Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Sekrety Lilly - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 marca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sekrety Lilly - ebook

„Sekrety Lilly. W kleszczach przeszłości” to trzymająca w napięciu opowieść o początkującej pisarce Lilianie Krętek, której w miarę spokojne życie diametralnie zmienia się w dniu, kiedy przypadkowo spotyka po latach dawnego znajomego ze studiów. Od tamtej pory los wciąż zsyła na nią nowe, trudne doświadczenia. Praca w charakterze striptizerki, brutalny gwałt, romans z żonatym mężczyzną oraz niespodziewana ciąża doprowadzają bohaterkę do punktu, w którym chce popełnić samobójstwo.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8324-766-3
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I: Trudna decyzja

Kiedy Lilly nalała sobie drugi kieliszek ulubionego Prosecco, było już grubo po północy. Siedziała na balkonie swojej małej kawalerki, mieszczącej się na warszawskich Kabatach, tuż przy Lesie Kabackim, do którego tak lubiła zawsze zaglądać, gdy potrzebowała się wyciszyć, i pogrążyła się w rozmyślaniach. Lekko kręciło jej się w głowie, jednak nie była pewna czy to rzeczywiście od wina. Była ciepła lipcowa noc i normalnie nie widziałaby w tym absolutnie nic dziwnego, że siedzi sobie na swoim balkonie, raczy się dobrym winem i rozmyśla. O wszystkim — o życiu, pracy, facetach… W porze letniej robiła to bardzo często. Taki relaks po męczącym dniu, normalka. Ale czy teraz cokolwiek jest jeszcze normalnie, jak dawniej? Normalność to właściwie obecnie ostatnie słowo, które mogłoby do niej pasować. Gdyby tak mogła cofnąć czas… Ale nie, to przecież niemożliwe. Choćby nie wiem jak bardzo tego pragnęła. Siedząc na swoim balkonie i zbierając się do podjęcia tej jakże trudnej dla niej decyzji, czuła się jak skazaniec czekający na śmierć. Przecież nie tak to wszystko miało być! Zupełnie nie tak!

Trzymała w dłoni czarny cienkopis i sącząc powoli wino, gryzmoliła nim coś w swoim notesie. Już jako dziecko była dobra w pisaniu. Tak przynajmniej mówiły jej nauczycielki. Ale czy to aby na pewno prawda? Do dziś doskonale pamięta, jak ojciec wpadł w szał, gdy dowiedział się, że jego jedyna córka wcale nie będzie zdawać na prawo tylko na filologię polską. Szalał, kiedy usłyszał, że chce zostać poetką. Krzyczał, że ją wydziedziczy i nie będzie już chciał widzieć jej na oczy. Ten człowiek nie znosił absolutnie żadnego sprzeciwu. A jednak postawiła na swoim i poszła na polonistykę.

Taka sama jak jej matka — uparta, przekorna, harda. Mimo nienagannych manier i dobrego wychowania potrafiła pokazać pazurki, oj potrafiła! Tak zwana panienka z dobrego domu, jednak przy tym z pewnego rodzaju zadziorem, który od zawsze przyciągał do niej mężczyzn, a którego grzecznym dziewczynkom zazwyczaj brakuje. Tylko czemu lgną do niej akurat dranie??? Pech? A może przeznaczenie? Czy to jakaś kara? O tym, że przyciąga do siebie niewłaściwych facetów, nie raz już miała okazję boleśnie się przekonać.

Ojciec nie wydziedziczył jej za nieposłuszeństwo tak, jak się odgrażał, kiedy powiedziała mu o dostaniu się na polonistykę, ale odsunął się od niej emocjonalnie jeszcze bardziej. Od tamtej pory nie mogła liczyć już praktycznie na nic z jego strony — ani na jakiekolwiek wsparcie, ani na pomoc finansową, tak więc już po rozpoczęciu studiów musiała radzić sobie jakoś sama. Zamieszkała w akademiku. Wieczorami pracowała w klubie studenckim jako kelnerka, a w weekendy dorabiała sobie, udzielając korepetycji z języka polskiego. Od początku wiedziała, że nie chce być nauczycielką tylko zająć się zawodowo pisaniem, gdy skończy wreszcie te studia. Wiersze pisała właściwie już od podstawówki, lecz zawsze lądowały one na dnie szuflady jej biurka. Długo nie miała odwagi nikomu ich pokazać, bo jej zdaniem wciąż nie były dość dobre. Tak samo zresztą jak i ona sama. Tak przynajmniej uważał jej ojciec. Chyba. A może jednak nie? Widział w niej głównie braki i niedoskonałości. Był raczej surowym trenerem niż ciepłym, kochającym tatą. Gdy była dzieckiem i jej koleżanki opowiadały o zabawach i wyprawach ze swoimi ojcami, o zabieraniu na lody, do kina czy na rower, ona ze zdziwienia otwierała szeroko oczy. To tatusiowie naprawdę tak robią? Przecież od swojego słyszała tylko nakazy i zakazy, jaka być powinna i czego nie wolno jej robić.

