Seks i miłość - ebook
Seks i miłość - ebook
„Niektóre wieczory spędzali na spacerach, trzymając się za ręce i opowiadając sobie historyjki z przeszłości. Kiedy indziej zaś rezygnowali z kolacji na rzecz niekończących się pocałunków i szaleńczego seksu. Will czuł, że nie odda tak rozkosznego życia bez walki. Z każdą godziną coraz bardziej kochał kobietę, która poślubiła jego wroga numer jeden...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4806-8 |
Rozmiar pliku: | 786 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Will Sanders minął przeszklone drzwi biura szeryfa. Oślepiło go słońce, jednak wrześniowy upał rozgrzewający do białości nawierzchnię chodnika był niczym w porównaniu z buzującą w nim samym wściekłością. W śledztwie dotyczącym Richarda Lowella nadal nie odnotowano żadnych postępów.
Ten sukinsyn usiłował go zabić! A potem – podając się za niego – wykorzystał cztery kobiety, które pozbawił czci i majątku. W dodatku dwóm z nich pozostawił pamiątkę w postaci ciąży. Lowell zamordował również Jasona Phillipsa, przyjaciela i powiernika Willa. Ukradł miliony. Ile jeszcze istnień ludzkich doprowadzi do ruiny, zanim dosięgnie go karząca dłoń sprawiedliwości?
Trzęsącymi się ze złości rękami Will wyciągnął z kieszeni kluczyki do swojego białego land rovera. Podchodząc do samochodu poczuł, jak robi mu się ciemno przed oczami, zawadził stopą o krawężnik i omal się nie przewrócił. Oparł się o maskę auta i wziął dwa głębokie oddechy. Pomogło.
Odkąd obudził się w Meksyku z oślepiającym bólem głowy i niejasnymi wspomnieniami tego, co się stało, zdarzały mu się takie epizody utraty świadomości. Raz nawet nie poznał własnego odbicia w lustrze. A przecież przed tą fatalną wyprawą z Richem był królem życia. Teraz dopiero zdawał sobie sprawę, jak dalece nie doceniał tego, co miał: przyjaciół, rodziny, licznych dobrodziejstw losu.
To co było, już nie wróci, powtarzał w myślach, łudząc się, że w ten sposób łatwiej mu będzie zaakceptować klęskę.
A przecież musi odzyskać spokój i zdolności logicznego myślenia. Inaczej nigdy nie uda mu się rozwiązać zagadki tego, co go spotkało.
Usiadł za kierownicą i zaczął przeglądać listę kontaktów w telefonie. Gdy ujrzał imię Megan, serce gwałtownie mu zabiło. O nie, nie wolno poddawać się emocjom…
Po pogrzebie Jasona przeżyli namiętną noc. Ale potem relacje między nimi psuły się z dnia na dzień. Owszem, rozmawiali z sobą, ale tylko na tematy dalekie od osobistych: dlaczego tak trudno dorwać Lowella i jak córka Jasona, Savannah, radzi sobie po śmierci ojca. Megan bardzo kochała swoją siedmioletnią bratanicę i starała się spędzać z nią jak najwięcej czasu. Will wiedział, że każde pytanie małej o tatę rani serce kobiety.
Od tygodnia czekał, aż Megan będzie gotowa na rozmowę o tym, co właściwie zaszło między nimi, ale ona najwyraźniej unikała tematu. Zupełnie, jakby chciała o wszystkich zapomnieć. Will miał nadzieję, że tak nie jest. Bo on zapominać nie miał zamiaru.
Może od początku powinien to wszystko rozegrać inaczej. Megan zasługiwała na nieśpieszne uwodzenie, na kolacje w luksusowych lokalach. A on wtargnął w jej życie z prędkością i wdziękiem odrapanego pociągu towarowego. Chciał szybko ukoić jej żal po śmierci brata, zapominając, że każdemu działaniu warto nadać jakieś cywilizowane ramy.
Uległ nakazowi chwili. Gwałtownie zdarli z siebie ubrania. Miała zgrabne ciało, które bez trudu doprowadził do rozkoszy. I zapragnął czegoś więcej. Teraz wyobraźnia podpowiadała mu, że takie rzeczy można robić w rozmaity sposób. Oprzeć kobietę o ścianę, na stojąco. Albo wziąć ją w wannie czy na tylnym siedzeniu samochodu, jak to zwykli robić napaleni nastolatkowie.
