Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Sheila - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 grudnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sheila - ebook

Odkąd jej świat stanął na głowie, wszystko nabrało większego znaczenia. Sheila jest świadoma tego, co się dzieje. Samodzielnie podejmuje decyzję, które będą miały wpływ w najbliższym nadchodzącym czasie. A Bloodwolf? Bestia tylko czeka na jej potknięcie. Ale czy tylko jego dziewczyna powinna się obawiać? I gdzie w tym wszystkim jest Fedl?

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8384-848-8
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Nigdy nie przypuszczałam, że będę zmuszona stanąć na krawędzi życia. Na środku lasu bez moich przyjaciół. Zdana jedynie na potwora, który próbował mnie dopaść. Miałam ostatnie kilka sekund na ocalenie siebie, nim całkowicie zniknę z tego świata. Wyparuję lub stanę się duchem. Nicością. Bo po to zostałam stworzona, żeby umrzeć, prawda? Biegłam, choć wiedziałam, że to bez sensu. Całe moje dotychczasowe wysiłki poszły na marne. Moja egzystencja stała się nicością. Przepadłam przez własne nogi. To koniec! Nie potrafiłam biec dalej. Wiedziałam, że on wyczuł moją słabość i mnie znajdzie. Już po mnie! Miał nade mną władzę i chcąc nie chcąc, musiałam mu się pokłonić. Jakbym była jego służącą. Tego właśnie ode mnie oczekiwał. Abym oddała swoją godność i całą siebie. Przestała istnieć.

Jego słudzy nadeszli jako pierwsi. Śmiali się z mojego upadku i czekali na swojego pana, by wykonał zadanie. Dokończył to, co zaczął już dawno temu. Nie miałam dokąd biec ani gdzie się podziać. Byłam bezdomna, bez rodziny i przyjaciół. Nic mi już nie pozostało. Moja moc okazała się bezużyteczna, nie dałam rady… czułam się wykończona. Przybita. Osłabiona przez ból i wyrządzone przez niego cierpienie. Zabił każdego, kogo kochałam, kto mnie wspierał, był dla mnie ważny. Nie miał litości ani skrupułów. Zamordował wszystkich bez wyjątku. Na wspomnienie o tym chciało mi się płakać. Niektórym powyrywał serca, innym odgryzł głowy. Zostałam tylko ja. Ocalona? Czy po prostu pechowa?

Moja dusza krwawiła, a wiara chyba opuściła mnie na dobre. Zabrakło już nadziei. Byłam przerażona. Słyszałam go, nadchodził rozprawić się ze mną. Kroczył w moją stronę niczym władca świata. Długo na to wyczekiwał, aż skończył się mój czas. Historia dobiegła końca. Co teraz? Nic. Nogi odmówiły posłuszeństwa, ciało drżało ze strachu. Czułam jego triumfalny oddech, kiedy kazał mi upaść przed sobą na kolana. Złożyć mu hołd jak jakiemuś królowi. Ostatkiem sił próbowałam się jeszcze podnieść i uciec jak najdalej. Zostałam jednak zatrzymana. Podwładni szybko zorientowali się, co chciałam zrobić. Obserwowali mnie, a ja głupia myślałam, że mi się uda. Przytrzymali moje ręce i odwrócili mnie w stronę jego pyska, abym przypatrywała się swojej egzekucji. Moim ostatnim sekundom życia.

Patrzyłam na nich wszystkich: Heidi, Evę, dziewczyny, Simona, próbując znaleźć w nich ostatnią iskrę człowieczeństwa. Coś, co pozwoliłoby mi uwierzyć, że są po prostu ludźmi. Szukałam w ich mimice twarzy reakcji na to, co miało nadejść. Strach, przerażenie lub cokolwiek co pozwoli mi uwierzyć, że żałują tego, co się stało. Mogłabym im wtedy w jakimś stopniu wybaczyć. Wiem, że byłoby to ciężkie i po tych wszystkich przejściach nie powinnam tego robić. Jednak w momencie, kiedy miałam odejść na zawsze, chciałam uwolnić swoją duszę od nienawiści. Inaczej cząstka mnie mogłaby utknąć tutaj na zawsze. Musiałabym patrzeć na kolejne zło, które by wyrządzali. To byłoby dla mnie torturą. Miałam tego dosyć. Naiwnie szukałam skruchy w ich oczach. Ich serca były ze skały, nie wzruszyło ich moje cierpienie. Domagali się znacznie większego widowiska. To wciąż było dla nich mało. Jak można być tak podłym? Moja klęska, załamanie i depresja dawały im za mało satysfakcji. Chcieli więcej. A może tylko pragnęli się przypodobać swojemu władcy? Nie wiem, co siedziało w ich głowach, ale kiedy spojrzałam w oczy mojego potwora, widziałam tylko pustkę. Wilk był skory do demonstracji swojej przewagi. Czuł się bezkarny. Jakby świat należał do niego. Decydował o wszystkim i nikt nie mógł mu się przeciwstawić. Choć z drugiej strony, czy ktoś próbował?

Podszedł bliżej. Chciał się upewnić, że nie uda mi się znów uwolnić. Jakby to było w ogóle możliwe… Gdy nabrał pewności, rozdziawił szeroko swą paszczę i wbił zębiska w moje prawe ramię. Z łatwością odgryzł kawałek ciała. Krzyczałam z bólu, płacząc nad swym losem. Byłam związana i poraniona. Przepełniała mnie chęć zemsty, ale i rozpacz. Nie z powodu tego, że za chwilę mój koszmar miał dobiegnąć końca, tylko dlatego, że tyle osób pokładało we mnie nadzieję, a ja nie podołałam. To było okropne! Nigdy nie sądziłam, że doznam czegoś takiego. Moje czyny doprowadziły mnie do tej sytuacji. Czy ktoś mógłby cofnąć czas? Krew spływała po mnie i nie zamierzała przestać. Ubranie zrobiło się czerwone. Wykrwawiałam się, a oni stali i tylko mi się przyglądali. Chciałam zwyzywać swojego oprawcę ostatni raz, ale nim zdołałam cokolwiek uczynić, podeszli do mnie jego ludzie i przytrzymali mi głowę. Eve zjawiła się szybko. Wyjęła nóż z kieszeni, a potem ucięła mi język. Nie miałam siły im się przeciwstawić. Byłam zdana tylko na siebie ze świadomością, że być może szybko się wykończę i nie potrwa to długo. Modliłam się o to. Pierwszy raz pragnęłam śmierci.

Myślałam, że już więcej nie będą w stanie mnie skrzywdzić. To ich cały plan. Zaczekają, aż dusza opuści moje ciało, a oni będą tylko nad nim triumfować. Myliłam się. Nie pozwolili mi nawet na to. Nie chcieli jeszcze kończyć przedstawienia. Z oczu płynęły mi łzy. Błagalnym wzrokiem prosiłam o zakończenie tortur. Uśmiechnęli się, ale nie zamierzali przestać. Bloodwolf gwałtownie zatopił zęby w moim biodrze, by następnie ostatni raz spojrzeć mi w oczy i z pełną satysfakcją odcisnąć kły na mojej szyi. Czy to koniec? Zatrzymał się, czekając jedynie, aż rozpaczliwie nabiorę powietrza, a potem zacisnął mocniej szczękę. Nacisk był silny, zęby weszły bardzo głęboko. Czułam, jak jego kły przebijają mi wszystko w środku. Wiedziałam, że to już ostatnie sekundy. Nic już mnie nie uratuje. Nie zobaczę już tego świata. Wygrał, a ja przegrałam.