Lilly spojrzała tępo przed siebie. Jej wzrok zatrzymał się na budynku supermarketu, w którym w każdy piątek popołudniu robiła zakupy. Ciekawe, co ojciec powiedziałby, gdyby pracowała tam jako kasjerka. Wstyd i hańba! Pewnikiem by ją wydziedziczył. Przecież to nie przystoi córce znanego prawnika, miała przejąć po nim kancelarię! A tymczasem marnowała sobie życie, pisząc nikomu niepotrzebne wiersze.

Jako początkująca poetka nie zarabiała wiele, właściwie to prawie tyle co nic. I chyba właśnie to sprowadziło na nią te wszystkie kłopoty. Gdyby nie brak pieniędzy to może wszystko potoczyłoby się inaczej. No ale nie mogła prosić przecież ojca o pomoc! Na to była zbyt dumna. I w dalszym ciągu ma w sobie do niego zbyt dużo żalu — za to, kim zawsze dla niego była albo może raczej kim nie była, a chciałaby i być powinna — jedyną, ukochaną, wyjątkową córką, którą akceptowałby taką, jaka jest, ze wszystkimi jej niedoskonałościami.

Na kartce drukowanymi i lekko pochylonymi literami nagryzmoliła:

_31 LIPCA 2019 r._

_LILLY — CHARAKTERYSTYKA_

W sumie to nie wiedziała, po co właściwie chce ją napisać. Może jako podsumowanie swojej marnej egzystencji? Jako symbol jej końca, który ma wkrótce nieuchronnie nastąpić?

_Liliana Krętek, pseudonim artystyczny — Lilly._

_Lat 35._

_Oczy piwne, włosy długie, kruczoczarne._

_Sylwetka szczupła._

_Zawód — poetka._

_Stan cywilny — panna._

_Dzieci —_

Tu zatrzymała się i z jej oczu poleciało kilka gorzkich łez, rozmazując niektóre litery jej rzeczowej i zupełnie niepoetyckiej charakterystyki. Ciekawe, jak wyglądałaby jej córeczka. Czy odziedziczyłaby hiszpańską urodę po swojej mamie i babci?

Lilly, jako posiadaczka zarówno polskich, jak i hiszpańskich korzeni, zawsze była temperamentną osobą. Emocjonalna i wrażliwa, łatwo przejmująca nastroje ludzi wokół niej i nie radząca sobie zbyt dobrze w sytuacjach stresowych — nie łatwo w tych czasach żyć takim wrażliwcom. Zdecydowanie wolałaby mieć grubą skórę, swojego rodzaju pancerz ochronny, który ochroniłby ją przed tymi, którzy chcieliby ją skrzywdzić. Jej matka pochodziła z Hiszpanii i gdy kilka lat po ukończeniu studiów ojciec pojechał na wakacje do Barcelony, traf chciał, że poznał tam właśnie ją — piękną Sofíę. Na plaży, w piękny, gorący dzień. Natychmiast wpadła mu w oko, więc zagadał do niej po angielsku i tak to się wszystko zaczęło. Klasyczna filmowa miłość od pierwszego wejrzenia. Tak wielka, że kobieta przeniosła się dla swojego ukochanego do jego kraju — Polski. Szybko zamieszkali razem w Warszawie, pobrali się, a wkrótce potem na świat przyszła ona — mała Lilianka, skóra zdjęta z mamy. Jaka szkoda, że nawet jej nie pamięta. Gdyby w jej życiu nie zabrakło matki to może wszystko potoczyłoby się inaczej i teraz nie siedziałaby sama w środku nocy, próbując zdobyć się w końcu na odwagę, żeby to wszystko zakończyć.

Odkąd pamięta, nienawidziła imienia Liliana, choć w sumie to nawet nie wiedziała tak naprawdę do końca dlaczego. Może dlatego, że mówił tak do niej ojciec, tym swoim protekcjonalnym, pouczającym, nie znoszącym sprzeciwu tonem? Prawie nikt nie zwracał się do niej tak oficjalnie. Oprócz niego. Przez znajomych, nauczycieli i krewnych była nazywana po prostu Lilą lub Lilką. Pseudonim _Lilly_ stworzyła sobie sama na potrzeby wykonywanego ostatnio zawodu. No dobrze, może nie całkiem sama tylko z małą pomocą swojego wspólnika. Jeśli Radka można było w ogóle nazwać wspólnikiem, a zajęcie to — zawodem. Zawodem, którego tak bardzo się wstydziła i o którym chciałaby raz na zawsze zapomnieć. Tym, który wprawdzie przyniósł jej spore korzyści finansowe i dzięki któremu poznała swoją wielką miłość, ale który jednocześnie zniszczył ją psychicznie i pośrednio doprowadził do punktu, w którym nie chciała już żyć. A zawód ten nie miał absolutnie nic wspólnego z poezją.

Z brzucha Lilly dobiegło charakterystyczne, ciche burczenie.

— Jesteś głodna, maleńka? — powiedziała łagodnym szeptem, kierując swój wzrok na nadal płaski, pomimo jej błogosławionego stanu, brzuch.