W miarę wymieniania w myślach tej listy możliwości czuł coraz mocniejsze krążenie krwi w rejonie lędźwi. Uderzenia pięścią w kierownicę nie zapobiegły ogarniającemu go podnieceniu.
Mimo to starał się jechać ostrożnie. W końcu jednorazowe zbliżenie, choćby nie wiem jak namiętne, nie musi zaowocować niczym trwalszym. A ich położenie jest skomplikowane.
Stanowią parę obcych sobie w istocie ludzi, od których sytuacja wymaga utrzymywania pozorów legalnego związku, dopóki Rich jest na wolności. Nie mieszkają razem i wspólne spędzanie czasu ogranicza się w ich przypadku do rozmów telefonicznych i okazjonalnych spotkań w gronie rodziny i przyjaciół.
Jednak ilekroć ją widział, Will umierał z tęsknoty za tym, by Megan na dobre mogła stać się cząstką jego życia. Z wolna przestawał w niej dostrzegać tylko piękną młodszą siostrę Jasona, a coraz częściej myślał o niej „moja żona”.
Ale ona nie była jego. Nie tak, jak by tego chciał.
Wyszła za mąż za oszusta, który podszył się pod kogoś innego. A Will ciągle się zastanawiał, czy w jej wzroku, kiedy patrzy na niego, naprawdę można dostrzec pogardę? Jest przecież tak podobny do faceta, który ukradł mu tożsamość.
Megan nie chciała mówić o Richu. Z pewnością myśl o nim wywoływała w niej poczucie upokorzenia i wściekłości. W końcu została przez niego oszukana, podobnie jak Will. Czy więc jego, Willa, twarz już zawsze będzie jej się kojarzyć jednoznacznie negatywnie?
Chciałby to wiedzieć, podobnie jak mnóstwo innych rzeczy, które jej dotyczą. O czym marzy, do czego dąży, jakie cele stawia założonej przez siebie firmie? No i dlaczego on nie może przestać o niej myśleć?
Czemu więc nie ośmiela się otwarcie postawić tych i innych pytań? Dlaczego – nie licząc jednego jedynego gwałtownego zbliżenia – nie działa zgodnie z tym, co do niej czuje? Może dlatego, że po tamtej nocy w myślach miał kompletny zamęt.
Początkowo zamierzał przecież zaczekać, aż złapią Richa, a potem przeprowadzić formalny rozwód i nigdy nie wracać do tej sprawy. Ale potem, jeszcze na długo przed pamiętną nocą po pogrzebie przyjaciela, zaczął się bać, co będzie, gdy Megan odejdzie z jego życia. Zalazła mu za skórę, w pozytywnym sensie. Nie przestawał o niej myśleć. Rozpalała jego zmysły jak do tej pory żadna inna kobieta. Nie bardzo wiedział, jak ma ją traktować.
Bo przede wszystkim chciał jej szczęścia. Nie mógł już uratować jej od tego oszukańczego małżeństwa, stało się. Śmierć Jasona jeszcze pogłębiła tragizm sytuacji. Jason ufał Lowellowi, uważał go za przyjaciela. A Will czuł się winny, bo to on sprowadził Richa do Royal, przez co ucierpiało tyle osób.
Telefon w jego ręce nagle zabrzęczał. Will spojrzał na wyświetlacz.
– Cześć, Lucy, co jest? – rzucił w słuchawkę.
– Chciałam ci tylko przypomnieć, że wyjeżdżam na kilka dni. Mam dostarczyć kontrahentowi parę koni. Chcę też sprawdzić, co z tymi ocalonymi końmi w Houston.
Jego przybrana siostra była utalentowaną trenerką koni, specjalizującą się w opiece nad zwierzętami wyratowanymi z trudnych warunków. Razem z czteroletnim synem mieszkała w domu Willa w posiadłości As w Rękawie.
– Pamiętam – skłamał Will, bo tak naprawdę w tym tygodniu myślał jedynie o odkrytym właśnie tajnym skarbcu Richa Lowella.
Okazało się, że za skradzione pieniądze Rich kupował sztabki złota, które magazynował w starej szopie pod miastem. W ten sposób mógł ukryć i w razie potrzeby łatwo przenieść zagrabione mienie. Trudno było zrozumieć, dlaczego nie zabrał wszystkiego z sobą, gdy parę miesięcy temu zniknął. Nie ulegało jednak wątpliwości, że kiedyś pojawi się ponownie, żeby wywieźć stąd swoje łupy.
Will początkowo sądził, że odkrycie skarbca zwiastuje rychłe złapanie oszusta, ale wraz z upływem dni ta perspektywa blakła. Ani śladu Richa.
– Bierzesz z sobą Brody’ego? – zapytał siostrę.
– Wyjazd zanosi się na nieco dłuższy, postanowiłam go więc zostawić w Royal.
– Super. On i ja będziemy się świetnie bawić pod twoją nieobecność.
– Tylko że… prawdę mówiąc planowałam go zostawić u Jessego i Jillian. Brody uwielbia być z Makiem, a ty masz tyle na głowie…
Jesse był starszym rodzonym bratem Lucy, a przyrodnim bratem Willa. Wziął na siebie prowadzenie rodzinnego rancza, stwarzając w ten sposób Willowi możliwość zajęcia się jego największą pasją – rodzinną firmą.
Jesse zakochał się w jednej z ofiar Lowella, Jillian Norris, byłej gwieździe rewii z Las Vegas, która zaszła w ciążę wskutek miłosnej przygody z podszywającym się pod Willa Richem. Mac był owocem tego przelotnego romansu. To za sprawą jej mejli i telefonów do Willa ten stał się celem ataku dawnego najbliższego przyjaciela.
– Jasne, rozumiem – odparł Will z nadzieją, że ton jego głosu nie zdradza odczuwanego rozczarowania. – Powiedz Jessemu i Jillian, że zawsze chętnie pomogę w opiece nad Brodym. Trzymaj się.
– Dzięki, widzimy się za tydzień.
Odłożył telefon, starając się przezwyciężyć poczucie odrzucenia. Będąc w Meksyku, cały czas myślał, jak ma się zachować po powrocie do domu. Bardzo chciał wrócić do rodziny, przyjaciół, dobrze prosperującej firmy. I w ogóle do swojego wspaniałego życia.
Ale teraz czuł się coraz bardziej osamotniony. Inni w tym czasie żyli pełnią życia – zakochiwali się, działali. A on? Ponownie odszukał w telefonie numer do Megan.
Chętnie by się do niej odezwał. Przez ostatnie miesiące stała się dla niego kimś ważnym. Ucieczka Richarda Lowella bardzo ich do siebie zbliżyła.
Will ściągnął brwi. Kogo chcesz oszukać, bracie, pomyślał. Ty jej po prostu pożądasz jak szalony. Nie zaprzeczaj, nie rób z siebie idioty.
Jest od niej uzależniony i z tego nałogu nie ma ochoty się wyzwalać. Rozpaczliwie pragnie jej pocałunków.
Cały czas o niej myślał, wszędzie ją widział. A jednocześnie nie miał pojęcia, jakie uczucia ona żywi wobec niego. Tamto pamiętne zbliżenie było raczej sposobem na radzenie sobie ze stratą, której żadne z nich nie miało odwagi w pojedynkę stawić czoła. A przecież rzadko kiedy żałoba może stać się początkiem czegoś konstruktywnego.
Chociaż akurat dla niego się stała.
Od tamtej nocy za nią tęsknił. Pragnął związku, takiego, jaki jego brat stworzył z Jillian, a Cole z Dani. Z pięciu kobiet, które pojawiły się na pogrzebie, tylko Megan przyszła bez partnera. A kim tak właściwie ten jej partner jest? Willem pod postacią Richa Lowella? A może ona po prostu zakochała się w Richu jako takim, pod nikogo się nie podszywającym? Will wolał nie zadawać jej takich pytań.
Ale teraz, nie wnikając w kierujące nim motywy, wystukał na klawiaturze esemesa:
Cora Lee planuje grilla na ranczu w najbliższą sobotę. Czuj się zaproszona.
Zaraz po dotknięciu ikonki „Wyślij” Will zaczął czekać na odpowiedź. W końcu on i Megan są na siebie w jakiś sposób skazani. Może Richowi Lowellowi uda się jeszcze przez jakiś czas grać władzom na nosie? To zabawne, ale Will bardzo by tego chciał. W końcu dzięki jego nieobecności może cieszyć się „związkiem małżeńskim” z Megan. Megan Phillips-Sanders…
Hm, brzmi nieźle.
Błękit nieba za oknem pociemniał, kiedy Megan podliczała wyniki sprzedaży jesiennej kolekcji butów. Rozpierała ją duma. Ona i personel przeszli samych siebie. Wygląda na to, że firma przeżywa nadzwyczaj udany sezon.
Dzięki sukcesowi Royals Shoes Megan nie miała już poczucia, że musi się ścigać ze starszymi braćmi. Zdecydowanie wyszła z ich cienia. A pomyśleć, jak sceptycznie przyjęli w swoim czasie jej pomysł otworzenia sklepu z luksusowym obuwiem… Bardzo ją to wtedy zabolało.
W Teksasie, zwłaszcza w mieście takim jak Royal, uważa się, że duże jest piękne. Rancza, posiadłości, osobowości. Tu sukces jest bardziej normą niż wyjątkiem. Dlatego Megan tak bardzo zależało na uznaniu ze strony rodziny. Tym bardziej że dość wcześniej spostrzegła, jak dumni są rodzice z jej braci, szczególnie z Aarona i Jasona. Bo na domiar wszystkiego obaj mieli na koncie znaczne osiągnięcia w sporcie.
Teraz mogła spokojnie zagłębić się w skórzanym fotelu i oprzeć nogi o szklany blat stolika. Z przyjemnością przyglądała się szpilkom własnej marki i własnego projektu: skóra w czarno-białe paski i ozdobione kryształkami zapięcie. A jednak nawet na zatłoczonym rynku obuwia z wyższej półki można się wyróżnić. Trzeba tylko mieć pomysł, jak to zrobić.
Na wyświetlaczu rozwibrowanego telefonu ukazał się esemes od Dani Moore. Znały się od czasów szkolnych, kiedy to Megan w roli nieco starszej koleżanki wprowadzała Dani w tajniki licealnego życia. Mimo różnicy wieku ich przyjaźń przetrwała wszystkie następne lata.
Jutro o 2 nie dam rady.
Megan westchnęła zawiedziona. Dani jest teraz bardzo zajęta. Praca w Glass House, nowy związek z Cole’em, matkowanie bliźniętom. Megan podarowała ostatnio przyjaciółce parę eleganckich butów w nadziei, że zainspiruje ją do wspólnego wyjścia na zakupy. Nadarzała się okazja: Dani powinno kupić sobie suknię na przyjęcie zaręczynowe starszego brata Megan, Aarona, i Kasey Monroe, która kiedyś była asystentką Willa, a teraz opiekowała się siedmioletnią Savannah.
Megan była lekko zaskoczona, jak łatwo błyskotliwy i nastawiony na sukces Aaron wszedł w rolę opiekuna osieroconej bratanicy. Całkiem możliwe, że Kasey odegrała w tej przemianie znaczącą rolę.
Megan westchnęła na myśl o tym, jaki urodzaj romansów i związków ma miejsce w ich środowisku dzięki temu, że Rich Lowell podszył się pod Willa. Prawdę mówiąc, to teraz tylko ona i Will żyją samotnie. Jej postępek Richa odebrał poniekąd apetyt na miłość, a oboje byli prawnie zobowiązani do podtrzymywania fikcji legalności swojego związku. W tych warunkach doprawdy odechciewa się romansów.
Megan odpowiedziała na esemesa Dani, proponując inny termin wyprawy na zakupy i przy okazji odczytała wiadomość otrzymaną wcześniej od Willa. Puls jej przyśpieszył.
Przez kilka minut wpatrywała się w ekran, jakby z trudem przyswajała nieskomplikowaną przecież treść. Dlaczego to zwykłe, zdawkowe zaproszenie tak ją zirytowało? Bo tak naprawdę chciałaby, żeby on jakoś odniósł się do namiętnego zbliżenia sprzed tygodnia? Żeby okazał jej zainteresowanie?
Tak, ich wzajemna relacja jest stanowczo zbyt ugrzeczniona i przez to pełna niezręczności.
A może to tylko ona Bóg wie co sobie wyobraża? Bo Will jest bardzo zrównoważony. Nie dał po sobie poznać, że odkrycie po powrocie do Royal, że posiada żonę, w jakikolwiek sposób nim wstrząsnęło. Przyjął do wiadomości to, że Richard Lowell zrobił go w konia i uznał, że ona jest w równym stopniu co on ofiarą sytuacji.
Mimo iż oboje chyba nie do końca rozumieli, jak sprawa się ma od strony prawnej.
Megan westchnęła, wstała z fotela, wzięła torebkę i teczkę. Zrobiło się późno, musi iść do siebie. Nie cierpiała tych swoich wieczornych powrotów do wielkiego pustego domu na obrzeżach miasta, który kiedyś uważała za symbol życiowego sukcesu, a teraz – największej porażki.
Najchętniej wzięłaby do ręki pochodnię i spaliła to miejsce do gołej ziemi. Ale przecież nie wymaże z pamięci swojego ślubu z człowiekiem, który ją okłamał i zmanipulował. Z tym będzie musiała żyć do końca.
Włączyła system alarmowy i szybko minęła drzwi, by go niechcący nie uruchomić. Na małym zacienionym parkingu podeszła do swojego karminowego porsche. Uwielbiała ten sportowy wóz i chętnie udawała się nim na szybkie przejażdżki po okolicy. Dziś jednak nie miała na to ochoty, czuła się zmęczona.
No jasne, od śniadania – czyli od czternastu godzin – nic nie miała w ustach. Spadł jej poziom cukru, stąd znużenie.
Zaczęła szukać w torebce kluczyków. Te cholerne drobiazgi zawsze chowają się na samym dnie.
Z westchnieniem ulgi w końcu na nie natrafiła. Ale następny oddech nie był już tak swobodny.
– Megan…
Zwróciła twarz w stronę, skąd dochodził znajomy głos. Rich. Serce zaczęło jej walić jak młotem, znieruchomiała. Był ubrany w szare a może czarne rzeczy, przez co trudno było go zauważyć.
Miał na sobie drogi garnitur. Tak, Richard Lowell lubił ukrywać się przed policją w nieskazitelnie dopasowanych ubraniach.
Po raz kolejny uderzyło ją, jak bardzo jest podobny do Willa. Chociaż po miesiącach znajomości z prawdziwym Willem Sandersem trudno jej było uwierzyć, że dała się nabrać takiemu potworowi. Jak mogła być aż tak głupia?
Poczuła wstyd, a jej „mąż” podszedł i zatrzymał się między nią a jej samochodem. Za późno na ratunek. Cholera, dlaczego wyszła z pracy tak późno, i w dodatku sama?
– Co tu robisz? Czego chcesz? – spytała, starając się opanować strach.
– Chcę ciebie. Mam zamiar nakłonić cię do wyjazdu ze mną.
Poczuła wstręt. Ale przecież na dwunastocentymetrowych obcasach nie ma szans dobiec do drzwi swojego biura szybciej niż on.
– Jak chcesz mnie przekonać?
– Jesteś moją żoną. Należysz do mnie, a ja do ciebie.
W mroku nie było widać jego twarzy. Czy on naprawdę wierzy w to, co mówi, czy też prowadzi z nią którąś ze swoich osobliwych gierek? Chce ją nastraszyć?
– Nie jestem twoją żoną – odparła śmiało, choć nie do końca była pewna, czy to prawda.
W końcu poślubiła jego, Richarda Lowella. Mogłaby ręczyć, że kochała, szanowała i ceniła Willa Sandersa, ale to przecież obok tego tu faceta stanęła na ślubnym kobiercu. Składała małżeńską przysięgę, patrząc w oczy właśnie jemu. Rzeczywistość ostatnich kilku miesięcy silnie nadszarpnęła wizją świata, której dotychczas Megan hołdowała.
– Jesteś – odparł szorstko Rich. – Kochasz mnie.
– Zakochałam się w Willu Sandersie.
– Zakochałaś się we mnie. To ja byłem w twoim łóżku. Nigdy nie miałaś dosyć – powiedział wściekłym tonem, robiąc kilka kroków w jej kierunku. – Nie pamiętasz już, jak dochodziłaś, dysząc i szepcząc moje imię?
– Imię Willa, nie twoje – sprostowała Megan.
Jak mogła ich kiedykolwiek pomylić?
– To ja byłem Willem. Twoim Willem – odparł, zwijając prawą dłoń w pięść. – Jedynym Willem Sandersem, który cię posiadł.
Zalewana potokiem jego słów Megan zwracała jednak baczną uwagę na jego ruchy. Stanęła wyprostowana na szeroko rozstawionych stopach, żeby w razie fizycznego ataku nie stracić równowagi i w porę uskoczyć.
– Nie jesteś prawdziwym Willem Sandersem – broniła się. – Daleko ci do niego.
Instynkt doradzał jej wstrzemięźliwość. Nie powinna Richa nadmiernie drażnić. On jest wszak mordercą, stoją razem na ciemnym parkingu, a w razie czego nikt nie przyjdzie jej z pomocą.
– Jasne. Jestem od niego dużo lepszy. Zawsze przewyższałem go inteligencją i sprytem. Różnimy się tym, że mnie nikt nie podał niczego na srebrnej tacy. Na wszystko musiałem sam zapracować.
Aha, więc stąd bierze się jego obsesja. Megan od dawna to podejrzewała. Może właśnie to ją z nim łączy?
Ją też w czasach szkolnych fascynowało bogactwo i pozycja społeczna Willa. Tyle że w przeciwieństwie do Richa ona niczego nikomu nie zazdrościła.
– Dlaczego zamordowałeś mi brata? – spytała.
Nie było to może rozsądne, ale bardzo chciała poznać odpowiedź.
– Zadawał za dużo pytań i za dużo zdołał wywęszyć – odparł Rich.
– Więc go zabiłeś. Mnie też to czeka?
– Ciebie nigdy bym nie skrzywdził. Jesteś moja.
– Nie jestem – odparła. Sama myśl, że tak mogłoby być, napełniała ją lękiem. Ale ciekawość zwyciężyła po raz kolejny. Miesiącami zastanawiała się, z jakiego powodu Rich wybrał właśnie ją. – Nieźle się zabawiłeś, co?
Nie odpowiedział, ale wyczuła, że jest zaskoczony. Treścią pytania, a może bardziej jego gorzkim wydźwiękiem.
– Chodź ze mną, a udowodnię ci, ile dla mnie znaczysz.
Jego przymilny ton przypomniał jej czasy, kiedy zaczynał się do niej zalecać, starając się przełamać jej chłód przy pomocy lawiny romantycznych słów i miłych gestów. Serce zaczynało jej wówczas bić we wzmożonym tempie. Zdawała sobie sprawę z jego śmieszności, jako młoda dziewczyna mocno stąpała po ziemi i gardziła sentymentalizmem, ale w końcu otworzyła się na miłość. Zakochanie się w tym „Willu Sandersie” zmieniło ją bezpowrotnie.
– Naprawdę sądzisz, że wyjadę z miasta razem z tobą? Chyba zwariowałeś – powiedziała, kręcąc głową.
Jednocześnie powoli przemieszczała prawą dłoń w kierunku bocznej kieszeni torebki, gdzie trzymała rewolwer, przewidująco nabyty na wypadek takiego spotkania. Mały, z rączką wyłożoną masą perłową w kolorze różu, był jednak bronią palną.
Megan kupiła go po powrocie Willa do Royal. Mieszkała sama, pracowała do późna, setki razy powtarzała więc w myślach scenariusz podobny do tego, co właśnie teraz miało miejsce. Tyle że obecnie nie była pewna, czy potrafi zastrzelić Richa z zimną krwią.
– Ja tu mam swoje życie – ciągnęła, odbezpieczając pistolet i zaciskając palce na jego uchwycie, gdy Rich zrobił krok w jej kierunku.
– Chodzi ci o życie twoje czy Willa? – szydził Rich. – Głupia jesteś, skoro wierzysz, że on mógłby cię pokochać. Widziałem cię z nim i wiem, że nie wystąpiłaś o rozwód, bo się łudzisz, że będziecie razem. Ale to się nigdy nie stanie.
– Ty nic nie wiesz. Nie zbliżaj się! – krzyknęła i wycelowała w niego wyciągniętą z torebki broń.
Dlaczego to zrobiła? Co nią kierowało? Na te pytania jej samej trudno byłoby odpowiedzieć.
Początkowo zaskoczony Rich zaczął się nagle śmiać.
– Serio chcesz mnie zabić takim drobiażdżkiem?
– Nie zrobię tego, jeśli się cofniesz i pozwolisz mi odejść – odparła, starając się nie zwracać uwagi na to, jak strasznie drżą jej ręce. Miała nadzieję, że Rich też tego nie widzi. – Nigdzie z tobą nie pojadę.
– To się jeszcze okaże.
Zrobił krok w jej stronę i wtedy Megan nacisnęła spust. Odgłos wystrzału zakłócił wieczorną ciszę i przeraził Megan. Rich stał w odległości mniej więcej trzech metrów od niej. Normalnie bez pudła trafiała w o wiele bardziej odległy cel, ale teraz nie celowała w centralny punkt jego sylwetki. Gdy więc tylko Rich obrócił się w lewo, podbiegła do samochodu.
Nie oglądając się za siebie, wśliznęła się za kierownicę i włączyła silnik. Ale nie zdążyła ruszyć. W otwartych drzwiach samochodu stał Rich i przyglądał się jej szeroko otwartymi oczami. Serce podeszło jej do gardła.
I zamiast starać się zamknąć drzwi, odepchnęła je, uderzając nimi Richa. Jednocześnie przycisnęła gaz do dechy. Rozległ się pisk opon.
Rich jeszcze przez ułamek sekundy nie puszczał drzwi, ale w końcu musiał się poddać. Megan opuściła parking, a drzwi zatrzasnęły się pod wpływem gwałtownego pędu.
Dobrze, że na tej bocznej drodze nie było ruchu, bo Megan zwracała uwagę jedynie na to, by jak najbardziej oddalić się od Richa. Spojrzała na leżący obok niej pistolecik. Jak dobrze, że go sobie kupiła i trochę poćwiczyła strzelanie. Choć nadal nie mogła uwierzyć, że naprawdę użyła go przeciwko Richowi. I że go chyba trochę drasnęła. Nie za mocno, skoro był w stanie gonić ją i nawet próbował wyciągnąć ją z samochodu.
Ale przynajmniej dowiodła, że jest w stanie sama się obronić.
Miotały nią sprzeczne uczucia. Z jednej strony radość, że udało jej się bez szwanku wyrwać z łap szaleńca, z drugiej – szok z powodu braku wyrzutów sumienia po tym, jak strzeliła do człowieka. Nad wszystkim dominowało przerażenie. Jak Rich mógł zmienić się w potwora?
Niemal bezwiednie skierowała samochód na drogę prowadzącą do biura szeryfa. Głosowo wybrała numer Willa w telefonie. Zanim odebrał, udało się jej odzyskać głos.
– Cześć, Megan. Właśnie o tobie myślałem.
– R…Rich – zaczęła drżącym głosem.
– Wszystko w porządku? – zapytał Will, wyraźnie zatroskany.
– Wyśledził mnie.
Will zaklął ostro, po czym zapytał, czy Rich nie zrobił jej krzywdy.
– Nie. Ale ja… chyba go postrzeliłam.
– Gdzie jesteś?
– W samochodzie. Jadę na policję.
– Spotkamy się tam. Będę za dziesięć minut. Na pewno nic ci nie zrobił?
– Na pewno.
Rozłączyła się. Od razu poczuła się lepiej. Na Willu mogła polegać bezwarunkowo, był dla niej opoką.
Podjeżdżając pod komisariat, sprawdzała wzrokiem, czy gdzieś nie czai się Rich. Musiałby jednak być niespełna rozumu, żeby pokazywać się w pobliżu siedziby policji. Wysiadła więc z samochodu i pobiegła do budynku.
– Zastałam szeryfa Battle’a? – spytała recepcjonistkę, starając się opanować łzy, które cisnęły się jej pod powieki. – Richard Lowell przed chwilą zaatakował mnie, jak wychodziłam z firmy.
Kobieta spojrzała na nią rozszerzonymi z emocji oczami, ale ton jej głosu pozostawał chłodny i profesjonalny.
– Nie ma go, ale w pokoju konferencyjnym jest Bird, agent do zadań specjalnych. Przyprowadzę go.
Megan usiadła w poczekalni na jednym z chłodnych plastikowych krzeseł. Żeby opanować drżenie rąk, mocno ściskała trzymaną na kolanach torebkę.
Biuro szeryfa było o tej porze niemal puste, a ją – w miarę ustępowania adrenaliny z organizmu – opanowała tępa rozpacz. Zrobiło się jej zimno, mięśnie zesztywniały. Miała poczucie, że trudno byłoby teraz jej wstać i się nie przewrócić.
Dlaczego ten facet z FBI tak długo do niej idzie?
W drzwiach wejściowych ukazał się Will. Przystojny, postawny, przyciągający wzrok. Zielonymi oczami lustrował otoczenie.
– Megan?
Tylko jedno jego słowo, jej imię, a wystarczyło, by poczuć ulgę i zrozumieć, że wszystko jest w najlepszym porządku. Bo on jest przy niej.