Po chwili każdy mięsień odrywał się od siebie z łatwością. Nic nie stało już na przeszkodzie. Krok po kroku zaczął mnie rozrywać, aż w końcu przestałam czuć cokolwiek. Moja głowa została wyrwana…W NAJGORSZYM KOSZMARZE

Kiedy myślisz, że gorzej już być nie może. Uwierz, to tylko początek twoich problemów.

KILKA DNI TEMU

— Jak to go porwali?! Nie mogli! — krzyczałam. — Był cały czas ze mną! Dlaczego nie wzięli mnie? Nie! To nie dzieje się naprawdę! To na pewno jest sen, to musi być tylko sen!

Nie mogłam przyjąć tego do wiadomości. Świadomość, że zabrali ostatnią osobę, na której mi zależało, doprowadziła mnie do szaleństwa. Wszystko mi mówiło, że to tylko beznadziejny koszmar, z którego jeszcze się nie wybudziłam. To musiał być sen! Nadal spałam i to nie działo się naprawdę. Zazwyczaj tak to się zaczynało. Bloodwolf zawsze mieszał w moim umyśle, żeby zadać mi jak największy ból. To była jego taktyka. Zniszczyć mnie od środka. Tylko w ten sposób mógł mieć nade mną kontrolę. Może teraz nadal prowadził jakąś grę, a to wszystko nie jest prawdą. A jeśli się mylę? Przecież po zaakceptowaniu mocy, nie dopuszczałam go do siebie. Jakim cudem udało mu się do mnie dotrzeć? Coś było nie tak. Chciałam cofnąć czas i uciec z Fedlem jak najdalej, aby nigdy go nie znaleźli.

— Sheilo, nie umiem ci na to odpowiedzieć — powiedział Muhtadi załamanym głosem.

— Skąd wiedzieli, gdzie nas znaleźć?! — Wciąż nie panowałam nad sobą. — To miało być bezpieczne miejsce. Nasz azyl!

Muhtadi na chwilę się zamyślił, próbował przeanalizować raz jeszcze każde wydarzenie. Wyglądał na załamanego. Wpatrywałam się w niego, czekając, aż powie mi, że to tylko kiepski żart.

— Musieli was śledzić — szepnął jakby do siebie. — Sądzę nawet, że zaczekali na odpowiedni moment, aż wszystko ucichnie.

— On im nic nie zrobił! Czemu nie zabrali mnie? Skoro byłam im potrzebna, to dlaczego akurat Fedl? To ja byłam celem. Do cholery!

— Nie wiem. — Spuścił wzrok. — Przez zaklęcie nie mogli wejść do środka.

— Więc skąd pomysł, że został porwany? Może po prostu wybrał się na spacer? — Próbowałam wyjaśnić całą sytuację, choć w gruncie rzeczy sama nie wierzyłam w to, co mówiłam.

Własne słowa wydawały mi się bez sensu, a do głowy przychodziły różne pomysły. Jedynie broniłam się przed tym, co naprawdę się stało. Byłam przerażona, a prawda mnie przytłaczała. Nie chciałam jej tak po prostu zaakceptować.

Muhtadi sięgnął po list, który leżał na stoliku, otworzył kopertę i podał mi jej zawartość.

— Przeczytaj — powiedział.

— Co to jest? — spytałam, trzymając w ręce kartkę.

— Coś, o czym powinnaś wiedzieć — odparł. Podszedł do swojego ulubionego fotela i usiadł na nim załamany, jakby świat mu się nagle zawalił.

Zrobiło mi się go żal. Cierpiał tak samo jak ja, ale nie potrafiłam go pocieszyć. Przystałam na jego prośbę. Skupiłam wzrok na dziwnej treści, która wywołała ciarki na mojej skórze.

_Podobała ci się gra? Myślę, że tak. Nie sądziłem, że wywiniesz mi taki numer. Amnezja? Przyznaję, zaimponowałaś mi. Odważna jesteś, ale i głupia. Wystarczyło nam się oddać, a nikt by nie ucierpiał. Śmierć Kana to było dla ciebie za mało! Sądziłaś, że ukryjesz się przede mną? Teraz przez ciebie ucierpi twój cenny mały ptaszek. Nie myśl, że uda ci się go znaleźć. Postarałem się o to._

Bloodwolf

Kiedy skończyłam czytać ostatnią linijkę, myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Po twarzy spłynęły mi łzy, a moje ciało odmówiło posłuszeństwa na tyle, że upadłam bezwiednie na kolana. Uderzyłam nimi o podłogę. Zlekceważyłam ból. To nie było teraz ważne! Nie potrafiłam się uspokoić. Płakałam jak dziecko. Dotarło do mnie, co tak naprawdę zrobiłam. To moja wina! Przeze mnie go porwali. Gdyby nie ja i mój pomysł z poznaniem wroga, to nic by się takiego nie wydarzyło. Fedl nadal byłby przy mnie, a Kan dalej by żył. Jestem najgorszą plagą, jaka mogła istnieć. Niszczę wszystko na swej drodze.

— Myślę, że musieli go wywabić nad ranem — rzekł. — Nie mogli przekroczyć bariery ochronnej, więc prawdopodobnie czymś wzbudzili jego zainteresowanie. Mógł wyjść poza pole i został zmuszony do oddania się w ich ręce.

— To wszystko przez mój zły występek! — odparłam, w ogóle nie skupiając się na tym, co mówi. Nie interesowało mnie żadne tłumaczenie. Byłam załamana.

— Co?

— To przeze mnie! — Głos zaczął mi się łamać, a emocje sięgały zenitu.

Nie panowałam nad sobą. Wszystko, co jeszcze do tej pory siedziało we mnie, po prostu pękło. Nie potrafiłam ukrywać już swoich odczuć.

— Nawet tak nie mów — powiedział, wstając i próbując do mnie podejść.

— A co innego? — zdziwiłam się. — Wyraźnie napisali to w liście. Nie możesz zaprzeczyć. Jestem temu winna.

— Nie przejmuj się słowami zawartymi w tej chorej wiadomości! — krzyknął. — Nie masz na to wpływu. Wcześniej czy później by do tego doszło. Taka jest kolej rzeczy.

— Ale byliby tu teraz! — przerwałam mu. — Może mogłabym ich obronić… coś zrobić. Cokolwiek!

— Nie widzisz, że oni wszystko zaplanowali? — Potrząsnął moimi ramionami, jakby to miało pomóc mi się opamiętać. — Chcą, abyś tak się czuła, myślała. Nie dawaj im tego, inaczej wygrają.

— Więc spełnię ich życzenie.

Miałam dość. Panicznie bałam się, że go stracę, poza tym obwiniałam się o to, co się stało. Co ja sobie wcześniej myślałam! Igrałam z ogniem, a teraz dostałam za swoje. Powinnam była to przewidzieć. Myślałam, że jeśli go poznamy, łatwiej będzie nam z nim walczyć. Zamiast tego, sprowadziłam na nas kolejne nieszczęście. Wilk miał się przestraszyć i zrozumieć, że nie jestem taka bezsilna. Teraz to ja obawiam się o mojego chłopaka. Jeśli ktoś mógł coś z tym zrobić to tylko ja! Muszę mu pomóc za wszelką cenę, choćbym miała przepłacić to życiem. Nie interesowało mnie już nic, mogłam znieść wiele, ale nie to.

— Zwariowałaś! Czekają na ciebie. — Próbował mnie zatrzymać.

— Nie dbam o to! Sprawy zaszły za daleko… powinnam była to przewidzieć!

— Chcesz, aby śmierć Kana i mojego brata poszły na marne?! — Patrząc srogo, chwycił mnie za ramiona, jakby znowu chciał mną potrząsnąć.

Spojrzałam na niego dwuznacznie. Wpatrywałam się w jego oczy i próbowałam raz jeszcze przeanalizować to, co powiedział. Początkowo myślałam, że się przesłyszałam. Przecież on by tego nie powiedział. Kiedy jednak nie odezwał się ani słowem, do oczu napłynęły mi łzy. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie uśmiercił swojego brata. Śmierć? Jak on mógł o czymś takim pomyśleć? Nie przypuszczałam, że mogłabym usłyszeć coś tak okrutnego z jego ust. Ogarnęły mnie smutek i gniew. Miałam ochotę mu przywalić, aby się ocknął.

— Twój brat nadal żyje! — wrzasnęłam.

— To kwestia czasu… — przyznał ze smutkiem.

— Jak możesz coś takiego mówić? Fedl nigdy nie przestałby cię szukać. Jesteś jego rodziną. — Miałam gdzieś, co sobie o mnie pomyśli, musiałam przemówić mu do rozsądku, nim całkowicie oszaleje. — Znajdę go i przyprowadzę! Z tobą lub bez ciebie — powiedziałam ze złością i wyszłam z namiotu, nie czekając na niczyje pozwolenie. Czułam, że jeśli jeszcze chwilę z nim zostanę, to dojdzie do rękoczynów, a tego bym nie chciała. Fedl by tego nie chciał.

Po twarzy nadal spływały mi łzy i za cholerę nie mogłam nad tym zapanować. Nawet chyba nie chciałam. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego jego najbliższy przyjaciel i brat w jednym spisał go na straty, podczas gdy istniał cień szansy na odnalezienie żywego dowódcy. Nie było dowodów na to, że nie żyje. Nawet nie dopuszczałam do siebie takiej myśli. Co z niego za człowiek? Powinien go szukać! Nigdy nie myślałam o nim źle. Po tym jednak, co usłyszałam, nie miałam pojęcia ani co myśleć, ani co robić. Byłam na niego wściekła. Czułam się zagubiona i zrozpaczona.

Moja dusza cierpiała, a serce było rozerwane na milion kawałków. Wydawało mi się, że już bardziej cierpieć nie mogę. Myślałam, że odebrali mi już wszystko, ale się myliłam. Zrobili to dopiero teraz. Niedawno pochowałam swojego przyjaciela i jedyną osobę, która mogła powiedzieć mi coś na temat mojej mamy. Pomóc poznać jej życie. A dzisiaj? Człowiek, w którym się zakochałam i który był dla mnie bardzo cenny, został mi ot tak odebrany. Skazany na cierpienie. Na dodatek nie miałam pojęcia, czy go kiedykolwiek jeszcze zobaczę. Usłyszę. Czy może być jeszcze gorzej? W sumie nie wiem, czy powinnam się nad tym zastanawiać. Za każdym razem po takim postawieniu pytania, działo się jeszcze gorzej. Co mam robić?

Oddałabym siebie, by go tylko zobaczyć i jeszcze raz przytulić. Zapewnić go, że wszystko będzie dobrze. Uciec z nim gdzieś, by nigdzie nie mogli nas znaleźć. Postarać się, by był bezpieczny. Dlaczego to zawsze musi spotykać mnie? Nie chciałam takiego życia. Odnoszę wrażenie, że w ostatnim czasie wszystkie nieszczęścia, jakie są tylko możliwe, spadają na mnie. Jakbym przyciągała je do siebie. Nie przeżyje, jeśli coś mu się stanie, jest dla mnie wszystkim. Nie zasłużył na to. Zemszczę się na nich tak, że będą błagać, abym przestała, ale to nie nadejdzie. Nie wybaczę im tego. Jeśli choć włos spadnie mu z głowy, nie przeżyją kolejnej sekundy! Już się o to postaram. Tak jak Bloodwolf w swoim liście złożył mi obietnicę, tak i ja słowa dotrzymam.

Byłam rozwścieczona, a zarazem załamana. Szczerze to nie wiedziałam, która emocja była silniejsza. Obie górowały nade mną i nie zamierzały przestać. Nawet nie chciałam, by to zrobiły. Pragnęłam też umrzeć. Uwolnić się od tej męki, która zbyt długo mnie męczy. Tylko jak to zrobić? Poza tym chyba nie byłabym w stanie, wiedząc, że on gdzieś tam jest. Zachowałabym się wtedy jak jego brat, a nawet i gorzej. Stałabym się morderczynią. Mój czyn zabiłby go i odebrał nadzieje, na jego odnalezienie. To nie w moim stylu. Dla niego mogłam znieść każdy ból. Czy naprawdę musiałam przez to przechodzić? Ile razy jeszcze zadadzą mi cios?

Gdy dotarłam do swojego pokoju, od razu rzuciłam się na łóżko, próbując zatopić szloch w poduszce. Miałam nadzieję, że to zabierze ode mnie wszystkie złe rzeczy lub pozwoli na chwile wyobrazić sobie, że Fedl wciąż jest koło mnie. Modliłam się o to, by to całe zdarzenie okazało się jednym wielkim nieporozumieniem. Koszmarem, z którego za chwilę powinnam się obudzić. Może to Bloodwolf nadal bawi się w mojej głowie? Sieje zamęt jak zawsze. Próbuje znaleźć coś, co mogłoby go do mnie doprowadzić. Takie rzeczy już robił, więc dlaczego teraz by nie miał. Musi istnieć jakieś logiczne wyjaśnienie.

— Sheilo? — odezwała się Alarieris. — Mogę jakoś pomóc?

— Nie — odparłam, próbując złapać oddech.

— Może…

— Nie bądź na mnie zła — przerwałam jej — ale chcę być teraz sama. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać, nawet z tobą.

— Dobrze — odpowiedziała bez entuzjazmu, a potem wyszła, zostawiając mnie w spokoju.

Pewnie zrobiłam jej tym przykrość, ale potrzebowałam pobyć tutaj bez świadków. Nie chciałam pocieszenia z ich strony i słuchania, że wszystko będzie dobrze. Wiedziałam, jak to zawsze się kończy. Nie musieli mnie okłamywać. Potrzebowałam skupić się na sobie. Tak, byłam teraz samolubna. Pragnęłam najzwyczajniej w świecie się wypłakać. Ten jeden jedyny raz wylać wszystkie łzy. Miałam dość i tylko cienka linia odgradzała mnie od poddania się. Wiem, że chcieli mnie złamać, ale jeśli zrobią mu coś, to ja wykończę siebie. Daję słowo. Myślę, że byli świadomi ryzyka, jakie wiązało się z tym, co mi zrobili. Ich szansa na tę chorą magię minie i nic ani nikogo już nie skrzywdzą. Odejdę w zapomnienie. Przepadną ich mroczne plany. Zostaną z pustymi rękami. „Gdyby było coś, co mogłabym zrobić”, powiedziałam do siebie w myślach, ocierając łzy.

— Może niekoniecznie jestem do niczego.

To, co wymyśliłam, wydawało mi się dobrą rzeczą, ponieważ miałam w sobie moc. Czułam ją płynącą w moich żyłach, w ciele i umyśle. Przepełniała mnie z każdym moim oddechem. Dziwne, że zapomniałam o tym, a przecież moje życie obracało się wokół magii. Dzięki niej mogłam znaleźć Fedla. Dlaczego więc wcześniej o tym nie pomyślałam? Nikt i nic nie stanie mi na drodze. Udało mi się zablokować potwora w moim umyśle, więc na pewno będę w stanie go namierzyć. Dam radę. Choć przyznam szczerze, że nigdy tego nie robiłam, ale kiedyś trzeba zacząć działać, czyż nie?

— Gdzieś tu musi być jakaś mapa… — szepnęłam, grzebiąc w swoich rzeczach jak opętana.

Sordes przypadkowo ją kiedyś u mnie zostawił i nie chciał przyjąć z powrotem. Nawet gdy chciałam mu ją zwrócić. Nie nalegałam wtedy na to. Tak więc straciła swojego właściciela, a ja ją przygarnęłam, twierdząc, że kiedyś może mi się przydać. Nie sądziłam tylko, że będzie potrzebna mi akurat dzisiaj. Na dodatek w takim momencie. Miałam nadzieje, że jej tylko nie wyrzuciłam. Powinna tu być.

— O jest! Idealnie!

Jeszcze raz przetarłam oczy, aby nie płakać nad papierem, bo inaczej ją zamoczę i nic z tego nie będzie. Tego bym nie chciała. Nie miałam żadnej innej mapy. Tylko ona mi została.

— Weź się w garść dziewczyno! Znajdziesz go, nie denerwuj się aż tak — mówiłam, jakbym sama chciała się pocieszyć i miało mnie to uspokoić.

Delikatnie rozłożyłam mapę na podłodze. Starałam się przywołać wspomnienie, które mogłoby mnie z nim połączyć. Dzięki temu byłabym w stanie rzucić zaklęcie odnajdujące. Czar lokalizujący. Znajdę go, a wtedy znowu będziemy mogli być razem. Powróciłam więc do najbliższych wspomnień, jego uśmiechu i wszystkiego, co mogło mnie do niego zbliżyć. Sięgających do ramion czarnych podkręcanych włosów, które często opadały bezwiednie. Oczu wyrażających wewnętrzny spokój, rzucających spojrzenia przyprawiające mnie o gęsią skórkę. Zapachu przypominającego delikatny aromat jaśminu opatulonego piżmem z orientem. Choć to dziwne, bo nigdy nie zwróciłam uwagi, by używał jakichkolwiek perfum. A jednak jego męskie feromony oddziaływały na mnie jak nic innego. Zawsze tak było, ale nigdy przedtem tego nie okazywałam. Dopiero kiedy zrobił krok w moją stronę. Tamtego wieczoru przestałam się bronić i udawać, że nic do niego nie czułam. Jego ciało należało do mnie i nikt nie mógł tego zmienić. Dotyk, który koił najmniejsze zdenerwowanie. Uspokajał i jednocześnie przyciągał, prosząc o więcej. Wspominałam nasze spotkanie — pierwsze w Egipcie. Sprzeczki w drodze z mojego rodzinnego miasta, kiedy jechaliśmy do portu lotniczego. Rozmowę w lesie, w moim domu, a nawet wydarzenie z targu. Jego obawę, że coś mi się stanie. Grecję i walkę między nami. Tych chwil być może nie mieliśmy za dużo, ale były na tyle intensywne, że z pewnością nie będę miała problemu z realizacją mojego zadania.

— Serrate inte lar — rzuciłam pierwszą lepszą sentencję.

Liczyłam na to, że zaklęcie „Znajdź moją miłość” będzie najtrafniejsze w tym momencie, ale kiedy otworzyłam oczy, mapa nawet nie drgnęła. Kompletnie nic się z nią nie działo. Stała w miejscu. Jakby protestowała.

Po policzku spłynęła mi łza, a ręka zaczęła się trząść. Czyżbym wariowała? A może to wszystko jest snem, a ja nie mam żadnej mocy? To niemożliwe. Nie pozwolę, aby spotkało dowódcę to, co mamę i Kana. Obiecałam sobie przecież, że nie dopuszczę już do takiej sytuacji. Wystarczy. Dosyć traumatycznych wydarzeń w moim życiu. Tym razem nie dam mu wygrać. Potrzebuję jedynie się skupić i to dobrze. Może coś robię nie tak? Z pewnością. Na pewno istniał jakiś haczyk. Coś przeoczyłam.

Wiedziałam, że zwierzaki obserwują moje poczynania. Świetnie wszystko rozumiały, nie były głupie. Podejrzewałam, że gdyby to było możliwe, to pomogłyby mi, ale nawet one zdawały się w tej chwili bezsilne. Nie mogłam jednak teraz do nich podejść. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i nic mi nie jest. Zbyłam je, choć nie były niczemu winne. Wpadłam w trans. Chciałam znalezienia mojego przyjaciela tak bardzo, że nie liczyło się dla mnie nic więcej. Całe otoczenie nagle przestało istnieć. Nie dbałam o nic ani o nikogo tak bardzo jak o Fedla. Tylko on się teraz dla mnie liczył.

Pomyślałam wtedy, że być może potrzebuję jego rzeczy. Coś, co nosił lub co miało z nim jakiś związek. Udałam się więc szybko do jego namiotu z nadzieją, że coś znajdę.

— Sheila? — spytał Bahir, który kręcił się w pobliżu i postanowił, sprawdzić co robię.

Wiem, że i on był załamany, ale nie potrafiłam go pocieszyć. Nie miałam czasu, liczyła się każda minuta, a nawet i sekunda. To było znacznie ważniejsze.

— Nie teraz — odparłam, skupiając się na tym, po co przyszłam i tym samym go ignorując.

Myślałam, że kiedy tu przyjdę, będzie to prostsze. Patrzyłam na jego nietknięte rzeczy i to jeszcze bardziej pogrążało mnie w rozpaczy. Silniej niż przedtem odczułam jego brak. Próbowałam się uspokoić, aby łzy pozwoliły mi coś dostrzec. Przetarłam oczy i odczekałam chwilę, aż powróci ostrość widzenia. Kiedy się udało, moją uwagę przykuł pas, który Fedl miał na sobie jeszcze parę dni temu. Może to będzie w stanie mnie do niego zbliżyć? Spróbuję.

Wzięłam znaleziony przedmiot do ręki i ruszyłam w stronę mapy. Położyłam na niej pas, a następnie raz jeszcze użyłam czaru z nadzieją, że tym razem odniosę sukces. Nie udało się. Zrozpaczona wypowiedziałam kolejne zaklęcie, które również okazało się cholernym niepowodzeniem. Co jest? Czyżbym po raz kolejny robiła coś nie tak? Dlaczego nie mogę nic zrobić? Jeśli jestem tą całą potężną Sheilą, dlaczego moje słowa nie działają? Już dawno powinnam była ruszyć za nim.

Spanikowałam, chwyciłam się za głowę, ukrywając twarz.

Nie chciałam, aby ktoś mnie oglądał w takim stanie. Czułam się do niczego…

— Co z tobą? — spytał Sordes, widząc mnie na ziemi, całkowicie zanurzoną w histerii.

— Nie mogę go zlokalizować — wydukałam, przełykając słone łzy.

— Zlokalizować? — powtórzył.

— Tak, chciałam go znaleźć, więc rzuciłam kilka zaklęć. Próbowałam się z nim skontaktować. Nawet wzięłam jego pas, ale to na nic! — Byłam wściekła.

— Spokojnie, na pewno coś da się wymyślić. — Próbował mnie pocieszyć.

— Nie mamy czasu! — krzyknęłam. — Widziałeś, do czego są zdolni. Zrobią wszystko, aby mnie zniszczyć i chyba im się to udaje. Jestem gotowa się poddać. Mam dość!

Tutaj liczyła się każda sekunda. Nie było miejsca na pomyłki. Jeśli nie zdążę, nie wiem, co sobie zrobię. Nikt inny mu nie pomoże. Jest zdany tylko na mnie, a to najgorsze co może być. Nie wiem, co robić. Dlaczego oni są tacy spokojni? Nie widzą, że to niszczy mnie od środka? Czy tylko ja przejmuję się obecną sytuacją?!

— Dobrze wiem, co zrobili z Kanem! — podniósł głos. — To był mój przyjaciel i gdybym tylko mógł coś zrobić, żeby ich powstrzymać, zrobiłbym to.

Widziałam w jego oczach niepokój, ale dostrzegłam też prawdę. Może tego nie okazywał, ale cierpiał tak samo jak ja. Oboje nie chcieliśmy dać za wygraną, ale nie wiedzieliśmy, jak się do tego zabrać. Nie powinnam na niego naskakiwać. Co się ze mną działo?

— Wiesz, co zrobią z Fedlem… — szepnęłam.

— Nie dopuścimy do tego.

— Więc mi pomóż — poprosiłam.

Spojrzał na mnie i wiedziałam, że nie będzie w stanie mi odmówić. Nie wyglądałam najlepiej. Miałam stanowczo za dużo wrażeń jak na ostatni rok. Wszystko się sypało, a chwilowe szczęście się ulotniło. Jak zawsze zresztą.

— Dobrze, pomogę ci, ale tylko pod jednym warunkiem. — Jego głos stał się surowszy niż zwykle.

— Jakim?

— Jeśli to nie wyjdzie, dasz sobie spokój i pozwolisz nam działać. OK?

— Chcesz, abym zaprzestała poszukiwań Fedla? — wymamrotałam. — Nie potrafię. Nie zmuszaj mnie do tego!

Jak on w ogóle mógł na to wpaść? Mam siedzieć bezczynnie i czekać na dalsze wydarzenia? To nierealne! Chciałam czuć się potrzebna, mieć satysfakcję z tego, że znajdę go pierwsza. W głębi duszy czułam, że właśnie na to liczył. Nie mogłam pozostawić go na pastwę losu z tymi bandytami. To nie w moim stylu. Nie jestem taka! Nie potrafiłam zrozumieć, że mógł o czymś takim pomyśleć.

— Wiem, że go nie zostawisz, ale proszę, abyś nie przesadziła. Odbijemy dowódcę, tylko musisz też uwierzyć w nas. Nie jesteś z tym sama.

— Wierzę, ale…

— Więc uwierz bardziej.

Czułam, że jeśli nie przystanę na ich propozycję, nie pozwolą mi na żadne działania. Będę siedziała jak publiczność w sądzie, czekając na wyrok i obserwując całą sytuację. Nie tego się po nich spodziewałam. Nie chciałam jednak z nimi walczyć. Nie uważałam ich za słabych graczy, bałam się o ich bezpieczeństwo. Za dużo straciłam, żebym miała jakiekolwiek inne wyjście. Wolę poświęcić siebie niż ludzi, na których mi zależy. Na dodatek porwali moją miłość i osobę, przy której czułam się bezpieczna. Zbyt mało czasu spędziliśmy ze sobą i nawet nie mogłam się z nim pożegnać, nie wspominając już o Kanie. Tylko z mamą udało mi się chwilę przed śmiercią porozmawiać. Nie znaczy to jednak, że dalej tego w głębi duszy nie przeżywałam. Być może odrobinę było mi lżej na sercu, ale wspomnienie ran i tego, że nie udało mi się jej uratować, odcisnęło na mnie piętno.

Po twarzy znowu spłynęły mi łzy. Byłam gotowa przystać na jego propozycję, aby tylko go odzyskać.

— Zgoda. — powiedziałam. — Co teraz? Moje zaklęcia są bezużyteczne. Niczego nie mogę zrobić. — Byłam zdruzgotana. — Masz jakiś inny pomysł?

— A próbowałaś krwi?

— Nie.

Teraz całość ułożyła mi się w głowie. Więzy krwi, oczywiście. Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej? To był mój brakujący element, teraz na pewno mi się uda.

— Spróbuj — rzekł.

Nie odpowiedziałam. Natychmiast pobiegłam do namiotu Muhtadiego. Tak bardzo ucieszyłam się, że nie długo zobaczę Fedla, że dopiero po chwili zrozumiałam, że jego brat zostawił przeszłość za sobą. Siedział na swoim ulubionym fotelu. Wpatrywał się w jeden punkt. Był załamany i przez chwilę odniosłam wrażenie, że się poddał, stracił wszelką wiarę. Postanowiłam działać. Nie pozwolę, aby żywcem pochował brata, przynajmniej dopóki istnieje jeszcze nadzieja.

— Potrzebuję twojej krwi — poinformowałam, podchodząc do niego bez jakiegokolwiek uprzedzenia.

— Po co? — zdziwił się.

— Do zaklęcia lokalizującego.

— Zaklęcia lokalizującego? — powtórzył.

— Tak.

— Myślisz, że się uda?

Wyczułam w jego głosie nutkę entuzjazmu.

— Mam taką nadzieję.

Kiedy otrzymałam jego zgodę, szybko zaczęłam szukać czegoś ostrego, co nadawałoby się do nacięcia skóry. Natknęłam się na leżący na stoliku nóż, więc wzięłam go do ręki wraz z pustą szklanką. Zabrałam ją i bez zająknięcia przeszłam do działania. Byłam gotowa zrobić wszystko. Kazałam mu przytrzymać szkło, podczas gdy ja miałam zabawić się w chirurga. Nie ukrywałam jednak, że nigdy tego nie robiłam, co mogło stanowić problem. Z jednej strony potrzebowałam jego krwi, ale z drugiej nie chciałam zrobić mu krzywdy. Nie byłam przecież potworem.

Gdy ułożyłam ostrze na jego nadgarstku, zawahałam się, wpatrując się w jeden punkt, jakby on właśnie był w tej chwili najważniejszy. Skaleczenie go wywoływało u mnie wstręt. Nawet jeśli przedtem chciałam go uderzyć za to, że się poddał. Teraz nie byłam w stanie go zranić. Bałam się, że zbyt mocno przycisnę ostrzę i zrobię mu krzywdę, a tego przecież nie chciałam. Muhtadi mi się przyglądał, czym wcale mi nie pomagał. Powinien mnie dopingować, a zamiast tego wpatrywał się we mnie jak błędna owca, z nadzieją, że uratuję jego brata. To nie pomagało.

— Może lepiej, jeśli ja to zrobię — powiedział, wyciągając ostrożnie nóż z mojej dłoni.

— Przepraszam, ja… — próbowałam coś powiedzieć.

— Rozumiem — odparł, a potem przeciął swoją skórę, aż krew powoli zaczęła płynąć.

Odruchowo odwróciłam głowę, nie mogąc patrzeć na ten ruch. Byłam na siebie zła, że próbując ratować jednego z nich, kaleczyłam drugiego. Nie miałam jednak innego rozwiązania.

— Nie wiedziałem, że moja krew tak cię zniechęci do działania — przyznał, próbując zmusić się do uśmiechu.

— Raczej zranienie cię — odparłam.

— Tak się o mnie martwisz?

— Zawsze się o was martwiłam i nigdy nie przestanę tego robić.

Spojrzał na mnie dosyć dziwnie. Odniosłam nawet wrażenie, że szydzi odrobinę z mojego zachowania, ale cieszyłam się, że polepszyłam mu tym humor. Chociaż jednemu z nas udało się trochę rozweselić.

— Ile potrzebujesz?

— Tylko kilka kropel — odpowiedziałam, wciąż zerkając w inną stronę.

— A więc gotowe — poinformował, a potem oderwał kawałek swojej szaty i owinął nim nadgarstek.

— Dziękuję — rzekłam, odbierając od niego szklankę i kierując się do wyjścia.

— Nie ma za co, powodzenia.

Skinęłam głową, a potem opuściłam go, udając się na swoje stanowisko. Usiadłam na podłodze i wylałam krew bezpośrednio na mapę. Byłam pełna nadziei, wierzyłam, że się uda. Przepełniała mnie nadzieja jak nigdy dotąd. Chciałam jak najszybciej go przytulić i powiedzieć „udało mi się, znalazłam cię”.

W tym samym czasie do pomieszczenia weszła Alarieris, by przyjrzeć się całemu zajściu. A może chciała być przy mnie w razie niepowodzenia? Choć takiego scenariusza nie brałam w ogóle pod uwagę. Nie wyobrażałam sobie tego. Moje serce chyba by się załamało. O nic jednak nie pytała. Stanęła z boku, nie przerywając mi. Bez trudu skupiłam się na swoim zadaniu, jakby jej tu nie było. Nie mogłam się rozpraszać.

Raz jeszcze zamknęłam oczy, wyobrażając sobie go, aby lepiej się skoncentrować. Wreszcie wypowiedziałam słowa zaklęcia lokalizującego.

— Fetre vin sercast akrebat — powtarzałam kilkakrotnie, by wpaść w pożądany trans.

Po paru sekundach otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak krew zaczęła krążyć po całej mapie. Uśmiechnęłam się, widząc to, a łza spłynęła po mojej twarzy ze szczęścia. Już chciałam zacząć krzyczeć, że mi się udało, kiedy stało się coś dziwnego. Zamiast wskazać mi jeden punkt, zalała cały kontynent. To sugerowało jedno. Dała mi w ten sposób do zrozumienia, że może być wszędzie. Oznaczało to, że mogę szukać dniami, a nawet latami, i nigdy nie uda mi się uzyskać odpowiedzi. Nie mogłam na to pozwolić. Nie po to prosiłam o krew Muhtadiego, aby teraz tak bezpodstawnie nie chciała mi powiedzieć, gdzie mogę go znaleźć. Coś było nie tak, tylko co? A może źle dobrałam słowa? Skupiłam się po raz kolejny na zadaniu, wypowiadając to samo zaklęcie trzy razy. Dla pewności… to musiało być to, niemożliwe, żebym się pomyliła.

Gdy skończyłam ostatni werset, ogień buchnął niemal w moją twarz, paląc doszczętnie cały papier. W jednej chwili spłonęło wszystko wraz z poświęceniem Muhtadiego.

— Nie! — krzyknęłam, ale było już stanowczo za późno. — Co się stało? Dlaczego to nie zadziałało?

Zadawałam pytania, choć przeczuwałam najgorsze. Nie chciałam dopuszczać tej myśli do siebie.

Duch przyglądał się całemu zdarzeniu, a jego mina sugerowała nie tylko zaskoczenie, ale i strach. Był tak samo zdezorientowany jak ja.

— Myślę, że zablokowali twój czar lokalizujący — odparła po chwili, próbując przerwać ciszę.

— Co? O czym ty mówisz?

— Wiedzieli, że będziesz go szukać, dlatego postarali się, abyś go nie odnalazła.

— Nie!

— Przykro mi…

Widziałam jej smutek, ale wypowiedziane słowa dobiły mnie, jakby wcześniejsze wydarzenia nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. To znaczy, że to, co robiłam, poszło na marne i nic już nie mogę zrobić?

— To nie prawda! — Mój głos znów zaczął się łamać. — Musi być jakieś inne rozwiązanie. Nie dam im wygrać. Nie pozwolę na to.

— Sheilo? — zawołała, podchodząc do mnie powoli.

— Nie podchodź!

— Uspokój się, proszę.

— Dlaczego wszyscy jesteście tacy spokojni?!

— Ktoś musi zachować pozory — odpowiedziała po chwili. — Poza tym krzyki tutaj w niczym nie pomogą.

Nie słuchałam jej. Nie miałam ochoty się opanowywać. Wewnątrz cała płonęłam i kipiałam ze złości. Żadne słowa o przegranej do mnie nie dochodziły. Liczyło się tylko to, że znowu będę mogła go zobaczyć. Nie mogli mi tego odebrać.

— To nie może być prawda — mówiłam przez łzy.

— Rozumiem, że nie chcesz przyjąć tego do wiadomości i jest ci ciężko…

— Problem w tym, że nic nie rozumiesz! Nikt z was nawet nie próbuje uświadomić sobie tego, co się stało.

— Opanuj się. Znajdziemy go.

— Nie umiem, zrozum. Wtedy Kan a dzisiaj Fedl! Kto będzie następny?! Cały czas się mną bawią. Grają na moich uczuciach. Co ja im zrobiłam? — Byłam zdruzgotana. — Dlaczego to wszystko padło na mnie?!

— Sheilo…

— Nie! Nie dotykaj mnie — powiedziałam, kiedy Alarieris chciała się zbliżyć i mnie przytulić.

— Proszę.

— Nie Eris, nie tym razem — szepnęłam.

— Pozwól sobie pomóc.

— Chce zostać sama — odparłam twardo.

— Nie powinnaś teraz…

— Czy ja cię pytałam o zdanie? — przerwałam jej. — Powiedziałam, żebyś wyszła!

Patrzyła mi prosto w oczy, jakby czekała jeszcze przez moment, aż moje emocje opadną i będę w stanie racjonalnie myśleć. Kiedy jednak nie znalazła dla mnie nadziei, spuściła wzrok, a potem odwróciła się na pięcie i odeszła w milczeniu.

Jakaś część mnie chciała ją zatrzymać i przeprosić za swoje zachowanie, ale wstydziłam się tego, co zrobiłam. Nie powinnam działać tak impulsywnie. „To wszystko przez Bloodwolfa”, powiedziałam w myślach. „Gdyby nie on, nie byłabym taka”. Miałam dość! Pchnęłam rzeczy leżące na moim stoliku, aż te spadły na ziemię i rozbiły się w drobny mak, robiąc przy tym niemałe zamieszanie. Przez moment o to nie dbałam. Dopiero gdy wyładowałam emocje, postanowiłam pozbierać rozbite kawałki szkła. Nie byłam ostrożna, przez co skaleczyłam się w rękę. Syknęłam. Patrzyłam przez chwilę, jak krew wypływa z rany, ale nic sobie z tego nie robiłam. Mogłabym się teraz wykrwawić i nie zrobiłoby mi to różnicy. Ten ból był niczym w przeciwieństwie do tego, co czułam w środku. Nic nie mogło się z tym równać. Chciałam krzyczeć, opuścić ten świat i uciec jak najdalej. Jednak czy jest gdzieś miejsce, gdzie mogłabym się skryć? Gdzie nie czułabym niczego? Co powiedziałby Fedl, gdyby wrócił i dowiedział się, że zakończyłam swój żywot tylko dlatego, że sprawy mnie przerosły, poddałam się? Czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczę?

To moja wina! Ściągnęłam na wszystkich niebezpieczeństwo, zamiast rozprawić się z potworem. Gdyby nie ja, nie musieliby się ukrywać. Wiedliby normalne życie z dala od wszelkich trosk. A tak natrafili na mnie. Dziewczynę, która przyciągała zło jak magnes. Obwiniałam siebie za każdą rzecz i nie potrafiłam przestać. Wiedziałam dobrze, że to prawda.

Upadłam na kolana, chowając głowę w dłoniach, a potem zaczęłam głośno płakać jak małe dziecko. Pozostali mnie słyszeli, ale wiedzieli, że nie wejdą do namiotu bez mojego pozwolenia. Chciałam zmierzyć się z tym sama. Wypłakać się za wszystkie czasy, w których nie mogłam tego zrobić, bo musiałam być silna. Miałam gdzieś zranioną dłoń i to, że wampir zapewne już z daleka wyczuł krew i powiadomił innych. Nie liczyło się dla mnie nic. Nikt nie mógł mi pomóc, nawet gdyby chciał. Stworzyłam barierę ochronną wokół siebie — na wypadek, gdyby mnie nie posłuchali i zlekceważyli moją prośbę. Odizolowałam się. Musieli to uszanować.

Byłam rozdrażniona i zmęczona, ale mimo tego nie poprzestawałam na zaklęciach. Dalej usiłowałam się przebić przez tę głupią przesłonę, która doprowadzała mnie do szaleństwa. Nie dawałam za wygraną. Wpadłam w szał, zignorowałam zdrowie i bezpieczeństwo swoje oraz innych. Wiedziałam, że najważniejszy jest tutaj czas, którego mam zbyt mało. Jeśli jest jakaś skaza, przez którą mogłabym się przebić, zrobię to, wyciągnę go.OBÓZ

Czasami zastanawiasz się nad decyzjami. Jeśli jednak nie zaryzykujesz, możesz nigdy nie poznać odpowiedzi na pytanie, czy dobrze zrobiłeś.

Z daleka widać już było obozowisko. Zatrzymałam się, a reszta zrobiła to samo. Poprosiłam Sordesa, by wjechał ze mną jako pierwszy, a reszta miała chwilę zaczekać, kryjąc się za jedną z wydm. Chciałam, aby dali nam parę minut. Potrzebowałam czasu, by porozmawiać z dowódcą, zanim się na mnie zdenerwuje i całkiem możliwe, że wyrzuci z obozu. Jeśli lorgaki zjawiłyby się razem ze mną, mogłoby to zostać źle odebrane przez Muhtadiego, a tak zyskam czas na ich przygotowanie. Przynajmniej taką miałam nadzieję. O ile to w ogóle było możliwe.

Wielkim psom w pierwszej sekundzie nie za bardzo się ten pomysł spodobał, ale w końcu zrozumieli, że tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Nie mieli wyjścia, musieli mnie słuchać. Wiedziałam, że trzeba to dobrze rozegrać, nim się pozabijamy. A do tego mogło dojść w każdej chwili.

Ruszyliśmy więc przed siebie, a gdy tylko przekroczyliśmy granicę ochronną, Bahir wyszedł nam na powitanie. Wyglądał na szczęśliwego, gdy nas zobaczył. Zaraz za nim kroczył Muhtadi. Przeraziłam się na jego widok i zrobiłam nagle krok w tył, a Sordes szturchnął mnie, abym więcej tego nie robiła. Dał mi w ten sposób do zrozumienia, że szybko się mogą zorientować, że coś jest nie tak. Spanikowałam. Dlaczego tak się zachowuję? A może się wstydzę lub boję, że teraz nie będzie mnie w stanie zaakceptować.

— Wróciłaś na dobre, czy to tylko przystanek? — Uśmiechnął się podwładny.

— Na razie zostaję — odparłam, odwzajemniając uśmiech.

— To dobrze, bo już myślałem, że będzie trzeba cię przywiązać do słupa, żebyś znowu nie uciekła — roześmiał się.

Puściłam ten komentarz mimo uszu. Skupiłam się bardziej na innym przyjacielu, który właśnie zmierzał w moją stronę, aby mnie objąć. To jego reakcji bałam się najbardziej.

— Witaj, Sheilo.

— Ciebie też dobrze widzieć — odparłam, przytulając go i ciesząc się na jego widok.

Gdy mnie już puścił, wpatrywał się we mnie przez chwilę, co spowodowało u mnie lekkie zdezorientowanie. Czyżby szukał zmian? Czy naprawdę aż tak bardzo je widać? A może zastanawia się, czy w tak krótkiej chwili mogłam stanąć na nogi, po tym, co zaszło? Cokolwiek to było, nie wróżyło niczego dobrego. Serce waliło mi jak opętane.

— Nie było cię trzy dni — powiedział. — Zdradzisz nam chociaż powód twojego wyjazdu?

— Chciałabym, ale obawiam się, że to ci się nie spodoba — poinformowałam.

— Dlaczego? — spytał zdziwiony. — Zawarłaś pakt z diabłem?

Przez moment nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć ani jak nazwać ten czyn, który zrobiłam. Zamurowało mnie i nagle straciłam zdolność wypowiedzi. Otwarłam tylko buzię, próbując wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, ale mój głos odmówił posłuszeństwa. Sordes przypatrywał się nam, a następnie wybuchnął śmiechem jak małe dziecko. Nie wiem, co było w tym śmiesznego.

— Jakbyś trafił w dziesiątkę — wtrącił.

— Oj, nie przesadzaj — skomentowałam nerwowo we własnej obronie.

— Ale to prawda.

— No… dobrze, może z jego krewnym, ale zapewniam cię, że wszystko mam przemyślane i nie ma powodów do obaw.

— Z twojego punktu widzenia na pewno.

— Sordes! Nie pomagasz — skarciłam go.

— Wybacz.

Muhtadi zmierzył nas wzrokiem i założył jedną rękę na drugą w oczekiwaniu na dalsze wyjaśnienia. Zainteresowaliśmy go. To spowodowało, że poczułam się jeszcze gorzej. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ale nie mogłam. W głowie układałam właśnie cały plan wypowiedzi. Dlaczego wcześniej się do tego nie przygotowałam? Choć czy da się na takie coś przygotować?

— Dowiem się wreszcie, o co chodzi? — dopytywał zdezorientowany.

— Bo widzisz — zaczęłam powoli. — Pewnie zdążyłeś zauważyć, że ten wyjazd nie był zwykłym odpoczynkiem a pewną misją…

— Misją? — powtórzył lekko zdenerwowany, nadal wbijając we mnie swój wzrok.

— Tak.

— Wytłumacz, proszę.

Czułam, że ta rozmowa będzie ciężka. Miałam przechlapane. Wzięłam więc głęboki wdech, aby się opanować przed nadchodzącą burzą, którą sama wywołałam.

— Oboje wiemy, że moja moc nie mogła wykryć położenia Fedla ani mu pomóc. Twoi ludzie również byli bezsilni — ciągnęłam. — Moją jedyną nadzieją było odnalezienie kogoś, kto ma dostęp do wielu informacji i jest częścią tamtego świata. Nie wahałam się więc sięgnąć po pomoc, nawet gdy nasze relacje i przyjaźń są u kresu wytrzymałości — wyznałam ze smutkiem w głosie, kręcąc się przy tym niemiłosiernie. — Dla Fedla zrobię wszystko — powiedziałam pod nosem.

— Co zrobiłaś? — Patrzył mi prosto w oczy, próbując znaleźć w nich odpowiedź.

— Obiecaj, że dasz mi szanse i się nie wściekniesz.

— Sheilo, nie mogę ci tego zagwarantować — brzmiał całkowicie poważnie. — Świadomie wyruszyłaś w tę podróż, nie pytając mnie o zdanie. To już jest powód, by się na ciebie zdenerwować. A więc?

— Dobrze — odparłam niepewnie. — Niech się dzieje, co chce.

Po tych słowach zza pagórka piasku wyłoniły się lorgaki. Stąpały w moim kierunku, pewne siebie i z uniesioną głową, jakby szły po jakimś wybiegu. Chciały zwrócić na siebie całą uwagę i to im się udało. Gdy tylko pozostali w obozie je zauważyli, od razu chcieli chwycić za broń, uznali to za atak.

— Zabić je!

— Spokojnie! — wrzasnęłam, próbując stanąć im na drodze. — Są ze mną.

— Z tobą? — spytał z niedowierzaniem Bahir.

— Co ty wyprawiasz? — zdziwił się Muhtadi. — Dlaczego je tutaj przyprowadziłaś? Mogą zdradzić naszą pozycję!

— Nie zrobią tego.

— Skąd ta pewność?

Rzuciłam na nie okiem, a następnie powróciłam do konwersacji z głównym dowódcą. Wiedziałam, że klamka już zapadła i co się stało, to się nie odstanie. Bałam się, że mnie znienawidzi za ten czyn, ale świadomie go podjęłam. Skoro on nie chciał mi pomóc, potrzebowałam znaleźć kogoś, kto to zrobi. Dlatego posunęłam się do czegoś, co mocno się na mnie odbiło, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać.

— Bo to moi ludzie — starałam się brzmieć jak przywódca.

Wszyscy patrzyli na mnie, co najmniej jakby zobaczyli ducha, nie wydając z siebie zupełnie żadnego dźwięku. Nie spodziewali się tego po mnie. Być może czekali, aż wyznam im, że to tylko żart, ale patrząc na moją powagę, powoli zaczynali rozumieć, że jestem szczera.

— Żeby to zrobić, musiałabyś… — próbował wydukać Bahir, spoglądając na mnie z przerażeniem.

Spojrzałam w oczy Muhtadiego. Pragnęłam w ten sposób odpowiedzieć na jego pytanie bez mówienia tego na głos. Wstydziłam się. Czułam, że go zawiodłam.

— Powiedz, że tego nie zrobiłaś — szepnął Muhtadi, a kiedy chciał się do mnie zbliżyć, Lorg wkroczył między nas, jakby się bał, że coś mi zrobi.

Brat Fedla stanął jak wryty, a jego twarz była przepełniona różnymi emocjami. Nagle świat mu się zatrzymał. Nie powiedział niczego, ale wszystko zaczynało mu się łączyć w całość. Chyba nareszcie pojął, co zrobiłam. Nie wiedziałam, czego mogłam się po nim aktualnie spodziewać. Jeśli zdecyduje, że powinnam odejść z obozu, to trudno — odejdę. Przyjmę każdą karę, jaką mi wyznaczy. Zrobię, co trzeba, byle tylko mi wybaczył. Jestem mu to winna.

— Dostałeś swoją odpowiedź.

Jeszcze przez parę sekund mierzył mnie wzrokiem, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł, nie mówiąc nic. Najwyraźniej nie zasłużyłam nawet na komentarz. Odniosłam wrażenie, że w jakimś sensie nie chciał przyjąć tego, co się stało, do wiadomości. Zrobiłam coś, czego nie podejrzewał. Nie przeszło mu to przez myśl. Obawiałam się, że niczym się nie różniłam teraz od naszego przeciwnika. Byłam bezduszna. Inni również stali nieruchomo, czekali na dalszy rozwój wypadków. Czy ich zaatakuję? Przyprowadziłam do ich bezpiecznego miejsca tyle potworów, że spokojnie mogłabym wygrać tę bitwę. Nie chciałam tego jednak. Czułam się jak odludek, ale nie oznacza to, że żałowałam swoich czynów. Gdyby nie ja, wróg pewnie szybko by je znalazł, ale to nie znaczy, że byłam też z siebie zadowolona. Nie było prostej odpowiedzi lub wytłumaczenia na to, co zrobiłam. Dobrze o tym wiedziałam.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: