- W empik go
Serce na zakręcie. Tom 2 - ebook
Serce na zakręcie. Tom 2 - ebook
Kontynuacja książki „Serce na walizkach”.
Małgorzata Piłat próbuje poskładać swoje życie osobiste. Widmo minionego romansu odciska niezatarte piętno. Pożądanie i namiętność gryzą się z życiem podporządkowanym jednej osobie. Jakiego wyboru dokona Małgorzata? Na szali jest dwóch mężczyzn, tak różnych od siebie jak ogień i woda. A może życie, które potrafi być nie przewidywalne, samo rzuci jej podpowiedź? Walka, jaką będzie musiała stoczyć, nie będzie lekka, przyniesie ból i wewnętrzne rozterki. Ale przecież nikt nie mówił, że będzie łatwo....
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-9222-8 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Odprowadziłem wzrokiem Margaret, która szła, szurając stopami, i całkowicie mnie ignorowała. Zniknęła za jednym z filarów w mojej willi. Stałem jeszcze chwilę nieruchomo z dłońmi zaciśniętymi w pięści, aż pobielały mi knykcie. Usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwi. Westchnąłem głośno. Byłem zdezorientowany i zły, bo zupełnie nie rozumiałem, co właściwie się wydarzyło. Sądziłem, że mam wszystko pod kontrolą i dzisiejszy wieczór spędzę w towarzystwie pięknej i inteligentnej Margaret, tymczasem ona oskarżyła mnie o coś, czego nie zrobiłem. Do pewnego stopnia ją rozumiałem, ale… to nie ja byłem winny śmierci jej ojca. Uderzyłem pięścią w ścianę, aż poczułem ból, a następnie warknąłem do swoich pracowników, że mają mi nie przeszkadzać.
– Gdy przyjedzie Mark, niech do mnie zajrzy – nakazałem, wchodząc po schodach na piętro i mijając sypialnię, którą jeszcze chwilę temu Margaret napełniała szczęściem. Zacisnąłem mocno szczękę. – Dzisiaj już nic nie zjem – rzuciłem w kierunku białych ścian.
Nie musiałem niczego powtarzać. Na parterze znajdowały się trzy osoby, które na pewno poinformują kuchnię o zmianie planów.
Długim jasnym korytarzem doszedłem do drzwi mieszczących się po lewej stronie. Nacisnąłem złotą klamkę i znalazłem się w szarym gabinecie. W środku, zaraz naprzeciwko mojego biurka, mieścił się kominek, w którym zawsze palił się ogień. Jego widok mnie uspokajał. Ściany zdobiły obrazy współczesnych artystów. Poza tym w pomieszczeniu były dwie ściany z weneckich okien. Obok nich stało szerokie mahoniowe biurko, przy którym lubiłem pracować. Obecnie panował na nim artystyczny nieład. Opadłem ciężko na skórzany brązowy fotel, wzdychając z rezygnacją, i spojrzałem przed siebie. Płomienie wesoło tańczyły w dużym prostokątnym kominku. Czułem dziwną bezsilność. Wsunąłem dłonie we włosy, a łokcie oparłem o blat biurka. Przymknąłem oczy i zacząłem analizować ostatnie wydarzenia. Naprawdę nic nie wskazywało na to, że ten wieczór tak beznadziejnie się skończy.
Margaret swoim nietypowym usposobieniem i przewrażliwieniem, a zarazem swoją wyższością, skradła mój umysł i moje myśli. Była pierwszą kobietą, która w pełni mnie zaspokajała, poza Caroline, a tymczasem należała już do przeszłości. Prawie…
Uderzyłem dłonią o blat. Odsunąłem lekko fotel i zgiąłem się wpół, aby sięgnąć po coś mocniejszego. Chwyciłem butelkę burbonu i czystą szklankę. Napełniłem naczynie do połowy. Ciepły płyn był ohydny, dlatego wstałem i podszedłem do regału pełnego książek. W kącie stała minizamrażarka z lodówką, wkomponowana w ciemnobrązowe meble. Wyciągnąłem trzy kostki lodu i dodałem je do alkoholu. Zakołysałem ciemną cieczą i upiłem dwa łyki. Wszystko we mnie buzowało. Wykonałem głową okrężne ruchy, aby odgonić od siebie złe myśli i chociaż trochę się zrelaksować.
„Muszę się wyluzować. Nie mogę tak tego przeżywać. To obca kobieta. Obca”, przekonywałem siebie, ale jakiś demon we mnie podpowiadał, że to nieprawda… Przecież pragnąłem, żeby została. Chciałem poznać ją bliżej. Musiała należeć do mnie. Wyjątkowa potrzeba bycia z nią zaatakowała mój umysł i miałem tylko jeden cel: Margaret.
