- W empik go
Serce smagane wiatrem - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2020
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Serce smagane wiatrem - ebook
Drugi, po „Podróży ku zwątpieniu” zbiór wierszy, w którym autor prowadzi rozprawę z dawnymi doświadczeniami. Jednocześnie opowiada historię, która tworzy pewną spójną całość. Jest to kolejna autoterapia, która być może przysłuży się czytelnikowi w ciężkich dla niego lub niej chwilach.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8221-390-4 |
Rozmiar pliku: | 654 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kilka słów od autora
Witaj, drogi czytelniku, w drugim tomiku mojej poezji. Kupując ten tomik wspierasz mnie zarówno finansowo jak i mentalnie w spełnianiu marzeń o pisaniu i wydawaniu własnej poezji. Poezji, która wydarzyła się naprawdę. Poezji o emocjach, które towarzyszyły mi w przez kilka lat mojego życia. Poezji, z której utworzyłem pewne historie, w których mam nadzieję, że się odnajdziesz. Być może niektóre strofy pomogą Ci przejść obecny etap życia, lub uporać się z demonami przeszłości. Zapraszam Cię więc w tą, intymną podróż, ze mną. W akompaniamencie wypalonych papierosów, wypitego alkoholu, a czasami w oparach fantazji, w którą wplatałem siebie i swoje przeżycia.
Dziękuję Ci raz jeszcze i zapraszam do przeczytania kolejnych kartek. Miłej lektury.Syn nocy i dnia
Czy jestem naiwny?
Nie umiem samemu sobie odpowiedzieć.
Choć kocham, nic o kochaniu nie wiem.
Choć ufam, zaufanie, za dnia zbudowane,
każdego wieczoru odrobinę blednie.
Stoję w miejscu, nieistotnie tylko
niesie mnie wiatr.
Czy pcha mnie ku Tobie? Czy może do zła?
Nie wiem już sam.
Kolejny wieczór,
w ustach tytoniu gorzki smak.
Wokół mgła.
I choć nie gubię się w niej,
to jestem tu sam.
Bękart zrodzony z nocy i dnia.Na parapecie
Krwawe, wieczorne niebo budzi myśli ze snu.
Na szyi — naszyjnik noszę z kłów,
czuję ciepły zapach bzu.
I dotyk letnich, naiwnych, słów.
Chcę szeptów i głośnego oddechu,
chwil radości wśród spojrzeń i uśmiechów.
Pragnę ciał splecionych
i frywolnej wędrówki rąk.
Piszących kroplami potu
najmniej pruderyjne z ksiąg.
Chcę czuć ciepło.
W rękach mieć kogoś kto pokaże mi blask.
Zamiast tego zapada zmrok,
a ja siedzę tu sam.
Na parapecie,
podziwiam śmierć dnia.
Czuję chłód i pragnienie…
Pragnienie zmian.Czas wątpliwości
Poznałem setki definicji, trudnych słów.
W gardle życia zatopiłem parę kłów.
Odmierzyłem jak wielki zniosę lęk,
jak wielki zniosę stres.
Gdzie mój Eden? Gdzie on jest?
Poznałem strofy świętych i zakazanych ksiąg.
Popełniłem każdy znany człowiekowi błąd.
Utopiłem w alkoholu każdą z serca mąk.
I w czeluść poczyniłem niejeden skok.
Umarłem wewnątrz,
by wznieść się z własnych popiołów.
Wylałem tysiące kropel potu,
ciężkich niczym ołów.
Zmarnowałem kilka pięknych lat.
Uciekałem w ciemny las.
Zawsze sam.
Czemu więc nie nadszedł jeszcze czas?
Czemu niczym głupiec czekam na znak?
Czemu zwątpienie przyćmiewa ust, słodki,
smak?
Czemu krew gotuje się we mnie każdego dnia?
Czemu chce mnie naprawiać świat,
kiedy to on jest zepsuty, a nie ja?
Czemu patrzę w lustro
i nadal widzę strach?
Tyle pytań,
a nadzieja blednie w świetle dnia.
Niczym z truchła wystający gnat.Upadły
Dziwnie tak za nikim nie tęsknić,
nikogo nie kochać
romantyczną miłością.
Dziwnie też nie pragnąć niczego,
duszy nie chcieć odkrywać swojej,
nie epatować emocjonalną nagością.
Do rangi abstrakcji urosły,
ciepłe słowa i dotyk
chłodnych palców w upojną noc.
To zabawne, jak przewrotny jest los.
Kolejna minuta przybliża snu czas.
Na sklepieniu nieba nie widzę gwiazd.
Gdy je widziałem, nie czułem się sam.
Może wszystkie spadły?
A może upadłem ja, sam.180 stopni
Pod sterty popiołu zamiatam czas.
W noce jak ta czuję, że odleglejszy jest raj.
Że umyka z rąk to co myślałem, że mam.
Szklaną iluzją pokrywa się świat.
Za nią siedzę. Sam.
Przekrwione oczy z braku snu,
nie widzą znaczeń słów.
Uszy nieczułe na szept,
czekają na kruczy śpiew.
Dłonie spragnione splotu palców,
boją się ożywić serce
przytłoczone stertą głazów.
Północ stała się południem.
Księżyc świeci jaśniej niż słońce.
Poplątane jest to co miało być proste.
Zdawałem się być królem,
a jak żebrak marznę
patrząc na życiodajną wiosnę.Już czas!
Stoję w deszczu codziennych spraw.
W blasku nocy, w cieniu dnia.
Kolejny papieros odpalam
od dogasających gwiazd.
Już czas!
Wzbić się ponad swój lęk,
zawierzyć sobie, napisać kolejny naiwny wers.
Niech przyśni Ci się połysk czarnych piór!
Niech dotyk uśmierzy skrywany w Tobie ból!
Niech nie zadziwi Cię twarz pod maską
i szare oczy co w skrytym smutku gasną.
Sen urwie się w ułamku sekundy.
W tym samym niepewność
zagości w Twojej duszy.
Czy przyjąć mnie?
Czy szepcząc dotykać mych warg?
Czy może przeczucie zagłuszyć
i nie pozwolić bym w Twoich oczach obejrzał
brzask nowego dnia?Rozbrojony
Rozbrojony.
Stanąłem u wrót jej świata.
Bez zbroi, nieosłonięty czarnym skrzydłem,
bez gwieździstej klingi u pasa.
Dokładnie kiedy sam,
będąc zwiastunem świtu, zaczynałem dogasać.
Pełnię księżyca spędziłem na najwyższej z gór,
będąc bliżej niebios, pośród chmur.
Dymem malowałem portret Twój
na tle czarnych dziur.
W gwiazdach zapisałem Twoje inicjały,
jednym z własnych, czarnych piór.
Leciałem ku Jutrzence,
gdy pierwszy promyk począł spiekać
moje wargi.
Przeczuwając, że uśmiecham się przez Ciebie,
nie po raz ostatni.Opowieść o nich
Gdzieś pomiędzy światem uczuć i materii,
spotykają się pary rozszerzonych źrenic,
składają sobie ciche przysięgi,
że nie rozdzieli ich świat niedomówień
i tajemnic.
Czas im płynie na zwiedzaniu parków,
galerii pustych ulic,
na czekaniu na przystanku
na autobus, pełen chwilowych rozstań,
świadków ich serca bijących z tęsknoty,
skrajnie nie do taktu.
A życie wbija w nich zaostrzone żerdzie,
wzbiera fala z nadzieją, że tama pęknie,
słońce niby blednie, wzbiera się wiatr
bez wiedzy o tym,
że nie pokona ich świat.
Nie pokona nas.Pragnienie
Co widzisz,
gdy patrzę na Ciebie
leżąc obok bezwładnie?
Czy widzisz jak Ciebie pragnę?
Twoich oczu, ich brązowej toni
i wzroku, przed którym nie chcę się bronić.
Twego głosu — rozkosznej plątaniny zdań,
którymi snujesz głębszy sens
i szeptu, który przyspiesza serca bieg.
Twojego zapachu,
którym napełniam chciwie płuca
by nim w głowie obraz Twój
malować na najdroższych płótnach.
Twojego dotyku zimnych dłoni…
Pragnę wiecznie.
Studzą mój zapał
lub rozgrzewają — naprzemiennie.
Pragnę Twych myśli i uczuć.
Słuchać ich i czuć razem z Tobą,
by niebo patrzyło z zazdrością,
że jest mi już zbędne — dopóki jesteś
tuż obok.Wyjechałaś
Patrzysz na mnie,
lekko zmieszana,
blada — jak ściana,
którą widać jedynie,
gdy leżymy w siebie wtuleni,
szukając oczami gwiazd,
znajdując tylko mury
i realny świat.
