-
W empik go
Serce - ebook
Serce - ebook
Jedenastoletni Henryk prowadzi pamiętnik, w którym opisuje dziesięć szkolnych miesięcy. Z pozoru zwykłe dziecięce historie w rzeczywistości przemycają wiele pięknych, acz zapomnianych już wartości, jakimi warto kierować się w życiu.
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8136-269-6 |
| Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spis treści
Od autora
Październik
Pierwszy dzień szkoły
Nasz nauczyciel
Wypadek
Mały Kalabryjczyk
Moi koledzy
Szlachetny postępek
Moja nauczycielka z pierwszej wyższej
Na poddaszu
Szkoła
Mały patriota z Padwy
Listopad
Kominiarczyk
Dzień Zaduszny
Mój przyjaciel Garrone
Węglarz i pan
Nauczycielka mojego braciszka
Moja matka
Mój kolega Coretti
Nasz dyrektor
Obrońca garbuska
Prymus naszej klasy
Mała wideta lombardzka
Ubodzy
Grudzień
Handlarz
Próżność
Pierwszy śnieg
Mularczyk
Śnieżna kula
Nauczycielki
W domu zranionego
Mały pisarczyk z Florencji
Siła woli
Wdzięczność
Styczeń
Zastępca
Księgozbiór Stardiego
Synek kowala
Miłe odwiedziny
Pogrzeb Wiktora Emanuela
Franti wypędzony ze szkoły
O sardyńskim doboszyku
Miłość ojczyzny
Zazdrość
Matka wypędzonego
Nadzieja
Luty
Zasłużony medal
Postanowienie
Kolej żelazna
Pycha
Ranni na polu pracy
Więzień
Przy łożu „taty”
W kuźni
„Pajacyk”
Ostatni dzień karnawału
Mali niewidomi
Chory nauczyciel
Ulica
Marzec
Szkoła wieczorna
Walka
Rodzice uczniów
Numer 78
Mały umarły
Wigilia 14 marca
Rozdanie nagród
Spór
Moja siostra
Krew romańska
Mularczyk umierający
Hrabia Cavour
Kwiecień
Wiosna
Król Humbert
W ochronce
Na gimnastyce
Nauczyciel mego ojca
Wyzdrowienie
Przyjaciele robotnicy
Matka Garronego
Józef Mazzini
Odwaga cywilna
Maj
Rachityczne dzieci
Poświęcenie
Pożar
Od Apeninów do Andów
Lato
Poezja
Głuchoniema
Czerwiec
Garibaldi
Wojsko
Włochy
32 stopnie
Mój ojciec
Na wsi
Uczniowie-robotnicy
Śmierć mojej nauczycielki
Dziękuję!
Rozbicie okrętu
Lipiec
Ostatnia kartka mojej matki
Egzaminy
Ostatni egzamin
PożegnanieOd autora
Książka ta, przeznaczona szczególnie dla chłopców uczęszczających do szkół elementarnych pomiędzy dziewiątym rokiem życia a trzynastym, powinna by właściwie nosić taki tytuł: „Dzieje roku szkolnego, spisane przez ucznia trzeciej klasy szkoły municypalnej we Włoszech”. Mówiąc wszakże, że książka napisana została przez ucznia klasy trzeciej, nie chcę utrzymywać, iż utworzył on ją tak, jak wydrukowana została. Uczeń notował sobie odręcznie i jak umiał to, co widział, co czuł, co myślał w szkole i poza szkołą, a ojciec jego, przejrzawszy w końcu roku notatki owe, spisał podług nich te karty, starając się nie zmienić w niczym nie tylko myśli swego syna, ale owszem, zachować, o ile można, i słowa jego nawet.
W cztery lata później, i będąc już w gimnazjum, syn odczytał rękopis i dodał do niego to i owo, w świeżej mając pamięci ludzi i zdarzenia. A teraz czytajcie, chłopcy, tę książkę. Mam nadzieję, że zajmie was ona i ku dobremu pobudzi.Październik
Pierwszy dzień szkoły
17. poniedziałek
Dzisiaj pierwszy dzień szkoły.
Jak sen przeleciały te trzy miesiące wakacji na wsi!
Mama poprowadziła mnie zaraz rano do Sekcji Baretti, żeby mnie zapisać do trzeciej elementarnej. Szedłem dosyć niechętnie i myślałem o wsi. A ulice aż się roiły od chłopców. Obie księgarnie po drodze pełne były ojców i matek kupujących tornistry, papier, książki, kajety, a przed szkołą taki był ścisk, że i pedel, i strażnik miejski musieli pilnować miejsca, żeby się ludzie nie podusili. Wtem we drzwiach ktoś mnie trącił w ramię. Był to mój pierwszy nauczyciel z drugiej wyższego oddziału, zawsze wesół, śmiejący, ze swoją rudą, nastroszoną czupryną.
– No, Henryku! – rzekł. – Rozłączamy się tedy na zawsze!
Wiedziałem dobrze, że się rozłączymy, a przecież słowa te były mi bardzo przykre.
Weszliśmy z trudem. Panie, panowie, kobiety z ludu, robotnicy, służący, zakonnice – wszyscy prowadzą chłopców jedną ręką, a w drugiej trzymają książeczki z promocjami, zapełniając sienie, schody takim gwarem, że to zupełnie jakby się do teatru szło.
Ucieszyłem się zobaczywszy znowu tę wielką salę parterową z sześcioma drzwiami wiodącymi do sześciu klas, którą przebiegałem codziennie prawie przez trzy lata z rzędu. I tu był ścisk. Jedne nauczycielki wchodziły, drugie wychodziły.
Moja dawna nauczycielka z wyższego oddziału pierwszej skinęła mi głową stając we drzwiach swej klasy i rzekła:
– Idziesz więc, Henryku, na wyższe piętro w tym roku. Nie zobaczę cię już przebiegającego tutaj. – I smutnie spojrzała na mnie.
Wtem zobaczyłem dyrektora. Otoczony był ze wszystkich stron tłumem zafrasowanych kobiet, dla których synów zabrakło już miejsca; a broda jego wydała mi się bardziej szpakowata niż zeszłego roku. Widziałem też niemało dawnych kolegów, którzy przez wakacje porośli, pogrubieli jakoś.
Na dole, gdzie się już odbywały egzaminy wstępne, była cała czereda małych bębnów, które nie chciały do klasy iść, kłóciły się i niektóre uciekały z ławek, zaś inne widząc, że już rodzice odchodzą, zaczynały głośno płakać, krzyczeć, tak że się matki musiały wracać, żeby je uspokoić albo zabrać z sobą, a nauczycielki były w desperacji.
Mój mały braciszek dostał się do klasy panny Delcati, a ja poszedłem na pierwsze piętro do oddziału nauczyciela Perboni.
O dziesiątej byliśmy już wszyscy w klasie. Pięćdziesięciu czterech chłopaków, jak obszył. Ale wśród nich znalazło się ledwo piętnastu czy szesnastu dawnych moich kolegów z drugiej; pomiędzy nimi Derossi, ten, który zawsze był prymusem.
Taka mała, taka smutna wydała mi się szkoła, kiedym pomyślał o łąkach, o lasach, o górach, w których przepędziłem lato! A i o nauczycielu z drugiej klasy też sobie myślałem; taki był zawsze dobry, tak się śmiał z nami, taki nieduży był, że się zdawał naszym towarzyszem, i bardzo mi było żal, że już nie zobaczę jego rudej, zjeżonej czupryny. Nasz teraźniejszy nauczyciel jest wysoki, nie nosi brody, ale ma za to długie, siwe włosy i prostą zmarszczkę na czole. Ma głos gruby i tak bystro patrzy, jakby nas wszystkich na wylot chciał przejrzeć. Nigdy się też nie śmieje.
Tak tedy powiedziałem sobie: Oto pierwszy dzień szkoły. Jeszcze dziewięć miesięcy. Ile pracy! Ile egzaminów miesięcznych! Ile trudów!
Tak się złożyło, że przy wyjściu spotkałem matkę i pobiegłem ucałować jej ręce. Rzekła mi: – Odwagi, Henryku! Będziemy się razem uczyli. – Więc wróciłem wesół do domu. Ale nie mam już mego dawnego nauczyciela, co się tak mile uśmiechał, a szkoła nie wydaje mi się tak piękną jak pierwej.
Od autora
Październik
Pierwszy dzień szkoły
Nasz nauczyciel
Wypadek
Mały Kalabryjczyk
Moi koledzy
Szlachetny postępek
Moja nauczycielka z pierwszej wyższej
Na poddaszu
Szkoła
Mały patriota z Padwy
Listopad
Kominiarczyk
Dzień Zaduszny
Mój przyjaciel Garrone
Węglarz i pan
Nauczycielka mojego braciszka
Moja matka
Mój kolega Coretti
Nasz dyrektor
Obrońca garbuska
Prymus naszej klasy
Mała wideta lombardzka
Ubodzy
Grudzień
Handlarz
Próżność
Pierwszy śnieg
Mularczyk
Śnieżna kula
Nauczycielki
W domu zranionego
Mały pisarczyk z Florencji
Siła woli
Wdzięczność
Styczeń
Zastępca
Księgozbiór Stardiego
Synek kowala
Miłe odwiedziny
Pogrzeb Wiktora Emanuela
Franti wypędzony ze szkoły
O sardyńskim doboszyku
Miłość ojczyzny
Zazdrość
Matka wypędzonego
Nadzieja
Luty
Zasłużony medal
Postanowienie
Kolej żelazna
Pycha
Ranni na polu pracy
Więzień
Przy łożu „taty”
W kuźni
„Pajacyk”
Ostatni dzień karnawału
Mali niewidomi
Chory nauczyciel
Ulica
Marzec
Szkoła wieczorna
Walka
Rodzice uczniów
Numer 78
Mały umarły
Wigilia 14 marca
Rozdanie nagród
Spór
Moja siostra
Krew romańska
Mularczyk umierający
Hrabia Cavour
Kwiecień
Wiosna
Król Humbert
W ochronce
Na gimnastyce
Nauczyciel mego ojca
Wyzdrowienie
Przyjaciele robotnicy
Matka Garronego
Józef Mazzini
Odwaga cywilna
Maj
Rachityczne dzieci
Poświęcenie
Pożar
Od Apeninów do Andów
Lato
Poezja
Głuchoniema
Czerwiec
Garibaldi
Wojsko
Włochy
32 stopnie
Mój ojciec
Na wsi
Uczniowie-robotnicy
Śmierć mojej nauczycielki
Dziękuję!
Rozbicie okrętu
Lipiec
Ostatnia kartka mojej matki
Egzaminy
Ostatni egzamin
PożegnanieOd autora
Książka ta, przeznaczona szczególnie dla chłopców uczęszczających do szkół elementarnych pomiędzy dziewiątym rokiem życia a trzynastym, powinna by właściwie nosić taki tytuł: „Dzieje roku szkolnego, spisane przez ucznia trzeciej klasy szkoły municypalnej we Włoszech”. Mówiąc wszakże, że książka napisana została przez ucznia klasy trzeciej, nie chcę utrzymywać, iż utworzył on ją tak, jak wydrukowana została. Uczeń notował sobie odręcznie i jak umiał to, co widział, co czuł, co myślał w szkole i poza szkołą, a ojciec jego, przejrzawszy w końcu roku notatki owe, spisał podług nich te karty, starając się nie zmienić w niczym nie tylko myśli swego syna, ale owszem, zachować, o ile można, i słowa jego nawet.
W cztery lata później, i będąc już w gimnazjum, syn odczytał rękopis i dodał do niego to i owo, w świeżej mając pamięci ludzi i zdarzenia. A teraz czytajcie, chłopcy, tę książkę. Mam nadzieję, że zajmie was ona i ku dobremu pobudzi.Październik
Pierwszy dzień szkoły
17. poniedziałek
Dzisiaj pierwszy dzień szkoły.
Jak sen przeleciały te trzy miesiące wakacji na wsi!
Mama poprowadziła mnie zaraz rano do Sekcji Baretti, żeby mnie zapisać do trzeciej elementarnej. Szedłem dosyć niechętnie i myślałem o wsi. A ulice aż się roiły od chłopców. Obie księgarnie po drodze pełne były ojców i matek kupujących tornistry, papier, książki, kajety, a przed szkołą taki był ścisk, że i pedel, i strażnik miejski musieli pilnować miejsca, żeby się ludzie nie podusili. Wtem we drzwiach ktoś mnie trącił w ramię. Był to mój pierwszy nauczyciel z drugiej wyższego oddziału, zawsze wesół, śmiejący, ze swoją rudą, nastroszoną czupryną.
– No, Henryku! – rzekł. – Rozłączamy się tedy na zawsze!
Wiedziałem dobrze, że się rozłączymy, a przecież słowa te były mi bardzo przykre.
Weszliśmy z trudem. Panie, panowie, kobiety z ludu, robotnicy, służący, zakonnice – wszyscy prowadzą chłopców jedną ręką, a w drugiej trzymają książeczki z promocjami, zapełniając sienie, schody takim gwarem, że to zupełnie jakby się do teatru szło.
Ucieszyłem się zobaczywszy znowu tę wielką salę parterową z sześcioma drzwiami wiodącymi do sześciu klas, którą przebiegałem codziennie prawie przez trzy lata z rzędu. I tu był ścisk. Jedne nauczycielki wchodziły, drugie wychodziły.
Moja dawna nauczycielka z wyższego oddziału pierwszej skinęła mi głową stając we drzwiach swej klasy i rzekła:
– Idziesz więc, Henryku, na wyższe piętro w tym roku. Nie zobaczę cię już przebiegającego tutaj. – I smutnie spojrzała na mnie.
Wtem zobaczyłem dyrektora. Otoczony był ze wszystkich stron tłumem zafrasowanych kobiet, dla których synów zabrakło już miejsca; a broda jego wydała mi się bardziej szpakowata niż zeszłego roku. Widziałem też niemało dawnych kolegów, którzy przez wakacje porośli, pogrubieli jakoś.
Na dole, gdzie się już odbywały egzaminy wstępne, była cała czereda małych bębnów, które nie chciały do klasy iść, kłóciły się i niektóre uciekały z ławek, zaś inne widząc, że już rodzice odchodzą, zaczynały głośno płakać, krzyczeć, tak że się matki musiały wracać, żeby je uspokoić albo zabrać z sobą, a nauczycielki były w desperacji.
Mój mały braciszek dostał się do klasy panny Delcati, a ja poszedłem na pierwsze piętro do oddziału nauczyciela Perboni.
O dziesiątej byliśmy już wszyscy w klasie. Pięćdziesięciu czterech chłopaków, jak obszył. Ale wśród nich znalazło się ledwo piętnastu czy szesnastu dawnych moich kolegów z drugiej; pomiędzy nimi Derossi, ten, który zawsze był prymusem.
Taka mała, taka smutna wydała mi się szkoła, kiedym pomyślał o łąkach, o lasach, o górach, w których przepędziłem lato! A i o nauczycielu z drugiej klasy też sobie myślałem; taki był zawsze dobry, tak się śmiał z nami, taki nieduży był, że się zdawał naszym towarzyszem, i bardzo mi było żal, że już nie zobaczę jego rudej, zjeżonej czupryny. Nasz teraźniejszy nauczyciel jest wysoki, nie nosi brody, ale ma za to długie, siwe włosy i prostą zmarszczkę na czole. Ma głos gruby i tak bystro patrzy, jakby nas wszystkich na wylot chciał przejrzeć. Nigdy się też nie śmieje.
Tak tedy powiedziałem sobie: Oto pierwszy dzień szkoły. Jeszcze dziewięć miesięcy. Ile pracy! Ile egzaminów miesięcznych! Ile trudów!
Tak się złożyło, że przy wyjściu spotkałem matkę i pobiegłem ucałować jej ręce. Rzekła mi: – Odwagi, Henryku! Będziemy się razem uczyli. – Więc wróciłem wesół do domu. Ale nie mam już mego dawnego nauczyciela, co się tak mile uśmiechał, a szkoła nie wydaje mi się tak piękną jak pierwej.
więcej..