Seksowna szantażystka - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Seksowna szantażystka - ebook
Rodzina Corettich od pokoleń zajmuje się kradzieżą kosztowności. Gianni jako jedyny zszedł z tej drogi i podjął pracę. Ze starymi nawykami trudno jednak zerwać. Marie, piękna agentka ochrony, szantażem zmusza go do odzyskania naszyjnika skradzionego jej klientce. Jest pewna, że Gianni nie potrafi niczego jej odmówić...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1883-2 |
Rozmiar pliku: | 720 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Ta zeszłotygodniowa kradzież szmaragdów to robota papy, prawda? – Gianni Coretti ściszył głos, spoglądając na siedzącego po drugiej stronie stołu brata.
Paulo wzruszył ramionami, upił łyk szkockiej i uśmiechnął się lekko.
– Znasz papę.
Gianni spochmurniał, przeciągnął dłonią po czuprynie. Wiedział, że brat celowo ograniczył się do lakonicznej odpowiedzi. Zresztą czego mógł się spodziewać? Wiadomo, że Paulo stanie po stronie ojca.
Przeniósł wzrok na doskonale utrzymany trawnik przed luksusowym hotelem Vinley Hall, ulubionym miejscem Corettich, emanującym niewymuszoną elegancją. Posiadłość w sercu Hampshire, na południowym wybrzeżu Anglii i – co najważniejsze – w pobliżu prywatnego lotniska Blackthorn.
Coretti nigdy nie korzystali z rejsowych linii.
W drodze na lotnisko zatrzymali się w hotelu na drinka. Paulo wracał z Londynu do Paryża. Te trzy dni z bratem dla Gianniego trwały jak trzy lata. Nie przepadał za gośćmi, nawet z najbliższej rodziny. A w towarzystwie brata jego cierpliwość była wystawiona na najwyższą próbę.
W dawnej bibliotece mieścił się teraz elegancki bar. Na widok zbliżającej się kelnerki Gianni przeszedł na włoski.
– Zapomnieliście, że rok temu zawarłem układ z Interpolem, za co odpuścili nam wcześniejsze grzechy?
Paulo wzdrygnął się i wypił spory łyk whisky.
– Tak się z nimi zaprzyjaźniłeś? Nie wiem, jak ci się to udało. I czemu zawracałeś sobie nami głowę. – Odstawił kryształową szklankę, przeciągnął palcem po brzegu szkła. Wbił wzrok w brata. – Nie prosiliśmy o to.
Nie prosili, to prawda, jednak postarał się i zapewnił im nietykalność, choć wcale nie byli mu za to wdzięczni. Pomysł, że mieliby stracić „rodzinny fach”, nie mieścił im się w głowie.
Ród Corettich przez wieki doskonalił się w kradzieży kosztowności. Złodziejskie umiejętności przekazywano z pokolenia na pokolenie. Coretti mieli swoje sposoby i chronione tajemnice. Byli zręczni i bystrzy, potrafili przenikać przez zaryglowane drzwi, nie pozostawiając śladu. Policja na całym świecie szukała dowodów przeciwko nim, dotąd bezskutecznie.
Coretti byli świetnymi fachowcami, w dodatku mieli szczęście. Jednak Gianni zdawał sobie sprawę, że szczęście się kiedyś skończy.
Do papy i brata to nie docierało.
– Ty naprawdę w to wierzysz, co? – zapytał Paulo.
– W co? – W głosie Gianniego zabrzmiało zniecierpliwienie.
– W to nowe życie. W uczciwość i dobro – wyjaśnił Paulo z ironią.
Gianni z trudem tłumił wzbierającą irytację.
– Gadasz, jakbym nagle zmienił się w… – przez moment szukał właściwego określenia – harcerzyka.
Paulo roześmiał się.
– A nie?
Rozmawiali o tym od roku, ale ojciec i brat wciąż nie mogli pojąć jego decyzji. W sumie nic dziwnego. Trudno nagle odrzucić złodziejską tradycję i z dnia na dzień stać się praworządnym obywatelem. Choć Gianni od dawna miał na to ochotę.
Na szczęście wspierała go siostra. Teresa rozumiała jego pobudki, bo sama przed laty wybrała podobną drogę. Dla reszty rodziny to było nie do pojęcia. Bywały momenty, że nawet jego ogarniało zdumienie.
– Gianni, ty masz normalną pracę. – Paulo znów ostentacyjnie się wzdrygnął. – Coretti tego nie robią. My tylko chodzimy na robotę, a to różnica.
W kamiennym kominku płonął ogień, rzucając refleksy światła na dębową boazerię. Za oknami wiatr targał gałęziami drzew. Miło w taką pogodę posiedzieć w przytulnym wnętrzu. Gdyby tylko nie ta beznadziejna rozmowa z braciszkiem.
– Różnica jest taka, że możecie trafić za kratki.
– Jakoś do tej pory to się nie zdarzyło.
Jeszcze nie. Jednak Dominick Coretti, ojciec Gianniego, miał coraz więcej lat, a z wiekiem nawet najlepsi w branży tracą kunszt. Oczywiście Nick w życiu się do tego nie przyzna. To dlatego Gianni zatroszczył się o jego nietykalność. Gdyby Nick trafił do więzienia, szybko byłoby po nim.
Rzecz jasna, to nie był jedyny powód „zdrady rodzinnego dziedzictwa”, jak określał to ojciec. Bycie światowej sławy złodziejem ma swoje plusy, ale też minusy. Na przykład konieczność nieustannego zachowywania czujności.
Gianni chciał od życia czegoś więcej.
Jeśli ojciec i brat nie zaprzestaną swej działalności, odbije się to i na nim. Co z tego, że dogadał się z Interpolem. W razie wpadki pociągną go na dno. Nie miał złudzeń. Agenci, z którymi zawarł układ, z miejsca uznają go za zerwany.
– Gianni, ty się za bardzo przejmujesz – rzekł Paulo. – Jesteś Coretti. Jak my.
– Wiem, kim jesteśmy.
– Wiesz? – Paulo przekrzywił głowę i przez chwilę przypatrywał się bratu uważnie. – A myślałem, że zapomniałeś. Jak już sobie w końcu przypomnisz, odrzucisz to swoje nowe życie. I to z wielką chęcią.
Gianni dopił drinka i popatrzył na brata.
– Dobrze wiem, kim jestem. Kim jesteśmy. Paulo, dałem słowo w zamian za obietnicę, że nam odpuszczą.
Paulo znowu prychnął.
– Dałeś słowo policji.
– To moje słowo – warknął Gianni. – Umowa z Interpolem dotyczy wyłącznie tego, co było wcześniej. Jeśli teraz złapią ciebie czy ojca…
– Znowu się przejmujesz. – Paulo pokręcił głową. – Nikt nas nie złapie. Nigdy nas nie złapali. Zresztą znasz papę. Powiedzieć mu, żeby przestał kraść, to jak kazać przestać mu oddychać.
– Wiem. – Żałował, że nie może pozwolić sobie na drugiego drinka, bo po odstawieniu brata na lotnisko chciał wrócić do domu w Mayfair. Lepiej nie kusić losu. Tylko tego trzeba, by jakiś glina zatrzymał go za jazdę zygzakiem.
Paulo zaśmiał się głośno.
– Gianni, papa jest, jaki jest. A lady van Court sama się prosiła, żeby ktoś zwędził te szmaragdy.
Robota tak łatwa, że ojciec nie był w stanie się oprzeć. Gianni westchnął.
– Powiedz mu, żeby przyczaił się, aż sprawa przycichnie. Zamknij go w szafie.
Paulo znów się zaśmiał. Dopił whisky, odstawił szklankę i podniósł się z miejsca.
– Pozostawię to bez odpowiedzi, bo dobrze wiemy, że on do niczego nie da się zmusić.
– Niestety – mruknął Gianni. – Wstał i podążył za bratem. Wsiedli do samochodu.
Gdy chwilę później znaleźli się na pasie startowym, zimny wiatr uderzył ich w twarze.
– Uważaj na siebie w tym szacownym świecie, bracie.
– Ty też się pilnuj. – Gianni mocno uścisnął brata. – Ojca też.
– Jasne. – Paulo odwrócił się i ruszył w stronę prywatnego odrzutowca.
Gianni wrócił do samochodu.
– Jak widać – szepnęła Marie O’Hara – złodziejstwo bardzo popłaca.
Zakradła się do domu jednego z najsłynniejszych złodziei biżuterii w świecie. We wnętrzu pogrążonym w mroku cisza dzwoniła w uszach. Marie miała nerwy napięte jak postronki. Czuła ucisk w żołądku, z trudem oddychała. Zawsze kierowała się surowymi zasadami i nigdy nie naruszała prawa. Teraz po raz pierwszy w życiu postawiła wszystko na jedną kartę. W imię sprawiedliwości.
Choć ta świadomość nie uspokajała. Tak czy inaczej znalazła się tutaj i musi zrobić swoje: błyskawicznie i starannie przeszukać mieszkanie.
Przez wiele tygodni obserwowała Gianniego, poznawała jego tryb życia. Na pewno nie będzie go jeszcze przez parę godzin, jednak lepiej mieć się na baczności i dmuchać na zimne.
Nie zapaliła światła. Wprawdzie ryzyko, że któryś z sąsiadów mógłby ją zauważyć, było równe zeru, jednak wolała nie ryzykować. Luksusowy penthouse Corettiego mieścił się na dziesiątej kondygnacji i widok na Londyn zapierał dech. Przez przeszkloną ścianę do środka wlewało się światło księżyca.
– Pięknie tu, ale to bardziej przypomina nowoczesne muzeum niż dom – wyszeptała, idąc po lśniącej posadzce z białego marmuru.
Wszystko utrzymane w bieli, jak biały piankowy cukierek, jednak ostre kąty i surowe linie przeczyły temu wrażeniu. Zimne i nieprzytulne wnętrze.
Pokręciła głową i opuściła piękny sterylny salon. Długi korytarz z marmurową posadzką. Ostrożnie stawiała stopy, lecz w przenikliwej ciszy każdy krok odbijał się echem.
Miała szpilki na niebotycznym obcasie, króciutką czarną spódniczkę i bluzkę z czerwonego jedwabiu. Strój mało odpowiedni do jej zadania, jednak by nie zwrócić na siebie uwagi portiera, musiała upodobnić się do osób, z jakimi spotykał się Coretti.
Kuchnia jak reszta mieszkania, zimna i odpychająca, wyposażona w profesjonalny sprzęt: restauracyjną płytę i ogromną lodówkę, ale chyba nikt tu nie gotował. Obok jadalnia. No tak, mogła się tego spodziewać – szklany stół i sześć krzeseł z przezroczystego plastiku. W przestronnym pomieszczeniu te meble ginęły.
Jak to jest, że tacy ludzie mają tyle kasy? Minęła dwa gościnne pokoje i weszła do głównej sypialni. Ucisk w żołądku się nasilił. Nie miała natury włamywacza, w przeciwieństwie do właściciela tego pałacu z chromowanej stali i szkła.
– Mógłby wprowadzić tu trochę ciepła. – Jej cichy głos odbijał się echem, potęgując złowieszczy nastrój.
Odepchnęła od siebie tę myśl. Przyszła tu w konkretnym celu, chce znaleźć coś przeciwko Corettiemu. Policja na całym świecie od lat bezskutecznie tego próbuje, jednak ona ma coś, co nie pozostawi Gianniego obojętnym. Ona ma szczęście, ale czasem to nie wystarczy.
Rzecz w tym, że chciała… czegoś więcej. Zwłaszcza w kontekście planu, który większość ludzi uznałaby za szalony.
– Nie jest szalony – powiedziała półgłosem. Wolała echo niż tę napiętą ciszę.
Zamiast ściany kolejna szklana tafla, za nią rozległy widok na rozświetlone miasto. Sypialnia również utrzymana w bieli.
Przy jednej ścianie olbrzymie łoże, na wprost łóżka ogromny płaski telewizor nad kominkiem. Wbudowane komody, obok garderoba i łazienka z gigantyczną wanną i prysznicem w formie wodospadu. I znowu ta olśniewająca biel. Nie przepadała za takim stylem, ale doceniła rzucający się w oczy luksus.
Weszła do garderoby i przejrzała ubrania. Ostrożnie przeszukała kieszenie płaszczy, marynarek i spodni. Jeśli chodzi o stroje, Coretti ma dobry gust, zgoda. Zajrzała do szuflad w komodzie, starając się nie zwracać uwagi na czarne jedwabne bokserki.
Dotąd niczego nie znalazła. Przyklękła i zajrzała pod łóżko. Ludzie zwykle tam coś chowają. Dostrzegła długie płaskie pudełko i uśmiechnęła się do siebie.
– Tajemnice, Coretti? – wyszeptała, starając się dosięgnąć pudła. Musnęła palcami drewniany bok, spochmurniała i wsunęła się głębiej.
Nagle znieruchomiała. Co to za odgłos? Wstrzymała oddech i odczekała sekundę. Drugą. To chyba tylko jej napięte nerwy. Wszystko jest dobrze. Poza nią w tym zimnym pałacu nikogo nie ma. Zaraz okaże się, co ten Coretti tu ukrył. Jeszcze moment i… już ma!
– I co ja tu znajdę? – wyszeptała.
– Pytanie brzmi – gdzieś za nią rozległ się głęboki głos – co ja tu znalazłem?
Zdążyła tylko krzyknąć. Poczuła, że dwie silne dłonie chwytają ją za kostki i wyciągają spod łóżka.
Ledwie przekroczył próg mieszkania, wiedział, że nie jest sam. Może to szósty zmysł, a może głęboko zakorzeniony instynkt przetrwania. W mgnieniu oka poczuł, że coś się zmieniło. I natychmiast zareagował tak, jak robił to jeszcze rok temu.
Sądził, że tamte doświadczenia zostawił za sobą, jednak wyuczonych zachowań trudno się pozbyć. Bezszelestnie przesunął się w głąb mieszkania, płynnie jak kot omijając meble, wtapiając się w cienie na ścianach. Srebrne światło księżyca rozświetlało białą posadzkę, rozjaśniało mrok. Gianni zamienił się w słuch, odbierając najcichsze odgłosy. Szelest tkaniny. Mimowolne westchnienie. Cichutkie szurnięcie buta po podłodze.
Mijając kolejne pokoje, przesuwał wzrokiem po szklanych ścianach, nie zwracając uwagi na swoje odbicie. Skupiony i czujny, czuł narastające napięcie.
Pobieżnie zlustrował pokoje gościnne, zajrzał do łazienek. Instynktownie czuł, że intruza tu nie znajdzie. Nie wiedział, skąd bierze się to przekonanie. Może to instynkt, może intuicja. Wiedział, że musi iść dalej.
Usłyszał ją, nim zobaczył. Mówiła coś do siebie stłumionym szeptem. Miała niski głos. Intrygujący. Gianni zatrzymał się przy wejściu i popatrzył na leżącą na podłodze kobietę. Wyciągniętą ręką sięgała pod łóżko.
To nie policjantka.
Nie z taką figurą.
Z aprobatą przesunął po niej wzrokiem. Czerwona jedwabna bluzka, czarna mini podkreślająca biodra, zgrabne nogi i drobne stopy w wysokich szpilkach.
Z pewnością to nie jest policjantka.
Poczuł przyjemny dreszczyk. Chętnie się jej przyjrzy. Nie tylko po to, by dowiedzieć się, kim jest. Chce sprawdzić, czy buzia jest równie interesująca jak reszta.
Pochylił się i chwycił kobietę za nogi. Zduszony okrzyk, jaki wyrwał się jej z piersi, był muzyką dla jego uszu. Nie dość, że złapał ją na gorącym uczynku, to dodatkowo jej spódniczka przesunęła się, jeszcze bardziej odsłaniając uda.
Nieznajoma szarpnęła się gwałtownie i wyzwoliła z uścisku. Jedną ręką obciągnęła spódniczkę i machnęła nogą obutą w mordercze szpile. Gianni uchylił się w ostatniej chwili. Kobieta cofnęła się, zielone oczy rzucały ognie. Ciemne włosy opadły jej na czoło, niecierpliwie odgarnęła je w tył. Poderwała się, gotując się do ataku. Gianni omal się nie roześmiał.
– Nie zamierzam z tobą walczyć – rzekł szorstko.
Kobieta zaśmiała się i pokręciła głową.
– Mylisz się.
Błyskawicznie rzuciła się w jego stronę, wymierzając cios. Gdyby nie był czujny, pewnie by go trafiła. Złapał jej rękę i wykręcił do tyłu. Pchnął kobietę na łóżko.
Nim zdążyła się ruszyć, przysiadł na niej, przygniatając ją swoim ciężarem.
– Zejdź ze mnie! – zawołała ostro.
Amerykanka, sądząc po akcencie.
Mierzyła go gniewnym spojrzeniem. Może ktoś inny by uległ, Gianni jednak postanowił ją przycisnąć.
– Nigdzie cię nie puszczę. Na pewno jeszcze nie teraz – oznajmił, przytrzymując ją za ramiona. Dziewczyna zaczęła się szarpać, próbując zrzucić go z siebie. Zgiętym kolanem rąbnęła go w plecy.
– Dość już tego! – zdenerwował się.
– Spróbuj mnie powstrzymać! – Walczyła dalej.
– Chyba tego nie zrobię. – Znacząco zniżył głos. – Prawdę mówiąc, to całkiem mi się podoba.
Te słowa podziałały na nią jak kubeł zimnej wody. Znieruchomiała. I bardzo dobrze, bo jego ciało zareagowało. Nieczęsto mu się zdarza mieć pod sobą atrakcyjną nieznajomą. Nic dziwnego, że to na niego działa.
Jej zielone oczy płonęły ogniem. Oddychała płytko i gwałtownie. Niektóre guziki bluzki się rozpięły. Zmusił się do koncentracji.
– Skoro już się opanowałaś, może łaskawie powiesz, co robisz w moim domu.
– Puść mnie, to pogadamy – wycedziła.
Gianni roześmiał się.
– Czy ja wyglądam na głupca? – Potrząsnął głową. – Co ty tu robisz? – powtórzył.
Wypuściła powietrze, przez moment się zastanawiała. Wreszcie się odezwała:
– Czekałam na ciebie. Myślałam, że może się… zabawimy.
Rozbawiony i zaintrygowany jednocześnie przyjrzał się jej badawczo. Wiedział, że gra.
– Naprawdę?
Minęła sekunda, może dwie.
– No dobrze. Nie.
– Jeśli nie, to co tu robisz? Czego szukasz?
Milczała, wlepiając w niego wzrok. Nie wiedziała, jak to płomienne spojrzenie na niego działa. Ta kobieta naprawdę coś w sobie ma. Może dlatego, że jest drobna i apetyczna. A może dlatego, że od dawna jest sam.
– Nie masz mi nic do powiedzenia? W takim razie ja ci to powiem. Jesteś złodziejką, to jedyne wyjaśnienie. Bardzo atrakcyjną – dodał, przesuwając wzrokiem po jej pełnych piersiach. – Co nie zmienia faktu, że kradniesz. Jeśli liczysz, że okażę się bardziej wyrozumiały niż inni, do których się włamałaś, to bardzo się rozczarujesz.
– Nie włamałam się…
Przerwał jej, bo czuł, że nie powie mu prawdy.
– Jestem ciekawy, w jaki sposób dostałaś się tu i co chciałaś znaleźć. Nie wyjdziesz, póki mi nie odpowiesz, złodziejko.
Zaniemówiła. Potrząsnęła głową, zaśmiała się i wbiła w niego zdumione spojrzenie.
– W tym pokoju jest tylko jeden złodziej. Coretti.
– Ach tak. – Zaintrygowała go jeszcze bardziej. – Znasz moje nazwisko, czyli włamanie nie było przypadkowe.
– To nie…
– Jak na włamywacza jesteś wyjątkowo dobrze ubrana – zauważył, znów przesuwając po niej wzrokiem.
– Nie jestem włamywaczem.
– Czyli jesteś drobną złodziejką i przyszłaś się uczyć? Skoro znasz mnie i moją rodzinę, powinnaś wiedzieć, że nie bierzemy uczniów. A nawet gdybyśmy brali, to zapewniam cię, że to nie jest sposób na zyskanie w moich oczach. – Spoważniał nagle. – Kim jesteś i po co przyszłaś?
– Kimś, kto ma wystarczający dowód, żeby posłać twojego ojca za kratki.
Aha, pomyślał zimno. Teraz naprawdę go zainteresowała.
– Ta zeszłotygodniowa kradzież szmaragdów to robota papy, prawda? – Gianni Coretti ściszył głos, spoglądając na siedzącego po drugiej stronie stołu brata.
Paulo wzruszył ramionami, upił łyk szkockiej i uśmiechnął się lekko.
– Znasz papę.
Gianni spochmurniał, przeciągnął dłonią po czuprynie. Wiedział, że brat celowo ograniczył się do lakonicznej odpowiedzi. Zresztą czego mógł się spodziewać? Wiadomo, że Paulo stanie po stronie ojca.
Przeniósł wzrok na doskonale utrzymany trawnik przed luksusowym hotelem Vinley Hall, ulubionym miejscem Corettich, emanującym niewymuszoną elegancją. Posiadłość w sercu Hampshire, na południowym wybrzeżu Anglii i – co najważniejsze – w pobliżu prywatnego lotniska Blackthorn.
Coretti nigdy nie korzystali z rejsowych linii.
W drodze na lotnisko zatrzymali się w hotelu na drinka. Paulo wracał z Londynu do Paryża. Te trzy dni z bratem dla Gianniego trwały jak trzy lata. Nie przepadał za gośćmi, nawet z najbliższej rodziny. A w towarzystwie brata jego cierpliwość była wystawiona na najwyższą próbę.
W dawnej bibliotece mieścił się teraz elegancki bar. Na widok zbliżającej się kelnerki Gianni przeszedł na włoski.
– Zapomnieliście, że rok temu zawarłem układ z Interpolem, za co odpuścili nam wcześniejsze grzechy?
Paulo wzdrygnął się i wypił spory łyk whisky.
– Tak się z nimi zaprzyjaźniłeś? Nie wiem, jak ci się to udało. I czemu zawracałeś sobie nami głowę. – Odstawił kryształową szklankę, przeciągnął palcem po brzegu szkła. Wbił wzrok w brata. – Nie prosiliśmy o to.
Nie prosili, to prawda, jednak postarał się i zapewnił im nietykalność, choć wcale nie byli mu za to wdzięczni. Pomysł, że mieliby stracić „rodzinny fach”, nie mieścił im się w głowie.
Ród Corettich przez wieki doskonalił się w kradzieży kosztowności. Złodziejskie umiejętności przekazywano z pokolenia na pokolenie. Coretti mieli swoje sposoby i chronione tajemnice. Byli zręczni i bystrzy, potrafili przenikać przez zaryglowane drzwi, nie pozostawiając śladu. Policja na całym świecie szukała dowodów przeciwko nim, dotąd bezskutecznie.
Coretti byli świetnymi fachowcami, w dodatku mieli szczęście. Jednak Gianni zdawał sobie sprawę, że szczęście się kiedyś skończy.
Do papy i brata to nie docierało.
– Ty naprawdę w to wierzysz, co? – zapytał Paulo.
– W co? – W głosie Gianniego zabrzmiało zniecierpliwienie.
– W to nowe życie. W uczciwość i dobro – wyjaśnił Paulo z ironią.
Gianni z trudem tłumił wzbierającą irytację.
– Gadasz, jakbym nagle zmienił się w… – przez moment szukał właściwego określenia – harcerzyka.
Paulo roześmiał się.
– A nie?
Rozmawiali o tym od roku, ale ojciec i brat wciąż nie mogli pojąć jego decyzji. W sumie nic dziwnego. Trudno nagle odrzucić złodziejską tradycję i z dnia na dzień stać się praworządnym obywatelem. Choć Gianni od dawna miał na to ochotę.
Na szczęście wspierała go siostra. Teresa rozumiała jego pobudki, bo sama przed laty wybrała podobną drogę. Dla reszty rodziny to było nie do pojęcia. Bywały momenty, że nawet jego ogarniało zdumienie.
– Gianni, ty masz normalną pracę. – Paulo znów ostentacyjnie się wzdrygnął. – Coretti tego nie robią. My tylko chodzimy na robotę, a to różnica.
W kamiennym kominku płonął ogień, rzucając refleksy światła na dębową boazerię. Za oknami wiatr targał gałęziami drzew. Miło w taką pogodę posiedzieć w przytulnym wnętrzu. Gdyby tylko nie ta beznadziejna rozmowa z braciszkiem.
– Różnica jest taka, że możecie trafić za kratki.
– Jakoś do tej pory to się nie zdarzyło.
Jeszcze nie. Jednak Dominick Coretti, ojciec Gianniego, miał coraz więcej lat, a z wiekiem nawet najlepsi w branży tracą kunszt. Oczywiście Nick w życiu się do tego nie przyzna. To dlatego Gianni zatroszczył się o jego nietykalność. Gdyby Nick trafił do więzienia, szybko byłoby po nim.
Rzecz jasna, to nie był jedyny powód „zdrady rodzinnego dziedzictwa”, jak określał to ojciec. Bycie światowej sławy złodziejem ma swoje plusy, ale też minusy. Na przykład konieczność nieustannego zachowywania czujności.
Gianni chciał od życia czegoś więcej.
Jeśli ojciec i brat nie zaprzestaną swej działalności, odbije się to i na nim. Co z tego, że dogadał się z Interpolem. W razie wpadki pociągną go na dno. Nie miał złudzeń. Agenci, z którymi zawarł układ, z miejsca uznają go za zerwany.
– Gianni, ty się za bardzo przejmujesz – rzekł Paulo. – Jesteś Coretti. Jak my.
– Wiem, kim jesteśmy.
– Wiesz? – Paulo przekrzywił głowę i przez chwilę przypatrywał się bratu uważnie. – A myślałem, że zapomniałeś. Jak już sobie w końcu przypomnisz, odrzucisz to swoje nowe życie. I to z wielką chęcią.
Gianni dopił drinka i popatrzył na brata.
– Dobrze wiem, kim jestem. Kim jesteśmy. Paulo, dałem słowo w zamian za obietnicę, że nam odpuszczą.
Paulo znowu prychnął.
– Dałeś słowo policji.
– To moje słowo – warknął Gianni. – Umowa z Interpolem dotyczy wyłącznie tego, co było wcześniej. Jeśli teraz złapią ciebie czy ojca…
– Znowu się przejmujesz. – Paulo pokręcił głową. – Nikt nas nie złapie. Nigdy nas nie złapali. Zresztą znasz papę. Powiedzieć mu, żeby przestał kraść, to jak kazać przestać mu oddychać.
– Wiem. – Żałował, że nie może pozwolić sobie na drugiego drinka, bo po odstawieniu brata na lotnisko chciał wrócić do domu w Mayfair. Lepiej nie kusić losu. Tylko tego trzeba, by jakiś glina zatrzymał go za jazdę zygzakiem.
Paulo zaśmiał się głośno.
– Gianni, papa jest, jaki jest. A lady van Court sama się prosiła, żeby ktoś zwędził te szmaragdy.
Robota tak łatwa, że ojciec nie był w stanie się oprzeć. Gianni westchnął.
– Powiedz mu, żeby przyczaił się, aż sprawa przycichnie. Zamknij go w szafie.
Paulo znów się zaśmiał. Dopił whisky, odstawił szklankę i podniósł się z miejsca.
– Pozostawię to bez odpowiedzi, bo dobrze wiemy, że on do niczego nie da się zmusić.
– Niestety – mruknął Gianni. – Wstał i podążył za bratem. Wsiedli do samochodu.
Gdy chwilę później znaleźli się na pasie startowym, zimny wiatr uderzył ich w twarze.
– Uważaj na siebie w tym szacownym świecie, bracie.
– Ty też się pilnuj. – Gianni mocno uścisnął brata. – Ojca też.
– Jasne. – Paulo odwrócił się i ruszył w stronę prywatnego odrzutowca.
Gianni wrócił do samochodu.
– Jak widać – szepnęła Marie O’Hara – złodziejstwo bardzo popłaca.
Zakradła się do domu jednego z najsłynniejszych złodziei biżuterii w świecie. We wnętrzu pogrążonym w mroku cisza dzwoniła w uszach. Marie miała nerwy napięte jak postronki. Czuła ucisk w żołądku, z trudem oddychała. Zawsze kierowała się surowymi zasadami i nigdy nie naruszała prawa. Teraz po raz pierwszy w życiu postawiła wszystko na jedną kartę. W imię sprawiedliwości.
Choć ta świadomość nie uspokajała. Tak czy inaczej znalazła się tutaj i musi zrobić swoje: błyskawicznie i starannie przeszukać mieszkanie.
Przez wiele tygodni obserwowała Gianniego, poznawała jego tryb życia. Na pewno nie będzie go jeszcze przez parę godzin, jednak lepiej mieć się na baczności i dmuchać na zimne.
Nie zapaliła światła. Wprawdzie ryzyko, że któryś z sąsiadów mógłby ją zauważyć, było równe zeru, jednak wolała nie ryzykować. Luksusowy penthouse Corettiego mieścił się na dziesiątej kondygnacji i widok na Londyn zapierał dech. Przez przeszkloną ścianę do środka wlewało się światło księżyca.
– Pięknie tu, ale to bardziej przypomina nowoczesne muzeum niż dom – wyszeptała, idąc po lśniącej posadzce z białego marmuru.
Wszystko utrzymane w bieli, jak biały piankowy cukierek, jednak ostre kąty i surowe linie przeczyły temu wrażeniu. Zimne i nieprzytulne wnętrze.
Pokręciła głową i opuściła piękny sterylny salon. Długi korytarz z marmurową posadzką. Ostrożnie stawiała stopy, lecz w przenikliwej ciszy każdy krok odbijał się echem.
Miała szpilki na niebotycznym obcasie, króciutką czarną spódniczkę i bluzkę z czerwonego jedwabiu. Strój mało odpowiedni do jej zadania, jednak by nie zwrócić na siebie uwagi portiera, musiała upodobnić się do osób, z jakimi spotykał się Coretti.
Kuchnia jak reszta mieszkania, zimna i odpychająca, wyposażona w profesjonalny sprzęt: restauracyjną płytę i ogromną lodówkę, ale chyba nikt tu nie gotował. Obok jadalnia. No tak, mogła się tego spodziewać – szklany stół i sześć krzeseł z przezroczystego plastiku. W przestronnym pomieszczeniu te meble ginęły.
Jak to jest, że tacy ludzie mają tyle kasy? Minęła dwa gościnne pokoje i weszła do głównej sypialni. Ucisk w żołądku się nasilił. Nie miała natury włamywacza, w przeciwieństwie do właściciela tego pałacu z chromowanej stali i szkła.
– Mógłby wprowadzić tu trochę ciepła. – Jej cichy głos odbijał się echem, potęgując złowieszczy nastrój.
Odepchnęła od siebie tę myśl. Przyszła tu w konkretnym celu, chce znaleźć coś przeciwko Corettiemu. Policja na całym świecie od lat bezskutecznie tego próbuje, jednak ona ma coś, co nie pozostawi Gianniego obojętnym. Ona ma szczęście, ale czasem to nie wystarczy.
Rzecz w tym, że chciała… czegoś więcej. Zwłaszcza w kontekście planu, który większość ludzi uznałaby za szalony.
– Nie jest szalony – powiedziała półgłosem. Wolała echo niż tę napiętą ciszę.
Zamiast ściany kolejna szklana tafla, za nią rozległy widok na rozświetlone miasto. Sypialnia również utrzymana w bieli.
Przy jednej ścianie olbrzymie łoże, na wprost łóżka ogromny płaski telewizor nad kominkiem. Wbudowane komody, obok garderoba i łazienka z gigantyczną wanną i prysznicem w formie wodospadu. I znowu ta olśniewająca biel. Nie przepadała za takim stylem, ale doceniła rzucający się w oczy luksus.
Weszła do garderoby i przejrzała ubrania. Ostrożnie przeszukała kieszenie płaszczy, marynarek i spodni. Jeśli chodzi o stroje, Coretti ma dobry gust, zgoda. Zajrzała do szuflad w komodzie, starając się nie zwracać uwagi na czarne jedwabne bokserki.
Dotąd niczego nie znalazła. Przyklękła i zajrzała pod łóżko. Ludzie zwykle tam coś chowają. Dostrzegła długie płaskie pudełko i uśmiechnęła się do siebie.
– Tajemnice, Coretti? – wyszeptała, starając się dosięgnąć pudła. Musnęła palcami drewniany bok, spochmurniała i wsunęła się głębiej.
Nagle znieruchomiała. Co to za odgłos? Wstrzymała oddech i odczekała sekundę. Drugą. To chyba tylko jej napięte nerwy. Wszystko jest dobrze. Poza nią w tym zimnym pałacu nikogo nie ma. Zaraz okaże się, co ten Coretti tu ukrył. Jeszcze moment i… już ma!
– I co ja tu znajdę? – wyszeptała.
– Pytanie brzmi – gdzieś za nią rozległ się głęboki głos – co ja tu znalazłem?
Zdążyła tylko krzyknąć. Poczuła, że dwie silne dłonie chwytają ją za kostki i wyciągają spod łóżka.
Ledwie przekroczył próg mieszkania, wiedział, że nie jest sam. Może to szósty zmysł, a może głęboko zakorzeniony instynkt przetrwania. W mgnieniu oka poczuł, że coś się zmieniło. I natychmiast zareagował tak, jak robił to jeszcze rok temu.
Sądził, że tamte doświadczenia zostawił za sobą, jednak wyuczonych zachowań trudno się pozbyć. Bezszelestnie przesunął się w głąb mieszkania, płynnie jak kot omijając meble, wtapiając się w cienie na ścianach. Srebrne światło księżyca rozświetlało białą posadzkę, rozjaśniało mrok. Gianni zamienił się w słuch, odbierając najcichsze odgłosy. Szelest tkaniny. Mimowolne westchnienie. Cichutkie szurnięcie buta po podłodze.
Mijając kolejne pokoje, przesuwał wzrokiem po szklanych ścianach, nie zwracając uwagi na swoje odbicie. Skupiony i czujny, czuł narastające napięcie.
Pobieżnie zlustrował pokoje gościnne, zajrzał do łazienek. Instynktownie czuł, że intruza tu nie znajdzie. Nie wiedział, skąd bierze się to przekonanie. Może to instynkt, może intuicja. Wiedział, że musi iść dalej.
Usłyszał ją, nim zobaczył. Mówiła coś do siebie stłumionym szeptem. Miała niski głos. Intrygujący. Gianni zatrzymał się przy wejściu i popatrzył na leżącą na podłodze kobietę. Wyciągniętą ręką sięgała pod łóżko.
To nie policjantka.
Nie z taką figurą.
Z aprobatą przesunął po niej wzrokiem. Czerwona jedwabna bluzka, czarna mini podkreślająca biodra, zgrabne nogi i drobne stopy w wysokich szpilkach.
Z pewnością to nie jest policjantka.
Poczuł przyjemny dreszczyk. Chętnie się jej przyjrzy. Nie tylko po to, by dowiedzieć się, kim jest. Chce sprawdzić, czy buzia jest równie interesująca jak reszta.
Pochylił się i chwycił kobietę za nogi. Zduszony okrzyk, jaki wyrwał się jej z piersi, był muzyką dla jego uszu. Nie dość, że złapał ją na gorącym uczynku, to dodatkowo jej spódniczka przesunęła się, jeszcze bardziej odsłaniając uda.
Nieznajoma szarpnęła się gwałtownie i wyzwoliła z uścisku. Jedną ręką obciągnęła spódniczkę i machnęła nogą obutą w mordercze szpile. Gianni uchylił się w ostatniej chwili. Kobieta cofnęła się, zielone oczy rzucały ognie. Ciemne włosy opadły jej na czoło, niecierpliwie odgarnęła je w tył. Poderwała się, gotując się do ataku. Gianni omal się nie roześmiał.
– Nie zamierzam z tobą walczyć – rzekł szorstko.
Kobieta zaśmiała się i pokręciła głową.
– Mylisz się.
Błyskawicznie rzuciła się w jego stronę, wymierzając cios. Gdyby nie był czujny, pewnie by go trafiła. Złapał jej rękę i wykręcił do tyłu. Pchnął kobietę na łóżko.
Nim zdążyła się ruszyć, przysiadł na niej, przygniatając ją swoim ciężarem.
– Zejdź ze mnie! – zawołała ostro.
Amerykanka, sądząc po akcencie.
Mierzyła go gniewnym spojrzeniem. Może ktoś inny by uległ, Gianni jednak postanowił ją przycisnąć.
– Nigdzie cię nie puszczę. Na pewno jeszcze nie teraz – oznajmił, przytrzymując ją za ramiona. Dziewczyna zaczęła się szarpać, próbując zrzucić go z siebie. Zgiętym kolanem rąbnęła go w plecy.
– Dość już tego! – zdenerwował się.
– Spróbuj mnie powstrzymać! – Walczyła dalej.
– Chyba tego nie zrobię. – Znacząco zniżył głos. – Prawdę mówiąc, to całkiem mi się podoba.
Te słowa podziałały na nią jak kubeł zimnej wody. Znieruchomiała. I bardzo dobrze, bo jego ciało zareagowało. Nieczęsto mu się zdarza mieć pod sobą atrakcyjną nieznajomą. Nic dziwnego, że to na niego działa.
Jej zielone oczy płonęły ogniem. Oddychała płytko i gwałtownie. Niektóre guziki bluzki się rozpięły. Zmusił się do koncentracji.
– Skoro już się opanowałaś, może łaskawie powiesz, co robisz w moim domu.
– Puść mnie, to pogadamy – wycedziła.
Gianni roześmiał się.
– Czy ja wyglądam na głupca? – Potrząsnął głową. – Co ty tu robisz? – powtórzył.
Wypuściła powietrze, przez moment się zastanawiała. Wreszcie się odezwała:
– Czekałam na ciebie. Myślałam, że może się… zabawimy.
Rozbawiony i zaintrygowany jednocześnie przyjrzał się jej badawczo. Wiedział, że gra.
– Naprawdę?
Minęła sekunda, może dwie.
– No dobrze. Nie.
– Jeśli nie, to co tu robisz? Czego szukasz?
Milczała, wlepiając w niego wzrok. Nie wiedziała, jak to płomienne spojrzenie na niego działa. Ta kobieta naprawdę coś w sobie ma. Może dlatego, że jest drobna i apetyczna. A może dlatego, że od dawna jest sam.
– Nie masz mi nic do powiedzenia? W takim razie ja ci to powiem. Jesteś złodziejką, to jedyne wyjaśnienie. Bardzo atrakcyjną – dodał, przesuwając wzrokiem po jej pełnych piersiach. – Co nie zmienia faktu, że kradniesz. Jeśli liczysz, że okażę się bardziej wyrozumiały niż inni, do których się włamałaś, to bardzo się rozczarujesz.
– Nie włamałam się…
Przerwał jej, bo czuł, że nie powie mu prawdy.
– Jestem ciekawy, w jaki sposób dostałaś się tu i co chciałaś znaleźć. Nie wyjdziesz, póki mi nie odpowiesz, złodziejko.
Zaniemówiła. Potrząsnęła głową, zaśmiała się i wbiła w niego zdumione spojrzenie.
– W tym pokoju jest tylko jeden złodziej. Coretti.
– Ach tak. – Zaintrygowała go jeszcze bardziej. – Znasz moje nazwisko, czyli włamanie nie było przypadkowe.
– To nie…
– Jak na włamywacza jesteś wyjątkowo dobrze ubrana – zauważył, znów przesuwając po niej wzrokiem.
– Nie jestem włamywaczem.
– Czyli jesteś drobną złodziejką i przyszłaś się uczyć? Skoro znasz mnie i moją rodzinę, powinnaś wiedzieć, że nie bierzemy uczniów. A nawet gdybyśmy brali, to zapewniam cię, że to nie jest sposób na zyskanie w moich oczach. – Spoważniał nagle. – Kim jesteś i po co przyszłaś?
– Kimś, kto ma wystarczający dowód, żeby posłać twojego ojca za kratki.
Aha, pomyślał zimno. Teraz naprawdę go zainteresowała.
więcej..