Tak ją nazwała, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży — mała. Czasem używała też zdrobnień malutka, maleńka, maleństwo. Właściwie to przecież jeszcze nawet nie zna płci swojego dziecka. Jednak już od samego początku coś jej mówiło, być może jakaś matczyna intuicja, że to będzie dziewczynka. Ba, mało tego, ona była tego prawie pewna, gdy tylko usłyszała od lekarza, że rzeczywiście spodziewa się dziecka! Nie miała jednak odwagi nadać swojemu maleństwu konkretnego imienia skoro nie będzie miało ono szansy nawet się urodzić. Mimo wszystko już się do niego przywiązała, dlatego tym trudniej będzie jej zrobić to, co planowała już od tygodnia.

— Chodź — powiedziała łagodnym tonem do swojego brzucha, gładząc go jednocześnie z czułością. — Zjemy sobie coś dobrego, w końcu mogę, wisi mi to, jak będę wyglądać. I tak już niedługo mnie tu nie będzie.

Przełknęła głośno ślinę i poprawiła się:

— Nas…

Tak bardzo nie chce zabijać swojego dziecka! Ale sama nie może przecież dalej żyć. Nie potrafi. Nie po tym wszystkim, co się wydarzyło. Pewnie gdyby napisała swoją autobiografię lub przynajmniej jakąś powieść opartą na prawdziwych wydarzeniach z jej życia to zarobiłaby na niej fortunę. Ale na co jej teraz pieniądze. Jedyne, czego by pragnęła to cofnąć czas.

Westchnęła, podniosła się z plecionego krzesła i weszła na chwilę do domu, kierując się od razu do kuchni. Ubrana w krótkie, jasne jeansowe szorty, czarny, mocno dopasowany

T-shirt, w żółtych plażowych japonkach, przypominała swym wyglądem nastolatkę, Nikt nie przypuszczałby, że jest w ciąży. A nawet jeśli ludzie się dowiedzą to jej już nie będzie to obchodzić, powędruje wraz ze swoim maleństwem do innego, być może lepszego świata. No ale nic dziwnego, że nikt jeszcze niczego nie zauważył — zawsze była przecież bardzo szczupła, a to dopiero trzeci miesiąc.

Gdyby była to już końcówka ciąży to prawdopodobnie nie myślałaby o samobójstwie. Gryzłoby ją sumienie. Ona sama cudem uratowała się, gdy znajdując się jeszcze bezpiecznie w brzuchu swojej matki, miały wypadek samochodowy, wracając tuż przed Bożym Narodzeniem ze szkoły rodzenia do domu. Kobieta była wtedy w ósmym miesiącu ciąży. Lubiła te zajęcia, uspokajały ją, wyciszały lęk przed czekającym ją wkrótce porodem. Ojciec Lilly wyjątkowo nie mógł towarzyszyć swojej żonie, gdyż musiał uczestniczyć w ważnej rozprawie sądowej. Było ślisko, mgliście i szaro, bardziej listopadowo niż bożonarodzeniowo. Jej matkę ogarnęła nagle senność w ciepłym samochodzie i dosłownie na chwilę przymknęła oczy, siedząc za kierownicą. Niestety, tych kilka chwil wystarczyło, by doprowadzić do nieszczęścia. Sofíę natychmiast zabrano do szpitala, wywołano wcześniejszy poród i tym oto sposobem przyszła na świat Lilly. Jednak jej mama nie miała tyle szczęścia, by nacieszyć się swoją małą pociechą. Zderzenie z TIR-em okazało się dla niej śmiertelne. Nie udało się jej uratować i tuż po porodzie zmarła.

Ojciec był podobno zdruzgotany, nie mógł się pogodzić ze śmiercią ukochanej żony, a na nowo narodzoną córkę patrzył z niechęcią, żalem i pewnego rodzaju pretensjami. Chyba podświadomie obwiniał ją za śmierć miłości jego życia. Może gdyby nie to wywołanie przedwczesnego porodu, gdyby nie dziecko to udałoby się ją jednak jakoś uratować z tego nieszczęśliwego wypadku?

— Może to dlatego mnie nienawidzi? — pomyślała Lilly, otwierając lodówkę w kuchni i wyjmując z niej duży kawałek czekoladowego tortu. — Ale jak można nienawidzić swojej pociechy???

Nawet ona kocha swoją nienarodzoną maleńką istotkę, pomimo iż jest ona owocem znajomości z kimś, kogo miałaby ochotę zmieść z powierzchni z tego świata.

Położyła sobie na talerzyk pokaźną porcję ciasta i wróciła z powrotem na balkon. Usadowiwszy się wygodnie na ulubionym plecionym krześle, wzięła do ust pierwszy kęs.

— Marzyłam o tej chwili… — pomyślała, uśmiechając się błogo sama do siebie. — W końcu mogę zjeść coś dobrego bez wyrzutów sumienia. Już nie muszę się martwić, jak będę potem wyglądać, bo i tak już niedługo mnie tu nie będzie. Czy to nie cudowne?

