Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Serce wie lepiej - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
13 września 2025
25,00
2500 pkt
punktów Virtualo

Serce wie lepiej - ebook

Czy złamane serce można wyleczyć podczas wakacyjnych kolonii?

Anastazja pracuje w biurze podróży w Radomiu. Pomiędzy organizacją wyjazdów próbuje zapomnieć o zerwanych zaręczynach. Pomaga jej w tym nagła propozycja szefa, który prosi Anastazję, aby zastąpiła koleżankę z pracy, która złamała nogę. Z dnia na dzień dziewczyna wyjeżdża do Okuninki, gdzie razem ze zgrają dzieciaków spędza całe wakacje. Zbolałe serce pomaga jej zaleczyć Karol, któremu rudowłosa dziewczyna wpadła w oko oraz zgrana paczka wychowawców. Jakie tajemnice skrywa młody pedagog? Czy serce Anastazji jest tylko złamane, a może dolega mu coś poważniejszego?

Pozwól otulić się wakacyjną historią pełną słońca oraz dziecięcych żartów. Wyrusz nad jezioro Białe, by poznać młodych ludzi pełnych wiary, że miłość jest w stanie przezwyciężyć wszystko, nawet ciężką chorobę.

A ty, czytelniku, co byś wybrał będąc na miejscu Anastazji?

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8166-492-9
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Anastazja szła powoli, rozglądając się dookoła. Zawsze lubiła Park Kościuszki; ten wszechobecny odcień zieleni napawał ją spokojem i nadzieją na lepsze jutro. Jednak dziś nawet spacer po ulubionych alejkach nie pomagał. Z nietęgą miną ruszyła dalej ulicą Żeromskiego. Jak na czerwcowy poranek było już naprawdę gorąco. Dziewczyna poprawiła słomkowy kapelusz, który co chwilę zsuwał się jej z burzy rudych loków. Włożyła okulary przeciwsłoneczne na piegowaty nos i ruszyła przed siebie. Mijała otwarte kawiarnie, w których mieszkańcy Radomia bez pośpiechu raczyli się zimną lemoniadą, radośnie rozmawiając. Jej jednak nie było do śmiechu. Mimo wysokiej temperatury w jej sercu panował chłód, a w głowie kłębiły się deszczowe chmury.

„Tylko nie płacz na środku ulicy” – powtarzała w duchu. „Zaraz będziesz w biurze, tam schowasz się przed całym światem”. W końcu dotarła na miejsce. Stanęła przed drzwiami, wzięła głęboki oddech, uśmiechnęła się niemrawo i weszła do środka.

– Dzień dobry! – powiedziała, siląc się na wesoły ton.

– Dzień dobry, skarbie! – usłyszała natychmiast głos pani Anieli. – Zrobić ci kawę? Właśnie stoję przy ekspresie. – Starsza pani z gracją podstawiła kolejną filiżankę.

– Nie, dziękuję. Zdążyłam wypić w domu. – Anastazja starała się zachowywać normalnie. – Siadam od razu do biurka, bo sama pani widzi, ile jest pracy przed koloniami. – Poklepała czerwone segregatory pełne dokumentów. Cieszyła się z nadmiaru obowiązków, bo praca pozwalała jej zapomnieć choć na chwilę o smutkach.

– Nie martw się, kochana, zaraz ci we wszystkim pomogę – zaoferowała z uśmiechem Aniela.

Niewysoka starsza pani zabrała swoją filiżankę i usiadła naprzeciwko Anastazji. Odruchowo poprawiła krótkie czarne włosy z nienaganną trwałą i spojrzała na podopieczną swoimi mądrymi, brązowymi oczami, które zawsze widziały więcej, niż się wszystkim wydawało.

– Dziękuję, pani Anielko, ale poradzę sobie. Niech pani spokojnie wypije kawę. – Posłała ciepłe spojrzenie emerytowanej nauczycielce.

– Oj, nie dziękuj mi, tylko dawaj te papierzyska. – Otworzyła pierwszy segregator. – Zaczniemy od naboru uczestników, potem podział na turnusy – wyliczała.

– No dobrze – westchnęła Anastazja, która dobrze wiedziała, że z Anielą nie ma co dyskutować. Pracowały razem nie od dziś.

Po dwóch godzinach intensywnej pracy część zgłoszeń była już zakwalifikowana.

– Przerwa! – zarządziła starsza pani, wstając od biurka i rozprostowując obolałe kolana. – Muszę powiedzieć Tomkowi, żeby dał ci podwyżkę. Sezon wakacyjny to masa roboty, a mój syn zamiast ci pomagać, gdzieś jeździ – gderała. – Wiem, że niby jest szefem, ale nie może wszystkiego zrzucać na ciebie.

– Pani Anielko, bez przesady. Z pani pomocą wszystko idzie sprawnie – próbowała załagodzić zbliżający się konflikt matki z synem. – Szef pojechał załatwić transport. Autokary muszą być gotowe na czas – podkreśliła. – Powinien niedługo wrócić.

– Już go tak nie broń. Zachciało mu się prowadzić biuro podróży, to teraz ma. Dobrze, że jestem na emeryturze i nad tym wszystkim czuwam. Chyba nie dałabym rady pogodzić pracy w szkole, przygotowywania sprawdzianów z matmy i pomagania przy organizacji zielonych szkół czy kolonii. – Pani Aniela jak zwykle nie umniejszała swojego wkładu w pracę biura. Anastazja tylko uśmiechnęła się pod nosem i poszła zaparzyć sobie herbatę.

Mimo upału na zewnątrz w biurze panował przyjemny chłód. Anastazja bardzo lubiła starszą panią. Pracowały razem od początku istnienia firmy. Aniela była wtedy świeżo upieczoną emerytką, a ona dopiero co skończyła studia pedagogiczne, choć niestety nie było jej dane pracować w zawodzie. Z chęcią słuchała byłej nauczycielki, która sypała szkolnymi anegdotami jak z rękawa. Młoda dziewczyna bardzo chciała pracować z dziećmi, ale na razie musiała jej wystarczyć praca biurowa. Po kilkunastu minutach obie znów siedziały przy biurkach, przeglądając kolejne dokumenty. Nagle usłyszały wesoły głos:

– Dzień dobry, moje panie! Co za piękny dzień!

W drzwiach stanął Tomek – wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z czarnymi, starannie ułożonymi włosami i szerokim uśmiechem. „Cała mamusia” – powtarzali wszyscy znajomi rodziny.

– Dzień dobry, szefie!

– Jesteś w końcu! Zostawiłeś biednej dziewczynie tyle roboty i zniknąłeś – rzuciła gniewnie Aniela w stronę syna.

– Mamo… – jęknął jak małe dziecko. – Przecież wiesz, że na kolonie trzeba jakoś dojechać. Już jestem i biorę się do pracy.

– Dobrze, dobrze, nie tłumacz się – mruknęła Aniela. – Masz tu kolejny plik dokumentów, my dokończymy to, co zaczęłyśmy. – Wskazała otwarty segregator. Tomek pokiwał głową, wyciągnął ręce po skoroszyt i zniknął w swoim gabinecie.

Zbliżała się pora lunchu, kiedy pani Aniela z trzaskiem zamknęła segregator.

– Skończone! – oznajmiła z zadowoleniem. – A teraz, moja droga, zbieraj się, idziemy coś zjeść – dodała tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Ale pani Anielko… – jęknęła dziewczyna.

– Nie ma żadnego „ale”. Należy nam się dwadzieścia minut przerwy, więc idziemy na obiad. – Starsza pani wstała z krzesła. – Powiem tylko synowi, że przez ten czas musi sobie radzić sam! – podkreśliła ostatnie słowa.

Dziewczyna skinęła głową; jej brzuch głośno domagał się jedzenia. Nauczycielka weszła do gabinetu Tomka, a Anastazja wzięła torebkę i kapelusz, po czym wyszła poczekać na zewnątrz. Słońce mocno przygrzewało, ale na szczęście wiał lekki wiatr, który przy takiej temperaturze był zbawienny. Wystawiła twarz do słońca – uwielbiała lato, nawet takie upały. Była, jak to mówią, „ciepłolubna”. Aniela pojawiła się po chwili.

– To gdzie idziemy? – zapytała niemrawo Anastazja. „Kurczę, zachowuj się normalnie – zganiła się w duchu – bo pani Anielka wszystkiego się domyśli. Żeby tylko nie pytała o ślub…”.

Aniela spojrzała na nią spod oka.

– Do tej małej włoskiej restauracji. Mam ochotę na makaron – westchnęła z lubością, w wyobraźni widząc już talerz parującego spaghetti.

– Dobry pomysł – odparła Anastazja, a jej głos zabrzmiał już pewniej.

Siedziały w przytulnym, klimatyzowanym wnętrzu, nad talerzami pełnymi aromatycznego makaronu. Zaczęły jeść, co jakiś czas zachwycając się smakiem potraw. I wtedy padło to nieszczęsne pytanie:

– Anastazjo, powiedz, jak tam przygotowania do ślubu? – Starsza pani patrzyła czujnie, a dziewczyna zastygła z widelcem w połowie drogi do ust. – Wszystko już załatwione? – dopytywała, gdy ta, zamiast odpowiedzieć, zrobiła tylko smutną minę.

„O nie!” – jęknęła w duchu Anastazja, a głośno powiedziała:

– Pani Anielko, co ja mam pani powiedzieć…

W jej zielonych oczach pojawiły się łzy, które powstrzymywała od rana.

– Najlepiej prawdę. – Nauczycielka poklepała ją po dłoni. – Kochana, przecież widzę, że coś cię dręczy.

– Pani to nic nie umknie.

– Jeżeli wyrzucisz to z siebie, na pewno ci ulży. Nie ma co dusić smutków w sobie. – Patrzyła ciepło na swoją towarzyszkę. – Możesz mi zaufać, przecież wiesz. Pomogę w każdej chwili.

– Wiem, wiem, pani Anielko, ale to nie chce mi przejść przez gardło – powiedziała żałośnie.

– Ślubu nie będzie – stwierdziła wprost Aniela.

Anastazja przytaknęła, a po jej policzkach spłynęły łzy.

– Zostawił mnie wczoraj. – Wzięła głęboki wdech. – Tak po prostu – chlipnęła cicho.

– A to drań! – wymsknęło się kobiecie, która w myślach dodała dosadniejsze przekleństwo. – Nie płacz, kochanie, nie był ciebie wart – próbowała ją pocieszać.

– Przyjechał do mnie jak gdyby nigdy nic i oznajmił, że się zakochał. A mnie… mnie tak jakby już nie kocha. – Mówienie o tym sprawiało jej ogromny ból, a łzy nie chciały przestać płynąć. Ocierała je wierzchem dłoni i opowiadała dalej: – Nawet mnie pocieszał, głaskał po głowie. Obiecywał, że ze mną zostanie, dopóki nie przestanę płakać. Taki wielkoduszny! – podniosła lekko głos. – Usłyszałam też, że mogę sobie zatrzymać pierścionek, bo jemu nie będzie już potrzebny – dodała, patrząc wzrokiem pełnym bólu na swoją towarzyszkę.

– Co za… palant! – wyrwało się Anieli. – Skarbie, wszystko się ułoży. Wiem, że to brzmi banalnie, ale musisz w to uwierzyć. – Mocno ścisnęła jej dłoń. – Nie zostawię cię z tym samej. Mogę ci jakoś pomóc?

– Dziękuję. Na razie jakoś sobie radzę – odparła przez łzy. – Pani Anielko, ja naprawdę go kochałam. Byliśmy razem pięć lat. Cudowne oświadczyny, wspólne przygotowania do ślubu… Byłam taka szczęśliwa. – Umilkła na chwilę, jakby wracała pamięcią do tamtych chwil. – Do ślubu zostało pół roku, a na dniach mieliśmy odebrać zaproszenia. – Głos jej się ponownie załamał. – Wszystko zamówione, ksiądz poinformowany, cała wieś szykowała się na wesele. A tu klops. Taki wstyd...

– Ty się nie masz czego wstydzić! – Zdenerwowana nauczycielka poruszyła się na krześle.

– Niby tak. – Anastazja wzruszyła ramionami. – Marek obiecał, że wszystko sam odwoła. – Głośno pociągnęła nosem.

– Chociaż tyle – mruknęła Aniela. – A co na to rodzice? – zapytała niepewnie.

– Jeszcze im nie powiedziałam – odparła cicho, grzebiąc widelcem w jedzeniu.

– Nawet Julce? – zdziwiła się nauczycielka.

– Siostra też o niczym nie wie. Wszyscy myślą, że się o coś posprzeczaliśmy. Jest pani pierwszą osobą, której o tym mówię – zakończyła smutno.

– Bardzo mi miło, chociaż powód nie jest radosny. Skarbie, tak jak ci mówiłam, nie duś tego w sobie. Twoi bliscy na pewno chcieliby cię wesprzeć. Pamiętaj, to nie ty powinnaś się wstydzić. To on zachował się nie w porządku. – Patrzyła na smutną dziewczynę i serce jej się krajało na ten widok. – Powiem ci szczerze, że Marek nigdy mi się nie podobał. Taki buc, co widzi tylko czubek własnego nosa. Może i dobrze, że tak się stało – palnęła bez zastanowienia. – To znaczy… chciałam powiedzieć, że będziesz jeszcze szczęśliwa z o wiele bardziej wartościowym mężczyzną. Czas leczy rany. Za kilka miesięcy spojrzysz na to inaczej i przyznasz mi rację – powiedziała pewnie. – Mam swoje lata, niejedno widziałam. Wiem, co mówię.

Anastazja tylko pokiwała głową. Bardzo chciała uwierzyć w jej słowa. „Czas leczy rany” – powtórzyła w myślach.ROZDZIAŁ 2

Anastazja była młodą dziewczyną z małej miejscowości pod Radomiem. Lubiła swoją rodzinną wieś i bez skrępowania o tym mówiła. Nie była to jednak typowa wioska – znajdujące się tam domy jednorodzinne nie przynależały do gospodarstw ze stodołami, oborami czy kurami na podwórkach. Większość mieszkańców, tak jak ona, pracowała w Radomiu. Od trzech lat była zatrudniona w biurze podróży i lubiła swoją pracę; nawet kilkunastominutowy dojazd samochodem do miasta jej nie przeszkadzał.

Gdy wracała do domu, mijała znajome krajobrazy. Ten widok zazwyczaj działał jak balsam na jej skołatane nerwy, ale nie dziś. W głowie kłębiły jej się ponure myśli.

„Julka tak się cieszyła z roli świadkowej” – westchnęła. Postanowiła posłuchać rady szefowej i powiedzieć o wszystkim rodzicom i siostrze. Im bliżej była domu, tym bardziej się denerwowała. Wiedziała, że bliscy ją zrozumieją i wesprą, a jednak obawy brały górę. Nie chciała ich rozczarować. Mijała domy sąsiadów. Pani sołtys, jak zwykle o tej porze, przechadzała się chodnikiem ze swoim psem. Pomachała jej na powitanie, a ona, odwzajemniając gest, od razu posmutniała.

„Co oni wszyscy powiedzą? Mój ślub był ostatnio tematem numer jeden u wszystkich sąsiadek. Teraz będę na cenzurowanym jako ta biedna, pokrzywdzona” – mruczała pod nosem. „Ciekawe, kiedy o tym zapomną”.

Z takimi myślami dotarła na miejsce. W niewielkim ogródku przed domem krzątała się mama, podlewając kwiaty. Anastazja wjechała do garażu, gdzie przywitał ją tata zajęty majsterkowaniem.

– Dzień dobry, córciu! Jak ci minął dzień?

– Dzień dobry, tato! Całkiem nieźle, było trochę pracy, ale z panią Anielą dałyśmy radę. – Mimo podłego nastroju ucieszyła się na jego widok.

– A upał nie dawał wam się we znaki? – dopytywał troskliwie.

– Nie, mamy w biurze klimatyzację.

– To dobrze. Powiedz mamie, że ja jeszcze trochę tu posiedzę.

– Nie ma sprawy. A kolacja? – zapytała na odchodne.

– Zawołajcie mnie, jak będzie gotowa. – Puścił do niej oko i wrócił do swoich śrubek.

Anastazja ruszyła w stronę domu. W drzwiach czekała na nią mama z konewką w ręku.

– Cześć, skarbie! Jak w pracy? – zapytała.

– Cześć, mamo! – Razem weszły do środka. – Dobrze, ogarnęłyśmy prawie wszystkie dokumenty kolonijne. Niby został jeszcze tydzień do pierwszego turnusu, ale chcemy mieć wszystko gotowe wcześniej.

– No tak. – Mama pokiwała głową. – Jesteście z Anielą perfekcjonistkami – pochwaliła. – Kolacja za dwadzieścia minut – dodała, kierując się do kuchni.

– Aaa… Tata kazał przekazać, że jeszcze posiedzi w garażu.

– Jak zwykle – westchnęła z niezadowoleniem.

– A gdzie Julka? – zapytała jeszcze Anastazja, nim mama zniknęła w kuchni.

– Opalała się na balkonie. Mówi, że „musi mieć super opaleniznę na urlop” – odparła, próbując naśladować ton młodszej córki.

– Aha – mruknęła w odpowiedzi dziewczyna i poszła na górę, prosto do swojego pokoju.

Rzuciła torebkę na łóżko i mimowolnie zerknęła na komodę. Nadal stały tam ich zdjęcia: z pierwszej randki, z zagranicznych wakacji, ze wspólnych świąt i oczywiście z oświadczyn. W jej oczach znów pojawiły się łzy. Jednym ruchem zmiotła wszystkie ramki do szuflady, ale czy tak samo szybko uda się jej wyrzucić Marka z serca?

„Pani Aniela miała rację, on nie był mnie wart” – pomyślała, starając się być dzielna. Nie chciała się załamać, choć kiepsko jej to wychodziło, bo łzy znów pociekły po policzkach. Zabrała czyste ubrania i postanowiła wejść pod zimny prysznic. Miała nadzieję, że to pozwoli jej wziąć się w garść przed rozmową z bliskimi.

Kilkadziesiąt minut później cała rodzina siedziała przy stole. Wszyscy ochoczo zabrali się do jedzenia, prócz Anastazji, która niemrawo grzebała widelcem w talerzu.

– Córcia, co tak mieszasz w tym jedzeniu? Nie smakuje ci? – zapytała zmartwiona mama.

– Nie, wszystko jest pyszne – mruknęła.

– Może źle się czujesz? – Mama nie dawała za wygraną.

Anastazja wzięła głęboki oddech. Wiedziała, że niczego nie ukryje przed jej czujnym wzrokiem.

– Dobrze się czuję. Tylko… muszę wam coś powiedzieć. – Nerwowo przebiegła wzrokiem po twarzach zebranych.

– Jesteś w ciąży! – wypaliła uradowana Julka.

– Nie! Co ty wymyśliłaś! – Anastazja aż podskoczyła na krześle.

– Skarbie, powiedz, co się dzieje. – Mama poklepała ją po dłoni, żeby dodać jej otuchy, choć miała złe przeczucia.

– Ślubu nie będzie – wykrztusiła wreszcie Anastazja łamiącym się głosem. – Marek mnie zostawił.

Spuściła głowę, a łzy kapały na jej splecione na kolanach dłonie. Przy stole zapadła cisza. Nikt nie wiedział, co powiedzieć. Pierwsza z szoku ocknęła się mama. Wstała, usiadła obok córki i mocno ją przytuliła.

– Nie martw się, skarbie. Wszystko się ułoży. – Głaskała ją po rudych włosach.

Po drugiej stronie Julka również próbowała pocieszyć siostrę.

– Nie płacz. Najwyraźniej jest dupkiem i nie zasługuje na ciebie. – Klepała szlochającą w ramię matki dziewczynę. – Jeszcze znajdziesz swojego księcia na białym koniu – dodała łagodniej.

Tata tylko spochmurniał; na usta cisnęły mu się same niecenzuralne słowa, więc wolał milczeć.

– Przepraszam – odezwała się w końcu Anastazja. – Zepsułam wam kolację. – Otarła łzy i spojrzała na bliskich.

– Co ty opowiadasz, córeczko? To nasze wspólne zmartwienie. Dobrze, że nam powiedziałaś. – Mama wciąż ją obejmowała.

– Jesteśmy tu, żeby się wspierać – dodał w końcu tata.

– Nie jesteś sama. – Julka mocniej ścisnęła jej dłoń. – Możemy ci jakoś pomóc?

– Marek obiecał, że wszystko odwoła – powiedziała cicho, wdzięczna, że rodzina nie dopytuje, a jedynie dodaje jej otuchy.

– Chociaż tyle! – wyrwało się tacie, ale mama natychmiast zgromiła go wzrokiem.

– Skarbie, ja porozmawiam z najbliższą rodziną, żeby nikt nie zawracał ci głowy. Pójdę też do pani sołtys i odwołam strojenie kościoła – zaproponowała od razu mama, której serce krajało się na widok zapłakanej córki.

– A ja odwołam kosmetyczkę, fryzjerkę i wizytę w salonie sukien ślubnych – zadeklarowała Julka.

– Dziękuję wam bardzo. Sama nie dałabym z tym wszystkim rady – powiedziała szczerze. Wyraźnie jej ulżyło. – Pójdę już do siebie.

Gdy wyszła, reszta rodziny wróciła do przerwanej kolacji.

– Biedna Anastazja. Taki cios pół roku przed ślubem – westchnęła ciężko mama.

– Co za palant! Żeby tylko się nie załamała – martwiła się Julka.

– Nie pozwolimy na to. Będziemy przy niej. A jak spotkam tego Mareczka, to powiem mu parę słów do słuchu – postanowił ojciec.

– Sławek, daj spokój. – Mama machnęła ręką. – Nie warto strzępić języka na takiego typa.

Anastazja zasypiała w nieco lepszym nastroju. Nadal była przygnębiona, ale na sercu zrobiło jej się lżej. Nie musiała już przed nikim udawać. Bliscy okazali jej ogromne zrozumienie i wsparcie, a tego potrzebowała najbardziej.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij