-
W empik go
Seks układ. Lesbijki. Opowiadanie erotyczne LGBT+ - ebook
Seks układ. Lesbijki. Opowiadanie erotyczne LGBT+ - ebook
Na siłowni, gdzie Aga szuka spokoju i lepszego samopoczucia, pojawia się nowa twarz – atrakcyjna blondynka o ujmującym uśmiechu. Kobiety szybko odkrywają wspólne zainteresowanie bieżnią, lecz to nie jedyne, co je łączy – obie są również mężatkami. Niezwykłe przyciąganie, które się między nimi rodzi, prowadzi je do podjęcia decyzji o nietypowym układzie... To opowieść o zakazanych pragnieniach, skrywanych uczuciach i łamaniu reguł. "Lesbijki. Opowiadania erotyczne LGBT+" to cykl seksownych, nietuzinkowych opowiadań, których akcja zawsze rozgrywa się między kobietami. Ciekawe scenerie, skala napięć, różne doświadczenia i gwałtownie wybuchająca namiętność.
| Kategoria: | Erotyka |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-975744-3-4 |
| Rozmiar pliku: | 101 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na orbitrekach, rząd przed bieżniami, śmigają trzy osoby. Wysoka brunetka z ogromnymi biodrami radzi sobie o niebo lepiej niż nastolatka zapewne korzystająca z karty MultiSport. Ten typ, mimo uroków młodości, pachnie kondycyjną dramą. Czasem myślę, że multisportowe dziewczęta przychodzą tu podrywać napakowanych gostków, a nie ćwiczyć. Obok tej dwójki, na sąsiedniej maszynie, przebiera nogami siwy facet, który, nie powiem, bardzo dobrze sobie radzi. Rząd przed orbitrekami kilka osób ćwiczy na rowerkach stacjonarnych. Głównie to ludzie starsi i gabarytowo więksi, a to akurat mnie zachwyca, i to odkąd tutaj przychodzę. Zero kompleksów: na siłowni nie musisz wyglądać jak milion dolarów, wystarczy, że chcesz się ruszać. Szacunek.
I wtedy gdzieś po lewej, tam gdzie od wejścia idzie się do szatni, słychać damski śmiech. Natychmiast odwracam głowę, bo to śmiech tak piękny, perlisty, szczery i wyrzucany z ust pełną piersią, że muszę sprawdzić, kto to. Z telefonem przy uchu idzie do szatni olśniewająca blondynka. Niska, może z metr sześćdziesiąt pięć, choć ma buty na obcasie, więc wygląda na wyższą. Granatowe oprawki okularów ma tak szerokie, że widzę je nawet z mojej bieżni. Duże, piękne oczy. Rozmawia z kimś i znów szeroko się śmieje, a potem znika za drzwiami szatni.
Wracam spojrzeniem do wyświetlacza mojej bieżni. Sto pięćdziesiąt pięć kalorii, niezłe tempo, jeszcze trochę. Przenoszę wzrok na fikusy i chwilę dumam nad tym, co sprawiło, że uznałam tamtą blondynkę za olśniewającą, ale nie znajduję na to odpowiedzi.
Sięgam po butelkę z wodą i upijam kilka łyków. Nawodnienie podczas treningu to podstawa. Podkręcam jeszcze prędkość i prawie czuję, jak razem z cieknącym mi po plecach potem wychodzi ze mnie cały stres.
Przyznam, że na siłownię wcale nie chodzę po to, by zbudować jakieś oszałamiające mięśnie, lecz z zupełnie innych powodów. Pewnie to banał, ale mąż wkurwia mnie tak mocno, że po prostu muszę wychodzić z domu, by nie ścinać się z nim na każdym kroku i odetchnąć pełną piersią – bez niego. Nie, żebyśmy byli nieudanym małżeństwem, bo w wielu kwestiach stanowimy duet doskonały, że już nie wspomnę o dwójce cudownych dzieci, ale… no właśnie.
Im dłużej jesteśmy ze sobą, tym bardziej działamy sobie na nerwy. Czar miłości dawno minął, ale obojgu nam wygodnie z tym, co jest, i… chociaż w łóżku nie ma już prawie nic, to nie chcemy tego zmieniać. Fajny dom, dobre zarobki, własne pasje, rewelacyjne urlopy z tych na bogato. Bez tego irytującego pana nie byłoby mi w życiu tak dobrze, jemu zresztą również, więc siedzimy w tym oboje. No a siłownia pozwala mi odżyć i spuścić nerwowe ciśnienie, które jednak ostro gromadzi się pod czaszką.
Zerkam na wyświetlacz i już mam kliknąć _stop_, bo właśnie wybiła dwudziesta ósma minuta treningu, kiedy w korytarzu od strony szatni pojawia się przebrana w sportowy strój blondynka. A… mmm, rany, ładnie wygląda! Granatowe legginsy trzy czwarte i dłuższa pomarańczowa koszulka zasłaniająca biodra. Kobieta może być kilka lat młodsza ode mnie, ale przypuszczam, że nie więcej. Zaskoczona orientuję się, że mija rząd rowerków stacjonarnych, nie wchodzi też na orbitreki i… za moment skręca w alejkę z bieżniami. Odwracam głowę ku fikusom, żeby nie gapić się tak ostentacyjnie, ale przyznam, że kiedy pomarańczowa koszulka pojawia się na maszynie tuż obok mnie, zerkam na nią kątem oka.
– Cześć – mówi krótko i patrzy na mój wyświetlacz. – Prawie pół godziny, nieźle – dodaje.
– Mhm, staram się trzymać formę.
Blondynka uruchamia sprzęt i podkręca tempo na wyższe niż moje, i to ot tak, od razu.
– Bez rozgrzewki? – zagaduję.
Sąsiadka uśmiecha się i odpowiada wesoło.
– To właśnie moja rozgrzewka.
Po chwili zasuwa już tak szybko, że mnie pewnie poplątałyby się nogi, gdybym miała spróbować takiego wyczynu.
– Podziwiam.
– Nie ma czego, biegam pięć razy w tygodniu, w tym dwa na siłowni, więc forma już zaskoczyła – wyjaśnia i jeszcze bardziej podkręca tempo.
W jakiś niewytłumaczalny sposób czuję się przy niej skrępowana i mam wrażenie, że na twarzy maluje mi się właśnie mina cielęcia.
– Skubana. Ja bym umarła – żartuję, ale to taki żart z dużą dozą prawdy.