodniowego pobytu w stolicy wszystkie sprawy udało się pomyślnie załatwić. Został tam wezwany przez sąd stołeczny, aby złożyć szczegółowe wyjaśnienia dotyczące sprawy buddyjskiej świątyni w jego okręgu, którą rozwiązał przed rokiem. Teraz chciał jak najszybciej wrócić do domu. Niestety, na skutek powodzi musiał zboczyć z drogi i przejechać przez okręg Chin-hwa, przez co podróż się przedłużyła, na szczęście tylko o jeden dzień. Chociaż frywolna atmosfera Rajskiej Wyspy działała na niego odstręczająco, cieszył się, że znalazł spokojne miejsce na nocleg w takim luksusowym zajeździe. Marzyła mu się kąpiel, prosta kolacja i nocny odpoczynek.
Miał się właśnie wygodnie odchylić na oparcie krzesła, gdy nagle zesztywniał. Doznał niemiłego uczucia, że ktoś mu się przygląda. Obrócił się w krześle i szybko zlustrował salon. Był pusty. Sędzia wstał i przeszedłszy do zakratowanego okna Czerwonego Pokoju, zajrzał do wnętrza pomieszczenia. W nim także nie było nikogo. Następnie sędzia zbliżył się do balustrady i obejrzał gęste krzewy rosnące wzdłuż podwyższenia, na którym znajdowała się weranda. W panującym tam mroku nie dojrzał niczego. Poczuł jednakże przykrą woń przywodzącą na myśl butwiejące liście. Usiadł na powrót. Z pewnością padł ofiarą własnej wyobraźni.
Przysunąwszy krzesło bliżej balustrady, spoglądał na park, gdzie kolorowe lampiony umieszczone pośród listowia oferowały piękny widok. Lecz nie potrafił przywołać poprzedniego nastroju wygody i odprężenia. Nieruchome, gorące powietrze działało przytłaczająco, pusty park zdawał się teraz emanować wrogą atmosferę grozy.
Usłyszawszy szelest liści, obejrzał się gwałtownie. Dostrzegł niewyraźną sylwetkę dziewczyny stojącej w końcu werandy, na wpół zasłoniętą przez zwisające nisko pęki niebieskich kwiatów wistarii. Uspokojony, zwrócił wzrok w stronę parku i rzekł:
– Postaw tacę z kolacją na tym małym stole, dobrze?
Odpowiedział mu cichy śmiech. Zdziwiony obejrzał się znowu. Nie była to pokojówka, której się spodziewał, lecz wysoka dziewczyna w długiej szacie z cieniutkiego białego muślinu. Jej lśniące włosy luźno spływały na ramiona.
– Przepraszam – powiedział sędzia trochę zmieszany. – Myślałem, że to pokojówka.
– Taka pomyłka nie bardzo mi pochlebia! – zauważyła dziewczyna. Miała miły, kulturalnie brzmiący głos. Schyliła się i wyszła spod wistarii. Teraz sędzia zauważył, że w balustradzie werandy znajduje się bramka, prawdopodobnie u szczytu schodów, prowadzących od ścieżki biegnącej wzdłuż budynków zajazdu. Gdy dziewczyna podeszła bliżej, sędzia stwierdził, że jest uderzająco piękna. Miała pociągającą owalną twarz z subtelnie wykrojonym nosem i ogromnymi wyrazistymi oczami, a wilgotny muślin lgnący do jej nagiego ciała w żenujący sposób ukazywał zmysłowe kształty i gładką białą skórę. Kołysząc trzymanym w dłoni kwadratowym pudełkiem na przybory toaletowe, stanęła zwrócona plecami do balustrady i zmierzyła sędziego wyzywającym spojrzeniem.
– Ty także się pomyliłaś – powiedział sędzia Di poirytowany. – Tak się składa, że to jest prywatny apartament!
– Prywatny apartament? Mój drogi panie, dla mnie nic takiego nie istnieje na tej wyspie!
– Kim jesteś?
– Jestem Królową Kwiatów Rajskiej Wyspy.
– Ach, tak – powoli odparł sędzia.
Gładząc brodę, rozważał niezręczną sytuację, w której się znalazł. Wiedział, że w słynnych miejscowościach służących rozrywce specjalny komitet składający się z wybitnych osobistości corocznie wybiera najpiękniejszą i najznakomitszą kurtyzanę na Królową Kwiatów. Taka kobieta zajmuje wysoką pozycję w eleganckim towarzystwie, dyktuje modę i nadaje ton frywolnemu światkowi „kwiatów i wierzb”. Pomyślał, że musi się pozbyć tej skąpo odzianej kobiety w taki sposób, by jej nie obrazić.
– Jakimż to szczęśliwym okolicznościom moja osoba zawdzięcza taki nieoczekiwany zaszczyt? – zapytał uprzejmie.
– To czysty przypadek. Właśnie wracam z dużej łaźni, mieszczącej się po przeciwnej stronie parku. Przechodzę tędy, gdyż przez tę werandę prowadzi skrót do ścieżki biegnącej wzdłuż zajazdu do pawilonu, który zajmuję. Za piniami po lewej stronie. Myślałam, że apartament jest pusty.
Sędzia spojrzał na nią badawczo.
– Miałem wrażenie, że obserwowałaś mnie przez pewien czas – powiedział.
– Nie mam w zwyczaju obserwować ludzi. To oni patrzą na mnie. – Przemawiała wyniośle, ale sprawiała wrażenie nagle zaniepokojonej. Rzuciwszy okiem na otwarte drzwi salonu, spytała, marszcząc brwi:
– Dlaczego wpadł pan na niedorzeczny pomysł, że pana obserwowałam?
– Po prostu doznałem niesprecyzowanego uczucia, że ktoś mi się przygląda.
Dziewczyna zebrała w palcach szatę i przycisnęła ją do gibkiego ciała.
– To dziwne. Ja także miałam takie wrażenie, gdy się tutaj zbliżałam. – Zamilkła, a potem się opanowała i dodała żartobliwym tonem: – Nie mam nic przeciwko temu, przywykłam do tego, że ludzie mnie śledzą!
Roześmiała się dźwięcznie i perliście. Nagle zamilkła i pobladła. Sędzia szybko się obejrzał. On także usłyszał niesamowity chichot rozbrzmiewający równocześnie z jej śmiechem. Wydawało mu się, że docierał zza zakratowanego okna sypialni. Dziewczyna przełknęła ślinę i zapytała głosem pełnym napięcia:
– Kto jest w Czerwonym Pokoju?
– Nikogo tam nie ma.
Dziewczyna szybko spojrzała w obie strony, a potem odwróciła się i popatrzyła na piętrowy budynek w parku. Muzyka umilkła i rozległy się oklaski, a potem wybuchy wesołości.
– Wygląda na to, że dobrze się tam bawią – powiedział od niechcenia sędzia Di, aby przerwać niezręczne milczenie.
– To restauracja w parku. Na dole podają doskonałe jedzenie. Piętro jest zarezerwowane dla... przyjemności bardziej intymnych.
– Rozumiem. Cóż, miło mi, że szczęśliwe zrządzenie losu pozwoliło mi poznać najpiękniejszą kobietę na Rajskiej Wyspie. Tym bardziej żałuję, że będąc zajęty nocą i wyruszając jutro wczesnym rankiem w dalszą podróż, nie zobaczę cię więcej.
Najwyraźniej nie miała zamiaru odejść. Postawiła kasetkę z przyborami toaletowymi na podłodze, splotła ramiona nad głową i odchyliła się do tyłu, eksponując jędrne piersi o sterczących brodawkach, szczupłą talię oraz okrągłe biodra. Nie sposób było nie zauważyć, że całe ciało miała starannie wydepilowane, jak to miały w zwyczaju kurtyzany.
– Pozostało niewiele więcej do oglądania, prawda? – powiedziała spokojnie, gdy sędzia odwrócił wzrok. Przez chwilę cieszyła się jego pełnym zakłopotania milczeniem, a potem opuściła ręce i dodała tonem pełnym samozadowolenia: – Nie spieszy mi się. Dziś wieczorem wydają kolację na moją cześć. Ma po mnie przyjść mój oddany kochanek. Może poczekać. Niech mi pan opowie o sobie. Ma pan taką poważną minę i długą brodę. Przypuszczam, że jest pan oficjałem ze stolicy albo kimś w tym rodzaju.
– O, nie. Jestem zaledwie prowincjonalnym urzędnikiem. Niegodnym zaliczania się do grona twoich wybitnych wielbicieli! – Następnie wstał i dodał: – Nie ośmielę się zatrzymywać cię dłużej, a tobie z pewnością spieszno do domu, by się odziać.
Jej pełne czerwone wargi skrzywiły się w pogardliwym uśmiechu.
– Niech pan nie odgrywa roli pruderyjnego gościa! Widzę, jak pan na mnie spogląda. Nie ma sensu udawać, że nie pożąda pan tego, co widzi!
– Ze strony osoby tak niewiele znaczącej jak ja – odparł sędzia beznamiętnym tonem – pożądanie byłoby arogancją.
Królowa Kwiatów zmarszczyła brwi. Sędzia spostrzegł znamionujące okrucieństwo zmarszczki wokół jej ust.
– Faktycznie, byłoby arogancją! – rzekła gniewnie. – Na początku miałam wrażenie, że podoba mi się pański niedbały sposób bycia. Ale teraz zmieniłam zdanie. Nie interesuje mnie pan.
– Zasmucasz mnie.
Na jej policzki wystąpił pąsowy rumieniec. Odeszła od balustrady, podniosła pudełko na przybory toaletowe i warknęła:
– Jak śmiesz kpić sobie ze mnie, nędzny urzędniczyno? Przyjmij do wiadomości, że trzy dni temu słynny młody naukowiec ze stolicy zabił się tutaj z mojego powodu!
– Nie wygląda na to, że go opłakujesz!
– Gdybym miała żałować wszystkich głupców, którzy wpadli w kłopoty z mego powodu, byłabym w żałobie do końca życia! – powiedziała jadowicie.
– Lepiej nie wyrażaj się nierozważnie na temat śmierci i żałoby – ostrzegł ją sędzia Di. – Obchody Święta Zmarłych jeszcze trwają. Wrota w Zaświaty nadal stoją otworem, a dusze tych, co odeszli, wciąż są pośród nas.
Z ukrytego w parku domu dobiegły tony muzyki. Znów dał się słyszeć ów chichot, tym razem bardzo cichy. Zdawał się dobiegać z krzewów pod werandą. Twarz Królowej Kwiatów drgnęła.
– Mam dość tego okropnego miejsca! Dziękuję Niebiosom, że wkrótce je opuszczę, na zawsze. Pewien ważny oficjał i bogaty poeta w jednej osobie wykupi mnie. Potem zostanę żoną sędziego pokoju. Co pan na to powie?
– Tylko tyle, że ci gratuluję. I jemu także.
Skłoniła się lekko, najwyraźniej nieco udobruchana. Odwracając się, by odejść, rzekła:
– Jegomość faktycznie ma szczęście! Ale nie powiedziałabym tego o jego żonach. Natychmiast przepędzę je wszystkie z domu! Nie nawykłam do dzielenia się względami mężczyzny!
Odeszła w przeciwległy koniec werandy, kołysząc kształtnymi biodrami. Rozgarnęła pędy wistarii i zniknęła. Najwyraźniej były tam wiodące w dół schody. Pozostawiła za sobą woń kosztownych perfum.
Nieoczekiwanie zapach rozpłynął się w przyprawiającym o mdłości odorze zgnilizny. Docierał on spośród krzewów pod frontową częścią werandy. Sędzia wyjrzał za balustradę, a potem cofnął się niemile zaskoczony.
Wśród krzaków ujrzał przerażającą postać trędowatego żebraka. Jego wychudzone ciało okrywały brudne łachmany. Lewą stronę opuchniętej twarzy pokrywały cieknące rany, oko zniknęło. Drugie złowieszczo spoglądało na sędziego. Spod łachmanów ukazała się zdeformowana dłoń. Zamiast palców pozostało zaledwie kilka kikutów.
