- promocja
- W empik go
Serce na piasku - ebook
Serce na piasku - ebook
Jagoda i Konrad są zgodnym małżeństwem. Do pełni szczęścia brakuje im dziecka, które rozświetliłoby ich życie najpiękniejszym blaskiem. Pragnienie to szczególnie dotkliwie boli Jagodę, która kilka lat wcześniej została poddana operacji ratującej jej zdrowie, ale niweczącej możliwość zajścia w ciążę.
W dziesiątą rocznicę ślubu małżonków odwiedza Ania - kobieta, która twierdzi, że jej sześcioletni syn jest dzieckiem Konrada. Ania wyznaje, że jest ciężko chora i prosi Konrada, by zajął się Piotrusiem, kiedy ona już nie będzie mogła się nim opiekować.
Jagoda wyjeżdża do Kołobrzegu. Musi oswoić się z nową sytuacją, spojrzeć na swoje życie z dystansu. Czy morskie fale ukołyszą jej rozedrganą duszę? Czy będzie potrafiła wybaczyć mężowi zdradę? Czy dzięki Piotrusiowi będzie mogła częściowo spełnić swoje największe marzenie zostania mamą? A może szerokie plaże pokażą jej zupełnie inną drogę?
„Serce na piasku” ukazuje różne oblicza samotności. Udowadnia, że nawet kiedy pragniemy uciec przed całym światem - nigdy nie chcemy być sami.
„Serce na piasku” jest powieścią obyczajową o niespełnionym pragnieniu macierzyństwa i miłości, którą potrafi zniszczyć jedna noc z przypadkową kobietą. To ciepła historia o szukaniu nowych dróg i zamykaniu za sobą emocjonalnych drzwi w malowniczych nadmorskich krajobrazach.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8293-235-5 |
Rozmiar pliku: | 591 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Trzy lata wcześniej
Obudziła się na sali pooperacyjnej. Poczuła ciepły dotyk Konrada, który ściskał jej dłoń.
– Jesteś – wyszeptała. W gardle miała sucho.
– Jestem – odpowiedział i pocałował rękę żony. – Jak się czujesz?
Kręciło jej się w głowie, a na czoło wystąpił pot.
– Udało się? – zapytała i zamknęła oczy.
– Tak – odparł powoli. – Niczym się nie martw. Najważniejsze, że będziesz zdrowa.
– I będziemy mieć dziecko. Nareszcie.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo do sali wkroczył lekarz.
– Jak się spało, pani Jagodo? – zapytał dziarsko i stanął przy łóżku. Chciała się podnieść, ale ją powstrzymał. – Proszę jeszcze nie wstawać.
– Jest dobrze? – zapytała.
Skinął głową. Wziął krzesło i przysunął je do łóżka.
– Pani Jagodo, muszę coś pani powiedzieć. W czasie operacji nastąpiły komplikacje i… – zawiesił na chwilę głos. – I niestety musieliśmy amputować trzon macicy.
– Co? – Nie była pewna, czy dobrze zrozumiała.
Lekarz spuścił wzrok.
– Zachowaliśmy szyjkę macicy i jajniki, więc hormonalnie będzie pani funkcjonować tak jak do tej pory, ale…
– Ale? – Zadała pytanie, ale nie była pewna, czy chce usłyszeć odpowiedź.
– Ale samej macicy nie udało się niestety uratować.
– Jak to „nie udało”? – W ustach zaschło jej jeszcze bardziej.
– Czasami tak się zdarza. Przykro mi.
– Przykro? – powtórzyła jak w transie. – Nie będę mieć dzieci… – Dotarło do niej.
– Naprawdę mi przykro. Wiem, jak bardzo pani ich pragnęła. – Zwiesił głowę. – Świat jest bardzo niesprawiedliwy. Jedne kobiety rodzą dzieci i porzucają je w oknach życia, a inne… – Nie dokończył.
Zostali sami.
Konrad trzymał ją za rękę, powtarzał, że sobie z tym poradzą, że i tak będą szczęśliwi. Że najważniejsza jest ona. Zdrowa.
Po policzku spłynęła jej łza.
Nigdy nie będę matką.
Ta myśl przysłoniła jej wszystko. Nie chciała być po prostu zdrowa. Chciała być matką. Tymczasem jej macica została wycięta i wyrzucona gdzieś do odpadów medycznych.
Nigdy nie będę matką.
Nigdy nie będę matką.
Nigdy nie będę matką.ROZDZIAŁ 1
Siódmy dzień kwietnia jak co roku powitał ją błękitnym niebem i słońcem śmiało zaglądającym do sypialni. Nim otworzyła oczy wiedziała, że tuż obok znajdzie czerwoną różę i krótki liścik.
Nie myliła się. Konrad w każdą rocznicę ślubu dbał, by Jagoda czuła się tak jak wtedy – w dniu, w którym przysięgali sobie miłość, dopóki śmierć ich nie rozdzieli.
Z przyjemnością przystawiła kwiat do nosa. Miękkie, aksamitne płatki pachniały miłością i ich wspólną historią. Na pościeli leżała niezaklejona koperta. W środku była krótka wiadomość:
Jesteś biciem mojego serca.
Do zobaczenia wieczorem.
Pod spodem Konrad narysował nierówne serce. Jagoda włożyła liścik do koperty i jeszcze raz powąchała różę.
Miała ogromne szczęście. Przekonywała się o tym każdego dnia. Mimo upływu lat nadal zachowywali się, jakby dopiero co ulegli zauroczeniu. Nadal dawali sobie wzajemnie radość i miłość. Nie mogli mieć dzieci i choć oboje cierpieli z tego powodu, żadne z nich nie dało tego odczuć drugiej stronie. Mieli siebie. To było najważniejsze.
Tego dnia Jagoda wzięła wolne w pracy. Przygotowała wykwitny obiad i wyjęła wino, które kiedyś kupili w winiarni na Węgrzech. Przywieźli kilka butelek mocnego słodkiego Ash, które postanowili otwierać tylko na wyjątkowe okazje. Dzisiaj mieli wypić ostatnią butelkę. „Może to znak, że trzeba się ponownie wybrać do Tokaju?” – uśmiechnęła się do swoich myśli.
Pogłośniła radio. Lubiła rytmy reggae. Za każdym razem, kiedy słyszała tę muzykę, biodra samowolnie zaczynały się kołysać w jej rytm. Postawiła kieliszki na stole, zamknęła oczy i dała się ponieść melodii, która ją porwała. Nawet nie zwróciła uwagi na dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza. Konrad stanął w holu i z niemym zachwytem patrzył na żonę.
Jagoda tymczasem coraz śmielej poruszała biodrami, unosiła i opuszczała dłonie, którymi przesuwała ponętnie po swoim ciele. Czuła się seksownie. Na tę krótką chwilę zapomniała o swoich demonach, które powracały do niej nocą. Wokalista zaczął żywiołowo śpiewać refren. Im więcej energii wkładał w tekst, tym Jagoda mniej kołysała biodrami. W głowie huczały jej słowa:
Kiedy bracie masz otwarte serce
Wtedy życie staje się łatwiejsze
Nie istnieje żaden strach
Przekonaj się i spróbuj żyć tak
Każdego dnia staram się
Spełnić wszystkie swoje marzenia
I nie oglądam się wstecz
A w moim sercu jest nadzieja
Nawet jeśli wszyscy mówią, że
To się nie uda
Ja i tak nie poddam się
Bo wiara czyni cuda
Nawet jeśli wszyscy mówią, że
To się nie uda
Ja i tak nie poddam się!*
Artysta śpiewał kolejną zwrotkę, ale Jagoda już nie tańczyła. Złapała oburącz oparcie krzesła i zacisnęła na nim dłonie. Czuła napływające do oczu łzy. Nagle wzdrygnęła się, słysząc tuż za sobą głos męża:
– Pięknie tańczyłaś – wyszeptał i objął ją od tyłu, kładąc bukiet róż na rogu stołu. – Dlaczego przestałaś?
Wzruszyła ramionami i zamknęła oczy. Miała nadzieję, że to powstrzyma jej łzy. One jednak przedostały się poza linię rzęs. „Wiara czyni cuda. Nawet jeśli wszyscy mówią, że się nie uda, ja i tak nie poddam się” – słowa dudniły w jej głowie. Wiara nic nie da. Ani to, czy się podda, czy też nie. Jagoda nigdy nie zostanie matką.
– Co się stało? – zapytał zaniepokojony i odwrócił żonę przodem do siebie.
– Nic – bąknęła i wtuliła się w jego pierś.
– Powiedz – poprosił. – Co zepsuło ci nastrój w tak piękny dzień?
– Nic. Takie tam. – Otarła łzy i wzięła się w garść. – Cieszę się, że już jesteś. – Pocałowała Konrada w policzek.
Uśmiechnął się i przycisnął ją mocniej do siebie.
– Widzę, że coś cię dręczy.
– Wydaje ci się. – Przewróciła oczami.
Nie chciała go obarczać swoimi myślami. Doskonale wiedziała, że i on bardzo przeżywał to, że nie zostanie ojcem. Starali się unikać tematu, nie rozdrapywać ran, które nie chciały się zabliźnić. Kiedyś Konrad rzucił od niechcenia, że jest tyle biednych dzieci, które potrzebują domu i miłości. I zaproponował, że mogliby jedno z nich adoptować. Ona jednak nie chciała o tym słyszeć. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby pokochać obcą dziewczynkę lub obcego chłopczyka. Bała się, że zamiast dać mu serce, znienawidziłaby i dziecko, i siebie. A w ostateczności także Konrada, który postanowił więcej nie wracać do tematu.
– Pięknie wyglądasz. – Zmienił temat. – Do twarzy ci w czerwieni.
Jagoda wygładziła materiał sukienki.
– Podoba ci się?
– Ty mi się podobasz – powiedział i pocałował żonę. – Wszystkiego najpiękniejszego z okazji naszej rocznicy.
– Wszystkiego najlepszego również dla ciebie. Kto by pomyślał, że po dziesięciu latach od dnia ślubu nadal będę cię kochać tamtą szaleńczą miłością.
– Kto by pomyślał, że po dziesięciu latach nadal będziesz wyglądać i działać na mnie jak wtedy – wymruczał i znowu pocałował Jagodę. Głębiej. Intensywniej.
– Czekaj – wyrwała się. – Najpierw obiad.
Konrad uniósł ręce w geście poddania się i podążył wzrokiem za ukochaną, która kołysząc zmysłowo biodrami, zniknęła w kuchni. Zaraz jednak poszedł za nią. Wyjął z kieszeni kopertę i wręczył ją żonie. Chciał dać jej prezent po obiedzie, ale nastrój, w jakim zastał Jagodę w domu, kazał mu przyspieszyć tę chwilę. Nie chciał, by żona cały wieczór kryła w sobie jakiś smutek.
– A co to? – zapytała zaskoczona.
– Prezent. Dla ciebie. Dla nas.
Z koperty wyjęła voucher na dwutygodniowy pobyt z zabiegami w Kołobrzegu.
– Morze! – zawołała i rzuciła się mężowi na szyję.
– Dawno nie wyjeżdżaliśmy. Pomyślałem, że czas to zmienić.
Przytulił ją i podziękował sobie w duchu, że wpadł na ten pomysł. To będą wspaniałe dwa tygodnie.
– Wyjazd w czerwcu – przeczytała, gdy już wyswobodziła się z objęć.
– Chciałbym wyjechać natychmiast, ale na razie w firmie nie mam szans na urlop. A czerwiec, kiedy są długie dni, więcej słońca, wydawał mi się dobrym pomysłem. Jest już ciepło, ale jeszcze przed wakacjami i dziećmi sypiącymi piaskiem po oczach – powiedział i natychmiast pożałował ostatnich słów.
Jagoda się zasępiła.
– Chciałabym, aby nasze dziecko sypało na mnie piasek i żebym mogła się na nie zdenerwować – wyszeptała.
Przygarnął ją do siebie.
– Hej… przepraszam. Nie o to mi chodziło. Po prostu na początku czerwca będzie spokojniej, przyjemniej. – Pocałował ją w czoło.
– Masz rację. – Skinęła głową. – Bardzo cię kocham. Jak zawsze, myślisz o wszystkim. Dobrze, że cię mam.
Przytuliła się mocno do niego. Czuła się bezpiecznie, przyjemnie. Mogłaby tak trwać do końca życia. Dopiero skwierczący łosoś na patelni przywrócił ich do rzeczywistości.
Konrad poszedł do łazienki się przebrać, a Jagoda w tym czasie podała obiad.
Zapowiadało się przyjemne popołudnie.
* Marzenia, słowa: Mateusz Deredas, muzyka: Przemysław Olszewski, Mateusz Deredas, wykonanie: ReggeasideROZDZIAŁ 2
– Jak ci minął dzień? – zapytała, wbijając widelczyk w deser.
– Jak zawsze. – Teatralnie wzruszył ramionami.
– Naprawdę? – Wyglądała na zdumioną.
– Naprawdę. Tęskniłem za tobą tak samo, jak wczoraj i jutro.
– Jutro? – Roześmiała się z ulgą. – Skąd możesz wiedzieć, co będzie jutro?
– Wiem – odparł poważnie. – Będę tęsknił. Za tobą.
Okrążył stół i wyciągnął rękę w stronę żony.
– Zatańcz ze mną – poprosił.
Z głośnika dobiegała ledwo słyszalna melodia, ale to nie miało znaczenia. Wtuleni kołysali się w rytm swoich serc. Byli szczęśliwi. Do pełni brakowało im dziecka, ale oboje nauczyli się ukrywać to pragnienie i nie okazywać żalu. Żadne z nich nie chciało zasmucać drugiej strony. Czasami tylko, tak jak dzisiaj, nieproszone łzy płynęły po policzkach. I czasami tylko, tak jak dziś, któreś z nich powiedziało coś, co przypominało o tym, że nigdy nie zostaną rodzicami.
Czerwiec. Konrad miał rację, to doskonały czas na wyjazd. Bez tłumów i dziecięcych krzyków. Czerwiec nad morzem będzie wspaniały.
Kołysząc się łagodnie w rytm muzyki, zanurzyli się we własnych myślach, z których nagle wyrwał ich dzwonek do drzwi. Spojrzeli na siebie zaskoczeni.
– Spodziewamy się kogoś? – zapytał i niechętnie wypuścił żonę z objęć.
– Nie.
Uchylił drzwi. Przed nim stała niewysoka, drobnej budowy kobieta. Twarz miała poszarzałą, policzki zapadnięte, a głowę przysłoniętą chustką, którą teraz poprawiła ręką.
– Cześć – przywitała się.
– Cześć – odparł niepewnie Konrad. – Przepraszam, ale… czy my się znamy?
– Nie pamiętasz mnie – odgadła przybyła i znowu poprawiła chustkę, która opadła jej na czoło. – Mam na imię Ania. Poznaliśmy się we Wrocławiu, kilka lat temu.
Wrocław.
Ania.
Konrad zbladł. W popłochu odwrócił się i natknął na pytające spojrzenie Jagody.
– Ania. No tak – wydukał.
Wbił wzrok w ziemię. Oczywiście, że pamiętał. To było jakieś dwa, trzy lata po ślubie. Firma wysłała go na delegację. Tam, po załatwieniu wszystkich spraw, zszedł wieczorem do baru. Zamówił drinka. Potem drugiego. A potem rozmawiał z piękną, zgrabną brunetką. Miała na imię Ania. Nie pamiętał, co działo się tamtego wieczoru, ale rankiem obudził się w obcym pokoju. A obok niego spała ona. Dziewczyna z baru. Wtedy wyglądała zupełnie inaczej. Piękna, uśmiechnięta. Długie, falowane włosy do ramion. Teraz stała przed nim spłoszona, zniszczona kobieta. Chustka na głowie mogła świadczyć o poważnej chorobie.
– Kochanie, co się dzieje? – Jagoda stanęła przy mężu i spojrzała pytająco na nieznajomą.
– Przepraszam. Ja chyba nie powinnam była przychodzić – powiedziała i spuściła wzrok.
– Konrad? O co chodzi? – zaniepokoiła się Jagoda.
– O nic – odparł. Był blady. Ręce mu drżały.
– Kim pani jest? – zwróciła się do kobiety, która nadal stała na wycieraczce.
– Jestem dawną znajomą Konrada.
– Doprawdy? – Jagoda zerknęła ukradkiem na męża. Był blady, wystraszony. Zaniepokoiło ją to.
– Możemy porozmawiać? – zapytała kobieta.
Teraz obydwie patrzyły wyczekująco na Konrada.
– Jasne. – Pokiwał głową i wpuścił Anię do środka.
Spojrzał przepraszająco na żonę. O czymkolwiek Ania chciała z nim porozmawiać, wolałby, aby Jagody przy tym nie było.
Jagoda jednak była. I nie miała zamiaru ułatwiać mu tej rozmowy.
– Czego się pani napije? – zapytała.
– Dziękuję, nie chcę robić kłopotu – odparła i weszła do salonu, w którym na stole zauważyła resztki obiadu i kwiaty. – Zdaje się, że wam w czymś przeszkodziłam.
– Mamy rocznicę ślubu – powiedział Konrad i wbił w Anię spojrzenie w nadziei, że kobieta nie przyszła po to, by zniszczyć jego małżeństwo.
– Wszystkiego najlepszego. – Uśmiechnęła się słabo do Jagody.
– Dziękujemy – rzucił Konrad. – Co cię do nas sprowadza? – zapytał oschle.
Westchnęła i wygładziła materiał chustki na głowie.
– Jak widzisz, trochę się u mnie zmieniło – zaczęła.
Powoli skinął głową. Postanowił jej nie mówić, że ledwo ją poznał. Zresztą… znał ją naprawdę krótko. Tamtej nocy nawet nie pamiętał. Drgnął, gdy na kolanie poczuł dłoń żony. Pogładził ją ręką.
Ania spojrzała na Jagodę i zawahała się. W końcu wyjęła z torebki zdjęcie i podała je Konradowi.
– To jest Piotruś. Twój syn – wyrzuciła z siebie.
– Co? – wybełkotał niezrozumiale.
Ręka wysunęła się spod jego dłoni. Jagoda patrzyła osłupiała to na męża, to na kobietę, o której istnieniu jeszcze przed chwilą nie miała pojęcia. „Twój syn” – ledwo usłyszała te słowa, ledwo dotarły do jej mózgu, a już wiedziała, że będą ją prześladować do końca życia.
– Co? – zapytała, z trudem łapiąc powietrze.
– Musiałam tutaj przyjść – odezwała się Ania.
– Naprawdę?! Musiałaś?! – wrzasnęła Jagoda.
– Nigdy bym do ciebie nie przyszła – zwróciła się do Konrada. – Nie zakłóciłabym waszego szczęścia. – Rzuciła okiem na przystrojony stół.
– Co ty w ogóle mówisz? – Konrad wreszcie odzyskał panowanie nad głosem. – Jaki syn?! – podniósł głos i rzucił zdjęcie na szklany stolik. – Ja nie mam syna – dodał z zaciśniętymi zębami.
– Ja… umieram – szepnęła Ania. Głos wiązł jej w gardle. Drżała.
Zapadła cisza.
Jagoda wzięła zdjęcie. Na fotografii zobaczyła uśmiechniętego chłopczyka. Miał jasne włosy, wyglądał na pięć, może sześć lat. Patrzyła przerażona, bo miała wrażenie, że dziecko spogląda wprost na nią.
– To niemożliwe! – Rzuciła zdjęcie na kolana Ani. – To dziecko ma raptem kilka lat! A my właśnie obchodzimy dziesiątą rocznicę ślubu!
Ania nie mogąc znieść spojrzenia Jagody, spuściła wzrok. Konrad schował twarz w dłoniach.
– Konrad! – Jagoda szturchnęła go. – Przecież to niemożliwe! Niemożliwe! – Nie zareagował, więc uderzyła go mocniej w ramię. – Słyszysz mnie?! To niemożliwe! Prawda?
Nikt jej nie odpowiedział. Utkwiła wzrok w kolorowej chustce na głowie Ani.
– Zdradziłeś mnie – wyrzuciła z siebie, cały czas patrząc na przybyłą kobietę.
– Nie! – zawołał, ale zaraz zamilkł.
– Nie? – prychnęła Jagoda. – A to? – Pokazała na fotografię, którą Ania ponownie położyła na stole.
Mężczyzna znowu schował głowę w dłoniach.
– Chciałam sama wychować Piotrusia. Robiłam, co mogłam – mówiła przez łzy Ania. – Nadal robię. Ale kiedy mnie zabraknie, on…
Nie dokończyła. Wyjęła z torebki długopis i na odwrocie fotografii coś zapisała.
– Tutaj jest mój numer telefonu. Wiem, że dla ciebie to szok. Dla was obojga – poprawiła się.
Jagoda stała, patrzyła to na męża, to na kobietę, z którą Konrad… „Nie, to przecież niemożliwe” – pomyślała i znowu poczuła w gardle gulę, która nie pozwalała jej złapać tchu. Chciałaby dać upust swoim emocjom. Chciałaby wykrzyczeć całemu światu, co czuje, a jedyne, co była w stanie uczynić, to stać w miejscu i patrzeć na schorowaną, pełną desperacji kobietę i swojego męża, który nie potrafił spojrzeć w oczy ani jej, ani tej obcej osobie.
Ania nasunęła chustkę głębiej na czoło i wstała. Zakręciło jej się w głowie i usiadła z powrotem na fotel. Wzięła kilka łyków wody i jeszcze raz się podniosła. Tym razem wolniej.
– Pójdę już – wyszeptała.
Konrad nawet nie podniósł wzroku, Jagoda zrobiła jej przejście. W głowie jej huczało. Tymczasem Ania minęła ją i ruszyła ku drzwiom. Odwróciła się jeszcze i powiedziała do Jagody:
– Przepraszam.
W oczach miała łzy. Drobna twarz była blada.
W końcu drzwi się zamknęły i nastała absolutna cisza. Jagoda słyszała bicie swojego serca, które w szaleńczym tempie pompowało krew. Wtem poczuła na ramionach dłonie Konrada.
– Kochanie – wyszeptał.
– Zostaw mnie. – Wyszarpnęła się.
– Porozmawiajmy – poprosił.
Przez ciało Jagody przebiegł dreszcz podobny do rażenia piorunem. Odwróciła się w stronę męża. Jej oczy kipiały złością. Mężczyzna znowu próbował ją objąć, ale nie pozwoliła na to.
Kątem oka dostrzegła na stole bukiet róż i nagle wpadła w szał. Coś, co w ostatnich minutach ją paraliżowało, teraz wybuchło. Uniosła rękę i niczym huragan przejechała nią po stole, przy którym wcześniej jedli obiad i przy którym on jej mówił, jak bardzo ją kocha.
Kwiaty, wino, kieliszki i reszta wykwintnej sałatki z hukiem runęły na podłogę.
– O czym chcesz rozmawiać?! – huknęła.
– Ja nie mam pewności, że to moje dziecko – powiedział Konrad.
– Nieważne, twoje czy nie twoje. Zdradziłeś mnie! To dziecko ma sześć lat! Zdradziłeś mnie zaledwie trzy lata po ślubie! – Usiadła na podłodze. Szkło z kieliszka wbiło się jej w dłoń, która zaczęła krwawić, ale ona nie zwracała na to uwagi. – Zdradziłeś…
– Przepraszam. – Konrad ukląkł przy niej i uniósł jej rękę. Jagoda nie broniła się, kiedy sprawdzał, czy w ranie nadal nie tkwi szkło. Wziął chusteczkę, owinął krwawiące miejsce i pocałował opuszki palców żony. – Przepraszam. Błagam, wybacz mi.
– Wybaczyć? Wiesz, o co mnie prosisz? – wyłkała przez łzy i zduszone gardło.
– Chciałbym ci to wytłumaczyć. Proszę, wysłuchaj mnie.
– Nie chcę.
– Do dzisiaj nawet nie byłem pewien, czy wtedy do czegoś doszło. Kochanie, ja nic nie pamiętam z tamtej nocy.
– Przestań! Mam uwierzyć, że cię uwiodła? Że byłeś tak pijany, że cię wykorzystała? Przestań! Nie chcę cię słuchać!
Wstała, szybkim krokiem poszła do sypialni i zatrzasnęła za sobą drzwi.