Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Sędzia sprawiedliwy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 marca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sędzia sprawiedliwy - ebook

W Grudnie – małym prowincjonalnym miasteczku na Mazurach – życie toczy się powoli i spokojnie. Jednak kiedy Kasia przez przypadek odkrywa zwłoki młodej dziewczyny, które zostały przywiązane do gnomona usytuowanego w samym centrum, na mieszkańców pada blady strach. Makabryczności zbrodni dodaje fakt, że ofiara została pozbawiona skóry na całej głowie.

Policja zostaje postawiona w stan najwyższej gotowości, a komisarz Paweł Lubecki za punkt honoru stawia sobie rozwikłanie zagadki i znalezienie psychopatycznego mordercy. Jest świadomy, że tylko odniesienie sukcesu sprawi, że po jego odejściu na emeryturę zostanie zapamiętany jako dobry i skuteczny policjant. Sprawy jednak znacznie się komplikują, kiedy w Grudnie przypadkowy przechodzień natrafia na kolejne zwłoki…

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67184-93-9
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

Po­ru­szał się w ka­łuży jej krwi, ner­wowo zer­ka­jąc na swo­jego zło­tego ro­leksa. Od­cią­gnął de­li­kat­nie rę­kaw ma­lar­skiego kom­bi­ne­zonu, aby zo­ba­czyć tar­czę zdo­bioną dia­men­tami, ze zło­tymi wska­zów­kami, które w tym mo­men­cie wska­zy­wały go­dzinę pięt­na­stą.

Wy­ko­nał co naj­mniej dwa­dzie­ścia pre­cy­zyj­nych na­cięć na gło­wie ko­biety, cier­pli­wie i do­kład­nie wy­czu­wa­jąc ścię­gna i ko­ści czaszki. Krew cały czas ście­kała po stole prze­zna­czo­nym do za­bawy z ludz­kim cia­łem. Ide­al­nie wy­po­le­ro­wana ja­sna, mar­mu­rowa pod­łoga szybko za­mie­niła się w krwi­ste ba­gno.

Na swoje brą­zowe la­kierki za­ło­żył szpi­talne ochra­nia­cze, które z każ­dym kro­kiem co­raz bar­dziej przy­kle­jały się do gę­stej i szybko za­sty­ga­ją­cej krwi. Kli­ma­ty­zo­wane po­miesz­cze­nia po­tra­fią szybko po­móc jej za­mie­nić się w skrzep.

Dziew­czyna le­żała na brzu­chu, a jej dłu­gie, kie­dyś ciemne włosy te­raz le­żały ścięte na pod­ło­dze. Była łysa. Mu­siał to zro­bić, aby pre­cy­zyj­nie po­pro­wa­dzić ostrze. Z każ­dym jego ru­chem jej skóra głowy prze­su­wała się w stronę pod­łogi. Opa­dała. Wolno, ale sys­te­ma­tycz­nie ze­śli­zgi­wała się z czaszki.

Obok, na sta­rym dę­bo­wym sto­liku, stała bu­telka osiem­na­sto­let­niej whi­sky. Uwiel­biał ją po­pi­jać, gdy się re­lak­so­wał. A to chyba był ten czas. Się­gnął ręką po szklankę z gru­bym i cięż­kim dnem, po czym upił duży łyk, opłu­ku­jąc przy tym osten­ta­cyj­nie gar­dło. Po­my­ślał, że dziew­czy­nie taka de­zyn­fek­cja już się nie przyda.

Odło­żył szklankę, po­zo­sta­wia­jąc na niej wy­raź­nie wi­doczny, krwi­sty od­cisk swo­jego palca, jed­nak nie przej­mo­wał się tym. Wie­dział, że po wszyst­kim ten po­kój bę­dzie czy­sty jak nie­uży­wany skal­pel chi­rur­giczny. Roz­ko­szu­jąc się jesz­cze sma­kiem whi­sky, pa­trzył na ko­bietę z obrzy­dze­niem, ale rów­nież z po­czu­ciem, że speł­nia swoją mi­sję.

Jej na­gie po­śladki nie ro­biły na nim wra­że­nia. Mógł mieć młod­szą, pięk­niej­szą. Ona była tylko try­bi­kiem w jego nik­czem­nym pla­nie. Te­raz to ona stała się jego na­rzę­dziem tor­tur dla in­nych, była jego pę­tlą za­ci­ska­jącą się na szy­jach tych, któ­rzy no­sili w so­bie grzech i ak­cep­to­wali po­wszechne i ota­cza­jące ich zło. Chciał pa­trzeć im pro­sto w oczy, kiedy bę­dzie wy­mie­rzał im karę. Karę, na którą za­słu­żyli sami, po­dej­mu­jąc swoje de­cy­zje.

Prze­su­nął ko­bietę na brzeg stołu, aby mieć moż­li­wość ob­ró­ce­nia jej na bok. Te­raz za­jął się jej skórą w oko­li­cach oczu, nosa i wy­dat­nych ust. Jedną ręką od­chy­la­jąc uwol­nioną już od ko­ści czaszki skórę, na­cią­gnął ją na przód twa­rzy i skal­pe­lem de­li­kat­nie wszedł w za­głę­bie­nie przy oczo­dole. Zro­bił to tak pre­cy­zyj­nie, że gałka oczna zo­stała nie­na­ru­szona.

Na­gle za­czął dzwo­nić te­le­fon. Gło­śne Hi­gh­way to Hell ze­społu AC/DC nio­sło się po po­koju. Zdjął rę­ka­wiczki, pod­cią­gnął kom­bi­ne­zon i dło­nią się­gnął do kie­szeni swo­ich spodni.

– Cześć, Woj­tek! Spo­tka­nie ak­tu­alne? – Roz­legł się głos mło­dego czło­wieka.

– Tak, oczy­wi­ście – od­po­wie­dział Kur­dela.

– Czyli dzi­siaj o osiem­na­stej trzy­dzie­ści, tam gdzie zwy­kle?

– Tak – od­parł. – Za­re­zer­wo­wa­łem sto­lik na moje na­zwi­sko. Nie spóź­nij się i miej tylko do­bre wia­do­mo­ści – po­wie­dział z na­dzieją w gło­sie.

– Po­sta­ram się, aby wszystko było do­pięte na ostatni gu­zik. Cześć!

Nie zdą­żył się już po­że­gnać. Łu­kasz, jego do­bry ko­lega, ma w zwy­czaju roz­łą­czać się bez ocze­ki­wa­nia na in­nych. Spra­wia wra­że­nie wiecz­nie za­bie­ga­nego. „Ale z tym do­pię­tym ostat­nim gu­zi­kiem tra­fił” – po­my­ślał, spraw­dza­jąc, czy ma za­pięty roz­po­rek.

Wie­dział, że nie zo­stało mu już dużo czasu, ale był też prze­ko­nany, że nie może się śpie­szyć. Każdy jego ruch, każdy jego krok musi być do­brze prze­my­ślany i wy­ko­nany z naj­więk­szą do­kład­no­ścią.

– Mu­sisz mi wy­ba­czyć, ślicz­notko, to, co te­raz zro­bię – rzekł, głasz­cząc jej zimne ra­mię.

To dla niego wiel­kie prze­ży­cie, po­nie­waż była jego dzie­wi­czą ofiarą. Ni­gdy tego nie ro­bił, ni­gdy ni­kogo nie za­bił. Przy­go­to­wy­wał się do tego przez wiele lat, aż w końcu nad­szedł ten mo­ment. „To ona mnie roz­dzie­wi­czyła” – po­my­ślał, ła­piąc obiema rę­koma skórę twa­rzy, która ocie­kała jesz­cze krwią z mocno uner­wio­nej głowy. De­li­kat­nie od­cią­gnął ją naj­pierw z czoła, oczu i nosa, na­stęp­nie bar­dzo uważ­nie zdjął ją z ust, a skoń­czył na pod­bródku.

– Mam, mam! – po­wie­dział z za­chwy­tem, dumą i speł­nie­niem. – Te­raz to ty bę­dziesz obiek­tem, na któ­rym sku­pią się oczy wielu lu­dzi. Te­raz to ty wy­wo­łasz strach, który ogar­nie ten świat. Bę­dziesz krzy­żem na ich bar­kach, któ­rego ostre kanty wbiją się w ich plecy.

Po­gła­skał jej skórę głowy, którą roz­cią­gnął so­bie na dłoni, po czym wło­żył ją do fo­lio­wego worka. Szczel­nie go za­mknął i wrzu­cił do ma­łej lo­dówki ba­ro­wej wbu­do­wa­nej w biurko, które znaj­do­wało się w po­koju. Na­stęp­nie na oskal­po­waną głowę szczel­nie na­wi­nął fo­lię stre­czową, aby po­wstrzy­mać wy­pływ krwi. Zro­bił to sta­ran­nie, za­kry­wa­jąc ją ka­wa­łek po ka­wałku. Nie chciał, aby po sprząt­nię­ciu po­koju zwłoki na­dal ocie­kały krwią. Za­pa­ko­wał je na­stęp­nie w duży, gruby, czarny wo­rek i uło­żył w rogu po­koju.

– Tam będą so­bie cze­kały na swój czas, w któ­rym się przy­da­dzą – po­wie­dział, wpa­tru­jąc się w nie przez chwilę.

Na­lał so­bie ko­lej­nego drinka, któ­rego wy­pił na raz. Wcią­gnął opary al­ko­holu do płuc, jakby miały oczy­ścić go z tego, co zro­bił. Wie­dział, że tak jed­nak się nie sta­nie. „To wszystko, co so­bie za­pla­no­wa­łem, jest nie­ludz­kie, ale tylko tak mogę osią­gnąć swój cel” – po­my­ślał, bio­rąc ko­lejny głę­boki wdech, za­ci­ska­jąc przy tym mocno pię­ści. Te­raz świat na­leży do niego i ni­komu go nie odda. To była jego de­cy­zja i jego przed­sta­wie­nie. Czuł się pa­nem świata, który wła­śnie roz­daje karty w po­ke­rze ży­cia.

Do­cho­dziła osiem­na­sta. Po­kój wy­glą­dał, jakby do­piero co zo­stał wy­re­mon­to­wany. Czy­ściutki, pach­nący cy­tru­so­wym pły­nem do mar­mu­ro­wej pod­łogi i wo­skiem do sta­rych, za­byt­ko­wych me­bli. Je­dyne, co zwra­cało uwagę w po­miesz­cze­niu, to czarny, duży wo­rek wy­gięty w pół­księ­życ, le­żący w ką­cie po­koju obok drzwi.

Przed wyj­ściem usta­wił jesz­cze tem­pe­ra­turę kli­ma­ty­za­cji na jak naj­niż­szą, aby wy­dłu­żyć świe­żość i tak zim­nych już zwłok dziew­czyny. Mu­siała jesz­cze na niego po­cze­kać, aż za­ła­twi sprawy i wróci po nią. Był pewny, że nie uciek­nie, ale nie bez po­wodu drzwi jego po­koju są po­dwójne, a ściany wy­głu­szone do tego stop­nia, że szcze­ka­nie du­żego psa obok by­łoby le­dwo sły­szalne. Prze­krę­cił dwa zamki w drzwiach, po czym wsiadł do swo­jego je­epa i ru­szył w mia­sto. W mię­dzy­cza­sie za­dzwo­nił jesz­cze do swo­jej żony. Nie lu­biła, kiedy się spóź­niał, nie uprze­dza­jąc jej o tym.

– Cześć! Słu­chaj, nie bę­dzie mnie dziś na ko­la­cji – po­in­for­mo­wał.

– Znowu? Wczo­raj wie­czo­rem przy­go­to­wa­łam dla cie­bie twoje ulu­bione spa­ghetti ze szpi­na­kiem – stwier­dziła.

– Nie­stety mam ważne spo­tka­nie i może mi zejść do późna. Zo­staw je­dze­nie w lo­dówce. Od­grzeję so­bie, jak wrócę. Pa!

Wiele razy wra­cał późną nocą. Przy­zwy­cza­iła się do tego, wie­działa, że dużo pra­co­wał, ale za to miała bez­pieczną przy­szłość fi­nan­sową. Poza tym bar­dzo go ko­chała i to nie tylko za pie­nią­dze. Był opie­kuń­czy, dbał o nią naj­le­piej, jak po­tra­fił. To on po­ka­zał jej pół świata, po­dró­żu­jąc za gra­nicę trzy lub cztery razy do roku. Przy­no­sił jej kwiaty, a wie­czo­rami był ra­so­wym ko­chan­kiem. Nie miała na co na­rze­kać. Silny, wy­spor­to­wany, a do tego szar­mancki, in­te­li­gentny i z za­sob­nym port­fe­lem.

Ale był rów­nież świet­nym ak­to­rem, więc pro­wa­dze­nie po­dwój­nego ży­cia nie spra­wiało mu trud­no­ści. Tego dla ro­dziny i tego dla wła­snej ze­msty i za­spo­ko­je­nia su­mie­nia.Roz­dział 2

Był śro­dek czerwca, Boże Ciało. Miesz­kańcy nie­wiel­kiej mie­ściny po­ło­żo­nej wśród ma­zur­skich je­zior, kil­ku­na­sto­ty­sięcz­nego Grudna, wiodą spo­kojne ży­cie. To­czy się ono bez pędu i pa­nuje tu­taj względny ład. Jedni spa­ce­rują z ro­dzi­nami, inni gril­lują w ogród­kach, a jesz­cze inni wy­jeż­dżają nad je­zioro po­pły­wać. W mie­ście nie ma kor­ków i nad­mier­nego tłumu na uli­cach. Aby prze­być całe mia­steczko, nie po­trzeba sa­mo­chodu ani na­wet ro­weru. Śmiało w nie­całą go­dzinę można przejść je pie­szo.

Ka­sia – młoda, piękna i re­zo­lutna dziew­czyna – wra­cała wła­śnie od zna­jo­mych, któ­rzy zor­ga­ni­zo­wali spo­tka­nie przed­wa­ka­cyjne, aby ob­ga­dać, co będą ro­bić po za­koń­cze­niu roku aka­de­mic­kiego. Po­sia­dówka od­była się w sta­rej ka­mie­nicy przy ulicy Gdań­skiej, jed­nej z głów­nych ar­te­rii mia­sta. Ko­le­żanka Kasi, Ali­cja, za­wsze or­ga­ni­zo­wała ta­kie schadzki u sie­bie w miesz­ka­niu. Jej ro­dzi­com nie prze­szka­dzała gło­śna mu­zyka i al­ko­hol w tak mło­dym wieku, który lał się li­trami. Naj­czę­ściej i tak w tym cza­sie wy­cho­dzili do re­stau­ra­cji albo je­chali do ga­le­rii han­dlo­wej na za­kupy. Ka­sia ze swoją paczką uwa­żała, że do­bra im­preza w tym wieku musi być mocno za­kra­piana al­ko­ho­lem, a jak wleci trawka, to też bę­dzie za­je­bi­ście. Stu­dia dzienne są wy­ma­ga­jące i każ­demu na­leży się od ży­cia chwila re­laksu i wrzu­ce­nia na luz. Na­wet tacy stu­denci jak Ka­sia, za­oczni, też mu­szą kie­dyś zwol­nić. U niej każdy week­end był za­jęty jak nie pracą, to zjaz­dami na uczelni.

Spo­tka­nie, jak na stu­denc­kie kli­maty, skoń­czyło się o dość wcze­snej po­rze. Dziew­czyna wy­szła z ka­mie­nicy i wy­ru­szyła w stronę swo­jego miesz­ka­nia. Do przej­ścia miała pół mia­sta, ale w tak piękny wie­czór nie my­ślała na­wet o wy­ko­na­niu te­le­fonu, aby któ­reś z ro­dzi­ców po nią przy­je­chało lub żeby pod­wiózł ją ktoś ze zna­jo­mych. Lu­biła bez­tro­sko prze­cha­dzać się po uli­cach i te­raz też chciała się przejść. Było w tym coś ma­gicz­nego, coś, co ją krę­ciło, tym bar­dziej nocą. Na ulicy mo­gła być tylko ona i gwiazdy nad głową, które do­strze­gała na pięk­nym, bez­chmur­nym dziś nie­bie. Je­dyne, co mo­gło za­kłó­cać jej re­flek­syjny stan, to sa­mo­chody, któ­rymi o tej po­rze ro­bot­nicy wra­cali z dru­giej zmiany z po­bli­skich fa­bryk i na­sto­lat­ko­wie sie­dzący w sta­rych be­em­kach z pusz­czoną mu­zyką, któ­rej bas czuć było, sto­jąc na­wet kilka me­trów od nich.

Po wyj­ściu i po­że­gna­niu się ze zna­jo­mymi, Ka­sia ru­szyła naj­star­szą ulicą mia­sta – Gdań­ską. Żółty ko­lor świa­tła la­tarni nada­wał te­raz tym sta­rym ka­mie­ni­com uroku. Nie­które były pięk­nie od­re­stau­ro­wane, inne na­to­miast za­nie­dbane, z od­pa­da­ją­cym tyn­kiem. A szkoda, bo taka za­bu­dowa wraz ze zdo­bie­niami ele­wa­cji zda­rza się na­prawdę rzadko. Ci­cha, spo­kojna dziel­nica. Stare ka­mie­nice po­prze­pla­tane były pry­wat­nymi skle­pi­kami, w któ­rych sprze­da­wano wy­roby miej­sco­wych firm. Ży­cie jakby za­trzy­mało się tu dwa­dzie­ścia lat temu. Po dro­dze Ka­sia mi­nęła oł­ta­rzyk z Bo­żego Ciała, któ­rego jesz­cze nie zdą­żono zde­mon­to­wać. Na­pa­to­czyła się też na noc­nego zbie­ra­cza pu­stych pu­szek i bu­te­lek po pi­wie. Za­wsze za­sta­na­wiała się, ile można ich dzien­nie ze­brać i jak z tego żyć.

– Może kop­snie pa­nienka gro­sza dla bie­daka? – za­py­tał.

Ka­sia zmie­rzyła go wzro­kiem od stóp do głów, po czym przy­śpie­szyła. Nie zno­siła ta­kich sy­tu­acji, tym bar­dziej o tak póź­nej po­rze. Po pro­stu się bała. Po­my­ślała, że naj­kró­cej bę­dzie przejść przez stary przy­sta­nek au­to­bu­sowy, który nie­dawno zo­stał zre­wi­ta­li­zo­wany. Te­raz na środku placu stał ogromny ze­gar sło­neczny, zwany fa­chowo gno­mo­nem, a wo­kół niego wy­bu­do­wano rondo. Gno­mon to ko­lumna o pod­sta­wie kwa­dratu z ostro za­koń­czo­nym czub­kiem, ale miesz­kańcy, czę­sto nie ma­jąc po­ję­cia, co to jest, na­zy­wali go żar­to­bli­wie ra­kietą. Cały te­ren oto­czony był pięk­nymi la­tar­niami w sta­rym an­giel­skim stylu z okresu wik­to­riań­skiego, które jesz­cze nie świe­ciły ze względu na nie­skoń­czone prace re­mon­towe.

„Może ja­kaś fotka na In­sta” – po­my­ślała Ka­sia i za­częła szu­kać miej­sca, które bę­dzie od­po­wied­nie do sweet foci. Uwiel­biała po­ka­zy­wać to, co ak­tu­al­nie robi i udo­wad­niać in­nym, że na tym świe­cie wszystko jest moż­liwe. Całe swoje ży­cie wy­sta­wiała w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych. Ale kto z mło­dych te­raz tak nie robi? Te­raz nie trzeba się mło­dzieży wy­py­ty­wać o wszystko. Wy­star­czy wejść na ich pro­fil na Fa­ce­bo­oku lub In­sta­gra­mie i mamy ogrom in­for­ma­cji o nich po­dany na tacy. Od daty i miej­sca uro­dze­nia, po ulu­biony ze­spół mu­zyczny. Są oczy­wi­ście wy­jątki, które jesz­cze pró­bują żyć nor­mal­nie w tej wy­mo­de­lo­wa­nej rze­czy­wi­sto­ści, ale to już tylko jed­nostki. Spę­dza­nie czasu wol­nego na trze­pa­kach, za­bawy w bło­cie i osie­dlowe roz­grywki w piłkę ode­szły w za­po­mnie­nie.

Kiedy Ka­sia wcho­dziła na plac Zam­kowy – dawny przy­sta­nek – jej ręka z te­le­fo­nem ru­szała się, jakby dy­ry­go­wała wielką or­kie­strą. „Jak za­wsze zdję­cie musi być ide­alne, a to nie­ła­twa sztuka” – stwier­dziła w my­ślach. Za każ­dym ra­zem, kiedy ro­biła sa­mo­jebkę, mi­jało co naj­mniej pięt­na­ście mi­nut. Tu­taj ko­smyk wło­sów wy­staje, a tu­taj nie tak ma oświe­tloną cerę. To było za­wsze wy­ma­ga­jące i ćwi­czące cier­pli­wość wy­zwa­nie. Te­raz mu­siała jesz­cze zna­leźć od­po­wiedni filtr, który nada zdję­ciu ory­gi­nal­no­ści.

Plac był nie­oświe­tlony, bo nie do­pro­wa­dzono jesz­cze prądu do la­tarni, które stały do­okoła niego. Je­dyne świa­tła, ja­kie pa­dały na to miej­sce, to blask księ­życa i po­świata te­le­wi­zo­rów z okien po­bli­skich bu­dyn­ków. Ka­sia sta­nęła po­środku i ro­biła zdję­cia. Krę­ciła się wo­kół sie­bie, szu­ka­jąc w ciem­no­ści pa­su­ją­cego ka­dru.

Po­czuła na­gle dość in­ten­sywny fe­tor. Po­my­ślała, że może to ka­na­li­za­cja albo ktoś gdzieś spusz­cza nie­le­gal­nie nie­czy­sto­ści. „Lu­dzie są różni” – skwi­to­wała. Kiedy tak krą­żyła, ro­biąc so­bie zdję­cia, za­pach sta­wał się co­raz in­ten­syw­niej­szy. Za­pa­liła la­tarkę w te­le­fo­nie. Ja­kiś dziwny kształt opie­rał się o ze­gar sło­neczny tkwiący na sa­mym środku placu. Uznała na­tych­miast, że to może cień albo złu­dze­nie, jed­nak mimo wszystko po­de­szła bli­żej. To, co zo­ba­czyła, na pewno utkwi w jej pa­mięci na długo, a może już na za­wsze wryje się w jej pa­mięć jak bli­zna na ciele.

Pa­trzyła na nią si­no­czer­wono-biała głowa z bia­łymi, wiel­kimi oczami, a jej za­sty­gnięta krew zdo­biła nie­winne ciało.

Ka­sia krzy­czała. Nie mo­gła opa­no­wać ciała, które całe się trzę­sło. Nogi same się ugięły, jakby pod­cięto w nich ścię­gna. Jesz­cze przed chwilą się śmiała, cie­szyła ży­ciem, wy­bie­gała w przy­szłość. A te­raz? Te­raz ten straszny ob­ra­zek, który uj­rzała. Czy ten fakt mógł zruj­no­wać jej plany?

W po­bli­skich oknach zro­biło się gę­sto od ga­piów, któ­rych za­alar­mo­wał prze­szy­wa­jący krzyk dziew­czyny. Parę osób pod­bie­gło do niej, by ją uspo­koić. Ktoś za­dzwo­nił na po­li­cję. Jedni wy­mio­to­wali na wi­dok zwłok, a inni nie mo­gli ode­rwać od nich wzroku, za­sta­na­wia­jąc się, ja­kim trzeba być skur­wy­sy­nem, żeby ro­bić ta­kie rze­czy.

Ta­kich ob­ra­zów nie wi­dzi się czę­sto, a może na­wet nie wi­dzi się ich wcale. Kru­chość ludz­kiego ciała przed­sta­wiona była w peł­nej kra­sie. „Czemu ona? Czemu w ten spo­sób?” – za­sta­na­wiali się lu­dzie, sku­pia­jąc się w grupki i dys­ku­tu­jąc ze sobą. Na­raz zja­wiło się tak wiele osób, jak na nie­jed­nych do­żyn­kach w oko­licz­nych wsiach.

Ciało ko­biety było przy­wią­zane do gno­mona. Klę­czała, opie­ra­jąc się o niego ple­cami. Jej ręce od­cią­gnięte były do tyłu i zwią­zane sznur­kiem, jaki można ku­pić w każ­dym mar­ke­cie bu­dow­la­nym. Jej usta, a ra­czej żu­chwa, bo skóry na ustach nie miała, była otwarta w nie­mym krzyku. Jesz­cze chwilę temu plac wy­da­wał się mar­twy tak jak ona. Ale te­raz wy­peł­nił się po brzegi ga­piami i żywą roz­mową o tej zbrodni, która we­dług nich nie miała prawa wy­da­rzyć się w tak spo­koj­nym miej­scu. W końcu mia­sto ożyło. W tym mo­men­cie prze­stało być już tym ma­łym mia­stecz­kiem pra­cow­ni­czym, w któ­rym dzień le­ciał za dniem.

– Jak można zro­bić ta­kie rze­czy? To mu­siał być ja­kiś psy­cho­pata! – mó­wiła jedna ko­bieta do in­nej.

– To ja­kiś po­pie­przony świr. Miejmy na­dzieję, że szybko go znajdą. Tylko szkoda dziew­czyny. Taka młoda.

– Te­raz nikt nie bę­dzie wy­cho­dził po zmroku. Strach! – Pa­ni­ko­wała młoda ko­bieta z małą có­reczką na rę­kach.

– Chyba dość młoda, pa­trząc po ubra­niu. Cie­kawe, kto to? – rze­kła inna, po czym po­de­szła bli­żej w na­dziei, że usły­szy coś wię­cej od in­nych, któ­rzy byli tu­taj wcze­śniej.

Ofiara miała na so­bie sze­ro­kie dżinsy, bluzkę w stylu vin­tage, bluzę i ko­lo­rowe adi­dasy. Ubrana była jak więk­szość dziew­czyn w jej wieku. Krew roz­lała się po ca­łym jej ciele i ubra­niach. Fo­lia, którą tak pie­czo­ło­wi­cie była owi­nięta jej głowa, prze­pu­ściła smugi krwi, która po­kryła jej piersi i tu­łów. Oczy pa­trzyły przed sie­bie, jakby ko­bieta pro­siła, aby ją uwol­nić. Sznu­rek za­ci­śnięty na jej dło­niach bez­na­mięt­nie wbił się w de­li­katne ciało. To, co te­raz wszy­scy po­dzi­wiali, było pa­skudne.

Ka­sia, która zna­la­zła ciało, była drobną, młodą i bez­tro­ską dziew­czyną, ale już miała swoje ta­jem­nice. Jak zresztą więk­szość miesz­kań­ców ma­łych miast i mia­ste­czek. Nie była już dziec­kiem, jed­nak jak na swój wiek była bar­dzo na­iwna. Parę ty­go­dni temu dała się uwieść chło­pa­kowi, który to wy­ko­rzy­stał. Fak­tem było, że sama tego chciała; pra­gnęła po­znać coś no­wego. Coś, czego ni­gdy wcze­śniej nie ro­biła. Oboje byli de­li­kat­nie wsta­wieni, bo spo­tkała go na im­pre­zie u ko­le­żanki, ale był bar­dzo de­li­katny. Pie­ścił ją, tu­lił i sy­pał kom­ple­men­tami jak mało który w tych cza­sach.

Dziew­czy­nom wcho­dzą­cym w do­ro­słe ży­cie bar­dzo im­po­nują starsi męż­czyźni, któ­rzy do­dat­kowo po­tra­fią za­dbać o ko­bietę. On taki był. Po­ja­wił się jed­nak pro­blem, bo Ka­sia kilka dni temu po­winna mie­siącz­ko­wać. Ku­piła test cią­żowy, który wy­szedł po­zy­tywny. Za­ła­mała się, ale nie pod­da­wała. Chciała to dziecko uro­dzić. Za­sta­na­wiała się tylko, co po­wie­dzą jej ro­dzice, kiedy się o tym do­wie­dzą. Ale to było te­raz nie­ważne. Te­raz li­czyła się tylko ona i jej dziecko.

Ka­sia po tym strasz­nym od­kry­ciu zwłok była w szoku. Ra­tow­nicy z ka­retki przy zna­le­zio­nej ofie­rze nie mieli dużo pracy, sku­pili się więc na niej. Po­dali jej do­żyl­nie środki uspo­ka­ja­jące, ale nie tak silne, jak by chciała. Ukry­wała silny ból, bo mu­siała być w pełni świa­doma. Pierw­sze py­ta­nia za­dane przez po­li­cję na miej­scu zda­rze­nia są bar­dzo ważne. Ad­re­na­lina, która ude­rza do serca i głowy, spra­wia, że czło­wiek jest w sta­nie za­pa­mię­tać różne szcze­góły z tego, czego był świad­kiem.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: