- promocja
- W empik go
Serce Ferrinu - ebook
Serce Ferrinu - ebook
Potęga miłości czy przeznaczenie?
Przepowiednia wypełniła się po raz kolejny, gra okrutnych bogów zakończyła się według ich zamysłów. Czy Anaela znowu zawiodła? Czy wszystko stracone?
Tym razem to nie ona będzie Wybawicielką - próbę podejmie jej córka Gabriela. Pamięta słowa matki ”Ocal serce Ferrinu”. Czy sprosta temu trudnemu zadaniu kiedy nadejdzie jej czas? Czy będzie potrafiła powstrzymać wojnę i zagładę? Ale najpierw musi odkryć czym tak naprawdę jest serce Ferrinu i co nadaje mu moc…
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-4910-4 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Uwielbiała wracać do domu! Warszawa Warszawą, nie mogła narzekać, ale dom to dom. Patrząc niewidzącym spojrzeniem w okno pociągu, już sobie wyobrażała, jak zostanie przywitana. Saris będzie stał tuż przy stacji. Przepiękny, kruczoczarny ogier, bez siodła i cugli, czekający spokojnie na swą panią, nie budził już wśród miejscowych żadnej sensacji. Mieli czas, by przywyknąć.
Oczywiście padną sobie w objęcia – jeżeli tak to można nazwać – bo uwielbiali się wzajemnie, no i nie widzieli... z pół roku. Potem wolno podążą drogą do domu, a te parę kilometrów minie im na ploteczkach.
Niby o czym można plotkować na krańcu cywilizacji? Oj, tematów mieli co niemiara. Ona zwykle zwierzała się z miłosnych podbojów, Saris – wdzięcznie włączając się w temat – zaczynał narzekać, jaki jest tutaj samotny.
– Przecież masz tyle klaczy dookoła! – ona próbowała mu dokuczyć, a Saris oburzał się:
– To konie, nie klacze! Ja jestem jednorożcem! Myślę i mówię!
– No ale jesteście podobni. Nie do odróżnienia. – To Sarisa zawsze doprowadzało do furii. Ruszał wtedy galopem, a ona śmiała się w głos. Gdy Saris w końcu zwolniał, zaczynał jej słodko tłumaczyć: – Jednorożec nie może współżyć z klaczą, tak jak ty nie możesz z małpą – ona wtedy podnosiła krzyk, zatykając uszy, żeby darował jej fizjologicznych szczegółów. I na takich słownych utarczkach mijała im zwykle droga do domu...
Uśmiechnęła się i zacisnęła palce na Amirinie, Sercu Ferrinu, który zdobił jej szyję. Za chwilę wróci do domu... Siedzący naprzeciw chłopak ponownie próbował ją zagadnąć, ona jednak sięgnęła po plecak, pożegnała się grzecznie i po chwili już stała na peronie.
Stacyjka była pusta, ale tuż obok, nieopodal peronu...
– Saris!!! – wrzasnęła, aż całująca się nieopodal para nastolatków o mało nie spadła z ławki.
Sekundę później tonęła buzią w jego grzywie.
– Stęskniłam się, koniku!
Szturchnął ją miękkimi nozdrzami, ze wzruszenia zapominając sprostować, że nie jest, na bogów!, konikiem.
Przyklęknął. Wskoczyła mu na grzbiet, zarzuciła plecak na ramię i mogli ruszać.
– Co w domu? Opowiadaj! Są jakieś źrebaki?
– Nie, tylko dwa małe konie – prychnął z pogardą. No tak, źrebakami nazwałby małe jednorożce.
– Wiesz... Gdybyś się postarał, to któregoś dnia doczekałybyśmy się chociaż półjednorożca.
– Do czego ty mnie namawiasz! – zakipiał udawanym oburzeniem. – To niemoralne! Że też ciotka Kamila nie nauczyła cię tak prostych zasad...
No tak, ciocia Kamila uczyła ją, jak żyć tu i teraz, mama, jak przeżyć tam. Ciocia pilnowała, by Gabriela miała odrobione lekcje, mama, by biegle władała Czarnym Tytanianem, sztyletem i nożem; by strzelała z łuku w samo serce wroga oraz jeździła konno – i to nie tylko na grzbiecie Sarisa, na którego wsiadła, zanim nauczyła się chodzić.
Ciocia Kamila uczyła Gabrielę piec ciasta, mama – jak używać energii i chodzić w długiej sukni, nie potykając się co krok.
Ciocia przepytywała dziewczynkę z tabliczki mnożenia, mama ze wszystkich ferrińskich zwyczajów i przepowiedni.
Obie, także i Saris, któremu przypadła rola powiernika, spisały się doskonale: Gabriela dell’Soll, córka Anaeli i Sellinarisa, była zarówno dzieckiem Ziemi, jak i Świata Światów.
– Jak mama? – zapytała na głos.
Jej wspaniała, jednoręka mama. Naznaczona srebrną gwiazdką Mała Wielka Pani, jak o niej czasem mówił Saris. Tu, na Ziemi pisarka, tam Lecząca, Władczyni Edenu, Pierwsza z Przepowiedni. Zawsze w białej sukni, zawsze trochę nieobecna, oderwana od rzeczywistości. Niedostępna, a jednocześnie taka... ludzka. Na Gabrielę patrzyła jak na ósmy cud świata, z nadzieją, a jednocześnie z obawą: Czy się sprawdzisz? Czy udźwigniesz ciężar odpowiedzialności? Czy nie zawiedziesz jak ja?
Bo mama się obwiniała – Gabrysia na pamięć znała obie książki o Ferrinie i między wierszami, gdy już na tyle dorosła, by czytać nie tylko to, co napisane, dostrzegła, że gdyby mama dostała drugą szansę, to obie opowieści potoczyłyby się inaczej. Ale drugiej szansy nie było. To ona, Gabriela dell’Soll, albo jej potomkini, zostanie Wybawicielką. Odgarnęła długie kasztanowe włosy.
Gabriela dell’Soll, Wybawicielka. Ładnie brzmi.
– Żeby ci się w główce nie przewróciło, Wybawicielko – prychnął Saris.
– Nie grzeb mi w myślach! – oburzyła się. – To niemoralne. Bo zacznę wypytywać cię o klacze!
– No dobrze, już nie będę. Słuchaj, Wybawicielko, odkryłem, z kim się spotyka nasza pani. To znaczy twoja mama.
– No?! No?! – pochyliła się nad karkiem jednorożca. Latami zastanawiali się, do kogo mama wymyka się co jakiś czas. Gdzie znika na noc czy dwie. Nigdy nie chciała zdradzić tej tajemnicy... – No, kim on jest?! – ponagliła Sarisa.
– To książę Reikan.
– Reikan?! Ten duch?! – Gabriela mało nie spadła z Sarisowego grzbietu.
– Nie wiem, czy duch – jednorożec gdyby mógł, wzruszyłby ramionami. – W Złotych Mgłach wydawał się całkiem namacalny.
– Mama wymyka się do ducha?! Nie wierzę...
– Też bym nie uwierzył, gdybym nie zobaczył. Poszedłem za nią – wiem, wiem, że to podłe – którejś nocy, a nasza pani weszła w mgły na tej łące pod lasem, gdzie czekał na nią książę, i oboje zniknęli. Po powrocie zapytała, czy od teraz zajmuję się poglądactwem, a potem oznajmiła, że owszem, spotyka się czasem z Reikanem, choć podobno nie w takim sensie, jak myślimy – tu zmrużył złośliwie szafirowe oko.
Gabriela aż przytknęła dłonie do ust.
– Patrz, my użalaliśmy się nad mamą, że taka samotna! Prosiliśmy, żeby zapomniała o przeszłości i znalazła sobie kogoś, kogo pokocha, a ona tyle lat poczynała sobie z ferrińskim księciem. Niesamowite!
– Nasza pani zgodziła się na koniec łaskawie, bym ci o tym opowiedział, bo – to jej słowa – „mam waszej litości do porzygania”. Tak się, uważasz, wyraża Wielka Władczyni Edenu...
Urwał nagle.
Na polnej drodze czekała na nich jakaś postać. Gabriela także ją dostrzegła.
– Kto to? Mama? Ma zamkniętą aurę, więc...
– To nie jest pani Anaela – pokręcił głową Saris i przyspieszył.
To nie była Anaela, to była elfia. Gabriela od razu to poznała po smukłej sylwetce, wielkich, migdałokształtnych oczach, jasnych włosach lśniących niczym jedwab i długiej, utkanej ze słonecznych promieni sukni.
– To Amarilla dell’Soll – z opóźnieniem dotarły do niej słowa Sarisa. – Zejdź i pokłoń się!
Amarilla?! A więc... A więc... Nadszedł czas! Poczuła, jak gardło zaciska się ze strachu. Przecież ona nie jest gotowa! Ma dopiero dwadzieścia pięć lat! Dziś są jej urodziny!
Saris klęknął, a Gabriela po prostu zsunęła się na ziemię.
Po chwili klęczała, jak on, z nisko pochyloną głową.
Amarilla dell’Soll, Wielka Władczyni Świata Światów!
– Powstańcie – usłyszała miły, cichy głos, któremu jednak każdy dałby posłuch.
Stojąc twarzą w twarz z legendarną Wielką Małą Panią, przyglądała się jej tak samo uważnie, jak ona Gabrieli. Elfia była – nie uwłaczając mamie – najpiękniejszą kobietą, jaką dane było dziewczynie w życiu widzieć.
– Nadszedł czas, Gabrielo dell’Soll. – Słowa Amarilli, a właściwie jej gest, ściągnęły dziewczynę na ziemię. Władczyni trzymała w ręku Czarny Tytanian, a przez ramię przewieszoną miała białą suknię i czerwony płaszcz. Wyciągnęła je do Gabrieli.
– Miecz, suknia i płaszcz mojej mamy – wyszeptała dziewczyna.
W tym momencie oczy Sarisa zogromniały i wydał z siebie dziwny dźwięk.
– Spokojnie, Saris – Amarilla położyła mu rękę na karku.
Gabriela podniosła na nich oczy, do tej pory utkwione w tym, co podawała jej elfia i... krzyknęła.
– Co się stało?! Saris płacze!! – Z oczu jednorożca spływały wielkie łzy. – To miecz i suknia mojej mamy!! Anaeli! – Dziewczyna odtrąciła elfię i chciała biec do domu, czując, że dzieje się coś strasznego, ale tamta była szybsza. Chwyciła ją za ramię i szarpnęła ku sobie.
– Twoja mama nie żyje.
Gabriela krzyknęła po raz drugi, a było w tym tyle bólu i niedowierzania, że nawet Amarillę, która przeżyła w swym życiu wszystek ból, ścisnęło za gardło.
– Puść mnie!! To niemożliwe! Puszczaj! – Dziewczyna wiła się i szarpała, płacząc, krzycząc i klnąc na przemian. – Jeżeli mama nie żyje, dlaczego nie mogę przy niej być?! Puść mnie!!
– Odeszła do Złotych Mgieł – odparła cicho Amarilla. – Przy jej ciele czuwa Kamila.
– Ja też chcę!! Kto pocieszy Kamilę?! To jej siostra!!
Mamoooo...!!!
Gabriela zwiotczała nagle, zginając się wpół.
Saris pochylił się nad nią, sam ledwie trzymając się na nogach. Drżał cały, a po policzkach nadal spływały wielkie gorące łzy. Jemu także nie pozwolono pożegnać się z ukochaną panią.
– Gabrielo, już czas. Wstań, dziecko. – Elfia próbowała ją podnieść, ale dziewczyna leciała jej przez ręce. – Twoja mama, pani Anaela dell’Soll przeprowadzi cię przez portal.
Dziewczyna uniosła głowę z nową nadzieją w złotozielonych źrenicach.
– Mama mnie przeprowadzi? Będę mogła się pożegnać?
– Tak.
Świat dookoła naraz zniknął. Przed nimi lśnił szmaragdowo wielki portal.
– Weź to, moje dziecko. – Amarilla ponownie podała dziewczynie suknię, miecz i płaszcz matki. Gabriela pochwyciła te rzeczy i przycisnęła do piersi niczym największy skarb.
– Na pewno zobaczę się z mamą? – zapytała raz jeszcze, a elfia kiwnęła głową, po czym położyła dłonie na ramionach dziewczyny, potrząsnęła nią lekko, by przykuć jej uwagę i rzekła: – Nim przejdziesz, musisz wiedzieć jedno: smoki są dopełnieniem jednorożców, a drugą połową Raskãra jest on. – Wzrok Amarilli i Gabrieli powędrował ku Sarisowi. – Powtórz.
– Smoki są dopełnieniem jednorożców, a drugą połową Raskãra jest Saris – wyszeptała Gabriela.
Amarilla przyciągnęła ją do siebie i uściskała mocno. Potem podeszła do Cienia i ujęła w dłonie jego mokre policzki:
– Dbaj o nią, Saris, tak jak dbałeś o Anaelę.
Cień tylko niżej pochylił głowę.
– Wasza Wysokość – Amarilla zwróciła się do Gabrieli, dziewczyna podniosła na nią smutne, zgaszone oczy.
– Nie jestem...
– Anaela dell’Soll przekazała przywilej władzy tobie, Gabrielo, jesteś Wielką Władczynią Edenu. Wyprostuj się i unieś głowę. – Ujęła dziewczynę pod brodę i uniosła jej twarz. Plecy przygięte bólem prostowały się mimowolnie. Przez dwadzieścia pięć lat przygotowywano Gabrielę do tej chwili, ale ona czuła się bezsilna i bezradna, jakby ze śmiercią matki cała moc i wiedza odeszły. – Żegnaj, moja pani. Nie zobaczymy się więcej.
– Dlaczego? – wyszeptała Gabriela.
– Moje istnienie dobiegło końca. Idź już. Czekają na ciebie.
Gabriela spojrzała ponad jej ramieniem.
Zieloną ścieżką, utkaną z magii, nadchodziła Anaela dell’Soll.
Uśmiechnęła się do Amarilli, uśmiechnęła się do Sarisa, po czym wyciągnęła dłoń i powiedziała:
– Chodź, córeczko.
.
Jestem Gabriela dell’Soll, zwana Wybawicielką. Piszę ten dziennik dla potomnych, ku przestrodze i rozwadze. Udało mi się przejść przez piekło i wiem jedno: piekło to nie miejsce, gdzie martwi pokutują za swe czyny, lecz miejsce, gdzie żywi je popełniają.
Moja Matka, nim odeszła, pożegnała mnie słowami:
– Dokonaj tego, czego mnie nigdy nie było dane dokonać: ocal Serce Ferrinu, moje marzenie o tym świecie. Dostałam dwie szanse, ale nie dano mi żadnych szans. Z tobą, Gabrielo, wróciła nadzieja. Nie zawiedź jej, bo nie będziesz mogła bez tej nadziei żyć. I pamiętaj jedno: nie jesteś sama.
Szliśmy za nią – to było tak dawno, a ja, gdy zamknę oczy, widzę, jakby to było wczoraj – zielonym portalem, pęd powietrza szarpał suknię i płaszcz, rozwiewał włosy i grzywę, a ona mówiła, do mnie i do Sarisa, to wszystko, czego do tej pory nie powiedziała i nie napisała.
Nim portal dotknął łagodnie ziemi – tym razem bogowie postanowili oszczędzić nam upadku – ucałowała Sarisa, potem mnie.
– Tam, gdzie odchodzę, będę szczęśliwa, szkoda, że nie mogę dać ci pewności, że będziesz szczęśliwa tu, dokąd przyszłaś, ale wierzę w ciebie, córeczko. Jesteś cudem zrodzonym z dwóch dopełnień. Moim cudem. Wierzę w ciebie.
Portal zgasł, a wraz z nim zgasła i Ona. Anaela dell’Soll, Lecząca, Nietykalna, Wielka Władczyni, a wreszcie ludzka kobieta o wielkim sercu. Moja Matka.
------------------------------------------------------------------------
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka
------------------------------------------------------------------------