– Raul! – zbeształem się. – Wyluzuj!
Chwyciłem za pilot, który leżał na blacie regału, i znowu usiadłem w fotelu. Nacisnąłem guzik, a meble rozsunęły się, ukazując kino domowe. Przerzucałem utwory, nie mogąc znaleźć takiego, który pomógłby mi w wyciszeniu się. W końcu postawiłem na piosenkę Señorita Shawna Mendesa i Camili Cabello. Głowę ułożyłem na oparciu i popatrzyłem w stronę okna. Przymknąłem powieki. Szklanka stała na stoliku w zasięgu ręki.
Margaret. Margaret.
Zacząłem wspominać jej lekko skośne zielonoszare oczy, delikatnie falujące blond włosy, które opadały na ramiona, dzięki czemu podkreślała swoją długą szyję, wprost stworzoną do tego, by pieścić ją wargami. Miała piękne, jedwabiste usta, które cudownie całowały, a jeszcze lepiej robiły laskę. Była czasami taka uległa i czuła, a czasami potrzebowała dominacji. Przede wszystkim była bardzo interesująca. I jeszcze ten zachęcający jędrny tyłek i duży biust, a także jej uśmiech. Poza tym drobne dłonie, poruszające się po mojej klatce piersiowej tak, jakby się bały, że mogą mnie skrzywdzić. I skrzywdziły mnie, kiedy zamknęła za sobą z hukiem drzwi. Uderzyłem ręką o fotel. „Margaret, coś ty ze mną zrobiła?”. Jak każdy facet, byłem łasy na kobiety takie jak ona. Ale Margaret przypominała rozżarzony wulkan, cyklon, który jest w stanie samym swoim początkiem poruszyć i przypomnieć, co jest w życiu ważne. A w moim życiu do tej pory najbardziej liczyła się praca. Sama Caroline się o tym przekonała. Może gdybym był inny…
Potrząsnąłem głową, próbując wyrzucić z umysłu te dwie kobiety, tak różne od siebie, a jednocześnie tak podobne. Nagle usłyszałem ciche pukanie i natychmiast się skrzywiłem. Nie miałem najmniejszej ochoty z kimkolwiek rozmawiać, mimo to wciągnąłem powietrze i zawołałem: „Proszę!”. Do pomieszczenia wszedł Fabian. Mój przyjaciel i detektyw, który zdobywał informacje o klientach oraz innych osobach, które mnie interesowały.
Rzadko kogoś prześwietlałem, ale zdarzały się osoby, które musiałem poznać nietradycyjnymi drogami. Przeważnie lubiłem sprawdzać osobiście, jaki kto jest, zanim dostawałem dokumenty, które specjalnie dla mnie przygotowywał Fabian. Teczka Margaret czekała na mnie od wczorajszego wieczoru. Zleciłem jej powstanie w poniedziałek, po tym, jak mnie zafascynowała. Ona mną zawładnęła! Ze względu na wspólną kolację i inne przyjemne sprawy kompletnie odpuściłem i postanowiłem nie kontrolować nieznajomej. Poprosiłem Fabiana, by dostarczył mi teczkę później. Namawiał telefonicznie, żebym zapoznał się z nią od razu, ale jak miałem to zrobić, skoro Margaret była tak blisko?
– Mogę wejść?
– Tak. Proszę.
Fabian usiadł naprzeciwko mnie. Rzucił białą teczkę na blat, a następnie podsunął mi ją prosto pod nos. Może powinienem odpuścić? Wyrzucić wszystkie te materiały do kosza albo je zniszczyć? Ale przecież już zapłaciłem Fabianowi i te dane nie mogły ot tak zniknąć. Może i mam dziewięć zer na koncie, ale to nie znaczy, że nie dbam o każdego centa. Nie byłem zachłanny, po prostu matka tak mnie wychowała. Nauczyła mnie szacunku nie tylko do pieniędzy, ale także do kobiet. Potrząsnąłem głową, aby odegnać wątpliwości i skoncentrować się na tym, co znajdowało się przede mną. Grzbietem dłoni przejechałem po papierowej teczce. Nie była gruba, co mogło świadczyć o tym, że Margaret jest wolna i w swoim życiu niewiele nagrzeszyła.
Uśmiechnąłem się i spojrzałem na Fabiana, ale jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Otworzyłem teczkę. Pierwsze, co zobaczyłem, to jej zdjęcie. Śliczne usta rozciągały się w szerokim uśmiechu. Miała na sobie zwiewną sukienkę, którą pamiętałem z drugiego dnia jej pobytu w Portugalii. Przypomniałem sobie, jak prowokacyjnie ją unosiła, kiedy jechaliśmy meleksem, i potem, kiedy kochaliśmy się na jachcie. Nieświadomie zacisnąłem szczękę i zrobiło mi się duszno. Po cholerę takie emocje! Ogarnij się, Raul!
Wziąłem pierwszy dokument i zacząłem czytać.
Data urodzenia: 15.07.1987 r.
Miejsce urodzenia: Giżyce
Miejsce zamieszkania: Kraków
Wykształcenie: Krakowska Szkoła Biznesu w Krakowie, kierunek: doradca w inwestycjach na rynku nieruchomości
Imiona i rodziców: Joanna, Franciszek
Nazwisko panieńskie: Kruk
Pensjonat Margaret.
Zmarszczyłem brwi, kiedy przeczytałem nazwę, a jednocześnie się uśmiechnąłem.
– O! A to ciekawe… – mruknąłem, analizując dane zawarte na trzech kartkach.
Przerzuciłem ostatnią stronę i od razu rzuciło mi się w oczy zdjęcie mężczyzny. Zmarszczyłem brwi i zmrużyłem oczy, bo akurat o nim było bardzo mało danych. Za mało! Zbyt mało!
Data zawarcia związku małżeńskiego: 22.06.2015 r. Są małżeństwem do dziś.
Dłonie mi zadrżały, co bardzo rzadko się zdarza. Przełknąłem ślinę i w jednej sekundzie mnie sparaliżowało. Poczułem się tak, jakby ktoś nagle uderzył mnie w tył głowy.
Mężatka od sześciu lat. Z jednym mężczyzną od dwunastu lat.
Mąż Michał Piłat. Dyrektor w firmie transportowej. Nic więcej.
– Kutas – powiedziałem pod nosem.
Wysoki blondyn o szerokich ramionach. Wyglądał na chama i prostaka. Zacisnąłem mocniej szczękę, kiedy chwyciłem jego fotografię. Współpracowałem z wieloma osobami i czułem, że Margaret coś ukrywa, ale akceptowałem to, bo sam nie chciałem, żeby pytała o moje życie prywatne. Jak jednak mogła być z takim człowiekiem? Miał odstraszający wygląd.
– Dlaczego tak mało jest informacji o nim?
– Prosiłeś tylko o nią – odparł Fabian obojętnie.
– Racja.
Przetarłem dłonią po ogolonych policzkach. Wiedziałem, że muszę się dowiedzieć czegoś więcej o Michale.
– Poszperać?
– Możesz, chociaż pewnie nie będę miał już z nią więcej do czynienia.
Chyba nie brzmiało to zbyt przekonująco, bo brew Fabiana lekko się uniosła. Moja noga zaczęła się poruszać pod biurkiem ze zdenerwowania, przez co całe moje ciało drżało.
– W razie czego dzwoń.
Kiwnąłem głową.
Fabian mocno złapał za brzegi fotela i wstał, a skórzane pokrycie wydało z siebie charakterystyczny dźwięk podobny do trzeszczenia. Ruszył do wyjścia, a kiedy zamknął za sobą drzwi, chwyciłem szklankę z whisky i wypiłem do samego dna. Rozsiadłem się w fotelu i złapałem zdjęcie Margaret.
Przejechałem dłonią po jej twarzy, włosach, ustach i piersiach. Była idealna. Byłem wściekły, że mi nie zaufała i nie powiedziała o mężu. Ale co by to zmieniło? Wiele. Nie przespałbym się z nią, tylko o niej fantazjował. Szybko doprowadziłbym sprawy do końca i dawno bylibyśmy po rozmowach biznesowych. Wysłałbym ją do spa, żeby się odprężyła, i zapewniłbym jej inne atrakcje. A co zrobiłem? Zafundowałem jej siebie. I po co? Zacisnąłem szczękę, zły na siebie, że pozwoliłem sobie na zbyt wiele.
Po rozstaniu z Caroline raz na jakiś czas umawiałem się z którąś ze swoich klientek, ale były to kontakty czysto fizyczne, bez zobowiązań, i dziewczyny były przeważnie wolne. Z żadną z nich nie miałem jakiejś emocjonalnej więzi ani się nie spoufalałem. Świetnie rozgraniczałem sferę intymną od zawodowej, aż do przyjazdu Margaret. Moja samokontrola i dyscyplina zawiodły. Gdybym wiedział, że Margaret ma męża, nie próbowałbym jej uwieść. Sam czułem się teraz zdradzony. Czego pragnęła, czego potrzebowała, dlaczego nie powiedziała wprost, że należy do innego? Dlaczego przekroczyła granicę? Właściwie to od samego początku się chroniła i zapewniała sobie przestrzeń, tylko ja nie chciałem dopuścić do siebie myśli o tym, co może być przyczyną jej zachowania. Przypuszczałem, że jest nieśmiała, a jedynie podczas seksu wychodzi z niej diablica, ale… ona po prostu udawała.
– Idiota – bąknąłem. – Mam szczęście do kobiet – prychnąłem.
Usłyszałem pukanie. Spojrzałem na drzwi.
– Prosił pan, żebym się pojawił, gdy wrócę – stwierdził Mark, patrząc na mnie wyczekująco.
– Tak – odparłem, zapraszając go do środka. Wstałem i wsunąłem dłonie w kieszenie spodni. Podszedłem do okna i spojrzałem na taras. – Co z nią?
– Płakała całą drogę powrotną.
Zacisnąłem szczękę, ale po chwili ją rozluźniłem. Po jaką cholerę biorę jej smutek na siebie? Zdecydowanie muszę się od niej odciąć!
– Rozmawiała z kimś przez telefon? – spytałem.
Tak naprawdę chciałem o niej wiedzieć wszystko, co tylko było możliwe. Gubiłem się w swoich myślach, emocjach i potrzebach. Jedyne, czego byłem pewien, to to, że ta kobieta zafascynowała mnie swoją delikatnością i tajemniczością, a także seksualnością.
– Nie. Raczej nie.
– Esemesowała?
Chwilę milczał.
– Nie – odparł, co mnie zdziwiło.
Powinna przecież poinformować męża, a może już z nim rozmawiała u mnie w toalecie, bo niby skąd wiedziałaby o śmierci ojca?
– Odprowadziłeś ją pod same drzwi?
– Odwiozłem ją do hotelu. Gdy tylko zatrzymałem auto, wyskoczyła z niego jak poparzona i pobiegła do drzwi, nie oglądając się za siebie.
– Dobrze. Zadzwoń do recepcji i zapytaj, o której musi opuścić apartament, aby dotrzeć na lotnisko. Zapowiedz, że to ty ją zawieziesz, i poproś, żeby jej o tym nie informowali. Jasne?
Przytaknął.
– Jesteś wolny.
Mark wycofał się, zamknął bezszelestnie drzwi i zostawił mnie z natłokiem myśli, których nie mogłem uporządkować. Od trzech lat żyliśmy z Caroline w separacji. Nasz cywilny ślub był cichy. Sam już nie wiem, czy w ogóle cokolwiek znaczył. W mediach od lat występowałem jako kawaler. Tak zasugerowali mi moi doradcy. Caroline często miała o to do mnie pretensje. Po separacji kilka razy prosiła, wręcz błagała mnie o rozwód, ale czułem się urażony i nie chciałem jej go dać. Nie dałem jej go do tej pory, mimo że w zasadzie nic już nas nie łączy, oprócz tego, że nadal dostarczam jej odpowiednie kwoty „na przeżycie”, jak ona to nazywa. Moja matka, gdy ją poznała, od razu powiedziała, że Caroline ma złą energię, ale ja byłem zbyt mocno zadurzony, żeby dostrzec jej wady. Słono za to zapłaciłem.
Jednak musiałem być zdesperowany, bo odszukałem telefon i bez zastanowienia przeciągnąłem palcem po ekranie i wcisnąłem jej numer.
– Raul? – zapytała słodko-gorzkim głosem, odzywając się po dłuższej chwili. Przeważnie nie odbierała. – Po co dzwonisz? W sumie to dobrze… – dodała słodko. – Chcesz mi w końcu dać rozwód? Już teraz go nie potrzebuję. Jestem na nowo wolna… Pedro ode mnie odszedł, a ty jesteś moim mężem, więc…
– Dlaczego mnie zdradziłaś? – zapytałem prosto z mostu.
– Teraz chcesz wiedzieć takie rzeczy?
– Na to wygląda – odparłem chłodno, chociaż w środku cały się gotowałem.
– Nigdy się nie kochaliśmy. To było małżeństwo na łapu-capu, Raul. Liczył się dla nas seks. Zresztą…
Zamilkła, a ja zacisnąłem dłonie w pięści.
– Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
– Nie, nie tylko, ale to główny powód. Kobieta nie zdradza, gdy czuje się dobrze w związku. Ty mi dawałeś stabilność finansową, ale nie emocjonalną. Myślę, że nie byłeś gotowy na nasz związek, i to, że się rozstaliśmy, a ja cię zdradziłam, jest wyłącznie twoją winą. Nie dawałeś mi siebie. Zawsze za czymś pędziłeś, zostawiałeś mnie i ignorowałeś. Tylko praca była ważna, i seks. Ale teraz byłabym w stanie to zaakceptować. W końcu nadal jestem twoją żoną, prawda, Raul?
– Na razie jesteś…
– Więc nasz rozdział jeszcze się nie skończył – szepnęła złowieszczo, aż poczułem nieprzyjemne ciarki na plecach.
Rozłączyłem się bez pożegnania. Po jaką cholerę do niej zadzwoniłem?
Około pierwszej zasnąłem w fotelu w gabinecie, wcześniej starając się o wszystkim zapomnieć i przetłumaczyć sobie, że jeśli kobieta raz kogoś zdradzi, to już nigdy nikomu nie będzie umiała być wierna. Margaret zdradzała swojego męża z premedytacją. Wracałem wspomnieniami do naszych rozmów, ale moje myśli o niej były już inne. Mimo to… i mimo wszystkich argumentów przeciwko tej znajomości zasnąłem, wymawiając jej imię.ROZDZIAŁ 2
Kanapa okazała się niewygodna. Bolały mnie kręgosłup, szyja, nogi, ale lepsze to niż spanie obok ziejącego piwskiem męża, który ma mnie gdzieś, a do tego chrapie jak hipopotam i odbija mu się tak głośno, że jest to nie do zniesienia. Prawie całą noc jak głupia nasłuchiwałam, czy się nie udusił, poza tym kręciłam się na kanapie, myśląc o ojcu i złożonej mu obietnicy, a także o Raulu, o którym nie dało się zapomnieć. Starałam się wyrzucić go z głowy, ale gdy tylko przymykałam powieki, widziałam jego piękny, wesoły i naturalny uśmiech oraz ciepłe oczy w orzechowym kolorze. Marzyłam o jego silnych ramionach, w których czułam się tak błogo i bezpiecznie. Niestety, wszystko, co dobre, kiedyś się kończy.
Zamrugałam kilka razy, zanim całkiem otworzyłam oczy. Odchrząknęłam i potarłam twarz klejącą się od zaschniętych łez. Zza drzwi dobiegało mnie wciąż chrapanie. Odnalazłam telefon i podświetliłam ekran. Dziesiąta dwadzieścia. Późno. Rozprostowałam nogi.
Zrobiło mi się bardzo gorąco, więc podciągnęłam rękawy i wtedy dostrzegłam czerwone pręgi na przedramionach. Po wczorajszej kąpieli został ślad, i to wcale nie tak słabo widoczny.
– Raul – mruknęłam, czując wzbierające łzy.
Przygryzłam wewnętrzną część policzka. Nie mogłam się rozkleić. Dziś zamierzałam pojechać do Giżycka do matki, ale czułam, że ta wizyta nie będzie miła. Po tym, co powiedziała w Portugalii, wiedziałam już, że za wszystko mnie obwinia. Trudno będzie się z tym zmierzyć, ale może odpuści i chociaż raz weźmie mnie w swoje ramiona i przytuli.
„Jasne, już to widzę” – przemówiła diablica, która do tej pory drzemała.
Potrząsnęłam głową i usiadłam. Czułam lekki zamęt w głowie i niemiłosierną potrzebę napicia się czegokolwiek. Może powinnam się upić jak Michał i zapomnieć o całym świecie? Czemu nie? Cudownie byłoby poczuć błogość i zapomnieć, że się spieprzyło swoje życie. Pomyślałam, że już nie będę tą samą Małgorzatą, którą byłam jeszcze w niedzielę, sześć dni temu. Ale może tylko mi się wydawało? Niechętnie wstałam i poczłapałam do kuchni. Z lodówki wyciągnęłam zimną wodę niegazowaną i trzema głębszymi łykami ugasiłam pragnienie. Oparłam się biodrem o zlew i spojrzałam przez okno na ludzi. Pędzili przed siebie. Ich ramiona opadały od nadmiaru ciężarów. Słońce już musiało ich palić, a mimo to… uśmiechali się, rozmawiali żywo, gestykulowali i żyli. Ja nie wiem, czy żyłam. Na razie czułam się tak, jakby życie wepchnęło mnie do próżni z nicością i kotłowało mną, a ja się obijałam to od jednej ściany, to od drugiej. Nie mogłam sobie z tym wszystkim poradzić. Ojciec. Matka. Raul. Michał. Projekt. Wszystko się ze sobą mieszało.
W ogóle nie czułam głodu, mimo że w żołądku mi burczało. Z rozsądku otworzyłam lodówkę w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, ale po chwili ją zamknęłam, bo wiedziałam już, że niczego nie przełknę. Zaparzyłam herbatę i zastanawiałam się, co teraz?
Usiąść do laptopa? Jechać do matki? Byłam całkowicie rozbita. Pomyślałam o ojcu i poczułam niewyobrażalny ból. Nie zobaczę go już nigdy, będzie żył tylko w mojej głowie, w moich wspomnieniach i – na szczęście – na zdjęciach. Poczułam gulę w gardle. Zawsze nam się wydaje, że nasi bliscy są nieśmiertelni i będą żyć wiecznie. Ciągle brakuje nam czasu nawet na krótką rozmowę. Zawsze pędzimy na oślep… Mówimy sobie, że jest jeszcze czas. Później przypominamy sobie, że mieliśmy zadzwonić, kiedy jest już pora spania, więc znów nie próbujemy się skontaktować. Godziny mijają, a potem przechodzą w dni, a niekiedy w miesiące. Moje serce łaknęło widoku Franciszka. Zacisnęłam mocno szczękę. Dlaczego nie zatrzymałam się, żeby chwilę z nim porozmawiać? Dlaczego zawsze ktoś lub coś było ważniejsze od niego? Teraz jedynie mogłam pluć sobie w twarz i czuć do siebie nienawiść, że dałam się zawładnąć pożądaniu, które odciągnęło mnie od rozmów z ojcem podczas pobytu w Portugalii. Ale prawda była taka, że na co dzień mało z nim rozmawiałam, a z matką w ogóle nie miałam kontaktu. Czy naprawdę musiałam być taka rozżalona? Może trzeba było się ugiąć i częściej się do nich odzywać. Westchnęłam, ocierając łzy z policzka. Dla taty było już za późno… Spóźniłam się, bo goniłam za czym innym… bo bałam się zatrzymać. Teraz. W tej okropnej chwili. W tej sekundzie. Żałuję, że chociaż raz dziennie się z nimi nie kontaktowałam, na przykład wracając z pracy do domu, przygotowując kolację czy siedząc przed komputerem. Kiedy byłam dzieckiem, bywało różnie, ale… Znów potok łez. Oparłam się o blat i zjechałam po szafkach, aż usiadłam na zimnych płytkach. Podciągnęłam kolana i schowałam w nich głowę. Bezsilność i wyrzuty sumienia ogromnie mnie przytłaczały.
– Gosiu? – usłyszałam zachrypnięty głos męża, który nagle znalazł się obok mnie. – Małgosiu? – Powtórzył moje imię, jakby się bał je wypowiadać w sposób zdecydowany.
Wyczułam w jego głowie troskę, której właśnie teraz tak potrzebowałam.
Oparłam brodę na rękach i spojrzałam na niego mglistym wzrokiem. Kilka razy musiałam zamrugać, aby dostrzec jego sylwetkę. Nadal miał garnitur, w którym wczoraj przyszedł. Śmierdział.
– Czego chcesz?
– Przepraszam, ja…
– Co ty? – jęknęłam, nie chcąc go słuchać.
Usiadł obok mnie, uderzając się głową o blat. Ale nie zrobiło to na mnie wrażenia.
– Wczoraj – dukał. – Bo ja… Chodź się przytul.
Uniósł wysoko ramię w taki sposób, żebym mogła spełnić jego zachciankę.
– Nie chcę. Nie pachniesz zbyt ładnie. Wykąp się – stwierdziłam beznamiętnie.
W ułamku sekundy z bezsilnego stworzenia stałam się sfrustrowaną kobietą.
– Wiem. Wczoraj przesadziłem.
– Nie chcę słuchać twoich tłumaczeń. To już i tak nie ma znaczenia – wyszeptałam, przypominając sobie, jak Raul chwycił mnie w swoje ramiona i kołysał.
Michał jednak nie dał za wygraną i zmusił mnie, żebym się do niego przytuliła. Pogłaskał mnie po ramieniu.
– Jak się czujesz?
– A jak mam się czuć? Mój tata nie żyje.
– Byłaś z nim związana, ale nie aż tak mocno.
Wyrwałam się z tego wężowego uścisku.
– Jeśli zamierzasz gadać takie głupoty, to skończ! – syknęłam, patrząc prosto w jego zmęczone oczy. – Idź się wykąpać, bo śmierdzisz!
– Nie odzywaj się tak do mnie – warknął. – Przyszedłem do ciebie, chociaż mogłem nadal się wylegiwać, więc doceń moje staranie. Przestań robić z siebie nadętą księżniczkę. Może jednak twoja matka miała rację, traktując cię z góry.
Poczułam, jakby uderzył mnie w policzek.
– Dzięki, Michał! Doceniam – odparłam, próbując wstać.
Kiedy już mi się to udało, chwycił mnie za nadgarstek i uśmiechnął się dziwnie, tak że aż przeszły mnie nieprzyjemne ciarki.
– Kiedy pogrzeb?
– Mama mówiła, że w poniedziałek. Chciałabym dzisiaj jechać do Giżycka.
– Dzisiaj? – jęknął, a we mnie zagotowała się krew.
Czy ja naprawdę tak wiele od niego wymagam? Moje całe ciało napięło się ze złości.
– Jeżeli to dla ciebie problem, bo masz inne, lepsze i nasycone alkoholem plany, to zostań w domu. Proszę bardzo.
Ścisnął mnie mocno w nadgarstku, aż poczułam ból.
„Boże, czy on zawsze mnie tak wrednie traktował i ja tego nie widziałam, czy dopiero teraz stał się takim palantem?” – pomyślałam.
– Pojadę z tobą – stwierdził z łaską. – Tak przecież powinien się zachować idealny mąż, prawda? – dodał, uśmiechając się złośliwie. – Pomóż mi wstać, bo chyba zaraz się porzygam.
Zacisnęłam szczękę i przymknęłam mocno powieki. Ścisnął mnie pewnie za dłoń, niemal ją miażdżąc. Pomogłam mu wstać. Wtedy ułożył dłonie na moich ramionach. Odbiło mu się piwem, papierosami i jakimś żarciem. Cuchnęło tak, że aż poczułam mdłości.
– Zaraz i ja zwymiotuję – dodałam, wyrywając dłoń z jego uścisku.
– Gośka! – krzyknął, gdy ruszyłam do garderoby.
Nie chciałam patrzeć na Michała, na jego umęczoną i skacowaną twarz. W żadnym stopniu ten człowiek mnie nie interesował. Było znacznie gorzej. Zaczynałam go nienawidzić, przede wszystkim za to, że nie liczył się z moim zdaniem ani z moimi uczuciami.
Dobrze wiedział, że bardzo kochałam Franciszka, a mimo to… mimo mojego bólu on w pewien sposób wyśmiał moją relację z ojcem. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie była ona taka jak należy, ale Michał akurat te wszystkie uwagi mógł zatrzymać dla siebie. Jednak on wybrał inną drogę. Wolał mnie zdołować i upokorzyć.
Krzątałam się w garderobie, próbując znaleźć sobie miejsce. W końcu wyciągnęłam z walizek ubrania i inne rzeczy, które wzięłam ze sobą do Portugalii. Starałam się nie przywiązywać wagi do tego, że właśnie te ubrania miałam na sobie podczas spotkań z Raulem, ale mimo starań zaciągnęłam się ich zapachem, mając cichą nadzieję, że chociaż trochę go poczuję, że oszukam czas, a może i naprawię mój błąd. Przecież mówił i prosił, żebym została. Może gdybym się odważyła… Ale wtedy nie przyjechałabym na pogrzeb ojca.
„Przyjechałabyś w towarzystwie Raula” – podpowiadała diablica.
„Ona ma już wybrane towarzystwo i powinna się go trzymać” – dorzucił swoje trzy grosze mój rozsądek.
Można było zwariować od tych myśli.
Wszystkie ubrania wpakowałam do kosza na brudną bieliznę. Pani Marzena, która niedługo powinna przyjść, będzie miała co robić. Przeszukałam wszystkie możliwe kieszenie, aż w końcu natrafiłam na liścik, który napisał mi Raul. Przytknęłam go do swojej piersi, ale właśnie wtedy usłyszałam nadchodzącego Michała. Serce zaczęło mi bić jak szalone. Byłam zdenerwowana, dłonie mi drżały, a w uszach szumiało. Nie chciałam, aby Michał w taki sposób dowiedział się o mojej zdradzie.
Ukryłam dowód w majtkach.
– Stanisław dzwoni – bąknął, podając mi wibrujący telefon.
Spojrzałam na niego, próbując z jego oczu wyczytać coś więcej, ale on jak zwykle podchodził do mojego życia i spraw lekceważąco. Prychnął, kiedy odebrałam. Cham!
– Przepraszam, Gosiu, że ci przeszkadzam, i to jeszcze w sobotę. Pewnie jesteś zmęczona, a ja ci zawracam głowę, ale chciałem cię prosić, żebyś wysłała swoje propozycje dotyczące klienta z Portugalii.
– Postaram się – wyszeptałam, czując napływające łzy.
– Gosiu… Stało się coś? – zapytał czujnie.
– Mój tata… tata…
– Tak? – mówił spokojnie.
– Zmarł.
Nastała chwila ciszy. Wytarłam łzy.
– Gosiu… Ja… Ja… Ja nie wiedziałem. Bardzo mi przykro. Przyjmij, proszę, moje wyrazy współczucia.
– Dziękuję – wyszeptałam. – Ja… Postaram się przesłać te propozycje dzisiaj…
– Bardzo trudna sytuacja – wyszeptał. – Nie musisz tego dzisiaj wysyłać. Zajmij się sobą, dobrze? Kiedy pogrzeb?
Zaszlochałam cicho.
– W poniedziałek. Czy mogę wziąć tygodniowy urlop?
Obawiałam się pytań dotyczących pobytu w Portugalii, Raula i tego, co zobaczyłam.
„Co zobaczyłaś? Chyba co robiłaś? Pieprzyłaś się!” – krzyczała diablica, ale ją zignorowałam.
Wolałam przeczekać ten czas, który dla innych mógłby być ekscytujący. Możliwe, że byłby i dla mnie, gdyby nie tak dołujące zakończenie. Poza tym nie czułam się na siłach, żeby prowadzić z kimkolwiek jakieś dłuższe rozmowy, a w pracy raczej nie dało się tego uniknąć. Nawet ta rozmowa telefoniczna wydawała mi się zbyt długa i męcząca.
– Dobrze. Chociaż czasami lepiej jest rzucić się w wir pracy.
– Muszę najpierw pożegnać tatę, a dopiero potem dam się wciągnąć temu wirowi, o którym wspominasz – bąknęłam chłodno, przez co mój rozmówca odchrząknął, bo nie poczuł się komfortowo.
– Oczywiście. Masz rację. Przepraszam. Być może moja uwaga była nie na miejscu.
– Postaram się w ciągu tego weekendu wysłać do ciebie wszystko. Proszę o cierpliwość i przepraszam, ale muszę kończyć – wydusiłam, czując, jak moje dłonie zaczynają drżeć, jakby ze strachu.
Uniosłam głowę i zobaczyłam Michała, który wbijał we mnie wzrok. Po jaką cholerę on tu stał i słuchał?
– Praca wzywa? – zadrwił lekko.
– Sam słyszałeś, więc chyba znasz odpowiedź.
– Po południu wyjedziemy do Giżycka, więc bądź tak dobra i do tego czasu nas spakuj. Weź mój czarny garnitur. A ty najlepiej spakuj jakieś długie spodnie i szpilki albo ten fajny czarny kombinezon, który zakrywa twoje niedoskonałości. – Puścił do mnie oko. – Zawsze trzeba się odpowiednio prezentować.
Trzymałam w dłoni telefon i poczułam przeogromną chęć rzucenia nim w Michała, powstrzymałam się jednak i zdobyłam na sztuczny uśmiech i pokiwanie głową, dziwiąc się, że jeszcze niczego nie zniszczyłam. Zachowywałam się, jakbym była niezrównoważona psychicznie. Co innego myślałam, co innego mówiłam, a jeszcze co innego robiłam.
Michał zniknął, dzięki czemu dokończyłam przepakowywanie się. Liścik, który chwilę temu ukryłam w majtkach, włożyłam bardzo głęboko pod swoją bieliznę.
– Na pewno znajdę dla ciebie inne miejsce, bezpieczniejsze, ale na razie musisz tutaj się zadomowić – wyszeptałam, głaszcząc moją jedyną pamiątkę po Raulu.
„Chyba zwariowałam. Oszalałam! Gadam do liściku!”.
Poprasowałam kilka podkoszulek, majtek, spodni, bluzek, sukienek i zapakowałam nas do dwóch oddzielnych walizek, a następnie powiesiłam nasze pogrzebowe stroje na wieszaku, żeby się nie pogniotły, co było jednak mało prawdopodobne. Wszystko zajęło mi ponad trzy godziny, ale dzięki temu chociaż na chwilę pozbyłam się dręczących myśli.
Chwyciłam laptop i przeszłam do pokoju gościnnego. Przeważnie nikt z niego nie korzystał i teraz też był wolny. Wiedziałam, że w tym momencie praca wcale nie jest może najlepszym rozwiązaniem, ale musiałam zagłuszyć dręczące mnie wyrzuty sumienia.