Otwierasz usta, jakbyś gorzki szept,
chciała na słodkich wargach umieścić.
Wiem co chcesz powiedzieć,
wiem z jakich słów, pułapkę myśli skleisz.
Zamykam je więc swoimi ustami,
spoglądam w oczy szukając zwątpień,
uczuć granic.
Uśmiecham się, gasząc kaganek,
nie dający światła.
Rozpalam nowy, byśmy w jego
połączyć mogli się
chaotycznych blaskach.
Wtem brzask.
Słońce wolno wstaje,
ostatnia noc kończy się nieubłaganie,
wyjechałaś, ja zostałem.
Czekam tu,
znów spokojnie nie zasnę.12 minut po północy
12 minut po północy
Godzina, w której dopuszczam się przemocy
wobec własnych obaw i lęków,
wobec serca pojękiwań i stęków.
Wszystko idzie precz.
Wszystko w odstawkę,
gdy wspominam jak pięknie wyglądasz,
jak wspaniale pachniesz.
Czułem Twój oddech
jeszcze godzin kilka temu,
teraz już nie wiem co przyniesie jutro.
Czy chwile uniesień,
czy chwile braku tlenu.
W jednym momencie wszystko zaczyna pękać,
błagam naprawmy to,
bez Ciebie mogę tylko, każdego dnia,
przed szafotem klękać
licząc, że skończy się ta męka.
A każda noc,
księżycowa jak dzisiaj,
będzie tylko wspomnieniem.
Wypełni je jedynie cisza
i przeszywający lęk.
Słyszę żelaza szczęk
i przez zamknięte oczy wielki chaos widzę,
to najtrudniejsza z bitew.
Z milczeniem — o Ciebie.Gdy siedzieliśmy
Tytoń bezwładnie opadł Ci na kolano,
pokryte nylonową powłoką,
ze skruszonego końca papierosa,
gdy paliłaś nieobecna, z miną zasmuconą.
Ja siedząc obok,
nie dostrzegłem z początku
powagi sytuacji.
Jeszcze nie widziałem, że król
znów jest nagi.
Siedzieliśmy,
wbijając wzrok w siebie,
ich sztyletami przebiliśmy własne skrzydła.
Szkoda.
Mogliśmy na nich odlecieć,
skończyć na marzeń
wyspach.
Witaj, drogi czytelniku, w drugim tomiku mojej poezji. Kupując ten tomik wspierasz mnie zarówno finansowo jak i mentalnie w spełnianiu marzeń o pisaniu i wydawaniu własnej poezji. Poezji, która wydarzyła się naprawdę. Poezji o emocjach, które towarzyszyły mi w przez kilka lat mojego życia. Poezji, z której utworzyłem pewne historie, w których mam nadzieję, że się odnajdziesz. Być może niektóre strofy pomogą Ci przejść obecny etap życia, lub uporać się z demonami przeszłości. Zapraszam Cię więc w tą, intymną podróż, ze mną. W akompaniamencie wypalonych papierosów, wypitego alkoholu, a czasami w oparach fantazji, w którą wplatałem siebie i swoje przeżycia.
Dziękuję Ci raz jeszcze i zapraszam do przeczytania kolejnych kartek. Miłej lektury.Syn nocy i dnia
Czy jestem naiwny?
Nie umiem samemu sobie odpowiedzieć.
Choć kocham, nic o kochaniu nie wiem.
Choć ufam, zaufanie, za dnia zbudowane,
każdego wieczoru odrobinę blednie.
Stoję w miejscu, nieistotnie tylko
niesie mnie wiatr.
Czy pcha mnie ku Tobie? Czy może do zła?
Nie wiem już sam.
Kolejny wieczór,
w ustach tytoniu gorzki smak.
Wokół mgła.
I choć nie gubię się w niej,
to jestem tu sam.
Bękart zrodzony z nocy i dnia.Na parapecie
Krwawe, wieczorne niebo budzi myśli ze snu.
Na szyi — naszyjnik noszę z kłów,
czuję ciepły zapach bzu.
I dotyk letnich, naiwnych, słów.
Chcę szeptów i głośnego oddechu,
chwil radości wśród spojrzeń i uśmiechów.
Pragnę ciał splecionych
i frywolnej wędrówki rąk.
Piszących kroplami potu
najmniej pruderyjne z ksiąg.
Chcę czuć ciepło.
W rękach mieć kogoś kto pokaże mi blask.
Zamiast tego zapada zmrok,
a ja siedzę tu sam.
Na parapecie,
podziwiam śmierć dnia.
Czuję chłód i pragnienie…
Pragnienie zmian.Czas wątpliwości
Poznałem setki definicji, trudnych słów.
W gardle życia zatopiłem parę kłów.
Odmierzyłem jak wielki zniosę lęk,
jak wielki zniosę stres.
Gdzie mój Eden? Gdzie on jest?
Poznałem strofy świętych i zakazanych ksiąg.
Popełniłem każdy znany człowiekowi błąd.
Utopiłem w alkoholu każdą z serca mąk.
I w czeluść poczyniłem niejeden skok.
Umarłem wewnątrz,
by wznieść się z własnych popiołów.
Wylałem tysiące kropel potu,
ciężkich niczym ołów.
Zmarnowałem kilka pięknych lat.
Uciekałem w ciemny las.
Zawsze sam.
Czemu więc nie nadszedł jeszcze czas?
Czemu niczym głupiec czekam na znak?
Czemu zwątpienie przyćmiewa ust, słodki,
smak?
Czemu krew gotuje się we mnie każdego dnia?
Czemu chce mnie naprawiać świat,
kiedy to on jest zepsuty, a nie ja?
Czemu patrzę w lustro
i nadal widzę strach?
Tyle pytań,
a nadzieja blednie w świetle dnia.
Niczym z truchła wystający gnat.Upadły
Dziwnie tak za nikim nie tęsknić,
nikogo nie kochać
romantyczną miłością.
Dziwnie też nie pragnąć niczego,
duszy nie chcieć odkrywać swojej,
nie epatować emocjonalną nagością.
Do rangi abstrakcji urosły,
ciepłe słowa i dotyk
chłodnych palców w upojną noc.
To zabawne, jak przewrotny jest los.
Kolejna minuta przybliża snu czas.
Na sklepieniu nieba nie widzę gwiazd.
Gdy je widziałem, nie czułem się sam.
Może wszystkie spadły?
A może upadłem ja, sam.180 stopni
Pod sterty popiołu zamiatam czas.
W noce jak ta czuję, że odleglejszy jest raj.
Że umyka z rąk to co myślałem, że mam.
Szklaną iluzją pokrywa się świat.
Za nią siedzę. Sam.
Przekrwione oczy z braku snu,
nie widzą znaczeń słów.
Uszy nieczułe na szept,
czekają na kruczy śpiew.
Dłonie spragnione splotu palców,
boją się ożywić serce
przytłoczone stertą głazów.
Północ stała się południem.
Księżyc świeci jaśniej niż słońce.
Poplątane jest to co miało być proste.
Zdawałem się być królem,
a jak żebrak marznę
patrząc na życiodajną wiosnę.Już czas!
Stoję w deszczu codziennych spraw.
W blasku nocy, w cieniu dnia.
Kolejny papieros odpalam
od dogasających gwiazd.
Już czas!
Wzbić się ponad swój lęk,
zawierzyć sobie, napisać kolejny naiwny wers.
Niech przyśni Ci się połysk czarnych piór!
Niech dotyk uśmierzy skrywany w Tobie ból!
Niech nie zadziwi Cię twarz pod maską
i szare oczy co w skrytym smutku gasną.
Sen urwie się w ułamku sekundy.
W tym samym niepewność
zagości w Twojej duszy.
Czy przyjąć mnie?
Czy szepcząc dotykać mych warg?
Czy może przeczucie zagłuszyć
i nie pozwolić bym w Twoich oczach obejrzał
brzask nowego dnia?Rozbrojony
Rozbrojony.
Stanąłem u wrót jej świata.
Bez zbroi, nieosłonięty czarnym skrzydłem,
bez gwieździstej klingi u pasa.
Dokładnie kiedy sam,
będąc zwiastunem świtu, zaczynałem dogasać.
Pełnię księżyca spędziłem na najwyższej z gór,
będąc bliżej niebios, pośród chmur.
Dymem malowałem portret Twój
na tle czarnych dziur.
W gwiazdach zapisałem Twoje inicjały,
jednym z własnych, czarnych piór.
Leciałem ku Jutrzence,
gdy pierwszy promyk począł spiekać
moje wargi.
Przeczuwając, że uśmiecham się przez Ciebie,
nie po raz ostatni.Opowieść o nich
Gdzieś pomiędzy światem uczuć i materii,
spotykają się pary rozszerzonych źrenic,
składają sobie ciche przysięgi,
że nie rozdzieli ich świat niedomówień
i tajemnic.
Czas im płynie na zwiedzaniu parków,
galerii pustych ulic,
na czekaniu na przystanku
na autobus, pełen chwilowych rozstań,
świadków ich serca bijących z tęsknoty,
skrajnie nie do taktu.
A życie wbija w nich zaostrzone żerdzie,
wzbiera fala z nadzieją, że tama pęknie,
słońce niby blednie, wzbiera się wiatr
bez wiedzy o tym,
że nie pokona ich świat.
Nie pokona nas.Pragnienie
Co widzisz,
gdy patrzę na Ciebie
leżąc obok bezwładnie?
Czy widzisz jak Ciebie pragnę?
Twoich oczu, ich brązowej toni
i wzroku, przed którym nie chcę się bronić.
Twego głosu — rozkosznej plątaniny zdań,
którymi snujesz głębszy sens
i szeptu, który przyspiesza serca bieg.
Twojego zapachu,
którym napełniam chciwie płuca
by nim w głowie obraz Twój
malować na najdroższych płótnach.
Twojego dotyku zimnych dłoni…
Pragnę wiecznie.
Studzą mój zapał
lub rozgrzewają — naprzemiennie.
Pragnę Twych myśli i uczuć.
Słuchać ich i czuć razem z Tobą,
by niebo patrzyło z zazdrością,
że jest mi już zbędne — dopóki jesteś
tuż obok.Wyjechałaś
Patrzysz na mnie,
lekko zmieszana,
blada — jak ściana,
którą widać jedynie,
gdy leżymy w siebie wtuleni,
szukając oczami gwiazd,
znajdując tylko mury
i realny świat.
Otwierasz usta, jakbyś gorzki szept,
chciała na słodkich wargach umieścić.
Wiem co chcesz powiedzieć,
wiem z jakich słów, pułapkę myśli skleisz.
Zamykam je więc swoimi ustami,
spoglądam w oczy szukając zwątpień,
uczuć granic.
Uśmiecham się, gasząc kaganek,
nie dający światła.
Rozpalam nowy, byśmy w jego
połączyć mogli się
chaotycznych blaskach.
Wtem brzask.
Słońce wolno wstaje,
ostatnia noc kończy się nieubłaganie,
wyjechałaś, ja zostałem.
Czekam tu,
znów spokojnie nie zasnę.12 minut po północy
12 minut po północy
Godzina, w której dopuszczam się przemocy
wobec własnych obaw i lęków,
wobec serca pojękiwań i stęków.
Wszystko idzie precz.
Wszystko w odstawkę,
gdy wspominam jak pięknie wyglądasz,
jak wspaniale pachniesz.
Czułem Twój oddech
jeszcze godzin kilka temu,
teraz już nie wiem co przyniesie jutro.
Czy chwile uniesień,
czy chwile braku tlenu.
W jednym momencie wszystko zaczyna pękać,
błagam naprawmy to,
bez Ciebie mogę tylko, każdego dnia,
przed szafotem klękać
licząc, że skończy się ta męka.
A każda noc,
księżycowa jak dzisiaj,
będzie tylko wspomnieniem.
Wypełni je jedynie cisza
i przeszywający lęk.
Słyszę żelaza szczęk
i przez zamknięte oczy wielki chaos widzę,
to najtrudniejsza z bitew.
Z milczeniem — o Ciebie.Gdy siedzieliśmy
Tytoń bezwładnie opadł Ci na kolano,
pokryte nylonową powłoką,
ze skruszonego końca papierosa,
gdy paliłaś nieobecna, z miną zasmuconą.
Ja siedząc obok,
nie dostrzegłem z początku
powagi sytuacji.
Jeszcze nie widziałem, że król
znów jest nagi.
Siedzieliśmy,
wbijając wzrok w siebie,
ich sztyletami przebiliśmy własne skrzydła.
Szkoda.
Mogliśmy na nich odlecieć,
skończyć na marzeń
wyspach.
więcej..