Sędzia Di pospiesznie sięgnął do rękawa po garść miedziaków. Nieszczęśni trędowaci zmuszeni byli żebrać, aby utrzymać się przy życiu i wieść marną egzystencję. Ale wargi trędowatego wykrzywił odrażający uśmiech. Żebrak wymamrotał coś, obrócił się i zniknął wśród drzew.ROZDZIAŁ DRUGI
Sędzia Di zadrżał wbrew sobie i wsunął miedziaki z powrotem do rękawa. Widok obrzydliwego wraka ludzkiego na miejscu doskonałego ciała kurtyzany ukazał się zbyt nagle.
– Przynoszę dobre nowiny! – odezwał się za nim radosny głos.
Sędzia Di obejrzał się z uśmiechem.
– Sędzia pokoju Lo przebywa na wyspie! – ciągnął Ma Joong z wielkim przejęciem. – Trzy ulice stąd zauważyłem grupę konstabli stojących przy dużym, urzędowo wyglądającym palankinie. Zapytałem ich, do jakiejż to wybitnej osobistości należy, a oni odparli, że do sędziego pokoju! Zatrzymał się tutaj przed kilkoma dniami, a dziś wieczorem powraca do miasta. Co prędzej zawróciłem, by powiadomić o tym pana sędziego!
– Doskonale! Zobaczę się z nim tutaj, dzięki czemu zaoszczędzę sobie podróży do miasta Chin-hwa. Będziemy w domu o dzień wcześniej, Ma Joong! Pospieszmy się, by go złapać, zanim opuści wyspę!
Obydwaj mężczyźni szybko wybiegli z Czerwonego Pawilonu i ruszyli do frontowej bramy zajazdu.
Po obu stronach zatłoczonej ulicy widać było jaskrawo oświetlone restauracje i kasyna. Ma Joong szedł, nie spuszczając oczu z balkonów. Tu i tam przy balustradzie widziało się bogato odziane młode kobiety, gwarzące lub chłodzące się od niechcenia barwnymi wachlarzami z jedwabiu. Panowały obezwładniający upał i wilgotna duchota.
Następna ulica była mniej gwarna. Wkrótce sędzia Di i Ma Joong znaleźli się wśród nieoświetlonych domów. Tylko przy ich bramach kołysały się pojedyncze lampiony, na których widniały dyskretne napisy wykonane drobnymi znakami, w rodzaju: „Pola Szczęśliwości”, „Siedziba Wonnej Elegancji” oraz inne nazwy wskazujące, że są to domy schadzek.
Sędzia Di pospiesznie wyszedł zza rogu. Przed imponującym zajazdem dwunastu muskularnych tragarzy umieszczało na ramionach drążki dużego palankinu. Obok stała grupa konstabli. Ma Joong zwrócił się do ich naczelnika:
– To jest sędzia pokoju Di z Poo-yang. Zaanonsujcie swemu panu przybycie jego dostojności!
Naczelnik konstabli nakazał tragarzom, by odstawili palankin na ziemię. Odsunął na bok zasłonę w oknie i wyszeptał coś do jego pasażera.
W drzwiach palankinu ukazała się pulchna postać sędziego pokoju Lo. Jego krągłe kształty oblekała elegancka szata z niebieskiego jedwabiu. Na głowie miał aksamitny czepiec nasadzony zawadiacko na bakier. Szybko zszedł po stopniach, skłonił się przed sędzią Di i wykrzyknął:
– Jakiż to szczęśliwy los przywiódł cię tutaj na Rajską Wyspę, starszy bracie? Właśnie potrzebuję kogoś takiego jak ty! Wspaniale, że znów cię widzę!
– Cała przyjemność po mojej stronie! Jestem tu w drodze powrotnej ze stolicy do Poo-yang. Zamierzałem jutro pojechać do miasta Chin-hwa, aby ci złożyć wyrazy uszanowania i podziękować za miłą gościnę, którą mi ofiarowałeś zeszłego roku!
– Nie ma o czym mówić! – wykrzyknął Lo. Jego krągła twarz ze spiczastymi wąsikami i cienką bródką zmarszczyła się w szerokim uśmiechu. – To zaszczyt dla mego okręgu, że dwie młode damy, które dla ciebie wynalazłem, pomogły ci nakryć tych podłych mnichów! Wielkie Nieba, Di, o sprawie buddyjskiej świątyni jest głośno w całej prowincji!
– Aż za głośno! – odparł sędzia Di z drwiącym uśmieszkiem. – Buddyjska klika nakłoniła stołeczny sąd, by wezwał mnie do stolicy, aby ponownie rozpatrzyć sprawę. Zadawano mi mnóstwo pytań, ale w końcu ich zadowoliłem. Wejdźmy do środka. Opowiem ci wszystko przy filiżance herbaty.
Lo szybko przystąpił do niego. Kładąc pulchną dłoń na ramieniu sędziego Di, rzekł cicho i konfidencjonalnie:
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
Należy wyjaśnić, że w tradycji chińskiej nazwisko – tutaj wypisane drukowanymi literami – poprzedza imię osoby.
_Główni bohaterowie:_
DI Ren Jie. Sędzia pokoju w okręgu Poo-yang, w prowincji Kiangsu. Tutaj zwany „sędzią Di” lub „sędzią”. W niniejszej powieści przejeżdża przez Rajską Wyspę, miejsce służące rozrywce położone w sąsiednim okręgu Chin-hwa
MA Joong. Jeden z przybocznych sędziego Di, który towarzyszy mu w podróży
LO Kwang-choong. Sędzia pokoju w okręgu Chin-hwa
_Osoby związane ze_ „_Sprawą bezdusznej kurtyzany_”:
Jesienny Księżyc. Słynna kurtyzana, Królowa Kwiatów na Rajskiej Wyspie
Srebrzysta Wróżka. Kurtyzana drugiej kategorii
KIA Yu-po. Student literatury
_Osoby związane ze_ „_Sprawą kochliwego akademika_”:
LI Lien. Młody naukowiec i urzędnik, niedawno mianowany członkiem Akademii Cesarskiej
LI Wei-djing. Jego ojciec, emerytowany cenzor cesarski
FENG Dai. Naczelnik zarządzający Rajską Wyspą oraz właściciel kasyn gry i domów publicznych
Jadeitowy Pierścień. Jego córka
_Osoby związane ze_ „_Sprawą nieszczęśliwych kochanków_”:
TAO Pan-te. Właściciel restauracji i winiarni na Rajskiej Wyspie TAO Kwang. Jego ojciec, który zmarł przed trzydziestoma laty WEN Yuan. Właściciel antykwariatów oraz sklepów z pamiątkami na Rajskiej Wyspie
Panna LING. Niewidoma kurtyzana, która zarabia na życie, udzielając lekcji muzyki
_Inni_:
Krab specjalni konstable naczelnika Fenga
Krewetka specjalni konstable naczelnika FengaROZDZIAŁ PIERWSZY
– Trwające w tym miesiącu obchody Święta Zmarłych sprawiają, że mamy tu teraz najruchliwszy okres w ciągu lata – powiedział korpulentny właściciel zajazdu. A potem dodał: – Przykro mi, proszę pana.
Z niekłamanym żalem spoglądał na wysokiego brodatego mężczyznę, który stał przed kontuarem. Chociaż podróżnik miał na sobie zwyczajną brązową szatę, a czarne nakrycie głowy nie nosiło żadnych insygniów wskazujących na wysoką rangę, jego władczy sposób bycia świadczył, że jest wysokim urzędnikiem, czyli gościem, od którego można by pobrać pokaźną opłatę za nocleg.
Na surowej twarzy brodatego mężczyzny pojawił się wyraz niez. Ocierając pot z czoła, zwrócił się do krzepkiego jegomościa, który mu towarzyszył:
– Zapomniałem o obchodach Święta Zmarłych! A przecież widziałem ołtarze po obu stronach drogi. To już trzeci zajazd, w którym bezskutecznie poszukujemy miejsca, lepiej udajmy się prosto do miasta Chin-hwa. O której tam dotrzemy?
Jego towarzysz wzruszył szerokimi ramionami.
– Trudno powiedzieć, panie sędzio. Nie znam zbyt dobrze północnej części okręgu Chin-hwa, a ciemności nie ułatwiają podróży. Musimy także przekroczyć dwa albo trzy kanały. Możliwe, że dojedziemy do miasta około północy, jeśli będziemy mieli szczęście i złapiemy promy.
Stary służący, który przycinał świecę stojącą na kontuarze, pochwycił wzrok właściciela i przemówił wysokim, piskliwym głosem:
– A może by wynająć Czerwony Pawilon?
Właściciel zajazdu potarł zaokrąglony podbródek i rzekł z powątpiewaniem:
– To, rzecz jasna, piękny apartament. Okna wychodzą na zachód, więc w środku przez całe lato panuje miły chłód. Ale nie wywietrzono pokoi i...
– Jeżeli są wolne, biorę! – pospiesznie przerwał brodaty mężczyzna. – Jesteśmy w drodze od wczesnego ranka. – A potem dodał, zwracając się do towarzysza: – Przynieś nasze sakwy i oddaj konie stajennemu!
– Rzecz jasna, jest pan mile widziany w Czerwonym Pawilonie – podjął właściciel zajazdu – ale muszę pana poinformować, że...
– Chętnie zapłacę więcej! – stanowczo przerwał mu brodaty mężczyzna. – Proszę mi podać rejestr gości!
Właściciel otworzył opasły wolumin na stronie opisanej „Dwudziesty ósmy dzień siódmego miesiąca” i podsunął go gościowi. Ten zwilżył pędzelek roztartym na kamieniu tuszem i napisał zamaszyście: „Di Ren Jie, sędzia pokoju okręgu Poo-yang, w drodze powrotnej ze stolicy. Towarzyszy mu przyboczny Ma Joong”. Gdy oddawał księgę właścicielowi, jego wzrok padł na wypisaną na okładce dwoma znakami nazwę zajazdu: „Nieustający Błogostan”.
– Wielki to zaszczyt gościć u nas sędziego pokoju sąsiedniego okręgu! – powiedział służalczo właściciel zajazdu. A potem, spoglądając na plecy odchodzących, mruknął pod nosem: – Niezręczna sytuacja! Ten sędzia słynie ze wścibstwa. Mam nadzieję, że nie odkryje... – Zaniepokojony pokręcił głową.
Stary służący poprowadził sędziego na środkowy podwórzec, otoczony dużymi piętrowymi budynkami. Zza oświetlonych okien o papierowych szybach dochodziły podniesione głosy i donośne wybuchy śmiechu. – Wszystko zajęte, każdziutki pokój! – mamrotał siwobrody służący, wiodąc sędziego przez ozdobną bramę w głębi podwórca.
Znaleźli się w uroczym, otoczonym murem, ogrodzie. Na pięknie rozmieszczonych kwitnących krzewach oraz na nieruchomej powierzchni sadzawki dla złotych rybek lśniła księżycowa poświata. Sędzia Di otarł twarz długim rękawem; nawet na powietrzu panowały upał i duchota. Z domu po prawej stronie dobiegały odgłosy śmiechu i śpiewów oraz brzdąkanie instrumentów strunowych.
– Wcześnie tu zaczynają – zauważył.
– Na Rajskiej Wyspie tylko rankiem nie słychać dźwięków muzyki, proszę pana! – z dumą powiedział starzec. – Wszystkie domy są czynne już przed południem. A potem późne drugie śniadanie łączy się z wczesnym obiadem, a późny obiad z wczesną kolacją. Wszędzie można też dostać śniadanie następnego ranka. Przekona się pan, że Rajska Wyspa to miejsce tętniące życiem!
– Mam nadzieję, że w moim apartamencie będzie spokojnie. Odbyłem dzisiaj wyczerpującą podróż, a jutro rano wyruszam w dalszą drogę. Chcę się wcześnie położyć. Spodziewam się, że w pokojach panuje cisza.
– O, tak, proszę pana, panuje tam wielki spokój! – wymamrotał siwobrody. Przyspieszył kroku i wprowadził sędziego do długiego, pogrążonego w półmroku korytarza. Na jego końcu znajdowały się wysokie drzwi.
Stary służący uniósł lampion i światło padło na płytki pokryte kunsztownymi wzorami wyciętymi w drewnie i obficie udekorowane złotą laką. Otwierając ciężkie drzwi, służący powiedział:
– Ten apartament jest usytuowany w głębi zajazdu, proszę pana. Roztacza się z niego piękny widok na park. Jest tu bardzo spokojnie.
Wprowadził sędziego do małego przedpokoju, po obu stronach były drzwi. Służący odsunął zasłonę na drzwiach po prawej stronie i pierwszy wszedł do przestronnego pokoju. Skierował się prosto do stojącego pośrodku stołu i zapalił dwie świece w srebrnym lichtarzu, następnie otworzył drzwi i okno w głębi pokoju.
Sędzia Di zauważył, że powietrze w pomieszczeniu jest raczej stęchłe, ale pokój sprawia wrażenie dość wygodnego. Stół i cztery krzesła o wysokich oparciach wykonano z rzeźbionego drewna sandałowego, zachowując jego naturalną barwę, a później wypolerowano, tak by błyszczało. Pod ścianą po prawej stronie stała kanapa, a naprzeciwko niej ustawiono elegancką toaletkę. Wszystkie meble były antyczne i wykonane z takiego samego drewna, co kanapa. Ściany przyozdobiono zwojami papieru, na których widniały piękne malowidła przedstawiające ptaki i kwiaty. Sędzia spostrzegł, że drzwi w głębi wychodzą na szeroką werandę, otoczoną z trzech stron pędami wistarii, zwisającymi z umieszczonych powyżej bambusowych treliaży. Przed werandą i pod nią rosły gęste i wysokie krzewy, a dalej rozciągał się rozległy park oświetlony lampionami przymocowanymi do rozwieszonych pomiędzy wysokimi drzewami girland barwnego jedwabiu. Jeszcze dalej wznosił się piętrowy budynek, częściowo przysłonięty zielonym listowiem. Jeśli pominąć dźwięki dochodzącej z niego przytłumionej muzyki, w pomieszczeniu panowała cisza.
– To jest salon, proszę pana – powiedział starzec służalczym tonem. – Sypialnia znajduje się po przeciwnej stronie.
Zaprowadził sędziego z powrotem do przedpokoju i, posługując się kluczem o wielce skomplikowanym kształcie, otworzył ciężkie drzwi po lewej stronie.
– Po cóż taki skomplikowany zamek? – zapytał sędzia Di. – Wewnętrzne drzwi rzadko miewają zamki. Boicie się złodziei?
Stary sługa uśmiechnął się nieśmiało.
– Tutejsi goście cenią sobie... hm... prywatność, proszę pana! – Zachichotał, po czym pospiesznie dodał: – Niedawno zamek został wyłamany, ale zastąpiono go nowym tego samego kształtu, który można otwierać zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz.
Okazało się, że sypialnia jest umeblowana równie luksusowo. Po lewej stronie stało ogromne łoże z baldachimem. Przed nim ustawiono stół i krzesła, a po przeciwnej stronie umieszczono umywalnię i toaletkę. Wszystkie meble wykonano z pokrytego rzeźbami sandałowego drewna polakierowanego na jaskrawoczerwony kolor. Zasłony wokół łoża były z ciężkiego czerwonego brokatu, a podłogę przykrywał gruby czerwony dywan. Gdy służący otworzył okiennice zasłaniające pojedyncze okno w głębi pokoju, sędzia ujrzał ciężkie żelazne kraty, a poprzez nie park otaczający zajazd.
– Przypuszczam, że ten apartament nosi nazwę Czerwony Pawilon, ponieważ cała sypialnia utrzymana jest w odcieniach czerwieni. Mam rację?
– Tak, proszę pana. Pawilon liczy sobie już osiemdziesiąt lat. Tyle samo, ile zajazd. Zaraz przyślę pokojówkę z herbatą. Czy pan sędzia zje kolację na mieście?
– Nie. Podaj mi wieczorny ryż tutaj, w apartamencie.
Gdy wrócili do salonu, nadszedł Ma Joong niosący dwie wielkie sakwy podróżne. Siwobrody zniknął bezszelestnie, stąpając na filcowych podeszwach. Ma Joong otworzył sakwojaże i jął układać szaty sędziego na kanapie. Jego szeroka twarz o ciężkich policzkach była gładko wygolona z wyjątkiem krótkich wąsików. Dawniej Ma Joong był rozbójnikiem, ale przed kilkoma laty nawrócił się ze złej drogi i wstąpił na służbę u sędziego Di. Jako znawca sztuki walki na pięści oraz zapasów okazał się wielce użyteczny, pomagając sędziemu aresztować brutalnych przestępców oraz wykonując rozmaite niebezpieczne zadania.
– Możesz spać tutaj, na kanapie – oznajmił mu sędzia. – To tylko jeden nocleg, a dzięki temu zaoszczędzisz sobie trudu poszukiwania pokoju na mieście.
– Och, z pewnością znajdę sobie jakieś miejsce! – beztrosko odparł przyboczny.
– Jeśli nie przepuścisz wszystkich pieniędzy na wino i kobiety! – rzekł sędzia Di cierpkim tonem. – Rajska Wyspa prosperuje dzięki hazardowi i prostytucji. Wiedzą tu, jak wydoić klienta!
– Ale nie mnie! – odparł Ma Joong, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. – A swoją drogą, dlaczego to miejsce nosi nazwę wyspy?
– Ze wszystkich stron jest otoczone ciekami wodnymi, ma się rozumieć. Ale nie zmieniaj tematu! Pamiętasz nazwę największego mostu, który tutaj prowadzi, Ma Joong? Zwą go Mostem Przemiany Dusz, ponieważ rozgrzana atmosfera Rajskiej Wyspy zmienia każdego, kto tutaj przybędzie, w lekkomyślnego utracjusza! A ty masz sporo do wydania. Spadek, który otrzymałeś po wuju ze stolicy, wynosi, jak mniemam, dwie sztabki złota.
– Faktycznie! Ale nie tknę tego złota, panie sędzio! Na stare lata nabędę za nie niewielki dom i łódź w mojej rodzinnej wiosce. Oprócz złota mam jeszcze dwie sztuki srebra i z nimi popróbuję szczęścia!
– Nie zapomnij stawić się tutaj jutrzejszego ranka przed śniadaniem. Jeżeli wyruszymy wcześnie, przemierzymy północną część okręgu Chin-hwa w ciągu czterech godzin i dotrzemy do miasta Chin-hwa około południa. Gdy się tam znajdziemy, złożę grzecznościową wizytę memu staremu przyjacielowi, sędziemu pokoju Lo. Nie mogę przejechać przez jego okręg, nie wstąpiwszy do niego. Potem wyruszymy w powrotną drogę do Poo-yang.
Ma Joong skłonił się i życzył sędziemu dobrej nocy. Kiedy mijał po drodze młodą urodziwą pokojówkę, która niosła sędziemu tacę z herbatą, mrugnął do niej porozumiewawczo.
– Wypiję herbatę na werandzie – oznajmił sędzia Di. – Możesz mi tam podać także wieczorny ryż, gdy już będzie gotowy.
Pokojówka się oddaliła, a sędzia Di wyszedł na werandę. Usadowił się na bambusowym krześle, które stało przy okrągłym stoliku. Wyprostował długie nogi i popijając gorącą herbatę, pomyślał z zadowoleniem, że podczas dwutygodniowego pobytu w stolicy wszystkie sprawy udało się pomyślnie załatwić. Został tam wezwany przez sąd stołeczny, aby złożyć szczegółowe wyjaśnienia dotyczące sprawy buddyjskiej świątyni w jego okręgu, którą rozwiązał przed rokiem. Teraz chciał jak najszybciej wrócić do domu. Niestety, na skutek powodzi musiał zboczyć z drogi i przejechać przez okręg Chin-hwa, przez co podróż się przedłużyła, na szczęście tylko o jeden dzień. Chociaż frywolna atmosfera Rajskiej Wyspy działała na niego odstręczająco, cieszył się, że znalazł spokojne miejsce na nocleg w takim luksusowym zajeździe. Marzyła mu się kąpiel, prosta kolacja i nocny odpoczynek.
Miał się właśnie wygodnie odchylić na oparcie krzesła, gdy nagle zesztywniał. Doznał niemiłego uczucia, że ktoś mu się przygląda. Obrócił się w krześle i szybko zlustrował salon. Był pusty. Sędzia wstał i przeszedłszy do zakratowanego okna Czerwonego Pokoju, zajrzał do wnętrza pomieszczenia. W nim także nie było nikogo. Następnie sędzia zbliżył się do balustrady i obejrzał gęste krzewy rosnące wzdłuż podwyższenia, na którym znajdowała się weranda. W panującym tam mroku nie dojrzał niczego. Poczuł jednakże przykrą woń przywodzącą na myśl butwiejące liście. Usiadł na powrót. Z pewnością padł ofiarą własnej wyobraźni.
Przysunąwszy krzesło bliżej balustrady, spoglądał na park, gdzie kolorowe lampiony umieszczone pośród listowia oferowały piękny widok. Lecz nie potrafił przywołać poprzedniego nastroju wygody i odprężenia. Nieruchome, gorące powietrze działało przytłaczająco, pusty park zdawał się teraz emanować wrogą atmosferę grozy.
Usłyszawszy szelest liści, obejrzał się gwałtownie. Dostrzegł niewyraźną sylwetkę dziewczyny stojącej w końcu werandy, na wpół zasłoniętą przez zwisające nisko pęki niebieskich kwiatów wistarii. Uspokojony, zwrócił wzrok w stronę parku i rzekł:
– Postaw tacę z kolacją na tym małym stole, dobrze?
Odpowiedział mu cichy śmiech. Zdziwiony obejrzał się znowu. Nie była to pokojówka, której się spodziewał, lecz wysoka dziewczyna w długiej szacie z cieniutkiego białego muślinu. Jej lśniące włosy luźno spływały na ramiona.
– Przepraszam – powiedział sędzia trochę zmieszany. – Myślałem, że to pokojówka.
– Taka pomyłka nie bardzo mi pochlebia! – zauważyła dziewczyna. Miała miły, kulturalnie brzmiący głos. Schyliła się i wyszła spod wistarii. Teraz sędzia zauważył, że w balustradzie werandy znajduje się bramka, prawdopodobnie u szczytu schodów, prowadzących od ścieżki biegnącej wzdłuż budynków zajazdu. Gdy dziewczyna podeszła bliżej, sędzia stwierdził, że jest uderzająco piękna. Miała pociągającą owalną twarz z subtelnie wykrojonym nosem i ogromnymi wyrazistymi oczami, a wilgotny muślin lgnący do jej nagiego ciała w żenujący sposób ukazywał zmysłowe kształty i gładką białą skórę. Kołysząc trzymanym w dłoni kwadratowym pudełkiem na przybory toaletowe, stanęła zwrócona plecami do balustrady i zmierzyła sędziego wyzywającym spojrzeniem.
– Ty także się pomyliłaś – powiedział sędzia Di poirytowany. – Tak się składa, że to jest prywatny apartament!
– Prywatny apartament? Mój drogi panie, dla mnie nic takiego nie istnieje na tej wyspie!
– Kim jesteś?
– Jestem Królową Kwiatów Rajskiej Wyspy.
– Ach, tak – powoli odparł sędzia.
Gładząc brodę, rozważał niezręczną sytuację, w której się znalazł. Wiedział, że w słynnych miejscowościach służących rozrywce specjalny komitet składający się z wybitnych osobistości corocznie wybiera najpiękniejszą i najznakomitszą kurtyzanę na Królową Kwiatów. Taka kobieta zajmuje wysoką pozycję w eleganckim towarzystwie, dyktuje modę i nadaje ton frywolnemu światkowi „kwiatów i wierzb”. Pomyślał, że musi się pozbyć tej skąpo odzianej kobiety w taki sposób, by jej nie obrazić.
– Jakimż to szczęśliwym okolicznościom moja osoba zawdzięcza taki nieoczekiwany zaszczyt? – zapytał uprzejmie.
– To czysty przypadek. Właśnie wracam z dużej łaźni, mieszczącej się po przeciwnej stronie parku. Przechodzę tędy, gdyż przez tę werandę prowadzi skrót do ścieżki biegnącej wzdłuż zajazdu do pawilonu, który zajmuję. Za piniami po lewej stronie. Myślałam, że apartament jest pusty.
Sędzia spojrzał na nią badawczo.
– Miałem wrażenie, że obserwowałaś mnie przez pewien czas – powiedział.
– Nie mam w zwyczaju obserwować ludzi. To oni patrzą na mnie. – Przemawiała wyniośle, ale sprawiała wrażenie nagle zaniepokojonej. Rzuciwszy okiem na otwarte drzwi salonu, spytała, marszcząc brwi:
– Dlaczego wpadł pan na niedorzeczny pomysł, że pana obserwowałam?
– Po prostu doznałem niesprecyzowanego uczucia, że ktoś mi się przygląda.
Dziewczyna zebrała w palcach szatę i przycisnęła ją do gibkiego ciała.
– To dziwne. Ja także miałam takie wrażenie, gdy się tutaj zbliżałam. – Zamilkła, a potem się opanowała i dodała żartobliwym tonem: – Nie mam nic przeciwko temu, przywykłam do tego, że ludzie mnie śledzą!
Roześmiała się dźwięcznie i perliście. Nagle zamilkła i pobladła. Sędzia szybko się obejrzał. On także usłyszał niesamowity chichot rozbrzmiewający równocześnie z jej śmiechem. Wydawało mu się, że docierał zza zakratowanego okna sypialni. Dziewczyna przełknęła ślinę i zapytała głosem pełnym napięcia:
– Kto jest w Czerwonym Pokoju?
– Nikogo tam nie ma.
Dziewczyna szybko spojrzała w obie strony, a potem odwróciła się i popatrzyła na piętrowy budynek w parku. Muzyka umilkła i rozległy się oklaski, a potem wybuchy wesołości.
– Wygląda na to, że dobrze się tam bawią – powiedział od niechcenia sędzia Di, aby przerwać niezręczne milczenie.
– To restauracja w parku. Na dole podają doskonałe jedzenie. Piętro jest zarezerwowane dla... przyjemności bardziej intymnych.
– Rozumiem. Cóż, miło mi, że szczęśliwe zrządzenie losu pozwoliło mi poznać najpiękniejszą kobietę na Rajskiej Wyspie. Tym bardziej żałuję, że będąc zajęty nocą i wyruszając jutro wczesnym rankiem w dalszą podróż, nie zobaczę cię więcej.
Najwyraźniej nie miała zamiaru odejść. Postawiła kasetkę z przyborami toaletowymi na podłodze, splotła ramiona nad głową i odchyliła się do tyłu, eksponując jędrne piersi o sterczących brodawkach, szczupłą talię oraz okrągłe biodra. Nie sposób było nie zauważyć, że całe ciało miała starannie wydepilowane, jak to miały w zwyczaju kurtyzany.
– Pozostało niewiele więcej do oglądania, prawda? – powiedziała spokojnie, gdy sędzia odwrócił wzrok. Przez chwilę cieszyła się jego pełnym zakłopotania milczeniem, a potem opuściła ręce i dodała tonem pełnym samozadowolenia: – Nie spieszy mi się. Dziś wieczorem wydają kolację na moją cześć. Ma po mnie przyjść mój oddany kochanek. Może poczekać. Niech mi pan opowie o sobie. Ma pan taką poważną minę i długą brodę. Przypuszczam, że jest pan oficjałem ze stolicy albo kimś w tym rodzaju.
– O, nie. Jestem zaledwie prowincjonalnym urzędnikiem. Niegodnym zaliczania się do grona twoich wybitnych wielbicieli! – Następnie wstał i dodał: – Nie ośmielę się zatrzymywać cię dłużej, a tobie z pewnością spieszno do domu, by się odziać.
Jej pełne czerwone wargi skrzywiły się w pogardliwym uśmiechu.
– Niech pan nie odgrywa roli pruderyjnego gościa! Widzę, jak pan na mnie spogląda. Nie ma sensu udawać, że nie pożąda pan tego, co widzi!
– Ze strony osoby tak niewiele znaczącej jak ja – odparł sędzia beznamiętnym tonem – pożądanie byłoby arogancją.
Królowa Kwiatów zmarszczyła brwi. Sędzia spostrzegł znamionujące okrucieństwo zmarszczki wokół jej ust.
– Faktycznie, byłoby arogancją! – rzekła gniewnie. – Na początku miałam wrażenie, że podoba mi się pański niedbały sposób bycia. Ale teraz zmieniłam zdanie. Nie interesuje mnie pan.
– Zasmucasz mnie.
Na jej policzki wystąpił pąsowy rumieniec. Odeszła od balustrady, podniosła pudełko na przybory toaletowe i warknęła:
– Jak śmiesz kpić sobie ze mnie, nędzny urzędniczyno? Przyjmij do wiadomości, że trzy dni temu słynny młody naukowiec ze stolicy zabił się tutaj z mojego powodu!
– Nie wygląda na to, że go opłakujesz!
– Gdybym miała żałować wszystkich głupców, którzy wpadli w kłopoty z mego powodu, byłabym w żałobie do końca życia! – powiedziała jadowicie.
– Lepiej nie wyrażaj się nierozważnie na temat śmierci i żałoby – ostrzegł ją sędzia Di. – Obchody Święta Zmarłych jeszcze trwają. Wrota w Zaświaty nadal stoją otworem, a dusze tych, co odeszli, wciąż są pośród nas.
Z ukrytego w parku domu dobiegły tony muzyki. Znów dał się słyszeć ów chichot, tym razem bardzo cichy. Zdawał się dobiegać z krzewów pod werandą. Twarz Królowej Kwiatów drgnęła.
– Mam dość tego okropnego miejsca! Dziękuję Niebiosom, że wkrótce je opuszczę, na zawsze. Pewien ważny oficjał i bogaty poeta w jednej osobie wykupi mnie. Potem zostanę żoną sędziego pokoju. Co pan na to powie?
– Tylko tyle, że ci gratuluję. I jemu także.
Skłoniła się lekko, najwyraźniej nieco udobruchana. Odwracając się, by odejść, rzekła:
– Jegomość faktycznie ma szczęście! Ale nie powiedziałabym tego o jego żonach. Natychmiast przepędzę je wszystkie z domu! Nie nawykłam do dzielenia się względami mężczyzny!
Odeszła w przeciwległy koniec werandy, kołysząc kształtnymi biodrami. Rozgarnęła pędy wistarii i zniknęła. Najwyraźniej były tam wiodące w dół schody. Pozostawiła za sobą woń kosztownych perfum.
Nieoczekiwanie zapach rozpłynął się w przyprawiającym o mdłości odorze zgnilizny. Docierał on spośród krzewów pod frontową częścią werandy. Sędzia wyjrzał za balustradę, a potem cofnął się niemile zaskoczony.
Wśród krzaków ujrzał przerażającą postać trędowatego żebraka. Jego wychudzone ciało okrywały brudne łachmany. Lewą stronę opuchniętej twarzy pokrywały cieknące rany, oko zniknęło. Drugie złowieszczo spoglądało na sędziego. Spod łachmanów ukazała się zdeformowana dłoń. Zamiast palców pozostało zaledwie kilka kikutów.
Sędzia Di pospiesznie sięgnął do rękawa po garść miedziaków. Nieszczęśni trędowaci zmuszeni byli żebrać, aby utrzymać się przy życiu i wieść marną egzystencję. Ale wargi trędowatego wykrzywił odrażający uśmiech. Żebrak wymamrotał coś, obrócił się i zniknął wśród drzew.ROZDZIAŁ DRUGI
Sędzia Di zadrżał wbrew sobie i wsunął miedziaki z powrotem do rękawa. Widok obrzydliwego wraka ludzkiego na miejscu doskonałego ciała kurtyzany ukazał się zbyt nagle.
– Przynoszę dobre nowiny! – odezwał się za nim radosny głos.
Sędzia Di obejrzał się z uśmiechem.
– Sędzia pokoju Lo przebywa na wyspie! – ciągnął Ma Joong z wielkim przejęciem. – Trzy ulice stąd zauważyłem grupę konstabli stojących przy dużym, urzędowo wyglądającym palankinie. Zapytałem ich, do jakiejż to wybitnej osobistości należy, a oni odparli, że do sędziego pokoju! Zatrzymał się tutaj przed kilkoma dniami, a dziś wieczorem powraca do miasta. Co prędzej zawróciłem, by powiadomić o tym pana sędziego!
– Doskonale! Zobaczę się z nim tutaj, dzięki czemu zaoszczędzę sobie podróży do miasta Chin-hwa. Będziemy w domu o dzień wcześniej, Ma Joong! Pospieszmy się, by go złapać, zanim opuści wyspę!
Obydwaj mężczyźni szybko wybiegli z Czerwonego Pawilonu i ruszyli do frontowej bramy zajazdu.
Po obu stronach zatłoczonej ulicy widać było jaskrawo oświetlone restauracje i kasyna. Ma Joong szedł, nie spuszczając oczu z balkonów. Tu i tam przy balustradzie widziało się bogato odziane młode kobiety, gwarzące lub chłodzące się od niechcenia barwnymi wachlarzami z jedwabiu. Panowały obezwładniający upał i wilgotna duchota.
Następna ulica była mniej gwarna. Wkrótce sędzia Di i Ma Joong znaleźli się wśród nieoświetlonych domów. Tylko przy ich bramach kołysały się pojedyncze lampiony, na których widniały dyskretne napisy wykonane drobnymi znakami, w rodzaju: „Pola Szczęśliwości”, „Siedziba Wonnej Elegancji” oraz inne nazwy wskazujące, że są to domy schadzek.
Sędzia Di pospiesznie wyszedł zza rogu. Przed imponującym zajazdem dwunastu muskularnych tragarzy umieszczało na ramionach drążki dużego palankinu. Obok stała grupa konstabli. Ma Joong zwrócił się do ich naczelnika:
– To jest sędzia pokoju Di z Poo-yang. Zaanonsujcie swemu panu przybycie jego dostojności!
Naczelnik konstabli nakazał tragarzom, by odstawili palankin na ziemię. Odsunął na bok zasłonę w oknie i wyszeptał coś do jego pasażera.
W drzwiach palankinu ukazała się pulchna postać sędziego pokoju Lo. Jego krągłe kształty oblekała elegancka szata z niebieskiego jedwabiu. Na głowie miał aksamitny czepiec nasadzony zawadiacko na bakier. Szybko zszedł po stopniach, skłonił się przed sędzią Di i wykrzyknął:
– Jakiż to szczęśliwy los przywiódł cię tutaj na Rajską Wyspę, starszy bracie? Właśnie potrzebuję kogoś takiego jak ty! Wspaniale, że znów cię widzę!
– Cała przyjemność po mojej stronie! Jestem tu w drodze powrotnej ze stolicy do Poo-yang. Zamierzałem jutro pojechać do miasta Chin-hwa, aby ci złożyć wyrazy uszanowania i podziękować za miłą gościnę, którą mi ofiarowałeś zeszłego roku!
– Nie ma o czym mówić! – wykrzyknął Lo. Jego krągła twarz ze spiczastymi wąsikami i cienką bródką zmarszczyła się w szerokim uśmiechu. – To zaszczyt dla mego okręgu, że dwie młode damy, które dla ciebie wynalazłem, pomogły ci nakryć tych podłych mnichów! Wielkie Nieba, Di, o sprawie buddyjskiej świątyni jest głośno w całej prowincji!
– Aż za głośno! – odparł sędzia Di z drwiącym uśmieszkiem. – Buddyjska klika nakłoniła stołeczny sąd, by wezwał mnie do stolicy, aby ponownie rozpatrzyć sprawę. Zadawano mi mnóstwo pytań, ale w końcu ich zadowoliłem. Wejdźmy do środka. Opowiem ci wszystko przy filiżance herbaty.
Lo szybko przystąpił do niego. Kładąc pulchną dłoń na ramieniu sędziego Di, rzekł cicho i konfidencjonalnie:
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
więcej..