Odkąd pamięta, musiała uważać na linię i to nawet nie tyle dlatego, że była gruba. Przeciwnie — miała smukłą, nienaganną sylwetkę, której mogłaby jej pozazdrościć niejedna kobieta. Taką samą jak jej matka. Ale ojciec już od jej urodzenia obawiał się, że jego jedyna córka będzie grubaską. Jakby nie wiedział, że małe bobasy zazwyczaj wyrastają ze swoich uroczych wałeczków. Nie miała pojęcia skąd te irracjonalne obawy skoro był on bardzo trzeźwo myślącym, nie martwiącym się na zapas i nie poddającym się lękom człowiekiem. A może tak jej się tylko wydawało?

Już od dziecka miała ułożone specjalnie przez dobrego dietetyka menu, takie, by zapobiec ewentualnemu nadmiernemu przyrostowi jej wagi. O słodyczach czy fast foodach mogła sobie tylko pomarzyć. Owszem, od czasu do czasu udało jej się zjeść coś pysznego, a przy tym oczywiście niezdrowego — w szkole, gdy została poczęstowana przez koleżanki, ale kiedy przypadkiem wygadała się o tym ojcu, dostawała karę — godzinę ćwiczeń pod okiem trenera dziecięcego, by spalić kalorie z ociekającego tłuszczem hamburgera czy chipsów.

Teraz wydaje jej się to po prostu chore. Jak można traktować tak swoje dziecko? To cud, że przy takiej tresurze wyrosła na w miarę normalną kobietę. W miarę. Bo biorąc pod uwagę jej zachowania i działania z ostatnich miesięcy, śmie twierdzić, że jej zdrowie psychiczne pozostawia wiele do życzenia.

Zatopiła usta w kawałku pysznego tortu czekoladowego ozdobionego truskawkami, który kupiła popołudniu w cukierni po drodze, wracając z wydawnictwa. Pojechała tam osobiście, by zapytać o postępy w procesie wydawniczym jej nowego tomiku wierszy _Piękno życia_. Koszmarnie długo to wszystko trwa. Co za ironia, że akurat ona napisała wiersze o tym, jak cudownie jest żyć! Ona — udręczona, rozczarowana, oszukana i zmęczona życiem kobieta w kwiecie wieku, która powinna brać je garściami, a z wielkim trudem stara się opóźnić moment, kiedy zniknie stąd na zawsze. Ale teraz chociaż raz postanowiła nie martwić się na zapas i cieszyć się chwilą.

— Jestem w raju… — pomyślała, delektując się każdym kęsem.

To dla niej zupełna nowość — jeść niezdrowe rzeczy bez poczucia winy. Niestety, obsesja ojca na punkcie jej wagi w końcu przeniosła się i na nią samą niczym zaraza. Jako nastolatka nie była już w stanie przełknąć niczego, co było niezdrowe lub wysokokaloryczne, nawet gdy ktoś mocno ją do tego namawiał. Owszem, miało to swoje plusy, ponieważ dzięki temu cieszyła się nieustannie nienaganną, bardzo szczupłą sylwetką, lecz jej życie stało się pasmem kulinarnych wyrzeczeń i obsesyjnego myślenia, co chciałaby zjeść, jednak nie może sobie na to pozwolić.

— Ojciec byłby doskonałym trenerem… — mruknęła, pochłaniając ostatni kęs czekoladowego przysmaku. — Tylko że wcale sportowym, raczej życiowym. I prędzej treserem niż trenerem. Czy ludzi, z którymi pracował też tak tresował? Swoich klientów? Niczym dzikie zwierzęta, które trzeba okiełznać i zdominować?

Nigdy nie wiedziała zbyt wiele o jego pracy poza tym, że był świetny w tym, co robi, o czym dowiadywała się najczęściej z artykułów w codziennej prasie. Wiedziała o nim bardzo mało, bo zwyczajnie nie dopuszczał jej do siebie. Od początku jej istnienia wydawał się być ciągle bardzo daleko. Materialnie zapewniał jej wszystko — opłacał zajęcia tańca, dwóch języków obcych i basen, dawał pieniądze na markowe ciuchy, biżuterię i drogie wycieczki… Z jednej strony miała więc wszystko. A z drugiej czuła się jakby nie miała nic. Bo brakowało jej jego miłości, bliskości i czułości. Takiego normalnego, zwyczajnego, kochającego taty. Jak miliony innych tatusiów na tym świecie. Jednak nigdy nie miała odwagi, by powiedzieć mu to prosto w oczy. Być może to wszystko przez śmierć jej matki… Takie wytłumaczenie miało dla niej ręce i nogi.

Nawet samo jej imię — Liliana — było naznaczone śmiercią. Otrzymała je od ojca na cześć matki, na której grobie podczas pogrzebu złożono wielki bukiet pachnących lilii. Czy takie jest jej przeznaczenie — umrzeć młodo? Prawie jak mama. Tego nie wiedziała, ale była święcie przekonana o nieuchronności wprowadzenia swojego zamierzenia w czyn. Czy ON się o tym dowie? I czy w ogóle dowie się, że nosiła pod sercem JEGO dziecko? ON — jej miłość i przekleństwo, jej wybawca i kat. Czy to by coś zmieniło między nimi na lepsze, chciałby rozwieść się z żoną, a ożenić z nią? Czy w ogóle kiedykolwiek naprawdę chciał się z nią ożenić? Jest przecież takim samym draniem jak jej własny ojciec — zadufanym w sobie, wyrachowanym, wymagającym i wiecznie niezadowolonym facetem, niszczącym życie tych, którzy go kochają i robią wszystko, by go uszczęśliwić. No dobrze, może ojciec nie jest aż takim dupkiem. Z pewnością nie jest. Bo o ile w jego zachowaniu próbowała szukać jakiegoś racjonalnego wyjaśnienia, tłumacząc je śmiercią jego ukochanej kobiety i nawet wydawało jej się to wszystko w miarę logiczne, tak w przypadku J. nie potrafiła takowego znaleźć. J… jak Jarek. Odkąd widzieli się ostatni raz, nie ma odwagi wypowiadać jego imienia, nawet w myślach. Woli mówić o nim ON lub nazywać go pierwszą literą jego imienia, gdyż wtedy łatwiej złapać jej dystans do całej tej chorej znajomości.

— Och, mamo… — westchnęła smutno, podnosząc wzrok ku niebu. — Gdybyś tu była to może nie wplątałabym się w to wszystko… Tak bardzo chciałabym z tobą porozmawiać. Jak córka z matką. Kobieta z kobietą. Co doradziłabyś mi, gdybym ci powiedziała o J.? Przypuszczam, że raczej nie popełnienie samobójstwa.

Lilly spuściła głowę i pogładziła się znów po brzuchu.

— Powiedziałabyś mi, żeby walczyć o J.? Nie, prawdopodobnie byś tego nie zrobiła. Na pewno nie. Chciałabyś, żebym miała swój honor, urodziła dziecko, ale wychowała je bez udziału tego sukinsyna, z pomocą twoją i ojca. Czy w ogóle zainteresowałabym się J., gdybym miała pełną rodzinę, a nie była zdana na wiecznie niezadowolonego ojca, który chciał sobie stworzyć córkę idealną? Pewnie nie. To wszystko przez to, że wychowałam się w popieprzonym domu. A mój ojciec ma więcej empatii dla swoich klientów niż dla swojej własnej córki.

Z tych głębokich rozważań wyrwały Lilly nagle dość silne mdłości. Zrobiło jej się niedobrze i nie była pewna czy winę za ten stan rzeczy ponosił tłusty tort, do konsumpcji którego jej żołądek był zupełnie nieprzyzwyczajony, kilka kieliszków wina czy też może po prostu ciąża. Pogładziła brzuch z przepraszającym wyrazem twarzy i powiedziała cicho w jego kierunku:

— Przepraszam, maleństwo, wiem, że nie powinnam pić, mając ciebie… W normalnych okolicznościach nigdy bym sobie na to nie pozwoliła. Nie chcę, żeby stała ci się jakakolwiek krzywda, ale…

W tym momencie załamał jej się głos i zaczęła płakać, starając się za wszelką cenę stłumić szloch, by nie budzić sąsiadów w środku nocy — sympatycznego, bezdzietnego małżeństwa, mniej więcej w jej wieku. Z Sandrą nawet bliżej się zaprzyjaźniła i zaczęły chodzić razem na basen, żeby zadbać o linię. Dobrze wie, jak bardzo jej sąsiadka pragnie mieć dziecko. A jej samej z powodu ciąży dosłownie zawalił się świat. Życie bywa czasem takie przewrotne i niesprawiedliwe! Ale ona nie ma u swojego boku takiego Przemka jak Sandra, na którego mogłaby liczyć w każdej sytuacji, który kochałby ją bezgranicznie i zawsze by się o nią troszczył, więc dziecko wcale nie jest dla niej błogosławieństwem.

Lilly tak naprawdę nigdy nie przepadała za dziećmi i nie chciała mieć własnych. Owszem, była w kilku związkach, ba, z jednym mężczyzną była już nawet zaręczona, kiedy jeszcze studiowała! Gdyby nie fakt, iż okazało się, że jej wybranek zdradzał ją na lewo i prawo, a ona dowiedziała się o tym wszystkim niemalże tuż przed samym ślubem to zapewne wyszłaby za niego. Jednak nigdy nie planowała mieć dzieci. Trochę chyba się ich zawsze bała. Są takie kruche, a przy tym niedoskonałe, nieprzewidywalne i zdane na swoich rodziców. A może tak naprawdę ona po prostu boi się czy poradziłaby sobie z macierzyństwem, mając za sobą trudne dzieciństwo i nie do końca radząc sobie sama ze sobą nawet w wieku dorosłym?

Jednak przewrotny los sprawił, że spodziewa się dziecka żonatego mężczyzny — męża i ojca, w którego sidła pozornej miłości wpadła jak śliwka w kompot. Dziecko mitomana i manipulanta. Gdy tylko dowiedziała się o ciąży, od razu pomyślała, że nie mogłaby urodzić tego maleństwa, a jednocześnie miała w sobie przekonanie, że nigdy w życiu nie byłaby w stanie zdecydować się na aborcję. Nie potrafiłaby pozbyć się takiego małego cudu natury i po prostu dalej normalnie żyć. Postanowiła więc zabić siebie samą, dopóki płód nie był jeszcze bardzo rozwinięty, aby dziecko nie cierpiało. Według niej. Wydawało jej się to mniejszym złem w całej tej beznadziejnej sytuacji. W końcu rozwiążą się wszystkie jej problemy, a to czy ona sama będzie się męczyć przed śmiercią, niewiele ją w sumie obchodziło. Nie będzie musiała żyć z poczuciem winy. Po prostu zniknie. Nie był to nieprzemyślany, spontaniczny pomysł, myślała o tym od kilku dni, analizując sytuację, rozważając za i przeciw, starając się spojrzeć na sprawę tak chłodno, z dystansem, jak tylko potrafiła, o ile było to w jej położeniu możliwe. Tak jak nauczył ją ojciec.

Zaczęła przewracać kartki w notesie, szukając notatki, gdzie wypisała sobie za i przeciw popełnienia samobójstwa.

— Hmm… — zamyśliła się przez chwilę. — Plusów jest chyba jednak sporo więcej niż minusów — westchnęła i zaczęła ponownie analizować to, co napisała, chłodno i bez wyrazu, jakby zastanawiała się nad kupnem nowej pralki.

Jej sprytny umysł wypierał powagę sytuacji i próbował sprowadzić cały ten pomysł i podjęcie decyzji o zabiciu się do błahej, niewiele znaczącej sprawy, by nie pęknąć i nie zwrócić się do kogoś o pomoc, aby żyć, urodzić i wychować swoją małą.

— Nie — potrząsnęła zrezygnowana głową. — Klamka zapadła.

Przynajmniej nie będzie już musiała znosić ostentacyjnych wyrazów rozczarowania swojego ojca, które wyrażał w stosunku do niej nieustannie, nie bacząc na to, że zwyczajnie ją tym rani. Nie potrafi sobie nawet wyobrazić jak zareagowałby na wieść, że zostanie dziadkiem, a ojcem jego wnuczki jest oszust i manipulant, który zniszczył ją emocjonalnie, zużył ją do cna, wyssał z niej całą życiową energię i wycofał się z powrotem do swojej rodziny, gdy wszystko przestało układać się po jego myśli. Tak, to byłby dla niego absolutny szok. Poza tym… czy potrafiłaby okazać swojej córeczce wystarczająco dużo ciepła, mając w pamięci fakt, że jest ona owocem toksycznej znajomości z J.? No i jak zniosłaby ciążę, skoro przez całe swoje całe życie obwiniała się za każdym razem, gdy waga wskazywała pół kilograma więcej niż to sobie założyła? Byłaby w stanie normalnie jeść za dwoje, nie ograniczając kalorii, żeby nie zagłodzić płodu? To wszystko byłoby zbyt skomplikowane. Do tego doszłyby jeszcze zupełnie przyziemne sprawy takie jak na przykład koszty utrzymania. Jak poradziłaby sobie bez pomocy J.? Bo przez ciążę bez wątpienia nie mogłaby liczyć na cokolwiek z jego strony. A do ojca przecież by się nie zwróciła. Pewnikiem wykląłby ją od dziwek i nigdy więcej już by się do niej nie odezwał, a co tu dopiero mówić o jego pomocy finansowej! No i jeszcze kwestia powiedzenia o wszystkim J., że będą mieli wspólne dziecko. Czy zdobyłaby się na to, by nie odbierać maleństwu szansy na poznanie swojego taty i dać mu możliwość kontaktowania się z nim czy też ostatecznie byłaby zbyt dumna, by to zrobić? A może J. sam by się o wszystkim przypadkiem dowiedział? Ciekawe, jak zareagowałby, gdyby zobaczył ją kiedyś z pokaźnym ciążowym brzuszkiem. Czy w ogóle dopuściłby do siebie myśl, że to jego robota? Chyba do diabła nie namawiałby jej na usunięcie? Nie, aż takim padalcem chyba nie jest. Choć z drugiej strony… Biorąc pod uwagę fakt, iż zarzekał się, że kocha żonę, a bez skrupułów zdradzał ją z dziesiątkami kochanek, był wobec niej nieuczciwy i robił z niej naiwną idiotkę to można się po nim spodziewać tak naprawdę wszystkiego. Jeśli jego żona dowiedziałaby się o jej ciąży to może sama wystąpiłaby o rozwód z orzeczeniem o winie, a wtedy przy trójce dzieci, w tym dwójce małych, oskubałaby go do cna. J. próbowałby więc pewnie za wszelką cenę zrobić wszystko, żeby ta kobieta nigdy nie dowiedziała się, że on ma jeszcze nieślubne dziecko.

Lilly zamknęła notes i ciągnęła dalej w myślach swój wywód. Jej szczupłe ciało wydawało się w ostatnich dniach trochę zaniedbane. Nieupiłowane paznokcie, rozczochrane długie włosy, brak makijażu… To zupełnie nie w jej stylu. Zawsze była bardzo zadbana. Lubiła się podobać — zarówno sobie, jak i mężczyznom wokół niej. Była kokieteryjna i próbowała się im przypodobać. Jako córka perfekcjonisty pragnęła zawsze zadowolić facetów, jej celem było uszczęśliwienie każdego swojego ukochanego. Żeby tylko zasłużyć na miłość. Być kochaną, szanowaną i akceptowaną. By być w jego oczach wystarczająco dobra. Niestety, wydawało się, że jej usilne starania odnosiły zupełnie odwrotny skutek. W pewnym sensie była maskotką dla tych wszystkich mężczyzn, z którymi łączyło ją coś więcej. Maskotką, którą wprawdzie początkowo w jakiś sposób podziwiali, adorowali i chcieli zdobyć, ale gdy się im w końcu znudziła to odkładali ją na półkę. W miarę upływu czasu i kolejnych doświadczeń z mężczyznami zaczęła dostrzegać, że coś jest nie tak. Z relacjami, w które wchodziła i z nią samą. Niestety, nie potrafiła znaleźć rozwiązania, jak mogłaby to zmienić. Wiedziała natomiast, że bez wątpienia musi mieć to jakiś związek z jej ojcem.

Jarka też pragnęła zadowolić. Chciała dać mu całą siebie, odwdzięczyć się za uratowanie jej z tego piekła, którego nie chciała już wspominać i za miłość, którą ją obdarzył. Gdyby tylko wiedziała wcześniej, że to wcale nie była prawdziwa miłość tylko chęć wyssania z niej wszystkiego, co najlepsze! Chciała dać wszystko komuś, kto absolutnie nie był tego wart, ale potrafił wykreować w jej oczach swój wizerunek w taki sposób, że udawało mu się nią z powodzeniem manipulować i osiągać zamierzone sobie cele, czerpać korzyści ze znajomości z nią, podczas gdy on sam nie dawał później z siebie nic. Tak, J. nie miał dla niej niczego oprócz pięknych słów i obietnic bez pokrycia, którymi długo ją karmił, ponieważ zauroczona iluzją bycia kochaną i pożądaną, nie była w stanie dostrzec prawdy. Po fazie zdobywania jej już tylko swojej żonie kupował prezenty, to żonę zabierał do kina czy teatru, z żoną jeździli razem na wspólne wakacje. Dla niej natomiast miał same puste, nic tak naprawdę nie znaczące i w ogóle nie pokrywające się z rzeczywistością słowa oraz seks, którym był owładnięty.

Lilly poczuła nagle ukłucie w sercu. Tak bardzo była zazdrosna o żonę J.! A on, gdy się czasem kłócili, jeszcze jakby celowo dodatkowo podsycał w niej tę zazdrość, opowiadając niby to od niechcenia, jak spędzali razem kolejną rocznicę ślubu, jak świetnie bawili się na imprezie rodzinnej czy jak im po latach znów dobrze było w łóżku. Dręczył ją i ranił z premedytacją. Doskonale wiedział, że chciałaby być na miejscu jego żony.

Przełknęła głośno ślinę. Nieuchronnie zbliżał się TEN moment. Moment, w którym wszystko wokół przestanie dla niej istnieć. Wyciągnęła z kieszeni szortów dwa opakowania tabletek i spojrzała na nie, z trudem powstrzymując łzy. Nie sądziła, że skończy w taki sposób. Nie tak to wszystko miało się potoczyć. Tępo wpatrywała się w nazwy leków na pudełkach: Midazolam i Nitrazepam. Oczywiście tak silnych lekarstw na receptę nie zdobyłaby ot tak sobie, od ręki. Leki z grupy benzodiazepin przepisuje się pacjentom w ostateczności, w przypadku przewlekłych, uciążliwych problemów ze snem, przy których słabsze leki nie znajdują zastosowania. Tak się jednak dziwnie złożyło, że Lilly miała kłopoty ze snem już od dzieciństwa. Nijak nie wiedziała, czym może być to spowodowane oraz jak to zmienić. Na początku specjaliści polecali jej uspokajające herbatki i ziołowe preparaty ułatwiające zasypianie, a z czasem, gdy była już dorosła, jej lekarz rodzinny zaczął przepisywać jej typowe leki nasenne — najpierw łagodne, a wraz z upływem czasu coraz silniejsze, gdyż jej problem ze snem nie mijał tylko wręcz przeciwnie, coraz bardziej narastał. Nie skutkowało prawie nic. Tym sposobem miała jednak możliwość zdobycia bardzo silnych farmaceutyków, które trzymała właśnie w dłoni. Wystarczyło poprosić lekarza o receptę na coś mocniejszego skoro poprzednio przepisane leki nie zadziałały.

Właściwie to ile ma ich połknąć? Wszystkie tabletki z tych dwóch opakowań? Nie może zażyć zbyt mało, żeby nie okazało się, że jednak przeżyła tylko doznała przy tym uszkodzeń jakichś organów i zostanie kaleką na całe życie lub będzie umierać powoli w wielkim cierpieniu. O nie, to byłoby jeszcze gorsze niż urodzenie dziecka tego drania! Doskonale pamięta treść książki Paula Coehlo „Weronika postanawia umrzeć”, w której główna bohaterka chce popełnić samobójstwo i w tym celu zażywa sporą ilość środków nasennych, ale niestety, coś idzie nie tak i budzi się w szpitalu, dowiadując się przy tym, że leki te poważnie nadszarpnęły kondycję jej serca i czeka ją śmierć. Hmmm… Może lepiej byłoby podciąć sobie żyły? Albo rzucić się wprost pod pędzące metro?

W swoim życiu, w trudnych chwilach, nie mogąc liczyć na wsparcie ojca ani matki, już kilkakrotnie zastanawiała się nad popełnieniem samobójstwa. Do tej pory jednak nie miała odwagi wprowadzić swoich myśli w czyny. Wizja nieudanej próby samobójczej przerażała ją. Tak, zdecydowanie musi połknąć całe dwa opakowania tych tabletek. Tyle chyba wystarczy, żeby się już nie obudziła. Przez chwilę zrobiło jej się jakoś przykro. Z powodu ojca. Mimo iż traktował ją zawsze oschle to będzie dla niego na pewno cios. Straci kolejną bliską mu osobę. W sercu zdesperowanej kobiety pojawiło przez chwilę wahanie. A może poradziłaby sobie i odnalazłaby się w tej nowej, wprawdzie niełatwej, ale jednak nie bez wyjścia sytuacji? Wtedy przypomniała sobie wszystkie manipulacje ojca, które na niej stosował, by uzyskać to, czego chciał, czyli jej bezwzględne posłuszeństwo. Jego karanie jej milczeniem, groźby, zastraszanie, wywoływanie poczucia winy i mówienie z wyższością, że nigdy nie dorośnie nawet do pięt swojej zmarłej matce, jeśli nie będzie bardziej pracowita, zdyscyplinowana i posłuszna. Nie, nie daruje mu tego. Pierwszy raz w życiu pomyśli tylko i wyłącznie o sobie.

Nie czekając już dłużej, zaczęła wyjmować po kolei z blistrów tabletki nasenne i łykać je jedną po drugiej, popijając co jakiś czas wodą mineralną, stojącą obok butelki z winem. Po dwóch minutach na posadzce balkonu leżały już tylko puste blistry po lekach, a ona sama, zobaczywszy je, znieruchomiała i spanikowała. Co takiego najlepszego zrobiła?! To już. Już połknięte. Niedługo zaczną działać. Boże, co teraz będzie, co będzie się z nią działo? Bała się cierpienia. Mogła wybrać sobie inny, szybszy sposób umierania, na przykład się powiesić albo skoczyć z jakiegoś wysokiego budynku. Jakiś wewnętrzny głos — być może instynkt samozachowawczy — podpowiadał jej, by pobiec do łazienki, nachylić się nad sedesem, włożyć palce do gardła i zwymiotować wszystko to, co połknęła. Ale nie, nie może się już wycofać… Nie teraz. Zamiast udać się do toalety w celu szybkiego zwrócenia tego, co znajdowało się właśnie w jej żołądku, nalała sobie kolejny kieliszek wina i wypiła jego zawartość jednym haustem. Będzie czekać spokojnie. To nie może długo trwać. Połknęła przecież dużą ilość. Musi jeszcze tylko troszeczkę wytrzymać, jeszcze tylko chwileczkę i zaraz będzie po wszystkim. Odwagi, Lilly! Wszystko będzie dobrze!

— Tak bardzo się boję…

Kobieta skuliła się na balkonowym krześle i nagle poczuła, że jej głowa robi się coraz cięższa, a ona sama coraz bardziej senna i otumaniona. Obraz przed jej oczami stał się podwójny i był coraz bardziej rozmazany, więc zamknęła oczy, gdyż było jej niedobrze, oparła głowę na skrzyżowanych rękach, które bezwiednie położyła na stoliku i powoli odpływała. Wydawało jej się, że gdzieś w oddali słyszy głos matki: „Lilly, ratuj się, dzwoń po pogotowie albo idź do Sandry i Przemka, biegiem, błagam, ratuj się!” To dziwne, nigdy nie słyszała głosu swojej mamy, no chyba że będąc jeszcze w jej brzuchu. A jednak była pewna, że ten w jej głowie należał właśnie do niej. Wszystko stawało się coraz bardziej mgliste, wirowało, różne jej wspomnienia mieszały się i stapiały ze sobą. Na jej ciele wystąpiły zimne poty, cała się trzęsła. Bała się. Jednak czuła się przy tym na tyle bezradna, że postanowiła poddać się losowi. Ostatni raz pogładziła się czule po brzuchu, mając w pamięci swoją córeczkę i zasnęła.

W jej śnie pojawiły się trzy postacie i wszystkie one były nią samą w różnych okresach jej życia, przeżywającą ponownie trzy bardzo trudne dla niej doświadczenia, które naprawdę miały miejsce w jej przeszłości: okres pracy, którą jeszcze całkiem niedawno temu wykonywała i która okazała się początkiem jej końca, toksyczną znajomość z kolegą ze studiów, która jeszcze bardziej ją pogrążyła oraz fatalny romans z J., którego owocem było dziecko noszone w jej łonie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: