Serce jak lód - ebook
Serce jak lód - ebook
Telefon zadzwonił o trzeciej rano, dlatego Pam od razu wiedziała, że stało się coś złego. John, jej były mąż, poprosił, by towarzyszyła mu w ostatnich chwilach życia. Pam, wbrew sobie, wyrusza do Kalifornii. Postanawia wybaczyć mężczyźnie, który ją przez dwadzieścia lat zdradzał i upokarzał. Niestety John nie proponuje pojednania, znów okrutnie rani Pam. Tym razem nie ujdzie mu to na sucho…
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2575-5 |
Rozmiar pliku: | 493 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od jego śmierci minęły prawie dwa lata. Znała go o wiele dłużej, dokładnie dwadzieścia cztery lata, w czasach, gdy jeszcze nie usunął „h” z imienia i nazywał się John. Kiedy nie w głowie mu była staranna pielęgnacja długich kręconych włosów i ani myślał o zapuszczaniu brody godnej pustelnika. Poznali się w szkole średniej, zostali kochankami, potem małżeństwem. Przez całe lata byli nauczycielami chemii i biologii. Mieli pięknego i zdrowego syna, którego nazwali Zachary na cześć dziadka Johna. Wiedli dobre życie, ale potem wydarzyło się coś, o czym wolałaby zapomnieć. Wreszcie wszystko się ułożyło, los podał im na tacy bajkowe zakończenie i szansę na odmianę, ale Pam nie została zaproszona do realizacji tego scenariusza.
Była za stara na tak długie włosy, trudno zaprzeczyć, ale wciąż nie mogła się zdobyć na zmianę fryzury. Kiedy czuła, jak warkocz podskakuje rytmicznie przy każdym kroku, przestawała się postrzegać jak ktoś niewidzialny. Chciała, by ją zauważano, niechby tylko z powodu ekscentrycznego wyglądu. Ostatecznie mało która pięćdziesięciodwulatka, a już szczególnie nauczycielka, ma odwagę zaplatać przetykane siwizną włosy w sięgający pasa warkocz. Inne kobiety w jej wieku nosiły praktyczne krótkie fryzurki i uczęszczały na lekcje jogi, tymczasem ona przeżywała okres buntu. Po raz pierwszy w życiu przestała kontrolować wagę. Co za ulga jeść deser, kiedy tylko dusza tego deseru zapragnie. Chleb grubo posmarowany masłem, pełnotłuste mleko, pyszności. Jak mogła przez lata raczyć się półprzeźroczystą lurą, którą producenci eufemistycznie nazywają chudym mlekiem? Taki prosty akt zaspokajania najbardziej podstawowych potrzeb był źródłem niewyobrażalnej rozkoszy, co okazało się ważniejsze, niż duma z tego, że udało jej się wcisnąć w ten sam rozmiar spodni co przed laty.
To jej talia i jej biodra, co komu do tego?
Wypracowała mechanizm pozwalający na zachowanie w pamięci jedynie dobrych wspomnień, wracała myślą do pierwszych pięciu lat, pozostałych siedemnaście jakby przestało istnieć. Doskonale pamiętała dotyk szorstkich od pracy w ogrodzie dłoni Johna, gdy gładził jej biodra i wąską talię. Delikatne łaskotanie jego wąsów, gdy całował ją w szyję. Czułość, z jaką przerzucał jej przez ramię warkocz, by móc wędrować ustami po plecach.
Przemierzając kolejne prowincjonalne miasteczka, parła – po raz trzeci i oby ostatni – na zachód i skupiała się na przywoływaniu wyłącznie dobrych chwil. Myślała o ustach i dotyku Johna, o tym, jak uprawiali seks. W drodze przez Alabamę wspominała jego muskularne nogi. Przejeżdżając przez Missisipi i Luizjanę, przypominała sobie ich spocone ciała po pierwszym seksie. Arkansas to hołd, jaki oddała w myślach jego penisowi. Głośno krzyczała, gdy wchodził w nią tak głęboko, jakby chciał rozerwać jej biodra. Oklahoma, Teksas, Nowy Meksyk – to raczej stany jej umysłu niż miejsca na mapie. Kiedy przekroczyła granicę Arizony, lewitowała na chmurkach szczęścia tak wysoko, że gdyby nie zaciśnięte na kierownicy dłonie, pewnie by odleciała.
Samochód.
To wszystko, co jej po nim pozostało.
Dwa lata temu zadzwonił do niej wieczorem, chociaż właściwie wieczór był tylko u niego, bo ze względu na różnicę czasu u niej dochodziła trzecia rano. Kto nie wpadłby w panikę, słysząc o tej porze dzwonek telefonu? W pierwszej chwili jak idiotka pomyślała, że to może Zack. Drugi dzwonek trochę ją otrzeźwił. Musiało chodzić o ojca, słabnącego staruszka, który za nic nie chciał spędzić ostatnich dni życia w domu opieki. Był niemal zupełnie zniedołężniały, godzinami tkwił nieruchomo w fotelu, oglądając kanał Historia.
– Tatuś? – krzyknęła do słuchawki, podczas gdy wyobraźnia podsuwała najczarniejsze scenariusze. Podpalił dom? Spadł ze schodów? Złamał kość biodrową? Serce podeszło jej do gardła i dopiero teraz zrozumiała, co to wyrażenie oznacza. Ilekroć czytała o tym w książkach, wybuchała śmiechem. Serce w gardle? Boże, co za bzdura. A teraz czuła puls niemal rozsadzający tchawicę, brakło jej tchu, wydawało się, że serce zaraz wyrwie się na wolność, eksploduje w ściśniętej klatce piersiowej.
– To ja.
– John? – Wymawiając jego imię, zadbała, by usłyszał „h”, dla którego nie było miejsca w jego nowym życiu.
– Umieram – powiedział konwersacyjnym tonem, jakby mówił o pogodzie. Nawet w takiej chwili nie wypadł z roli kalifornijskiego luzaka, którą tak dobrze sobie przyswoił.
– Wszyscy kiedyś umrzemy – odparła gładko, bo przecież sam wielokrotnie powtarzał ten banał w programach Oprah i Doktora Phila. – Dlatego powinniśmy nauczyć się korzystać z życia.
Szafowanie takimi dobrymi radami nic go nie kosztowało. Bogaci ludzie nie są w stanie dostrzec negatywnych aspektów życia i łatwo im bredzić o korzyściach płynących z optymizmu. Co innego ci, którzy wstają o piątej rano, by uczyć nabuzowanych hormonami nastolatków tablicy okresowej pierwiastków.
– Mówię poważnie. To rak.
– Przecież masz Cindy. – Chociaż trochę już się uspokoiła, słowa nadal więzły jej w gardle. Cindy, drobna ciemnowłosa instruktorka pilates, mieszkała z Jonem od roku.
– Chcę, żebyś przy mnie była, kiedy to się stanie. Wiem, że to mi pomoże.
– W takim razie przyjedź do Georgii.
– Nie wolno mi latać samolotem. Musisz przyjechać do Kalifornii.
Pam nadal przeklinała dzień, w którym po raz pierwszy polecieli do Kalifornii, zresztą na konferencję nauczycieli. Marzyli, by choć na chwilę wyrwać się z Atlanty, przeżyć ekscytującą przygodę, zobaczyć Zachodnie Wybrzeże. Psychoterapeuta doradzał im zmianę otoczenia, sugerował, że powinni zrobić coś dla siebie, coś, co pozwoli im zapomnieć o przeżytej tragedii. John wtedy wspomniał o konferencji, a Pam od razu zaakceptowała pomysł. Przez większość lotu spoglądała przez okno, oszołomiona rozległą przestrzenią w dole i zmieniającym się ukształtowaniem terenu. Gęste lasy poprzecinane drogami ustąpiły miejsca jałowym pustyniom i pustkowiom. Zastanawiała się, co popycha ludzi do zamieszkania w takich odległych od cywilizacji miejscach. Jak to jest, kiedy wyglądając przez okno, widzisz tylko kilka kaktusów i popychane przez wiatr kule zeschniętych badyli?
– Spójrz. – John wskazał przez okno drogę pokrytą czerwonawym pyłem na granicy Arizony. – To właśnie tutaj umieścili Teda Williamsa.
Głowa Teda Williamsa, słynnego bejsbolisty, została na prośbę jego durnowatych dzieci odcięta od korpusu i zamrożona.