- nowość
- W empik go
Sheila - ebook
Sheila - ebook
Ma na imię Akira i jest zwykłą, siedemnastoletnią dziewczyną, której życie całkowicie wywraca się do góry nogami. Na jej drodze pojawiają się tajemnicze istoty, a ludzie, którzy są jej bliscy, stają się jej najgorszymi wrogami. Komu może zaufać? Jak ma poradzić sobie z tym, co ją spotyka? I jak przy tym wszystkim nie stracić zdrowego rozsądku? Czy Akira zdąży znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania, zanim bestia ją dopadnie?
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8384-897-6 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nigdy nie zastanawiałam się nad przyszłością i nad konsekwencjami przypadkowych zdarzeń. Cały mój świat wydawał się już dziwną i niefortunną układanką. A ja sama podlegałam każdej jej części. Wszystkie zdarzenia były elementami, które powoli zaczynały układać się w całość. Dzień po dniu odkrywałam nieznany mi świat, którego nie potrafiłam zrozumieć. Czułam się bezsilna i samotna. Zbyt duże brzemię niosłam na swoich barkach. Nie wiem, czy znalazłby się ktoś, kto mógłby podołać temu wszystkiemu. A może jest taki ktoś?
Złapana w sieć przerażającego potwora czekam na wyrok. Jednak dostrzegam uśmiech na jego twarzy. Czyżby bawił go mój widok? Dziewczyny, która wydaje swoje ostatnie tchnienie. Czy ten chory człowiek, ma w sobie odrobinę współczucia? Tak podłe zachowanie mogłoby doprowadzić mnie do ostatecznego szaleństwa bądź ataku agresji. Czy tego właśnie ode mnie oczekuje?
Oto w tych trudnych chwilach zaczynam dostrzegać swoją egzystencję. Moje słabe i zarazem silne życie. Choć czasem nie wiem, która z tych stron jest znacznie potężniejsza. To jest bez wątpienia dobre. Postępuję zgodnie ze swoimi zasadami i nie kieruję się tym, iż kiedyś zostały mi przypisane całkowicie inne.
Gdybym wtedy nie zjawiła się w Egipcie, nie wpadłabym w sieci szaleńca, lecz nie wyobrażam sobie, by moje losy potoczyły się inaczej. Mówią, że każda sytuacja ma dwie strony, tę dobrą, którą trzeba pielęgnować, i tę złą. Więc i ja tak zrobiłam. Znalazłam swój cel i szczęście, które do tej pory mogło się pojawiać tylko w mych marzeniach. Za wszelką cenę nie chciałam stracić smaku tej słodyczy.
Teraz wybudzona całą sytuacją, wypadam z sieci wprost na ziemię, a on — mroczny i dotąd niepoznany — stoi nade mną z ostrzem w ręku i chce dokończyć to, co już zaczął.OBAWA
Kiedy zaczynasz mylić rzeczywistość ze snem, ludzie stają ci się obcy.
Rankiem obudziły mnie promyki słońca, które zaglądały przez okno i dotykały mojej twarzy delikatnym ciepłym muśnięciem. Trudno byłoby nie wstać w tak piękny poranek i zmarnować dzień z powodu lenistwa. Wstałam więc dosyć szybko i zeszłam na dół, by zrobić sobie coś do zjedzenia. Otwarłam lodówkę i zastanowiłam się chwilę, patrząc na ilość produktów znajdujących się w niej. Nie wyglądało to najciekawiej. Miałam zalecane ciągłe leżenie, więc nie mogłam zrobić zakupów. Popatrzyłam na Rocę, która czekała, aż powiem, że jednak zostało coś dla niej. Przynajmniej jedna z nas dostrzegała odrobinę nadziei dla siebie.
Czułam się dzisiaj inaczej. Byłam bardziej zrelaksowana i skora do żartów, o czym od razu musiał przekonać się mój pies, gdy zaczęłam mówić o zapasach swojej żywności.
— Hm. Jest papryka… — Wzięłam ją do ręki, po czym szybko wyrzuciłam do kosza. — Pff… Ta to chyba nawet wojnę przeżyła. Dobra, lećmy dalej… O, cztery jajka zostały, a tu co mamy? Twoją wołowinkę. — Zerknęłam na nią z głupawym uśmieszkiem.
Ona oblizała się i szczeknęła na znak niezadowolenia, że chcę zjeść jej jedzenie.
— Spokojnie, fakt, nie mam dużego wyboru, ale jeszcze nie zwariowałam. Wolę omlety — powiedziałam, zamykając lodówkę i biorąc się do pracy nad przygotowaniem ciasta.
Sięgnęłam po małą i dużą plastikową miseczkę. Do jednej oddzieliłam białko, a do drugiej żółtko. W sumie zużyłam wszystkie jaja. Do tej z żółtkiem dodałam łyżkę śmietany i szczyptę soli, całość wymieszałam, dobrze się przy tym bawiąc i włączając muzykę. Białka ubiłam mikserem, potem połączyłam składniki, a następnie wylałam ciasto na rozgrzaną już wcześniej patelnię. Gotowy omlet położyłam na talerzyku, poczekałam, aż ostygnie. W międzyczasie posprzątałam cały bałagan, zapominając, że mój talerz ze śniadaniem został na stole. I to był błąd. Ta chwila wystarczyła, by Roca porwała mi omlet, zjadła go i siedziała spokojnie jak gdyby nigdy nic.
— Co za łakomczuch — krzyknęłam, ale patrząc na jej zadowolenie, nie mogłam długo się na nią gniewać. Zapomniałam po prostu jak bardzo je lubi.
Całe szczęście, że zostawiłam jeden na patelni. Zjadłam go od razu, a Roca mi się przyglądała, jakby liczyła na coś więcej.
— Smakowało? — spytałam psa, uśmiechając się przy tym, a ona siedząc przede mną, tylko się oblizała. — No jasne, jakby inaczej. — Schyliłam się na moment, by ją przytulić.
Podniosłam się i wyłączyłam puszczoną wcześniej muzykę.
— Dobra, łakomczuchu, czas się przebrać w coś innego — zaproponowałam, patrząc na koszulkę ubrudzoną ciastem naleśnikowym.
Będąc już na górze, starałam się znaleźć odpowiednią bluzeczkę, którą mogłabym założyć po domu. Znalazłam jedną granatową na szerokich ramiączkach oraz krótkie dopasowane szorty. Włosy uczesałam w kucyk, lekko go poprawiając, aby nie był taki płaski. Po porannej toalecie i po ogarnięciu wszystkich małych i dużych rzeczy upewniłam się, czy nikt zza okna mnie nie obserwuje. Następnie spojrzałam na mały wazon stojący na komodzie w moim pokoju. Wyciągnęłam rękę przed siebie i starałam się przesunąć go, chociażby odrobinkę w prawo. Ciężko mi to szło, ale się udało. Dla sprawdzenia, czy rzeczywiście to prawda, a nie zwariowałam, wcześniej oznaczyłam oba miejsca zarówno pozycję wazonu na blacie, jak i to, w które chcę go przesunąć. Gdy podeszłam do komody, miałam już czarno na białym, że to dzieje się naprawdę. Przykryłam to miejsce, myśląc o tym, kim jestem i co się ze mną dzieje. Przypomniałam sobie o prezencie od mamy. Spojrzałam na wisiorek, który wtedy mi dała. Zastanawiało mnie to, czy wcześniej, nim zaczęłam go nosić, również coś takiego mi się przydarzało. A może to on pełnił tu jakąś funkcję? Potem schowałam go z powrotem pod bluzkę, śmiejąc się i nie dowierzając własnym przypuszczeniom. Co ja wygaduję? Chyba faktycznie musiałam mocno uderzyć się w głowę.
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. „To pewnie Simon”, pomyślałam. Od czasu szpitala przychodził niemal codziennie, robiąc mi co wieczór kolację i podając mi czarodziejski napój, jak sam to zresztą określił.
Zeszłam na dół, otwierając mu drzwi i witając się z nim.
— Cześć. Widać ktoś już wstał. — Zaśmiał się. — A myślałem, że zrobię ci niespodziankę. — Zerknął na psa, który stał już koło mojej nogi. Jednak tym razem nie chciał się na niego rzucić. Chyba nawet zmienił trochę podejście do Simona. Wciąż bowiem nie podobały mu się jego odwiedziny, ale chyba zorientował się, że nie ma wyjścia. Mimo wszystko Roca nie spuszczała go z oczu.
— Cześć.
— Witaj Roca. — Zawsze, gdy próbował się z nią przywitać, ona warczała na niego, pokazując mu swój odstraszający szeroki uśmiech.
— Bądź wyrozumiały i tak zrobiła postęp — wyjaśniłam. — Zawsze próbujesz zrobić mi niespodziankę, ale jeśli ciągle będziesz tak późno wstawać, nigdy ci się nie uda. — Spojrzałam na niego, wpuszczając go i zamykając za nim drzwi.
— Ciężko haruję w pracy, więc muszę się też wysypiać, nie wszyscy mają wolne. — Znowu pokazał swój łobuzerski uśmiech.
— To nie było miłe. — Udałam pogniewaną.
— Wiesz, że żartuję. — Posłał mi spojrzenie biednego małego kociaka.
— Wiem. — Uśmiechnęłam się, kłując go palcem w żebra. — Ja też. — Zaśmiałam się.
— Auć! — krzyknął. — Musiałaś? — Popatrzył na mnie oburzony, a widząc mój szyderczy uśmieszek, położył rękę na moim barku i rzekł:
— Swoją drogą powinnaś znaleźć jakąś robotę.
— Wiesz, że szukam. Teraz muszę poczekać. — Zapadła cisza. — A ty, jeśli tak ciężko pracujesz, jak mówisz, czemu nie zmienisz pracy? — zapytałam.
— Bo widzisz… — zamilkł na chwilę, jakby nie wiedział, co ma odpowiedzieć. — To nie jest takie proste, a poza tym takie zarobki każdy by chciał mieć — odparł.
— Dlaczego nie jest proste? — znowu zadałam pytanie, licząc, że tym razem powie mi coś więcej.
— Już ci mówiłem, nie lubię mówić o pracy poza pracą.
Zawsze rozmowa na ten temat się urywała i próbował jak najszybciej zmienić wątek, bym nie chciała więcej pytać bądź też zapomniała.
— Dlaczego zawsze uciekasz od tego tematu? — spytałam wprost.
— Nie uciekam. Po prostu, zamiast rozmawiać o pracy wolę porozmawiać o tobie. — Uśmiechnął się.
— Jeszcze ci nie przeszło? — Uśmiechnęłam się również.
— Nie i nie przejdzie. Czy już ci mówiłem, że dzisiaj ładnie wyglądasz? — Podszedł do mnie bliżej, jakby liczył, że zaraz skoczę mu na szyję.
— Nie mówiłeś, ale dziękuję, mimo szybkiej zmiany tematu — powiedziałam, lekko się przy tym smucąc, bo wiedziałam, że nie jest ze mną szczery.
— Ale musisz przyznać, że to zawsze działa. — Czasem wydawał się niepoważny. — Dobrze, powiedz mi, jesteś może głodna?
— Na to też się spóźniłeś, już jadłam — oznajmiłam. — Ale dobrze, że jesteś, przejdziesz się ze mną po jakieś zakupy. Przynajmniej teraz będziesz punktualny. — Uśmiechnęłam się.
— Na zakupy? Ty? Miałaś odpoczywać. — Najwyraźniej nie był z tego zadowolony.
— Och, daj spokój, muszę kiedyś wyjść. Poza tym mam pustą lodówkę i czuję się już dobrze — mówiłam stanowczo.
— Jesteś pewna?
— Tak.
— No dobrze, skoro tak mówisz. Pójdę jednak z tobą, będę miał cię przynajmniej na oku — Uśmiechnął się. — To do jakiego sklepu chcesz iść?
— Kilka przecznic stąd jest supermarket. Myślę, że znajdę tam większość potrzebnych produktów.
— No dobrze. Poczekam na zewnątrz. — Wstał i wyszedł, a ja miałam tylko chwilę na włożenie butów, bo nie chciało mi się po raz kolejny przebierać.
Wychodząc, zostawiłam Rocę w ogrodzie i zamknęłam wszystkie możliwe drzwi na klucz.
— Już — oznajmiłam.
— Przydałaby się taksówka.
— Nie bądź leniwy, spacer dobrze ci zrobi. — Zaśmiałam się. — Poza tym, jak już wspominałam, to tylko kilka przecznic.
— Twoje pocieszenia są bezcenne, mówił ci już to ktoś? — Znowu powrócił do szyderczego uśmiechu.
— Tak, ty, wiele razy. — Mówiąc to, spuściłam głowę, lekko zawstydzona, by za moment ją podnieść i uśmiechnąć się do niego.
Chwilę szliśmy bez słowa, jakbyśmy czekali, aż jedno z nas przerwie tę ciszę. Tak też było i tym razem — odezwaliśmy się jednocześnie, jakbyśmy oboje musieli nagle coś powiedzieć.
— Czy…
— Przepraszam, mów pierwsza — powiedział.
— Okej. Czy od tamtej pory, gdy wyjechałam, miałeś kogoś? — zapytałam wprost.
— Masz na myśli, gdy wróciłaś z wakacji do domu? — Podniósł brew dla upewnienia.
— Tak — oznajmiłam, spoglądając w dół. — Więc?
— Nie. Dlaczego o to pytasz?
— Po prostu tak o tym pomyślałam, chciałam przerwać ciszę — powiedziałam, próbując wybrnąć z sytuacji. Nie mogłam mu powiedzieć, że od dawna rozmyślałam nad tym pytaniem.
— Ciszę, mówisz… — Zdawał się lekko zmartwiony, a zarazem zadowolony z odpowiedzi. — Po prostu nie mogłem cię zapomnieć.
Starałam się zakryć rumieniec, mając nadzieję, że go nie zauważy. Postanowiłam zmienić temat.
— No dobrze, a ty, o co chciałeś zapytać? — Popatrzyłam na niego przeciągle.
— Nie pytałem o to wcześniej, bo nie chciałem się wtrącać — zaczął. — Dawno nie widziałem twojej mamy, gdzie ona właściwie jest?
— Wyjechała.
— Wyjechała? — zdziwił się.
— Tak.
— Co było powodem jej wyjazdu? Pokłóciłyście się o coś?
— Nie, rzadko się sprzeczałyśmy. To przez pracę, została przeniesiona do innego działu, daleko stąd. — Posmutniałam, przypominając sobie o tym.
— Rozumiem… ale widujecie się? — spytał dawno niesłyszanym poważnym tonem.
— Na kamerce czasem, ale nie widziałam już mamy kilka tygodni. Rzadko mamy kontakt telefoniczny. Jest bardzo zapracowana — wytłumaczyłam.
— Musi ci być ciężko. Jesteś niepełnoletnia, powinnaś przebywać jeszcze z opiekunem — oznajmił.
— To nie pierwszy raz, gdy zostałam sama i jak widać, dobrze sobie radzę, nie potrzebuję niańki — odparowałam nastawiona niezbyt przyjacielsko.
— Spokojnie. Nie chciałem cię urazić — próbował się bronić.
— I nie uraziłeś, przepraszam, nie chciałam. — Teraz ja poczułam się trochę głupio, że tak wyskoczyłam na niego. — Zobacz! — zawołałam. — Jesteśmy na miejscu. Nie było tak źle, prawda? — Pokazałam na supermarket znajdujący się po drugiej stronie ulicy.
Zapaliłam światło dla przechodniów i poczekałam na sygnał, żebyśmy spokojnie mogli przejść na drugą stronę. Nie wiem czemu, ale po tym wypadku, stałam się bardziej uważna.
W sklepie mój wzrok szybko poszukał koszyka, by nie nosić produktów w rękach.
— Powiedz, że zrobiłaś listę zakupów. — powiedział Simon, unosząc jedną brew.
— Nie miałam kiedy, ale sądząc po pustej lodówce, brakuje mi większości użytecznych produktów — odparłam.
— Założę się, że zapomnisz połowy rzeczy i będziemy musieli tu wracać, a w najgorszym wypadku każesz mi tu przyjść jeszcze raz. — Na jego twarzy znowu pojawił się ten łobuzerski uśmiech.
— Dobrze leniuchu, jeżeli czegoś zapomnę, sama tutaj wrócę, ale myślę jednak, że jeżeli pochodzimy po poszczególnych działach, to kupimy większość produktów — zaproponowałam.
— Coś czuję, że to będą długie zakupy. — Mówiąc to, przeciągnął się, jakby właśnie oznajmił, że to będzie dla niego nudne zajęcie.
Uśmiechnęłam się tylko pod nosem, wiedziałam dobrze, że faceci niezbyt lubią takie aktywności. Wiem również, że nie zostawiłby mnie samej i dlatego, chcąc nie chcąc, musiał dotrzymać mi towarzystwa.
Zaczęłam od najprostszych rzeczy i pierwszego działu, a następnie przeszłam do kolejnych. Simon przez cały czas, nie mógł powstrzymać się od wygłupów oraz od zwracania na siebie uwagi wszystkich kupujących. Niektórzy się z tego śmiali, inni zaś byli oburzeni. Momentami starałam się nie przyznawać do niego, ale ciężko mi było nie śmiać się z niektórych sytuacji. Gdy powoli zbliżałam się do kas, trochę się uspokoił, a ja mogłam bardziej skupić się na zawartości koszyka. Moją uwagę przyciągnął jednak pewien głos dobiegający z jednego stanowiska.
— Proszę na mnie uważać! — powiedział głos o znajomej barwie.
Skąd ja mogłam go znać? Zaciekawiło mnie to do tego stopnia, że natychmiast porzuciłam swoją listę zakupów. Musiałam szybko się przekonać, do kogo ten głos należy.
— Dokąd idziesz? — spytał nagle Simon.