- W empik go
Sexy Bastard. Cash - ebook
Sexy Bastard. Cash - ebook
Drugi tom ekscytującej serii o niepokornych mężczyznach autorstwa bestsellerowej Eve Jagger
Kiedy Cash Gardner widzi kobietę, od razu wie, czego by się napiła i co mógłby z nią robić w łóżku. Ten najgorętszy barman w Atlancie ma perfekcyjnie opanowane dwie umiejętności – serwowanie kolorowych drinków i dziki seks.
Młoda i ambitna prawniczka Savannah szuka prawdziwej miłości. Gdy wchodzi do baru Altitude, od razu wpada w oko Cashowi, który nie marnuje czasu i od razu zaczyna z nią śmiało flirtować. W końcu to dla niego codzienność.
Mimo ostrzeżeń ze strony przyjaciół, Savy daje się ponieść pokusie i szybko przekracza granice, które sama sobie nakreśliła. W miarę rozwoju tej nietypowej relacji Cash stara się ukryć przed nią swój sekret z przeszłości. Czyżby zaczynało mu na niej zależeć?
Romans, który rozpalił fantazje czytelniczek na całym świecie
Ciężko było ukryć przekorny uśmieszek, kiedy czytałam tę książkę. – Books Wine and Lots of Time, blog literacki
Doskonale przemyślana i naprawdę seksowna książka. Jagger spowodowała, że kolejny Sexy bastard skradł moje serce. – Obsessed With Myshelf, blog literack
O autorce
Eve Jagger – bestsellerowa, amerykańska autorka „USA Today” i twórczyni serii Sexy Bastard. Uwielbia kreować skomplikowane emocjonalnie postaci zadziornych kobiet i seksownych samców alfa. Seria Sexy Bastard doskonale wpisuje się w ten schemat.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65740-81-6 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Do dwóch rzeczy w życiu należy podchodzić ostrożnie: do koktajli i do kobiet. Jeśli przegniesz z czymś w towarzystwie kobiety, skończysz na dworze w samych bokserkach – uwierz mi, to nie jest fajne. Wstrząśnij koktajl zbyt mocno, a zabijesz jego smak. Gdy jednak wszystko zadziała, jak należy, będziesz trzymał w rękach magię.
Altitude jest wypełnione po brzegi, tak jak każdego wieczoru, odkąd otworzyliśmy knajpę. Przede mną rozciąga się długi bar, klienci się zbierają, gotowi na show. Zacząłem pracę barmana, żeby zarobić na szkołę, jednak pomimo czterech lat zbierania najwyższych ocen nadal wolę wstrząsać, mieszać i przelewać, niż robić cokolwiek innego – ku niezadowoleniu moich rodziców. Skoro jednak nie płacą moich rachunków, nie mają w tej kwestii nic do powiedzenia.
Butelki leżą mi idealnie w dłoni, gdy odmierzam porcje rumu i soku z limonki. Kobieta po drugiej stronie baru ma na sobie niebieską sukienkę, która równie dobrze mogłaby być namalowana, zaś złoty łańcuszek na jej szyi prowadzi wzrok prosto do jej największych walorów. Kiedy bawi się tym łańcuszkiem, omal nie wypuszczam butelki z dłoni, więc posyłam jej uśmiech zwycięzcy, którym podbiłem niejedno serce.
Do wszystkich mężczyzn w knajpie: przykro mi, to ja skupiam na sobie całą uwagę.
Dziewczyna owija kosmyk włosów wokół palca, a ja wyobrażam sobie, jak by wyglądały rozsypane na moim łóżku. Nie przypomina kobiet, z którymi dorastałem, ponieważ tamte były bardziej skoncentrowane na wyciągach z konta niż czymkolwiek innym, a do takiego baru za nic by nie weszły, by nie zniszczyć sobie reputacji. Może i przyciągamy tu bogaczy, zwłaszcza kiedy Ryder organizuje walkę, jednak nie pochodzą oni z tych najbardziej wykwintnych kręgów. Tych ludzi nie interesuje, co inni sobie o nich pomyślą, i nie martwią się o własną godność bardziej niż ci, którzy dla nich pracują. To mieszanka nowobogackich z Atlanty i miejscowych stałych klientów. W Altitude zawsze panuje klimat ponadczasowości Atlanty. Czy to wieczorny wypad na miasto, czy szybki drink na dobry początek weekendu – wszystkie drogi prowadzą właśnie tutaj.
Wlewam koktajl do kieliszka i już mam go czymś ozdobić, kiedy panna w niebieskiej sukience wyciąga rękę. Łapię ją za nadgarstek. Czuję pod palcami jej puls i spoglądam jej w oczy. Zdecydowanie jest gotowa do gry. Mruga do mnie.
– Jeszcze nie skończyłem – mówię, puszczając ją.
– Nie wiem, czy dam radę tyle czekać.
– Och, myślę, że dasz. Będziesz zadowolona – odpowiadam niskim i głębokim głosem. Chwytam gałązkę mięty i zrywam kilka listów, cały czas patrząc dziewczynie w oczy. Widzę, że traci dla mnie głowę. Właśnie takie lubię. – Tylko niegrzeczna dziewczynka zabiera kieliszek, zanim drink jest gotowy.
Unosi brew.
– Myślę, że mamy tu raczej niegrzecznego chłopca.
Miażdżę liście.
– Kilka klapsów i zaraz wypuści soki. – Wrzucam miętę do drinka i podaję jej kieliszek. – Spróbuj teraz.
Dziewczyna posłusznie pije. Nie ma nic lepszego niż piękna kobieta, która smakuje idealny koktajl – no, może oprócz pięknej kobiety po seksie. Pochylam się, żeby wyszeptać jej coś do ucha.
– Widzisz? Cierpliwość popłaca.
– A jeśli mi się śpieszy...?
Już mam jej powiedzieć dokładnie, co by się wtedy stało, kiedy przerywa nam męski głos.
– Jane?
Odsuwam się. Mężczyzna podchodzi do kobiety przede mną i obejmuje ją, a ona przewraca oczami i zaczyna go bajerować.
– Miło, że się pokazałeś. Właśnie kupiłam sobie drinka. – Znowu puszcza do mnie oko. Taka dziewczyna mogłaby pozbyć się gościa w dwie sekundy, a ja równie dobrze mogę jej w tym pomóc. Moje modus operandi nie obejmuje wycofywania się, gdy widzę takich kolesi jak ten.
Mężczyzna próbuje przygotowanego przeze mnie drinka i mówi:
– Niezły. Wezmę to samo, co moja dziewczyna.
Uwaga jest skierowana do mnie. Drugiego drinka robię tak szybko, że tylko cudem nie rozbijam żadnej butelki. Podstawiam gotowy koktajl facetowi pod nos i odchodzę.
– Za cierpliwych – woła za mną kobieta, biorąc drinka. Jej oczy są ciemne i wyobrażam sobie, jak wyglądałyby w chwili szczytowania.
To się już nie wydarzy, panienko. Chłopak odciąga ją od baru. Tym lepiej dla mnie. Ignoruję ją. W knajpie jest wystarczająco dużo wolnych kobiet, bym nie musiał zabiegać o czyjąś dziewczynę.
Jackson uśmiecha się pod nosem, kręci głową. Jego ramionami wstrząsa niemy śmiech. Zdejmuje kapsle z pięciu piw. Jackson stał się prawdziwym człowiekiem renesansu, jeśli chodzi o bary. Projektuje je, lecz nie potrafi oprzeć się, by poznać każdy aspekt branży.
– Imponujące – mówi, stawiając piwa na tacy kelnerki. Stuka w bar i dziewczyna zaraz je zabiera.
– Gdybyś chciał kilka porad na temat kobiet, daj znać – rzucam, chwytając dwie butelki stojące przede mną. – Mam wieloletnie doświadczenie.
Uśmiechając się jak głupi, Jackson bierze ze skrzynki kolejne piwa i podaje je mnie.
– Któregoś dnia z radością będę patrzeć, jak jedna z nich zaciąga cię przed ołtarz. – Upija łyk swojego piwa. Odruchowo obaj spoglądamy w stronę Rydera i Cassie. Minęło sześć miesięcy ich wspólnego życia.
– Nie doczekasz się – oznajmiam, salutując mu butelką piwa. Piję i odstawiam ją na bok. Wracamy do okopów. Nie ma nic lepszego niż wieczór za barem.
Jackson rzuca mi kolejne piwo, a ja łapię je w locie, żonglując dwoma pozostałymi w sposób raczej efektowny niż efektywny. Klienci klaszczą. To jest życie. Ryder może i jest szczęśliwy z Cassie, ale ja na pewno umrę jako kawaler.
Przechodzę wzdłuż baru, obsługując kolejnych klientów. Pewna brunetka z uśmiechem typu „chodź i mnie zerżnij” spogląda na mnie znad karty.
– To, czego chcesz, nie znajduje się w tym menu – mówię, wyjmując jej kartę z rąk i rzucając za siebie.
– Skąd wiesz?
– Po prostu wiem – odpowiadam, chwytając butelkę z mocnym alkoholem i nalewając go do shakera wypełnionego kruszonym lodem. – Chcesz spróbować czegoś nowego. Czegoś, co pozwoli ci się wyluzować. I po to ja tu jestem.
– By złapać mnie, gdy upadnę, czy pomóc mi odpuścić?
– Jedno i drugie.
Szybko wstrząsam drinkiem, a dziewczyna patrzy na moje ramiona. Wlewam koktajl do kieliszka i przesuwam po barze w jej stronę, podczas gdy ona w tym samym momencie podaje mi karteczkę z numerem telefonu. Wkładam ją do kieszeni, a dziewczynę zostawiam z drinkiem i uśmiechem. Uśmiechem, który zapowiada dalsze atrakcje.
Spoglądam na drugi koniec baru i widzę Savannah Sunday. Okiełznała swoje jasne loki, związując je w ciasny kok, który jest chyba jedynym znakiem tego, że Savannah na co dzień pracuje w kancelarii prawniczej. Jej sukienka mówi za to: „szukam chętnego”. Oplata jej krągłości i odwraca uwagę od ciętego języka i ostrego jak brzytwa umysłu.
Mam ochotę zdjąć tę sukienkę i zobaczyć, co kryje się pod spodem. Nie wiem, z kim tu dzisiaj przyszła, ale sukinsyn jest szczęściarzem.
Stawiam przed Savannah szklankę i nalewam na dwa palce naszej najlepszej whiskey, bo prędzej piekło zamarznie, niż dam jej coś choć trochę gorszego. Powoli bije mi brawo, patrząc wprost na mnie.
– Nie musisz dziękować – mówię.
– Och, nie, to oklaski za ten numer telefonu, który wypala ci dziurę w kieszeni. – Posyła mi szelmowski uśmiech.
– Dowcipna jak zawsze.
Savannah pochyla się nad drinkiem, a potem spogląda na mnie krytycznie.
– Bez mięty? Nie mów, że byłam niegrzeczną dziewczynką. Ale serio, jak to możliwe, że ten tekst działa?
– Tobie bym powiedział, że zmiażdżenie listka mięty przed dodaniem go do drinka sprawia, że uwalnia on więcej zapachu.
– To naprawdę wielkie słowa jak na ciebie. Jak twoi klienci nadążają? – Savannah pije drinka, a ja muszę odwrócić wzrok, by nie patrzeć, jak jej pełne usta delikatnie ssą brzeg szklanki. Cassie ostrzegała mnie już wielokrotnie: Savannah jest poza moim zasięgiem. Nie przeszkadza mi to jednak w niewinnym flircie.
– Zawsze mogę udzielić ci lekcji. Zainteresowana?
– Och, tak, lekcje od mężczyzny, który co noc ma inną kobietę. Spijam z twych ust każde słowo – odparowuje złośliwie, lecz mówi to z przekąsem. Uśmiecham się.
– Łączymy się dzisiaj w żalu czy planujemy jakieś atrakcje?
– Wiem, że to może się okazać dla ciebie nie lada szokiem, lecz niektórzy z nas lubią przeprowadzić prawdziwą rozmowę z potencjalnym partnerem seksualnym, zanim zaproszą go do łóżka.
Szczerzę zęby w uśmiechu.
– Serio? Pan z długim jęzorem okazał się takim geniuszem?
– Jak mógł się okazać geniuszem czy głupkiem, gdy wpycha mi język do gardła?
– Potrzebujesz przykładu? Mogę ci to zademonstrować.
– Kto ci powiedział... – Szybko sama wpadła na rozwiązanie zagadki, a jej niebieskie oczy zmrużyły się jak u drapieżnika na widok ofiary. – Cassie jest już trupem.
– Zanim zamordujesz dziewczynę mojego przyjaciela, proszę, opowiedz mi o tym niejadku. Ta historia też mi się podobała. – Posyła mi groźne spojrzenie i jednym haustem wypija resztę whiskey, a potem krzywi się tak, że wbrew sobie myślę, jakie to seksowne.
Większość klientek Altitude pije wino albo owocowe koktajle, jednak nie ma nic bardziej kuszącego niż dziewczyna, która docenia smak dobrej whiskey.
– Ile zostało w tej butelce? – pyta.
Ustawiam ją pod światło, żeby oszacować.
– Co najmniej kilka złych decyzji, zdaje się.
– Dawaj.
– To nie poker, skarbie, ale jeśli jesteś gotowa zagrać, z chęcią pomogę ci podbić stawkę.
– A ile na wejście?
– Tylko jeden wieczór twojego czasu. Będę fantastyczny. Gwarantuję, że na koniec zobaczysz gwiazdy.
Savannah przewraca oczami i popycha w moją stronę pustą szklankę.
– Nawet jeśli te twoje czary-mary fantastycznie działają na inne kobiety, to nie powinny być stosowane na mnie.
Pochylam się nad barem. Skoro Savannah chce zobaczyć mnie w akcji, nie będę się powstrzymywał. Przysuwam się blisko i szepczę jej do ucha:
– Savy, gdybym kiedyś spróbował czegoś na tobie, będziesz błagać o więcej, a na koniec jeszcze mi podziękujesz.
Sztywnieje, prostując plecy. Udało mi się przebić tę idealną maskę. Dziewczyna potrafi pić czystą whiskey i kląć jak szewc. Odsuwam się. Błękitne oczy Savannah ciemnieją, a usta rozchylają się, jakby szukała odpowiedzi.
– Nie wiesz, co powiedzieć? Podpowiem ci: proszę.
– Cash? – pyta łagodnie, odchylając nieznacznie ramiona do tyłu, żeby zwrócić uwagę na swe piersi. Spoglądam, bo skoro je w ten sposób eksponuje, głupio by było zmarnować ten moment.
– Tak?
– Proszę...
– Prosisz o…? Powiedz dokładnie, czego chcesz.
– Proszę, dolej mi whiskey. – Popycha szklankę w moją stronę.
– Będziemy musieli popracować nad twoimi umiejętnościami błagania. Całe szczęście masz do czynienia z bardzo cierpliwym człowiekiem.
Kiedy uzupełniam jej drinka, rozglądam się po barze, szukając kogoś, kto najmniej pasowałby mi do Savannah. A potem – bingo! Mój radar wychwytuje kogoś nowego. W kącie siedzi mężczyzna, który wygląda jak ucieleśnienie marzeń moich rodziców: koszula, garnitur, gładko przyczesane włosy, mokasyny. Jednak zamiast tego oni mieli mnie: tatuaże, niewyparzony język, ciężkie buciory, zawód: barman. Koleś, na którego teraz patrzę, pewnie ma własny fundusz powierniczy.
– Chciałaś rozmawiać i dlatego umówiłaś się z bankierem? – pytam. – Brzmi cudownie.
– Skąd wiesz? Może jest w nim coś więcej niż tylko przystojna twarz, Cash. Bo w przeciwieństwie do niektórych naprawdę chciałabym znaleźć coś... więcej.
Oboje spoglądamy na Rydera i Cassie po drugiej stronie baru, zbyt skupionych na sobie, żeby zwracać najmniejszą uwagę na otaczający ich świat. Nie jestem zazdrosny, nie do końca, ale muszę przyznać, że mają... Może Savannah ma rację. Faktycznie istnieje coś więcej. Ryder właśnie opowiada jakąś historię, a Cassie kładzie dłoń na jego piersi, odrzuca głowę do tyłu i chichocze bez skrępowania, co zauważa więcej niż kilku mężczyzn dokoła. Są ze sobą szczęśliwi. Naprawdę szczęśliwi. To musi być miłe.
– Chore, nie? – Savannah trąca mnie żartobliwie i zeskakuje ze stołka. – No, to jak wyglądam?
– Kok – mówię, pokazując na czubek głowy. Savannah wyjmuje kilka szpilek podtrzymujących jej jasne loki i potrząsa głową, a za chwilę wygląda, jakby dopiero co wyszła z łóżka po nocy pełnej świetnego seksu.
Wypija jeszcze jeden łyk drinka i popycha szklankę w moją stronę.
– Dzięki za odwagę w płynie, ale chyba tobie bardziej się przyda.
Zbija mnie tym z tropu.
– Mnie? Dlaczego?
– Musisz wydobyć się ze spirali przygodnego flirtu.
– Jasne. Powodzenia, Savy. – Wznoszę toast za jej ucieczkę i wypijam resztę drinka.
Ludzie ustępują jej z drogi. Nietrudno zauważyć, że nawet w formalnym stroju działa na otoczenie. Jej towarzysz zaczyna od pocałunku – zły ruch, gościu. Savannah odwraca się w ostatniej sekundzie i nadstawia policzek. Spogląda mi w oczy, a ja tak dobrze ją znam, że od razu rozumiem znaczenie tego spojrzenia: to będzie długa noc.
Ruszam w ich stronę, gotowy interweniować – nie ma powodu, żeby dziewczyna kilka najbliższych godzin musiała spędzać w towarzystwie takiego frajera. Niestety Ryder zagradza mi drogę, gdy próbuję wyjść zza kontuaru.
– Hej – mówi, zbliżając się do baru z pustą szklanką. Podchodzę do pojemnika z lodem i biorę kilka butelek piwa.
– Dziewczyna pozwoliła ci odejść samemu? – pytam z przekąsem. Wszyscy kochamy Cassie, ale to nie jest powód, żeby nie dokuczać Ryderowi, bo dał się usidlić.
– Gunner właśnie wpuścił laski z wieczoru panieńskiego, więc będziesz mógł znaleźć sobie nową panienkę.
– W tej kwestii nie potrzebuję żadnej pomocy – odpowiadam. Po tym jednym wieczorze zostały mi co najmniej cztery numery telefonów.
– Cassie kazała ci przekazać, żebyś przestał się gapić na Savannah.
Instynktownie przeczesuję wzrokiem tłum w poszukiwaniu Savannah i jej frajera. Na jej ustach błąka się ten chłodny uśmiech, który oznacza, że ma wszystko pod kontrolą. Coś mi mówi, że usłyszę nie lada historię, kiedy przyjdzie tu na następną randkę.
– A dlaczego miałbym się gapić na Savannah, skoro idą do mnie laski z wieczoru panieńskiego? – Ryder zabiera piwa, które dla niego przygotowałem, i posyła mi poważne spojrzenie. Nie musisz się martwić, Cassie, lubię moje życie właśnie takim, jakie jest. Nie szukam niczego więcej.
Dziewczyny z panieńskiego są gotowe na dobrą zabawę. Widzę miks pasteli, zwiewnych materiałów, błyszczących pereł. Mam ochotę powiedzieć im, że klub country jest osiem kilometrów stąd, ale przyszły tutaj na ostatnią szaloną imprezę i mogę się założyć, że pod tymi sukienkami kryje się więcej niż jedna dzika kobieta. Wiele z nich uśmiecha się do mnie zachęcająco, a mnie nie opuszcza przeczucie, że mógłbym być bardzo zajęty, gdybym zechciał, jednak nie tknąłbym tych dziewczyn nawet kijem.
Nadszedł czas, by zarobić na mieszkanie. Wychodzę na przód i zaczynam show.
– Drogie panie, która z was jutro ucieka ze mną sprzed ołtarza? – Dziewczyny witają moje słowa gromkim wiwatem. Zbieram zamówienia i już zaczynam mieszać pierwszego drinka, kiedy jakaś kobieta przepycha się na przód.
– Cash? Cash Gardner? – Farbowana blondynka wprost z odmętów moich wspomnień pojawia się przed moimi oczami. Shaker zastyga w powietrzu. Co to za pieprzony dowcip?
– Tylko dlatego, że nie możemy jutro razem uciec, nie znaczy jeszcze, że nie możemy się dzisiaj zabawić – grucha jedna z koleżanek przyszłej panny młodej, próbując zwrócić na siebie uwagę. Odsuwam się od baru.
– Cash, to ja, Morgan Dockson z Lachlan Prep. Nie wierzę, że wpadłam tu na ciebie. Ze wszystkich knajp...
Gdybym dostawał dolara za każdym razem, gdy ktoś próbuje na mnie tego bajeru, byłbym bogatszy od ojca. Myśl o nim sprowadza mnie z powrotem do teraźniejszości i do Morgan Dockson. Właśnie tłumaczy mi, że raptem tydzień wcześniej rozmawiała z moją matką.
Katie podchodzi z kilkoma drinkami. Katie jest super. To dzięki niej, w takim samym stopniu jak dzięki mnie i chłopakom, ta knajpa jeszcze nie upadła. Do tego potrafi jednocześnie zajmować się barem i imprezować.
– Katie, czy możesz... – Oddaję shaker w jej zdolne ręce i uciekam na drugi koniec baru, próbując oczyścić myśli. Zdziwione spojrzenie Katie szybko zmienia się w zdecydowane kiwnięcie głową, gdy bez zastanowienia przejmuje moje stanowisko. Odwracam się od tego chaosu, żeby zaczerpnąć powietrza.
Nie lubię uciekać. Uważam, że z problemami zawsze lepiej mierzyć się w bezpośrednim starciu, jednak ta metoda nie działa na takie kobiety jak Morgan Dockson. Je interesuje tylko jedna rzecz, jeśli już postanowią wbić swoje szpony w jakiegoś mężczyznę. Dopóki jest kasa, nie obchodzi ich nic innego.
Ludzie na brzegach baru potrzebują drinków tak samo jak ci w środku, więc wracam do pracy i daję z siebie wszystko. W ten sposób mogę też utrzymywać się w odległości co najmniej dziesięciu osób od Morgan. Źle, że w ogóle się tutaj pojawiła, ale jeszcze gorzej, że wspomniała o Lachlan Prep. Wolałbym, żeby chłopaki nie usłyszeli o mojej szkole. Ale Jackson wyszedł, a Ryder znowu skupił się na Cassie. Jeśli dowiedzą się o Lachlan, zaczną zadawać pytania. Co taki ktoś jak Cash Gardner robi w mieszkaniu nad barem, skoro chodził do ekskluzywnej szkoły? Dałem im przecież do zrozumienia, że jestem taki sam jak oni i pracuję, żeby odbić się od dna.2
Ostatni dzwonek. Klienci wychodzą, światła gasną. Wypłacam dniówki kelnerkom i pozostałym pracownikom knajpy. Wszyscy opuszczają bar, kiwając głowami na pożegnanie. Ledwo jestem w stanie ustać i ruszam w kierunku schodów do swojego mieszkania, powłócząc nogami. Gdy docieram do pierwszych drzwi, z biura wychodzi Jackson, wertując plik kopert.
– Czekaj – woła, gdy wkładam klucz do zamka.
– Co tam? – mamroczę, zupełnie wykończony.
Jackson przyciska koperty do mojej piersi.
– Musisz się wyprowadzić z tej dziury.
– Pozwól, że przekażę twoje obiekcje architektowi – rzucam z uśmiechem.
– Bardzo śmieszne. – Jackson w dalszym ciągu ściska koperty. – Dostarczyli je przez przypadek do biura.
Mamroczę coś w odpowiedzi, gotowy iść spać, ponieważ, wbrew przewidywaniom Rydera, nie towarzyszy mi żadna kobieta. Morgan Dockson najwyraźniej nadal jest mistrzynią psucia nastroju. Cieszę się, że pewne rzeczy nie ulegają zmianie. W szkole była zupełnie nieznośna – zawsze musiała przestrzegać zasad i wierzyła, że każdy powinien robić to samo. Nikt jej nie lubił. A ja najmniej ze wszystkich.
– Wracasz sam? – kpi Jackson. – Czy to ma coś wspólnego z tą blondynką przy barze?
– Kim? – Niemożliwe, żeby zauważył, jak zareagowałem na Morgan. A może? Wolałbym nie tłumaczyć mu teraz, co nas łączy. Koleżanka ze szkoły podstawowej? Ale my nie wyglądamy jak osoby, które chodziły do tej samej szkoły. Laska z przeszłości – tak, to może by kupił.
– Savannah? Rozmawiałeś z nią przez większość wieczoru. Wydawała się jednak całkiem szczęśliwa u boku swojego towarzysza. Nie wiedziałem, że potrafisz się zaangażować. – Szczerzy zęby, zadowolony z siebie. Głupek. Savannah i mnie połączył przypadek, oboje próbujemy pogodzić się z tym, że nasi najlepsi przyjaciele się w sobie zakochali. A ona okazała się kimś, z kim naprawdę chcę spędzać czas.
Całą noc byłem zbyt zajęty unikaniem Morgan, żeby spojrzeć na inną kobietę, nawet na Savannah.
– Czasami trzeba pobyć samemu ze sobą. – Wzruszam ramionami. Niech myślą, że to właśnie zazdrość o Savy wygasiła mój płomień. To ułatwi sprawę.
– Ciężka sprawa – mówi Jackson. – Wytrzymaj jakoś. Może dziewczyna zmieni zdanie.
Kiwam głową, starając się wyglądać na zdołowanego odrzuceniem. Wszystko, byle tylko szybko uciec.
Macha do mnie z korytarza. Moje mieszkanie znajduje się za drzwiami przy głównej sali. Na szczycie schodów są jeszcze jedne drzwi, zamknięte na klucz, więc nawet gdyby jacyś klienci przedostali się przez pierwsze, zatrzymają ich te drugie. Powinienem pewnie poszukać sobie nowego lokum, ale dojazdy do pracy to koszmar. Nawet gdybym przeprowadził się na drugą stronę ulicy, w końcu by mnie to zabiło. Poza tym czasami, kiedy wszyscy są trochę za bardzo podpici, miło jest wziąć laskę na ręce i zanieść szybko na górę na małe co nieco.
Zamykam drzwi kopnięciem i zaczynam przeglądać pocztę. Moje mieszkanie to uosobienie patchworkowej wygody. Lśniące meble i dywany, większość rzeczy z drugiej ręki. Po co kupować nowe, kiedy zupełnie dobre można dostać za darmo? Uratowałem przed zniszczeniem stare cegły, mam też drewniany stolik pod telewizor z odzysku, za ławę służy mi stara skrzynia, a za wezgłowie – wycięte, wypiaskowane i pomalowane drzwi od stodoły. Kiedy się spędza dzieciństwo pośród marmurów, gładkich i czerstwych, człowiek pragnie czegoś prawdziwego. A prawda jest taka, że ja lubię tworzyć różne rzeczy. Praca fizyczna sprawia, że czuję się potrzebny.
Wrzucam kluczyki do miski i przeglądam koperty. Rachunek. Rachunek. Ulotka. Pocztówka od Knoxa. Gardner and Sons.
Losie, ty wredny chuju, jak mogłeś. Najpierw Morgan Dockson, a teraz moja comiesięczna łapówka. W samych skarpetkach ruszam do kuchni. Po wewnętrznej stronie drzwiczek do szafki zaraz obok zlewu znajduje się przyklejona taśmą lista. Jest na niej zbyt wiele nazwisk, jeszcze zbyt mało zostało wykreślonych. Czytam je po kolei i znajduję następną szczęściarę.
Gratulacje dla Marissy Stamretz.
Otwieram wyciąg z konta. Widzę, że depozyt ma zbyt wiele zer. Żadne z nich nie daje mi przyjemności. Mógłbym kupić za to ciężarówkę mydła, a i tak nie poczułbym się czysty. Dlatego nigdy nie wydaję tych pieniędzy.
Mamy 2015 rok, a ja wciąż posiadam książeczkę czekową, z jednego tylko powodu: żeby wystawiać czeki takim ludziom jak Marissa Stamretz. To ona dostanie wszystkie te zera. Znajdzie jakiś sposób, żeby wydać te pieniądze i nie poczuć, że owijają jej się wokół szyi jak sznur. Chociaż dla mnie byłyby zabójcze, jej przyniosą ratunek. Może. Jeśli mi się poszczęści.
Lepiej ona niż ja.
Wkładam czek do koperty i adresuję ją. Marisso Stamretz, mam nadzieję, że te pieniądze ci pomogą. Mam nadzieję, że... pieprzyć to, liczę po prostu na to, że nie jest jeszcze tak źle, żeby nie dało się nic zrobić. Skreślam Marissę z listy.
Wślizguję się do łóżka i staram się nie myśleć o tych wszystkich pozostałych nazwiskach.