Sercowe rozkminy Lottie Brooks - ebook
Sercowe rozkminy Lottie Brooks - ebook
Witajcie w świecie Lottie Brooks – córki, siostry (jeśli to czytasz, Toby, to JUŻ NIE ŻYJESZ!), przyjaciółki i specjalistki od… żenady.
W końcu nadeszło lato i Lottie ma WIELKIE plany: skrolowanie Instagrama, marzenie o megaciachu Danielu i kąpiele w basenie na rodzinnych wakacjach we Francji.
Ale wtedy w jej życiu pojawia się… jeszcze większe megaciacho – boski Antoine. Przeszkodą w nawiązaniu kontaktu jest wprawdzie język, ale kto by się tym przejmował, skoro Antoine jest AŻ TAK przystojny?
TRZECI TOM BESTSELLEROWEJ SERII, która podbija serca dziewczyn (i chłopaków!) na całym świecie! I w której Lottie zdobywa swojego pierwszego PRAWDZIWEGO chłopaka!
Przypały w moim życiu:
· Mam najbardziej obrzydliwego młodszego brata na całym świecie.
· Zbliża się mój pierwszy pocałunek w życiu, a mnie grozi aparat ortodontyczny!
· Mama zrobiła na obiad zapiekankę wiejską. Ohyda!
Fragment książki:
Ucieszycie się, gdy Wam powiem, że poza tym dziwacznym początkiem rozmowa poszła całkiem nieźle. Spisałam ją tutaj, bo wiem, że na pewno jesteście EKSTRAMEGACIEKAWI…
JA: Cześć, Daniel!
DANIEL: Cześć, Lottie.
JA: Co zjesz dzisiaj na lunch?
DANIEL: Mam z domu bagietkę z serem. A ty?
JA: Wezmę panini z serem.
DANIEL: Fajnie.
JA: Masz jakąś przekąskę?
DANIEL: No, serowe chrupki kukurydziane.
JA: To super.
*Pięć sekund niezręcznej ciszy*
JA: Czyli lubisz serowe chrupki kukurydziane?
DANIEL: No.
JA: Tak myślałam… Właśnie zauważyłam, że sporo ich jesz… Jak często zwykle je jadasz?
DANIEL: Yyy… Nie wiem, ze dwa razy w tygodniu… A co? Monitorujesz moje spożycie chrupków, Lottie?
JA: A SKĄD! To byłoby dziwne…
DANIEL: No, byłoby.
JA: Po prostu z tymi chrupkami zawsze jest tak, że serowy proszek wbija się pod paznokcie, więc potem trzeba porządnie wyszorować ręce… Też to zauważyłeś?
DANIEL: Ee… Może… W sumie nie zauważyłem.
JA: Hm.
*Kolejne trzy sekundy krępującej ciszy*
JA I DANIEL JEDNOCZEŚNIE: No i tak…
*Nerwowy śmiech*
DANIEL: Widzimy się w przyszłą sobotę, prawda? Nic się nie zmieniło? W Boho Gelato o trzeciej?
JA: Tak, super. Widzimy się!
No wiecie, nie poszło całkiem gładko. Ta część z proszkiem serowym mogła być lekkim przegięciem i być może wyszłam na świruskę z obsesją na punkcie chrupków, ALE zasiałam ziarno potencjalnego problemu z serowym proszkiem za paznokciami, więc przynajmniej Daniel jest teraz świadomy niebezpieczeństw.
Najbardziej pozytywne jest w tym to, że wszystkie moje słowa były PRAWDZIWYMI WYRAZAMI ZE SŁOWNIKA, więc dam sobie celujący za starania. Brawo ja!
Z opinii czytelniczek:
Jak zostanę prezydentem, zadbam o to, żeby Lottie była lekturą obowiązkową!
Zosia
Lottie Brooks powraca i to w wielkim stylu. Kolejna część zwierzeń nastolatki, której życie nie szczędzi wpadek, przypałów, pomyłek, żenujących sytuacji i kompromitacji.
Mali P.
Ja i Lottie... To była miłość od pierwszego wejrzenia! Od kiedy po raz pierwszy ujrzałam książkę o Lottie na wystawie w księgarni, wiedziałam, że po prostu muszę ją przeczytać.
Natalia G.
Poznajcie idealną książkę na jesienną chandrę💥, gwarantuję, że podczas jej czytania na pewno poprawi Wam się humor 😉
Daria N.
Polecam jako książkę dla młodszego, dojrzewającego pokolenia oraz ich rodziców, by przypomnieli sobie, jak to było i z jakimi problemami przyszło żyć współczesnej młodzieży.
matka_polka_czyta, lubimyczytac.pl
Jeśli znacie jakąś 9-latkę lub nawet nastolatkę to ta książka będzie strzałem w dziesiątkę.
Sylwia P.
Kupiłam 11letniej córce, świetna 😎😎😎 napisana śmiesznym językiem, łatwo i chętnie się czyta. Polecam.
Anna
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-9397-7 |
Rozmiar pliku: | 10 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
7.12
OMG, OMG, OMG!!!!!
Dzisiaj będę musiała zobaczyć Pana Pomarańczowe Paluchy, a może nawet się do niego odezwać…
Wiem, że gadaliśmy wczoraj wieczorem, ale tylko na WhatsAppie. Dzisiaj porozmawiam z nim OSOBIŚCIE, a to zupełnie co innego, bo wymaga zobaczenia go NAPRAWDĘ, PRAWDZIWYMI oczami, i odezwania się do niego NAPRAWDĘ, PRAWDZIWYMI ustami.
OMG!!!
BARDZO nie chcę wyskoczyć znowu z jakąś SOLNĄ BREJĄ i wszystkiego zepsuć, bo jak dotąd wszystko idzie tak dobrze… Na wypadek gdybyście zapomnieli: umówiliśmy się na PRAWDZIWĄ randkę.
OMG!!!!!!!!!
W każdym razie lepiej przestanę już świrować na temat Daniela, tylko się ubiorę i umyję zęby, bo w końcu spóźnię się do szkoły. Jak wrócę do domu, dam Wam znać, co i jak.
Trzymajcie kciuki!
Lottie, zapamiętaj: Musisz przestać w kółko powtarzać „OMG”.
16.14
Dobra, wróciłam.
A więc tak… Ponieważ sporo spóźniłam się do szkoły z powodów, na które nie miałam żadnego wpływu, nie widziałam Daniela aż do przerwy na lunch.
Stałam z Jess w kolejce, gdy wszedł z kumplami do stołówki.
Na jego widok Jess zaczęła mnie szturchać i powiedziała…
Wyraźnie uznała, że jest bardzo zabawna, ale to WCALE nie było zabawne. Gdybym mogła ją wtedy zakneblować, nie wzbudzając JESZCZE WIĘKSZEGO zainteresowania, zrobiłabym to, ale w zamian wbiłam w nią swoje najlepsze Zabójcze Spojrzenie.
Pracuję nad swoim Zabójczym Spojrzeniem już od jakichś trzech i pół roku. Gdybyście chcieli dopracować własne do perfekcji, oto wskazówki. Są bardzo proste.
Jak uzyskać doskonałe Zabójcze Spojrzenie:
1. Otwórz oczy bardzo szeroko.
2. Przechyl głowę lekko w lewo.
3. Zaciśnij zęby i jednocześnie wydmij usta.
4. Zmarszcz brwi w sposób sugerujący pytanie: CO TY WYPRAWIASZ, DO DIABŁA?!?!
No wiecie, przyznaję, że nie jest to najbardziej atrakcyjna mina, ale robi robotę, a przecież o to tu chodzi.
Tak czy siak… Wybaczcie. Wracam do opowieści…
Nagle Daniel stanął naprzeciwko mnie i bardzo dziwnie na mnie spojrzał.
Wtedy przypomniałam sobie, że nadal ćwiczę Zabójcze Spojrzenie – dlatego przywróciłam rysy twarzy do normalnej pozycji.
Ucieszycie się, gdy Wam powiem, że poza tym dziwacznym początkiem rozmowa poszła całkiem nieźle. Spisałam ją tutaj, bo wiem, że na pewno jesteście EKSTRAMEGACIEKAWI…
JA: Cześć, Daniel!
DANIEL: Cześć, Lottie.
JA: Co zjesz dzisiaj na lunch?
DANIEL: Mam z domu bagietkę z serem. A ty?
JA: Wezmę panini z serem.
DANIEL: Fajnie.
JA: Masz jakąś przekąskę?
DANIEL: No, serowe chrupki kukurydziane.
JA: To super.
*Pięć sekund niezręcznej ciszy*
JA: Czyli lubisz serowe chrupki kukurydziane?
DANIEL: No.
JA: Tak myślałam… Właśnie zauważyłam, że sporo ich jesz… Jak często zwykle je jadasz?
DANIEL: Yyy… Nie wiem, ze dwa razy w tygodniu… A co? Monitorujesz moje spożycie chrupków, Lottie?
JA: A SKĄD! To byłoby dziwne…
DANIEL: No, byłoby.
JA: Po prostu z tymi chrupkami zawsze jest tak, że serowy proszek wbija się pod paznokcie, więc potem trzeba porządnie wyszorować ręce… Też to zauważyłeś?
DANIEL: Eee… Może… W sumie nie zauważyłem.
JA: Hm.
*Kolejne trzy sekundy krępującej ciszy*
JA I DANIEL JEDNOCZEŚNIE: No i tak…
*Nerwowy śmiech*
DANIEL: Widzimy się w przyszłą sobotę, prawda? Nic się nie zmieniło? W Boho Gelato o piętnastej?
JA: Tak, super. Widzimy się!
No wiecie, nie poszło całkiem gładko. Ta część z proszkiem serowym mogła być lekkim przegięciem i być może wyszłam na świruskę z obsesją na punkcie chrupków, ALE zasiałam ziarno potencjalnego problemu z serowym proszkiem za paznokciami, więc przynajmniej Daniel jest teraz świadomy niebezpieczeństw.
Najbardziej pozytywne jest w tym to, że wszystkie moje słowa były PRAWDZIWYMI WYRAZAMI ZE SŁOWNIKA, więc dam sobie celujący za starania. Brawo ja!
MYŚL DNIA:
Muszę spróbować wymyślić jakieś tematy do rozmowy, które nie dotyczą chrupków.ŚRODA, 4 MAJA
WIADOMOŚĆ Z OSTATNIEJ CHWILI!
Molly i Theo oficjalnie chodzą ze sobą.
WSZYSTKIE siódme klasy zwariowały na ich punkcie. Jakby byli prawdziwymi celebrytami. Coś jak Justin i Hailey Bieber… tyle że nie są małżeństwem… ani milionerami… ani Amerykanami/Kanadyjczykami… ani tak naprawdę nie są sławni, lecz poza tym są BARDZO do nich podobni.
Gdy weszli razem na przerwie lunchowej do stołówki, cała sala zamilkła i wszyscy tylko się na nich gapili. Było cicho jak makiem zasiał!
Amber udaje, że jej to „w ogóle nie rusza”, ale to oczywiste, że bardzo ją rusza. Widać, że jest strasznie zazdrosna o ich status supergwiazd i dałaby wszystko, żeby znaleźć się na miejscu Molly… Widać to głównie po tym, jak prawie na każdej lekcji wściekle dźga cyrklem ławkę.
Między mną a Molly już jest w porządku, chociaż mało rozmawiamy, bo zawsze są przy niej Theo i Amber. Ale naprawdę się cieszę, że się dogadałyśmy.
Amber natomiast NADAL nie przeprosiła za swoje zachowanie na imprezie i podejrzewam, że nigdy tego nie zrobi. Dobra wiadomość jest taka, że odkąd porzuciła Poppy jako swoją psiapsi, Poppy spędza czas ze mną i Jess i coraz bardziej się kumplujemy – mamy nawet własną grupę na WhatsAppie, na której omawiamy naprawdę ważne polityczne tematy.
Och, moment – mój telefon właśnie pingnął. (Dziwne, co?)
Grupa „Frytki rządzą, chłopaki błądzą”:
POPPY: Kto z celebrytów najbardziej Wam się podoba?
JA: Uuu, ciężka sprawa. Ale chyba wybiorę Toma Hollanda, bo jest taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaki śliczny. I tak, naprawdę uważam, że zasługuje na te wszystkie „a”.
POPPY: No, UWIELBIAM Toma Hollanda! Mnie najbardziej podoba się Leonardo DiCaprio.
JESS: CO?! Przecież Leonardo DiCaprio jest STRASZNIE stary!
POPPY: OCZYWIŚCIE z czasów Titanica. Ta scena, kiedy Rose go puszcza, a on tonie w oceanie, doprowadza mnie do łez za każdym razem
JA: To było trochę samolubne, jeśli mam być szczera – totalnie mogła się posunąć i wpuścić go na te drzwi!
POPPY: No wiem, szkoda go. Był TAKI przystojny.
JA: A Tobie, Jess?
JESS: Hm, myślę, że naprawdę powinnyście przestać uprzedmiotawiać tych biednych mężczyzn
POPPY: Że co?!
JESS: Mama kupiła mi książkę o feminizmie i jak dotąd była to niesamowicie oświecająca lektura. Naprawdę nie jest w porządku oceniać ludzi na podstawie ich wyglądu.
JA: Ale to nie jest tak, że lubię Toma Hollanda tylko za to, jak wygląda. Podoba mi się też, jak huśta się między wieżowcami dzięki tym swoim wyrzutniom sieci. Czy to coś zmienia?
JESS: Nie jestem pewna. Będę musiała sprawdzić, czy napisano tu coś o Spider-Manie…
POPPY:SOBOTA, 7 MAJA
8.24
Za równy tydzień idę na randkę z Danielem.
JEDEN MALEŃKI TYDZIEŃ! Wydaje się, że to jeszcze całe wieki, a zarazem zdecydowanie za szybko.
Ciekawe, czy poprosi mnie, żebym została jego dziewczyną.
Już mnie mdli z tych nerwów… Głównie przez ten dylemat z całowaniem. No wiecie, czy powinniśmy się pocałować na pierwszej randce? Jeśli tak, czy to ja powinnam go pocałować? A co, jeśli on pocałuje mnie? UCH!!!
Nie mam pojęcia, co się wydarzy ani co właściwie chciałabym, żeby się wydarzyło.
Teoretycznie podoba mi się myśl o pocałunku z nim… ale sprawia, że czuję się rozdygotana od środka.
Jednym z głównych problemów jest to, że nigdy nie całowałam się z chłopakiem, więc NIE MAM POJĘCIA, jak się do tego zabrać.
9.19
Wpisałam w wyszukiwarkę „jak się całować” i wypluła mi 2,8 miliarda wyników – kto ma czas, żeby to wszystko przeczytać?! Zajmie mi to z osiem lat, jak skończę, będę miała dwadzieścia. A jednak trochę pomaga świadomość, że tak wielu z nas jedzie na tym samym wózku.
Przeczytałam ze dwa artykuły i okazuje się, że powinnam się „rozluźnić”, „nie myśleć za dużo” i „pozwolić, żeby usta mnie poprowadziły”.
Bardzo pomocne. No jednak NIE. A co, jeśli usta nie mają bladego pojęcia, dokąd zmierzają?!
11.54
Poppy napisała do mnie z pytaniem, czy Jess i ja nie chcemy się z nią spotkać na mieście. Poprosiłam mamę o dwie dychy na wyjście.
– Na co ci, u licha, dwie dychy? – zapytała.
– Nie wiem, na jedzenie i takie tam – odparłam.
Chyba nie za bardzo spodobała jej się moja odpowiedź.
– Pieniądze nie rosną na drzewach, Lottie. Nie mogę dawać ci dwudziestu funtów za każdym razem, gdy postanowisz wyjść na miasto, jakby to był jakiś sport.
– To jest rodzaj sportu – zauważyłam. – Jeśli zaliczyć do sportu jazdę w górę i w dół schodami ruchomymi w centrum handlowym. A ja zaliczam.
– To absurd, Lottie. Twój tata i ja ciężko pracujemy, żeby zarobić te pieniądze – odparła mama.
– Przecież ty nie pracujesz! – napomknęłam. – Tylko oglądasz telewizję i chodzisz po sklepach!
Ta odpowiedź spodobała się mamie jeszcze mniej.
– Jeśli chcesz wiedzieć, jestem na urlopie macierzyńskim! Ktoś przecież musi posprzątać dom, naszykować jedzenie, poprasować ubrania – to nieprawda, bo ona NIGDY nie prasuje – a ja sypiam może cztery godziny na dobę. To raczej nie są wakacje! Poza tym to nie ma związku z tym, o czym teraz rozmawiamy… Próbuję ci powiedzieć, że jeśli chcesz pieniędzy na wyjścia ze znajomymi, będziesz musiała zaoszczędzić kieszonkowe albo spróbować sama zarobić.
– Mam dopiero dwanaście lat! Nie mogę pracować! Byłby to wyzysk małoletnich.
– Nie mówię, że powinnaś iść do pracy, ale chętnie dam ci dodatkowe kieszonkowe, jeśli przejmiesz trochę więcej obowiązków w domu.
– Dobra, niech będzie. Co mogę zrobić za dwie dychy?
– To mnóstwo pieniędzy, Lottie. Ale – mama rozejrzała się z namysłem – mogę dać ci dwa pięćdziesiąt za posprzątanie salonu, odkurzenie podłóg i pozmywanie naczyń. Co ty na to?
Czy ona sobie żartuje?! W jakim świecie ona żyje? To mi zajmie z godzinę, a nie mam tyle czasu! Jestem strasznie zajęta martwieniem się całowaniem z chłopakami, na litość boską! Poza tym za dwa pięćdziesiąt nie kupię nawet _bubble tea_.
– Dzięki za propozycję, ale nie – odparłam zatem.
Potem poszłam do taty, który schował się w szopie i poświęcał jakiemuś męskiemu zajęciu (jak zwykle).
– Mama powiedziała, żebym cię poprosiła, żebyś dał mi dwadzieścia funtów.
– Naprawdę? Na co potrzebujesz?
Zrobiłam swoją najlepszą zakłopotaną minę i odparłam:
– Takie tam rzeczy… kobiece.
Tata zrobił się cały czerwony (jego głowa wyglądała jak brodata piłka do krykieta!), a potem szybko wręczył mi dwa dziesięciofuntowe banknoty, które wyjął z kieszeni.
Więcej niż ładna buzia, co?
16.25
Spotkałam się z Jess i Poppy na mieście. Molly umówiła się z Theo – tak, znowu! Nie wiem, co w tym czasie robiła Amber. Pewnie nadal dla zabawy wbijała cyrkiel w różne rzeczy.
Trochę się powałęsałyśmy, poprzymierzałyśmy ciuchy, a potem postawiłam nam wszystkim bułki z kiełbasą w Greggs, bo czułam się dziana dzięki nieoczekiwanemu przypływowi gotówki w postaci dwudziestu funtów.
Zgadnijcie, kogo zobaczyłyśmy, gdy szłyśmy na autobus powrotny do domu… Molly i Theo!
Stali pod centrum handlowym i wcinali frytki.
– Szybko! Kryć się! – rzuciła Poppy.
Wszystkie prędko schowałyśmy się za przystankiem.
– Czemu się chowamy? – zapytała Jess.
– Bo… my… w sumie to nie wiem. Poppy, dlaczego się schowałyśmy?
– Ćśśś… Zobaczymy, co zrobią! – odparła Poppy.
– OMG!!! Chyba zaraz zaczną się całować! – pisnęła Jess.
– NO CO WY! – powiedziałam, wyglądając zza winkla.
– Ech, nie… Fałszywy alarm… On tylko wyciera sos z jej twarzy.
– To taaaaaaakie romantyczne – rozmarzyła się Poppy.
– Tak? – zdziwiła się Jess. – Myślałam, że kupienie komuś bukietu róż jest romantyczne. Nie wiedziałam, że wystarczy wytrzeć komuś sos z twarzy…
No wiecie, tak naprawdę musiałam zgodzić się z Jess, ale czułam się dziwnie, widząc moją najlepszą przyjaciółkę od piątego roku życia na randce z chłopakiem. Nadal jest mi trochę smutno, że nie jesteśmy już tak blisko. Pogadam z nią o tym w poniedziałek w szkole.
MYŚL DNIA:
Wyobraźcie sobie, co by było, gdybym po raz pierwszy pocałowała się z kimś, jak będę miała dwadzieścia lat! Mam nadzieję, że tak się nie stanie!NIEDZIELA, 8 MAJA
11.24
Powoli dociera do mnie, że muszę poinformować rodziców, że idę na randkę z chłopakiem w przyszły weekend. Myśl o tym, że mam to zrobić, budzi we mnie CZYSTE PRZERAŻENIE.
To trochę jak wtedy, gdy musiałam powiedzieć, że chcę nosić stanik – TYLKO GORZEJ.
Nie jestem pewna, o czyją reakcję najbardziej się niepokoję. Tata będzie nadopiekuńczy, mama zacznie się mazać, Toby uzna, że to wszystko jest przezabawne, i będzie się ze mnie nabijał przez wiele dni tygodni miesięcy lat, a Bella tylko zacznie wyrywać mi włosy i na mnie zwymiotuje.
14.13
Postanowiłam przećwiczyć tę rozmowę na chomisiach, dlatego po lunchu dyskretnie wzięłam je na stronę i zdradziłam im nowinę. Uwaga, spojler! W ogóle ich to nie obeszło. CHAMSTWO.
PONIEDZIAŁEK, 9 MAJA
Przycisnęłam Molly podczas sprawdzania listy, bo bardzo chciałam się dowiedzieć, jak poszła jej randka.
– Jak się sprawy mają z Theo? – zapytałam.
Spojrzała w dal z miną wyrażającą szczęście i tęsknotę.
– Och, świetnie. On jest TAKI uroczy. W sobotę poszliśmy do maczka, a on kupił mi mcchickena. Zaproponowałam, że zapłacę, w końcu jestem feministką, ale on się uparł. I to nie była nawet kanapka za dziewięćdziesiąt dziewięć pensów, tylko porządna w pełnej cenie. Czy to nie urocze?
– No wiesz… Dość? Tak sądzę…
– Chcę zapamiętać tamtą chwilę na zawsze, więc zachowałam sobie to – powiedziała i wyciągnęła z kieszeni pomiętą serwetkę.
– Co to jest?!
– Jego serwetka.
– Och… hm… urocze. Czy to sos z big maka?
– Tak. On UWIELBIA big maki – powiedziała rozmarzonym głosem.
Ja też je uwielbiam, ale nie zamierzam trzymać pogniecionych starych serwetek usmarowanych ich resztkami. Nie chciałam jednak sprawić Molly przykrości, więc odparłam tylko:
– Wow. Super. Będziesz mogła przekazać ją dzieciom i wnukom jako rodzinną pamiątkę.
– Totalnie tak zrobię – powiedziała z uśmiechem, gładząc serwetkę.
Dobra, to był sarkazm, ale ona tego dzisiaj zupełnie nie załapała.
Potem – uważajcie – pocałowała serwetkę i schowała ją z powrotem do kieszeni.
Co za dziwna dziewczyna.
Może miłość tak wpływa na człowieka???
Przekonamy się za parę tygodni, czy będę zbierać zużyte serwetki Daniela. Mam nadzieję, że nie – fuj.WTOREK, 10 MAJA
Na lunch Jess, Poppy i ja zamówiłyśmy panini z serem – wiecie, panini z serem to NAJLEPSZE, CO WYMYŚLONO (poza prostownicami do włosów, wi-fi i Tomem Hollandem, ma się rozumieć), i jedyna rzecz, jaką kupuję w stołówce (poza mrożonymi sokami, chipsami, czekoladą, ciastem, popcornem, goframi i tak dalej).
W każdym razie siedziałyśmy wszystkie przy stoliku i zajadałyśmy panini z serem, i gawędziłyśmy sobie miło o tym, jak uwielbiamy panini z serem (zawsze mamy świetne tematy do rozmowy)…
…gdy weszli Theo, Daniel, Amber i Molly, którzy skierowali się do naszego stolika. Natychmiast poczułam, jak serce zaczyna mi bić milion razy szybciej.
– Możemy się do was dosiąść? – spytał Theo.
– Tak… to znaczy… nie… to znaczy… siąścijcie – wymamrotałam.
SIĄŚCIJCIE?!
UCH! O co mi w ogóle chodziło?! Groził mi znowu piankowy mózg i SOLNA BREJA.
– Chciała powiedzieć, że byłoby bardzo miło, gdybyście się dosiedli! – wyjaśniła Jess i roześmiała się.
Serio, co ja bym bez niej zrobiła?
– Myślałam, że usiądziemy na boisku – jęknęła Amber, ale w tym momencie Theo zdążył się już wcisnąć obok Molly, a Daniel zajął krzesło obok mnie.
– Jakie dzisiaj są panini z serem? – spytał Daniel.
– FAN-TAS-TYCZ-NE! Dałabym im dzisiaj solidne trzynaście na dziesięć – powiedziałam, uradowana tym, że znów używam właściwych słów.
– To głupie. Nie możesz dać trzynaście na dziesięć – mruknęła Amber.
– W przypadku panini z serem można! – odparł Daniel, a ja bardzo się ucieszyłam z jego wsparcia.
Amber tylko westchnęła i pokręciła głową, jakbyśmy byli grupą najgłupszych ludzi, jakich spotkała w życiu.
Zastanawiałam się, po co w ogóle z nami rozmawiała, ale wtedy zauważyłam Molly i Theo na końcu stolika – chichotali, jakby byli sami we własnym świecie.
– Przesłodcy są, co? – stwierdziła Poppy, podążając za moim spojrzeniem.
– To prawda – przyznałam i pokiwałam głową.
– Eee, Lottie. Wiesz, że jesteś cała w serze? – przerwała nam Amber.
Spojrzałam w dół.
– Wcale nie – odparłam i zdjęłam nitkę sera z marynarki. – Ale dzięki, nie chciałabym tego zmarnować!
Następnie wrzuciłam ser do ust i szeroko uśmiechnęłam się do Amber.
Przewróciła oczami i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
– Nie chcę tu siedzieć. Na dworze świeci słońce. Idziesz, Molly?
Molly nie odpowiedziała. Byli z Theo zbyt zajęci śmianiem się z jakiegoś prywatnego żarciku.
– MOLLY! Idziesz czy nie?!
– Eee… Zostanę tutaj. Ale złapię cię później, dobra? – odparła Molly i zwróciła się znów do Theo.
Amber wzięła swoją torbę i wymaszerowała ze stołówki.
– Wow, a w nią co wstąpiło? – zastanowiła się Jess.
– Widać, że jest strasznie zazdrosna, że nie ma chłopaka – rzuciła Poppy.
Prawie zrobiło mi się jej żal, ale wtedy pomyślałam, że gdyby to Amber miała chłopaka, a Poppy nie, na pewno nikim by się nie przejmowała.
MYŚL DNIA:
Nie obchodzi mnie, co mówi Poppy. Myślę, że kąpiel w panini z serem byłaby super!CZWARTEK, 12 MAJA
Zostały tylko dwa dni do największego wydarzenia w CAŁYM moim życiu! Poza narodzinami, chyba, bo to było przecież całkiem ważne wydarzenie. Jedynymi pozostałymi godnymi uwagi rzeczami były narodziny mojego rodzeństwa, ale bledną i tracą znaczenie wobec randki z MIŁOŚCIĄ MOJEGO ŻYCIA. Przepraszam, POTENCJALNĄ MIŁOŚCIĄ MOJEGO ŻYCIA. Przepraszam, mam na myśli Daniela. (OMG, WYLUZUJ, LOTTIE, WYLUZUJ!!!)
W końcu przy kolacji powiedziałam rodzince o swojej randce. Uznałam, że lepiej mieć to już z głowy za jednym zamachem, niż mówić każdemu z osobna i musieć się powtarzać.
– W sobotę mam randkę z Danielem, idziemy na lody – rzuciłam, wbiłam wzrok w tacosy i czekałam, aż ktoś się odezwie.
Zareagowali DOKŁADNIE tak, jak sobie wyobrażałam.
Mama powiedziała…
Tata powiedział…
Bella powiedziała…
A Toby stanął na krześle, zaczął wymachiwać rękami i śpiewać…
Nie umiem zdecydować, czyja reakcja najmniej mi się podobała, ale moją ulubioną była reakcja Belli.
Mimo to cieszę się, że już wszystko wyszło na jaw!PIĄTEK, 13 MAJA
7.55
Obudziłam się zlana zimnym potem. Śnił mi się najgorszy koszmar.
Chodziło o randkę – Daniel nie przyszedł!!
Czekałam w Boho Gelato całe wieki, gdy zauważyłam, że cały rocznik siódmych klas stoi przed kawiarnią i się ze mnie śmieje.
Zorientowałam się, że to był tylko jeden wielki żart, i rozpłakałam się – nie mogłam się powstrzymać!
Potem zjawiła się ekipa filmowa i okazało się, że to był kawał do nowego programu telewizyjnego zatytułowanego _Największy frajer świata!_ – tak więc nie tylko zostałam upokorzona na oczach wszystkich kolegów i koleżanek z klasy, ale czekało mnie też upokorzenie na skalę całego kraju.
To było straszne. Musiałam się przeprowadzić, zmienić szkołę, a w końcu przenieść się na inny kontynent!
Minął rok i mieszkałam w Tokio w wieżowcu o trzech tysiącach pięter, który miał zjeżdżalnię z góry na dół. Była to najdłuższa zjeżdżalnia na świecie, zjazd trwał dziesięć minut i był MEGAŚWIETNĄ ZABAWĄ. W każdym razie właśnie poznałam nowych znajomych, a moje życie wracało na normalne tory, gdy na końcach moich palców zaczęły rosnąć gałki oczne!
17.12
Po dzisiejszej lekcji fizyki Daniel rzucił:
– Do zobaczenia jutro, Lottie!
– Na wszelki wypadek zapytam: nie będziemy w telewizji, prawda?
Spojrzał na mnie dziwnie.
– Eee. Nie.
Ale chyba i tak by tak powiedział, prawda?!
Drogi Boże, spraw, żeby Daniel zjawił się w sobotę. Sam. Zdecydowanie nie z ekipą telewizyjną. I jeszcze bardzo, bardzo proszę, nigdy nie dopuść do tego, aby wyrosły mi gałki oczne na końcach palców.